Wracamy do teraźniejszości w Nowym Yorku. Zaczynamy mocnym
akcentem na miarę Lenki, czyli czas na górnolotne jęczenie.
TERAZOto dziewczyna, jaką byłam wówczas: idąca chwiejnym krokiem, tonąca, zagubiona w jasności i przestrzeni. Moja przeszłość została wymazana, sprana do nieskazitelnej bieli. Przyszłość można jednak zbudować z czegokolwiek, z niczego. Wystarczy jakiś odłamek czy impuls. Wystarczy pragnienie, by iść dalej, powoli: najpierw jedna noga, potem druga. Wiem już, że da się odbudować miasto z ruin.
Lena wydaje się być minimalnie bardziej ogarnięta niż
wcześniej, choć w dalszym ciągu ma problemy z konspirą. Jak pamiętamy z
początku książki, zamiast się nie wychylać, ta przysypia na lekcjach i
zachowuje się dziwnie, przez co ląduje na dywaniku u dyrektorki szkoły, pani
Tulle.
A oto dziewczyna, jaką jestem teraz: kolana razem, ręce na udach. Jedwabna bluzka zapięta ciasno pod szyją, spódnica z wełnianym pasem, mundurek z herbem szkoły Quincy Edwards. Jest szorstki. Chciałabym się podrapać, ale nie mogę. Wzięłaby to za oznakę zdenerwowania, a ja nie jestem zdenerwowana, już nigdy w życiu nie będę. Mruga oczami. Nie ja. To pani Tulle, nasza dyrektorka, z twarzą przypominającą rybę przyciśniętą do szyby. Jej wielkie oczy sprawiają wrażenie wyłupiastych.
Cóż, jak wiemy z poprzedniego tomu, nikt z ludzi, których
Lena nie lubi, nie może być atrakcyjny.
Aha, no i Lena już nigdy w życiu nie będzie zdenerwowana. Jaaasne. Szczerze wątpię. Nawet remedium na to nie działa. Jeśli ta ameba myśli, że jest odporna na zdenerwowanie, bo przeżyła ciężkie chwile w Głuszy, to czeka ją niezła niespodzianka.
— Czy w domu wszystko w porządku, Magdaleno?Dziwnie jest słyszeć w jej ustach moje pełne imię.Wszyscy zawsze mówili do mnie Lena.— Tak — odpowiadam.Przekłada dokumenty na biurku. W jej gabinecie panuje nieskazitelny porządek, wszystkie krawędzie są ułożone prostopadle lub równolegle do innych. Nawet szklanka z wodą stoi dokładnie na środku podkładki. Wyleczeni zawsze lubili porządek: prostowanie, dopasowywanie, poprawianie. Czystość stoi obok Pobożności, a Porządek jest Zbawieniem. Domyślam się, że dzięki temu mają co robić, mają czym wypełnić długie, puste godziny.
Lena przeszła niezłą transformację, od osoby wierzącej ślepo
w propagandę Małego Brata, poprzez kogoś, kto zaczyna dostrzegać wady systemu
aż do pogardy i złośliwości w stosunku do wyleczonych. Nie jest to zaskakujące,
Lena od samego początku miała zadatki do wywyższania się i niechęci do innych
pomimo ich starań, żeby jej pomóc. A nie daj Boże-pierwiastku, żeby ktoś,
wybaczcie mój klatchiański, nie trzymał jej palców w dupie. Lena lżyła w myślach
nawet dzieci (pamiętacie Jenny?), więc nie jestem zszokowana, że dla innych ma
tylko odrazę.
— Mieszkasz ze swoją siostrą i jej mężem, zgadza się? Kiwam głową i powtarzam historię mojego nowego życia:— Moi rodzice zginęli w jednym z Incydentów.To akurat nie jest do końca kłamstwem. Dawna Lena również była sierotą, a przynajmniej przez długi czas tak myślała. Nie muszę wyjaśniać, o co chodzi. Wszyscy już słyszeli o Incydentach: w styczniu ruch oporu przeprowadził pierwsze duże, brutalne ataki.
Niemożliwe! Te niedołęgi wreszcie zebrały się w sobie i
zorganizowały coś bardziej skutecznego niż podmianę leków na rogaciznę?
W kilku miastach członkowie ruchu — wspomagani przez sympatyków, a czasami również przez młodych nieleczonych — podłożyli bomby w ważnych budynkach rządowych.W Portland ruch oporu zdecydował się wysadzić część Krypt. Zginęło wtedy paru cywilów. Policja po jakimś czasie przywróciła porządek, ale kilkuset więźniom udało się zbiec. Co za ironia losu. Moja mama przez ponad dziesięć lat kopała tunel, by uciec z tego miejsca, podczas gdy wystarczyło poczekać kilka miesięcy...
Ale gdzie byłby wtedy cały dramatyzm i narm sceny z
wydziabanym w ścianie LOVE? Wydziabanym przy użyciu wisiorka MIŁOŹDZI, dodam.
Pani Tulle się krzywi.— Wiem, widziałam w twojej kartotece. — Nawilżacz powietrza za jej plecami brzęczy cicho. Mimo to powietrze jest suche. Gabinet pachnie papierem i lakierem do włosów. Strużka potu spływa mi po plecach. Gotuję się w tej spódnicy.— Niepokoją nas twoje problemy z przystosowaniem się — mówi, wpatrując się we mnie tymi swoimi rybimi oczyma. — Jadasz sama lunch. — To jest oskarżenie.Nawet tej nowej Lenie robi się głupio. Jedyną rzeczą gorszą od braku przyjaciół jest współczucie z powodu ich braku.
Oh, jestem na sto procent przekonana, że ona nie ma
przyjaciół na własne życzenie, bo nie spełniają jej wyśrubowanych wymagań. Lena
musi jednak sprzedać jakiś inny, przekonujący bullshit.
— Jeśli mam być szczera, to mam pewien problem z dziewczynami z klasy. Wydają mi się nieco... niedojrzałe. — Gdy to mówię, przechylam lekko głowę, żeby zobaczyła potrójną bliznę za lewym uchem: znak zabiegu, znak wyleczenia.Jej twarz natychmiast łagodnieje.— No tak, oczywiście. Wiele z nich jest w końcu młodszych od ciebie. Nie mają osiemnastu lat, nie są wyleczone.Rozkładam ręce, jak gdybym chciała powiedzieć: „no właśnie". Dyrektorka jednak jeszcze ze mną nie skończyła, choć zwraca się już do mnie łagodniejszym tonem.— Pani Fierstein mówiła, że znowu zasnęłaś na lekcji. Martwimy się, Leno. Uważasz, że masz za dużo pracy? Nie możesz spać w nocy?— Jestem nieco zestresowana — przyznaję. — To przez tę całą sprawę z AWD.Pani Tulle unosi brwi.— Nie wiedziałam, że należysz do AWD.— Sekcja A — wyjaśniam. — Planujemy manifestację na przyszły piątek. Tak w ogóle to dziś po południu na Manhattanie mamy spotkanie organizacyjne. Nie chciałabym się spóźnić.— Oczywiście, oczywiście. Dużo słyszałam o tej manifestacji.— Pani Tulle bierze dokumenty, wyrównuje je o blat biurka i wkłada do szuflady. Domyślam się, że to już koniec rozmowy. AWD to magiczny skrót: Ameryka Wolna od Delirii. Słowo wytrych, otwierające wszystkie drzwi. Teraz dyrektorka jest wcieleniem życzliwości. — To chwalebne, Leno, że próbujesz pogodzić pozalekcyjne obowiązki z nauką. A my wspieramy działania AWD. Tylko postaraj się znaleźć złoty środek. Nie chciałabym, żeby twoje wyniki w nauce ucierpiały z powodu pracy społecznej, nawet tak ważnej.— Rozumiem. — Spuszczam głowę z pokorą. Nowa Lena jest dobrą aktorką.Pani Tulle uśmiecha się do mnie.— A teraz już idź. Nie powinnaś się spóźnić na spotkanie.Podnoszę się, zakładając torbę na ramię.— Dziękuję.
Wygląda na to, że ruch oporu wtrynił Lenkę jako wtyczkę do
sztandarowej organizacji walczącej z delirką. Nie wiem, czy to jest dobry
pomysł. Dziewczyna średnio nadaje się na szpiega i konspiratorkę, nie grzeszy wszak
sprytem. Może chociaż nauczyła się lepiej chować, bo biorąc pod uwagę jej
pikniki na otwartej przestrzeni z Aleksem i Hanką z pierwszej części, nie ma do tego predyspozycji.
Lena opuszcza gabinet dyrektorki i wychodzi ze szkoły. Jest
zimny marzec, na ulicach leży śnieg i lód. Dziewczyna jedzie autobusem na
spotkanie AWD. Okazuje się, że w Nowym Jorku ludzie mają więcej hajsu, więc
samochody są tutaj na porządku dziennym, i to nie jako krasnale ogrodowe tylko
prawdziwe środki transportu. Mimo to ulice Manhattanu są o tej godzinie prawie puste. Lena
dociera na spotkanie AWD spóźniona.
Sala konferencyjna jest ogromna. Może pomieścić co najmniej dwa tysiące ludzi, a jak zwykle niemal pęka w szwach. Widzę kilka wolnych miejsc z brzegu, po lewej, blisko sceny i okrążam salę, starając się dotrzeć tam, nie rzucając się w oczy. Ale nie muszę się martwić. Wszyscy w sali wpatrują się jak zahipnotyzowani w mężczyznę na mównicy. Powietrze jest przepełnione dziwną energią, jak gdyby wisiały w nim tysiące nabrzmiałych kropel.— ... nie wystarczy, by zapewnić nam bezpieczeństwo — mówi mężczyzna. Głos rozlega się donośnie po całej sali. Pod zawieszonymi wysoko fluorescencyjnymi światłami czarne włosy mówcy lśnią jak hełm. To Thomas Fineman, założyciel AWD. — Mówią nam o ryzyku i potencjalnych problemach, o możliwościach uszkodzeń i efektach ubocznych. Ale jakie koszty poniesiemy jako naród, jako społeczeństwo, jeśli nie będziemy działać? Jeżeli nie będziemy nalegać na ochronę całości, co nam przyjdzie z tego, że zaledwie część będzie zdrowa?
Thomas Fineman, założyciel AWD, wielki zwolennik remedium
dla każdego, również dla osób poniżej 18 roku życia pomimo ewentualnych zagrożeń
z dupy. Myślę, że nie zepsuję Wam zabawy, gdy podpowiem, że Grześ i jego
puchaty pamiętniczek przy Tomciu to szczyt subtelności. Przytoczę może fragment
maila, który wysłała mi swego czasu Maryboo. Moja droga współanalizatorka
przeczytała serię jako pierwsza i ostrzegała mnie, dobra kobieta, przed tym, co
mnie czeka. Oto jak streściła mi pana Finemana:
Thomas Fineman (McZłol najwyraźniej było już zajęte) jest chyba owym mitycznym szwagrem z Norwegoszwecji, krewnym Clarksona i Grzesia; przy czym Grześ miał chociaż puchaty pamiętniczek, Fineman jest natomiast zasadniczo chodzącym złem, które żyje tylko po to, by robić zło i w wolnym czasie zajmuje się złem. Poważnie, ta postać jest tak karykaturalna, że jedyne, czego brakuje, to by w jego obecności stacje radiowe samoczynnie przełączały na "Despacito".
Także tego… przygotujcie się na wielowymiarową postać.
Rozlegają się nieśmiałe brawa. Thomas poprawia mankiety i bardziej nachyla się nad mikrofonem.— Powinniśmy się zjednoczyć w tym dążeniu. To właśnie jest celem naszej manifestacji. Domagamy się, by nasz rząd, nasi naukowcy i instytucje naszego kraju nas chronili. Domagamy się, by byli lojalni wobec swojego narodu, wobec Boga i Jego porządku. Czy sam Bóg w swoim dążeniu do udoskonalania stworzenia nie odrzucił przez tysiące lat milionów gatunków, które były w jakiś sposób wybrakowane lub skażone?
Dinozaury wymarły z miłości!!!
- Czy nie uczy nas to, że czasami trzeba wyeliminować słabe i chore jednostki, by uformować lepsze społeczeństwo?
Trochę eugeniki, trochę
ludobójstwa. Zróbmy magiczne PING wszystkim, a jak komuś się musk usmaży, to
good fucking riddance. Mówiłam, że będzie subtelnie.
Brawa narastają. Ja również do nich dołączam. Lena Morgan Jones klaszcze. To jest moja misja, zadanie, które przydzieliła mi Raven: obserwować AWD. Przypatrywać się im. Wtopić w tłum. Nic więcej mi nie powiedzieli.
Cóż pomysły Raven i spółki w kwestii ruchu oporu i konspiry
jako takiej będą źródłem jeszcze wielu soczystych facepalmów. Nietłumaczenie
niczego Lence to pikuś.
- Nadszedł czas, by domagać się od rządu, aby wypełnił obietnicę z Księgi SZZ: zapewnił szczęście, zdrowie i zadowolenie naszym miastom i naszemu narodowi.Obserwuję więc wszystko, jak mi przykazano: rzędy wysokich świateł, twarzy z profilu, bladych, naburmuszonych, przestraszonych i wdzięcznych - twarzy wyleczonych. Szarą wykładzinę, przetartą po przejściu tylu butów. Grubego mężczyznę po mojej prawej, sapiącego, z paskiem u spodni zapiętym wysoko ponad wydatnym brzuchem. Niewielki obszar odgrodzony od sceny, trzy krzesła, tylko jedno z nich zajęte.Chłopak.
Z tego wszystkiego on jest najbardziej interesujący. Inne rzeczy — wykładzina, twarze — są te same na każdym spotkaniu AWD. Nawet ten grubas. Czasem jest gruby, czasem chudy, czasem zamiast niego jest kobieta. Ale to ciągle to samo — oni są zawsze tacy sami.Chłopak ma jasne, falujące włosy sięgające mu za uszy, oczy zaś ciemnoniebieskie, koloru nieba podczas burzy.
Niebo podczas burzy? Cóż za przyrodniczy opis! Sherlocku, czy to jest wskazówka?
Mimo marcowej aury włożył czerwoną koszulkę polo z krótkim rękawem i eleganckie ciemne dżinsy. Na nogach ma nowe mokasyny, a na nadgarstku błyszczący srebrny zegarek - widać, że jest bogaty. Trzyma ręce splecione na kolanach - widać, że jest ułożony. Nawet chłodny, nieprzenikniony wyraz twarzy, gdy patrzy na swojego ojca na scenie, jest doskonale wyćwiczony. To uosobienie kontrolowanej obojętności wyleczonych.
Czas na werble.
Ale oczywiście nie jest wyleczony, jeszcze nie. To Julian Fineman, syn Thomasa Finemana, który, choć ma już osiemnaście lat, me przeszedł jeszcze zabiegu. Lekarze me wyrazili na to zgody. W następny piątek, w ten sam dzień, kiedy planowana jest wielka manifestacja AWD na Times Square, to ma się zmienić. Zaaplikują mu remedium i zostanie wyleczony. Być może. Ale możliwe też, że umrze albo jego zdrowie psychiczne zostanie poważnie nadszarpnięte, co właściwie oznacza śmierć. Mimo to i tak poddadzą go zabiegowi. Jego ojciec na to nalega. Nalega na to i sam Julian.
Tragic backstory, miodzio.
Nigdy wcześniej nie widziałam go na żywo, aczkolwiek znam jego twarz z plakatów i ulotek. Julian jest sławny. Jest męczennikiem za sprawę, bohaterem AWD i przewodniczącym sekcji młodzieżowej. Jest wyższy, niż się spodziewałam. I dużo przystojniejszy.
No baaa.
Zdjęcia nie oddawały sprawiedliwości zarysowi jego szczęki i szerokości jego ramion — ma ciało atlety.
No baaaaaaaaaa.
Na scenie Thomas Fineman podsumowuje swoją część przemówienia.- Nie zaprzeczamy, że istnieje ryzyko związane z wcześniejszymi zabiegami - mówi. - Ale twierdzimy, że niebezpieczeństwo ich opóźniania jest jeszcze gorsze. Jesteśmy gotowi przyjąć konsekwencje. Mamy tyle odwagi, by poświęcić kilka jednostek dla dobra ogółu. - Milknie na chwilę, gdy rozlegają się brawa, i przekrzywia głowę z satysfakcją, dopóki wrzawa nie umilknie.Światło odbija się od jego zegarka: on i syn mają identyczne modele.— A teraz chciałbym wam przedstawić kogoś, kto uosabia wszystkie wartości AWD. Ten młody człowiek rozumie lepiej niż ktokolwiek inny wagę zabiegu, nawet wśród tych, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletności, nawet wśród tych, dla których jego przeprowadzenie wiąże się z ogromnym zagrożeniem. Ten młody człowiek rozumie, że aby nasz kraj mógł się rozwijać, abyśmy wszyscy żyli bezpiecznie i szczęśliwie, trzeba czasem poświęcić potrzeby jednostki. Poświęcenie to bezpieczeństwo, a zdrowie powinno dotyczyć całości. Członkowie AWD, powitaj cie mojego syna, Juliana Finemana.
Juleczek wychodzi na scenę. Lenka nie przestaje się nim
zachwycać.
Jest jeszcze wyższy od ojca. To niesamowite, jacy są różni: Thomas ciemny, z surową miną, jego syn wysoki, postawny i jasnowłosy, a do tego te nieprawdopodobnie niebieskie oczy. Tylko mocny zarys szczęki jest ten sam. Przejeżdża ręką po włosach i zastanawiam się, czy się denerwuje. Ale kiedy zaczyna mówić, jego głos jest mocny i spokojny.
To już nawet nie spoiler. Każdy się chyba domyśli, że mamy
do czynienia z truloffem numer dwa. Piękny jak wiosenny poranek i ze smutną
historią. Nie ma innego wyjścia.
Okazuje się, że w wieku dziewięciu lat zdiagnozowano u
Juleczka guza mózgu. Chłopiec miał silne ataki padaczkowe, które zaniepokoiły
jego rodziców. Lena oczywiście musi to w myślach skomentować.
Oto świat, w którym żyjemy, świat bezpieczeństwa, szczęścia i porządku, świat bez miłości. Świat, gdzie dzieci rozbijają sobie głowy o kamienne kominki i niemal odgryzają język, a rodzice są zaniepokojeni. Nie na skraju załamania, szaleństwa czy rozpaczy. Niepokoją się — tak jak wtedy, gdy oblewasz egzamin z matematyki, jak wtedy, gdy nie rozliczą się na czas z urzędem skarbowym.
W sumie nie wiesz tego. Julek mógł się tylko tak wyrazić, a
ty od razu porównujesz reakcję jego starych, której to reakcji sama świadkiem przecież nie
byłaś, do problemów z podatkami. Nie przesadzasz aby troszeczkę? Twoja rodzina
się o ciebie troszczyła, nawet kiedy wyszło na jaw, że masz delirkę, więc wiesz
dobrze, że remedium nie kasuje wszystkich pozytywnych uczuć i odruchów. Ale twoim zdaniem to zbrodnia, że Finemanowie nie histeryzowali.
Julcia zoperowano, niestety po 3 latach choroba wróciła.
Widzę, jak jego ręce zaciskają się na mównicy. Na chwilę zapada cisza. Ktoś kaszle. Napięcie rośnie: wszyscy na tej sali jesteśmy jak krople czekające, aż ktoś przechyli naczynie, aż ktoś wskaże kierunek, w którym mamy płynąć. Julian podnosi wzrok. Za jego plecami znajduje się ekran, na którym wyświetlana jest jego powiększona kilkunastokrotnie postać. Jego oczy są mieszaniną błękitu, zieleni i złota, jak powierzchnia oceanu w słoneczny dzień, i wydaje mi się, że za maską bez wyrazu oraz wystudiowanym spokojem widzę błysk czegoś innego — jednak zbyt przelotny, bym była w stanie to zidentyfikować.
W pierwszym tomie mieliśmy co rusz opisy jesienno-listne,
czy teraz czekają nam opisy oceano-niebne? Błagam, nie…
— Od tamtej pierwszej operacji przeszedłem jeszcze trzy — mówi. — Usuwali mi guza cztery razy, a on trzy razy się odradzał, tak jak odradzają się wszystkie choroby, dopóki się ich nie usunie szybko i gruntownie. — Milknie na chwilę, by do słuchaczy dotarło znaczenie jego słów. — Teraz jestem wolny od raka już dwa lata.Rozlegają się brawa. Julian podnosi rękę i na sali na powrót zalega cisza. Chłopak uśmiecha się, a wraz z nim jego powiększona postać na ekranie.— Lekarze powiedzieli, że następne operacje mogą zagrozić mojemu życiu. Zbyt dużo tkanki już usunięto, zbyt wiele razy ingerowano w mózg. Jeśli poddam się zabiegowi, mogę zupełnie utracić zdolność panowania nad emocjami. Mogę przestać mówić, widzieć, chodzić. — Wzdryga się mimowolnie. — Możliwe, że mój mózg całkowicie odmówi posłuszeństwa.To jest silniejsze ode mnie: podobnie jak pozostali słuchacze, ja również wstrzymuję oddech. Tylko na Thomasie Finemanie te słowa nie robią żadnego wrażenia. Zastanawiam się, ile razy słyszał przemowę syna. Julian przysuwa się jeszcze bliżej mikrofonu i teraz mam wrażenie, jakby zwracał się do każdego z nas osobiście: jego głos jest cichy i pospieszny, jak gdyby szeptem powierzał nam sekret.— Z tego powodu odmówiono mi remedium. Przez ponad rok walczyliśmy o wyznaczenie daty zabiegu i wreszcie nam się udało. Dwudziestego trzeciego marca, w dzień naszej manifestacji, zostanę wyleczony.
Julek zdaje sobie sprawę, że remedium może być dla niego
zabójcze. Jestem ciekawa, czy w ogóle robiono jakiekolwiek badania na ten
temat. Nie wierzę, żeby Julek był jedynym młodym człowiekiem z chorobą mózgu,
który zachorował przed podaniem remedium. I nie chodzi tylko o raka, ale też epilepsję
i inne choroby. Jakie są prognozy, czy remedium zostało odmówione we wszystkich
przypadkach, jakie są wytyczne? Julian
nazywa dzień podania mu remedium jako historyczny, więc można przyjąć, że
remedium nie zaordynowano wcześniej żadnej osobie z występującą wcześniej
chorobą mózgu. To gdzie lądują takie osoby, w Kryptach? Są dla nich jakieś specjalne
miejsca separacji?
Oliver nie pokarała Juleczka ciężką chorobą, żeby był tylko
smutnym misiem, ale także żeby móc napisać subtelne jak radziecki czołg
porównanie wycinania chorej tkanki mózgowej młodego Finemana z wytrzebieniem
delirki z inicjatywy AWD.
— To będzie historyczny dzień, choć dla mnie może okazać się ostatni. Nie myślcie, że nie pojmuję ogromu ryzyka, jakie się z tym wiąże, wręcz przeciwnie. — Prostuje się, a jego głos staje się donośniejszy, bardziej grzmiący. Oczy na ekranie są teraz pełne światła, niemal oślepiają swoim blaskiem. — Ale nie ma innego wyjścia, tak samo jak wtedy, kiedy miałem dziewięć lat. Musimy usunąć chorobę. Musimy ją wyciąć, niezależnie od ryzyka. Inaczej się rozrośnie. Rozprzestrzeni się jak najbardziej złośliwy nowotwór i narazi nas wszystkich, każdą osobę urodzoną w tym wielkim i przepięknym kraju, na niebezpieczeństwo. Więc oświadczam wam: musimy wyplenić chorobę z każdego zakątka i zrobimy to. Dziękuję.Stało się. Uczynił to. Pociągnął nas jeszcze bardziej ku sobie. Przechylił naczynie, krople się przelały i teraz płyniemy ku niemu na fali gromkich okrzyków i braw. Lena bije brawo wraz ze wszystkimi innymi, aż bolą ją ręce. Ciągle klaszcze, aż traci w nich czucie. Połowa sali wstaje, wznosząc okrzyki. Ktoś zaczyna kandować: „AWD! AWD!". Wkrótce wszyscy krzyczymy te słowa — to ogłuszający, rozsadzający bębenki ryk. W którymś momencie Thomas dołącza do syna na scenie i stoją tam uroczyście, jeden obok drugiego — jeden jasny, drugi ciemny — jak dwie strony księżyca czuwającego nad nami, którzy dalej klaszczemy, skandujemy, wyrażamy krzykiem swoje poparcie. Oni są księżycem. My jesteśmy przypływem, falą, która pod wpływem ich przyciągania zmiecie chorobę z powierzchni świata.
I znów na koniec fragmentu zrobiło się górnolotnie.
Porywającym występem Juleczka kończy się część TERAZ. W następnym odcinku
wrócimy do Głuszy, ale niestety nie będzie to za tydzień, tylko za dwa
tygodnie, bo Mary jest jeszcze na wakacjach, a ja będę miała pracujący weekend,
więc się na pewno nie wyrobię. Dlatego wspólnie zdecydowałyśmy, że przesuniemy
analizę o tydzień.
Do zobaczenia
Beige