Moneta miała rację: trudno jest śledzić czas w tunelach, nawet jeszcze trudniej niż w celi. Tam mieliśmy światło elektryczne i wiadomo było, jaka jest pora: światło było włączone w dzień, wyłączone w nocy.
Wiecie co? Naprawdę chciałabym, żeby w ramach
finałowego plot twistu okazało się, iż Hieny celowo wyłączały
światło w dzień, coby zdezorientować naiwnych małolatów.
Lena i Julian urządzają sobie małą ucztę złożoną
z ukradzionych z magazynu Hien batonów muesli i suszonego mięsa -
swoją drogą, aż dziw, że nie obawiali się/nie czuli się
niezręcznie wyciągając z torby te frykasy, biorąc pod uwagę, że
znajdują się w towarzystwie osób, które zapewne już dawno nie
widziały na oczy porządnego jedzenia - po czym kładą się lulu:
Gdy leżymy tak blisko siebie, czuję oddech Juliana poruszający moimi włosami, a nasze nogi niemal się stykają.Oboje budzimy się w tym samym czasie. Moneta znowu stoi nad nami. Napełniła dzbanek z wodą. Julian z jękiem otrząsa się ze snu, a potem siada szybko, zawstydzony.
Jeżeli Julka zawstydza bycie przyłapanym na tuleniu
się do dziewczyny, to nie bardzo wiem, po co w ogóle kładł się
na tyle blisko Leny, by chuchać jej do ucha.
Przeczesuje ręką włosy, przez co zaczynają sterczeć na wszystkie strony, a mnie nachodzi nagła ochota, by wyciągnąć rękę i je przygładzić.
Oj, oj, kochana, wpływasz na niebezpieczne wody –
mieć serce rozdarte pomiędzy dwóch mężów to standard w powieści
YA, ale nie godzi się zapominać, co urzeka cię w każdym z nich.
Włosy to zdecydowanie działka Plastikowej Simorośli, w przypadku
Juleczka pozostaje ci zachwycać się jego przepastnym spojrzeniem.
— Możesz już chodzić? — pyta mnie Moneta. Kiwam głową. — Wobec tego znajdę wam kogoś, kto was wyprowadzi na powierzchnię. (…)— Dziękuję. — Słowo to wydaje się banalne i wyświechtane. — Nie musiałaś... to znaczy... naprawdę to doceniamy.
Cóż, łatwo poszło, nie powiem. Spoiler alert:
nastawienie wyrzutków do naszych gołąbeczków to, podobnie jak
większość wątków z segmentu „Teraz”, w dużej mierze część
naczelnej intrygi – ale Lena przecież o tym nie wie. Na jej
miejscu, posiadając jej bagaż doświadczeń, każdą ofertę pomocy
traktowałabym z urzędu z pewną nieufnością, spodziewając się
zasadzki lub pułapki.
— Pewnie już byśmy nie żyli, gdyby nie ty i... twoi przyjaciele. — Już miałam rzec: „twoi ludzie", ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Pamiętam, jak zła byłam na Juliana za to samo określenie.
No, niezupełnie - Julek, używając tego wyrażenia,
miał na myśli Hieny, miałaś więc pełne prawo czuć się
obrażona, że stawia cię w jednym szeregu z (rzekomo) oszalałymi
mordercami; Moneta natomiast ewidentnie identyfikuje się z resztą
pokiereszowanych obywateli.
Kobieta spogląda na mnie bez uśmiechu i zastanawiam się, czy czymś ją uraziłam.
He, he; ja tam mam teorię, dlaczego Moneta
najprawdopodobniej nie żywi do ciebie najcieplejszych uczuć, ale
póki co musi ona pozostać moją słodką tajemnicą.
— Tak jak powiedziałam, nie należycie do tego miejsca — oznajmia. A potem dodaje wysokim, przenikliwym głosem: — Na świecie jest miejsce dla wszystkiego i wszystkich. I to jest właśnie błąd, który popełniają tamci na górze: uważają, że tylko niektórzy mają prawo do życia, że tylko niektórzy mogą należeć do ich świata, a reszta to śmieci. Ale przecież nawet śmieci muszą mieć swoje miejsce. W przeciwnym razie tworzy się zator i gniją.
Te przemyślenia, jakkolwiek po ludzku zrozumiałe,
niezbyt pasują do Oliverversum i zasad nim rządzących; w świecie,
w którym żyje Moneta, nie powinno być w ogóle dyskusji o
jakimkolwiek miejscu dla „wadliwych” jednostek, bo gdyby Mały
Brat poważnie traktował swój fach, to nie dopuściłby do tego, by
pod ziemią rosła w siłę społeczność szczerze nienawidząca
obecnego porządku.
Moneta oddala się, by za chwilę powrócić z
człowiekiem – szczurem.
...Nawiasem mówiąc, ów jegomość jest określany w
ten sposób przez cały swój czas ekranowy; ponieważ uważam za
rażącą niesprawiedliwość, że nie doczekał się właściwego
przydomka, niniejszym nadaję mu ksywkę Myszka Miki.
Lenka i Julian zbierają swoje nieliczne toboły i
wyruszają za swym nowym przewodnikiem.
Julian wziął plecak i chociaż oświadczyłam mu, że nie mam problemów ze staniem, nalega, by podtrzymywać mnie za ramię.— Na wszelki wypadek — mówi, a mnie uderza, jak inny jest od chłopaka, którego widziałam na scenie w Javits Center, od tej beznamiętnej twarzy powiększonej na ekranie. Nie mogę uwierzyć, że to ta sama osoba. Zastanawiam się, czy to tamten jest prawdziwym Julianem, czy też ten jest prawdziwy, i czy w ogóle można wiedzieć takie rzeczy.
Lena dogadałaby się z Americą Singer; tamta też
miała problemy z przyjęciem do wiadomości, że książę Maxon w
sytuacjach publicznych musi zachowywać się profesjonalnie.
I uświadamiam sobie jednocześnie, że nie jestem już nawet pewna, która Lena jest prawdziwa.
Oliver, ja wiem, że próbujesz w tej serii odmalować
naszą Mary Sue zgodnie z zasadą „od zera do bohatera” i zgodzę
się, że pod pewnymi względami nawet ci to wychodzi – Lena z
„Pandemonium” jest zdecydowanie bardziej pewna siebie, niż ta z
początków „Delirium” - ale siedząc w głowie naszej heroiny,
muszę ze smutkiem skonstatować, że pod wieloma względami
pozostaje postacią absolutnie statyczną. Jej modus operandi -
„najważniejsza jestem ja i Tru Loff, a reszta świata niech idzie
do diabła” - nie tylko nie uległ zmianie, ale wręcz zdaje się
umacniać z każdym kolejnym tomem.
Ostrożnie mijamy zrobione z rupieci szałasy. Ze wszystkich zakamarków obserwują nas przykucnięte postaci. Zepchnięto tych ludzi do tego miejsca, tak jak i nas zepchnięto do Głuszy — a wszystko to po to, by stworzyć społeczeństwo ładu i porządku.
Gwoli ścisłości, lwia część z was wepchnęła się
do Głuszy na własne życzenie.
Od zawsze słyszałam, że aby społeczeństwo było zdrowe, żaden jego członek nie może być chory. Ale filozofia AWD idzie głębiej — dużo głębiej, niż myślałam. Według nich niebezpieczeństwo stanowią nie tylko niewyleczeni, ale także wszyscy odmienni, zdeformowani, odbiegający od normy. Ich także trzeba wyplenić.
Jak widać na załączonym obrazku, idzie im to wprost
fenomenalnie. Naprawdę zaczynam podejrzewać, że nasz wtórkanon o
Hipolicie jest w rzeczywistości kanonem właściwym, bo nie znajduję
żadnego wyjaśnienia, dlaczego – poza chęcią zapewnienia
tłuszczy odrobiny rozrywki – Mały Brat nadal nie zrównał Głuszy
z ziemią i nie przeprowadził masowej eksterminacji w kanałach.
Zastanawiam się, czy Julian to sobie uświadamia, czy wiedział o tym przez cały czas.
Cóż, zapewne to drugie, biorąc pod uwagę, że od
małego był karmiony taką samą propagandą, co ty.
No, chyba że chodzi ci o to, czy wiedział o
nielegalnym obozowisku ludzi z wadami wrodzonymi. To w sumie ciekawe
pytanie – ilu z wysoko postawionych obywateli Oliverversum zdaje
sobie sprawę z istnienia podobnego kuriozum? I czy pozycja Thomasa
Finemana jest wystarczająco silna, by orientował się w
niedoskonałościach systemu? A jeżeli tak – to czy rozmawia o
tego typu kwestiach ze swoją latoroślą?
Odchylenia od normy muszą zostać zlikwidowane. Brud musi zostać usunięty. Prawa fizyki uczą nas, że każdy system zmierza stopniowo w stronę chaosu, zatem chaos musi być stale poskramiany. Zasady oczyszczania są nawet zapisane w Księdze SZZ.
Wiecie co? Chciałabym, żeby Oliver wydała kiedyś
Księgę SZZ jako osobny dodatek do nabijania kabzy; jestem pewna, że
byłaby to jedna z najśmieszniejszych lektur mojego życia, a mówię
to jako człowiek, który przetrwał przebijanie się przez 'Happily
Ever After' Kiery Cass.
Na końcu peronu człowiek szczur zeskakuje zwinnie na tory. Nie ma problemów z chodzeniem. Jeśli został ranny podczas szamotaniny z Hienami, najwyraźniej jego również opatrzono. Julian podąża za nim, a potem pomaga mi zejść, wyciągając ręce do góry i obejmując mnie w pasie. Chociaż czuję się lepiej niż przedtem, wciąż nie poruszam się całkiem sprawnie. Zbyt długo przebywałam bez wystarczającej ilości jedzenia i picia, wciąż dokucza mi pulsowanie pod czaszką.
Leno, bujać to my, ale nie nas. Dałaś radę w ciągu
trzydziestu sekund wdrapać się na kilkumetrową siatkę po,
kolejno: kilkunastu godzinach leżenia bez ruchu ze skrępowanymi
rękami, upadku z piętra domu i upadku z pędzącego motoru. Po
prostu przyznaj, że chcesz pomiziać się z Juleczkiem, nikt z nas
nie będzie ci robił wyrzutów.
Lewa noga nie staje pewnie na ziemi, chwieje się w kostce i lecę w stronę Juliana. Uderzam podbródkiem w jego pierś, a jego ramiona zaciskają się wokół mnie.— Wszystko w porządku? — pyta, a mnie zalewa fala gorąca z powodu bliskości naszych ciał i ciepła bijącego z otaczających mnie ramion. Odsuwam się od niego, a serce mało nie wyskoczy mi z piersi.— Nic mi nie jest — odpowiadam.
Starsze panie siedzące przed telewizorami westchnęły
z zachwytu; nie widziały nic równie romantycznego od czasu
powszechnego usunięcia latynoskich telenowel z ramówki
telewizyjnej.
A potem przychodzi pora, kiedy musimy na powrót zanurzyć się w ciemności. Człowiek szczur widzi, że się ociągam, i myśli pewnie, że to ze strachu, bo odwraca się i mówi:— Nie bój się. Intruzi nie zapuszczają się tak daleko.On sam obywa się bez latarki czy pochodni. Zastanawiam się, czy wtedy ogień miał po prostu odstraszyć Hieny.
Ja z kolei zastanawiam się, dlaczego Odmieńcy 2.0 w
ogóle tolerują na swoim terenie owych intruzów. Serio – mamy tu
zorganizowaną, liczną społeczność, której ewidentnie nie podoba
się obecność siedmiu (SIEDMIU!) Hien. Owszem, Hieny mają na
składzie kałachy, ale dajcie spokój - jedna z nich została
spacyfikowana przez ranną nastkę uzbrojoną w resztki parasola,
myślę więc, że wynik ewentualnej konfrontacji byłby z góry
przesądzony.
Nasi bohaterowie maszerują żwawo, Miki co jakiś czas
dokarmia okoliczne szczury, Lena wzdryga się przed gryzoniami, a
Julek chce wiedzieć, od jak dawna Myszka mieszka w podziemiach
(odpowiedź: stracił rachubę).
W przeciwieństwie do innych mieszkańców podziemia on nie ma żadnych zauważalnych fizycznych defektów. To pytanie samo ciśnie mi się na usta:— Ale dlaczego...? (...)— Nie chciałem, by mnie wyleczono — mówi wreszcie i słowa te brzmią dla mnie tak normalnie (to język z mojego świata, z powierzchni ziemi), że po mojej piersi rozchodzi się fala ulgi. Okazuje się, że ten człowiek wcale nie jest szalony.
Primo: Dlaczego zatem wybrał podziemia, zamiast Głuszy?
Nie zrozumcie mnie źle, Stumilowy Las to nadal przerażająca
alternatywa (można tam spotkać Raven), ale mimo wszystko Odmieńcy
mogą przynajmniej pooddychać leśnym powietrzem i uprzyjemnić
sobie dzień kawą podrzuconą na tratwie przez pana Wiesia.
Secundo: Ja wiem, że Lena nie jest obiektywna w tej
kwestii, ale i tak rozczula mnie jej podejście do osób niechętnych
remedium. „Wybrał życie w brudzie, chłodzie i głodzie zamiast
poddać się zabiegowi – ewidentnie wszystko z nim w porządku,
choćby w wolnym czasie zajmował ukręcaniem łebków małych,
żółtych kaczuszek!”.
— Dlaczego nie? — pyta Julian. Kolejna chwila ciszy.— Bo już byłem chory — odpowiada tamten i chociaż nie widzę jego twarzy, po jego głosie słyszę, że się uśmiecha. Zastanawiam się, czy Julian jest tak samo zaskoczony jak ja. Uzmysławiam sobie nagle, że ludzie sami są jak tunele: jak kręte, ciemne przestrzenie i głębokie jaskinie. Nie da się poznać wszystkich zakamarków ich duszy. Nie można ich sobie nawet wyobrazić.
Zapewne nie taki był zamysł autorki, ale przykro mi;
biorąc pod uwagę, jak od początku opisywany jest Miki
(człowiek-szczur, wielki, straszny i ponury), nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że Lenę zdumiewa fakt, iż ktoś mniej piękny od
naszych protagonistów także może mieć bogate życie wewnętrzne i
tragiczną historię miłosną na koncie.
Okazuje się, że ukochana Mikiego została poddana
zabiegowi.
— A ty zamiast remedium wybrałeś to? — Julian kręci głową. — Musiałeś wiedzieć... to znaczy... ono mogłoby zabrać ból. — Słyszę w jego głosie niedowierzanie i widzę jego wewnętrzną walkę, widzę, jak wciąż uczepiony jest swoich dawnych przekonań i wierzeń, które tak długo dawały mu ukojenie.
Cóż, jakikolwiek nie byłby
obecnie jego stosunek do miłości, Juleczek stwierdza tu jedynie
prosty fakt: po zabiegu pan Myszka nie musiałby dłużej męczyć
się ze złamanym sercem.
Miki oznajmia, że po zabiegu ukochanej nigdy więcej
jej nie widział, ponieważ „nie chciał jej stracić po raz
drugi”. Owo wyznanie budzi w Lenie falę nostalgicznych przemyśleń
rodem z jej najbardziej płodnego okresu z „Delirium” i przykro
mi, ale jeżeli ja muszę to czytać, to Wy też:
Nachodzi mnie ochota, by położyć mu rękę na ramieniu i powiedzieć: „rozumiem". Ale to słowo wydaje się miałkie i puste. Bo nigdy tak naprawdę nie będziemy w stanie zrozumieć drugiego człowieka. Możemy jedynie próbować, szukając po omacku drogi przez tunele, starając się oświetlić je pochodnią.
Eikko Przydupas lubi to.
Nasi bohaterowie dochodzą na miejsce, Miki wspina się
po drabince i odkręca właz do studzienki. Bohaterowie wychodzą na
jakiś stary, nieczynny peron, jednak Lena nie jest w stanie
zidentyfikować owego miejsca, bowiem czas zatarł literki widniejące
na tabliczce z nazwą stacji.
— Co to za miejsce? — pytam naszego przewodnika, który już przykucnął przy ciemnym wylocie dziury. Zarzucił na głowę kaptur, by zasłonić oczy przed słońcem, i widać, że marzy tylko o tym, aby z powrotem zanurzyć się w ciemność. Pierwszy raz mam okazję przyjrzeć mu się dokładniej i okazuje się, że jest dużo młodszy, niż myślałam. Z wyjątkiem delikatnej siatki zmarszczek w kącikach oczu jego twarz jest gładka, skóra zaś tak blada, że ma błękitnawy odcień mleka. Oczy, brązowe i zamglone, najwyraźniej nieprzyzwyczajone są do takiej ilości światła.
Innymi słowy, Myszka jest jeszcze całkiem wyględny;
uff, niebezpieczeństwo zażegnane, już myślałam, że Oliver
niefrasobliwie pozwoliła doświadczyć miłości jakiemuś
Quasimodo.
— To jest wysypisko — mówi i wskazuje na górę połyskujących śmieci i metalu za wysoką drucianą siatką, jakieś sto metrów dalej. - Manhattan jest po drugiej stronie rzeki.— Wysypisko — powtarzam powoli. No tak, przecież ludzie spod ziemi muszą w jakiś sposób zdobywać zaopatrzenie. Wysypisko śmieci nadaje się do tego idealnie: mnóstwo wyrzuconego jedzenia, mebli i innych pożytecznych rzeczy.
Mój losie, nawet najniższa z niskich kast w
Oliverversum, na co dzień okupująca śmierdzące kanały, radzi
sobie lepiej ze zdobywaniem fantów niż drużyna Raven.
Nagle uświadamiam sobie, że znam to miejsce. Zrywam się na równe nogi.— Wiem, gdzie jesteśmy! Niedaleko stąd jest azyl!— Co? — Julian spogląda na mnie z konsternacją, ale jestem zbyt podekscytowana, by mu to teraz wyjaśniać.
Słuchajcie, ja wiem, że mleko już dawno się wylało
i obecnie nie ma co wygłupiać się i tajniaczyć, ale mimo wszystko
zakwiczałabym ze szczęścia, gdyby okazało się, że Juleczek robi
w tym momencie mentalną mapę otoczenia, coby we właściwym czasie
podać namiary odpowiednim służbom.
To wysypisko jest ogromne. (…) Ten teren był kiedyś miastem. I niecałe półtora kilometra stąd znajduje się azyl. Raven, Tack i ja mieszkaliśmy tu przez miesiąc, kiedy czekaliśmy na dokumenty i szczegółowe instrukcje od ruchu oporu. W azylu będzie jedzenie, woda i ubranie. Będzie też szansa, żeby skontaktować się z Tackiem i Raven. Kiedy tam mieszkaliśmy, porozumiewaliśmy się z pozostałymi za pomocą sygnałów radiowych, a kiedy stało się to zbyt niebezpieczne, używaliśmy do tego ubrań w różnych kolorach, które wywieszaliśmy na maszcie flagowym za spaloną szkołą.
...No dobrze. Od czego by tu...
Primo: podoba Wam się ta wzmianka o oczekiwaniu na
fałszywe papiery? To dobrze, bo to wszystko, co otrzymacie w tym
temacie.
Naprawdę, kochani. Nie żartuję. Spodziewaliście się
może, że dotrzemy w końcu do momentu, w którym dowiemy się, jak
dokładnie wyglądało ponowne dołączenie naszych trzech
muszkieterów do krainy Małego Brata? W takim razie pozwólcie, że
podzielę się z Wami pewną informacją, którą do tej pory
trzymałam dla siebie, nie chcąc Wam od początku odbierać
(minimalnej) przyjemności z lektury: to nigdy nie nastąpi. Następna
analiza będzie ostatnią, w której powrócimy do sekcji „Wtedy”
i nawet nie zahaczymy tam o kwestie związane z konspiracją Leny i
spółki.
Przyznaję, że była to jedna z tych rzeczy, które
podczas pierwszej lektury „Pandemonium” wkurzyły mnie
najbardziej (przynajmniej dopóki nie dotarłam do rozwiązania
Naczelnej Intrygi); jeżeli w ogóle oczekiwałam czegoś od tej
lektury, to wątku, w którym pokazane będzie, jakie też trudności
musieli pokonać Lena, Raven i Tack by dostać się do Nowego Jorku.
Z kim się skontaktowali? Skąd otrzymali papiery, nocleg, miejsce
pracy? Jak wpłynęła na nich ta zmiana – od włóczenia się po
lesie po sklepy pełne towarów, od spania na ziemi po własne łóżko,
pościel i centralne ogrzewanie?
Ponieważ jednak mógł to być całkiem interesujący
wątek, Oliver najwyraźniej uznała, że nie ma co marnować na
niego drzew. Chcecie wiedzieć, jak minął Lenie pierwszy dzień w
nowej szkole i gdzie zrobiła sobie zdjęcie do fałszywego dowodu?
Cóż, musicie obejść się smakiem, ale hej! Na pocieszenie macie
kolejny z rzędu opis modrych ocząt Juliana.
Secundo: Jakie znów sygnały radiowe? Jakim cudem?
Skąd? Czy cała komunikacja nie podlega tu ścisłej obserwacji?
Niby kto wśród Odmieńców jest na tyle kumaty, by obejść
zabezpieczenia aparatu bezpieczeństwa?
Tertio: ...Wywieszaliście sobie kolorowe szmaty na
maszcie.
Na tyle wysoko, by można je było dojrzeć z
cywilizacji.
I zapewne jeszcze zmienialiście je codziennie.
A ja myślałam, że nic nie przebije kolorowych
karmników.
I
w końcu quarto: macie zatem azyl wyposażony w
zapasy, w dodatku ze sprzymierzeńcami znajdującymi się o rzut
kamieniem. I nie zabunkrujecie się tu na stałe...właściwie
dlaczego?
Miki żegna się z młodzieżą i z
powrotem znika we włazie, ale Julian zadaje mu jeszcze pytanie na
pożegnanie:
— Nawet nie wiemy, jak masz na imię.Mężczyzna wykrzywia twarz w uśmiechu.— Nie mam imienia.
— Może
i nie jestem aż tak brzydki, by podzielić los Briana, ale i nie na
tyle piękny, by autorce chciało się po raz kolejny bawić w
słowotwórstwo.
— Przecież każdy ma — odpowiada zdziwiony Julian.— Już nie — stwierdza tamten, uśmiechając się krzywo. — Imiona już nic nie znaczą. Przeszłość jest martwa.Przeszłość jest martwa. Jeden z ulubionych refrenów Raven. Zasycha mi w gardle. Okazuje się, że wcale tak bardzo nie różnię się od tych ludzi.
Dla Leny zaiste
musi to być los gorszy od śmierci (ale hej, im przynajmniej nie
pocą się dłonie!).
Miki przykazuje na
pożegnanie młodzieży, by uważała na siebie, po czym na dobre
znika ze sceny.
Przez chwilę spoglądamy na siebie z Julianem w milczeniu.— Udało nam się — odzywa się wreszcie, uśmiechając się. Stoi w odległości kilku kroków ode mnie, a jego włosy mienią się w słońcu białym i złotym blaskiem.
Autorko, nie
obchodzi mnie, że Julek jest blondynem; jedyną osobą, która ma
prawo olśniewać Lenę swoją koafiurą jest PŚ.
Lena obserwuje
blask słońca, kolory nieba i kwiatów, po czym zaczyna płakać z
radości; Julian przyciąga ją do siebie, aby niewiasta mogła mu
się spokojnie wychlipać w podkoszulek.
Wreszcie odsuwam się od niego. Przez chwilę wydaje mi się, że dostrzegam jakieś poruszenie w załomie za starymi schodami, ale stwierdzam, że pewnie mi się przywidziało.
Z pewnością tak
było. Rany koguta, kiedy autorki YA (a zresztą nie tylko YA) nauczą
się wreszcie, że jest to najtańszy z chwytów i równie dobrze
mogą napisać wprost: „Za rogiem czaił się złowrogi Imperatyw
Narracyjny”?
Pod ziemią byliśmy sprzymierzeńcami, przyjaciółmi. Tu, na górze, czuję się nieswojo, bo nie jestem już pewna, kim dla siebie jesteśmy.
Ech, Leno, daj
spokój, przed chwilą Julek kołysał cię w ramionach, a wcześniej
oplątał cię w śnie kończynami niczym ośmiornica; o ile autorka
nie szykuje nam przyjemnego plot twistu w postaci Finemana będącego
świetnym aktorem odpornym na urok Mary Sue, obawiam się, że
wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie.
— A więc wiesz, gdzie się znajdujemy?Kiwam głową.— Wiem, kto nam może pomóc: moi ludzie.Julian nie wzdryga się przy tych słowach. Doceniam to.
A swoją drogą,
akurat teraz Juleczek miałby pełne prawo się zdenerwować;
jakkolwiek kryształowe nie byłyby jego intencje, jest powszechnie
znanym synem wpływowego polityka z obozu wroga. Nie ma żadnej
gwarancji, że – nawet przy głośnym proteście Leny – Odmieńcy
nie postanowią użyć go jako karty przetargowej lub wręcz ubić na
miejscu z racji samego nazwiska.
Nasze gołąbeczki
wędrują sobie wzdłuż torów, Lena narzeka na zimno, aż w końcu
docierają do azylu.
Ale, chwila,
moment; wygląda na to, że dwie samotne synapsy w mózgu Leny
wreszcie się ze sobą zderzyły:
Mimo to w mojej głowie cały czas brzęczy niepokojący alarm. Mieliśmy dużo szczęścia. Mieliśmy szczęście, że wyszliśmy na powierzchnię tak blisko azylu. Mieliśmy szczęście, że tunele nas tutaj doprowadziły. Zbyt wiele zbiegów okoliczności jak na zwykły przypadek.
Masz rację, Leno:
to bardzo, bardzo dziwne. Powiedziałabym wręcz, że nieco
podejrzane i niepokojące. Co ty na to, by wykorzystać swoje
doświadczenie z ostatnich kilku miesięcy i chwilę nad tym
podumać...
Próbuję odsunąć od siebie tę myśl.
...Nieważne.
Skręcamy za róg i przede mną rozciąga się upragniony widok. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie moje obawy znikają zmyte falą radości. Julian zatrzymuje się, ale ja ruszam prosto do drzwi, z naładowanymi akumulatorami, pełna nowej energii.
Kiedy to chowany w
złotej klatce chłopak okazuje się być bardziej przewidujący i
ostrożniejszy od ciebie, rzekomego dziecka survivalu, to wiedz, że
coś tu jest mocno nie tak.
Większość azylów — a przynajmniej tych, które widziałam — powstała w miejscach ukrytych: w podziemiach, piwnicach, schronach przeciwlotniczych i skarbcach bankowych, których nie zniszczyły bomby. Zalęgliśmy się w nich jak insekty. Natomiast ten azyl został zbudowany długo po zakończeniu blitzu. Jak powiedziała mi Raven, był jednym z pierwszych, stanowił bazę pierwszej grupy buntowników, którzy z wyszukanych na śmietniku materiałów zbudowali ten quasi-dom, dziwną patchworkową strukturę stworzoną z drewna, betonu, kamienia i metalu. Konstrukcja sprawia wrażenie prowizorki, jak gdyby w każdej chwili miała się zawalić. A jednak stoi.
Nadal lepsza opcja
niż nocowanie na śniegu, gdy kilkanaście metrów dalej znajdują
się w pełni funkcjonalne domy, jeśli chcesz znać moje zdanie.
— No i jak? - pytam, odwracając się do Juliana. -Wchodzisz czy nie?— Nie przypuszczałem... to niemożliwe. — Julian kręci głową, jak gdyby myślał, że śni, i próbował się obudzić. — Zupełnie nie tak to sobie wyobrażałem.
Jestem szczerze
ciekawa, na czym polega ów dysonans u Juleczka: tatuś wmawiał mu,
że Odmieńcy to takie nieco bardziej elokwentne małpy i są w
stanie zbudować co najwyżej fort z koca, czy też raczej w swej
naiwności wierzył, że po tylu latach (i paczkach z darami od wujka
Wiesia) buntownicy zdołali osiągnąć jako – taki poziom
mieszkaniowy?
— Potrafimy zbudować coś właściwie z niczego, z resztek i śmieci — oznajmiam z dumą (…)
— To widać – potwierdził z kamiennym wyrazem twarzy Julian. -
Ale czy nie przyszło wam kiedyś do głowy, że wszystko to
trzymałoby się nieco lepiej, gdybyście użyli jakichś narzędzi?
Oczy Juliana mają teraz elektryzującą barwę, wyglądają jak odbicie nieba.
No, wreszcie we Wszechświecie zapanował porządek. I żadnych
więcej sztuczek z włosami, młody człowieku!
— Jeszcze dwa lata temu myślałem, że wszystko to: Głusza, Odmieńcy, to tylko bajki dla dzieci.
Ale...że co? Lider młodzieżówki, syn prominentnego polityka...
TEŻ wierzył w Wobo?
Słowo daję, z każdym kolejnym rozdziałem to uniwersum nabiera
coraz mniej sensu.
Robi dwa kroki w moją stronę i teraz stoimy bardzo blisko siebie.— Ty. Ja... nigdy bym nie uwierzył.Wciąż dzieli nas kilka centymetrów, ale wrażenie jest takie, jakbyśmy się dotykali. Przepływa między nami energia, która likwiduje przestrzeń między naszymi ciałami.— Jestem prawdziwa. — Pod skórą przepływają mi nerwowe drgania, niczym prąd, i czuję się w tej chwili naga i bezbronna. Tu jest zbyt jasno i zbyt cicho.
Och, och, mam nadzieję, że Hipolit zdążył zawczasu zainstalować
kamerę.
— Nie sądzę... — ciągnie Julian — nie jestem pewien, czy potrafię wrócić. — Jego oczy mają kolor morskiej głębi. Chcę odwrócić wzrok, ale nie potrafię. Mam wrażenie, że upadam.— Nie wiem, o czym mówisz — mówię przez ściśnięte gardło.— Chodzi mi o to, że...
— Że
w zasadzie to jestem przyzwyczajonym do wszelakich wygód, do
niedawna szczerze wierzącym w remedium, wymagającym stałego
nadzoru lekarskiego nastolatkiem, który nie ma żadnego interesu w
przebywaniu w Stumilowym Lesie, ale Imperatyw z Rzyci już mnie
poinformował, że stałaś się światłem mego życia, więc mam
nadzieję, że Tack i Raven nie poczęstują mnie czarną polewką.
Nagle z prawej strony dobiega nas głośny łoskot, jakby ktoś coś przewrócił. Julian milknie i sztywnieje. Instynktownie popycham go za siebie, w stronę drzwi, i wygrzebuję broń z plecaka.
„W tym czasie napastnik zdążył nas postrzelić pięć razy”.
Rozglądam się. Wokół same odłamki pocisków i kamienie, zagłębienia terenu i dziury — jednym słowem: mnóstwo miejsc na kryjówkę. Włosy mi się jeżą na karku, a wszystkie zmysły wyostrzają. Oni zawsze obserwują.
„Oni” czyli kto? Tajne służby Małego Brata? Iluminaci? Jadzia
i Hipolit?
Na szczęście alarm odwołany, okazuje się, że to tylko zabłąkany
kot.
Julian chce kontynuować poprzednią myśl, ale Lena brutalnie każe
mu zachować swoje wyznania na inny czas:
Boję się tego, co ma mi do powiedzenia, boję się, jakiego dokona wyboru, dokąd pójdzie. Ale jeszcze bardziej boję się tego, czego sama chcę: dla niego, a co gorsza - od niego.Ponieważ naprawdę chcę. Nie jestem nawet pewna, czego dokładnie, ale pragnienie to tkwi we mnie głęboko, tak jak przedtem tkwiły tam gniew i nienawiść. Lecz to nie jest wieża. To bezkresny, głęboki tunel, który sięga głęboko i otwiera w środku mnie ziejącą dziurę.
I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: powracamy po raz
ostatni do sekcji „Wtedy” oraz bunkrujemy się w azylu.
Zostańcie z nami!
Maryboo
Nie będzie wątku powrotu w objęcia Małego Brata? Czuję się szczerze zawiedziona.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę... Autorka po prostu przewidziała, że cokolwiek by nie stworzyła kuriozum poganiałoby kuriozum, więc jedyne na co wpadła, to pominięcie tego wątku milczeniem xD Innego wyjaśnienia nie widzę.
A analiza świetna, czekam na ciąg dalszy :) Już nie mogę doczekać się wyjaśnienia głównej intrygi :D
"Autorka po prostu przewidziała, że cokolwiek by nie stworzyła kuriozum poganiałoby kuriozum, więc jedyne na co wpadła, to pominięcie tego wątku milczeniem" - ba, gdyby tak było, to zamiast rozwiązania Naczelnej Intrygi mielibyśmy serię pustych kartek a'a Nju Mun...
Usuńbo gdyby Mały Brat poważnie traktował swój fach, to nie dopuściłby do tego, by pod ziemią rosła w siłę społeczność szczerze nienawidząca
OdpowiedzUsuńTen Mały Brat to w ogóle jakiś leniwy i mało agresywny.Może chociaż hasło "Rozmowa kontrolowana" w telefonach by wprowadził (z pnia Jadzią na słuchawce)?
Okazuje się, że ukochana Mikiego została poddana zabiegowi.
Lepsza historia niż ta cała Lena.
A Rowling się czepiają,ze kiepsko świat buduje..
Chomik
"Może chociaż hasło 'Rozmowa kontrolowana' w telefonach by wprowadził (z pnia Jadzią na słuchawce)?" - ja tam mam szczerą nadzieję, że Jadzia z Hipolitem posiadają stosowny sprzęt ;)
UsuńMoże to i lepiej, że nigdy się nie dowiemy skąd Lena i spółka miała dokumenty i jak trafili do systemu pod fałszywymi nazwiskami. Pewnie i tak byłby to bełkot.
OdpowiedzUsuńTe ich systemy komunikacji są strasznie pozbawione sensu. Nikt nie wpadł na pomysł używania gołębi pocztowych? Są chyba bardziej dyskretne od kolorowych szmat, które może zobaczyć każdy.
Bardzo mnie też ciekawi jak to się stało, że Azyl, obóz brzydali i baza Hien są ulokowane w zasadzie po sąsiedzku. Droga na powierzchnię nie zajmuje naszym herosom intelektu zbyt wiele czasu - to raczej spacer. Wobec tego wszyscy w Azylu powinni o nich wiedzieć. W końcu Pan Szczur i jego koledzy regularnie plądrują wysypisko śmieci. W zasadzie nikt nie musiał mówić o nich Lenie.
Rozumiem, że w zbombardowanych miastach w Głuszy nie zachowała się absolutnie żadna piwnica/magazyn, w którym można by urządzić taki azyl? Czy może Raven wygnano z takiego za bycie psychopatką i jednostką o ujemnym IQ?
rose29
"Nikt nie wpadł na pomysł używania gołębi pocztowych?" - cóż, może Odmieńcy są głęboko przekonani, że tak jak list potrzebuje adresu na kopercie, tak ptak musi mieć pomalowane nóżki, by dostarczyć wiadomość do celu - a pana Wiesia i jego zapasów brak...
Usuń"Bardzo mnie też ciekawi jak to się stało, że Azyl, obóz brzydali i baza Hien są ulokowane w zasadzie po sąsiedzku." - cóż...wkrótce przekonamy się, jak. Nie, żeby wyjaśnienie nie tworzyło kilku nowych dziur fabularnych.
"Rozumiem, że w zbombardowanych miastach w Głuszy nie zachowała się absolutnie żadna piwnica/magazyn, w którym można by urządzić taki azyl?" - piwnice się zachowały (wspomina o tym Lena w jednym z cytatów), ale naszą bohaterkę strasznie jara fakt, że Odmieńcy potrafią zbudować coś tymi ręcami, i to na powierzchni - nieważne, że ponoć ledwo stoi.
Zbyt długo przebywałam bez wystarczającej ilości jedzenia i picia, wciąż dokucza mi pulsowanie pod czaszką.
OdpowiedzUsuńTja, po tych batonikach i suszonej wołowinie to faktycznie ma się na co skarżyć wiecznie ponoć głodująca rebeliantka. Zwłaszcza przy obecnym obok człowieku z kanałów, który pewnie za taką dietę dałby się pokroić...
Wybrał życie w brudzie, chłodzie i głodzie zamiast poddać się zabiegowi – ewidentnie wszystko z nim w porządku, choćby w wolnym czasie zajmował ukręcaniem łebków małych, żółtych kaczuszek!
Oj, chyba nie. Mógłby jeszcze zostać tą zuą, parszywą hieną! (bo rozumiem, że Lena i Julian dopiero podejrzewają to, czego można się tak łatwo o hienach domyśleć?)
Okazuje się, że ukochana Mikiego została poddana zabiegowi.
Teraz mi się utworzył w głowie headcanon, że Miki to tak naprawdę Brian, który przed Lenką (i wszystkimi) tylko udawał wyleczonego, uciekł, kiedy wszystko się wydało, a wybrał kanały, bo wiedział, że w Głuszy występują stworzenia pokroju Liścioludka.
Oczy, brązowe i zamglone, najwyraźniej nieprzyzwyczajone są do takiej ilości światła.
A, czyli jednak nie Brian. Wszak on miał oczy szare jak niebo przed świ... tfu, jak pleśń. No chyba że soczewki nosi.
Mężczyzna wykrzywia twarz w uśmiechu.
— Nie mam imienia.
— Przecież każdy ma — odpowiada zdziwiony Julian.
— Już nie — stwierdza tamten, uśmiechając się krzywo. — Imiona już nic nie znaczą. Przeszłość jest martwa.
O, a tutaj zgodnie z moją teorią, okazuje Lenie niechęć. W kontekście wcześniejszego odrzucenia tak by to mogło wyglądać. Skoro nawet go nie rozpoznała, to po co się przedstawiać.
Ponieważ naprawdę chcę. Nie jestem nawet pewna, czego dokładnie, ale pragnienie to tkwi we mnie głęboko, tak jak przedtem tkwiły tam gniew i nienawiść.
Ja tak mam jak chcę sałatkę z tuńczyka.
Mimo wszystko ludność kanałów była dużo sympatyczniejsza i lepiej zorganizowana niż grupa Raven. Będę za nimi tęsknić.
"Tja, po tych batonikach i suszonej wołowinie to faktycznie ma się na co skarżyć wiecznie ponoć głodująca rebeliantka" - co poradzisz, tryb Superwoman jeszcze się nie aktywował.
OdpowiedzUsuń"Mógłby jeszcze zostać tą zuą, parszywą hieną!" - ha, swoją drogą to insza rzecz; że też Lenę (która widziała przecież tłumy atakujących na Times Square) nie zdziwiło, że pilnuje ich tylko siedem osób i nie zastanowiło, czy wyrzutki to przypadkiem nie uczestnicy maskarady mającej uśpić ich czujność...
Ej, no weź, Miki to nie Brian - Mikiemu nie pocą się ręce i nie świszcze przez nos :/
"Mimo wszystko ludność kanałów była dużo sympatyczniejsza i lepiej zorganizowana niż grupa Raven" - w sumie, trudno być gorzej zorganizowanym niż Raven, więc próg nie był zbyt wysoki, ale racja, propsy dla nich za ogarnięcie się bez pomocnej dłoni pana Wiesia.
Hej. Nadrabiam właśnie Wasze analizy i zauważyłam, że jak piszecie o Aleksie to używacie skrótu PŚ. Ale czemu... Przecież to Plastikowa Simorośl, więc powinno być PS, a nie PŚ!
OdpowiedzUsuńTak już jakoś się utarło ;)
UsuńWreszcie nadrobiłam poprzednie analizy i mogę skomentować. Dlaczego mam wrażenie, że całą tą akcje z porwaniem wymyśliła Raven i Hieny działały na jej polecenie? To ty było tak głupie, że chyba najbardziej mi do niej pasowało.
OdpowiedzUsuńAnaliza jak zawsze świetna!
Cóż, jeszcze kilka analiz i przekonamy się, jak wygląda prawda ;)
UsuńJadzia i Hipolit będą jutro, widzę tu dla nich potencjał ale o tej godzinie już nic z siebie nie wykrzesam. Że tak nieśmiało spytam - a niedoborów witaminki D państwo w kanałach nie mieli?
OdpowiedzUsuńPewnie mieli. Jeszcze większy dramatyzm!
UsuńMaryboo
Hipolit zaklął, ledwo zdążywszy uskoczyć za najbliższy krzak. Tak mało brakowało, by ci debile go zauważyli, gdy od celu dzieliło go niewiele! Dobrze, że wzięli jego nogę za zabłąkanego kota, bo choćby bardzo chciał - a nie chciał - nie mógł do nich strzelić.
OdpowiedzUsuń- Słyszycie mnie? - spytał przez nadajnik.
- Jesteśmy, jesteśmy. Idą już?
- Idą, powinni się pojawić w ciągu paru minut. Kamery na miejscach?
- Tak, Wiesio sam instalował, mówi, że obraz pierwsza klasa.
- Jak z dźwiękiem?
- Wszystko słychać, spokojnie.
- Jeszcze raz, przećwiczmy wszystkie...
- Znają kwestie na pamięć - wtrąciła się Jadwiga - najwyżej będą improwizować, prawda? - pomruk potwierdzenia najwidoczniej ją zadowolił, bo kontynuowała - Zresztą, te dzieciaki są słabe, zdesperowane, nie będą zwracać uwagi, jeśli ktoś z naszych się pomyli, swoją drogą, nie wiem, jak ten chłopak, ale ta dziewczyna nigdy za bardzo nie zwracała uwagi na cokolwiek...
- Są już blisko! - przerwał jej Hipolit - Schowaj się mamo!
Btw Jadzia uważa - a ja się z nią zgadzam - że ten cały spiseg z porwaniem jest tak grubymi nićmi szyty, że będziemy obie bardzo zdziwione, jeśli nie stała za nim Strategiczny Geniusz Raven :p
UsuńHipolit i Jadzia jak zawsze niezawodni! A co do spisku, cóż, przekonamy się w swoim czasie ;)
UsuńMaryboo
Zaraz... To już dojeżdżamy do końca? Przecież tu się prawie nic nie działo o_O
OdpowiedzUsuńTry loff nr 2 się działo! XD
UsuńTru *
UsuńNie, jeszcze nie do końca. Jeżeli to kogoś pocieszy - najwięcej akcji dopiero przed nami.
UsuńMaryboo
Wow, coś czuję, że PS ozyje, a jeksi ozyje, to będzie obrażony na lenke za Julka XD
UsuńAlbo wróci z jakiś dzikich chaszczy twardy jak orzech a nie jako poeta xD
TYMCZASEM ZA KULISAMI
OdpowiedzUsuń- Weź to, ale już.
- NIEEEEE
- Powiedziałem weź to, to dla Twojego dobra.
- NIENIENIE, nie mogę!!!
- Nic złego Ci się nie stanie, po prostu przeczytaj pierwszy...
- Nie chcę!
Henryk westchnął ciężko. Ostrzegali go, że ten chłopak jest bardzo oporny na wiedzę, ale tak silny atak paniki na widok podręcznika do logiki?
- Pani Aniu, mogłaby pani przyjść i podać Aleksowi hydroksyzynę? - zwrócił się przez interkom do pielęgniarki, bo Liściostwór zaczął mieć drgawki. Wiesiek męczył się z nim tydzień, ale nie był w stanie wydobyć z niego ani jednego składnego zdania, uznał więc, że stary podręcznik akademicki Henia będzie świetnym prezentem. Niestety, pomylił się. Nawet Edward Cullen, który dostał mu się w innym uniwersum, przyswoił podstawy na tyle, by jako-tako funkcjonować i dostrzegać rażące braki w umyśle swojej wybranki, jednakże Alex bił Bellę, która jedynie uciekła z wrzaskiem, na głowę.
Kto chce więcej przygód Alexa?
Ja chcę! Chcę się więcej dowiedzieć o tej tajemnej organizacji międzyfabularnej? Po co istnieją, co robią?
Usuńrose29
Henio i Wiesio są już nam dobrze znani z Cassoversum myślę, tutaj pomagają Hipolitowi kręcić komedię o Alexie :) Gwoli przypomnienia, Hipolit postanowił nakręcić film odkąd zobaczył na kamerkach z monitoringu urocze konspiry w wykonaniu pana liścia :v
UsuńPamiętam :)
UsuńCo poradzę, że wyobraziłam sobie coś na kształt "Facetów w czerni", którzy starają się prostować fabularne niedorzeczności tych wszystkich grafomańskich uniwersów :)
rose29
A kolega Henia to nie Miecio?
UsuńMiecio, Zenek, Zbyszek i Wiesio :)
UsuńOooch, wspaniały pomysł! Kim są Henio i Wiesio w Oliverversum? Czym się zajmują? Czy przyjaźnią się z Hipolitem?
OdpowiedzUsuńOczywiście, to najlepsze ziomeczki Hipolita, znają się jeszcze ze szkolenia do służb porządkowych, razem podglądali na kamerkach Alexa poganiającego krowy z rosnącą paniką na twarzy, przechodzącego przez ogrodzenie - specjalnie wyłączali mu prąd, niech się chłopak bawi - i razem pracują nad yyyy wszystkim, co pożyteczne i logiczne :)
UsuńKiedy będzie kolejna część? :)
OdpowiedzUsuńNiestety, z racji mojego zabiegu trochę się wszystko poprzestawiało, ale mamy nadzieję, że uda nam się wrócić jeszcze w tym miesiącu :)
UsuńMaryboo
Och, zdrowia w takim razie! Fani czekają :)
UsuńRównież zdrowia życzę! Również zdrowia życzę! I wesołych świąt
UsuńW kwestii tego nieszczesnego krolika jeszcze... Ja wiem, noz, krew, dramatyzm, ale wiecie co? Ta scena podkresla psychopatie Raven na jeszcze jeden sposob.
OdpowiedzUsuń""Poradnik hodowcy królików" z 1963 podaje, że ubój należy wykonywać przez uderzenie w kark, co na logikę wydaje się mieć identyczny skutek jak skręcenie (przerwanie rdzenia kręgowego), a jest łatwiejsze. Poradnik nie porównuje natomiast tej metody z innymi sposobami uśmiercania."
"Znajomy która ma królik powiedział mi coś takiego: bierzesz za tylne łapy, walisz okrągłym kołkiem w łeb i od razu po sprawie."
Ciachajac nozem traci sie cenna krew i niszczy rownie cenna skore. I zadaje zwierzeciu zbedny bol.
Cóż, zadawanie bólu dla samego zadawania bólu z jakiegoś powodu bardzo pasuje mi do Raven.
Usuń