LENA
Noc przychodzi szybko, a wraz z nią chłód. Zgubiliśmy się.
Najmniejsze zaskoczenie świata – odhaczone.
Szukamy starej autostrady, która powinna nas zaprowadzić do Waterbury. Pike jest przekonany, że zaszliśmy zbyt daleko na północ. Raven uważa, że zbyt daleko na południe.
Odmieńcy : Oliverversum – 0 : 3532. W sumie nie mogę
być zbyt surowa, biedacy lezą zupełnie po omacku, nic dziwnego,
że...
Maszerujemy raczej na wyczucie, korzystając tylko z kompasu i kilku starych szkiców przekazywanych z rąk do rąk między ludźmi zamieszkującymi Głuszę, uzupełnianych za każdym razem o kolejne szczegóły: rzeki, zniszczone drogi i stare miasta zbombardowane podczas blitzu, granice oficjalnych miast, które mamy omijać, wąwozy i miejsca nie do przejścia.
...macie kompas i mapy, a mimo to
„maszerujecie na wyczucie”?!
Słowo daję, was po prostu NIE DA się bronić.
Podczas postoju Pike i Raven dalej się sprzeczają. Ramiona mnie bolą. Zdejmuję plecak, siadam na nim i upijam duży łyk wody z bidonu, który noszę przywiązany do paska. Julian stoi za Raven. Twarz ma czerwoną, zziajaną, jego włosy są ciemne od potu, a kurtkę zawiązał wokół pasa. Staje się coraz szczuplejszy. Stara się zza pleców Raven spojrzeć na mapę, którą trzyma Pike. Alex siada z dala od reszty, tak jak ja, na plecaku. Coral robi to samo, przysuwa się blisko niego, ich kolana się stykają.
Zauważcie: Julian (który najwyraźniej nadal jest
traktowany przez Odmieńców jak upierdliwe dziecko, z którego
zdaniem i obecnością nie trzeba się liczyć – moje współczucie
dla tej postaci wzrasta z każdą analizą), wykorzystuje postój,
aby pomóc ustalić prawidłową trasę; PŚ, jak zaraz zobaczymy,
angażuje się w to, co lubi najbardziej, czyli mniej lub bardziej
subtelne zagrywki emocjonalne. O co zakład, że narratorka znajdzie
jakiś sposób, by dać nam do zrozumienia z którym obozem trzyma?
W ciągu tych kilku dni stali się właściwie nierozłączni. Chciałabym odwrócić od nich wzrok, ale nie potrafię. Nie rozumiem, o czym tyle dyskutują. Rozmawiają w trakcie marszu i podczas rozbijania obozu. Rozmawiają przy jedzeniu, usadowieni gdzieś na uboczu. Alex prawie nie odzywa się do nikogo innego, a ze mną nie zamienił ani słowa od pamiętnej konfrontacji z niedźwiedziem.
Leno, skup się. Najwyraźniej zgubiliście się w
drodze do swego (z natury niepewnego) celu. Zza każdego krzaka malin
może wyskoczyć na was Hiena, zza każdej sosny – uzbrojona po
zęby pani Jadzia. Być może właśnie teraz Hipolit leci w kierunku
Zakazanego Lasu, by zrzucić na was bombę. Fakt, że Plastikowa
Simorośl znalazła sobie idealnego interlokutora, to ostatni z
twoich problemów, jeśli wręcz nie swoiste błogosławieństwo.
Naprawdę chcesz nadal dyskutować o czymkolwiek z typem, który ma
ci za złe fakt, że a) przeżyłaś i b) nie pozostałaś w wiecznym
celibacie?
Chyba właśnie zadała mu jakieś pytanie, ponieważ widzę, że Alex kręci głową. Nagle przez moment oboje spoglądają na mnie. Szybko się odwracam, fala gorąca oblewa mi policzki. Rozmawiali o mnie. Wiem na pewno.
Niech zgadnę: aby stereotypowi stało się zadość,
jakiś mięśniak za chwilę upuści na ciebie tacę ze stołówkowym
żarciem.
Zastanawiam się, o co go pytała. Czy znasz tę dziewczynę?
To...byłoby bardzo głupie pytanie. Ja wiem, że Coral
jest tu od niedawna, ale nie wyobrażam sobie, żeby nikt nie
uświadomił jej w kwestii istniejącej w zespole romantycznej dramy
– o ile nie zdołała wykoncypować tego sama, a dalibóg, nie jest
to specjalnie trudne, biorąc pod uwagę zachowanie tej trójki.
Uważasz, że Lena jest ładna?
Tak, Leno, jestem pewna, że to właśnie stanowi
naczelny problem Coral: nie fakt, że została sama na tym świecie
po tym, jak musiała obserwować palenie się żywcem kompanów, nie
świadomość, iż jej przetrwanie jest obecnie uzależnione od
trzymania z ludźmi, których liderem jest psychopatka i z których
tylko jedna osoba zdaje się okazywać jej minimum wsparcia – w
High School Wilds, jak w każdym typowym nastoletnim środowisku,
najważniejsze jest to, po której stronie tabelki widniejesz na
liście 'Hot or Not'.
Zaciskam pięści, aż paznokcie wbijają mi się w skórę, oddycham głęboko i odpycham od siebie tę myśl. Alex oraz to, co o mnie myśli, jest teraz bez znaczenia.
Leno, uspokój się i przestań projektować na innych
swoje kompleksy; znając życie, Coral upewniała się u
liściowłosego, czy nie zrobiła ci niechcący jakiegoś świństwa,
bo od pewnego czasu ciągle gapisz się na nią wilkiem.
— Mówię ci, powinniśmy byli skręcić na wschód koło starego kościoła — oświadcza Pike. — Jest zaznaczony na mapie.— To nie jest kościół — upiera się Raven, wyrywając mu mapę — tylko drzewo rozłupane przez piorun, które minęliśmy wcześniej. A to oznacza, że powinniśmy iść dalej na północ...— Mówię ci, to jest krzyż . . .
Jestem bardzo ciekawa, jak właściwie wygląda ta mapa,
skoro w ten sam sposób oznacza się na niej budynki i roślinki.
— Dlaczego nie wyślemy zwiadowców? — przerywa im Julian. Tamci, zaskoczeni, odwracają się do niego. Raven marszczy brwi, a Pike spogląda na Juliana z otwartą wrogością. Żołądek zaczyna mi się wywracać i modlę się w milczeniu: nie angażuj się w to, nie palnij niczego głupiego.
A nie mówiłam? Julian, kopnij wreszcie tę mimozę w
rzyć, a chyżo.
— Jako grupa poruszamy się wolniej, a jeśli idziemy w złym kierunku, to dla nas wszystkich strata czasu i energii. — Przez chwilę widzę wypływające na wierzch jego dawne ja: Juliana z konferencji i plakatów, młodego, pewnego siebie lidera AWD. — Dlatego, moim zdaniem, powinniśmy wysłać dwie osoby na północ...— Dlaczego na północ? — przerywa mu gniewnie Pike. Julian nie daje się zbić z tropu.— Albo na południe, to bez znaczenia. Będziemy maszerować przez pół dnia w poszukiwaniu autostrady. Jeśli jej nie znajdziemy, pójdziemy w drugą stronę. Przynajmniej zyskamy lepszą orientację w terenie, co przyda się całej grupie.
Naprawdę, dlaczego to nie Julek jest tu szefem? Sami
zobaczcie: trzeba było Finemana juniora, żeby ktoś wreszcie wpadł
na najprostsze z możliwych rozwiązań – a fakt, że muszę
pochwalić Juleczka za tak oczywisty koncept sam w sobie wystawia
świadectwo Raven i reszcie brygady.
Ale, ale; Julian miał czelność wykazać się
pomysłowością, zdecydowaniem i umiejętnością planowania, a
wszyscy wiemy, że w stadzie może być tylko jeden samiec alfa. To
co, chcecie zobaczyć, w jaki sposób Oliver upupi go tym razem?
— My? — pyta Raven.Julian spogląda na nią spokojnie.— Chciałbym się zgłosić na ochotnika.— To nie jest bezpieczne! — wybucham, zrywając się na równe nogi. — W lesie roi się od Hien, a może nawet porządkowych. Musimy się trzymać razem. Inaczej staniemy się łatwym łupem.— Ona ma rację — zwraca się Raven do Juliana. — To nie jest bezpieczne.— Miałem już wcześniej do czynienia z Hienami — argumentuje Julian.— I o mało nie zginąłeś — odparowuję.Julian się uśmiecha.— Ale nie zginąłem.
Coral chyba ma się ku PŚ, Raven jest zajęta (zresztą
tej opcji nie życzyłabym najgorszemu wrogowi), ale wiemy, że w
drużynie są jeszcze przynajmniej dwie inne kobiety – Lu i Dani.
Juleczku, zaklinam cię, rozważ na poważnie zmianę obiektu uczuć,
gorzej już i tak nie będzie.
— Ja pójdę z nim. — Tack wypluwa grubą porcję tytoniu na ziemię i wyciera usta wierzchem dłoni. Piorunuję go wzrokiem, on jednak nie zwraca na mnie uwagi. Nigdy nie ukrywał, że uratowanie Juliana uważa za błąd, a zabranie go z nami za obciążenie.
Nie bardzo wiem, jak mamy odczytywać ten cytat. Tack
wykorzysta fakt, że znajdą się na osobności i przywiąże Julka
do drzewa, żeby pożarły go Hieny, czy jak?
— Wiesz, jak korzystać z broni palnej?— Nie — odpowiadam za niego. — Nie wie. — Teraz wszyscy spoglądają na mnie, ale mam to gdzieś. Nie wiem, co Julian stara się udowodnić, ale to mi się nie podoba.
Cóż, być może stara się udowodnić, że – no nie
wiem – potrafi być w zespole przydatnym graczem, a nie tylko
twoim przydupasem, którego toleruje się z litości. I
uwierz mi, Leno, NAPRAWDĘ nie pomagasz mu w zrealizowaniu tego
planu.
— Umiem posługiwać się bronią — odpowiada szybko Julian, choć oboje wiemy, że kłamie.
I nikt go nie przeszkolił? W Głuszy roi się od
wrogów, myślałby kto, że Raven i Tack upewniliby się, że
potrafi obsłużyć spluwę choćby po to, żeby w razie czego zrobić
z niego mięso armatnie.
Tack oznajmia, że wyruszą za pół godziny, jak tylko
się przepakuje; Raven zarządza rozbicie obozu.
Łapię Juliana za ramię i odciągam go od reszty.— Co ty wyprawiasz? — Staram się nie podnosić głosu. Widzę, że Alex nas obserwuje. Wygląda na rozbawionego.
Jak nie znoszę Plastikowej Simorośli, tak w tym
wypadku trudno mu się dziwić; zapewne dziękuje właśnie swej
szczęśliwej gwieździe, że to nie on musi się teraz użerać z
niewiastą, która robi ze swojego partnera sierotę na oczach
gawiedzi.
Żałuję, że nie mam czym w niego rzucić.
Iii tam, jesteś w lesie, rozejrzyj się dobrze wkoło,
to zaraz znajdziesz jakiś ładny kamień.
Łapię Juliana i obracam nim tak, aby zasłaniał mi Aleksa.
Gdzieś w pobliżu Bram i Hunter dzielą się paczką
popcornu.
— O czym ty mówisz? — Wsuwa ręce do kieszeni.— Nie udawaj idioty, Julian. Nie powinieneś się zgłaszać na zwiadowcę. To nie jest zabawa. Jesteśmy w środku wojny.
Wiecie co? Może miałabym większą tolerancję dla
paranoicznego strachu Leny, gdyby nie absolutna pewność, że panna
Haloway nie urządzałaby podobnego cyrku, gdyby na zwiadowcę
zgłosił się PŚ. Tu bowiem nie chodzi – a przynajmniej nie w stu
procentach — o strach o ukochanego; Lena uważa po prostu,
że Julian nie nadaje się do podobnie odpowiedzialnych
zadań...diabli wiedzą czemu. Ten chłopak od pierwszego dnia w
Głuszy haruje za trzech, przyjmuje na klatę wszelakie niewygody i
pozwala robić z siebie rogacza – a wszystko to bez słowa skargi.
Nawet skrajnie nieobiektywna Lena powinna się już zorientować, że
kto jak kto, ale Julek naprawdę zasługuje na kredyt zaufania.
— Dobrze wiem, że to nie zabawa. — Jego spokój doprowadza mnie do szewskiej pasji. — Wiem lepiej niż ktokolwiek, do czego zdolna jest druga strona, nie pamiętasz?Odwracam wzrok, przygryzając wargę. Ma rację. Jeśli ktokolwiek z nas może się znać na taktyce zombie, to właśnie Julian Fineman.
Nie, żeby logiczne argumenty stanowiły dla ciebie
jakąkolwiek przeszkodę, nieprawdaż.
— Wciąż nie znasz Głuszy — nie daję za wygraną.
To zupełnie tak, jak cała reszta tego wesołego
zgromadzenia. Przypomnieć waćpannie, kto nie umie dotrzeć do celu
nawet z kompasem i mapą, i to pomimo mieszkania w Zakazanym Lesie od
lat?
— A Tack nie będzie cię bronił. Jeśli coś się stanie, jeśli będzie miał do wyboru ciebie albo nas, zostawi cię. Nie narazi na niebezpieczeństwo reszty grupy.
Hmm, jak już przy tym jesteśmy, to może być jedna
okazja na tysiąc, żeby niepostrzeżenie wyeliminować zabaweczkę
Raven...Juleczku, liczę na ciebie!
— Lena. — Julian kładzie ręce na moich ramionach i zmusza mnie, bym na niego spojrzała. — Nic się nie stanie, jasne?— Tego nie możesz zagwarantować. — Wiem, że reaguję przesadnie, ale nic na to nie poradzę. Chce mi się płakać. Myślę o spokoju w głosie Juliana, gdy mówił: „kocham cię", o jego mocnej piersi, która unosi się i opada miarowo, gdy śpimy, a on jest przytulony do mnie. Kocham cię, Julian, mówię w myślach. Ale z moich ust nie wychodzą żadne słowa.
Uff, chociaż raz nieszczęśnik uniknął emocjonalnej
manipulacji.
— Ludzie tutaj nie ufają mi — oznajmia. Już mam zaprotestować, on jednak nie dopuszcza mnie do głosu. — Nie próbuj zaprzeczać. Sama wiesz, że to prawda.Nie zaprzeczam.
Niestety, nie bardzo się da. A takimi akcjami, jak
przed chwilą Lena bynajmniej nie przyczynia się do jego sprawy.
— Więc co? Chcesz im coś w ten sposób udowodnić?Julian wzdycha i pociera oczy.— Postanowiłem, że to będzie moje miejsce, Lena. Że moje miejsce będzie tam, gdzie ty. Teraz muszę na to zasłużyć. Nie chodzi o udowadnianie czegokolwiek. Ale jak powiedziałaś, jest wojna. Nie chcę siedzieć bezczynnie i przypatrywać się wszystkiemu z boku.
Chyba w żadnej dotychczas analizowanej przez nas
powieści YA nie kibicowałam tak zdecydowanie jednemu z tru loffów.
W przypadku duetów Edward & Jacob, Jared & Ian i Aspen &
Maxon jakiekolwiek faworyzowanie którejś ze stron byłoby trochę
jak wybieranie między kiłą i rzeżączką; teraz jednak mogę
powiedzieć z ręką na sercu, że jestem zdecydowanie „Team
Julian”.
Pochyla się i całuje mnie w czoło. Wciąż waha się ułamek sekundy przed każdym pocałunkiem, jak gdyby musiał strząsnąć z siebie tamten dawny strach, lęk przed dotykiem i zarażeniem.
Ja tam sądzę, że za każdym razem zastanawia się
raczej, czy nie dostanie po gębie, bo a nuż jesteś akurat w fazie
opłakiwania byłego, który przechadza się trzy metry dalej bez
koszulki.
Boję się, chcę powiedzieć. Mam złe przeczucia. Kocham cię i nie chcę, by stała ci się krzywda. Ale słowa wydają się uwięzione, pogrzebane pod dawnymi lękami i tożsamościami jak skamieliny przygniecione warstwami ziemi.
Tłumaczenie: „Nie muszę cię kokietować, bo i tak
tymczasowo prezentujesz psie oddanie, a moje serce i głowa zajęte
są obecnie wizjami Coral plotkującej z Plastikową Simoroślą o
moich krzywych nogach”.
Juleczek obiecuje, że wrócą za kilka godzin i oddala
się wraz z Tackiem; jednak nadchodzi wieczór, a po zwiadowcach
nadal ani śladu. Lena zgłasza się na ochotnika do pełnienia
warty, bowiem z nerwów nie może zasnąć.
Raven daje mi dodatkowy płaszcz ze składu ubrań. Noce nadal dotkliwie kłują zimnem. (...) Przykucam i opieram się o mur, w rękach trzymam kubek gorącej wody, którą Raven zagotowała dla mnie wcześniej, bym mogła ogrzać dłonie.
To już dwa bezinteresowne akty dobroci ze strony Raven
na przestrzeni jednego akapitu; podejrzana sprawa.
Zgubiłam rękawiczki lub mi je skradziono po opuszczeniu azylu w Nowym Jorku, muszę więc radzić sobie bez nich.
Nie chcę nic mówić, Leno, ale jedynymi osobami, które
mogły cię okraść po opuszczeniu azylu byli Odmieńcy, więc na
twoim miejscu przyjrzałabym się uważnie łapkom kompanów.
Po dwóch godzinach czuwania zmęczona Lena zapada w
półsen; widzi Hanę, która oznajmia jej, że nie chciała poddać
się zabiegowi i która znajduje się o krok od wpadnięcia w
pułapkę. Nim jednak Lena jest w stanie ją ostrzec, budzi ją jakiś
trzask. Dziewczyna ma nadzieję, że to Julian i Tack, ale okazuje
się, iż...
...Oj. Ojojoj. OJOJOJ.
No cóż, kochani czytelnicy; musicie to zobaczyć na
własne oczy.
Tężeję i bardzo powoli wyciągam rękę po karabin. Palce mam sztywne, zgrabiałe od zimna. Broń wydaje się cięższa niż przedtem. Gdy postać wchodzi w plamę księżycowego światła, oddycham z ulgą. To tylko Coral. Jej jasna skóra błyszczy w świetle księżyca. Ma na sobie za dużą bluzę od dresu, która, jak poznaję, należy do Aleksa.Żołądek mi się ściska. Podnoszę broń do ramienia, kieruję lufę w jej stronę i w myślach słyszę: bang.Zawstydzona szybko opuszczam broń. Moi dawni ludzie nie mylili się tak do końca. Miłość to chęć posiadania. To trucizna. I jeśli Alex już mnie nie kocha, nie mogę znieść myśli, że mógłby kochać kogoś innego.
…
…
…
Podnoszę
broń do ramienia, kieruję lufę w jej stronę
Podnoszę broń do
ramienia, kieruję lufę w jej stronę
PODNOSZĘ BROŃ DO
RAMIENIA, KIERUJĘ LUFĘ W JEJ STRONĘ
…
…
…
Oliver, co ty sobie, na wszystkie świętości,
myślałaś, pisząc ten fragment?!
Lena ma naładowaną broń. Jakiś nagły
ruch, chwila zaskoczenia – i nieszczęście gotowe.
I dlaczego to wszystko? Ponieważ Coral ma na sobie
bluzę Plastikowej Simorośli.
Autorko, to nie jest romantyczne. Naprawdę – nie. To
ten poziom zazdrości, który prowadzi do gotowania króliczka.
Ta scena bynajmniej nie przekonuje mnie, iż Lena nadal kocha PŚ
mocą tysiąca słońc; każe mi raczej podejrzewać, że gdyby
kiedyś przyłapała Juleczka przyjacielsko całującego Dani w
policzek, odrąbałaby dziewczynie głowę siekierą. Tego rodzaju
terytorializm należałoby leczyć.
Ten moment był zresztą dla mnie swojego rodzaju
granicą podczas pierwszej lektury 'Requiem'; po przeczytaniu
powyższego fragmentu nie byłam już w stanie patrzeć na Lenę tak,
jak do tej pory, niezależnie od jej późniejszych akcji. Z naiwnej,
bezmyślnej, ale odważnej i w sumie nie najgorszej protagonistki
stała się postacią, która jest do tego stopnia zafiksowana na
swoich chłopach (byłym i obecnym) że zaczyna robić się cokolwiek
przerażająca. Pół biedy, gdyby Lena tylko wyobrażała sobie
egzekucję rywalki – niech pierwszy rzuci kamieniem ten, co nigdy
nie pomyślał brzydko o bliźnich – ale mierzenie do kogoś z
broni, nawet bez zamiaru oddania strzału, to jednak nieco inny
kaliber zawiści.
I jeszcze jedno: „I jeśli Alex już mnie
nie kocha, nie mogę znieść myśli, że mógłby kochać kogoś
innego”. Leno, myślę, że świetnie dogadałabyś się z
tym panem.
Coral znika w głębi lasu, najprawdopodobniej za
potrzebą (dziewczyno, lepiej stamtąd nie wychodź), a Lena udaje
się z powrotem do obozowiska, by poprosić Raven o zmienienie jej na
warcie.
I wtedy go dostrzegam. Wyłania się z gęstego zagajnika, porusza się powoli, z uniesioną bronią. Od razu poznaję, że to nie Hiena. Jego ruchy są zbyt wyćwiczone, broń zbyt błyszcząca, a ubranie zbyt dobrze dopasowane. Serce mi zamiera. Porządkowy.
Hipolit, czy to ty?!
Ręce mam wilgotne od potu, gdy jeszcze raz przykładam broń do ramienia. W gardle mi zaschło. Obserwuję porządkowego, który skrada się w kierunku obozu. Kładę palce na spuście. Panika w mojej piersi narasta. Nie wiem, czy powinnam strzelać. Nigdy nie próbowałam z takiej odległości. Nigdy nie zastrzeliłam człowieka. Nawet nie wiem, czy byłabym w stanie.
Jeżeli incydent z Coral był jakąś wskazówką, to
jesteś na dobrej drodze.
Cholera! Co zrobiłaby Raven?
Zgadnij, masz trzy szanse, chociaż to i tak o dwie
więcej, niż potrzebujesz.
Porządkowy jest już na skraju obozu. Opuszcza broń, a ja zdejmuję palec ze spustu. Może jest tylko zwiadowcą. Może ma tylko złożyć raport. To da nam czas na działanie, na zwinięcie obozu, na przygotowania. Może nic złego się nie stanie.
Cóż, Leno, to miło, że powstrzymałaś swe mordercze
instynkty, ale obawiam się, że jeżeli ten pan złoży raport (nie
musi wszak w tym celu wracać do miasta - czy w tym uniwersum nie
istnieją walkie – talkie?), to nadal jesteście w czarnej rzyci.
I wtedy z lasu wyłania się Coral. Przez ułamek sekundy stoi przed porządkowym całkowicie nieruchoma i biała, jak gdyby oświetlona fleszem aparatu. Na ułamek sekundy on także zastyga. Wtedy Coral wydaje z siebie jęk, on kieruje broń w jej stronę, a mój palec odruchowo odnajduje spust i pociąga go. Kolano ugina się pod porządkowym i mężczyzna z krzykiem pada na ziemię.
Tyle dobrego, że chociaż tym razem o położeniu lufy
nie decydowało serce Leny.
Rozlegają się kolejne strzały; to Dani, która
najwyraźniej cierpiała na bezsenność lub była drugim
wartownikiem, pozbywa się porządkowego raz na zawsze (cofam
poprzednią uwagę, to na pewno nie był Hipolit; Hipolit nigdy nie
dałby się usunąć ze sceny statystce, której nie wymienia z
imienia nawet Delirium Wiki). Hałas stawia na nogi cały obóz.
Coral obejmuje się rękami w pasie, na jej twarzy malują się szok i poczucie winy, jak gdyby to ona w jakiś sposób sprowokowała całą sytuację. Na szczęście nic jej się nie stało. Cieszę się, że instynkt kazał mi ją uratować.
No już nie czaruj, ratowałaś między innymi i swoją
rzyć; po zastrzeleniu Coral porządkowy raczej nie zawahałby się
przed pozbyciem się drugiego świadka.
Na myśl o tym, że wcześniej miałam ją na celowniku, zalewa mnie fala wstydu. To nie takim człowiekiem chciałam się stać: nienawiść wydrążyła w środku mnie dziurę, w której tak łatwo można zgubić to, co ważne.
Cóż, ja też nie o takiej bohaterce chciałam czytać,
ale życie czasem boleśnie weryfikuje nasze marzenia.
Lena wraca do spanikowanych Odmieńców:
— No dobra — mówi Raven głosem cichym, ale pełnym napięcia, co sprawia, że wszyscy zamieniamy się w słuch. — Przyjrzyjmy się faktom. Mamy tutaj martwego porządkowego.Ktoś zaczyna łkać.— Co my tu jeszcze robimy? — wtrąca się Gordo. Na jego twarzy maluje się nieopanowana panika.— Musimy stąd uciekać.
Kim jesteś?...A zresztą nieważne, nawet ja zaczynam
już gubić się w tych kartonowych kukłach bez charakteru,
wypowiadających jakąś kwestię raz na pięćdziesiąt stron.
— Niby dokąd? — pyta Raven. — Nie wiemy, gdzie jesteśmy, skąd nadchodzą tamci. Moglibyśmy pójść prosto w pułapkę.
Wszelako obawiam się, Raven, że siedzenie na czterech
literach nie jest najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza, że nie
wiecie, czy panu porządkowemu nie towarzyszyli koledzy, którzy lada
chwila zaczną szukać kompana.
— Ciii — syczy nagle Dani. Na chwilę zapada zupełna cisza zakłócana tylko wiatrem jęczącym między drzewami i pohukiwaniem sowy. A wtedy dociera do nas to, co usłyszała ona: nadbiegające z południa odległe echo głosów.
A nie mówiłam? Swoją drogą, widzę, że panowie
porządkowi sztuki bezszelestnego poruszania się uczyli się od
kolegów po fachu odpowiedzialnych za rutynowe wizyty w dzielnicy
Tiddle'ów.
— Według mnie powinniśmy zostać i walczyć — mówi Pike. — To w końcu nasze terytorium.— Nie będziemy walczyć, dopóki nie musimy — oznajmia Raven. — Nie wiemy, ilu porządkowych tam jest, jaką mają broń. Są lepiej odżywieni i silniejsi niż my.
Niełatwo przegrać z Raven w intelektualnym starciu,
ale dalibóg, Pike nie podda się bez walki.
— Już mi się rzygać chce tym ciągłym uciekaniem — odparowuje Pike.
Pike wygląda mi na świetnego kandydata do Nagrody
Darwina.
Raven spokojnie tłumaczy, że nigdzie nie uciekają, i
każe Odmieńcom rozproszyć się po okolicy i pochować; będą
obserwować nieprzyjaciela z ukrycia (sami porządkowi zaś, jak
mniemam, podążają ku swemu celowi na czworakach, skoro nasi nadal
mają czas na tego rodzaju dyskusje).
— Wykorzystajcie każdą nierówność terenu: skały, krzaki, cokolwiek, co wygląda na kryjówkę. Możecie się nawet wspiąć na drzewo. Bylebyście, do cholery, nie byli na widoku (…) Miejcie w pogotowiu pistolety, noże, co tylko może służyć do obrony. Ale pamiętajcie: nie walczymy, dopóki nie musimy. Nie róbcie nic, dopóki nie dam wam znać, okej?
No i spoko, aczkolwiek nie jestem pewna, czy osobnik
bunkrujący się pod kamieniem i ten na szczycie sosny będą mieli
takie same szanse na dojrzenie twego sygnału.
Odmieńcy się rozchodzą; Lena próbuje zapytać Raven,
czy jej zdaniem Tack i Julian nadal są wśród żywych, ale ta
przerywa jej gwałtownie stwierdzając, że na pewno nic im nie jest
i każe pannie Haloway poszukać kryjówki.
Ruszam więc w stronę paleniska, na skraju którego leży sterta plecaków, odnajduję wśród nich swój i zarzucam go na prawe ramię, obok karabinu. Pasek wbija mi się boleśnie w skórę. Łapię jeszcze dwa inne plecaki i zarzucam je na lewe ramię. Raven przebiega obok mnie i rzuca:— Nie ma czasu, Lena. — Po czym ona również rozpływa się w ciemności.
Primo: naprawdę boli mnie, jak często w tym rozdziale
muszę zgadzać się z Raven, ale jak się zaraz przekonamy,
porządkowi są tuż – tuż (najwyraźniej wreszcie wstali z
kolan), więc Lena wybrała sobie kiepski moment na gromadzenie
zapasów.
Secundo: Dlaczego każdy po prostu nie zabrał swojego
plecaka?
Podnoszę się, a wtedy dostrzegam, że wieczorem ktoś rozpakował apteczkę. Jeśli cokolwiek się stanie — jeśli będziemy musieli uciekać bez możliwości powrotu do obozu — będzie nam potrzebna.
Słowo daję, te trutnie chcą, żeby ktoś
ich w końcu dobił.
Odpinam plecak. Ręce mi się trzęsą. Wyjmuję z niego bluzę od dresu, a zamiast niej upycham w środku plastry i bacitracin.
O, Beige się ucieszy, tym razem mają chociaż
antybiotyki.
— Co ty tu jeszcze robisz, do cholery? — To Alex. Bierze mnie pod ramię i podciąga do góry. Udaje mi się w pośpiechu zapiąć plecak. — Chodź.Staram się mu wyrwać, lecz trzyma mnie mocno i niemal ciągnie w las. Staje mi przed oczami noc nalotu w Portland, kiedy Alex prowadził mnie w podobny sposób przez czarny labirynt pokoi.
To trochę smutne, kiedy zmienną niezależną w
charakterze tru loffa jest tendencja do traktowania partnerki niczym
worka z ziemniakami.
Lenka przez chwilę wspomina swój pierwszy pocałunek,
ale miłe wizje zastępuje twarda rzeczywistość gdy PŚ wpycha ich
do jamy, w której już schronił się Pike.
Namioty znajdują się nie dalej niż piętnaście metrów od nas. Odmawiam w myślach modlitwę, by porządkowi uznali, że wszyscy uciekliśmy, i nie marnowali czasu na przeszukiwanie terenu.
Yhm. Świadczą o tym zwłaszcza te beztrosko porzucone
plecaki; to wcale a wcale nie wygląda na potencjalną pułapkę.
Alex poprawia ułożenie ciała. Zewnętrzna część jego dłoni ociera się o moją rękę. W gardle mi zasycha. Jego oddech przyspieszył. Zastygam, kompletnie nieruchoma, dopóki nie cofnie ręki. Pewnie dotknął mnie przez przypadek. Kolejna męcząca chwila ciszy. Pike mruczy:— To głupie.
Ja wiem, że Pike'owi chodzi o tę zabawę w chowanego,
ale cóż poradzę na to, że znacznie bardziej podoba mi się wizja,
w której postanowił przemówić do naszych gołąbeczków w imieniu
wszystkich czytelników.
Do obozu docierają porządkowi:
— Zmyli się — dobiega nas głos z obozu. A więc są. Skoro zastali namioty puste, uznali pewnie, że już nie muszą zachowywać milczenia.
Cóż, to przynajmniej wyjaśnia, dlaczego Odmieńcy
hasają sobie na wolności od dziesiątek lat: druga strona barykady
też nie składa się z tytanów intelektu.
Zastanawiam się, jaki mieli plan: otoczyć nas, wymordować we śnie?
Zagrać z wami w „Twistera”. Jak myślisz, geniuszu?
Porządkowi odkrywają martwego kompana.
Słychać cichy szelest, jak gdyby ktoś kopał w namioty.— Popatrz, jak żyją. Jeden na drugim. Tarzają się w brudzie jak zwierzęta.— Uważaj. To zakażone.
Oho, widzę, że na listę absurdów związanych z
delirium należy dopisać „kontakt z przedmiotami należącymi do
Odmieńców”. Ciekawe, czy też mają jakiś kod na dekontaminację.
— Śmierdzi tu, co nie? Czuję ten ich smród. Cholera.— Oddychaj przez usta.— Bydlaki — mruczy Pike.— Ciii — uciszam go, chociaż i mnie pochwycił gniew na równi ze strachem. Nienawidzę ich. Nienawidzę ich razem i z osobna za to, że uważają się za lepszych od nas.
No cóż, Leno, jakby ci to powiedzieć...
— Jak myślisz, w którą stronę poszli?— Gdziekolwiek poszli, nie mogli odejść za daleko.
Błagam, uratujcie resztki honoru i zacznijcie ich
szukać.
W sumie siedem wyraźnych głosów. Może osiem. Trudno stwierdzić. Nas jest ponad dwadzieścia osób. Mimo to, tak jak powiedziała Raven, nie wiemy, jaką mają z sobą broń ani czy w pobliżu nie czekają posiłki.
Przede wszystkim nie wiemy nawet, jaką broń macie ze
sobą wy. Czy każdy z was ma swój pistolet? Czy taka Coral
miałaby czym zaatakować intruzów?
I w ogóle skąd tu tyle luda? Uwaga, postaram się
wymienić wszystkich Odmieńców, którzy do tej pory pojawili się
na kartach tego tomu; robię to z pamięci, więc trzymajcie za mnie
kciuki, bo nie będzie łatwo:
- Lena
- PŚ
- Julek
- Raven
- Tack
- Coral
- Bram
- Hunter
- Pike
- Dani
- Lu
- Gordo
Chyba nikogo nie pominęłam (nawiasem mówiąc,
sprawdziłam - wymieniłam więcej postaci, niż znajdziecie na
Delirium Wiki; trochę to smutne, gdy twoje kukiełki są tak
papierowe, że nie kojarzą ich nawet fani). Jak by nie liczyć,
wychodzi dwanaście osób. Zakładając nawet, że o kimś
zapomniałam/Oliver nie przedstawiła nam wszystkich statystów,
wątpię, by po scenie kręciły się więcej niż trzy niemowy. Skąd
zatem wzięło się to „ponad dwadzieścia”?
Uda zaczynają mi drętwieć. Staram się trochę sobie ulżyć i przerzucić ciężar ciała do przodu, przez co przyciskam się do Aleksa. Nie odsuwa się. Raz jeszcze jego dłoń ociera się o moje ramię i sama nie wiem, czy to przypadek, czy też chce dodać mi w ten sposób otuchy. Przez chwilę — mimo potworności całej sytuacji — moje wnętrze rozpala się do białości, a Pike, porządkowi i zimno odpływają gdzieś daleko, nie ma już nic oprócz ramienia Aleksa tuż przy moim ramieniu i jego piersi, która podnosi się i opada, dotykając mojej, i szorstkiego ciepła jego palców.
Priorytety tej dziewczyny nieodmiennie mnie rozczulają.
Naraz w powietrzu rozchodzi się zapach benzyny. I ognia. Nagle dociera do mnie, co się dzieje. Benzyna. Ogień. Pożar. Palą nasze rzeczy. Noc zaczynają wypełniać trzaski płomieni, które tłumią głosy porządkowych. Smugi dymu płyną w dół, do jaru, przesuwają się nam przed oczami, wijąc się w powietrzu jak wąż.— Bydlaki — powtarza Pike zduszonym głosem. Zaczyna się wygrzebywać z jamy, ale staram się go wciągnąć z powrotem.
Czy Pike celowo został napisany jako postać o, ujmijmy
to, nienachalnym IQ, czy to kolejny wypadek przy pracy?
— Nie rób tego. Raven kazała czekać na sygnał.— Raven tu nie rządzi - odwarkuje, wyrywa mi się i zaczyna czołgać pod górę, trzymając przed sobą strzelbę jak snajper.
Oooch, kochaneczku, za tego rodzaju herezję jesteś
trupem niezależnie od wyniku starcia z mundurowymi.
PŚ i Lena próbują zatrzymać w gorącej wodzie
kąpanego towarzysza, ale na próżno; Pike wypełza z kryjówki i
zaczyna strzelać. Rozpoczyna się walka wśród ognia i płomieni,
strzela Raven, strzela Plastikowa Simorośl, ktoś dusi Dani, Lena
usiłuje strzelać, ale warunki niekorzystne, ktoś przestaje dusić
Dani, bowiem Dani wbija temu komuś nóż w gardło...Trzeba oddać
Oliver sprawiedliwość, że sceny walk wychodzą jej wcale zgrabnie,
toteż nie ma co się nad nimi rozwodzić, pomijając może
pojedyncze diamenty jak ten:
Oto, co zostało z naszego obozu, z tak skrzętnie zgromadzonych zapasów, ubrań z odzysku szorowanych w rzece, noszonych aż do zdarcia, i namiotów, które tak zacięcie reperowaliśmy, aż znaczyła je gęsta sieć szwów: tylko ten wygłodniały, pochłaniający wszystko żar.
Biorąc pod uwagę, jak bardzo szanowaliście swoje
ziemskie dobra – niewielka różnica. Tak, autorko, nadal pamiętam
o tych ciuchach z „Pandemonium”, pełniących rolę szmat do
podłogi.
Kilka metrów ode mnie ogromny mężczyzna przygniata Coral do ziemi. Kiedy ruszam jej na pomoc, dostaję cios od tyłu. Upadając, z całej siły dźgam za siebie kolbą. Napastnik wyrzuca z siebie przekleństwo i odsuwa się, co daje mi możliwość przetoczenia się na plecy, i strzelbą, niczym kijem baseballowym, uderzam go w szczękę. Słychać obrzydliwy trzask i mężczyzna pada na ziemię.Tack miał rację co do jednego: porządkowi nie potrafią bić się w ten sposób. Niemal wszystkie walki toczyli z powietrza, z kokpitów bombowców, na odległość.
Oczywiście, Leno, oddziały bojowe – zwłaszcza takie
wysyłane do bezpośredniego ataku na obóz nieprzyjaciela – z całą
pewnością nie przechodzą żadnego szkolenia.
Zrywam się na nogi i rzucam na pomoc Coral. Nie wiem, co jej napastnik zrobił ze swoją bronią, w każdym razie najwyraźniej postanowił dziewczynę udusić. Podnoszę kolbę karabinu wysoko nad głowę. Wzrok leżącej na plecach Coral kieruje się na mnie.
Oho, Coral ma chyba pewne wątpliwości, w kogo tak
naprawdę celuje Lena. Cóż, trudno jej się dziwić.
Niestety, wygląda na to, że ten akurat porządkowy
został wytrenowany, gdy w grę wchodzi skomplikowana sztuka
obezwładniania drobnych nastolatek, i bez większego wysiłku wyrywa
Lenie broń, po czym zaczyna ją dusić. Sytuacja prezentuje się marnie, aż
tu wtem! Pojawia się nasz złotowłosy książę, który jednym
zgrabnym strzałem w tył głowy pozbywa się zagrożenia. PŚ pomaga
Lence wstać, Gordo (o, to już druga scena z tym dżentelmenem,
wygląda na to, że to jego szczęśliwy dzień) zarzuca sobie Coral
na plecy, po czym nasz kwartet bieży co tchu w stronę rzeki, jak
najdalej od ognia.
Widzę naszą grupę zbitą w ciasną gromadę na drugim brzegu, trzydzieści metrów od nas. Zalewa mnie fala ulgi. Żyjemy, nic nam się nie stało.
No dobra, ale gdzie porządkowi? Rozpłynęli się we
mgle? Wiemy o dwóch trupach i jednym osobniku powalonym przez Lenę,
a co z pozostałymi? Stwierdzili, że jest im za gorąco, dym gryzie
w oczy i chrzanić takie warunki pracy, idą do baru na jednego
szybkiego?
— Hop, hop! — krzyczy znowu Raven, kierując na nas światło latarki.— Widzimy was! — odkrzykuje Gordo i rusza przez strumień.Już mamy podążyć za nim, kiedy Alex odwraca się i zbliża się do mnie. Jego twarz, wykrzywiona w gniewie, jest przerażająca.
Nihil novi.
— Co to w ogóle było, do cholery? — pyta. Wpatruję się w niego w osłupieniu, a on mówi dalej: — Mogłaś zginąć, Lena. Gdyby nie ja, byłabyś już martwa.— Czy w ten właśnie sposób domagasz się ode mnie podziękowań? — Jestem roztrzęsiona, zmęczona i wciąż w szoku. — Wiesz co, mógłbyś się chociaż nauczyć mówić „proszę".
Nie, Leno, to nie była właściwa odpowiedź. Właściwą
odpowiedzią byłby kopniak w cojones. Jeżeli już koniecznie
chcesz być uprzejma, po samym czynie możesz dodać kurtuazyjne:
„Dzięki za ratunek”.
— Ja nie żartuję. — Alex kręci głową. — Powinnaś zostać w ukryciu. Nie trzeba było rzucać się do walki niczym jakaś bohaterka.
Chłopie, opanuj się, jedynym pseudo-bohaterem w tym
towarzystwie był Pike; Lena próbowała uratować twoją nową
przyjaciółkę.
Zapala się we mnie iskra gniewu. Podsycam ją i nie pozwalam jej zgasnąć.
Proszę, pielęgnuj ją przez resztę tego tomu!...
— Wybacz, ale jeślibym się nie rzuciła, twoja nowa... twoja nowa dziewczyna byłaby już martwa. — Rzadko miałam w życiu okazję, by użyć tego słowa w tym znaczeniu, dlatego nie przechodzi mi przez usta tak łatwo.
No, dobrze chociaż, że zwróciła mu uwagę na
oczywistą oczywistość.
— Nie musisz się o nią martwić — odpowiada Alex niewzruszonym tonem.
Chyba jednak musi, biorąc pod uwagę, że jak do tej
pory Coral była dość bezużyteczna w walce. Swoją drogą, gdzie
słynny trening z przynoszeniem wody dla reszty towarzystwa? Raven
dostawała piany na ustach, gdy chora Lena nie była w stanie pomóc
w noszeniu ciężarów w okresie pokoju, ale nie ma żadnego problemu
z faktem, że w tych niepewnych czasach musi utrzymywać
zdrową nastolatkę, z której nie ma żadnego pożytku podczas
bitwy?
Jego odpowiedź tylko pogarsza moje samopoczucie. Pomimo wszystkich wydarzeń, dopiero teraz zbiera mi się na płacz: Alex nie zaprzeczył, że to jego dziewczyna.
Leno, czasem NAPRAWDĘ jest mi ciężko trzymać twoją
stronę.
— No cóż, o mnie też nie musisz się martwić, zapomniałeś już? Nie możesz mi mówić, co mam robić. — Znowu odnalazłam w sobie nić gniewu i teraz podążam za nią, podciągam się na niej, jedna ręka za drugą. — A tak w ogóle to czemu się tym przejmujesz? Przecież mnie nienawidzisz.
Oliver, błagam cię, tylko nie TA fabularna klisza.
Alex wpatruje się we mnie intensywnie.— A więc ty naprawdę nic nie rozumiesz, tak? — pyta twardym głosem.Krzyżuję ramiona i przyciskam je mocno do piersi, starając się w ten sposób wepchnąć z powrotem ból, wtłoczyć go głębiej pod warstwę gniewu.— Czego nie rozumiem?— Niczego. Nieważne. — Alex przesuwa ręką po włosach. — Zapomnij, że w ogóle cokolwiek mówiłem.
A jednak.
Przy czym trzeba uczciwie powiedzieć, że w
przeciwieństwie do większości tego typu scenariuszy tu trudno
dziwić się konfuzji Leny, biorąc pod uwagę, że PŚ spędza
połowę czasu antenowego wyglądając i zachowując się tak, jakby
miał szczerą ochotę udusić ją we śnie.
Ale cóż to? Nagle z lasu (lub raczej tego, co z niego
zostało) wyłaniają się Tack i Julian!
Chłopak rusza biegiem w moim kierunku, rozchlapując wodę. Mija Aleksa, bierze mnie w objęcia i podnosi do góry. Wtulam twarz w jego koszulę. Z mojej piersi wydobywa się stłumiony szloch.— Nic ci nie jest — szepcze.Ściska mnie tak mocno, że ledwo oddycham. Ale nie przeszkadza mi to. Nie chcę, żeby mnie puścił, przenigdy.— Tak się o ciebie martwiłam — wyrzucam z siebie.Teraz, gdy ulotnił się gniew na Aleksa, znowu chce mi się płakać, a w gardle rośnie twarda gula.
* spogląda nieco wyżej *
„Pomimo wszystkich
wydarzeń, dopiero teraz zbiera mi się na płacz: Alex nie
zaprzeczył, że to jego dziewczyna.”
He, he, ciekawe, dlaczego reakcja Leny zupełnie mnie
nie dziwi.
Okazuje się, że Tack i Julek postanowili przenocować
w lesie, ponieważ wysiadła im latarka i bali się, że się zgubią.
Byli jednak niedaleko i gdy tylko usłyszeli strzały, przybiegli co
tchu.
— Nic mi nie jest — odpowiadam. Nie przestaję obejmować go w pasie. Jest taki realny, taki prawdziwy. — Przyszli tu porządkowi, było ich siedmiu albo ośmiu, może nawet więcej. Ale pozbyliśmy się ich.
Z tego wynika, że reszta porządkowych dała się
wystrzelać jak kaczki i to w dodatku nie zabierając ze sobą
żadnego z Odmieńców.
...Mały Brat musiał naprawdę drastycznie obciąć
fundusze na służby mundurowe.
Przyciskam jego dłoń do ust. Ten prosty fakt — że mogę go całować w taki sposób, bez przeszkód — nagle wydaje mi się cudem. Próbowano nas zniszczyć, wdeptać w przeszłość. My jednak wciąż żyjemy. I z każdym dniem jest nas więcej.
Leno, dajże spokój, tu są sami swoi; przyznaj
wreszcie otwarcie, że twoja radość ma swe źródło w posiadaniu
koła zapasowego, za pomocą którego możesz utrzeć nosa
Plastikowej Simorośli.
Lenka, Julek i PŚ dołączają do pozostałych; Fineman
z jakiegoś powodu decyduje się przenieść ukochaną przez rzeczkę
na rękach.
— Miło, że zaszczyciliście nas swoim towarzystwem — mówi Raven do Tacka, gdy Julian i ja dołączamy do reszty. Mimo sarkazmu w jej głosie słychać ulgę. Chociaż ona i Tack często się kłócą, trudno sobie wyobrazić jedno bez drugiego. Są jak dwie rośliny, które wyrosły obok siebie: duszą się, ściskają, ale jednocześnie są dla siebie wsparciem.
Ja bym powiedziała, że raczej jak dwa pasożyty
posilające się sobą nawzajem.
— I co teraz? — pyta Lu. (...)— Idziemy do Waterbury, tak jak planowaliśmy — stwierdza stanowczym tonem Raven.— Z czym? — odzywa się Dani. — Nie mamy nic. Ani jedzenia, ani koców. Nic.
Och, Dani, widzę, że nikt nie opowiedział ci, jak
wyglądała stara, dobra kryjówka naszych geniuszy survivalu.
Raven stwierdza optymistycznie, że mogło być gorzej i
dodaje, że do celu pewnie niedaleko; potwierdzają to Julek i Tack,
którzy poszli trasą zasugerowaną przez Pike'a i znaleźli
autostradę.
— Wobec tego chyba możemy mu wybaczyć — mówi Raven — że przez niego omal nas nie pozabijali.Pike, po raz pierwszy w życiu, nie ma nic do powiedzenia. Raven wzdycha dramatycznie.— Okej, przyznaję. Myliłam się. Czy to właśnie chcesz usłyszeć?I znowu odpowiada jej cisza.— Pike? — przywołuje go Dani.— Cholera - mruczy Tack i powtarza po chwili: — Cholera.
O – o. Wygląda na to, że porządkowi postanowili
jednak strzelić jednego, honorowego gola.
Znowu moment ciszy. Dreszcz przebiega mi wzdłuż kręgosłupa. Julian mnie obejmuje, a ja wtulam się w niego. Raven mówi cicho:— Możemy zapalić małe ognisko. Jeśli się zgubił, łatwiej do nas trafi.To jest jej prezent dla nas. Raven dobrze wie, tak jak i my wszyscy, że Pike nie żyje.
I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku:
Hana udaje się na spotkanie z Grace.
Do zobaczenia!
Maryboo
Po przeczytaniu dzisiejszej analizy mam ochotę utworzyć hashtag: #Juliandeservesbetter. Było mi go tak autentycznie szkoda w tej części, że aż bolało mnie serce. Chłopak ma właściwie tylko Lenę, bo pozostali traktują go jak jakiegoś ukrytego szpiega, daje z siebie wszystko, stara się pomóc, jak może i... i co? I jego "dziewczyna" (bo przecież widać, że ta relacja jest jednostronna) wspaniałomyślnie podcina mu skrzydła, bo przecież truloff nie ma racji funkcjonować poza zasięgiem swojej właści... khem, partnerki.
OdpowiedzUsuńO morderczych zapędach Leny nawet nie wspomnę. Po przeanalizowaniu całego "Szklanego tronu" zdążyłam przyzwyczaić się do bohaterek, które z losowych przyczyn mają ochotę wbić komuś szpilę w oko albo poderżnąć gardło. Szkoda tylko, że podobne postaci są kreowane jako jakieś wzorce dla młodych czytelniczek. Przemoc najwyraźniej stała się oznaką siły, tak samo jak toksyczne przywiązanie symbolem miłości.
Co zaś tyczy się PŚ - na tym etapie naprawdę nie rozumiem, czemu KTOKOLWIEK miałby shipować go z główną bohaterką. To dorosły facet, który zamiast pogadać ze swoją byłą o tym, przez co przeszedł i normalnie wyrazić swój żal (nawet, jeśli jest on nieuzasadniony i egoistyczny) puszcza fochy oraz celowo próbuje wzbudzić zazdrość. Czemu, ach czemu Alex nie pozostał w kryptach? Wątek Juliana odnajdującego się wśród Odmieńców dałby dostatecznie wiele dramaturgii, a przynajmniej nie musielibyśmy się męczyć z liściastowłosym manipulantem. Aż mnie ciekawi, jak Oliver zamierza obecną sytuację obrócić tak, by Lena na nowo wpadła w ramiona Alexa. Pozostaje mi tylko poczekać i samej się przekonać.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w analizowaniu,
Laptopcjusz
#Juliandeservesbetter
UsuńMam nadzieję, że dostanie jakieś dobre zakończenie. Osiądzie w domu z ładnym widokiem, będzie miał warzywniak i mnóstwo czasu na dopieszczanie samego siebie :(
Nie znam zakończenia tej historii, więc póki co mogę się oszukiwać, że tak właśnie się stanie.
Mała ciekawostka: jeżeli udacie się na Delirium Wiki i poczytacie komentarze czytelników (albo raczej czytelniczek) odkryjecie, że niemalże wszystkie stoją murem za PŚ i uważają relację Alex&Lena za OTP - Juleczkiem pogardzają albo w najlepszym przypadku stwierdzają, że ogólnie jest w porządku, no ale przecież gdzie mu tam do Plastikowej Simorośli. Pojęcia nie mam, z czego to się bierze; w przypadku mających już status kultowych pojedynków 'Team Edward' vs 'Team Jacob' głosy dzieliły się raczej po równo, a i same fanki potrafiły wymienić mocne strony swoich ulubieńców. W przypadku Plastikowej Simorośli tych argumentów zwyczajnie nie ma - kibicują mu, bo tak im dyktuje serce i szlus. Jest to dla mnie o tyle kuriozalne, że PŚ naprawdę robi w tej części, co może, żeby tylko wyjść na stuprocentowego psychopatę - a jego, ekhm, najbardziej widowiskowe akcje jeszcze przed nami.
UsuńCooooooooooooo? Jak można uważać, że PŚ to lepszy wybór? Przecież ten facet nic, tylko puszcza fochy, zerka spod byka i niszczy psychicznie Lenę. Jak można uważać go za lepszego od Juliana, który porzucił dla tej dziewczyny wszystko, pomaga jak może i zawsze stara się wesprzeć protagonistkę? Co jest z fankami "Delirium" nie tak?
UsuńI jeśli najgorsze akcje PŚ przed nami, to ja nie wiem, czy jestem gotowa na następne części analizy...
Podzielają tezy autorki?
UsuńAnaliza fajna,jak zwykle.Starcie,nono.
Chomik
Każda analiza opatrzona wizerunkiem dowolnej postaci staje się automatycznie dwa razy bardziej miodna ;) ~ CzarnyKot
OdpowiedzUsuńMujeju, mujeju, kolanami się stykają, patrzą albo nie patrzą... Czy ja czytam dystopiczną powieść czy kolejną część Neojeżycjady? -_-
OdpowiedzUsuńChyba gdzieś już o tym pisałam, ale się powtórzę: w tej książce nie mam komu kibicować! Odmieńcy, którzy nie umieją nawet narysować mapy vs. służby mundurowe tak niekompetentne, że nie potrafią ich wystrzelać :< jak żyć? Jeden Julek zostaje... I może Coral, o ile Oliver jej dopisze jakikolwiek charakter (nie dopisze, prawda?)
W tym przypadku brak charakteru może jej wyjść na dobre
Usuńrose29
A to akurat fakt - "Delirium" to pierwsza analizowana przez nas seria, w której nie mam absolutnie komu kibicować (pomijając Juleczka, ale to raczej współczucie). W "Zmierzchu" był Charlie, w "Intruzie" - Jeb, w "Rywalkach" - Clarkson; tu natomiast nie ma NIKOGO, kto wywoływałby mój uśmiech swoim pojawieniem się na scenie (Jadzia i Hipolit to niestety tylko wymysł naszej społeczności). Tak naprawdę jest mi absolutnie obojętne, która strona wygra ten pojedynek; Odmieńcy i Porządkowi są tak samo niekompetentni i nieinteresujący.
UsuńW jednej mojej historii jest pewna postać podobna do Juleczka w sytuacji - też gość z drugiej strony barykady, który ze względu na dziewczynę (choć u niego to jest jeden z paru powodów) przechodzi na jasną stronę mocy. I zastanawiam się, co jest nie tak z moją ekipą protagonistów w młodzieżówce, że choć nadal nie do końca mu momentami ufają i są też pewne stare nieprzyjemne sprawy, to starają się chłopaka traktować jako jednego ze swoich. No nie wiem, może coś jest z moim pisaniem nie tak?
OdpowiedzUsuńJa tam nawet rozumiem, że oni do Juleczka mogli od początku nie pałać szczególną miłością; problem w tym, że ten wątek donikąd nie zmierza. Fineman włóczy się za nimi dniami i nocami, karnie wypełnia obowiązki, nic nie wskazuje na to, żeby miał być wtyką - i cały czas traktowany jest jak powietrze, przy czym Odmieńcy nawet nie stawiają mu żadnych konkretnych zarzutów, ot, nie podpasował im i tyle. Zaczynam przychylać się ku interpretacji, że Odmieńcom jest po prostu smutno, gdy patrzą, jak traktuje go Lena, więc starają się go maksymalnie zniechęcić do dalszej tułaczki.
UsuńChciałem napisać, że jestem team Hunter i Bram, nawet wyciąłem i zestawiłem sceny, w których się pojawiłem, ale faktycznie - jedyne, co można o nich powiedzieć, to że są sympatyczni. W Requiem z kolei pojawiają się tylko na początku, ale po szumnym powitaniu nagle znikają i chyba nawet autorka o nich zapomina (tak sądzę, np. "— Nie udawaj idioty, Julian. Nie powinieneś się zgłaszać na zwiadowcę. To nie jest zabawa. Jesteśmy w środku wojny." - tutaj koronnym argumentem Leny powinno być "to nie czas na zabawę, zostaw to Hunterowi, który ma w tym - jako takie - doświadczenie; Hunter i Bram polowali, co więcej, zdarzało im się to robić skutecznie, więc znów - raczej to oni powinni zestrzelić któregoś z porządkowych, a nie PŚ, który najpierw zajmuje się siedzeniem w Kryptach, a później droczeniem z Carol i Leną.) Serio, zastanawiam się nad napisaniem fika o losach Brama i Huntera, bo z tych przebłysków można sobie ułożyć w głowie ciekawą koncepcję (np. w moim headcanonie Hunter by chętnie dołączył do RO, ale Bram by go od tego odwiódł, bo wie, że RO z Raven na czele to porażka; on jest tym, co kontestuje przywództwo Raven, ale nie ma odwagi jej tego powiedzieć wprost, bo wcześniej Raven i Tack zrobili mu waterboarding w wiadrach znad strumyka, dlatego teraz Bram jej salutuje; jednocześnie boi się, że sam w Głuszy sobie nie poradzi, a Hunter jest zbyt towarzyskim zwierzęciem, aby uciekł sam z Bramem, więc wszyscy trzymają się w "sympatycznym" szachu).
OdpowiedzUsuńAcha, przypadkiem znalazłem jeszcze jednego Odmieńca - "Henley, niska, cicha kobieta z upiętymi w kok długimi siwymi włosami, ma gorączkę", ale niestety, nie pamiętam, w którym rozdziale się pojawiła (chyba nawet kwestii nie dostała, tylko narracja o niej wspomniała).
O, dziękuję bardzo! Cóż, to nadal mniej niż piętnastu, matematyka jest bezlitosna.
UsuńO Hunterze i Bramie można pisać, co tylko Wam się żywnie podoba, bowiem nie licząc jednej drobnej sceny, ci dwaj na dobrą sprawę rozpływają się w tym tomie w niebycie, a że nigdy nie mieli zbyt wiele charakteru...
A pojawią się jeszcze? Czy już otchłań imperatywu pochłonęła na dobre? (Nie wiem, czy może mają jakieś osobne nowelki czy w późniejszych tomach?)
UsuńPojawią się w jakikolwiek "znaczący" sposób w jednej, jedynej scenie, poza tym najwyżej gdzieś w tle. Nie mają poświęconych sobie nowelek.
UsuńProszę, niech mi ktoś zaspoileruje, że Juliana czeka jakiś happy end, a nie że zginie, osłaniając Lenkę własną piersią, żeby potem ona i Alex mogli stworzyć szczęśliwą rodzinkę z dwójką dzieci? Chociaż... jakby to PŚ miał zginąć i biedny Julek zostać nagrodą pocieszenia, to już lepsza dla niego śmieć - ale bez ratowania Lenie życia.
OdpowiedzUsuńLosy Julka są...cóż, szczerze mówiąc, sama nie wiem, jak to do końca określić. Powiedzmy, że panuje tu pewna dowolność interpretacji.
Usuń