niedziela, 11 sierpnia 2019

Część VII


LENA

Otwieram oczy. Cienkie ściany namiotu filtrują wpadające do środka promienie słoneczne, przez co jego wnętrze wypełnia przyćmione zielone światło. (...) Julian zniknął.

Słowo daję, jeżeli okaże się, że Julian poszedł po rozum do głowy i wypisał się z tego cyrku, zostanie moim najulubieńszym bohaterem w całej historii analiz, przebijając nawet Clarksona i Charliego Swana.

Na zewnątrz powietrze jest zaskakująco ciepłe, las rozbrzmiewa ptasim śpiewem, a chmury płyną w zawrotnym tempie po bladoniebieskim niebie. Głusza dumnie zapowiada nadejście wiosny, pusząc się niczym drozdy w okresie godowym.

Zakład, że nawet sprzyjające warunki pogodowe nie uratują was od regularnych głodówek?

Schodzę do małego strumienia, gdzie czerpiemy wodę. Dani właśnie wychodzi z kąpieli i stoi zupełnie naga, owijając włosy podkoszulkiem. Niegdyś nagość mnie szokowała, ale teraz prawie nie zwracam na nią uwagi. W tym momencie Dani równie dobrze mogłaby być ciemną, śliską wydrą otrząsającą się z wody na słońcu.

Remedium niszczy chuć (a przynajmniej znacząco ją zmniejsza), seks powinien więc być dla wyleczonych tym, czym dla nas przekopanie ogródka lub przytarganie ciężkich siat z zakupami – fizycznym wysiłkiem, na który człowiek godzi się w imię płynących z niego dalszych profitów (tu: posiadanie potomstwa na chwałę Małego Brata), ale który sam w sobie nie budzi większego entuzjazmu. Czy remedium nie powinno także eliminować uczucia wstydu towarzyszącego nagości? W takim układzie nikt ze starego otoczenia Leny nie robiłby specjalnych ceregieli z łażenia na golasa; to właśnie życie w Głuszy, wśród ludzi nabuzowanych hormonami powinno jej uświadomić, że widok nagiego ciała drugiej osoby może wywołać w obserwatorze najróżniejsze reakcje.

I kiedy w zasadzie Lena tak się uodporniła? W „Pandemonium” była wyraźnie poruszona, gdy Julek przyłapał ją podczas kąpieli.

Dziewczyna dokonuje ablucji, po czym wraca do obozu:

(…) zauważam, że ciało starszej kobiety zniknęło. Mam nadzieję, że znaleźli gdzieś miejsce, by ją pochować. Przypomina mi się Blue, którą musieliśmy zostawić na śniegu, a na jej czarnych rzęsach osiadał lód i pieczętował jej oczy, i Miyako, której ciało spaliliśmy. Duchy, postacie-cienie zaludniające moje sny. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek je stamtąd przegonię.

Myślę, że uczynisz to bez większego problemu, biorąc pod uwagę, że od pogrzebu Blue i Miyako nie poświęciłaś żadnej z nich ani jednej myśli.

Dzień dobry, słońce — wita mnie Raven, nawet nie podnosząc wzroku znad kurtki, którą łata.

...Raven, co tobie?

Dobrze spałaś? — Nie czeka na moją odpowiedź. — Na ogniu jest trochę żarcia, więc się najedz, zanim Dani dorwie się do garnka.

Ktoś tu chyba podkradł O'Shei jego ulubione psychotropy.

Dziewczyna, którą wczoraj ocaliliśmy, już nie śpi i siedzi blisko Raven, niedaleko ogniska, z czerwonym kocem zarzuconym na ramiona. Jest nawet ładniejsza, niż mi się w nocy wydawało. Oczy ma intensywnie zielone, a skórę błyszczącą i delikatną.

Nowa bohaterko?


Cześć — odzywam się, przechodząc między nią a ogniskiem. Dziewczyna rzuca mi nieśmiały uśmiech, ale nic nie mówi, a ja nagle odczuwam do niej przypływ sympatii.

Nacieszcie oczy tym zdaniem, drodzy czytelnicy, albowiem już za chwileczkę, już za momencik optyka Leny wykona gwałtowną woltę.

Na skraju ogniska, do połowy zakopany w popiele, leży sfatygowany garnek. W środku znajduję papkę z owsianki i czarnej fasoli, która została z kolacji z poprzedniego wieczora.

Ciekawam, skąd wzięliście składniki na to śniadanko, skoro pana Wiesia (tudzież jego powinowatych) wciąż brak na horyzoncie, a dokładne przeszukanie okolicy, jak już mieliśmy okazję się przekonać, przekracza wasze możliwości.

Jest twarda, przypalona i właściwie bez smaku.

O ile brak smaku jeszcze zdołałabym zrozumieć – posiłek został zapewne przygotowany z tego, co było pod ręką – o tyle przypalenie to już tylko wasza wina.
Mój losie, te niedojdy nie dorobiłyby się prężnie funkcjonującej osady, choćby nawet pan Wiesio co wieczór dowoził im pod nos wypełnioną po sam dach ciężarówkę darów.

Nakładam łyżką porcję do blaszanego kubka i szybko przełykam. Gdy kończę, z lasu wychodzi Alex, niosąc plastikowy dzbanek pełen wody. Podnoszę odruchowo wzrok, by sprawdzić, czy zwróci na mnie uwagę, ale jego spojrzenie jak zwykle utkwione jest w przestrzeń ponad moją głową.
Mija mnie i zatrzymuje się przy tamtej dziewczynie.

Oj.

Proszę — mówi. Jego głos jest delikatny, to głos dawnego Aleksa, chłopaka z moich wspomnień. — Przyniosłem trochę wody. Nie bój się. Jest czysta.

Ojej.

Dziękuję, Alex — odpowiada. Jego imię brzmi jakoś dziwnie w jej ustach. Wywołuje u mnie takie samo odczucie jak wtedy, kiedy jako dziecko znalazłam się w gabinecie krzywych luster: jakby wszystko było zniekształcone.

Ojejej.

Tack, Pike i kilkoro innych, torując sobie drogę przez splątane gałęzie, wyłaniają się z lasu zaraz za Aleksem. Julian pojawia się jako jeden z ostatnich. Na jego widok wstaję, biegnę i rzucam mu się w ramiona.
Hola, hola. — Julian śmieje się, cofa się pod wpływem mojego ciężaru, a potem mnie ściska, najwyraźniej zaskoczony i ucieszony. Nigdy nie byłam tak wylewna wobec niego za dnia, na oczach innych. — A to było za co?
Tęskniłam za tobą — wyznaję, czując, że brak mi tchu.

OJEJEJEJ.

Drodzy czytelnicy, którzy na pytanie zadane przeze mnie w ostatniej analizie odpowiedzieli (choćby tylko w myślach): „Nowa dziewczyna rozszerzy miłosną figurę geometryczną, dołączając do fanklubu Plastikowej Simorośli” - zgadliście. Pogratulowałabym Wam, ale szczerze mówiąc, nie bardzo jest czego; to była jedna z tych zagadek, w której bycie zwycięzcą de facto oznacza przegraną.
Kochani, spójrzcie jeszcze raz na powyższe cytaty. Wiecie, czym był ów akapit?

Zgrabnym streszczeniem dalszych losów trójkąta Lena – Plastikowa Simorośl – Juleczek.

I tak od dzisiaj PŚ i jego relacje z nowo przybyłą damą staną się obiektem gorącej zazdrości naszej protagonistki, Fineman junior będzie dalej przegrywał życie, stając się już nie tyle piątym kołem u wozu, co piątym kołem przeznaczonym do mszczenia się na byłym partnerze, a Lena...

...no cóż. Tu musimy na chwilę się zatrzymać.

Widzicie, pomijając jej karygodny stosunek do rodziny, tak naprawdę nie miałam większych problemów z siedzeniem w głowie Leny. Och, nie zrozumcie mnie źle – bywała mocno irytująca, ale przerabiałam już narrację z punktu widzenia tak uroczych postaci jak Bella Swan czy Eadlyn Schreave, więc w porównaniu z nimi Magdalena Haloway nadal wychodziła na plus. Miała hobby, przyjaciółkę, wolę walki o rzeczy, na których jej zależało, a w początkach „Delirium” nawet coś na kształt zdrowego rozsądku.

A później nadeszło „Requiem”.

Myślę, że nie będzie to zbyt wielki spoiler, jeśli podzielę się z Wami, kochani czytelnicy, pewnym ostrzeżeniem; przez większość tego tomu myśli Leny będą krążyć wokół jednego tematu (Tru Loff) i nie będzie to przyjemny proces - przede wszystkim dlatego, że lwia część owych myśli poświęcona będzie nowo przybyłej piękności. Wygląda bowiem na to, że Oliver przejrzała poprzednie tomy - z naciskiem na wątek Haleny - i uznała, że jest daleko w tyle za innymi autorkami YA, gdy w grę wchodzi nakręcanie damsko-damskiej spirali nienawiści opartej na zawiści, po czym ruszyła niezwłocznie naprawiać swój błąd.

Co będzie oznaczać to dla nas, czytelników patrzących na świat oczyma Leny, jak również dla zielonookiej niewiasty, która miała pecha nawiązać nić porozumienia z PŚ – dopowiedzcie sobie sami.

Kładę czoło na jego ramieniu, a jedną rękę na jego piersi. Jej rytm jest uspokajający: Julian jest prawdziwy i jest teraz przy mnie.

Juleczku, posłuchaj dobrej rady; zgodnie z kanonem ustanowionym przez naszych czytelników, gdzieś w zaroślach ukrywa się twój ojciec wraz z Jadzią, Hipolitem, pingwinami i kilkoma innymi postaciami z bajkowego uniwersum. Wiej tam, ile sił w nogach – nie dość, że będziesz mógł brać udział w wieczorkach karaoke, to uwolnisz się od całego tego upokorzenia.

Przeszukaliśmy cały teren w promieniu kilometra — mówi Tack. — Wszystko wygląda spokojnie. Hieny musiały pójść w innym kierunku.
Ciało Juliana tężeje. Odwracam głowę w stronę Tacka.
Hieny? — powtarzam.

Nie rozumiem. Juleczek był przecież na zwiadach, więc doskonale wiedział, czego szukali. Skąd zatem ta reakcja? Czyżby włączył mu się tryb „Edward Cullen”, który zakłada, że delikatne uszy ukochanej nie zniosą zderzenia z brutalną rzeczywistością?

Nie pamiętasz, ile dni temu to było? — pyta [Tack] dziewczynę, i widzę, że walczy z sobą, by nie okazać zniecierpliwienia. Na zewnątrz Tack jest agresywny: agresywny i gruboskórny, tak jak Raven. To dlatego tak się dobrze dogadują.

Wyrzuć to „na zewnątrz” i dostaniemy jedno z prawdziwszych zdań, jakie wypowiedziałaś w tej serii.

Dziewczyna przygryza wargę. Alex wyciąga rękę i delikatnie dotyka jej dłoni, by dodać jej otuchy, a mnie nagle zaczyna mdlić.


Przyzwyczajcie się, drodzy czytelnicy – tak będzie już niemal przez cały czas.

No dalej, Coral — mówi. No tak, wiadomo, dziewczyna taka jak ona musi mieć na imię Coral. Piękna, delikatna i wyjątkowa. Jak koral.

Cóż, jeżeli inni Odmieńcy stosują podobne zasady, co Raven, może po prostu je sobie wybrała.

...Swoją drogą, jak już przy tym jesteśmy – dlaczego Lena nie zmieniła swojego imienia po przybyciu do Głuszy? Myślałby kto, że przy podejściu Raven pt. „przeszłość jest martwa” i obsesyjnej potrzebie sprawowania kontroli nad każdym najmniejszym aspektem życia innych nie przepuściłaby Lenie w tym temacie – a i samej dziewczynie mogłoby być łatwiej uporać się z demonami przeszłości przez symboliczne z nią zerwanie.

Nie... nie pamiętam. — Ma niski głos, niemal chłopięcy.

Ale jak to? Biorąc pod uwagę, jak do tej pory opisywała ją Lena, spodziewałabym się raczej złocistych dzwoneczków à la Bella Cullen.

Spróbuj sobie coś przypomnieć — naciska Tack.
Raven rzuca mu piorunujące spojrzenie: daj jej spokój.

Nie wiem, co konkretnie ćpasz, Raven, ale proszę, nie przestawaj.

Przyszli kilka dni temu... Trzy, może cztery. Nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie. Wcześniej znaleźliśmy starą stodołę, nienaruszoną, nocowaliśmy tam. Było nas niewielu. David, Tigg i... i Nan. - Jej głos załamuje się, dziewczyna spazmatycznie wciąga powietrze do płuc. — I kilkoro innych... w sumie było nas osiem osób. Trzymaliśmy się razem, od kiedy przybyłam do Głuszy. Mój dziadek był kapłanem jednej ze starych religii. — Spogląda na nas wyzywająco, jak gdyby spodziewała się od nas słów krytyki.

O, zobaczcie, wreszcie jakieś tło społeczno-polityczne! Zobaczymy, co z tego wyrośnie.

Odmówił przejścia na Nowy Porządek i został zamordowany.

No proszę, Mały Brat przypomniał sobie o tym, że jest bezwzględnym dyktatorem! No dalej, Mały Bracie, pokaż wreszcie swoją potęgę...

Od tamtej pory nasza rodzina była pod obserwacją. A kiedy moja ciotka okazała się sympatyczką... nasze nazwiska umieszczono na czarnej liście. Nie mogliśmy znaleźć pracy, nie mogliśmy znaleźć pary, nie było jak dalej żyć. Nikt w Bostonie nie chciał nam wynająć mieszkania... zresztą i tak nie byłoby nas stać na czynsz.

...No cóż.

Jestem rozdarta. Z jednej strony znów mamy do czynienia z familią, która cierpi nieproporcjonalnie do przestępstw wyrządzonych przez jej członków – kapłan (pastor?) który odmawia głoszenia nowej religii i buntowniczka to zestaw, który z mojego punktu widzenia powinien prowadzić do poważnych represji. Muszę jednak pochwalić autorkę za to, że Coral, w przeciwieństwie do Leny, przynajmniej doświadczyła jakichkolwiek reperkusji – przypominam, że wuj Leny prowadził sklep, dziewczyna miała dach nad głową, otwartą drogę na uniwerek i całkiem fajnego kandydata na małżonka. Co to jednak znaczy posiadać status Mary Sue!

W jej głosie pobrzmiewa gorycz. Zapewne dopiero ostatnie traumatyczne wydarzenia sprawiły, że wydaje się taka krucha i delikatna. W normalnych warunkach jest typem przywódczyni — jak Raven.

Oliver, wiem, że chcesz, abyśmy znielubili konkurentkę Leny, ale to był cios poniżej pasa – nie fair jest do tego stopnia obrzydzać nam postać, której jeszcze nawet dobrze nie poznaliśmy.

Jak Hana.

Jak Hana, powiadasz...Ha, może to jednak nie PŚ będzie głównym trofeum w tym wyścigu?

Gdy widzę, jak Alex na nią patrzy, znów czuję ukłucie zazdrości.

Ech, płonne me nadzieje.

Hieny — przypomina jej Tack.
Daj jej spokój - wtrąca się Raven. — Nie jest jeszcze gotowa, by o tym rozmawiać.

W związku Raven i Tacka zabawne jest to, że nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, która strona będzie tą bardziej obrażoną po kłótni.

Okazuje się, że Nan (owa starsza niewiasta, która nie przeżyła akcji ratunkowej), miała problemy ze stawami, więc trzeba ją było odprowadzać za potrzebą; owej feralnej nocy pomagała jej Coral i tylko dlatego przeżyły – pozostali spłonęli w stodole podpalonej przez Hieny. Nan rzuciła się na pomoc (zakładam, ze zadziałała tu adrenalina, skoro zazwyczaj ciężko jej było chodzić), Coral najprawdopodobniej ją odciągnęła – ciężko stwierdzić, bowiem dziewczyna nie umie dokładnie odtworzyć biegu wydarzeń. Wkrótce potem zemdlała i obudziła się już wśród naszych Odmieńców.

Na szczęście już opuścili ten teren – mówi [Tack]. — Mamy szczęście. Pozostaje nam mieć nadzieję, że nie natkniemy się na nich w drodze.

Czy ta stodoła znajdowała się kilometr od waszej obecnej miejscówki? Bo przypominam, że taki obszar obejmował wasz patrol, więc jeżeli Coral i Nan przebyły nieco większy dystans, to nie bardzo wiem, z czego czerpiesz ową pewność.

Ilu ich było? — zwraca się do Coral Pike. Dziewczyna kręci głową. — Pięciu? Dziesięciu? Więcej? Wysil się trochę. Musisz nam dać jakieś...
Chciałbym wiedzieć, po co - odzywa się Alex.

Jak się zaraz przekonamy, Plastikowej Simorośli chodzi o coś innego, ale zasadniczo się z nim zgadzam: co wam po tej informacji? Jeżeli Hieny mają broń (a zapewne tak jest) to nie ma większego znaczenia, czy były ich cztery, czy setka, i tak jesteście w czarnej rzyci. Ja skupiłabym się raczej na myśleniu życzeniowym Tacka, który radośnie założył, że Hieny z pewnością są już za górami, za lasami, i którego taktyka omijania wrogów sprowadza się do trzymania kciuków za to, by nie spotkać się z nimi gdzieś na rozstaju dróg.

Chociaż mówi cicho, wszyscy natychmiast milkną i zamieniają się w słuch. Uwielbiałam to w nim: sposób, w jaki zdobywa uwagę słuchaczy bez podnoszenia głosu, i pewność siebie, którą zawsze promieniował.

Leno, nie chcę cię martwić, ale jedyną osobą, która zwykła wpatrywać się w PŚ jak w złotego cielca, gdy tylko otwierał paszczę, byłaś ty.

Teraz niczego nie powinnam wobec niego odczuwać, więc skupiam się na myśli, że Julian stoi tuż za mną.

Bardzo słusznie; niewolnik powinien znajdować się na tyle blisko, aby pan mógł sięgnąć po niego w razie potrzeby, ale jednocześnie gdzieś z tyłu, coby nikt nie miał wątpliwości co do jego społecznego statusu.

Skupiam się na tym, że kolana Aleksa i Coral się stykają, a on się nie odsuwa i w ogóle sprawia wrażenie, jakby nie miał nic przeciwko temu.

Nie raz zdarzyło mi się stykać kolanami z najróżniejszymi znajomymi płci męskiej i nigdy nie towarzyszył temu dźwięk weselnych dzwonów. Drogie Bravo, czy coś ze mną nie tak?

Po co ten atak? Po co palić stodołę? To nie ma żadnego sensu — kontynuuje Alex, kręcąc głową. — Wszyscy wiedzą, że Hieny napadają po to, by kraść i rabować, a nie tylko niszczyć. To nie była kradzież: to była zwykła rzeź.

Ciekawe, że nikt tu nie bierze pod uwagę pewnej dosyć oczywistej rzeczy: znaczna część Hien to obywatele po nieudanym zabiegu, którzy w jakimś stopniu postradali zmysły. Tuszę, że nie potrzebowaliby żadnego poważniejszego powodu niż chęć ujrzenia fajnego ogniska.

Hieny współpracują z AWD - wtrąca się Julian. Słowa wydobywają się z jego ust płynnie, chociaż muszą być dla niego trudne. AWD była organizacją stworzoną przez jego ojca, dorobkiem życia jego rodziny, i dopóki los nie zetknął nas z sobą kilka tygodni temu, był to również dorobek życia samego Juliana.

Naprawdę żałuję, że "Requiem" nie jest pisane z perspektywy Julka; nie tylko nie musielibyśmy przedzierać się przez drobiazgowe opisy, kiedy i w jaki sposób PŚ posmyrał Coral po łydce, ale w dodatku moglibyśmy zobaczyć, co oznacza przeprowadzka do Głuszy dla kogoś, kto nie tylko spędził większość życia, przyjaźniąc się z panią Jadzią, ale w dodatku wychodzi na tej zamianie na minus.

Tak jest. — Alex podnosi się. Chociaż on i Julian przedstawiają argumenty za tą samą sprawą, a jeden uzupełnia wypowiedź drugiego, Alex nie spogląda w naszym kierunku. Wzrok ma utkwiony w Raven i Tacku.

Ech, jak na tru loffa w trójkącie to i tak całkiem nieźle; mieliśmy już takich, co prędzej odgryźliby sobie język, niż przyznali rację rywalowi (#AspenLeger #Elita #Gwardzista).

Tu nie chodzi już o ich przetrwanie, prawda? Chodzi o jakieś wymierne korzyści. Stawka jest większa, a cele inne.
Nikt nie oponuje. Wszyscy wiedzą, że Alex ma rację. Hienom nigdy nie chodziło o remedium. Trafiły do Głuszy, ponieważ nie należały do normalnego społeczeństwa albo zostały wypchnięte poza jego nawias. Do niczego nie przynależą, nikomu nie podlegają i nie wiedzą, co to honor ani ideały. I chociaż zawsze były bezlitosne, ich ataki miały jakiś cel.
Hieny plądrowały i rabowały, kradły prowiant i broń, i nie przeszkadzało im zabijanie przy tym ludzi. Ale morderstwo bez powodu i bez wymiernych korzyści to coś zupełnie innego. Tak jakby ktoś im to zlecił.

Na przykład Raven, hue, hue.

...Mój losie, właśnie zdałam sobie sprawę, jak prawdopodobny jest to scenariusz; mówimy wszak o postaci, która nie miała żadnego problemu z narażeniem zdrowia, życia i bezpieczeństwa jednego ze swoich ludzi w imię zrealizowania kompletnie bezsensownego planu. Jestem dziwnie pewna, że spalenie żywcem kilku osób nie spowodowałoby u niej ani jednej bezsennej nocy.

Odstrzeliwują nas — mówi powoli Raven, jakby ta myśl właśnie klarowała się w jej głowie. Odwraca się do Juliana. — Zamierzają nas dopaść jak... jak zwierzynę. Czy o to chodzi?
Teraz wszyscy spoglądają na niego - jedni z ciekawością, inni z niechęcią.

Biedny, biedny chłopak; chyba żaden inny tru loff, wyłączając może Jacoba z czasów Nju Muna, nie budził u mnie tak wielkiego współczucia. Facet wyrzekł się całego swojego życia i uciekł do krainy Wobo tylko po to, by stykać się z pogardą tych, którzy nadal uważają go za część AWD (Odmieńcy), mimowolnie brać udział w pojedynku samców (Plastikowa Simorośl) i służyć za narzędzie do wyładowywania seksualnej frustracji dziewczynie, dla której postawił na szali swoją przyszłość (Lena).

Nie wiem — odpowiada z wahaniem. A potem dodaje: — Nie mogą sobie pozwolić, by pozostawić nas przy życiu.

Pozostawiali was przy życiu przez ładne kilkadziesiąt lat po blitzu – i to tak skutecznie, że zdążyliście się w Głuszy dorobić uroczych domków z zapasową pościelą i prywatnych bibliotek w rozwalonych ciężarówkach – więc nie bardzo wiem, dlaczego cokolwiek miałoby się zmienić w tej kwestii właśnie teraz.

Autorko, jeżeli chcesz, żebym uwierzyła w to, że w twoim uniwersum trwa wojna, to pokaż mi jakiekolwiek jej oznaki. Obecne życie Odmieńców w niczym nie różni się od czasów „Pandemonium”; i tu, i tam kręcili się bez celu po lasach, dumając, skąd by wytrzasnąć jakieś żarcie.

Ale jeśli AWD i porządkowi płacą Hienom, by nas zabijały, oznacza to, że ruch oporu jest silny — odzywam się. — Widzą w nas zagrożenie. To dobra wiadomość.

Bardzo dobra; teraz nie musicie się już martwić ewentualną śmiercią głodową, zginiecie po prostu podczas nalotu.

Oliver, po raz kolejny – może i poruszyłyby mnie te wszystkie polityczne zawirowania, gdyby nie fakt, że nie mają one żadnego bezpośredniego przełożenia na sytuację Leny. Przeanalizujmy powyższą kwestię:

a) RO rośnie w siłę? I co z tego? Jak ów fakt wpływa na byt naszej narratorki? Od czasów akcji „rozkochać Finemana” nie słyszeliśmy ani słowa o jakichkolwiek nowych działaniach ruchu oporu – Raven i spółka wrócili do punktu wyjścia i jedynym, co ich obchodzi jest znalezienie nowego miejsca do założenia bazy. Żadnych dalekosiężnych planów walki z Małym Bratem, żadnej chęci obalenia obecnego porządku; wygląda na to, że z perspektywy drużyny Raven rozłam w AWD spowodowany zniknięciem Finemanów to szczytowy sukces, robota zakończona, można się rozejść do domów. Cała ta wojna rozgrywa się najwyraźniej hen, daleko stąd – co prowadzi nas do kolejnego problemu.

b) Załóżmy nawet, że RO faktycznie nie spoczęło na laurach i wytrwale podkopuje pozycję rządu (vide wysadzenie więzienia w Portland). Dlaczego Raven, Tack i Lena – reszta Odmieńców, jak już ustaliliśmy w poprzednim tomie, najwyraźniej nie jest zainteresowana walką z systemem – zdają się być kompletnie odcięci od wszelkich informacji? Brak chęci naszych nieudaczników do dalszej partyzantki to jedno, zaakceptowanie tej decyzji przez szefostwo (kimkolwiek by ono nie było; to dosyć zabawne, że przedzierając się przez ostatni tom serii NADAL nie wiemy, kto tu właściwie rządzi) to zupełnie inna bajka. Raven i Tack pociągali za sznurki podczas poprzedniej akcji – mam rozumieć, że zawarli wtedy umowę o dzieło i nie interesują ich dalsze losy buntowników? Dlaczego nikt się z nimi nie kontaktuje? Nie zleca im kolejnych zadań? Cóż to za walka, skoro z całej zabawy można najwyraźniej wypisać się po jednej, głupawej akcji?

c) Hieny nie zabijają członków RO – zabijają przypadkowych mieszkańców Głuszy (szczerze wątpię, aby mająca problemy z poruszaniem się Nan angażowała się w przemyt krów). Niby można by to było interpretować jako sytuację win-win – im mniej Odmieńców, tym lepiej, a jeżeli przy okazji wykosi się kilku buntowników, to już w ogóle bajka – ale biorąc pod uwagę, że rząd najwyraźniej płaci Hienom za wszystkie te ataki, na miejscu Małego Brata nieco bym się wkurzyła widząc, że rezerwy finansowe państwa idą na podobną fuszerkę; istnieje wszak różnica między zdjęciem rosłego wojownika o wolność, a bezbronnej staruszki, którą świat za płotem interesuje tyle, co zeszłoroczny śnieg. I skoro już przy tym jesteśmy – po diabła władza w ogóle bawi się w wynajmowanie najemników? Są rzekomo w stanie wojny i po raz pierwszy od lat przestali udawać przed tłuszczą, że w lesie nie ma nic prócz Wobo; skoro propaganda na temat bezpieczeństwa wewnątrz granic tak czy siak już się zdezaktualizowała, po co stosować półśrodki? Kilka bomb, ewentualnie pani Jadzia za sterami czołgu i problem rozwiąże się raz na zawsze.

d) Może i byłaby to dobra wiadomość, Leno, o ile znajdowałabyś się w samym oku cyklonu, w pełni oddana sprawie i przekonana, że celem twojego istnienia jest obalenie Małego Brata; obecnie siedzisz zagrzebana między paprociami, bezbronna i martwiąca się wyłącznie swoim życiem uczuciowym, nie bardzo zatem wiem, co cię tak cieszy. Jeżeli Mały Brat faktycznie dojdzie do wniosku, że jesteście dla niego zagrożeniem, to wkrótce będziesz miała znacznie poważniejsze problemy niż to, komu Plastikowa Simorośl okazuje najwięcej życzliwości – a biorąc pod uwagę, że twoja narracja składa się w jakiś 90% z podobnych dylematów, nie wróżę ci szczęśliwego zakończenia.

Przez wiele lat Odmieńcy żyjący w Głuszy byli niejako chronieni przez rząd, którego oficjalne stanowisko było takie, że choroba, amor deliria nervosa, została wyeliminowana podczas blitzu, a wszyscy zarażeni zostali wytępieni. Miłość była już tylko przeszłością. Uznanie istnienia Odmieńców oznaczałoby przyznanie się do porażki. Ale teraz propaganda nie może już dłużej zaprzeczać naszej obecności. Ruch oporu rozrósł się i stał się zbyt widoczny. Nie mogą nas dłużej ignorować ani udawać, że jesteśmy tylko legendą — więc teraz próbują nas powybijać.

Dziękuję za zgrabne streszczenie fabuły.

Tak, zobaczymy, jak fajnie jest być usmażonym we śnie przez Hieny — odpowiada Dani.

Lubię Dani.

Dajcie spokój. — Raven się podnosi. Widzę białą nitkę biegnącą przez jej czarne włosy. Nigdy przedtem jej nie zauważyłam i zastanawiam się, czy zawsze tam była, czy też pojawiła się ostatnio.

Lena musi mieć naprawdę niesamowity wzrok; przypomnijcie sobie tylko, jak zachwycała się szczegółami fizjonomii Plastikowej Simorośli, znajdując się się piętro niżej i chowając się pod biurkiem przed oszalałymi mućkami.

Będziemy po prostu musieli być bardziej ostrożni. Trzeba będzie badać tereny wybierane na obozowiska dokładniej, a wieczorami wystawiać straż.

Z tym ostatnim może być ciężko, nie macie już na zbyciu żadnych dzieci ani emerytów.

Jeśli polują na nas, musimy okazać się szybsi i chytrzejsi.

Już po was.

I będziemy musieli pracować razem.

Definitywnie po was.

Dasz radę iść o własnych siłach?
Coral kiwa głową.
Chyba tak.

Ech, Coral, nie musiałaś się silić na odpowiedź, to było pytanie retoryczne; Raven nie uznaje fizycznej słabości u swoich pionków, o ile nie mają statusu przybranego dziecka.

Tack zarządza ostatni obchód, a następnie spakowanie dobytku i wyruszenie w dalszą drogę.

Tack i Raven nie mają już wprawdzie niekwestionowanej kontroli nad grupą, ale nadal są w stanie popchnąć ludzi do działania i tym razem nikt im się nie sprzeciwia.

Każda tego typu wzmianka to miód na moje serce; wyobraźcie sobie tylko, jak wielki ból odwłoka musi mieć ta para psychopatów za każdym razem, gdy ktoś torpeduje ich genialne pomysły.

Wędrujemy razem od niecałego tygodnia, ale każdy z nas ma już przydzieloną rolę w grupie. Tack i Pike są myśliwymi, Raven, Dani, Alex i ja na zmianę zajmujemy się pułapkami. Lu przynosi i gotuje wodę. Julian pakuje i rozpakowuje nasz dobytek. Inni reperują ubrania i łatają namioty.

He, he – zauważcie, że Raven, PŚ i Lenka dostali robotę, którą wykonują na zmianę – ale już Juleczek zajmuje się gratami w pełnym wymiarze godzin.

W Głuszy przetrwanie zależy od porządku. Co do tego akurat wyleczeni i niewyleczeni są zgodni.

Czy to miała być autoironia?

Ruszam parę kroków za Raven, która kieruje się na niewielką górkę, w stronę zbombardowanych fundamentów, gdzie musiało się kiedyś znajdować osiedle mieszkaniowe. Widać tu ślady bytności szopów.
Czy ona idzie z nami? — wyrzucam z siebie wreszcie.
Kto? — Raven wydaje się zaskoczona moim widokiem.
Ta dziewczyna. — Staram się, by mój głos brzmiał obojętnie. — Coral.
Raven unosi brew.
Chyba nie ma za dużego wyboru, prawda? Albo pójdzie z nami, albo zostanie tu i umrze z głodu.

Raven, nie podsuwaj jej pomysłów. Nie wspominam już nawet o tym, że dołączenie do waszej grupy to bodaj ostatnie możliwe remedium na skręcone kiszki.

Ale... — Nie potrafię wyjaśnić, skąd bierze się we mnie przeczucie, że nie wolno jej ufać. — Nic o niej nie wiemy.

Wiemy, że lubi muskać kolankiem PŚ, a to dla ciebie z pewnością wystarczający argument dla wystawienia wotum nieufności. Ale daj spokój, Leno – powiedz Raven szczerze, co ci leży na wątrobie; kto jak kto, ale ona z pewnością zrozumie targające tobą mroczne instynkty.

Nie wiemy nic o nikim — odpowiada. — Jeszcze to do ciebie nie dotarło? Guzik wiesz o mnie, a ja guzik wiem o tobie. Ty nawet guzik wiesz o samej sobie .

No...nie? Pomijając już tą dziwną próbę zabawienia się w psychologa, wiecie o sobie nawzajem całkiem sporo. Wynika to nie tylko z kanonu, ale i z prostego prawdopodobieństwa – nawet jeśli nie spędzacie godzin na plotach, od dawna jesteście na siebie zdane w trybie 24/7, więc chcąc nie chcąc każda z was musiała się sporo dowiedzieć o charakterze tej drugiej.

Myślę w tej chwili o Aleksie - dziwnym, przerażającym chłopaku, którego kiedyś znałam, a przynajmniej tak mi się wydawało. Może wcale się tak bardzo nie zmienił. Może nigdy tak naprawdę go nie znałam.

Zaiste, PŚ nie zmienił się jakoś szczególnie; zawsze był bezmyślny i cokolwiek okrutny, po prostu teraz nieco gorzej się maskuje.

Posłuchaj, to co powiedziałam przed chwilą przy ognisku, mówiłam poważnie. Tkwimy w tym wszyscy razem i razem musimy działać.
Rozumiem. — Odwracam się w stronę obozowiska. Z tej odległości czerwony koc wokół ramion Coral wygląda niepokojąco jak plama krwi na czystej drewnianej podłodze.


...Coral, wiej stamtąd, póki możesz, myśli Leny zaczynają skręcać w mocno niepokojące rewiry. Aha, jeśli możesz, zabierze też ze sobą Juleczka.

Nie sądzę — odpowiada Raven. Staje naprzeciwko mnie i zmusza, bym jej spojrzała w oczy. Jej spojrzenie jest ciężkie, a oczy prawie czarne. — Nic nie ma znaczenia oprócz tego, co się teraz dzieje. To nie jest gra. To nie zabawa. To jest wojna. To coś większego niż ty czy ja. To coś większego niż my wszyscy razem wzięci. My już się więcej nie liczymy.

Tak tak, Raven; mów mi jeszcze, jak bardzo przejmujesz się losem ojczyzny, tułając się bez wyraźnego celu po lasach i polach.

Pamiętasz, co ci zawsze powtarzałam? Przeszłość jest martwa.
Dociera do mnie, że mówi teraz o Aleksie. Mam coraz większą gulę w gardle, ale nie chcę, żeby Raven zobaczyła, jak płaczę. Nie będę już nigdy płakać przez Aleksa.

* wzdycha * Chciałoby się.

Wracaj tam — odwraca się jeszcze i krzyczy do mnie przez ramię. — Pomóż Julianowi pakować namioty.
Oglądam się za siebie. Julian jest już w połowie roboty. Właśnie w tym momencie kolejny z namiotów zapada się w sobie jak składający się parasol.
Świetnie sobie radzi. Nie potrzebuje mnie.

Święta racja, pani dobrodziejko.

I już mam ruszyć za nią, kiedy Raven odwraca się, a jej czarne włosy rozwijają się za jej plecami jak wachlarz.
Uwierz mi — mówi. — Potrzebuje cię.

Raven, do diabła, siedź cicho. Leno, nie słuchaj jej, masz zupełną słuszność – Julian wcale cię nie potrzebuje. Co ty na to, żeby darować mu wolność? Jestem pewna, że będzie ci głęboko wdzięczny.

Przez chwilę stoimy nieruchomo, mierząc się wzrokiem. Coś błyska w jej spojrzeniu, jakiś przekaz, którego nie jestem w stanie rozszyfrować. Możliwe, że ostrzeżenie. A potem Raven uśmiecha się.
Wciąż jestem tu szefem — dodaje. — Musisz mnie słuchać.

Nie, nie jesteś; na przestrzeni tej książki kilkakrotnie dostaliśmy dowód na to, że twoje słowo – bądźmy wdzięczni za drobne uśmiechy losu – nie jest już prawem.


Odwracam się zatem i schodzę w dół, do obozu, do Juliana — chłopaka, który mnie potrzebuje.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: Hana udaje się z wizytą do Tiddle'ów.

Zostańcie z nami!

Maryboo