niedziela, 27 stycznia 2019

Część XXVI


I tak oto nadszedł TEN dzień, drodzy czytelnicy; dzień, w którym odkryjemy wreszcie Wielką Intrygę „Pandemonium”.

...Coś czuję, że czeka Was sążnista dawka moich przemyśleń.

Gdy zamierzam ponowić próbę, drzwi za moimi plecami otwierają się i do pomieszczenia wkracza... Raven.
Raven! — Ruszam pędem w jej stronę i zarzucam jej ręce na szyję.
Nigdy wcześniej nie pozwoliłyśmy sobie na taką poufałość.

Normalnie zamieściłabym tu niewinną uwagę na temat przepięknie rozwiniętego syndromu sztokholmskiego, ale przyjmijmy, że w świetle niedawnych przeżyć Leny każda znajoma twarz może być powodem do radości – choć dalibóg, nie jestem pewna, czy na widok Raven nie zaczęłabym tęsknić za przytulnym odosobnieniem w kryjówce Hien; tam przynajmniej nikt nie każe nosić ciężarów osłabionym chorobą nastolatkom i starcom.

Raven pozwala mi się ściskać przez kilka chwil, po czym się odsuwa. Uśmiecha się szeroko.
Cześć, mała. — Przebiega palcami wzdłuż rany na mojej szyi i ogląda twarz w poszukiwaniu innych obrażeń. — Wyglądasz koszmarnie.

Wiecie co? Zaczynam podejrzewać, że Oliver w głębi duszy darzy Raven równie ciepłymi uczuciami, co my – bo naprawdę nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć fakt, że rzekomo pozytywna postać rzuca podobnymi tekstami w obliczu tego, co za chwilę zostanie nam ujawnione.

Za nią, oparty o framugę, stoi Tack. On również się uśmiecha i jego także mam ochotę uściskać. Jednak się powstrzymuję. Podchodzę doń tylko i ściskam wyciągniętą rękę.

Słuszna decyzja; bazując na wiedzy wyniesionej z dotychczasowej lektury, mam dziwne przeczucie, że Raven może należeć do tej kategorii partnerek.

Lena skarży się, że tajemnicza niewiasta nie chciała jej udzielić żadnych wyjaśnień, ale ta zdążyła już ulotnić się ze sceny.

Spokojnie, spokojnie — śmieje się Raven i obejmuje mnie ramieniem. — Najpierw coś zjedz, okej? Pewnie jesteś zmęczona?

...Raven, nie denerwuj mnie.

Lena, której na skutek ogromnej ulgi i wyczerpania puszczają hamulce, zaczyna chaotycznie streszczać swoim towarzyszom ostatnie wydarzenia, ci jednak przerywają jej i proponują, by zamiast się uzewnętrzniać spróbowała jednak coś zjeść, przygotowali bowiem chlebek, owoce, warzywa, a nawet kawkę. Lena nie pozwala jednak, by widok frykasów przysłonił jej naczelne zmartwienie, jakim jest wywiezienie Juleczka nie wiadomo gdzie i próbuje raz jeszcze zawrócić rozmowę na właściwe tory, niestety, bezskutecznie:

Tack ma rację, Lena. Teraz najważniejsze jest, żebyś odzyskała siły. W drodze będziemy mieć mnóstwo czasu na rozmowy.
W drodze? — powtarzam, wodząc wzrokiem od Raven do Tacka.
Oboje uśmiechają się tak dziwnie, że serce zaczyna mi trzepotać w piersi. To rodzaj wyrozumiałego uśmiechu, jaki lekarze posyłają dzieciom, gdy mają im zaaplikować bolesny zastrzyk: „a teraz przez chwilę lekko zapiecze".

Tak mniej więcej wyobrażam sobie ów „wyrozumiały uśmiech”:


Już za moment przekonacie się, dlaczego.

Jedziemy na północ - mówi Raven nienaturalnie radosnym tonem. - Wracamy do azylu, ale nie do naszego starego. Spędzimy lato niedaleko Waterbury. Hunter się o nim dowiedział. To duża osada na północnych krańcach miasta, po drugiej stronie jest wielu sympatyków i...

...i zapewne nie będzie tam pana Wiesia, co przy waszym nierozgarnięciu oznacza, że niezależnie od sprzyjającej aury zaczniecie zwijać się z głodu góra po tygodniu.

Wyjeżdżamy? - mówię oszołomiona, a Raven i Tack znowu wymieniają spojrzenia. — Nie możemy teraz wyjechać.
Nie mamy innego wyjścia - oznajmia Raven i czuję, jak w piersi wzbiera mi gniew, tym bardziej że dalej mówi to tym pobłażliwym tonem, jak gdyby zwracała się do dziecka.

Nie bardzo rozumiem, co tak bulwersuje Lenę; Raven zwraca się do niej w ten sposób od samego początku tej książki, pomijając rzecz jasna te chwile, gdy traktuje ją z buta.

Spanikowana Lena tłumaczy Raven i Tackowi, że nie mogą ot, tak udać się w stronę zachodzącego słońca: źli ludzie porwali Juliana i jak nic zamierzają zrobić mu kuku...

...i wtedy się zaczyna.

Lena. — Raven kładzie mi ręce na ramionach. — Uspokój się.
Łatwo jej mówić. Cała się trzęsę z wściekłości i lęku o Juliana. Nie wiem, jak im wytłumaczyć, jakie to ważne.
Musimy coś zrobić. Musimy mu pomóc. Musimy...
Lena. — Raven potrząsa mną, a jej głos staje się ostrzejszy. — Wiemy o Hienach, jasne? Wiemy, że współpracują z AWD. Wiemy wszystko o Julianie i o tym, co wydarzyło się pod ziemią. Czekaliśmy przy wszystkich wyjściach z tuneli. Spodziewaliśmy się tam ciebie już kilka dni wcześniej.

Niby wiedziałam, że prędzej czy później nastąpi ten moment, ale bynajmniej nie zmniejsza to mojej frustracji. Czas pochylić się nad Wielką Intrygą - i słowo daję, czuję się zmęczona na samą myśl, że muszę zanurkować w ten ocean absurdu.

Ruch oporu wie już od jakiegoś czasu, że Hieny są opłacane przez AWD. Dostali kasę za pokazówę, którą odwalili na manifestacji.
(…)
Nikt w Zombielandzie nie odróżnia Hien od reszty Odmieńców. Dla nich wszyscy jesteśmy tacy sami. Więc Hieny zachowują się jak zwierzęta, a AWD pokazuje całemu krajowi, jak straszni jesteśmy bez remedium, jak ważne jest, by wszystkich jak najszybciej uleczyć z delirii. W przeciwnym razie świat jest skazany na zagładę, a Hieny są na to dowodem.
Ale... Myślę o tamtym dniu, o twarzach wykrzywionych krzykiem. — Tam przecież zginęli ludzie.
Dwieście osób - mówi cicho Tack. Wciąż na mnie nie patrzy. — Ponad dwudziestu policjantów. Reszta to cywile. Nikt nie trudził się liczeniem zabitych Hien. — Wzrusza ramionami szybkim, konwulsyjnym ruchem. — Czasem trzeba poświęcić kilka jednostek dla zdrowia całego społeczeństwa. — To słowa żywcem wyjęte z ulotki AWD.

No i fajno, tylko...skąd Tack i Raven o tym wiedzą?

Jak się za chwilę przekonamy, atak Hien był absolutnie niezbędny, aby dalsza część machiny mogła pójść w ruch. Ogólna świadomość, że AWD opłaca przestępców w celu podniesienia słupków to nie to samo co wiedza, kiedy dokładnie odbędzie się krwawe przedstawienie, o którego istnieniu na logikę powinni wiedzieć tylko najważniejsi z ważnych w celu utrzymania konspiracji. Czy zatem Odmieńcy mają swoich ludzi na najwyższych szczeblach organizacji? A jeśli faktycznie ich siatka szpiegowska sięga tak wysoko...to czy naprawdę nie mogliby zająć się czymś poważniejszym niż dowcipasy w stylu wysyłania krów do laboratorium?

To właśnie dlatego tak często upieram się, że Oliver tworząc „Delirium” nie miała pojęcia, w jakim kierunku wyewoluują kolejne tomy – rozjazd pomiędzy działaniami Odmieńców w pierwszej i drugiej odsłonie jest po prostu kuriozalny. Od sztubackich dowcipów i śpiewania harcerskich piosenek przy ognisku przeszliśmy do śmiertelnej walki z żywiołami i intryg politycznych – a wszystko to przy zerowym zdziwieniu głównej bohaterki, że rzeczywistość wokół niej wykonała potężną woltę.

Lena chce wiedzieć, co zamierzają zrobić jej towarzysze w świetle tych sensacyjnych informacji:

Już zrobiliśmy, Lena — oznajmia ona [Raven] wciąż tym samym tonem, jak gdyby mówiła do dziecka, i znowu czuję ukłucie w piersi. Chcą mi coś przez to powiedzieć, i to coś, co na pewno mi się nie spodoba.
Nie rozumiem — mówię głuchym głosem.
Następuje chwila ciężkiej ciszy. A potem Tack wzdycha i odzywa się do Raven przez ramię:
Mówiłem ci, trzeba ją było wtajemniczyć w to od samego początku. Powinniśmy byli jej zaufać.
(…)
Wtajemniczyć w co? — Trzepotanie serca w piersi staje się teraz ciężkim dudnieniem, bolesnym i ostrym.
No dalej — zwraca się Raven do Tacka. — Jeśli tak bardzo chcesz jej powiedzieć, nie krępuj się. — Mówi to uszczypliwym tonem, ale wyczuwam, że gdzieś głęboko w środku się boi. Boi się mnie i tego, jak zareaguję.
Co ma mi powiedzieć? — Dłużej już nie wytrzymam tych tajemniczych spojrzeń i nieprzeniknionej sieci półsłówek. Tack przejeżdża ręką po czole.
No dobra, posłuchaj — mówi szybko, jakby chciał mieć to już za sobą. — To nie był przypadek, że ty i Julian zostaliście złapani przez Hieny. Ani pomyłka. To było zaplanowane.


No to jak, kochani – gotowi na poznanie prawdy?

Kto to zaplanował? — pytam, chociaż przecież wiem: to musiało być AWD. Sama więc odpowiadam na swoje pytanie: — AWD.
W tym samym momencie Tack z grymasem mówi:
My.
Zapada dzwoniąca w uszach cisza. Odliczam sekundy: raz, dwa, trzy, cztery... Biorę głęboki wdech, zamykam oczy i znowu je otwieram.
Co? — pytam z niedowierzaniem.
Tack czerwieni się.
My to zrobiliśmy. Ruch oporu zaplanował to wszystko.








 


Drodzy czytelnicy stawiający na Raven w roli mózgu całej tej operacji: mieliście rację. To nie Fineman senior, AWD czy pani Jadzia pociągali za sznurki; robiła to nasza ulubiona liderka. Nawiasem mówiąc, określenie „mózg” jest tu niezwykle adekwatne, albowiem jak się zaraz przekonamy – jaki mózg, taka i operacja.


Przyznam szczerze, że miałam sporą zagwozdkę, jak ugryźć dzisiejszy odcinek pod względem technicznym, tak, aby o niczym nie zapomnieć i przedstawić idiotyzm Wielkiej Intrygi w pełnej krasie. Ostatecznie zdecydowałam, że z planu można wyodrębnić trzy naczelne problemy, z których każdy domaga się oddzielnego omówienia. Nie będę zatem komentować pojedynczych cytatów; podzielę przemowę naszych bohaterów na trzy segmenty, po czym pochylę się nad każdym z nich.

Zapłaciliśmy Hienom, żeby schwytały Juliana. To znaczy ruch oporu zapłacił. Ktoś z samej góry udawał przedstawiciela AWD, chociaż to pewnie nie miało większego znaczenia. Hieny dla pieniędzy zrobią wszystko, a to, że dostawali je przez jakiś czas od AWD, nie oznaczało, że nie mógł ich kupić ktoś inny. (...) Dostali też pieniądze za schwytanie ciebie. Powiedziano im, że jest dziewczyna, która śledzi Juliana, i że mają schwytać was oboje.
I myśleli, że dostaną za nas okup — dopowiadam.
Tack kiwa głową. Mój głos brzmi obco, jakby dochodził z daleka. Ciężko mi się oddycha. Udaje mi się tylko wyrzucić z siebie:
Ale dlaczego?
Raven, przez cały czas stojąca nieruchomo ze wzrokiem wbitym w ziemię, nagle wybucha:
O co ci chodzi? Przecież tak naprawdę nic ci nie groziło. Hieny wiedziały, że nie dostaną kasy, jeśli coś ci się stanie.
Przypomina mi się kłótnia, którą podsłuchałam w tunelu, głos namawiający albinosa, by trzymać się pierwotnego planu, sposób, w jaki chcieli wydostać od Juliana informację o kodach bezpieczeństwa. Hieny traciły cierpliwość. Chciały pieniędzy wcześniej.
Nic mi nie groziło? — powtarzam z niedowierzaniem. Teraz Raven również unika mojego wzroku. — Przecież... przecież o mało mnie nie zabili. — Gniew w mojej piersi rozciąga gorące macki. — Nie mieliśmy co jeść. Zaatakowano nas. Juliana pobili niemal na śmierć. Musieliśmy walczyć...
I udało wam się. — Wreszcie Raven podnosi wzrok i ku mojemu przerażeniu widzę, że w jej oczach błyszczy satysfakcja. Wygląda na szczęśliwą. — Uciekłaś i Julian też dzięki tobie wyszedł z tego cało.
Na jakiś czas odbiera mi mowę. Płonę, cała płonę, gdy uderza we mnie prawdziwe znaczenie tego, co się stało.
To... to wszystko to był test?
Nie — mówi twardo Tack. — Nie, Lena. To dużo bardziej skomplikowane. Po części chodziło i o to, ale...
Odsuwam się od stołu i odwracam od nich. Chciałabym się zwinąć w kłębek. Mam ochotę krzyczeć albo w coś uderzyć.
Najważniejszy był cel twojej misji. To, w czym nam pomogłaś. I upewniliśmy się najpierw, że nic ci nie grozi. Mamy pod ziemią swoich ludzi. Mieli przykazane, że mają nad tobą czuwać.
Człowiek szczur i Moneta. Nic dziwnego, że nam pomogli. Zapłacono im za to.
Nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej. Z trudem przełykam ślinę. Całą moją energię pochłania wysiłek, by ustać na nogach. Powstrzymywane uczucia, strach, ochroniarze, których zabito w metrze — to wszystko wina ruchu oporu. Nasza wina. Test.




…A nie mówiłam, że będzie źle?

Niniejszym czas wziąć na tapetę problem pierwszy wątku Wielkiej Intrygi: szczwany plan buntowników jest cokolwiek niedorobiony pod względem technicznym.

1) Tack sam to przyznał – Hieny zgodzą się na wszystko dla pieniędzy, wątpliwości natury moralnej są im kompletnie obce. Co zrobili zatem nasi zmyślni Odmieńcy? Czy wpłacili z góry część pieniędzy za okup, aby uśpić czujność porywaczy? A może przynajmniej kontaktowali się z nimi w regularnych odstępach czasu, aby mieć pewność, że zniecierpliwieni przestępcy nie prześlą im w kopercie palca Leny z dopiskiem „następna będzie głowa”? Nie – zamiast tego grali na zwłokę, najwyraźniej mając nadzieję, że Lena zwieje, zanim będą zmuszeni wywiązać się z umowy. Innymi słowy, życie „ich” człowieka, było nie było członka Ruchu Oporu, było dla nich warte mniej niż kasa, którą – bądźmy szczerzy – najprawdopodobniej musieliby komuś zwyczajnie zwinąć, wątpię bowiem, aby kwotę wystarczającą na opłacenie okupu uciułali ze swoich zaskórniaków. 

2) A to jeszcze nie koniec problemów na linii Hieny – forsa. Zacytujmy ponownie Tacka: Hieny dla pieniędzy zrobią wszystko, a to, że dostawali je przez jakiś czas od AWD, nie oznaczało, że nie mógł ich kupić ktoś inny.”. Wniosek? Hieny ugadałyby się z każdym, kto zaoferowałby okup za Juleczka (i ewentualnie Lenę), także z Thomasem Finemanem, który – jako że nie miał nic wspólnego z całym tym cyrkiem – mógłby być żywo zainteresowany odzyskaniem syna, chociażby ze względów wizerunkowych i politycznych (lider młodzieżówki). Ratunek Juleczka = zawalenie się całego misternie budowanego planu. A ów ratunek był więcej niż prawdopodobny, biorąc pod uwagę, iż...

3) ...Ktoś z samej góry udawał przedstawiciela AWD, chociaż to pewnie nie miało większego znaczenia.”. Cóż, Tack, pozwól, że podzielę się z tobą sensacyjną wiadomością – ma to całkiem spore znaczenie. A wiesz dlaczego, żabko? Ponieważ gdyby Hienom przyszło do głowy renegocjować warunki umowy, zwróciłyby się z tym do sponsora – którym, w ich mniemaniu, byłoby AWD, a nie RO. Fineman senior byłby może nieco zaskoczony, widząc list z pogróżkami, ale biorąc pod uwagę, że tak czy siak zapewne aktywnie szukał potomka, który po ataku na Times Square rozpłynął się w powietrzu, najprawdopodobniej szybko przeszedłby do porządku dziennego nad faktem, że jego latorośl jest zakładnikiem i w imię ratowania złotego chłopca AWD przesłał żądaną kwotę. I co w takim wypadku zrobiliby Odmieńcy, zakładając, że w ogóle dotarłaby do nich ta informacja? Rozpoczęli licytację?

4) Zapewnienia Raven, jakoby Lena miała nad sobą zastęp cichych opiekunów, są niczym więcej, jak czczą gadaniną; Moneta, Miki i reszta mieszkańców podziemi wkroczyli do akcji dopiero po tym, jak Lena i Julian dzięki własnej zmyślności uciekli z celi. Co by się stało, gdyby panna Haloway nie wpadła na fortel z parasolką i tuszem do rzęs? Odszczepieńcy czekaliby do sądnego dnia, aż dwójka małolatów pojawi się w tunelach? Zaatakowaliby na ślepo, nie wiedząc, czy cel RO został już zrealizowany? NIKT nie miał wglądu w to, co działo się w kwaterze Hien – Lena mogła być torturowana, bita, gwałcona i pies z kulawą nogą nie przyszedłby jej na ratunek...

5) ...a przecież mówimy tu wyłącznie o zagrożeniu z zewnątrz. Jestem w stanie przyjąć, że Raven jako jednostka ewidentnie upośledzona emocjonalnie nie wpadła na to, iż Lena może najzwyczajniej w świecie załamać się psychicznie i nie tylko zniweczyć cały plan, ale w dodatku wkopać resztę (co zresztą uczyniła, zdradzając Juleczkowi swoją tożsamość) – ale czy Tack, który mimo wszystko wydaje się być nieco bardziej ogarniętą częścią tego duetu, nie mógł jej uświadomić, że istnieje mnóstwo czynników losowych (przykładowo: choroba) nad którymi ani Lena, ani nikt inny nie będzie miał najmniejszej kontroli i że w związku z tym zostawienie nastolatki samej sobie może nie być najlepszym z pomysłów? A co, gdyby Hieny stwierdziły, że lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu? Pieniądze za porwanie już w kieszeni, z okupem jakoś nikt się nie spieszy, więc mordujemy szczeniaki i wynosimy się z powrotem do lasu? Od chwili, gdy Lena weszła do stacji metra, Raven na dobrą sprawę straciła ją z radaru i mogła tylko zaklinać los, by: 

a) Hieny postanowiły grać fair play i nie zabawiły się z więźniami 
b) Hieny nie wkurzyły się zanadto, że forsy nadal nie widać na horyzoncie 
c) Lena odczytała poprawnie wszystkie wskazówki 
d) Lena była w wystarczająco dobrej formie psychicznej i fizycznej, by wydostać się z pułapki i trafić na lud z podziemi 
e) Lena miała przy tym wszystkim wystarczająco dużo, ekhm, chęci, by zrealizować naczelny plan – o którym w następnej sekcji. 

Doprawdy – co mogło pójść nie tak?

6) I ostatnia rzecz – Oliver, czy ty naprawdę oczekujesz, że po tym wszystkim będziemy nadal kibicować Raven (żeby z góry rozwiać Wasze wątpliwości – tak, Raven w rozumieniu autorki jest postacią pozytywną)? Ta dziewczyna już od dawna zachowywała się w sposób psychopatyczny, ale w obecnej chwili mogę ją podsumować tylko w jeden sposób: Raven jest najbardziej przerażającym, potwornym antagonistą, z jakim miałam kiedykolwiek do czynienia w literaturze YA. Po części chodziło i o to”. Nie ma znaczenia, jaki był nadrzędny cel tej zabawy – jedną z motywacji było sprawdzenie Leny. Porwanie, pobicia, nieustanny strach o własne życie, walka o przetrwanie – to wszystko było TESTEM. Raven zafundowała Lenie psychiczny i fizyczny koszmar po to, by przekonać się, czy dziewczyna jest godna dołączyć do jej małej drużyny marzeń – nie, żeby sama Raven kiedykolwiek była sprawdzana w podobnie okrutny sposób. Naprawdę, autorko: co sobie właściwie myślałaś, pisząc ów wątek?

Raven odzywa się znowu, tym razem przymilnym tonem, jak akwizytor próbujący namówić na zakup swojego towaru.
Zrobiłaś dla nas fantastyczną rzecz, Lena. Pomogłaś ruchowi oporu na więcej sposobów, niż to sobie wyobrażasz.
Nie zrobiłam niczego — rzucam ze złością.
Zrobiłaś bardzo dużo. Julian był niezwykle ważny dla AWD. Był symbolem wszystkiego, co znaczy ta organizacja. Szefem sekcji młodzieżowej. To oznacza sześćset tysięcy ludzi, którzy zostali teraz bez wsparcia, ludzi młodych, niewyleczonych. Nieprzekonanych. (...) Julian przestanie być członkiem AWD, jeśli zostanie wyrzucony...
A jeszcze lepiej, jeśli sam odejdzie — wtrąca Tack, a Raven rozkłada ręce, jakby chciała powiedzieć: „no właśnie".
Tak czy owak — mówi dalej — czy zostanie wyrzucony, czy sam odejdzie, będzie to potężny sygnał dla wszystkich nieleczonych, którzy za nim podążali lub widzieli w nim swojego przywódcę. Mogą zrewidować swoje poglądy, a przynajmniej część z nich. Mamy możliwość przeciągnięcia ich na naszą stronę. Pomyśl o tym, Lena. To może się okazać przełomowym wydarzeniem, może odwrócić losy całego ruchu oporu.


I tak oto przechodzimy do problemu numer dwa : plan zasadniczy Ruchu Oporu (który w podpunktach nadal będę określać mianem planu Raven, albowiem nie dowiadujemy się na dobrą sprawę, kto oprócz niej – i Tacka w roli wiernego giermka - miał tu cokolwiek do powiedzenia) charakteryzuje się ujemną logiką.

1) Zacznijmy od kwestii zasadniczej, o której wspomniałam już w podpunkcie e) – cały misterny plan Raven zasadniczo opierał się na byciu shipperką. Nie jest to może zasugerowane wprost w powyższym fragmencie, ale ton dzisiejszego rozdziału nie pozostawia większych wątpliwości, iż Raven liczyła na to, że Lena rozkocha w sobie Juliana, tak że chłopak stanie się skompromitowany w oczach organizacji. Nieco ryzykowne jest już samo założenie, że dwoje przerażonych na śmierć, prawdopodobnie wycieńczonych fizycznie (ciężkie pobicie Julka) nastolatków, z których jedno to indoktrynowany od pieluch osobnik śmiertelnie bojący się delirii, a drugie – dziewczątko, które nadal nie pozbierało się psychicznie po stracie ukochanego będzie miało czas, chęci i siłę nie tylko na amory, ale na jakiekolwiek głębsze interakcje. Tak, wspólna niedola zbliża ludzi, nie był to zatem plan kompletnie pozbawiony podstaw – ale mimo wszystko rozczula mnie, że skomplikowana akcja RO, mająca na celu znaczne osłabienie jednej z najpotężniejszych krajowych organizacji w gruncie rzeczy zależy od tego, czy Julian poczuje motyle w brzuchu. A co, gdyby – o zgrozo – młodzi kompletnie nie byli w swoim typie i nie narodziło się między nimi nic poza sympatią? A jeśli zaczęliby wręcz czuć do siebie żywiołową niechęć? 

2) Nie ma stuprocentowej gwarancji, że Juleczek dostanie po łapach od AWD. Owszem, jego sytuacja jest raczej kiepska, wszak najwyraźniej zaraził się delirią, ale jego ojciec to wysoko postawiona szycha – kilka uroczych podarków i telefon do kogo trzeba może skutecznie wyciszyć sprawę, zwłaszcza jeśli o całej awanturze nie wie jeszcze szersza publika. Biorąc pod uwagę, że Julek był nieleczony, zawsze dumnie promował ideały AWD, a jego bratanie się z Leną było bezpośrednim następstwem porwania, istnieje szansa, że po zapoznaniu się z całą sprawą zostanie wobec niego zastosowana taryfa ulgowa; skoro upiekło się takiej Rachel, zakochanej córce przestępczyni z oddziału o zaostrzonym rygorze (musiała tylko poddać się zabiegowi), to dlaczego i nie Finemanowi?

3) Załóżmy jednak, że tutejsze oddziały pani Jadzi mają kręgosłup moralny ze stali i nie z nimi takie numery. Dlaczego Raven w ogóle zakłada, że kompromitacja Juliana w jakikolwiek sposób osłabi AWD? Fakt, że Julek jest zarażony delirią nie zmienia kompletnie nic, ba; w miarę sprawny polityk z łatwością zdoła przekręcić całą tę sytuację na swoją korzyść. Thomas Fineman powinien wysłać Raven kosz wypełniony słodkościami – zrobiła mu doprawdy fantastyczny prezent. W zależności bowiem od tego, jaki scenariusz przyjmiemy: 

a) Julian stwierdza, że żyć bez Leny nie może, tatuś kieruje go na przymusowy zabieg, zabieg kończy się sukcesem: Juleczkowi resetuje się głowa, po czym ogarnia go przerażenie gdy uświadamia sobie, co nawywijał pod wpływem hormonów. Resztę życia spędza na wiecach AWD, gdzie barwnie opowiada o tym, jaka to miłość jest podstępna, okropna i ogłupiająca – sprawia, że jesteś w stanie poświęcić wszystko dla panny, którą znasz od kilku dni i przyjmujesz za dobrą monetę koczowanie w brudzie i chłodzie. W ramach dodatkowego bonusu wzorowy obywatel Fineman udaje się do najbliższego biura pani Jadzi, gdzie dzieli się wszystkimi otrzymanymi od Leny informacjami o RO i rysuje mapę do kryjówek buntowników; niedługo po tym odbywa się drugi blitz, a popularność AWD szybuje. 

b) Julian stwierdza, że żyć bez Leny nie może, tatuś kieruje go na przymusowy zabieg, zabieg kończy się śmiercią chłopaka na skutek powikłań związanych z chorobą Juliana: Fineman senior puszcza w ruch propagandową tubę i ogłasza wszem i wobec, że jego dzielny syn był tak zdesperowany, żeby oczyścić się z brudu delirii, że zaryzykował własnym życiem. Juleczek staje się męczennikiem za sprawę, AWD przoduje. 

c) Julian stwierdza, że żyć bez Leny nie może, Thomasa dopada pomroczność jasna i pozwala mu się afiszować z uczuciem: Julek (który w tym momencie popełnia faktyczne przestępstwo, odmawiając przyjęcia remedium) ląduje w ichnich Kryptach. AWD z Hipolitem za sterami kręci film propagandowy o zgubnych skutkach uczucia, pokazując chorego, wycieńczonego, smutnego Juleczka w kazamatach. Młodzież popada w przerażenie („skoro nawet najsilniejszy się nie oparł i poszedł na dno, to wcześniejsze remedium jest jedynym ratunkiem!”). AWD zyskuje milion nowych członków. 

4) Przyjmując nawet, że jakimś cudem ten cudaczny plan faktycznie okazałby się sukcesem – niby jak zamierzacie przyciągnąć do siebie wszystkich tych nastolatków? Rozkleicie ulotki na mieście? Wyślecie link do propagandowego sieciowego filmiku (Hana z pewnością chętnie pomoże w dystrybucji)? Zaprosicie ich na odczyt w Głuszy? Waćpanna już zapomniała, że pochodzicie z krainy Wobo i że mało kto będzie chciał się utożsamiać z typami, którzy atakują porządnych obywateli w biały dzień (przypominam, że AWD bardzo dba o to, by mylono was z Hienami)?

Naprawdę – gdzie tu jakikolwiek sukces Ruchu Oporu?

Mój umysł działa na zwolnionych obrotach, jak gdyby pogrążył się w gęstej, lodowatej mgle. Zatem dzisiejszy nalot został zaplanowany. Przyszło mi do głowy, że to zasadzka, i się nie myliłam. Stał za tym ruch oporu. Musieli dać cynk policji i porządkowym. Zdradzili lokalizację jednego ze swoich azylów tylko po to, by złapać Juliana. A ja im w tym pomogłam. Przypomina mi się twarz jego ojca za szybą czarnego samochodu: ściągnięta, ponura, zdeterminowana. Przypomina mi się historia, którą opowiedział mi Julian o swoim starszym bracie — jak ojciec zamknął go w piwnicy, rannego, jak zostawił go na pastwę losu, pozwolił, by skonał samotnie w ciemności. I to tylko za udział w demonstracji. Julian znalazł się ze mną w łóżku. Nie wyobrażam sobie, co go za to czeka.


Zamknijmy nasze rozważania na temat Wielkiej Intrygi omówieniem trzeciego i ostatniego problemu, będącego niejakim podsumowaniem tego wątku i w zasadzie sporej części „Pandemonium” jako takiego: Co właściwie chcieli osiągnąć Odmieńcy?

1) Wszyscy mieszkańcy Oliverversum wiedzą, że deliria jest niebezpieczna. Wie o tym klan Finemanów, pani Jadzia i ciotka Carol. Wie Hana, przegryw Brian i zapewne kilkaset tysięcy innych nastolatków, od małego poddawanych praniu mózgu. Co zatem próbowali udowodnić Odmieńcy? Że miłość...atakuje znienacka i bez remedium nie masz na nią mocnych? Czym ma się to niby różnić od oficjalnej polityki Małego Brata? „Zarażając” Juleczka przez kontakt z Leną RO przekonałby tłuszczę co najwyżej do tego, że AWD MA RACJĘ lobbując za wcześniejszym zabiegiem, nim hormony rzucą się młodemu człowiekowi na mózg. Efekt? Masowy sprint nastolatków (a zwłaszcza ich rodziców i prawnych opiekunów) do punktów laboratoryjnych w celu zabukowania najbliższego możliwego terminu zabiegu. 

2) Wiem, że czytając analizy można o tym łatwo zapomnieć, ale AWD jako takie nie jest synonimem rządu – to organizacja o sporym znaczeniu społecznym, mająca pewien wpływ na politykę Oliverversum, ale nie sprawująca de facto żadnej realnej władzy. Nawet, gdyby rozwiązano ją na skutek skandalu z młodym Finemanem, zabieg nadal byłby przeprowadzany w standardowym wieku osiemnastu lat – AWD lobbowało tylko za jego przyspieszeniem. 

3) Raven musi być niezbyt lubiana wśród społeczności RO, skoro ugrupowanie mające wystarczająco dużo kasy, by przeprowadzić tego rodzaju skomplikowaną akcję nie zakupiło naszym głodującym Odmieńcom nawet kilku konserw w czasie zimy stulecia. Ale żarty na bok – Oliver, zdajesz sobie sprawę, że robienie z Ruchu Oporu zorganizowanej grupy rebeliantów sprawia, że cała dotychczasowa akcja „Pandemonium” zaczyna prezentować się kompletnie kuriozalnie? 

Jak już wspominałam, RO reprezentują w tym tomie właściwie tylko Raven i Tack. Owszem, w akcję włączone były osoby trzecie (vide tajemnicza kobieca postać, której tożsamości tak czy siak wszyscy się już domyślają), ale cała narracja prowadzona jest tak, jakby to Raven była kluczową – lub jedną z kluczowych – postaci. Tylko właściwie...z jakiej racji? Co takiego uczyniła ta dziewczyna, czym się wykazała, aby powierzać jej równie odpowiedzialne zadanie? Raven dopiero co przekroczyła dwudziestkę, jest koszmarnym przywódcą na stopie lokalnej, nie ma pojęcia o odpowiedzialnym rozdzielaniu zadań i survivalu – kto i dlaczego postanowił nawiązać z nią kontakt i zaproponować udanie się do NY i wzięcie udziału w akcji? Dlaczego Raven i Tack całymi miesiącami siedzieli zagrzebani w lesie, dłubiąc w nosie, miast czynnie wspierać sprawę? I dlaczego nie wykorzystali swojej siatki kontaktów, by uchronić się przed śmiercią głodową?

4) I ostatnia już rzecz: przedzieraliśmy się w tym tomie przez dziesiątki stron poświęconych Raven, widzieliśmy ją w wielu sytuacjach, mieliśmy okazję przyjrzeć się – wyłącznie z zewnątrz, ale jednak – w jaki sposób rozumuje. Czy ktoś może zatem, bazując na dotychczasowej wiedzy, wyjaśnić mi, PO CO ta dziewczyna w ogóle zaangażowała się w tę intrygę? Raven nie dba o świat zewnętrzny, regularnie powtarza, że przeszłość jest martwa, ma w nosie dobro wszystkich, którzy nie są jej misiaczkiem i/lub przybraną córką (a i to drugie jest wątpliwe, biorąc pod uwagę, w jaki sposób była traktowana nieszczęsna Blue), nienawidzi, gdy ktoś kwestionuje jej autorytet. Raven nigdy nie wyrażała chęci przyjmowania nowych członków; powiedziałabym wręcz, że każda nowa osoba w azylu traktowana była jako kłopotliwa gęba do wykarmienia. I ktoś taki miałby niby poświęcać kilkanaście miesięcy życia, bezpieczeństwo swoje i ukochanego – tylko po to, by jakaś organizacja spadła w rankingach?
 

...No, to by było mniej więcej na tyle. Ale, żeby nie było: od początku lojalnie ostrzegałam, że będę miała BARDZO dużo do powiedzenia na temat wątku Wielkiej Intrygi.


Wzbiera we mnie czarna fala. Zamykam oczy i widzę twarze Aleksa i Juliana, które łączą się z sobą i rozdzielają, tak jak w moim śnie. To znowu się dzieje. To znowu się dzieje i znowu jest to moja wina.

No...nie. Nie było twoją winą, że PŚ wystawił się Hipolitowi na skutek własnej głupoty i nie jest twoją winą, że Raven ma nierówno pod sufitem.

Lena najwyraźniej prezentuje się nieszczególnie po usłyszeniu tych wszystkich rewelacji, bowiem Raven i Tack natychmiast oplątują ją ramionami i słodko dopytują się, czy wszystko jest ok. Panna Haloway zdobywa tysiąc punktów w moim prywatnym rankingu, każąc im trzymać łapy przy sobie; Tack przezornie ewakuuje się ze sceny, rzekomo udając się po wodę.

Ręce mi się trzęsą do tego stopnia, że nie potrafię ich nawet zacisnąć w pięść. Gdyby nie to, chyba uderzyłabym Raven w twarz.
Rozumiem twoją wściekłość — wzdycha. — Może i Tack miał rację. Może powinniśmy byli zdradzić ci plan od samego początku. — W jej głosie słychać zmęczenie.

Owszem, powinniście. A wiesz, dlaczego? Bo utrzymując ją w stanie błogiej niewiedzy, mogliście doprowadzić – i doprowadziliście – do najgorszego możliwego scenariusza: Lena nie tylko zaangażowała się emocjonalnie w całą tę imprezę, ale w dodatku na skutek porywów serca wypaplała mnóstwo waszych tajemnic. Gdyby dziewczyna od początku dostała jasne instrukcje („Porwą cię Hieny, za trzy dni wpłacamy okup, przez ten czas masz rozkochać w sobie Finemana”), nie tylko mogłaby skupić się na realizacji planu, miast drżeć o swoje życie, ale w dodatku uniknęlibyście pewnych oczywistych do przewidzenia komplikacji, które ujawnią się już za momencik.

Wy... wy mnie wykorzystaliście — wyrzucam z siebie.
Mówiłaś, że chcesz pomóc.
Ale nie w ten sposób.
Tu się nie wybiera. — Raven znowu opada na krzesło i kładzie ręce płasko na stole. — To nie działa w ten sposób.

A to bardzo ciekawe, bo jakoś nie zauważyłam, aby TWOJA rola w tym planie polegała na robieniu czegokolwiek niezgodnego z twoimi przekonaniami lub upodobaniami.

A wracając do komplikacji...

A co z Julianem? — Zmuszam się, by spojrzeć na Raven, i mam wrażenie, że się krzywi.
To nie jest twój problem. — Jej głos staje się nieco ostrzejszy.
Tak? — Przypominają mi się palce Juliana przesuwające się po moich włosach, ciepło otaczających mnie ramion, jego szept: „Chciałbym się tego dowiedzieć. Chciałbym się tego dowiedzieć z tobą". — A jeśli chcę, żeby on był moim problemem?
Raven i ja przez chwilę mierzymy się wzrokiem. Widzę, że jej cierpliwość powoli się wyczerpuje. Jej usta, zaciśnięte za złością, tworzą równą linię.

„Co za bezczelna smarkula! Jak śmiała zrobić dokładnie to, na co liczyliśmy i na skutek naszych manipulacji zadurzyć się w tym typie?!”.

Nic nie możesz zrobić. Nie rozumiesz? Lena Morgan Jones już nie istnieje. Puf. Zniknęła. Nie ma dla niej powrotu. Nie ma powrotu dla ciebie. Twoja robota skończona.

No, chyba że wyleczony Julian Fineman wypapla tatusiowi, jak naprawdę nazywa się ta dziewczyna, z którą był uwięziony, skąd pochodzi i gdzie się ukrywała. Istnieje szansa, że w takim układzie przekonasz się, ku swojemu olbrzymiemu zdumieniu, że sam skok przez płot nie jest jeszcze gwarancją bezpieczeństwa.

Więc pozwolicie, żeby zabili Juliana? Albo wtrącili do więzienia?
Raven znowu wzdycha, jak gdybym była rozpieszczonym dzieckiem strojącym fochy.
Julian Fineman jest szefem młodzieżówki AWD...
Wiem to wszystko — przerywam jej. — Powtarzałaś mi to mnóstwo razy, nie pamiętasz? No i co z tego? Chcecie go poświęcić dla naszej sprawy?
Raven spogląda na mnie w ciszy, z rezygnacją.
Jesteś tak samo podła jak oni — wyrzucam przez ściśnięte furią gardło, w którym utknął ciężki kamień obrzydzenia. Oto kolejne motto AWD: „Niektóre jednostki muszą umrzeć dla zdrowia całości". Staliśmy się więc tacy jak oni.

Nie wiem, jak tam reszta członków RO, ale nie powiedziałabym, żeby Raven przeszła jakąkolwiek przemianę; szczerze mówiąc, dziwi mnie zdziwienie Leny, która na tym etapie powinna jak mało kto znać uroczy charakter swej przywódczyni.

Nie powinnaś się obwiniać, Lena — mówi. — Przecież wiesz, że prowadzimy wojnę.
Nie rozumiesz? — odparowuję jej tymi samymi słowami, których użyła dawno temu, w naszym azylu, po śmierci Miyako. — Nie możesz mi dyktować, co mam czuć.
Raven kręci głową i widzę błysk litości w jej oczach.
Ty... ty go chyba naprawdę polubiłaś? Juliana?

Ponownie: a czego się się spodziewałaś, ośla głowo?! TAKI PRZECIEŻ BYŁ WASZ PLAN!!!



Nie potrafię odpowiedzieć. Jestem w stanie jedynie kiwnąć głową.
Raven pociera czoło zmęczonym gestem i znowu wzdycha. Przez chwilę wydaje mi się, że zmięknie, że zgodzi się mi pomóc, i czuję iskierkę nadziei. Ale gdy znowu na mnie spogląda, jej twarz jest kamienna, pozbawiona emocji.
Jutro wyruszamy na północ — oznajmia tylko, ucinając rozmowę.
Julian zginie za naszą sprawę, a my, dumni z siebie, będziemy śnić o zwycięstwie: o nadciągającej jutrzence koloru krwi.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: dowiadujemy się, co tam słychać u Juleczka, a Lena podejmuje Bardzo Ważną Decyzję.

Zostańcie z nami!

Maryboo

czwartek, 17 stycznia 2019

Część XXV

Dzisiejsza analiza będzie raczej krótka, a to z tego powodu, że chciałyśmy podzielić fragmenty tak, by wyjaśnienie Wielkiej Intrygi zostawić na osobną analizę. 

No to jedziemy!


Ranek jednak nadchodzi.

A nie mówiłam ;).
Odnajduje sobie drogę przez szczeliny w ścianach i w dachu i wraz z nastaniem mętnej szarości ciemność powoli odpływa. Moje pierwsze chwile świadomości są rozmyte: wydaje mi się, że jestem z Aleksem. Ale nie. To Julian. Czuję na sobie jego rękę, a na karku gorący oddech. Przez sen skopałam pościel — leży teraz zwinięta w nogach łóżka. Kątem oka dostrzegam ruch w korytarzu i stwierdzam, że pewnie kot dostał się do domu.

Dziewczyno, twój instynkt samozachowawczy naprawę musiał umrzeć straszną śmiercią, aż mi się żal zrobiło.
A potem narasta we mnie przekonanie, że to niemożliwe, ostatniej nocy na pewno zamknęłam drzwi na klucz - i zdjęta nagłym przerażeniem podnoszę się na łóżku.
— Julian...

No nareszcie…
Wtedy wszystko wokół eksploduje: policja i porządkowi w maskach gazowych i szarych mundurach pośród wrzasków wlewają się przez drzwi, rozwalają ściany.

Rozwalanie ścian dla dwóch smarkaczy, którzy są tak głupi, że nie zauważyli zbliżającej się obławy, to chyba lekka przesada.  Można ich było capnąć spokojnie, jak spali.  No chyba że atakujący spodziewali się jeszcze poukrywanych po kątach dwudziestu Odmieńców uzbrojonych po zęby. 

Jeden z nich łapie mnie, a drugi wyciąga z łóżka Juliana, który mnie przywołuje, wyrwany nagle ze snu, ale nie słyszę nic ponad kakofonią dźwięków, ponad krzykiem, który musi wydobywać się z mojej piersi. Chwytam plecak, wciąż zwinięty w nogach łóżka, żeby uderzyć nim porządkowego, ale gdy otacza mnie kolejnych trzech, stwierdzam, że to bez sensu. Przypominam sobie, że broń zostawiłam w łazience — a więc ta możliwość obrony odpada. Ktoś ciągnie mnie za kołnierz, duszę się. Jeszcze inny porządkowy wykręca mi rękę i zakuwa w kajdanki, a potem popycha do przodu, i w ten sposób — na poły o własnych siłach, a na poły wleczona — wychodzę na zewnątrz, gdzie w jasnych promieniach słońca czeka jeszcze więcej policjantów i antyterrorystów, wszyscy z bronią i w maskach przeciwgazowych: w bezruchu, w ciszy, w oczekiwaniu. Przez fale zalewającej mnie paniki przedziera się jedno słowo: zasadzka. To musi być zasadzka.
— Mamy ich — oznajmia ktoś do krótkofalówki i nagle wszystko wraca do życia, zaczyna wibrować dźwiękiem: ludzie krzyczą coś do siebie, gestykulują. Dwóch policjantów na motocyklach wciska gaz do dechy i w nozdrza uderza mnie smród spalin. Ze wszystkich stron atakuje mnie szum dochodzący z niezliczonych krótkofalówek.
— Dziesięć-cztery, dziesięć-cztery. Mamy ich.

Czyli nie jest to żadna randomowa akcja wesołej gromadki Małego Brata, jednak chodziło konkretnie o Lenkę i Juleczka. Ponawiam więc pytanie, po co ten cały batalion dla tych dwóch półgłówków.
— Trzydzieści kilometrów od rządowych terenów... wygląda to na ich kryjówkę.
— Jednostka 508 do bazy...
Juliana wloką zaraz za mną, w eskorcie czterech porządkowych. Jego także zakuto w kajdanki.
— Lena! Lena! — słyszę jego głos. Próbuję się odwrócić, ale idący za mną porządkowy popycha mnie do przodu.
— Nie zatrzymuj się. — Ku swojemu zaskoczeniu słyszę kobiecy głos, zniekształcony przez maskę przeciwgazową.
Na drodze, którą tu dotarliśmy, stoi sznur samochodów, a przy nich kolejne grupy policjantów i antyterrorystów. Niektórzy są w pełnym rynsztunku, ale reszta w cywilnych ubraniach. Opierają się beztrosko o samochody, rozmawiają i popijają kawę z jednorazowych kubków.


Ja rozumiem że Juleczek jest ważną osobistością, ale to jest po prostu śmieszne. Chyba Mały Brat naprawdę nie ma na co pieniędzy wydawać. 

Gdy ich mijam, ledwo zaszczycają mnie spojrzeniem. Przepełnia mnie ślepa furia, mam ochotę rzucić się na nich z pięściami. Widać, że dla nich to tylko rutynowa akcja. Pod koniec dnia wrócą do domów, do swoich nieskazitelnych mieszkań i rodzin, i nawet nie wspomną w myślach o widzianej dziś dziewczynie, którą wleczono na ich oczach, prawdopodobnie na śmierć.


Cóż, przecież to wywrotowiec, wróg systemu i fokle, po co się mają taką hołotą przejmować. 

Widzę czarny samochód; biała, wąska twarz Thomasa Finemana obserwuje mnie beznamiętnie. Gdybym miała wolne ręce, walnęłabym nimi w szybę. Chciałabym widzieć, jak odłamki szkła lądują na jego twarzy, przekonać się, czy wtedy będzie tak samo spokojny.
— Hej, tutaj! — Jakiś policjant macha w naszą stronę, wskazując na policyjną furgonetkę. Czarne słowa widniejące na tle lśniącej białej farby głoszą: MIASTO NOWY JORK, WYDZIAŁ WYCHOWANIA, OŚWIECENIA I NAWRACANIA. W Portland jest tylko jedno więzienie, Krypty, siedzą w nim wszyscy kryminaliści i opozycjoniści, a także wariaci, których choroba często jest skutkiem nieudanych lub zbyt wczesnych zabiegów. W Nowym Jorku i siostrzanych miastach istnieje cała sieć powiązanych z sobą zakładów karnych, z nazwą prawie tak samo złowrogą jak ta, którą Portland nadało swojemu więzieniu: WON.


Ahahahahahahahahahaha!!! Mam nadzieję, że tłumaczka zrobiła to specjalnie.  Won z porządnego społeczeństwa, zakały!

— Tutaj, tędy! — Teraz inny policjant macha na nas, byśmy podeszli do jego furgonetki. Znowu powstaje zamieszanie.
Stwierdzam, że ta akcja jest dużo bardziej chaotyczna niż naloty, które do tej pory widziałam. Jest zbyt wielu ludzi.


Prawda? Przecież to idiotyczne. Mamy powtórkę z pierwszego tomu, kiedy za Lenką i Simoroślą uganiali się wszyscy krewni i znajomi królika zaopatrzeni w artylerię i helikoptery. 

Zbyt wiele samochodów zatruwających powietrze spalinami, zbyt wiele krótkofalówek szumiących jednocześnie, zbyt wielu ludzi rozmawiających i przywołujących jeden drugiego. Słyszę, jak jakiś porządkowy i członek grupy antyterrorystycznej sprzeczają się o podział kompetencji. Głowa mnie boli, słońce świeci mi prosto w oczy. Widzę jedynie jego oślepiający blask, metalową rzekę samochodów i motocykli oraz spaliny zamieniające powietrze w miraż, w gęsty i wibrujący dym. Nagle wzbiera we mnie kolejna fala paniki. Nie wiem, co się stało z Julianem. Nie ma go już za mną, nie widzę go też w tłumie.

Lenka wzywa Juliana, ale ten nie odpowiada. Kobieta w masce gazowej pogania dziewczynę do przodu, a Juleczka ni widu, ni słychu. Lenka obawia się powtórki z rozrywki, nie chce przeżyć śmierci następnego trulawera. 

— Julian! — krzyczę, kopiąc jednocześnie w tył nogą, która trafia kobietę w goleń. Słyszę przekleństwo i przez chwilę jej uścisk słabnie. Ale zaraz znowu się zacieśnia. Szarpie mnie za nadgarstki tak mocno, że z jękiem odginam się do tyłu. Gdy staram się trwać w tej pozycji, by ulżyć rękom, złapać oddech i powstrzymać łzy, kobieta nachyla się ku mnie, a jej maska uderza mnie w uszy.
— Lena — mówi cichym głosem. — Proszę. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Jestem bojowniczką o wolność.


Na te słowa nieruchomieję: to hasło, jakim sympatycy i Odmieńcy ujawniają swoją przynależność do ruchu oporu.

Bardzo subtelne hasło, nie ma co. Zero kreatywności, gdzie żyrafy, gdzie pawiany? Gdzie porządna konspira?
Kobieta prowadzi Lenkę do innej furgonetki, która również ma cudnej urody napis WON, jednak jest on trochę inny niż te pozostałe. Lena od razu to zauważa, ale nikt z oddziału Małego Brata się nie skapnął, bo oczywiście że nie. Zresztą i tak za mało im płacą za uganianie się za jakimiś małolatami, też bym miała wylane na takie pierdoły.
Członkini ruchu oporu wsadza Lenę do furgonetki i rozkuwa ją. Nie mówi jej jednak, dokąd jadą, a jedynie, że będzie bezpieczna. Dziewczyna odczuwa ulgę, ale jednocześnie martwi się o Juleczka, którego tatuś zapewne nie przytuli do ojcowskiej piersi.
Zastanawiam się, co się z nim stanie. Może — tli się we mnie iskierka nadziei — potraktują go łagodnie, ze względu na ojca. Może uznają, że po prostu popełnił błąd. Bo to był błąd: całowanie, sposób, w jaki się dotykaliśmy. Prawda...?
Nie pogrążaj się naiwnością, moja droga, cały czas plujesz jadem, jak to zombiaki po remedium to potwory, a władza to zło absolutne, więc nagłe łudzenie się, że pogłaskają jedynie Julka po główce, jest bez sensu.
Furgonetka zostaje zatrzymana przez kontrolę, ale na szczęście strażnik nie doszukuje się niczego w papierach kobiety i puszcza samochód dalej.
Oddycham z ulgą, która niemal przeradza się w szloch. Teraz, jak przypuszczam, wjechaliśmy do tunelu pod rzeką Hudson: w długą, czarną gardziel, w której rozbrzmiewają echa wilgotnej przestrzeni. Wyobrażam sobie płynącą nad nami rzekę upstrzoną plamkami szarości. Myślę o oczach Juliana, które zmieniały kolor niczym woda odbijająca światło.
Ofkors.
Rzuca mną, gdy samochód wjeżdża w dziurę, a potem wczołguję się wyżej i nasłuchuję. Z zewnątrz dobiegają mnie sporadyczne dźwięki ruchu ulicznego: odległe wycie syren, beczący w pobliżu klakson. To musi być Nowy Jork. Pewnie furgonetka zatrzyma się lada chwila. Za każdym razem, gdy przystajemy, nastawiam się, że drzwi zaraz się rozsuną i kobieta w masce — choć twierdziła, że jest po mojej stronie — zaciągnie mnie do WON, jednak mija kolejne dwadzieścia minut, a my wciąż jedziemy. Przestałam już zgadywać, gdzie jesteśmy.
Po jakimś czasie furgonetka staje, a Lena zostaje wypuszczona na zewnątrz.
Rozglądam się wokół z rozczarowaniem. Miałam nadzieję, że otoczenie da mi jakieś wskazówki, dlaczego zostałam porwana i przez kogo. Tymczasem znajduję się w szarym pomieszczeniu, w którym nie ma nic oprócz betonu i gołych stalowych belek. Z jednej strony widzę ogromne podwójne drzwi, na tyle szerokie, by mogła się w nich zmieścić furgonetka, po przeciwnej zaś znajdują się drugie, metalowe i pomalowane na ten sam szary kolor, co wszystko wokół. Przynajmniej widzę światło elektryczne, a to znaczy, że jesteśmy w mieście albo gdzieś blisko niego. Kobieta zdjęła maskę przeciwgazową, ale wciąż ma na głowie nylonową kominiarkę z wyciętymi otworami na usta, nos i oczy.
— Co to za miejsce? — pytam, podnosząc się i zakładając plecak. — Kim jesteś?
Nie odpowiada, tylko obserwuje mnie uważnie. Oczy ma szare, koloru nieba podczas burzy. Nagle wyciąga rękę, jak gdyby chciała dotknąć mojej twarzy. Odskakuję w tył, wpadając na samochód. Ona także cofa się i zaciska rękę w pięść.
Dziwne zachowanie, powiedziałby kto, ale nie trzeba być Einsteinem, żeby rozkminić ten subtelny foreshadowing. Prawda?
— Zaczekaj tutaj — mówi. Odwraca się i już rusza w stronę drzwi, przez które wjechaliśmy, kiedy łapię ją za nadgarstek.
— Chcę wiedzieć, co tu się dzieje. — Mam już dość gładkich ścian, zamkniętych pomieszczeń, masek i gier. Pragnę odpowiedzi. — Chcę wiedzieć, jak mnie znalazłaś i kto cię po mnie przysłał.
— Nie jestem osobą, która może odpowiedzieć na twoje pytania — mówi i stara się uwolnić z mojego uścisku.
— Zdejmij kominiarkę. — Przez krótką chwilę wydaje mi się, że w jej oczach błyska strach.
— Puść mnie. — Jej głos jest cichy, ale stanowczy.
— Nie, to nie. Sama ją zdejmę.
Wyciągam rękę. Kobieta próbuje mnie odepchnąć, ale jestem szybsza. Udaje mi się podciągnąć róg materiału i odsłonić szyję, na której od ucha biegną pionowo w dół wytatuowane drobne cyfry: 5996. Ale zanim mam szansę bardziej uchylić kominiarkę, kobieta chwyta mnie mocno za nadgarstek i odsuwa moją rękę.
— Lena, proszę — mówi błagalnym głosem.
No chyba nie ma już żadnych wątpliwości, kim jest owa tajemnicza członkini ruchu oporu.
— Przestań zwracać się do mnie po imieniu! — Gniew wzbiera mi w piersi. Kim ona jest, że pozwala sobie na taką poufałość? Próbuję ją uderzyć plecakiem, ale się uchyla. Gdy zamierzam ponowić próbę, drzwi za moimi plecami otwierają się i do pomieszczenia wkracza... Raven.
DUN DUN DUN!!!
Ojejku, jej icoteras? Dowiecie się 27 stycznia. Wielki Sprytny Plan zostanie wreszcie wyjaśniony. Zaopatrzcie się w jakieś poduszki do podłożenia pod głowę, żeby nie dostać wstrząśnienia mózgu od headdesków.
Do zobaczenia!
Beige