niedziela, 24 czerwca 2018

Część V



Wracamy do teraźniejszości w Nowym Yorku. Zaczynamy mocnym akcentem na miarę Lenki, czyli czas na górnolotne jęczenie.


TERAZ

Oto dziewczyna, jaką byłam wówczas: idąca chwiejnym krokiem, tonąca, zagubiona w jasności i przestrzeni. Moja przeszłość została wymazana, sprana do nieskazitelnej bieli. Przyszłość można jednak zbudować z czegokolwiek, z niczego. Wystarczy jakiś odłamek czy impuls. Wystarczy pragnienie, by iść dalej, powoli: najpierw jedna noga, potem druga. Wiem już, że da się odbudować miasto z ruin.


Lena wydaje się być minimalnie bardziej ogarnięta niż wcześniej, choć w dalszym ciągu ma problemy z konspirą. Jak pamiętamy z początku książki, zamiast się nie wychylać, ta przysypia na lekcjach i zachowuje się dziwnie, przez co ląduje na dywaniku u dyrektorki szkoły, pani Tulle.


A oto dziewczyna, jaką jestem teraz: kolana razem, ręce na udach. Jedwabna bluzka zapięta ciasno pod szyją, spódnica z wełnianym pasem, mundurek z herbem szkoły Quincy Edwards. Jest szorstki. Chciałabym się podrapać, ale nie mogę. Wzięłaby to za oznakę zdenerwowania, a ja nie jestem zdenerwowana, już nigdy w życiu nie będę. Mruga oczami. Nie ja. To pani Tulle, nasza dyrektorka, z twarzą przypominającą rybę przyciśniętą do szyby. Jej wielkie oczy sprawiają wrażenie wyłupiastych.


Cóż, jak wiemy z poprzedniego tomu, nikt z ludzi, których Lena nie lubi, nie może być atrakcyjny.
Aha, no i Lena już nigdy w życiu nie będzie zdenerwowana. Jaaasne. Szczerze wątpię. Nawet remedium na to nie działa. Jeśli ta ameba myśli, że jest odporna na zdenerwowanie, bo przeżyła ciężkie chwile w Głuszy, to czeka ją niezła niespodzianka.


— Czy w domu wszystko w porządku, Magdaleno?
Dziwnie jest słyszeć w jej ustach moje pełne imię.
Wszyscy zawsze mówili do mnie Lena.
— Tak — odpowiadam.
Przekłada dokumenty na biurku. W jej gabinecie panuje nieskazitelny porządek, wszystkie krawędzie są ułożone prostopadle lub równolegle do innych. Nawet szklanka z wodą stoi dokładnie na środku podkładki. Wyleczeni zawsze lubili porządek: prostowanie, dopasowywanie, poprawianie. Czystość stoi obok Pobożności, a Porządek jest Zbawieniem. Domyślam się, że dzięki temu mają co robić, mają czym wypełnić długie, puste godziny.


Lena przeszła niezłą transformację, od osoby wierzącej ślepo w propagandę Małego Brata, poprzez kogoś, kto zaczyna dostrzegać wady systemu aż do pogardy i złośliwości w stosunku do wyleczonych. Nie jest to zaskakujące, Lena od samego początku miała zadatki do wywyższania się i niechęci do innych pomimo ich starań, żeby jej pomóc. A nie daj Boże-pierwiastku, żeby ktoś, wybaczcie mój klatchiański, nie trzymał jej palców w dupie. Lena lżyła w myślach nawet dzieci (pamiętacie Jenny?), więc nie jestem zszokowana, że dla innych ma tylko odrazę.


— Mieszkasz ze swoją siostrą i jej mężem, zgadza się? Kiwam głową i powtarzam historię mojego nowego życia:
— Moi rodzice zginęli w jednym z Incydentów.
To akurat nie jest do końca kłamstwem. Dawna Lena również była sierotą, a przynajmniej przez długi czas tak myślała. Nie muszę wyjaśniać, o co chodzi. Wszyscy już słyszeli o Incydentach: w styczniu ruch oporu przeprowadził pierwsze duże, brutalne ataki.


Niemożliwe! Te niedołęgi wreszcie zebrały się w sobie i zorganizowały coś bardziej skutecznego niż podmianę leków na rogaciznę?


W kilku miastach członkowie ruchu — wspomagani przez sympatyków, a czasami również przez młodych nieleczonych — podłożyli bomby w ważnych budynkach rządowych.
W Portland ruch oporu zdecydował się wysadzić część Krypt. Zginęło wtedy paru cywilów. Policja po jakimś czasie przywróciła porządek, ale kilkuset więźniom udało się zbiec. Co za ironia losu. Moja mama przez ponad dziesięć lat kopała tunel, by uciec z tego miejsca, podczas gdy wystarczyło poczekać kilka miesięcy...


Ale gdzie byłby wtedy cały dramatyzm i narm sceny z wydziabanym w ścianie LOVE? Wydziabanym przy użyciu wisiorka MIŁOŹDZI, dodam.


Pani Tulle się krzywi.
— Wiem, widziałam w twojej kartotece. — Nawilżacz powietrza za jej plecami brzęczy cicho. Mimo to powietrze jest suche. Gabinet pachnie papierem i lakierem do włosów. Strużka potu spływa mi po plecach. Gotuję się w tej spódnicy.
— Niepokoją nas twoje problemy z przystosowaniem się — mówi, wpatrując się we mnie tymi swoimi rybimi oczyma. — Jadasz sama lunch. — To jest oskarżenie.
Nawet tej nowej Lenie robi się głupio. Jedyną rzeczą gorszą od braku przyjaciół jest współczucie z powodu ich braku.


Oh, jestem na sto procent przekonana, że ona nie ma przyjaciół na własne życzenie, bo nie spełniają jej wyśrubowanych wymagań. Lena musi jednak sprzedać jakiś inny, przekonujący bullshit.


— Jeśli mam być szczera, to mam pewien problem z dziewczynami z klasy. Wydają mi się nieco... niedojrzałe. — Gdy to mówię, przechylam lekko głowę, żeby zobaczyła potrójną bliznę za lewym uchem: znak zabiegu, znak wyleczenia.
Jej twarz natychmiast łagodnieje.
— No tak, oczywiście. Wiele z nich jest w końcu młodszych od ciebie. Nie mają osiemnastu lat, nie są wyleczone.
Rozkładam ręce, jak gdybym chciała powiedzieć: „no właśnie". Dyrektorka jednak jeszcze ze mną nie skończyła, choć zwraca się już do mnie łagodniejszym tonem.
— Pani Fierstein mówiła, że znowu zasnęłaś na lekcji. Martwimy się, Leno. Uważasz, że masz za dużo pracy? Nie możesz spać w nocy?
— Jestem nieco zestresowana — przyznaję. — To przez tę całą sprawę z AWD.
Pani Tulle unosi brwi.
— Nie wiedziałam, że należysz do AWD.
— Sekcja A — wyjaśniam. — Planujemy manifestację na przyszły piątek. Tak w ogóle to dziś po południu na Manhattanie mamy spotkanie organizacyjne. Nie chciałabym się spóźnić.
— Oczywiście, oczywiście. Dużo słyszałam o tej manifestacji.
— Pani Tulle bierze dokumenty, wyrównuje je o blat biurka i wkłada do szuflady. Domyślam się, że to już koniec rozmowy. AWD to magiczny skrót: Ameryka Wolna od Delirii. Słowo wytrych, otwierające wszystkie drzwi. Teraz dyrektorka jest wcieleniem życzliwości. — To chwalebne, Leno, że próbujesz pogodzić pozalekcyjne obowiązki z nauką. A my wspieramy działania AWD. Tylko postaraj się znaleźć złoty środek. Nie chciałabym, żeby twoje wyniki w nauce ucierpiały z powodu pracy społecznej, nawet tak ważnej.
— Rozumiem. — Spuszczam głowę z pokorą. Nowa Lena jest dobrą aktorką.
Pani Tulle uśmiecha się do mnie.
— A teraz już idź. Nie powinnaś się spóźnić na spotkanie.
Podnoszę się, zakładając torbę na ramię.
— Dziękuję.


Wygląda na to, że ruch oporu wtrynił Lenkę jako wtyczkę do sztandarowej organizacji walczącej z delirką. Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Dziewczyna średnio nadaje się na szpiega i konspiratorkę, nie grzeszy wszak sprytem. Może chociaż nauczyła się lepiej chować, bo biorąc pod uwagę jej pikniki na otwartej przestrzeni z Aleksem i Hanką z pierwszej części, nie ma do tego predyspozycji.

Lena opuszcza gabinet dyrektorki i wychodzi ze szkoły. Jest zimny marzec, na ulicach leży śnieg i lód. Dziewczyna jedzie autobusem na spotkanie AWD. Okazuje się, że w Nowym Jorku ludzie mają więcej hajsu, więc samochody są tutaj na porządku dziennym, i to nie jako krasnale ogrodowe tylko prawdziwe środki transportu. Mimo to ulice Manhattanu są o tej godzinie prawie puste. Lena dociera na spotkanie AWD spóźniona.


Sala konferencyjna jest ogromna. Może pomieścić co najmniej dwa tysiące ludzi, a jak zwykle niemal pęka w szwach. Widzę kilka wolnych miejsc z brzegu, po lewej, blisko sceny i okrążam salę, starając się dotrzeć tam, nie rzucając się w oczy. Ale nie muszę się martwić. Wszyscy w sali wpatrują się jak zahipnotyzowani w mężczyznę na mównicy. Powietrze jest przepełnione dziwną energią, jak gdyby wisiały w nim tysiące nabrzmiałych kropel.
— ... nie wystarczy, by zapewnić nam bezpieczeństwo — mówi mężczyzna. Głos rozlega się donośnie po całej sali. Pod zawieszonymi wysoko fluorescencyjnymi światłami czarne włosy mówcy lśnią jak hełm. To Thomas Fineman, założyciel AWD. — Mówią nam o ryzyku i potencjalnych problemach, o możliwościach uszkodzeń i efektach ubocznych. Ale jakie koszty poniesiemy jako naród, jako społeczeństwo, jeśli nie będziemy działać? Jeżeli nie będziemy nalegać na ochronę całości, co nam przyjdzie z tego, że zaledwie część będzie zdrowa?


Thomas Fineman, założyciel AWD, wielki zwolennik remedium dla każdego, również dla osób poniżej 18 roku życia pomimo ewentualnych zagrożeń z dupy. Myślę, że nie zepsuję Wam zabawy, gdy podpowiem, że Grześ i jego puchaty pamiętniczek przy Tomciu to szczyt subtelności. Przytoczę może fragment maila, który wysłała mi swego czasu Maryboo. Moja droga współanalizatorka przeczytała serię jako pierwsza i ostrzegała mnie, dobra kobieta, przed tym, co mnie czeka. Oto jak streściła mi pana Finemana:


Thomas Fineman (McZłol najwyraźniej było już zajęte) jest chyba owym mitycznym szwagrem z Norwegoszwecji, krewnym Clarksona i Grzesia; przy czym Grześ miał chociaż puchaty pamiętniczek, Fineman jest natomiast zasadniczo chodzącym złem, które żyje tylko po to, by robić zło i w wolnym czasie zajmuje się złem. Poważnie, ta postać jest tak karykaturalna, że jedyne, czego brakuje, to by w jego obecności stacje radiowe samoczynnie przełączały na "Despacito".


Także tego… przygotujcie się na wielowymiarową postać.


Rozlegają się nieśmiałe brawa. Thomas poprawia mankiety i bardziej nachyla się nad mikrofonem.
— Powinniśmy się zjednoczyć w tym dążeniu. To właśnie jest celem naszej manifestacji. Domagamy się, by nasz rząd, nasi naukowcy i instytucje naszego kraju nas chronili. Domagamy się, by byli lojalni wobec swojego narodu, wobec Boga i Jego porządku. Czy sam Bóg w swoim dążeniu do udoskonalania stworzenia nie odrzucił przez tysiące lat milionów gatunków, które były w jakiś sposób wybrakowane lub skażone?


Dinozaury wymarły z miłości!!!


- Czy nie uczy nas to, że czasami trzeba wyeliminować słabe i chore jednostki, by uformować lepsze społeczeństwo?


Trochę eugeniki, trochę ludobójstwa. Zróbmy magiczne PING wszystkim, a jak komuś się musk usmaży, to good fucking riddance. Mówiłam, że będzie subtelnie.


Brawa narastają. Ja również do nich dołączam. Lena Morgan Jones klaszcze. To jest moja misja, zadanie, które przydzieliła mi Raven: obserwować AWD. Przypatrywać się im. Wtopić w tłum. Nic więcej mi nie powiedzieli.


Cóż pomysły Raven i spółki w kwestii ruchu oporu i konspiry jako takiej będą źródłem jeszcze wielu soczystych facepalmów. Nietłumaczenie niczego Lence to pikuś.


- Nadszedł czas, by domagać się od rządu, aby wypełnił obietnicę z Księgi SZZ:  zapewnił szczęście, zdrowie i zadowolenie naszym miastom i naszemu narodowi.
Obserwuję więc wszystko, jak mi przykazano: rzędy wysokich świateł, twarzy z profilu, bladych, naburmuszonych, przestraszonych i wdzięcznych - twarzy wyleczonych. Szarą wykładzinę, przetartą po przejściu tylu butów. Grubego mężczyznę po mojej prawej, sapiącego, z paskiem u spodni zapiętym wysoko ponad wydatnym brzuchem. Niewielki obszar odgrodzony od sceny, trzy krzesła, tylko jedno z nich zajęte.
Chłopak.





Z tego wszystkiego on jest najbardziej interesujący. Inne rzeczy — wykładzina, twarze — są te same na każdym spotkaniu AWD. Nawet ten grubas. Czasem jest gruby, czasem chudy, czasem zamiast niego jest kobieta. Ale to ciągle to samo — oni są zawsze tacy sami.
Chłopak ma jasne, falujące włosy sięgające mu za uszy, oczy zaś ciemnoniebieskie, koloru nieba podczas burzy.


Niebo podczas burzy? Cóż za przyrodniczy opis! Sherlocku, czy to jest wskazówka?


Mimo marcowej aury włożył czerwoną koszulkę polo z krótkim rękawem i eleganckie ciemne dżinsy. Na nogach ma nowe mokasyny, a na nadgarstku błyszczący srebrny zegarek - widać, że jest bogaty. Trzyma ręce splecione na kolanach - widać, że jest ułożony. Nawet chłodny, nieprzenikniony wyraz twarzy, gdy patrzy na swojego ojca na scenie, jest doskonale wyćwiczony. To uosobienie kontrolowanej obojętności wyleczonych.


Czas na werble.


Ale oczywiście nie jest wyleczony, jeszcze nie. To Julian Fineman, syn Thomasa Finemana, który, choć ma już osiemnaście lat, me przeszedł jeszcze zabiegu. Lekarze me wyrazili na to zgody. W następny piątek, w ten sam dzień, kiedy planowana jest wielka manifestacja AWD na Times Square, to ma się zmienić. Zaaplikują mu remedium i zostanie wyleczony. Być może. Ale możliwe też, że umrze albo jego zdrowie psychiczne zostanie poważnie nadszarpnięte, co właściwie oznacza śmierć. Mimo to i tak poddadzą go zabiegowi. Jego ojciec na to nalega. Nalega na to i sam Julian.


Tragic backstory, miodzio.


Nigdy wcześniej nie widziałam go na żywo, aczkolwiek znam jego twarz z plakatów i ulotek. Julian jest sławny. Jest męczennikiem za sprawę, bohaterem AWD i przewodniczącym sekcji młodzieżowej. Jest wyższy, niż się spodziewałam. I dużo przystojniejszy.


No baaa.


Zdjęcia nie oddawały sprawiedliwości zarysowi jego szczęki i szerokości jego ramion — ma ciało atlety.


No baaaaaaaaaa.


Na scenie Thomas Fineman podsumowuje swoją część przemówienia.
- Nie zaprzeczamy, że istnieje ryzyko związane z wcześniejszymi zabiegami - mówi. - Ale twierdzimy, że niebezpieczeństwo ich opóźniania jest jeszcze gorsze. Jesteśmy gotowi przyjąć konsekwencje. Mamy tyle odwagi, by poświęcić kilka jednostek dla dobra ogółu. - Milknie na chwilę, gdy rozlegają się brawa, i przekrzywia głowę z satysfakcją, dopóki wrzawa nie umilknie.
Światło odbija się od jego zegarka: on i syn mają identyczne modele.
— A teraz chciałbym wam przedstawić kogoś, kto uosabia wszystkie wartości AWD. Ten młody człowiek rozumie lepiej niż ktokolwiek inny wagę zabiegu, nawet wśród tych, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletności, nawet wśród tych, dla których jego przeprowadzenie wiąże się z ogromnym zagrożeniem. Ten młody człowiek rozumie, że aby nasz kraj mógł się rozwijać, abyśmy wszyscy żyli bezpiecznie i szczęśliwie, trzeba czasem poświęcić potrzeby jednostki. Poświęcenie to bezpieczeństwo, a zdrowie powinno dotyczyć całości. Członkowie AWD, powitaj cie mojego syna, Juliana Finemana.


Juleczek wychodzi na scenę. Lenka nie przestaje się nim zachwycać.


Jest jeszcze wyższy od ojca. To niesamowite, jacy są różni: Thomas ciemny, z surową miną, jego syn wysoki, postawny i jasnowłosy, a do tego te nieprawdopodobnie niebieskie oczy. Tylko mocny zarys szczęki jest ten sam. Przejeżdża ręką po włosach i zastanawiam się, czy się denerwuje. Ale kiedy zaczyna mówić, jego głos jest mocny i spokojny.


To już nawet nie spoiler. Każdy się chyba domyśli, że mamy do czynienia z truloffem numer dwa. Piękny jak wiosenny poranek i ze smutną historią. Nie ma innego wyjścia.

Okazuje się, że w wieku dziewięciu lat zdiagnozowano u Juleczka guza mózgu. Chłopiec miał silne ataki padaczkowe, które zaniepokoiły jego rodziców. Lena oczywiście musi to w myślach skomentować.


Oto świat, w którym żyjemy, świat bezpieczeństwa, szczęścia i porządku, świat bez miłości. Świat, gdzie dzieci rozbijają sobie głowy o kamienne kominki i niemal odgryzają język, a rodzice są zaniepokojeni. Nie na skraju załamania, szaleństwa czy rozpaczy. Niepokoją się — tak jak wtedy, gdy oblewasz egzamin z matematyki, jak wtedy, gdy nie rozliczą się na czas z urzędem skarbowym.


W sumie nie wiesz tego. Julek mógł się tylko tak wyrazić, a ty od razu porównujesz reakcję jego starych, której to reakcji sama świadkiem przecież nie byłaś, do problemów z podatkami. Nie przesadzasz aby troszeczkę? Twoja rodzina się o ciebie troszczyła, nawet kiedy wyszło na jaw, że masz delirkę, więc wiesz dobrze, że remedium nie kasuje wszystkich pozytywnych uczuć i odruchów. Ale twoim zdaniem to zbrodnia, że Finemanowie nie histeryzowali.

Julcia zoperowano, niestety po 3 latach choroba wróciła.


Widzę, jak jego ręce zaciskają się na mównicy. Na chwilę zapada cisza. Ktoś kaszle. Napięcie rośnie: wszyscy na tej sali jesteśmy jak krople czekające, aż ktoś przechyli naczynie, aż ktoś wskaże kierunek, w którym mamy płynąć. Julian podnosi wzrok. Za jego plecami znajduje się ekran, na którym wyświetlana jest jego powiększona kilkunastokrotnie postać. Jego oczy są mieszaniną błękitu, zieleni i złota, jak powierzchnia oceanu w słoneczny dzień, i wydaje mi się, że za maską bez wyrazu oraz wystudiowanym spokojem widzę błysk czegoś innego — jednak zbyt przelotny, bym była w stanie to zidentyfikować.


W pierwszym tomie mieliśmy co rusz opisy jesienno-listne, czy teraz czekają nam opisy oceano-niebne? Błagam, nie…


— Od tamtej pierwszej operacji przeszedłem jeszcze trzy — mówi. — Usuwali mi guza cztery razy, a on trzy razy się odradzał, tak jak odradzają się wszystkie choroby, dopóki się ich nie usunie szybko i gruntownie. — Milknie na chwilę, by do słuchaczy dotarło znaczenie jego słów. — Teraz jestem wolny od raka już dwa lata.
Rozlegają się brawa. Julian podnosi rękę i na sali na powrót zalega cisza. Chłopak uśmiecha się, a wraz z nim jego powiększona postać na ekranie.
— Lekarze powiedzieli, że następne operacje mogą zagrozić mojemu życiu. Zbyt dużo tkanki już usunięto, zbyt wiele razy ingerowano w mózg. Jeśli poddam się zabiegowi, mogę zupełnie utracić zdolność panowania nad emocjami. Mogę przestać mówić, widzieć, chodzić. — Wzdryga się mimowolnie. — Możliwe, że mój mózg całkowicie odmówi posłuszeństwa.
To jest silniejsze ode mnie: podobnie jak pozostali słuchacze, ja również wstrzymuję oddech. Tylko na Thomasie Finemanie te słowa nie robią żadnego wrażenia. Zastanawiam się, ile razy słyszał przemowę syna. Julian przysuwa się jeszcze bliżej mikrofonu i teraz mam wrażenie, jakby zwracał się do każdego z nas osobiście: jego głos jest cichy i pospieszny, jak gdyby szeptem powierzał nam sekret.
— Z tego powodu odmówiono mi remedium. Przez ponad rok walczyliśmy o wyznaczenie daty zabiegu i wreszcie nam się udało. Dwudziestego trzeciego marca, w dzień naszej manifestacji, zostanę wyleczony.


Julek zdaje sobie sprawę, że remedium może być dla niego zabójcze. Jestem ciekawa, czy w ogóle robiono jakiekolwiek badania na ten temat. Nie wierzę, żeby Julek był jedynym młodym człowiekiem z chorobą mózgu, który zachorował przed podaniem remedium. I nie chodzi tylko o raka, ale też epilepsję i inne choroby. Jakie są prognozy, czy remedium zostało odmówione we wszystkich przypadkach, jakie są wytyczne?  Julian nazywa dzień podania mu remedium jako historyczny, więc można przyjąć, że remedium nie zaordynowano wcześniej żadnej osobie z występującą wcześniej chorobą mózgu. To gdzie lądują takie osoby, w Kryptach? Są dla nich jakieś specjalne miejsca separacji?

Oliver nie pokarała Juleczka ciężką chorobą, żeby był tylko smutnym misiem, ale także żeby móc napisać subtelne jak radziecki czołg porównanie wycinania chorej tkanki mózgowej młodego Finemana z wytrzebieniem delirki z inicjatywy AWD.


— To będzie historyczny dzień, choć dla mnie może okazać się ostatni. Nie myślcie, że nie pojmuję ogromu ryzyka, jakie się z tym wiąże, wręcz przeciwnie. — Prostuje się, a jego głos staje się donośniejszy, bardziej grzmiący. Oczy na ekranie są teraz pełne światła, niemal oślepiają swoim blaskiem. — Ale nie ma innego wyjścia, tak samo jak wtedy, kiedy miałem dziewięć lat. Musimy usunąć chorobę. Musimy ją wyciąć, niezależnie od ryzyka. Inaczej się rozrośnie. Rozprzestrzeni się jak najbardziej złośliwy nowotwór i narazi nas wszystkich, każdą osobę urodzoną w tym wielkim i przepięknym kraju, na niebezpieczeństwo. Więc oświadczam wam: musimy wyplenić chorobę z każdego zakątka i zrobimy to. Dziękuję.
Stało się. Uczynił to. Pociągnął nas jeszcze bardziej ku sobie. Przechylił naczynie, krople się przelały i teraz płyniemy ku niemu na fali gromkich okrzyków i braw. Lena bije brawo wraz ze wszystkimi innymi, aż bolą ją ręce. Ciągle klaszcze, aż traci w nich czucie. Połowa sali wstaje, wznosząc okrzyki. Ktoś zaczyna kandować: „AWD! AWD!". Wkrótce wszyscy krzyczymy te słowa — to ogłuszający, rozsadzający bębenki ryk. W którymś momencie Thomas dołącza do syna na scenie i stoją tam uroczyście, jeden obok drugiego — jeden jasny, drugi ciemny — jak dwie strony księżyca czuwającego nad nami, którzy dalej klaszczemy, skandujemy, wyrażamy krzykiem swoje poparcie. Oni są księżycem. My jesteśmy przypływem, falą, która pod wpływem ich przyciągania zmiecie chorobę z powierzchni świata.


I znów na koniec fragmentu zrobiło się górnolotnie. Porywającym występem Juleczka kończy się część TERAZ. W następnym odcinku wrócimy do Głuszy, ale niestety nie będzie to za tydzień, tylko za dwa tygodnie, bo Mary jest jeszcze na wakacjach, a ja będę miała pracujący weekend, więc się na pewno nie wyrobię. Dlatego wspólnie zdecydowałyśmy, że przesuniemy analizę o tydzień.

Do zobaczenia

Beige

28 komentarzy:

  1. Król Julian! Król Julian jest z nami! Proszę zachowywać się spokojnie, bez przepychania. Hipolicie, odłóż broń...

    OdpowiedzUsuń
  2. - Mamo, patrz na nią - Hipolit dyskretnie skinął głową w stronę Leny. Oboje trzęśli się ze śmiechu, widząc jej udawany entuzjazm.
    On i jego matka Jadwiga zniknęli z Głuszy raptem kilka dni po Lenie. Nie mogli sobie pozwolić na zbyt długie przerwy w dostarczaniu materiału do filmu, poza tym Raven zaczynała ich irytować swoim brakiem wiedzy o życiu w lesie i wywyższaniem się. Pod pretekstem udania się po zapasy, skutecznie sfingowali własną śmierć. Kilka numerów gazety z ich zdjęciami zostało wydrukowane poza standardowym nakładem i dostarczone do Głuszy wraz z prowiantem.
    - Idioci - mruknęła Jadwiga, notując coś w swoim zeszyciku - Gdyby wzięli pod uwagę nasze alternatywne remedium, nie mieliby takich problemów i wyleczyliby tego biednego chłopaka.
    Hipolit westchnął ciężko. Plany udoskonalenia remedium, które razem z matką wysłali do małego brata, nie spotkały się z aprobatą rządzących.
    - Po co ulepszać coś, co już jest maksymalnie ulepszone? - zadrwił Hipolit, cytując lakoniczną odpowiedź przedstawiciela Laboratorium. Sugerowane przez nich mniejsze stężenie substancji czynnej oraz wzbogacenie formuły o uberpierwiastkon antydeliranu, który zapobiega zakrzepom i udrażnia naczynia krwionośne, zostały zbyte milczeniem. Sugestia podawania leku etapami, rozcieńczonego w soli fizjologicznej, wzbudziła pełen politowania śmiech.
    - Biedny chłopak - powtórzyła Jadwiga - Cały dodatkowy rok bez remedium, przecież to musiała być dla niego męczarnia! A ten jego ojciec - tu prychnęła pogardliwie - Mógłby się lepiej przyjrzeć członkom swojego ugrupowania. Wpuścić dziewczynę prosto z Głuszy, do czego to dochodzi...
    - Cicho! Jeszcze ktoś usłyszy! - przerwał jej Hipolit - Dopóki nie wypuścimy pierwszego trailera, nie możemy się zdekonspirować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dodatek Hipolita i pani Jadzi poprawia smak każdego odcinka! Swoją drogą, ulepszone remedium chyba gdzieś już krązy na czarnym rynku, to by wyjaśniało taką ilość normalnych ludzi w deklarowanym społeczeństwie składającym się jedynie z ząbiów.

      Usuń
    2. FSumie też mnie zastanawiają te tłumy wiwatujących niczym u Orwella, wypranych z emocji zombie. Hipolit z mamą na pewno coś wiedzą na ten temat ;)

      Usuń
  3. Trzeba przyznać,ze podczas rozmowy w szkole Lena zachowuje się całkiem inteligentnie.To zebranie...Rany,mnie się to z Hitlerjugend kojarzy...I młody fanatyk..."Tomorrow belongs to me".
    Wielkie piwo dla Hipolita!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. "— Teraz jestem wolny od raka już dwa lata."
    Czy autorka chce powiedzieć, że Julek ma... raka mózgu? Raka? Siriusly. Powiedziałabym, że Julek swoją publikę grubo wkręca i wietrzyłabym konspirę, ale to pewnie tylko autorka nie ma pojęcia, jak działają guzy mózgu. I jeszcze te cztery operacje, w których wycinają mu coraz więcej mózgu, wow. Nie powiem, jest dramatycznie.
    A czemu remedium ma w jakiś sposób wpływać na guza mózgu pewnie nigdy się nie dowiemy. Może remedium wchodzi w interakcje z chemioterapią (o ile Julek jakąś dostaje), może z jakiegoś powodu przyspiesza proliferację nowotworową, a może działa w jakiś inny magiczny sposób, who nose. Autorka wymyśla alternatywną medycynę przyszłości, a nie zachciało jej się nawet sprawdzić, jak działa medycyna współczesna.

    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro i tak nie wiadomo, jak właściwie działa remedium, dlaczego nie powinno się go stosować przed 18-stką i fokle, to ałtorka pewnie stwierdziła, że się nie będzie przejmować całą resztą. Rak mózgu brzmi wystarczająco strasznie, jak doda do tego magiczne remedium, to będzie jeszcze straszniej. A przecież to wystarczy.

      Beige

      Usuń
    2. O tym samym pomyślałam - że Julek z tatkiem wkręcają ludzi koncertowo! Jakoś opis Juleczka nie pasował mi do opisu człowieka, który od dziecka chorował na nowotwór i raptem dwa lata nie miał nawrotu.

      Usuń
  5. To ci wyleczeni są zdolni do takiego entuzjazmu, że klaszczą i krzyczą aż do zdarcia gardeł? Czy też wszyscy obecni na spotkaniu meli sfingowane zabiegi i są tu obecni sami nieleczeczeni szpiedzy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bo oni są nieczułymi ząbiami tylko wtedy, kiedy to autorce potrzebne. Kiedy indziej są wrzeszczącymi fanatykami. Jak będzie trzeba, to pewnie z nich będą spanikowani tchórze albo chichoczące bestie. I pewnie wszyscy co do jednego dłubią w nosie.
      eksterytorialnysyndrombobra

      Usuń
    2. Ale swoją drogą, to chciałabym przeczytać o spotkaniu, na którym wszyscy zgromadzeni zostali podstawieni, tylko nie wiedzą o sobie nawzajem, bo przecież po co. I Julek ze swoją historyjką też jest podstawiony. Fszyscy są postawieni. A Hipolit i pani Jadzia to nagrywają.

      N

      Usuń
  6. Oh. Incydenty.
    Rozpisałem już się pod poprzednią analizą a propos stosunku Raven do „zombie” - więc podaruję sobie dociekania, dlaczego którykolwiek z „sympatyków” miałby nagle zachowywać się jak kultysta o wypranym umyśle – i generalnego bezsensu. Tym razem więc tylko...
    >> Policja po jakimś czasie przywróciła porządek, ale kilkuset więźniom udało się zbiec
    Mhm. Rozumiem, że po jakimś czasie dzielni członkowie Ruchu Oporu zjedli biednych zombie-więźniów? Innego wytłumaczenia nie widzę. Jak widzieliśmy dotychczas, dzielna zgraja żywi się upolowanymi królikami. Infrastruktury, która pozwoliłaby dość systematycznie wyżywić więcej osób, brak. A to, że zbieractwem i myślistwem da się wyżywić dwadzieścia osób, które tam jest, wcale nie oznacza, że będzie się dało i dwadzieścia razy więcej…
    … a trudno mi sobie wyobrazić większy blamaż i bankructwo moralne Ruchu Oporu niż to, żenu wypuszczeni więźniowie sami wrócili do Małego Brata, bo nie dostali nic do jedzenia. Serio, już lepiej by ich uzbroili i spróbowali zdobyć Portland. A nuż by się udało, bo to małe i nieprzygotowane miasto? (I co, że to samobójcze – i tak skupiając na siebie uwagę są prawie że samobójcami. A pokaz siły dużo lepszy.)
    PS. dlaczego Raven wysyła Lenę do Nowego Jorku? to ok. 600 kilometrów jest, czy naprawdę Odmieńców jest w promieniu 600 kilometrów ledwie dwudziestu? nie ma nikogo innego, kto by się tym zajmował?
    PPS. I „Incydentami” to ochrzciły media? Serio, Mały Brat ma >mocno< liberalne podejście do wolności słowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze Nju Jork jest bardziej cool, a Lenka ma być cool-szpiegiem, więc to elementarne. Plany Odmieńców to tak radosna i absolutnie nieprzemyślana twórczość, że łza się w oku kręci. Ale jaki reżim, taki ruch oporu.

      Beige

      Usuń
    2. OKej, to ja mam jeszcze jedno pytanie. O 'Incydentach' bedzie cos wiecej?

      Zastanawia mnie troche, ze - poki co - wiemy jedynie o ataku na obiekty rzadowe, a nikogo nie dziwi twierdzenie Leny, ze zgineli tam jej oboje rodzice. (Znaczy, placowki rzadowe raczej nie sa miejscem, gdzie znajduje sie wiekszosc czlonkowie rodziny. Oczywiscie oboje mogli tam pracowac / razem wyrabiac paszport, ale jest to na tyle niezwyczajne, ze sam pewnie bym sprawdzil, jakiego pecha miala kolezanka.)

      Czyzby wybor celow byl - lekko mowiac - mniej 'szlachetny' niz Lena chcialaby przyznac?

      Usuń
    3. Na razie nie będziemy niczego spoilerować odnośnie cudownego ruchu oporu. Cierpliwości :).

      Beige

      Usuń
  7. Czy nie rozważałyście może utworzenia strony ze spisem treści zamiast tego dość nieporęcznego archiwum? ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, był truloff liściasto-jesienny, teraz będzie truloff morsko -marcowy! Faktycznie, blondwłosy mięśniak po latach chemii to ciekawe zjawisko...
    Rozumiem, że Thomas McZłol jest odpowiednio brzydki i nieprzystojny? Jeśli nie to składam reklamację!
    Oto świat, w którym żyjemy, świat bezpieczeństwa, szczęścia i porządku, świat bez miłości. Świat, gdzie dzieci rozbijają sobie głowy o kamienne kominki i niemal odgryzają język, a rodzice są zaniepokojeni. Nie na skraju załamania, szaleństwa czy rozpaczy.
    Oczywiście, na forum Wielkiego Stowarzyszenia Ząbiaków każdy rozsądny chłopak powiedziałby "rodzice szaleli z rozpaczy" a potem zastanawiał się, dlaczego członkowie zgrupowania patrzą podejrzliwie na jego rodziców.
    Życzę odpowiednio miłych wakacji i nie za ciężkiej pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przemowę McZłola da się streścić do "Zapewne wielu z was zginie - ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów!". Już czuję, że będzie z nim sporo zabawy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wkrótce wasze analizy mogą być nielegalne - "Dyrektywa dotycząca Praw Autorskich na Jednolitym Rynku Cyfrowym" https://pl.wikipedia.org/wiki/Dyrektywa_dotycz%C4%85ca_Praw_Autorskich_na_Jednolitym_Rynku_Cyfrowym
    https://wolnemedia.net/czy-czeka-nas-cenzura-internetu/
    https://bezprawnik.pl/artykul-13-i-artyku-11-sa-szkodliwe/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie memy, fanfiki czy analizy mogą zostać uznane za nuruszenie praw autorskich, portale mają obowiązek wprowadzać filtry wykrywające treści pirackie czy kontrowersyjne, a linki będą opodatkowane, przez co wiele mniejszych firm trudniej będziez znaleźć w internecie.

      Usuń
  11. Co do nieinformowania Leny... To całkiem mądre, w końcu dziewczyna jest takim miszczem konspiry, że lepiej, aby nie miała żadnych środków do pogrążenia Odmieńców, czy jak oni się tam zwali.

    A co do Juliana... Czy będzie kiedykolwiek jakaś wzmianka o powikłaniach tychże operacji? Nie znam się zbytnio na medycynie, ale nawet ja wiem, że operacje na mózgu to nie przelewki. A oni cztery razy coś mu wycinali... Oj chyba, Wyczuwam bullshit.

    OdpowiedzUsuń
  12. Beżusiu, czy Twoim zdaniem - jako ścisłowca - opis Juleczka pasuje do osoby zmagającej się od dziecka z nowotworem mózgu, zdrowej od zaledwie dwóch lat? Nie wiem, czy pani autorka zrobiła to specjalnie czy cosik jej nie wyszło, ale moim okiem dziennikarza-filologa-PRowca Juleczek i tatuś pięknie oszukują swoich zwolenników, przy okazji zasilając własne kieszenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i to by był ciekawy wątek: gdyby umienśniony Julek wszystkich z ojcem oszukiwał dla PRu i kasy (no skoro on ma raka mózgu a bierze remedium, to i ja wezmę!) a tak naprawdę to zabiegu jeszcze sobie nie zrobił, bo... a chociażby dlatego, że zarówno on, jak i jego ojciec zdają sobie sprawę, jak niedoskonałym środkiem jest remedium, ale chcą zarobić na ludziach. To by się moim zdaniem nawet lepiej wpisywało w wizję pani Oliver.
      ...
      Co ja mówię, truloff nie może być przecież oszustem!

      Usuń
    2. Juleczek i jego evil tatko robiący ludzi w balona rzewnymi opowieściami o raku mózgu to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Tzn., nie chcę nic zdradzać, ale to Oliver, nie ma co liczyć na złożoną fabułę i niesamowite konspiry. Bardzo wątpię, żeby Julcio po takich przejściach miał ciało atlety i klatę jak marzenie w prawdziwym świecie. Ale to przecież truloff w czytadle YA, więc musi być piękny i umięśniony. Pamiętacie Briana? On tylko świszczał i miał alergie, a to już było niedopuszczalne. Zdaniem ałtorki najwidoczniej rak może być, byleby nie było tego widać.

      Usuń
    3. To pisałam ja, Beż ;)

      Usuń
  13. To mój pierwszy komentarz tutaj i muszę Wam powiedzieć, że trochę dziwnie się czuję pisząc go. Na początku roku akademickiego, tego który właśnie dobiega końca, znalazłam Was przypadkiem, już nawet nie pamiętam w jaki sposób. Zobaczyłam rok 2013, pomyślałam sobie "o, jakieś blogi się na tym blogspocie ostały". Dla mnie blogspot to przeszłość, stare opowieści, fanfiki z teoriami spiskowymi dotyczącymi szóstej części Harrego Pottera, historie jakich już się nie tworzy i jakie już dawno zostały usunięte przez autorów. Miło było znaleźć coś sprzed chociaż pięciu lat co miało początek i koniec, a nie było tylko porzuconym po trzech rozdziałach fanfikiem. No i tak zaczęła się moja przygoda z Waszym "Intruzem". Dawał mi zajęcie podczas podróży autobusem na uczelnię i był lekturą do poduszki gdy chciałam jeszcze jakoś spędzić ten ostatni kwadrans przed snem. Później pojawił się "Książę", następnie "Delirium". Nie powiem, że czytałam Was cały ten czas, bo jednak zdarzało mi się też grywać w gry tramwajach lub czytać coś innego, ale jednak wracałam, ciekawa jak skończą się dane historie i jakie jeszcze absurdy w nich znajdziecie. Zaczęłam w 2013 a teraz Was dogoniłam... doprawdy dziwne uczucie. Nie sądziłam, że jest to możliwe. Oczywiście w pewnym momencie zorientowałam się, że choć ja jestem daleko w tyle to Wy nadal dzielnie pracujecie nad kolejnymi analizami, ale jednak moment gdy zrównamy się czasowo wydawał mi się odległy, wręcz niemożliwy do osiągnięcia, zupełnie jak w filmie "Dom nad jeziorem". Muszę przyznać, że zabawnie było czytać jak dopiero odkrywacie, że Maxon to także lek na potencję, podczas gdy ja, wyprzedzając Was o kilka lat, znałam reklamę z telewizji lepiej niż bym chciała. W pewnym sensie cieszę się, że mogę teraz uczestniczyć w analizach na bieżąco, komentować i komunikować się z Wami, dodawać własne przemyślenia. Bywały takie rozdziały kiedy brakowało mi możliwości dorzucenia swoich trzech groszy lub dopytania Was o coś. Z drugiej jednak strony, nie wiem jak przywyknąć do faktu, że teraz na rozdział będę musiała czekać tydzień albo i dłużej. Wcześniej wszystko zależało ode mnie, mogłam przeczytać pięć rozdziałów na raz, mogłam nie wchodzić tu przez trzy tygodnie, a historia była w tym samym punkcie. Jestem bardzo ciekawa jak odnajdę się w roli czytelnika sprawdzającego bloga raz w tygodniu.
    W każdym razie, chciałam po prostu dać znać, że tu jestem i podziękować, że po tych wszystkich latach i Wy dalej tu jesteście. Mam nadzieję, że nadal czerpiecie z analiz taką radość jak na początku.

    OdpowiedzUsuń
  14. Fantastyczny wpis! Wyjątkowo wartościowe treści zawarte w tym stronie. Doceniam Twą pracę w przygotowanie takich interesujących materiałów. Chciałby też zachęcić przejrzenie własnego strony, gdzie także znajdą ciekawe porady na temat stylizacji. Polecam do stronę mój blog. Miłego odbioru!

    OdpowiedzUsuń