niedziela, 16 sierpnia 2020

Sierpień

Ze względu na kilka spraw zarówno ze strony Mary, jak i mojej wygląda na to, że jeśli w ogóle uda się nam dodać jakąś analizę, to będzie w tym miesiącu tylko jedna i to raczej pod sam koniec, ewentualnie dopiero na początku września. Za opóźnienia przepraszamy.

Beige


17 komentarzy:

  1. Spokojne, my tu sobie cierpliwie poczekamy, przecież każdemu należy się chwila na złapanie oddechu w wakacje ;)

    Przepraszam za brak ficzka pod poprzednim wpisem - liczyłam, że fabuła wróci do pogromu Obozu Tysiąca i Jednego Żebraków i napisałam... A zresztą sami zobaczcie (mam nadzieję, że się mimo wszystko spodoba)

    ~CzarnyKot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na polanie trwały gorączkowe przygotowania. Voldemort wydawał pierwsze rozkazy śmierciożercom. Kilku szturmowców rozstawiło pod sosną wielki namiot. Ból i Panik panoszyli się teraz przy jego wejściu z megafonem, wrzeszcząc na przemian:
      - Zapraszamy zmarłych! Wszyscy martwi tutaj! Punkt zbiórki poległych znajduje się pod wielką sosną!
      - Przecież Odmieńcy ich usłyszą - mruknął z dezaprobatą Wiesiek.
      Mietek wzruszył ramionami.
      - I tak nie mają szans.
      Skaza ustawiał właśnie hieny w bojowym szyku. Zira stała na czele niewielkiego oddziału składającego się z tygrysa i czterech kotów domowych.
      - Te koty naprawdę mogą coś zdziałać? - zastanawiał się na głos Wiesio.
      - Te koty mieć instynkt łowiecki! - oburzenie w głosach Kizi i Mizi było identyczne.
      Hades stał na uboczu, rozmawiając z Apopisem.
      - Ale proszę...
      - Nie!
      - Chociaż kawałek...
      - Nie, Apopisie, nie możesz zjeść słońca!
      - Ale dlaczego?
      - Bo Loki nie przygotował się jeszcze do apokalipsy.
      Wąż zamyślił się.
      - No dobrze. W końcu koniec świata jest tylko raz. - Odpełzł w stronę bojowych szeregów. Hades pokręcił głową z niedowierzaniem. "Niesamowite, że najgłupsze argumenty zazwyczaj działają najlepiej" - pomyślał.
      Dundersztyc podszedł do grupki ludzi, niosąc naręcze futurystycznie wyglądających strzelb.
      - Wystrzałoinator dla każdego!
      - Co to? - zainteresował się Jeb.
      - Broń palna produkcji własnej. Na baterie. Tworzy pociski z energii. Wygodne, bo nie trzeba przeładowywać.
      Jeb pokręcił głową z niedowierzaniem. Typowe dla Dundersztyca. Ten człowiek mógłby wynaleźć teleport tylko po to, żeby nie wchodzić po schodach i nie przyszłoby mu do głowy, jakie to niesie ze sobą możliwości.
      - Jak to działa?
      - Nie jest trudna w obsłudze. Żeby wystrzelić, trzeba tylko wcisnąć to - wskazał palcem - Czego teraz oczywiście nie nacisnę, żeby kogoś nie poranić.
      Jeb, Charlie, Kota, Clarkson, Jadwiga, Hipolit, Mietek i Wiesiek wzięli po jednym egzemplarzu. Gaston chwilę się wahał.
      - Dodatkowa spluwa zawsze się przyda - zauważył Jeb. W końcu myśliwy wziął wystrzałoinator, ale nie odłożył garłacza.
      Emmet nie chciał wziąć broni.
      - Może wy przyszliście tu na jakąś bijatykę, ale ja mam zamiar po prostu kulturalnie zjeść obiad - powiedział z uśmiechem.
      Tymczasem Hades miał nowego rozmówcę.
      - Cześć, wujku!
      - Ares! Obowiązki wzywają?
      - Tak jakby.
      - Co to znaczy "tak jakby"? Branie udziału w bitwach to czasem nie twoje zadanie?
      - Wujku, obaj wiemy, że to nie będzie bitwa, tylko dobijanie bezbronnych. Przyleciałem rzucić okiem na twoją armię. Bóg wojny powinien się znać na uzbrojeniu.
      - Tak samo jak bóg śmierci - westchnął Hades - Ale liczyłem, że powiesz, że się stęskniłeś.
      - Za często razem pracujemy - roześmiał się Ares - Dobra, lecę, bo ruska mafia na mnie czeka.
      - Nawet mi nie przypominaj!
      - Pozdrowić od ciebie tatę?
      - Nie!
      - I tak pozdrowię!
      - Obyś zapomniał - mruknął Hades, ale jego bratanek zdążył już zniknąć z polany.
      Claksonowi, jako najwyższemu rangą w państwie (cóż z tego, że nieżyjącemu), przypadł zaszczyt wydania rozkazu:
      - Naprzód!
      Sekundę później powietrze rozdał ryk Skazy. Nad drzewami zamigotał Mroczny Znak. Armia Mrocznej Twierdzy Mrocznego Mroku ruszyła do walki.

      ~CzarnyKot

      Usuń
    2. Śmierciożercy atakowali przy wtórze huków i błysków. Hieny dosłownie rozrywały walczących na kawałki. Oddział kotów siał spustoszenie w szeregach Odmieńców. Hades przyglądał się walce z boku. Co jakiś czas niby od niechcenia machał dłonią i kilku Odmieńców padało trupem. Diabełki nadal wrzeszczały do megafonu "Wszyscy zabici proszeni do namiotu", ale w ogólnym zgiełku nie było ich słychać. Gaston i Jeb ruszyli naprzód, poszukując najlepszych pozycji strzeleckich. Hipolit już miał udać się za nimi, gdy nagle zauważył ruch w zaroślach. Pobiegł w tamtą stronę.
      Uciekinier próbował się ukryć między dwoma skałami. Nie wziął pod uwagę, że tworzą one ślepy zaułek. Hipolit wycelował wystrzałoinator i przyjrzał się Odmieńcowi. Mężczyzna był wychudzony, choć mięśnie miał wyrobione. Jego skórę szpeciło kilka blizn.
      Nagle z pośród ogólnego zgiełku wybił się głos Jadwigi:
      - Hipolit?! Synku, gdzie jesteś?!
      Odmieniec spojrzał na reżysera z dziwnym błyskiem w oczach.
      - Hipolit? Nie, to niemożliwe...
      Hipolit sam nie wiedział, dlaczego pozwolił sobie to powiedzieć:
      - Piotr. Mój ojciec.
      Nie było to pytanie, a stwierdzenie faktu.
      - Synku, proszę, odłóż to.
      Reżyser stał jak wmurowany, ale jego stalowe spojrzenie nie zelżało ani o jotę.
      - Tato, proszę, nie zostawiaj nas - wycedził - Mówi ci to coś?
      W oczach Odmieńca zobaczył przerażenie.
      - Jeśli kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyłem, odłóż to.
      Hipolit przejrzał się trzymanej w ręku broni. Dundersztyc miał rację - nie była trudna w obsłudze.
      - Jeśli kiedykolwiek pozwoliłem, żebyś coś dla mnie znaczył, popełniłem błąd. Wiesz, czego nauczyła mnie mama? Nie popełniać tych samych błędów dwa razy.
      Mimowolnie przyknął oczy, gdy rozległ się huk.
      Podszedł do leżącego na ziemi ciała. Zawsze wydawało mu się, że jego ojciec był wyższy, ale przecież ostatnio widział go w wieku pięciu lat. Wtedy wszyscy dorośli wydawali mu się wysocy. Wtedy widział w ojcu kogoś wspaniałego, kogoś, kto poradzi sobie w każdej sytuacji. Leżące przed nim ciało stanowiło namacalny dowód na to, jak mylne było tamto wyobrażenie.
      Nie mógł powstrzymać zalwającej go pogardy. To już? Tak po prostu? Ten człowiek prawie złamał mu życie. A teraz nie żył. Ot tak.
      A przecież to nawet nie był jeden z bardziej niebezpiecznych wynalazków Dundersztyca. Naukowiec już za życia nie kłopotał się specjalnie zabezpieczeniem inatorów przed nagłym i gwałtownym samozniszczeniem. Odkąd znał Hadesa, najwyraźniej uznawał za fanaberię również izolację przewodów pod napięciem, a w skrajnych przypadkach - nawet osłonę przed promieniowaniem.
      Naprawdę wystarczyło wystrzelić i tyle? Dlaczego to się nie stało wcześniej?
      Reżyser dotknął trupa stopą. Martwa dłoń osunęła się na ziemię. Hipolit odwrócił się i ruszył tam, skąd przyszedł.
      Gdzieś w jego głowie pojedyncze zdarzenia układały się w całość. Dziwne zdania wypowiedziane przez mieszkańców Mrocznej Twierdzy Mrocznego Mroku nabierały głębszego sensu. Niezrozumiałe zachowania zyskiwały miano normalnych. Nielogiczne wcześniej podejście do wielu spraw stawało się jasne.
      A gdzieś bardzo, bardzo głęboko, za niemogącym już runąć murem wzniesionym z remedium, jakąś część jego uczuć zapadła się w sobie jak umierająca gwiazda.
      Ale Hipolit o tym wszystkim nie myślał. Nie analizował dogłębnie wszystkiego, co działo się w jego głowie. Szedł w stronę ruiny pozostałej z obozowiska Odmieńców, nie oglądając się za siebie.

      ~CzarnyKot

      Usuń
    3. W rozgromionym obozie panowało zamieszanie. Nawoływania zwycięzców mieszały się z jękami ostatnich konających. W powietrzu unosił się smród. Nic dziwnego - ci ludzie myli się ostatnio przed zatamowaniem rzeki. Teraz, gdy dołączył do tego jeszcze zapach krwi i wyciekających z niektórych poległych flaków... Sama myśl o tym, że tak pachną posiłki Emmeta, skutecznie zniechęciłaby każdego do zostania wampirem.
      Thomas zauważył, że pingwiny zbiły się w małą grupkę, więc podszedł zobaczyć co się stało.
      Kowalski leżał bez ruchu na trawie. Szeregowy zalewał się łzami. Rico wył niczym syrena przeciwmgielna. Raz po raz przerywał i, czkając, wypluwał z siebie warcaby, poduszki i spinacze do prania. Skipper milczał.
      - Jak? - zdołał wykrztusić Fineman - Kto?
      - Nie zauważyliśmy - załkał Szeregowy.
      Thomas stał przez chwilę w milczeniu. Potem obrócił się i ruszył w stronę wielkiej sosny.
      Tymczasem w tamtą stronę zmierzał również Hades, gdy zagadnął go Hipolit.
      - Idziesz do namiotu, prawda? - zapytał reżyser.
      Bóg śmierci skinął głową.
      - Mam do ciebie prośbę - powiedział Hipolit.
      - Słucham.
      Reżyser wziął głęboki oddech.
      - W tym namiocie jest mój ojciec.
      - Tylko jeśli zginął w tej bitwie.
      - Tak, wiem.
      - Chcesz z nim pogadać?
      - Nie o to chodzi.
      Hades spojrzał na niego z zainteresowaniem.
      - Chcesz się dowiedzieć, kto go zamordował?
      - Nie. Wiem kto to był.
      - To o co chodzi?
      Hipolit przełknął ślinę.
      - Znasz przyczynę jego śmierci, prawda?
      - Mogę sprawdzić w papierach.
      - Czy mógłbyś nikomu o tym nie mówić?
      Na twarzy boga pojawiło się zdziwienie.
      - Po co miałbym...
      - Po prostu, czy mógłbyś w ogóle nie poruszać tego tematu? Ani tego, że zginął, ani kiedy, ani kto go zabił.
      Hades odpowiedział dopiero po chwili.
      - Dlaczego mnie o to prosisz?
      Hipolit zawahał się.
      - Kiedy przeczytasz, zrozumiesz. Po prostu nie mów o tym nikomu. Proszę. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
      - Dla wszystkich czy dla ciebie?
      - Dla nas. Dla mnie, dla mojej matki, dla całej rodziny.
      Znów chwila milczenia.
      - No dobrze. Myślę, że nie ma potrzeby zanudzać was historyjkami z pracy. Zdam się na twój osąd sytuacji.
      Dotarli właśnie pod sosnę. Hades wszedł do namiotu, Hipolit ruszył w drugą stronę.

      ~CzarnyKot

      Usuń
    4. Namiot był pełen do niedawna żywych Odmieńców. Gdy tylko Hades wszedł do środka, obstąpili go że wszystkich stron. Zewsząd dało się słyszeć głosy:
      - Ty, patrz, głowa mu się pali!
      - Mówiłem, że to nieprawda z tym szkieletorem...
      - Nawet pięciu sekund spokoju, do wszystkich diabłów - mruknął po nosem bóg.
      Ból i Panik natychmiast przepchali się przez tłum.
      - Diabły meldują się, Wasza Posępność!
      Hades próbował jakoś zapanować nad sytuacją.
      - Bólu, leć po szturmowców, trzeba tu posprzątać.
      - Tak jest, Wasza Posępność!
      W tym momencie do boga zbliżył się Thomas.
      - Szukam pingwina - oznajmił.
      - Ej, co to ma być, martwi mają pierwszeństwo! - wrzasnął ktoś z kolejki - Pan tu nie stał!
      - Plosę pana, nie ma pan kosy - popisał się spostrzegawczością jakiś mały chłopczyk.
      - Szefie, Ares dzwonił z Londynu - poinformował Panik - Trzeba tam lecieć. Można by przy okazji zrobić zakupy, bo Anubis z Cerberem zjedli ostatnią paczkę psiej karmy.
      - Nie widział ktoś lewej ręki? - wrzasnął jeden z poległych - Koścista, w zielonym rękawie. Kumplowi odstrzelili.
      - Kowalskigo szukam - wtrącił Fineman.
      W tym momencie do namiotu wrócił Ból.
      - Szturmowcy na miejscu, Wasza Posępność! Melduję przy okazji, że doszło do bójki, Wasza Posępność!
      - Jakiej bójki? - zdziwił się Hades.
      - W Zaświatach Postaci Z Klasyki Literatury, Wasza Posępność. Jak twierdzą świadkowie, Hamlet uskarżał się na swój ciężki los.
      - No tak - powiedział ostrożnie bóg - Ale to chyba nic nowego?
      - Nie, Wasza Posępność, ale usłyszał go Jurand ze Spychowa.
      - To jak, mogę zabrać tego pingwina czy nie? - zapytał Thomas.
      - Ma ktoś chusteczkę? Kolega oberwał w tętnicę... - rozległ się głos z tłumu.
      Płomień na głowie Hadesa rozbłysnął czerwienią.
      - Cisza! - wrzasnął - Ból, Panik, w tej chwili do zaświatów! Zabrać ostre przedmioty, spacyfikować Juranda i posprzątać to, co zostało z Hamleta!
      - Ale Wasza Posępność, Jurand...
      - Nie obchodzi mnie to! A ty! - zwrócił się w stronę Finemana.
      - Potrzebuję Kowalskiego - powtórzył uparcie Thomas.
      - To zabieraj go i nie pokazuj mi się na oczy!
      Wytrawnemu politykowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Odnalazł pingwina i obaj opuścili namiot właśnie w chwili, gdy bóg tłumaczył, że trzeba już iść, a zaginioną rękę szturmowcy na pewno dołączą do rzeczy znalezionych.

      ~CzarnyKot

      Usuń
    5. Jaki wspaniałych Fic!

      Dziewczyny nie martwcie się brakiem analizy, gdy wrócicie same będziecie miały mnóstwo do przeczytania!

      Usuń
    6. Dzięki :) Z ciekawości - wolicie krótsze czy dłuższe fiki?

      ~CzarnyKot

      Usuń
  2. CzarnyKocie, jaki przepiekny fik! - Maryboo

    OdpowiedzUsuń
  3. CzarnyKocie ja osobiście wolę dłuższe :) Poniższy dedykuję Tobie, gdyż twoja twórczość okazała się inspirująca.

    XXX

    -Nochal! Baryła! Ile to jeszcze będzie trwać?! - krzyknęła Cruella.
    - Nie denerwuj się tak, kochana - powiedziała uspokajająco Yzma. – Złość piękności szkodzi. O widzisz, wieczorem możemy przetestować moją nową maseczkę. Czyni cuda, zapewniam! Lepiej z nami usiądź i popatrz w kryształową kulę Diaboliny. Emituje na żywo bitwę z odmieńcami! – zachęciła Yzma – udobruchana Cruella opadła na krzesło obok, a jej nowe futro zafalowało dramatycznie. Nachyliła się nad kryształową kulą i przez chwilę śledziła przebieg Igrzysk Śmierci, bo nikt nie nazwałby tego wyrównaną walką.
    - Och, nie! – Ten miły pingwin! – zawołała Yzma, gdy małe biało-czarne ciałko opadło bezwładnie na ziemię.
    - Nie przejmuj się, Urszula na pewno znajdzie na to jakieś remedium – pocieszyła ją Diabolina. – O patrz, chyba nie musi! - Panie odprężyły się znacznie.
    Po chwili oczekiwania Nochal i Baryła wnieśli wielką i aromatycznie pachnącą pieczeń. Macocha Kopciuszka przyjrzała się podejrzliwie paszczy zwierzęcia, która niepokojąco nie przypominała świńskiej. Postanowiła jednak nie zwracać uwagi na to, że fizjonomia głównego dania była ewidentnie psia. Po prostu nie wspomną o tym Shenzi.
    - Uwielbiam wietnamską kuchnię! - ucieszyła się Cruella zabierając się za krojenie przepysznego mięsa. - Moje drogie - zaczęła - powinnyśmy opić nasz sukces. Nochal! Gdzie są kieliszki do szampana?! Wszystko mam robić sama? - niewytrzymała Cruella, gdy tylko spostrzegła brak tak ważnych naczyń na stole.
    Panie siedziały w więziennej stołówce, którą przekształciły w gustowną jadalnię. Wszystko tu było idealne. Zniknęło paskudne gumoleum, kraty w oknach wymieniono na nowe, żeliwne, które w przeciwieństwie do poprzednich były elegancko powykręcane w przerażające kształty. Zniknęły biurowe jarzeniówki, a ich miejsce zajęły kryształowe żyrandole. W końcu żadna z nich nie mogła pracować w takich warunkach. Krypty przeszły długą drogę od tego zaniedbanego więzienia. Teraz wciąż były więzieniem – nikt nie będzie rezygnował z tak ważnej funkcji. Jednak Lochy zostały zagospodarowane na pracownie i laboratorium, w których Yzma i Diabolina produkowały nową linię kosmetyków i nowe remedium. Natomiast parter został przekształcony w dochodowe spa – nowe królestwo Macoch. Znalazło się nawet zastosowanie dla tych wszystkich więźniów. Po wstrzyknięciu im nowej-lepszej wersji remedium stali się bardzo przydatną kadrą. Nie wspominając już o tym, że na tyłach otworzono kolejny lokal Cruelli z wietnamską kuchnią. Cruella poza tym zajmowała się także projektowaniem modnych, oszałamiająco pięknych futer.
    - To wszystko co potrafią robić nasi chłopcy - prychnęła Macocha Kopciuszka wskazując na kulę Diaboliny - Latać z karabinami, wymachiwać różdżkami, pff. A my jak zawsze musimy odwalać za nich całą robotę.
    - Nie ma czystych kieliszków, proszę pani - z kuchni wyłonił się Nochal. Na jego twarzy malował się szczery żal.
    - To je umyj! Naprawdę, czego nie rozumiesz? – wycedziła Cruella. Nochal zniknął w kuchni, rozsądnie wycofując się z pola widzenia szefowej.
    - Przepraszam, kochane - zaczęła Macocha Kopciuszka, odrywając się od migających w kuli obrazów - To ta dziewucha, niczego nie potrafi zrobić porządnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Naprawdę jest niewdzięczna - odezwała się Diabolina - Powinna docenić, że przyjęłaś ją pod swój dach po tym okropnym rozwodzie. Ale czego ona oczekiwała? Kuchta nie nadaje się na księżną! - zaczęła Diabolina pocieszającym tonem. - Jeśli chcesz rzucę na nią jakieś zaklęcie, nie tylko Voldemort zna różne sztuczki.
      - Byłoby wspaniale, moja droga – odparła Macocha Kopciuszka.
      - A co do naszych chłopców, nie bądźmy takie surowe – podjęła przerwany wątek Diabolina – Niech mają trochę rozrywki. Przynajmniej nie przeszkadzają nam w pracy. Musicie przyznać, że wspaniale się bez nich bawimy. Nikt nie podpala zasłon swoją płonącą głową, nikt nie ostrzy pazurów o antyczne meble… - wyliczała.
      - Nie rozumiem tego! Zira jakoś może iść z tym do kosmetyczki – wtrąciła Yzma, która wciąż była zła z powodu Skazy i jego głupiego pomysłu, żeby drapać jej szafę.
      - To mężczyzna – prychnęła Macocha Kopciuszka – Mój drugi mąż był równie bezużyteczny.
      - Właśnie, nikt nie tworzy wybuchających inatorów, ani nie rzuca morderczych zaklęć na wszystko co się rusza. Obyłyśmy się bez nich, elegancko przejmując więzienie i laboratoria kluczowe dla działania tego państwa. Wznieśmy toast! – zawołała Diabolina. Nochal w odpowiednim momencie wniósł tacę z kieliszkami. Baryła, biegnący za nim, przyniósł szampan, chłodzący się w wiaderku z lodem. Cruella rozlała alkohol. Panie wzniosły kieliszki, stuknęły się nimi nad stołem.
      - Doskonały – pochwaliła Macocha Kopciuszka. – Moje drogie, a czy któraś z was widziała Macochę Śnieżki? Mówiła, że się spóźni, że ma coś do załatwienia, ale minęło zbyt wiele czasu – zaniepokoiła się, spojrzawszy na wielki antyczny zegar stojący w rogu.
      - Na pewno za chwilę do nas dołączy – powiedziała uspokajająco Yzma. – Szkoda, że Urszula nie mogła wpaść – westchnęła z żalem. – Uwielbiam te jej morskie algi, wiecie wspaniale nawilżają skórę. – pozostałe kobiety przytaknęły. Jednak Urszula była ostatnio zbyt zajęta swoją nową trasą koncertową, żeby angażować się w zamachy stanu w jakimś podrzędnym Uniwersum. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do jadalni weszła kolejna czarownica.
      - Mamusia pada z nóg! – zawołała słodkim tonem. Pozostałe panie roześmiały się rozbawione żartem. – Dobrze, że nie czekałyście – powiedziała Gertruda, odrzucając na plecy czarne włosy. – Kto by się spodziewał, że ludzie po remedium są tak przywiązani do swoich włosów!
      - Jesteś pewna, że to konieczne? – zapytała Macocha Kopciuszka. Jej córki miały piękne włosy i ona jako matka doskonale rozumiała, że obie byłyby bardzo nieszczęśliwe gdyby musiały je ścinać.
      - Oczywiście – odparła Gertruda – Żadnych więcej Roszpunek! Nie chcemy, żeby ktoś uciekł nam z więzienia. A właśnie, wyjaśniło się już jak ta kobieta zdołała wydrążyć dziurę w ścianie spinaczem? – zapytała. Cruella napełniła jej kieliszek.
      - Wisiorkiem. Niedofinansowanie – rzuciła Diabolina oburzona – Te Krypty to jakich żart, nie wiem doprawdy w jakim PRL-u je budowano, ale gdy zabrakło cementu i cegieł, budowlańcy zapychali dziury w ścianach workami po mące.
      - Koszmarny brak profesjonalizmu – zgodziła się Gertruda, nałożywszy sobie kawałek udka – Muszę przyznać, że obecna fosa prezentuje się o wiele lepiej – pochwaliła – Jakie to pyszne, Cruello!
      - Dziękuję, kochana – przyjęła komplement Cruella.
      - Moje drogie, jest jeszcze jedna sprawa – powiedziała Gertruda po chwili – Gdy wchodziłam, pod wejściem spotkałam Samuela i George’a…

      Usuń
    2. - Kogo? – zaciekawiła się Cruella.
      - Kto to jest Samuel i George? – zapytała Yzma.
      - To jacyś dostawcy? – zasugerowała Macocha Kopciuszka.
      - Nie, moje drogie – odezwała się Gertruda zaskoczona, że żadna z jej przyjaciółek naprawdę tego nie wiedziała. – George jest tu naczelnikiem, czy raczej był, a Samuel jest dyrektorem Laboratorium. Wydają się tacy zagubieni w nowej rzeczywistości, powinnyśmy ich zaprosić… - mówiła Gertruda swoim snuje-mroczne-plany tonem, kiedy drzwi ponownie otworzyły się gwałtownie i do środka wpadła Macocha Śnieżki. Jej rude włosy, które zawsze starannie zaczesywała były dramatycznie rozwiane.
      - Co się stało? – Cruella wstała szybko i posadziła przybyłą na swoim miejscu. Po chwili zastanowienia okryła ją swoim futrem. Diabolina natychmiast przemieniała szampan w coś mocniejszego i nalała jej porcję.
      - Kochana, tusz ci się rozmazał! – zauważyła z przejęciem Yzma. Macocha Śnieżki czknęła, rozejrzała się dookoła i otarła łzy rękawem.
      - Bo… bo… Lustereczko mnie zostawił! – zapłakała – Myślałam, że tyle nas łączy. No wiecie, mogłam podziwiać w nim swoją urodę, a on mógł to robić razem ze mną i razem podbijamy różne krainy… - zaszlochała – a on… on sprzymierzył się z tymi… krasnalami! – chlipała. Panie spojrzały po sobie. Diabolina i Macocha Kopciuszka wyglądały jakby dobrze rozumiały swoją przyjaciółkę. Gertruda, Cruella i Yzma, które wolały być singielkami, roztropnie powstrzymały się od komentarzy.
      - Kochana – zaczęła Gertruda, klepiąc przyjaciółkę po dłoni – Na pewno wszystko będzie dobrze. Diabolina przygotuje ci jakiś miłosny eliksir, prawda?
      - A jak mu go podamy? – zakwestionowała Diabolina.
      - Szczegóły – ucięła Macocha Kopciuszka – Na pewno znajdziemy jakiś sposób. Może w płynie do mycia szyb? – zasugerowała. Diabolina wyglądała jakby poważnie rozważała taką możliwość.
      - Och, dajcie spokój! – zdenerwowała się Cruella – On nie jest godzien naszej Macochy. Jak mógł zrobić jej coś takiego? Krasnale? Może te od Śnieżki, co? – Panie zawstydziły się trochę. Faktycznie sprzymierzenie się z dobrymi bohaterami było zwyczajnie podłe. – Może wolisz go rozbić? – zatroszczyła się Cruella – Nie wycieraj nosa moim futrem! Nochal! Przynieś chusteczki! – krzyknęła. Po chwili Baryła – Nochal najwidoczniej miał dosyć – wbiegł do jadalni z całą paczką chusteczek. Macocha Śnieżki otarła łzy.
      - Nie wiem, naprawdę – odparła – Wiesz, Cruello, wciąż mi na nim zależy. Jak mógł mi to zrobić? Źle mu ze mną było?
      - To po prostu idiota – prychnęła Gertruda – Wiesz co? Mam pomysł. Na zewnątrz czeka dwóch przystojnych facetów, którzy na pewno docenią twoje liczne zalety.
      - Doskonały pomysł – pochwaliła Cruella. – Nochal! Baryła! – wezwani przestępcy weszli do jadalni – Zaproście do nas takich dwóch, Samuela i George’a, tak? – spojrzała na Gertrudę, a ta skinęła głową – Niech wpadną na obiad. No już! Tylko bądźcie, ach, uprzejmi… - Złodzieje czym prędzej pospieszyli na dół.
      - No nie wiem – siąknęła nosem Macocha Śnieżki.
      - Dobrze – odezwała się Diabolina – Niech Lustereczko zobaczy, że doskonale radzisz sobie bez niego.
      - O patrzcie – zawołała Yzma – nasi chłopcy wygrali! Zjedzmy to szybko zanim Shenzi zobaczy, że to pies. No wiecie, ona nie jest kotem.
      - No tak, nie pomyślałam – odezwała się Cruella.

      Usuń
    3. XXX

      Mroczna bryła zamczyska wznosiła się majestatycznie nad miastem. Samuel odwrócił się i przyjrzał błękitnemu niebu za swoimi plecami. Po chwili ponownie przeniósł wzrok na zamczysko, którego wcześniej tu nie było. Budynek spowijały cienie, niebo za nim było pochmurne, a niebo co i ruch przecinała błyskawica. Na najwyższej wieży siedział Kruk, którego krakanie słychać było nawet na dole. Wokół więzienia biegła głęboka fosa pełna piranii, rekinów i krokodyli – tak jakby architekt nie mógł się zdecydować.
      - To naprawdę twoje więzienie, George? – zapytał z pewnym sceptycyzmem.
      - Przysięgam, Samuelu, wczoraj wyglądało inaczej – zapewnił z przejęciem. – Za to tłum turystów nie zmalał – zauważył. Za ciągnącymi się w nieskończoność barierkami faktycznie stała długa kolejka. Ludzie ubrani w budzące ciarki na plecach uniformy rozdawali gościom nalepki z napisem „Mroczne Spa już otwarte! Zadbaj o swoje cienie pod oczami!”. Na straganach można było kupić proporczyki, wiatraczki, kubki i magnesy na lodówkę. Wszędzie pachniało watą cukrową, a gdzieniegdzie rozstawiono stoły i polowe kuchnie, żeby odwiedzający mogli się jakoś wzmocnić. Na szyldzie jednej z knajpek widniał napis „Najlepszy catering Cruelli!”. Nie wspominając już o innych atrakcjach z konkursami i nagrodami. Przy wejściu bilety sprzedawał nie kto inny a strażnik Steve.
      - Hej! Wy dwaj! – zawołał ich jakiś szczupły mężczyzna, obdarzony przez naturę wyjątkowych rozmiarów nosem. – Wy jesteście Samuel i George? – skinęli głowami w potwierdzeniu – Świetnie! – ucieszył się mężczyzna. Samuel pomyślał, że po prostu muszą przezywać go Nochalem – Szefowa zaprasza na obiad. Pójdziecie po dobroci, co? Kazała nam być miła, ale nie powiedziała jak.
      - Pójdziemy po dobroci – zapewnił Samuel.
      - W sumie, zgłodniałem – zgodził się George – prowadźcie.
      ...............

      mam nadzieję, że się spodoba :)

      Usuń
    4. Fantastyczny! - Maryboo

      Usuń
    5. Fragment o Lustereczku najpiękniejszy, ale cały fanfik boski

      Usuń
  4. Na dobre rzeczy warto czekać :)

    OdpowiedzUsuń