HANA
Hance
nie daje spokoju cała ta sytuacja z pierwszą żoną Fredzia i stwierdza, że
koniecznie musi dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym losie Cassie. Wreszcie
nadarza się dobra okazja na zabawę w detektywa.
Fred umówił się dziś na golfa z kilkudziesięcioma swoimi zwolennikami i ludźmi, którzy wsparli finansowo jego kampanię, w tym z moim ojcem. Mama zaś spotyka się z panią Hargrove w klubie na lunchu. Radośnie macham rodzicom na pożegnanie, a potem przez pół godziny zabijam czas chodzeniem w kółko po domu, zbyt podenerwowana, żeby oglądać telewizję albo robić cokolwiek bardziej sensownego.Kiedy już upłynęło wystarczająco dużo czasu, zabieram ostateczną listę gości wraz z planem ich rozmieszczenia przy weselnych stołach i wkładam do teczki. Nie ma sensu ukrywać, dokąd jadę, więc dzwonię po Ricka, brata Tony'ego, i czekam na ganku, aż podjedzie.— Zawieź mnie do Hargrove'ow — mówię swobodnym tonem, wsuwając się na tylne siedzenie.
Na
podjeździe nie ma samochodów Hargrove’ów, więc Cassie może wykonać swój plan.
Ciekawe, czy też będzie robić z siebie totalną idiotkę jak ostatnim razem?
Służąca otwiera mi drzwi. Może być starsza ode mnie najwyżej o kilka lat i ma nieufność wymalowaną na twarzy, jak pies, który często obrywał kopniaki.— Och! — wzdycha na mój widok i spogląda na mnie z konsternacją. Najwyraźniej nie wie, czy powinna mnie wpuścić.Od razu zaczynam wylewać z siebie potok słów:— Przyjechałam tutaj od razu, gdy tylko się zorientowałam. Czy uwierzysz, że moja mama zapomniała zabrać ze sobą na lunch planu? A przecież pani Hargrove musi zaaprobować rozmieszczenie gości.— Och! — powtarza znowu dziewczyna. Marszczy brwi.— Ale pani Hargrove nie ma. Pojechała do klubu.Wydaję z siebie jęk, udając zaskoczenie.— Kiedy mama mówiła, że jedzą razem lunch, myślałam.- Są w klubie — powtarza dziewczyna nerwowo. Uczepiła się tej informacji jak ostatniej deski ratunku.— Rany, ale jestem głupia — wzdycham. — A oczywiście nie mam teraz czasu, żeby pojechać do klubu. Może po prostu podrzucę je pani Hargrove?
Czyli
jednak jedziemy sposobem na idiotkę. Cóż, nie spodziewałam się niczego
wyrafinowanego.
— Mogę je jej przekazać, jeśli pani chce — proponuje.— Nie, nie, nie musisz — mówię szybko. Oblizuję wargi. -Gdybym mogła wejść na chwilkę, zostawiłabym jej krótką wiadomość. Stoliki szósty i ósmy mogą zostać zamienione, i myślę, że wiem, co zrobić z państwem Kimble...Dziewczyna cofa się, by mnie wpuścić.— Oczywiście — odpowiada i otwiera nieco szerzej drzwi, żebym mogła przejść.
I
znowu to działa. Hanka ma naprawdę więcej szczęścia niż rozumu. Dziewczyna
pamięta, że podczas pierwszej wizyty w domu Hargrove’ów Fredzio pokazał je
drzwi do swojego gabinetu. Hanka obstawia, że tam najprawdopodobniej znajdują
się dokumenty dotyczące ślubu i rozwodu Freda i Cassie. I wszystko pięknie,
tylko trzeba najpierw umiejętnie odprawić służącą, która oddycha Hance na
plecy.
— Wielkie dzięki — mówię, gdy wprowadza mnie do salonu. Rzucam jej swój najpogodniejszy uśmiech. — Przysiądę sobie tutaj i napiszę wiadomość. Powiesz paniHargrove, że plany leżą na ławie, okej? — Miała to być aluzja, że ma mnie zostawić samą, ale ona tylko kiwa głową i stoi w miejscu, obserwując mnie w milczeniu.Teraz improwizuję, czepiając się byle pretekstu.— Zrobisz coś dla mnie? Skoro już tu jestem, skoczysz na górę i poszukasz próbek kolorów, które pożyczyłyśmy pani Hargrove wieki temu? Kwiaciarka chce je mieć z powrotem. Pani Hargrove powiedziała, że zostawiła je dla mnie w swojej sypialni, pewnie leżą gdzieś na stole.— Próbki koloru?— Cała księga z próbkami — wyjaśniam. A potem, ponieważ dziewczyna dalej stoi, dodaję: — To ja tutaj poczekam.
Bullshit
się znowu udaje i Hanka ma chwilę, żeby pomyszkować. Oczywiście gabinet Freda
nie jest zamknięty na trzy spusty. Oj, Fredzio, Fredzio, podstawowy błąd
czarnego charakteru-amatora. Wstydź się.
Szukam po omacku kontaktu. To ryzykowne — ktoś mógłby zauważyć światło wydobywające się spod drzwi — ale z drugiej strony poruszanie się po pokoju po ciemku i przewrócenie czegoś także sprowadziłoby mi wszystkich na kark. Główne meble w gabinecie to wielkie biurko i skórzany fotel. Mój wzrok pada na puchar zdobyty przez Freda w turnieju golfowym i srebrny przycisk do papieru leżący na pustej biblioteczce. W jednym rogu znajduje się wielka metalowa szafa na dokumenty. Obok niej, na ścianie, wisi ogromny portret mężczyzny, przypuszczalnie myśliwego. Wokół niego piętrzą się ciała zabitych zwierząt. Szybko odwracam wzrok.
Gabinet z upiornym obrazem odhaczony. Klasyka gatunku. Szkoda tylko, że nie ma jeszcze na ścianach głów wypchanych zwierząt, tak dla smaczku.
Kieruję się do metalowej szafy, która również nie jest zamknięta na klucz. Przetrząsam stosy dokumentów finansowych — wyciągi bankowe, zwroty podatków, rachunki i dowody wpłaty — z ostatnich niemal dziesięciu lat. W jednej szufladzie znajdują się wszystkie informacje o personelu, w tym kopie ich dowodów osobistych. Dziewczyna, która mnie wpuściła, nazywa się Eleanor Latterly i jest dokładnie w moim wieku.
To
się zaczyna robić zabawne. Ja wiem, że Fredzio jest u siebie w domu i może
nawet rzucać dokumenty na podłogę, ale taki złol jak on powinien zakładać, że
ktoś się może do niego włamać, więc należałoby się jednak jakkolwiek zabezpieczyć.
A wtedy, z tyłu najniżej położonej szuflady, znajduję niepodpisaną teczkę, cienką, zawierającą akt urodzenia Cassie i akt ich ślubu.
Lenistwo
Oliver nie zna granic. Szkoda, że te dokumenty nie leżały akurat na środku
biurka Freda oznaczone różowym zakreślaczem.
Nie ma dokumentów rozwodowych, tylko list na grubym papierze, złożony na pół. Szybko przebiegam wzrokiem pierwszą linijkę:Oto oświadczenie na temat fizycznego i psychicznego stanu Cassandry Melanei Hargrove, z domu O'Donnell, którą oddano pod moją obserwację... Słyszę szybkie kroki zmierzające w stronę gabinetu. Wsuwam teczkę z powrotem na miejsce, nogą zamykam szafę i wtykam list do tylnej kieszonki dżinsów, dziękując Bogu, że właśnie je dziś włożyłam. Łapię leżący na biurku długopis. Kiedy Eleanor otwiera drzwi, pokazuję go jej triumfalnym gestem, zanim ma szansę się odezwać.— Znalazłam! — oznajmiam radośnie. — Uwierzysz, że nie wzięłam z sobą długopisu? Chyba mam dzisiaj gąbkę zamiast mózgu.
Błagam,
powiedzcie mi, że ta cała Eleanor nie kupi tej bzdury.
Nie wierzy mi. Czuję to. Ale nie może oskarżyć mnie wprost.
No
chociaż coś.
— Nie było tam żadnej książki z próbkami — mówi powoli. — Żadnej książki w całym pokoju.— Dziwne. — Kropelka potu spływa mi między piersiami. Obserwuję jej oczy krążące po całym pokoju, jak gdyby sprawdzała, czy coś ruszałam. - Wygląda na to, że ze wszystkim się dzisiaj mijamy. Przepraszam. - Muszę się koło niej przecisnąć, odsuwając ją z drogi. Ledwo przypominam sobie, by naskrobać szybką wiadomość dla pani Hargrove: „Do pani aprobaty!", chociaż tak naprawdę mam gdzieś, co dziewczyna sobie o mnie myśli. Cały czas kręci się koło mnie, jak gdyby myślała, że zamierzam coś ukraść. Za późno. Cała operacja zajęła mi tylko dziesięć minut. Rick nawet nie wyłączył silnika.
Następny
dowód na to, ze Oliver nie umie budować napięcia. Czy ktoś się w ogóle przejął,
ze Hanka mogła zostać przyłapana i mieć jakieś kłopoty? No właśnie. Chociaż
trochę rozczula mnie beztroska Hanki w całej tej sytuacji. Zupełnie nie martwi jej
fakt, że służąca ewidentnie podejrzewa jakieś przekręty i może opowiedzieć pani
Hargrove albo Fredowi o dziwnym zachowaniu Hanki. Przecież wszyscy są w kraju
Małego Brata uczeni zalet kablowania. A Hanka i tak jest już na cenzurowanym.
Wślizguję się na tylne siedzenie.— Do domu - mówię mu. Gdy opuszczamy podjazd, wydaje mi się, że widzę Eleanor obserwującą mnie przez okno.Bezpieczniej byłoby poczekać z czytaniem listu, aż dojedziemy do domu, ale nie mogę się powstrzymać.
I
give up. Przynajmniej Stirlitz jest dumny.
Przyglądam się uważniej nagłówkowi: Sean Perlin, lekarz medycyny, szef Oddziału Chirurgii Laboratorium w Portland. List jest krótki.Do wszystkich zainteresowanych:Oto oświadczenie na temat fizycznego i psychicznego stanu Cassandry Melanei Hargrove, z domu ODonnell, którą oddano pod moją obserwację na dziewięć dni. Pani Hargrove cierpi na ostre urojenia wynikające z niestabilności emocjonalnej, przejawia obsesję na punkcie legendy o Sinobrodym, w której bierze się źródło jej lęku przed prześladowaniem. To osobowość głęboko neurotyczna, nie rokuje żadnych szans na poprawę. Chociaż nie da się tego stwierdzić z całą pewnością, jej pogarszający się stan może być skutkiem naruszenia równowagi hormonalnej w wyniku nieudanego zabiegu.Czytam list jeszcze kilka razy. A więc miałam rację — jednak było z nią coś nie tak. Zwariowała. Może to przez zabieg, jak to było z Willow Marks. Dziwne, że nikt niczego nie zauważył, zanim poślubiła Freda, ale domyślam się, że takie rzeczy wychodzą stopniowo.Mimo to ucisk w moim żołądku nie odpuszcza. Pod oficjalnym stylem lekarza wyczuwam strach.
Ciekawe
w jaki sposób. Ręka mu się trzęsła, jak pisał ten list czy co?
Pamiętam legendę o Sinobrodym: historię o przystojnym księciu i jego przepięknym zamku, w którym jedna komnata była stale zamknięta. Sinobrody oświadcza swojej nowo poślubionej małżonce, że może wchodzić do każdego pokoju, z wyjątkiem tego jednego. Ale pewnego dnia ciekawość bierze górę, kobieta znajduje klucz i wchodzi do środka, gdzie odkrywa mnóstwo ciał zamordowanych kobiet, powieszonych głową w dół. Kiedy mąż dowiaduje się o jej nieposłuszeństwie, jego żona dołącza do tej okropnej, krwawej kolekcji. Ta bajka przerażała mnie, kiedy byłam mała, najbardziej działała mi na wyobraźnię wizja ciał zwalonych na stos, trupiobladych, wypatroszonych, z niewidzącymi oczami.
A
to, że akurat ta bajka stała się obsesją Cassie nic ci nie mówi? Opowieść o złym
mężu, który kryje straszne tajemnice, nic ci nie przypomina? Serio?
Składam ostrożnie list i wsuwam go z powrotem do tylnej kieszonki dżinsów. Zachowuję się jak głupia. Cassie miała defekt, tak jak myślałam, i Fred miał tysiące powodów, żeby się z nią rozwieść. To, że nie ma jej w systemie, nie oznacza od razu, że coś strasznego się z nią stało. Może to tylko błąd administracyjny.
Cóż,
wyparcie to naprawdę mocna rzecz.
Ale całą drogę do domu nie jestem w stanie zapomnieć o dziwnym uśmiechu Freda i jego słowach: „Cassie zadawała zbyt dużo pytań". I nie jestem w stanie powstrzymać myśli, która nieproszona pojawia się w mojej głowie: a jeśli Cassie miała powody do obaw?
A
JAK MYŚLISZ?
Na
szczęście (a może nieszczęście?) dla mojej twarzy bolącej już od fejspalmów, to
jeszcze nie koniec tego wątku i Hanka nie zostanie na etapie wtykania sobie
palców w uszy i śpiewania głośno „lalalalala, wszystko jest w porządku!”.
A
w następnym odcinku miłosnych wielokątów ciąg dalszy.
Trzymajcie
się i siedźcie w domu!!!
Beige