niedziela, 8 kwietnia 2018

Rozdział XXVI



oto jest tajemnica której nie dzielę z nikim
(korzeń korzenia zalążek pierwszy zalążka
niebo nieba nad drzewem co zwie się życiem; i rośnie
wyżej niż dusza zapragnie i umysł zdoła zataić)
cud co gwiazdy prowadzi po udzielnych orbitach
noszę twe serce z sobą (noszę je w moim sercu)5
Noszę twe serce z sobą, wiersz E.E. Cummingsa,
zakazany, wymieniony w Szczegółowym wykazie niebezpiecznych słów i idei, www.swnsi.gov.org



Kiedy Lena budzi się, ma w pokoju następnego gościa.


Budzę się znowu, kiedy słyszę, jak ktoś powtarza moje imię. Jak przez mgłę widzę kosmyki jasnych włosów przypominające aureolę i przez chwilę wydaje mi się, że umarłam. Może naukowcy mylili się, mówiąc, że niebo jest tylko dla wyleczonych. A wtedy rysy Hany wyostrzają się i uświadamiam sobie, że to ona się nade mną pochyla.
– Obudziłaś się? – pyta. – Słyszysz mnie?
Wydaję z siebie jęk, a ona oddycha z ulgą.
– Dzięki Bogu – mówi szeptem i wygląda na przestraszoną.
– Leżałaś tak nieruchomo, że przez chwilę pomyślałam, że oni... – urywa. – Jak się czujesz?
– Gównianie – odpowiadam głośno chrapliwym głosem, a Hana krzywi się i ogląda się za siebie.
Dostrzegam cień migoczący za drzwiami sypialni. Oczywiście. Jej wizyta jest monitorowana. Albo też jestem strzeżona dwadzieścia cztery godziny na dobę. A najprawdopodobniej i to, i to. Ból głowy nieco złagodniał, ale teraz ogień przeszywa oba moje ramiona. Wciąż półprzytomna, próbuję poprawić się na łóżku, a wtedy przypominam sobie Carol i Rachel oraz nylonowy sznurek i uświadamiam sobie, że obie ręce mam rozciągnięte nad głową i przywiązane do oparcia łóżka, jak prawdziwy więzień. Znowu ogarnia mnie gniew, a zaraz potem panika, kiedy przypominam sobie, co powiedziała Carol: mój zabieg został przesunięty na niedzielny ranek. Odwracam głowę w stronę okna. Słońce prześwieca przez spuszczone cienkie, plastikowe żaluzje, oświetlając unoszące się w pokoju pyłki kurzu.


Okazuje się, że jest trzecia po południu w sobotę, co oznacza, że zabieg już tuż tuż. Hana o tym wie, przyszła, jak tylko się o tym dowiedziała.


 Lewe ramię mam zupełnie pozbawione czucia od trzymania w górze przez całą noc i odrętwienie powoli obejmuje też dolną część ciała, zamieniając mi wnętrzności w lód. Znikąd nadziei. Wszystko przepadło. Straciłam Aleksa na zawsze.
– Od kogo słyszałaś? – pytam Hanę.
– Wszyscy o tym mówią. – Podnosi się, idzie do swojej torebki i wyciąga z niej butelkę wody. A potem wraca i klęka przy łóżku, tak że patrzy mi prosto w oczy. – Napij się tego – mówi. – Poczujesz się lepiej. – Musi trzymać mi butelkę przy ustach, jak gdybym była małym dzieckiem. Pewnie w innych warunkach uznałabym to za nieco krępujące.
Woda gasi ogień w gardle. Miała rację, rzeczywiście trochę mi lepiej.
– Czy ludzie wiedzą... czy mówią...? – Oblizuję usta i zerkam ponad ramieniem Hany. Widzę cień. Kiedy się porusza, miga mi przed oczami pasiasty fartuch. Obniżam głos do szeptu.
– Czy mówią, kto...?
Hana odzywa się przesadnie głośno:
– Nie bądź uparta, Lena. I tak prędzej czy później dowiedzą się, kto cię zaraził. Równie dobrze mogłabyś nam teraz po prostu powiedzieć, kto to był. – Ta mała przemowa jest oczywiście pokazówką odegraną przed Carol. Podczas niej Hana mruga do mnie i niemal niezauważalnie kręci głową. A więc Alex jest bezpieczny. Może jednak istnieje jakaś nadzieja.


Ależ oczywiście, martw się przede wszystkim facetem, który zwiał w te pędy i zostawił cię na pastwę pań Jadź.


Bezgłośnie mówię do Hany: Alex. A potem wskazuję w jej stronę podbródkiem z nadzieją, że zrozumie, że chcę, by go odnalazła i powiedziała mu, co się stało. Mruga oczami i słaby uśmiech znika z jej ust. Domyślam się więc, że ma dla mnie złe wieści. Wciąż wymawiając słowa głośno i dobitnie, mówi do mnie:
– Jesteś nie tylko uparta, Lena, ale i samolubna. Jeśli im powiesz, może dotrze do nich wreszcie, że nie miałam z tym nic wspólnego. Nie chcę być niańczona przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Serce mi zamiera: no tak, Hana jest śledzona. Musieli uznać, że w jakiś sposób była w to zamieszana albo przynajmniej ma jakieś informacje.


To chyba oczywiste. Jest wszak najbliższą przyjaciółką, sama może być zarażona, albo po prostu kryła Lenkę. Nie wygląda jednak na to, żeby panie Jadzie miały jakiekolwiek pojęcie o udziale Hanki w supertajniackich spotkaniach naszych gołąbeczków. Gdyby porządkowi wiedzieli o piknikach tej trójki, zarykiwaliby się ze śmiechu.


Może to egoistyczne, ale w tej chwili nawet nie jest mi przykro, że ją wpakowałam w kłopoty.


Super z ciebie kumpela, nie ma co.


Czuję tylko gorycz rozczarowania. Nie ma sposobu, żeby przekazała jakąkolwiek wiadomość Aleksowi, nie sprowadzając mu na głowę całej policji Portland.


Nieważne, że Lena i tak już naraziła Hankę na wielkie niebezpieczeństwo, to jeszcze chce ją bardziej wkopać, prosząc o przekazanie wiadomości Simorośli. Dziewczyna martwi się tylko o Truliścia. No tak, ale przecież wiemy, jakie Lena ma priorytety.


A jeśli dowiedzą się, że udawał wyleczonego i wspierał ruch oporu... Wtedy wątpię, by zawracali sobie głowę procesem. Od razu zarządzą egzekucję.


Zawsze można pomarzyć.


Hana musiała dostrzec rozpacz malującą się na mojej twarzy.
– Przykro mi, Lena – dodaje, tym razem szeptem. – Wiesz, że pomogłabym wam, gdybym tylko mogła.
– No tak, jasne, nie możesz – mówię z goryczą i natychmiast żałuję tych słów.


Oho, rób jej jeszcze wyrzuty, że bardziej się dla ciebie i Truliścia nie naraża.

 
Hana wygląda okropnie, niemal tak źle, jak ja się czuję. Oczy ma podpuchnięte, a nos czerwony, jak gdyby niedawno płakała, i nie ma wątpliwości, że rzeczywiście przybiegła tu, gdy tylko się dowiedziała. Ma na sobie buty do biegania, plisowaną spódnicę i za duży podkoszulek na ramiączkach, w którym zwykle śpi, jak gdyby założyła pierwsze lepsze ciuchy, które miała pod ręką.
– Przepraszam – dodaję łagodniejszym tonem. – Wiesz, że tak nie myślałam.


Doprawdy? Bo to wyglądało jak odruchowa reakcja.

Lena zaczyna żałować, że poznała Aleksa, co szokujące, biorąc pod uwagę jej wyprany MIŁOŹDZIĄ musk. Życie obu przyjaciółek byłoby o wiele prostsze, gdyby nie Liściostwór. Lenka wspomina letnią beztroskę wcześniejszych lat, w tym słynne biegi do pomnika Gubernatora. Wtem nad głową zapala się jej lampka. Czas na superkonspirę.


– No a co z Allison Doveney? – pytam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie. – Nie chciała się pożegnać?
Hana odwraca się i spogląda na mnie ze zdziwieniem, marszcząc brwi. Allison Doveney była naszym hasłem oznaczającym Aleksa, kiedy chciałyśmy o nim porozmawiać przez telefon.
– Nie mogłam się z nią skontaktować – odpowiada niepewnie. Wyraz jej twarzy mówi: „przecież już ci to wyjaśniłam”. Unoszę brwi, chcąc powiedzieć: „zaufaj mi”.
– Fajnie by ją było zobaczyć jutro przed zabiegiem. – Mam nadzieję, że Carol mnie słucha i bierze to za znak, że pogodziłam się już ze zmianą planów. – Po remedium wszystko będzie inaczej.
Hana wzrusza ramionami, rozkładając ręce. „Co mam zrobić?” Wzdycham ciężko i pozornie zmieniam temat.
– Pamiętasz lekcje u pana Raidera? W piątej klasie? Jak przez cały dzień przekazywałyśmy sobie liściki?
– Tak – odpowiada Hana ostrożnie. Wciąż wygląda na zdezorientowaną. Chyba zaczyna się martwić, że guz na głowie zaburzył moją zdolność logicznego myślenia.
Znowu wzdycham przesadnie, jak gdyby wspominanie starych dobrych czasów spędzonych razem wpędzało mnie w nostalgiczny nastrój.
– Pamiętasz, jak nas złapał i posadził po przeciwnych stronach klasy? I za każdym razem, kiedy chciałyśmy sobie coś przekazać, wstawałyśmy, temperowałyśmy ołówki i zostawiałyśmy liścik w pustej doniczce z tyłu sali. – Wybucham wymuszonym śmiechem. – Jednego dnia musiałam zaostrzyć ołówek siedemnaście razy. I nigdy się nie skapnął, o co chodzi, ani razu.
Widzę lekki błysk w oczach Hany. Nieruchomieje i cała zamienia się w słuch, jak jelenie nasłuchujące drapieżników, nim rzucą się do ucieczki. Również wybucha śmiechem i odpowiada:
– Tak, pamiętam. Biedny pan Raider. Nie miał o niczym pojęcia.
Mówi to lekkim tonem, ale gdy siada na łóżku Grace i pochyla się, opierając łokcie o kolana, jest bardzo skupiona. I wiem, że już odgadła, co tak naprawdę chcę powiedzieć, kiedy bredzę o Allison Doveney i lekcjach u pana Raidera – że musi dostarczyć Aleksowi wiadomość. I znowu zmieniam temat.


Co nie jest absolutnie podejrzane dla tego, kto robi za gumowe ucho pod drzwiami.


– A pamiętasz nasz pierwszy długi bieg? Miałam po nim nogi jak z waty. A pierwszy raz, kiedy pobiegłyśmy z West Endu do Gubernatora? Podskoczyłam wtedy i klepnęłam go w dłoń, jakbym przybijała mu piątkę.
Hana delikatnie zwęża oczy.
– Przez lata nieźle go zamęczałyśmy – mówi ostrożnie i wiem, że jeszcze nie załapała do końca.
Staram się wykrzesać ze swojego głosu maksimum ekscytacji.
– A wiesz, że słyszałam, że dawniej miał coś w ręce? Mam na myśli Gubernatora. Pochodnię albo zwój papieru, albo jeszcze coś innego. Teraz zostało biedakowi tylko puste miejsce w dłoni. – No i powiedziałam to. Hana ostro wciąga powietrze i wiem, że już zrozumiała, ale żeby się upewnić, dodaję: – Zrobisz coś dla mnie? Pobiegniesz tam dla mnie dzisiaj? Ostatni raz?


I nikt na pewno za nią nie pójdzie, żeby sprawdzić, czy panienki czegoś nie knują.


– Nie dramatyzuj, Lena. Remedium działa na mózg, nie na nogi. Pojutrze spokojnie sama będziesz mogła tam pobiec – odpowiada nonszalancko, tak jak powinna, ale teraz się uśmiecha i kiwa głową. „Tak, zrobię to. I ukryję tam wiadomość”. Nadzieja przepływa przeze mnie ciepłym promieniem, odrobinę łagodząc ból.
– Tak, ale wtedy będzie już inaczej – mówię z jękiem. Twarz Carol miga mi w lekko uchylonych drzwiach. Wygląda na zadowoloną. Pewnie uznała, że wreszcie pogodziłam się z myślą o zabiegu. – Zresztą zawsze coś może się nie udać.


Cóż, jeżeli odporność na magiczny PING jest dziedziczna, to jest to możliwe. Rachel ominęło, ale kto wie, może Lenka ma więcej z wojowniczej mamusi. Albo przyspieszenie zabiegu spowoduje usmażenie resztek musku Leny. Mała strata.


– Wszystko się uda. – Hana wstaje i wpatruje się we mnie przez chwilę. – Obiecuję ci – oświadcza powoli, kładąc nacisk na każde słowo – że wszystko pójdzie jak trzeba.
Serce bije mi żywiej. Tym razem to ona mnie przekazała wiadomość i wiem, że nie mówiła o zabiegu.
– Na mnie już pora – stwierdza, kierując się ku drzwiom, niemal w podskokach. Uświadamiam sobie, że jeśli mój plan wypali, jeśli uda jej się przekazać wiadomość Aleksowi, a jemu wyrwać mnie z tego domowego aresztu, to to jest ostatni raz, kiedy widzę Hanę.
– Zaczekaj! – wołam za nią, kiedy jest już prawie w drzwiach.
– O co chodzi? – Odwraca się. Oczy jej błyszczą. Jest teraz podekscytowana, aż pali się do działania. Przez chwilę, gdy tak stoi w poświacie słonecznego światła przedzierającego się przez żaluzje, wydaje się błyszczeć, jak gdyby płonęła jakimś wewnętrznym ogniem. I teraz wiem, dlaczego wymyślono słowo „miłość”, dlaczego musiano je wymyślić: to jedyne słowo bliskie opisania tego, co teraz czuję, tej dziwnej mieszanki bólu, przyjemności, strachu i radości, które przepełniają mnie jednocześnie.
– Coś jest nie tak? – powtarza niecierpliwie Hana, przestępując z nogi na nogę. Wiem, że nie może się doczekać, aż będzie mogła stąd wyjść i zacząć wykonywać nasz plan.
Kocham cię, myślę, ale na głos mówię tylko z lekkim westchnieniem:
– Miłego biegu.
– Dzięki, z pewnością będzie miły – odpowiada Hana, a potem znika.


I… to wszystko na dzisiaj. Za tydzień wielki finał tomu. Do zobaczenia!

Beige

19 komentarzy:

  1. Taak, ten tekst o pomniku był cholernie konspiracyjny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko tyle? :c
    Ta konspira jest doprawdy urocza, zwłaszcza bredzenie o dłoni gubernatora. O ile wspominki mogły sprawiać wrażenie swego rodzaju pożegnania starych czasów, to wciskanie na siłę nieistotnego faktu jest oczywiste.
    No i Lenko, skoro Haneczka tak na Ciebie działa to może nie jest jeszcze za późno na opuszczenie Liścioludka i pogodzenie się ze swoją orientacją?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak mało?!
    Konspira jak ta lala.Przypomniał mi się"Giuseppe w Warszawie": "Czy pani Halinka potrzebuje pasty n karaluchy?""Nie chce pani Halinki,nie chcę pasty,a szkolenia podchorążówki są piętro wyżej!"

    Chomik
    Ale miło,że Hana przyszła.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Przez chwilę, gdy tak stoi w poświacie słonecznego światła przedzierającego się przez żaluzje, wydaje się błyszczeć, jak gdyby płonęła jakimś wewnętrznym ogniem. I teraz wiem, dlaczego wymyślono słowo „miłość”, dlaczego musiano je wymyślić: to jedyne słowo bliskie opisania tego, co teraz czuję" - Dość... Nietypowy sposób myślenia o przyjaciółce. Lena, jesteś pewna, że nie wolisz olać Liścioludzia i zastanowić się głębiej nad pewnymi sprawami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Mówiłam! W każdym razie uważam, że Lena byłaby szczęśliwa, mogąc żyć w poliamorycznym związku z liściostworem i Haną.

      rose29

      Usuń
  5. Wątek miłości pomiędzy Lenką i Haną byłby (w przeciwieństwie do użerania się z Truliściem) całkiem łatwy do przełknięcia, powiedziałabym nawet, że przyjemny... więc możemy mieć pewność, że absolutnie nic takiego nie będzie mieć miejsca :v Autorka tego dzieła lubuje się w dręczeniu mnie, więc "żyli długo i szczęśliwie" w kontekście naczelnych ameb to pewniak :(
    Finał nadciąga wielkimi krokami, a emocje nadal jak na grzybach.
    Lya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Autorka tego dzieła lubuje się w dręczeniu mnie, więc "żyli długo i szczęśliwie" w kontekście naczelnych ameb to pewniak :(" - Jak czytam takie komentarze, to jestem naprawdę ciekawa, jak ci z Was, którzy nie znają serii, zareagują na ostatni rozdział "Requiem" ;)

      Maryboo

      Usuń
    2. Mówisz, że Lence i Truliściowi nie jest pisany happy end? Jeśli tak - wiedz, że cała seria minimalnie zyskała w moich oczach (pełna nadziei i naiwności zakładam, że autorka nie ukarze nas Nową Wielką MIŁOŹDZIĄ, bo tego nie zdzierżę - zwłaszcza jeśli nowy wybranek okaże się nowym opakowaniem wypełnionym niezmienioną mieszanką bucery, głupoty i zamiłowania do manipulacji ;)
      Lya

      Usuń
    3. Ja nic nie mówię ;) Zwłaszcza, że finał serii jest...specyficzny, łagodnie rzecz unjmując.

      Maryboo

      Usuń
    4. Muszę przyznać, że mnie zaciekawiłaś ;)
      Czekam z niecierpliwością na analizę owego finału :p
      Lya

      Usuń
  6. Zaczela mowic o tej donicy i mysle sobie 'no nie jest to najglupszy szyfr na swiecie, zakladajac, ze Lena podzielila sie geneza swojego zwiazku z Lisciem, co prawdopodobne. naprawde nie najglupszy pomysl, tylko jak sledzona Hana ma niby cos zdzialac?' a potem poziom powiesci sprowadzil mnie do parteru. kyrieelejson, chyba juz mega chytry plan Madrytu wobec Edzi z sequela "Rywalek" byl lepiej rokujacy.
    trzymajcie mnie.
    Donna Kichote

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "chyba juz mega chytry plan Madrytu wobec Edzi z sequela "Rywalek" byl lepiej rokujacy" - cóż, można polemizować; Lena przynajmniej nie oznajmiła wprost Carol: "Hana pomoże mi skontaktować się z PŚ, tralalalalala!". Z drugiej strony, Marid mógł przynajmniej polegać na poparciu illeańskiego Pudelka...

      Maryboo

      Usuń
  7. Autorka naprawdę nas rozpieszcza długością rozdziału, nie ma co.

    Kiedy Lenka zacznie w końcu martwić się o siebie? Cały czas jej myśli orbitują wokół liściastej głowy jej ukochanego, a w ogóle nie zastanawia się nad tym, co mogą jej zrobić. Dlaczego kiedy mówi o tym, że Truliść nie będzie miał nawet procesu nie przebiega jej przez głowę, że ONA może mieć proces, albo zostać skazana na odsiadkę w Kryptach? Czy ona w ogóle rozważa opcję, że mogą ją ukarać za łamanie praw?
    Boru, co za ameba. Po co przejmować się nad tym, jak jej głupota może wpłynąć na życie rodziny i Hany, skoro tróloff może być w potrzebie?

    Ciekawi mnie jeszcze, dlaczego Hana jest tylko śledzona. Czy Carol nie skojarzyła, że Lena cały czas wymykała się "do Hany"? Jak dla mnie Hana powinna już od kilku godzin być przesłuchiwana przez Smutnych Panów, albo nawet czekać na proces za współpracę z Odmieńcem.

    Leszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jak dla mnie Hana powinna już od kilku godzin być przesłuchiwana przez Smutnych Panów, albo nawet czekać na proces za współpracę z Odmieńcem." - a to akurat nie jest błąd fabularny, ale wyjaśnienie czeka na nas dopiero w kolejnych tomach.

      Maryboo

      Usuń
  8. Analiza jak zwykle świetna.
    Skoro za tydzień wielki finał, to kiedy bierzecie się za Pandemonium?
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przerwie. Ogłosimy oficjalnie za tydzień :)

      Maryboo

      Usuń
  9. Nie pytajcie czemu, ALE te urocze konspiry i dramatyczne poszukiwania sposobu kontaktu z liścioludkiem przypomniały mi poszukiwania Ciri w Sadze. Gee,jak Geralt&Co kombinowali, jak rozpaczliwie chwytali się każdego tropu, jak byli gotowi do walki z całym garnizonem, a i tak nie było pewności, czy Sapkowski za kilka stron nie obwieści, że w sumie to wszyscy wzięli i umarli. A tutaj? Liścioludek się ukrywa, Lena w areszcie domowym, ojej zostawmy mu karteczkę, co może pójść nie tak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak już przy wiedźminie jestem - kilkuletnia Ciri też uciekła przed niechcianym małżeństwem do lasu, niemniej, nie mam pojęcia czemu, wzbudzała we mnie dużo więcej pozytywnych uczuć niż nasza ukochana Lenka ;p

      Usuń
  10. Lena jest straszną egoistką. Przecież Hana dużo ryzykuje, a ona nawet przez chwilę nie myśli o konsekwencjach!

    Ale sama konaspira jest taka... Urocza. I taka zła. Jeszcze do pewnego stopnia była całkiem niezła, ale potem Lena wyjechała z tą dłonią gubernatora... No ogólnie nastolatki w tej książce naprawdę chcą umrzeć .

    OdpowiedzUsuń