niedziela, 11 marca 2018

Rozdział XXII


Ludzie nienaprostowani są okrutni i kapryśni, brutalni i samolubni, nieszczęśliwi i kłótliwi. Dopiero gdy ich instynkty i pierwotne emocje zostaną poddane kontroli, mają szansę stać się szczęśliwi, wspaniałomyślni i dobrzy.

Księga SZZ”

Chyba już wiem, dlaczego wolę, kiedy rozdziały zaczynają się rymowankami – wszystkie te propagandowe wstępy są pisane na jedno kopyto.


Nagle ogarnia mnie przeraźliwy strach przed pójściem dalej. W głębi brzucha zaciska się niewidzialna pięść, utrudniając mi oddychanie. Nie mogę iść dalej. Nie chcę wiedzieć.
Może nie powinniśmy... Strażnik powiedział, że tam nie wolno.
Alex wyciąga dłoń, jakby miał zamiar mnie dotknąć, a potem przypomina sobie, gdzie jesteśmy, i przyciska ręce do ciała.
Nie martw się. Mam tu znajomych.

Zaczynam podejrzewać, że Oliver podczas tworzenia Plastikowej Simorośli inspirowała się dowcipem o Bubce.

To pewnie nawet nie jest ona. – Mój głos staje się coraz bardziej piskliwy i boję się, że zaraz się rozkleję. Oblizuję usta, starając się wziąć w garść. – To był błąd. Nie powinniśmy byli tu przychodzić. Chcę do domu. – Wiem, że zachowuję się jak rozkapryszone dziecko, ale nic na to nie poradzę. Przejście przez te drzwi wydaje mi się absolutnie niemożliwe.

Jak widać, Lena wcale nie wykazuje chęci poznania prawdy o swojej matce i ma ku temu całkiem niezłe powody:

a) dziewczynę ewidentnie przeraża myśl, że jej mama mogła spędzić kilkanaście lat w takim miejscu; z dwojga złego woli już żyć w kłamstwie i wierzyć, że rodzicielka zmarła dawno temu i nikt obecnie jej nie krzywdzi. Można by długo dyskutować, czy taka postawa jest właściwa, ale z pewnością wiarygodna i po ludzku zrozumiała

b) Lena już kilka razy podkreśliła, że znajdują się w dużym niebezpieczeństwie i nie ma sensu dalej się narażać; ich historyjka o konieczności naprostowania małolaty jest cienka jak rzyć węża, a jeżeli ktoś ich zdemaskuje, to będą mogli oglądać sobie wnętrze Krypt, ile dusza zapragnie.

Podsumowując, mamy tu dwa argumenty, jeden opierający się na zdrowym rozsądku, drugi na emocjach. Z pewnością tego rodzaju tłumaczenie przekona PŚ, że wycieczka (na którą, notabene, ukochana od początku nie miała ochoty) powinna w tym momencie się zakończyć...

Lena, daj spokój. Musisz mi zaufać. – Tym razem pozwala sobie na dotyk, przelotny, muska jednym palcem moje przedramię. – Okej? Zaufaj mi.

...a, nie, jednak nie, tru loff nadal wie najlepiej, czego potrzeba jego wybrance.

Ufam ci, tylko... – To powietrze, smród, ciemność i to wrażenie gnicia: wszystko to budzi we mnie pragnienie ucieczki. – Jeśli jej tu nie ma... trudno. Ale jeśli tu jest... wydaje mi się... wydaje mi się, że to by było jeszcze gorsze.
Alex przez moment przygląda mi się bacznie.
Musisz to sprawdzić, Lena – mówi po chwili stanowczo i wiem, że ma rację. Kiwam głową.

Nie. Nie musi. Oliver, Plastikowa Simorośl jest już wystarczająco odstręczająca; naprawdę nie trzeba dopisywać jej kolejnych uroczych cech charakteru, jak przekonanie, że to on ma najwięcej do powiedzenia w tak intymnej i delikatnej kwestii.

Co właściwie nasz leśny ludek chce osiągnąć przez całą tą eskapadę? Uwolnić damę swego serca z sieci kłamstw? Fantastycznie; załóżmy, że się nie pomylił i mama Leny faktycznie siedzi w kazamatach...i co dalej?

W czym niby ta wiedza ma pomóc Lenie? Dziewczyna już i tak regularnie miewa koszmary z matką w roli głównej, a przecież do tej pory była głęboko przekonana, że ta zmarła dawno temu; świadomość, że ukochana mama jednak żyje i jest codziennie torturowana/bita/głodzona równie dobrze mogłaby doprowadzić ją do obłędu. Lena nie ma żadnych środków, które umożliwiłyby jej uratowanie rodzicielki; jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to PŚ za chwilę zmusi ją, aby stanęła twarzą w twarz z wyniszczoną, być może oszalałą na skutek cierpienia kobietą, która może jej nawet nie poznać i której ocalenie jest absolutnie niewykonalne. Ba; niewykonalne byłyby nawet zwykłe, regularne odwiedziny, biorąc pod uwagę, że na Oddział Szósty nie może wejść nikt poza upoważnionymi pracownikami.


Alex uśmiecha się blado i otwiera drzwi Oddziału Szóstego.
Wchodzimy do przedsionka wyglądającego dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie cele w Kryptach: betonowe ściany i podłogi, które – niezależnie od farby, jaką je kiedyś pomalowano – mają teraz brudny szary kolor, przypominający mech. Wysoko na suficie pali się pojedyncza żarówka, która ledwo oświetla to małe pomieszczenie. W kącie na taborecie siedzi strażnik. Ten akurat jest normalnych rozmiarów – nawet chudy, ze śladami po trądziku i włosami, które przypominają rozgotowane spaghetti.

Innymi słowy, wszystko w normie, dla dopełnienia obrazu nędzy i rozpaczy brakuje tylko dementorów (nawiasem mówiąc, twórcy serialu nie popisali się; na poniższym zdjęciu można z łatwością zidentyfikować kolor ścian i dostrzec kilka działających lamp):


Gdy przechodzimy przez drzwi, strażnik odruchowo dotyka broni, przysuwając ją bliżej ciała i nieznacznie przekręca lufę w naszym kierunku. Alex sztywnieje. W głowie włącza mi się alarm.
Nie można tu wchodzić – mówi strażnik. – To teren o ograniczonym dostępie.
Po raz pierwszy od kiedy weszliśmy do Krypt, Alex wydaje się zbity z tropu.

- Zbysiu, no co się wygłupiasz, kumpla nie wpuścisz?

Nerwowo bawi się identyfikatorem.
Myślałem... myślałem, że zastanę tu Thomasa. (…)
Ależ jest tu, jak najbardziej. Teraz jest tu już cały czas. – Strażnik uśmiecha się ponuro, a jego palce spoczywają na spuście. Kiedy mówi, jego wargi odsłaniają dziąsła pełne krzywych żółtych zębów. – A co wiesz na temat Thomasa?
W powietrzu czuć ten sam bezruch i napięcie co na zewnątrz, jak tuż przed uderzeniem pioruna. Alex przejawia małą oznakę zdenerwowania: zgina i prostuje palce na udzie. Niemal widzę, jak intensywnie myśli, co odpowiedzieć.

Z jednej strony mógłby sprzedać Zbyszkowi świeżą plotkę, jak to Thomas z Mariolą poszli w tango podczas ostatniej imprezy integracyjnej; z drugiej – diabli wiedzą, czy nie wypapla, a Stasiek, starszy brat Marioli, zawsze załatwia mu bezpłatne wejściówki na koncerty...

Wzmianka o Thomasie musiała być złym posunięciem – nawet ja słyszę pogardę i podejrzliwość w głosie strażnika, gdy wymawia jego imię. Po czasie, który zdaje się wiecznością – choć pewnie trwało to kilka sekund – twarz Aleksa znów staje się nieprzeniknioną, oficjalną maską.
Chodzą słuchy, że były jakieś problemy, i tyle. – Wyjaśnienie jest wystarczająco ogólnikowe, a założenie zapewne słuszne.

Zaiste, genialna strategia, milordzie; wystarczy, aby pryszczaty Zbyszek podpuścił go teraz tekstem: „A co konkretnie słyszałeś?”, żeby cały misterny plan poszedł w pizdu. Zdaję sobie sprawę, że w tym momencie Plastikowa Simorośl nie ma zbyt wielu opcji, ale cóż, kochaneczku; trzeba było myśleć zawczasu, co zrobicie, jeśli krytyczny element układanki (znajomy cieć) zawiedzie.

Alex leniwie obraca identyfikator między dwoma palcami. Strażnik rzuca na niego okiem i widzę, że się rozluźnia. Na szczęście nie próbuje przyjrzeć mu się bliżej. Alex ma certyfikat bezpieczeństwa na poziomie pierwszym, co oznacza, że ledwo ma prawo do odwiedzania magazynu, ale raczej nie powinien paradować po terenach zamkniętych, tu czy gdzie indziej w Portland, jakby były jego własnością.



...PŚ wlazł na teren ściśle tajnych kazamatów...ponieważ ma legitymację, która w żaden sposób nie uprawnia go do przebywania na terenie Krypt.

Powtarzam: PŚ wlazł na teren ściśle tajnych kazamatów, machając strażnikom przed nosem dokumentem o podobnej wartości, co karta biblioteczna.

...I nikt go nawet nie wylegitymował.

Cóż, drodzy czytelnicy, ostrzegałam Was w komentarzach pod poprzednim rozdziałem: jeżeli uważacie, że Krypty nie mogą stać się jeszcze bardziej kuriozalne, to nie doceniacie przeciwnika w osobie autorki tego dzieła.

To w porę się obudziłeś – stwierdza strażnik bezbarwnym głosem. – Thomas nie pracuje tu już od kilku miesięcy. Choć pewnie WKI byłoby zadowolone. To nie jest coś, czym chcielibyśmy się chwalić. – WKI to Wydział Kontroli Informacji (...) Coś dziwnego musiało się wydarzyć na Oddziale Szóstym, skoro wmieszało się w to WKI.

Ale w sumie – po co Plastikowej Simorośli jakiekolwiek sfałszowane dokumenty czy przekonująca historyjka, skoro Oliver w swojej łaskawości stawia na jego drodze naiwniaków, którzy sami dają mu broń do ręki, beztrosko wyrzucając z siebie ściśle tajne informacje?

...Wiecie co? Chciałabym zobaczyć alternatywną wizję tego rozdziału, w której PŚ trafia na kompetentnego strażnika; to byłaby naprawdę piękna katastrofa.

Wiesz, jak to jest – wzdycha Alex. Już wrócił do siebie po początkowym szoku. W jego głosie znów słychać pewność siebie i luz. – Nie da się tutaj usłyszeć od nikogo normalnej odpowiedzi. – Kolejne ogólnikowe stwierdzenie, ale strażnik tylko kiwa głową.

- No raczej, że się nie da – strażnik powoli pokiwał głową, zastanawiając się, jakim cudem to indywiduum nie zostało zatrzymane już przy bramie – Kolego, jesteś w rządowym więzieniu, a nie u cioci na imieninach. A tak w ogóle, to pokaż mi przepustkę, jeśli łaska.

Mnie nie musisz tego mówić. – A potem wskazuje na mnie brodą. – A to kto?
Czuję, jak wpatruje się w moją szyję, zauważając brak blizny po zabiegu. Jak wielu ludzi, odruchowo się cofa – nieznacznie, ale to wystarcza, by ogarnęło mnie to dawne uczucie upokorzenia, uczucie, że coś jest ze mną nie tak.

Chyba coś przespałam. Kiedy to niby ktokolwiek (może poza osobami zaznajomionymi historią jej rodziny, jak koleżanki z klasy) odruchowo cofał się na widok Leny?

Nikt – mówi Alex i chociaż wiem, że musiał tak rzec, odczuwam w piersi tępy ból. – Miałem jej pokazać Krypty i tyle. W celach reedukacyjnych, jeśli wiesz, o czym mówię.

Oliver, zmiłuj się: jaki jest właściwie status Oddziału Szóstego? Bo jeżeli jest to faktycznie - jak próbujesz nam wmówić - najgorsza z najgorszych sekcji, w której przetrzymywani są w nieludzkich warunkach wrogowie systemu i do której nie można wejść bez bardzo konkretnego powodu, to tłustowłosy Zbyszek powinien w tym momencie dostać kolki ze śmiechu.

Wstrzymuję oddech, przekonana, że w każdej chwili strażnik wyrzuci nas stąd, niemal tego pragnę.

W takim razie jest nas dwie.

Ale z drugiej strony... Tuż za jego taboretem znajdują się jednoskrzydłowe drzwi z ciężkiego, grubego metalu, chronione kodem elektronicznym. Przypomina mi to skarbiec w banku.

Swoją drogą, owe drzwi na kod elektroniczny doprawdy fantastycznie komponują się z zapleśniałymi ścianami i ogólnym stanem nędzy i rozpaczy, w którym znajduje się ten budynek.

Moja matka może być za tymi drzwiami. Może być w środku. Alex miał rację: muszę się dowiedzieć. Po raz pierwszy zaczynam w pełni pojmować znaczenie tego, co mi powiedział ubiegłej nocy: być może przez cały ten czas moja mama żyła. Kiedy ja oddychałam, oddychała i ona. Kiedy ja spałam, ona gdzie indziej też spała. Kiedy o niej myślałam, ona również mogła myśleć o mnie. Ta świadomość jest oszałamiająca, jednocześnie cudowna i na wskroś bolesna.

No, już lepiej; teraz przynajmniej jest to decyzja podejmowana samodzielnie przez Lenę (cóż, przynajmniej w duszy, w rzeczywistości to PŚ nadal pociąga za sznurki; jeżeli w tym momencie odwidzi mu się ciągnąć to przedstawienie, uczucia dziewczyny nie będą miały większego znaczenia).

Alex i strażnik przez chwilę spoglądają na siebie w milczeniu. Alex dalej obraca wokół palca łańcuszek z identyfikatorem. To najwyraźniej uspokaja strażnika.

Zbigniew wiedział, że zasadniczo powinien był już dawno wezwać chłopaków i skierować bezczelnego gówniarza na przesłuchanie, ale nie mógł się powstrzymać od uczestnictwa w tej komedii; czegoś tak zabawnego, jak dzieciak w uniformie próbujący uśpić jego czujność za pomocą legitymacji studenckiej pomalowanej plakatówką nie widział już od dawna.

Nie mogę was tu wpuścić – mówi znowu, ale tym razem przepraszającym tonem.

– Nie macie pojęcia, jak bardzo chciałbym sprawdzić, jak też spróbujecie się wykpić od okazania dokumentów, ale niestety, jeżeli was zamkną, to ja będę siedział po godzinach, tworząc raport dla szefostwa, a szwagier ma dzisiaj imieniny.

W porządku, po prostu robisz, co do ciebie należy – odpowiada Alex głosem pozbawionym emocji. – Więc przyszedłeś na miejsce Thomasa?
Tak jest. (...) Frank Dorset. Przeniesiony z Trójki w lutym, po tym incydencie.

Wybacz, kolego, ale dla mnie już zawsze będziesz Zbyszkiem. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.

Chyba trochę bolało, nie? – Alex opiera się o ścianę, niczym wcielenie luzu i swobody. Jedynie ja wyczuwam zdenerwowanie w jego głosie. Gra na zwłokę. Nie wie, co ma teraz zrobić, ani jak załatwić nam wejście do środka.

Gdyby dwa samotne neurony w mózgu PŚ wreszcie się ze sobą zderzyły, być może wykoncypowałby, że nie mając absolutnie żadnego asa w rękawie najbezpieczniejszą opcją w tym momencie byłoby wykorzystać pokojowe nastawienie Zbyszka, grzecznie się pożegnać i wiać, ile sił w nogach; niestety, wygląda na to, że jego fetysz narażania zdrowia i życia lubej nadal nie został w pełni zaspokojony.

Czy ja wiem? Tutaj na pewno jest spokojniej. Nikt nie wchodzi ani nie wychodzi. Albo prawie nikt. – Znowu się uśmiecha, prezentując swoje koszmarne uzębienie, ale jego oczy pozostają dalej dziwnie bez wyrazu, jakby zasnuwała je jakaś zasłona. Zastanawiam się, czy w jego wypadku był to właśnie efekt uboczny remedium czy też zawsze taki był.

Cóż, stawiałabym raczej na opcję numer dwa, nie bardzo bowiem rozumiem, z jakiej racji rząd mógłby chcieć, aby wariat po spapranym zabiegu odpowiadał za nadzór nad oddziałem o zaostrzonym rygorze.

No więc skąd się dowiedziałeś o Thomasie?
Alex dalej gra obojętnego, uśmiecha się i kręci identyfikatorem. identyfikatorem.
Słyszy się to i owo – mówi, wzruszając ramionami. – Wiesz, jak to jest.

– Nie, nie wiem - odpowiedział Zbyszek, udając głęboko zafascynowanego tą kwestią. - Opowiedz mi zatem, proszę, co dokładnie wiesz o Thomasie. Wszystkie szczegóły. I nie zapomnij o nazwiskach.

Wiem, jak to jest – potwierdza Frank. – Ale WKI nie było tym zachwycone. Byliśmy pod obserwacją przez kilka miesięcy. A dokładnie to co słyszałeś?
Domyślam się, że od odpowiedzi na to pytanie zależy wszystko, że to jakiś rodzaj testu. Uważaj – mówię w myślach do Aleksa.

No być nie może! Czyżby Zbyszek wreszcie dodał dwa do dwóch i zauważył, jak marną ściemę próbuje mu wcisnąć ta dwójka?

Alex waha się tylko przez sekundę, a potem odpowiada:
Słyszałem, że sympatyzował z drugą stroną.
Nagle wszystko zaczyna się układać w całość: słowa Aleksa, że ma tu przyjaciół, fakt, że najwyraźniej miał w przeszłości dostęp do Oddziału Szóstego. Jeden ze strażników musiał być sympatykiem, może aktywnym członkiem ruchu oporu. Znów wracają do mnie powtarzane przez Aleksa jak refren słowa: „jest nas więcej, niż ci się wydaje”.
Frank w widoczny sposób się odpręża. Najwyraźniej była to dobra odpowiedź. Musiał stwierdzić, że Alex jest jednak godny zaufania.

Jakim cudem, na litość?! Facet jest kompletnie niezaangażowany w wewnętrzne sprawy Krypt, na dobrą sprawę nie wiadomo, skąd się w ogóle wziął i po co łazi po obiekcie. W tym momencie Zbyszkowi powinno odezwać się w głowie dwadzieścia syren alarmowych: skąd jakiś przypadkowy typ wie, że jeden ze strażników ściśle tajnego obiektu okazał się sympatykiem?

To prawda. Dla mnie to był kompletny szok. Oczywiście mało go znałem, widywałem go czasami w kantynie, raz albo dwa w kiblu, i tyle. Raczej typ milczka. To by nawet pasowało. Musiał się robić gadatliwy przy Odmieńcach.
To pierwszy raz, kiedy słyszę kogoś na oficjalnym stanowisku potwierdzającego istnienie ludzi w Głuszy, i szybko wciągam powietrze do płuc. Wiem, że dla Aleksa musi to być bolesne: stać tu i mówić lekceważąco o swoim przyjacielu, który został złapany za sprzyjanie takim jak on.

Znając zawczasu historię Thomasa, muszę powiedzieć, że nie dziwi mnie specjalnie, iż przyjaźnił się z Plastikową Simoroślą – intelektualnie znajdują się na dosyć podobnym poziomie.

Niesamowite, że głos Aleksa ani drgnie.
Z czym się sypnął?

– Chłopie, no chyba żartujesz – Zbyszek popatrzył na niego z niedowierzaniem. - Już i tak wystarczająco długo ciągniemy ten cyrk. Naprawdę sądzisz, że powiem jakiemuś przypadkowemu gościowi, na czym dokładnie polegało przestępstwo jednego z rządowych pracowników?!

Nie chodziło o to. (...) Musiał wiedzieć coś o ucieczce. Był odpowiedzialny za inspekcje cel. A tunel nie pojawił się nagle w ciągu jednej nocy.

...Zbyszku, dlaczego?!

Ale, ale; „tunel” to słowo klucz, które oznacza, że nieuchronnie zbliżamy się do najbardziej kuriozalnej części tego wątku. Przygotujcie sobie coś miękkiego pod głowę, czytelnicy, zaręczam, że będzie zabawnie.

O ucieczce? – wyrywa mi się. Serce zaczyna się boleśnie szarpać w mojej piersi. Nikt nigdy, przenigdy nie uciekł z Krypt. Przez chwilę ręka Franka zatrzymuje się na broni, a jego palce znów zaczynają tańczyć na spuście.
Tak – odpowiada, wbijając wzrok w Aleksa, jakby mnie tam w ogóle nie było. – Musiałeś o tym słyszeć.

Poddaję się. Dlaczego Zbyszek z uporem maniaka przyjmuje, że koleś znikąd jest doskonale zorientowany w szczegółach zawirowań wewnątrz tajnego rządowego budynku? Czyżby PŚ faktycznie był Bubką?

Coś tam obiło mi się o uszy. Ale nic potwierdzonego.
Frank wybucha śmiechem. (…)
O, to jest potwierdzone – mówi.

Innymi słowy, game over, PŚ właśnie się zdemaskował. To teraz zabiorą go na przyjacielską rozmowę do jednego z przytulnych pokoików należących do porządkowych, prawda? Prawda?!

Zdarzyło się to w lutym. To właśnie Thomas nas zaalarmował. Oczywiście jeśli był zamieszany w całą sprawę, mogła zyskać dzięki niemu jakieś sześć, siedem godzin przewagi.

...Nope, zamiast tego Kapitan Ekspozycja osobiście włoży mu broń do ręki. Zbyszku, a zaczynałam ci kibicować!

Kiedy mówi „mogła”, mam wrażenie, że mury wokół mnie się walą. Robię szybki krok w tył, zderzając się ze ścianą. To mogła być ona – przechodzi mi przez myśl i przez sekundę, po której zaraz przychodzą wyrzuty sumienia, czuję rozczarowanie.

Chyba nie rozumiem. Czym niby Lena jest taka rozczarowana? Perspektywą niezobaczenia mamy? Ptysiu, to akurat byłoby najlepsze z możliwych rozwiązań, biorąc pod uwagę, że w twoim przypadku spotkanie z rodzicielką = świadomość, że twoja matka powoli dogorywa w piekle.

Lena dostaje zawrotów głowy na myśl, że uciekinierką mogła być pani Haloway, choć próbuje sobie logicznie przetłumaczyć, że może chodzić o jakąkolwiek z licznych więźniarek; swoje dziwne zachowanie tłumaczy strażnikowi kiepskim powietrzem w Kryptach.

Frank znowu wybucha śmiechem, tym okropnym ni to rechotem, ni to gdakaniem.
Myślisz, że tu jest źle. Ale to raj w porównaniu z celami. – Wydaje się czerpać z tego faktu przyjemność i przypomina mi to rozmowę między mną a Aleksem sprzed kilku tygodni, kiedy podważał użyteczność remedium. Mówiłam, że bez miłości nie byłoby też nienawiści, a bez nienawiści nie ma przemocy. To nie nienawiść jest najbardziej niebezpieczna – odpowiedział wtedy – ale obojętność.

Cóż, możemy podyskutować na ten temat, ale niezależnie od przekonań którejkolwiek ze stron mi tam Zbyszek nie wygląda na obojętnego, biorąc pod uwagę, że zdaje się czerpać sporą przyjemność z cierpienia więźniów.

Gdy Alex znowu się odzywa, jego głos jest cichy i wciąż swobodny, ale słyszę, że musi się przemóc: to ton, jakim mówią sprzedawcy, kiedy próbują ci wcisnąć koszyk nadgniłych owoców albo wybrakowaną zabawkę.

Naprawdę, jakim cudem to chłopię dotrwało w Oliverversum do swoich dziewiętnastych urodzin?

Słuchaj, stary, wpuść nas na minutę. Dosłownie na minutę, to dłużej nie potrwa. Widzisz przecież, że ona i tak robi w majtki ze strachu. Musiałem przejść tutaj szmat drogi, wziąć wolne i w ogóle, a planowałem iść na molo, może trochę powędkować. Rzecz w tym, że jeśli przyprowadzę ją do domu, a ona nie będzie naprostowana... wiesz, pewnie będę musiał wlec się tutaj znowu. Mam tylko kilka dni wolnych do dyspozycji, a lato prawie się kończy...

Wiecie co? To naprawdę niezwykłe, jak bardzo bajeczka PŚ nie trzyma się kupy. Sam dopiero co przyznał, że Lena już jest przerażona Kryptami – po diabła zatem Zbyszek miałby narażać skórę i wpuszczać ją do pilnie strzeżonego oddziału?

Jest córką Stevena Jonesa, kierownika laboratorium. On nie chce wcześniejszego zabiegu, użycia siły ani żadnych komplikacji. Rozumiesz, sprawa jest delikatna.
To zuchwałe kłamstwo. Frank mógłby poprosić o mój dowód, a wtedy byłoby po nas.

Biorąc pod uwagę, że o dowód tożsamości i numer identyfikacyjny podczas niewinnego spaceru po zmroku prosiła Lenę nawet pani Jadzia, spodziewałabym się, że okazanie dokumentów byłoby pierwszym wymogiem Zbyszka. Oliver, wyjaśnisz nam wreszcie, jakim cudem NIKT NADAL NIE WYLEGITYMOWAŁ TYCH AMEB?!

Nie mam pojęcia, jaka kara grozi za próbę dostania się do Krypt pod fałszywym pretekstem, ale na pewno nie jest to przyjemne.

Biorąc pod uwagę dziwaczne zasady funkcjonowania tego uniwersum, podobne przestępstwo skutkuje zapewne dożywotnim zakazem kupowania w warzywniaku pani Halinki. No, chyba że ktoś wreszcie uświadomiłby Małemu Bratu, że nie umie w dystopię, wtedy jednak Krypty; nie, żeby ta perspektywa specjalnie przerażała twojego bożka jesieni.

Frank po raz pierwszy przejawia zainteresowanie moją osobą. Lustruje mnie z góry na dół, jak gdybym była grejpfrutem w supermarkecie, i przez chwilę nic nie mówi. Wreszcie podnosi się i wkłada broń do kabury.
Chodźcie – mówi. – Na pięć minut.

...Tak. Kompletnie nie trzymająca się kupy historyjka, ewidentnie podejrzane zachowanie tej dwójki, brak jakiegokolwiek dokumentu potwierdzającego zasadność wizyty/tożsamość zwiedzających...zadziałały. Lena i Plastikowa Simorośl wejdą na najpilniej strzeżony teren Krypt...bo tak.

Naprawdę, wielkie brawa.


Gdy strażnik zajęty jest wystukiwaniem kodu na drzwiach, a potem dodatkowo przejeżdża ręką po ekranie skanującym odciski palców, Alex chwyta mnie za łokieć.
Idziemy – mówi opryskliwym głosem, jak gdyby mój atak paniki wytrącił go z równowagi.

Cóż, nie powiem, aby dziwiła mnie ta interpretacja...

Ale jego dotyk jest delikatny i kojący, a dłoń ciepła. Chciałabym, by trzymał ją tam cały czas, jednak Alex szybko mnie puszcza. Widzę błaganie w jego oczach: bądź dzielna. Jesteśmy prawie na miejscu. Wytrzymaj jeszcze przez chwilę.

Nie żebyś, nieprawdaż, miała specjalny wybór w tej kwestii.

Nasze gołąbeczki wchodzą na oddział, który składa się, jak szybciutko liczy Lena, z około czterdziestu cel. W skrócie: brud (jeszcze większy, niż dotychczas), smród (takoż) i potępieńcze jęki.

Mam wrażenie, że zaraz zemdleję, i pewnie przytrzymałabym się ręką ściany, gdyby nie była pokryta grzybem i wilgocią.

Nie znam się na elektronicznych zabezpieczeniach, ale czy cała ta wilgoć nie miałaby dosyć katastrofalnych skutków dla drzwi otwieranych kodem i inszych czytników linii papilarnych?

Lena jest rozdarta wewnętrznie; z jednej strony bardzo chciałaby ujrzeć matkę żywą, z drugiej – przeraża ją świadomość, że miałaby ona znajdować się w podobnym miejscu. Zaczyna też wątpić, czy jej mama faktycznie mogłaby być ową tajemniczą uciekinierką, jest bowiem przekonana, że w takim wypadku wróciłaby po nią.

A oto gość specjalny – mówi Frank. Wali pięścią w jedne z pierwszych drzwi. – Tu siedzi nasz kolega Thomas, jeśli chcesz mu powiedzieć „cześć”(...) No i co o tym myślisz?
Okropne – udaje mi się wychrypieć. Czuję, jakby moje gardło owinięte było drutem kolczastym. Frank wydaje się usatysfakcjonowany.
Lepiej więc słuchać i robić, co ci każą – radzi mi. – Żeby nie skończyć jak ten facet.
Przystajemy przed drzwiami jednej z cel. Frank wskazuje głową na małe okienko, a ja z wahaniem robię krok naprzód i przyciskam twarz do szyby. Jest tak brudna, że niewiele przez nią widać, ale kiedy mrużę oczy, w panującym w celi mroku udaje mi się wyodrębnić kilka kształtów: łóżko z cienkim, brudnym materacem, ubikacja i wiadro, w którym pewnie dają im wodę do picia. Na początku wydaje mi się, że w kącie leży stos zwiniętych łachmanów, ale po chwili dociera do mnie, że to coś to człowiek, o którym mówił Frank: skulona masa skóry, kości i potarganych włosów, tak brudna, że zlewa się z szarością kamiennych ścian. Siedzi nieruchomo. Gdyby nie oczy, które wodzą tam i z powrotem, jak gdyby śledziły latające w powietrzu owady, trudno by było stwierdzić, że to żywe stworzenie.

Zakrętasy narracyjne w tym fragmencie sprawiają, że ciężko na pierwszy rzut oka zorientować się, czy ów nieszczęsny jegomość to Thomas, czy też jakiś przypadkowy więzień (Zbyszek najpierw wali w któreś z pierwszych drzwi, a później przystaje z Leną przy „jednej z cel”, co nie wskazuje na to samo pomieszczenie). Jeśli to pierwsze – to uważam za mało prawdopodobne, aby Thomas zamienił się w żywy szkielet przez tak krótki czas. Jeśli zaś drugie, to nie bardzo wiem, po co w ogóle wspominać byłego strażnika; mogliśmy spokojnie od razu skierować się do „edukacyjnej” celi przypadkowego wywrotowca.

Tymczasem Alex idzie dalej i nagle słyszę, jak szybko wciąga powietrze do płuc. Podnoszę wzrok. Stoi zupełnie nieruchomo, a jego twarz z profilu budzi we mnie lęk.

Oliver, nie chcę nic mówić, ale jeżeli uczuciem, którego nasza heroina doznaje najczęściej podczas patrzenia na swego chłopaka jest strach, może to świadczyć o tym, że mamy do czynienia z nie do końca zdrowym związkiem.

O co chodzi? – pytam. Przez chwilę nie odpowiada. Wpatruje się w coś w głębi korytarza, czego nie widzę – w jakieś drzwi, jak się domyślam. A potem odwraca się gwałtownie w moją stronę, szybkim, konwulsyjnym ruchem.
Stój – mówi ochrypłym głosem, który przyprawia mnie o dreszcz.
O co chodzi? – powtarzam pytanie.

Zbyszek zaś, jak rozumiem, spokojnie przysłuchuje się owej wymianie zdań i absolutnie nie dziwi go, iż:

a) Plastikowa Simorośl przechadza się po oddziale jak po własnym salonie

b) Lena ni z tego, ni z owego próbuje nawiązać z PŚ dialog, choć chwilę wcześniej drżała w jego towarzystwie jak osika?

Mam dziwne wrażenie, że jest bardzo daleko, a gdy Frank za moimi plecami odzywa się, jego głos również wydaje się odległy.
Właśnie tutaj siedziała – mówi. – Numer sto osiemnaście.

Nie tylko nic nie podejrzewa, ale w dodatku oferuje im darmową wycieczkę krajoznawczą!

...Zaczynam wierzyć, że włosie Plastikowej Simorośli ma działanie halucynogenne; naprawdę nie widzę innego wyjaśnienia dla tego kuriozum, jakim jest cały dzisiejszy rozdział.

Administracja nie wybuliła jeszcze kasy na naprawę muru, więc na razie jest jak jest. Nie ma za bardzo forsy na remonty...

„Cóż” - powie ktoś z Was. „Domyśliliśmy się tego już po fragmencie o zagrzybionych ścianach”. Och nie, nie, moi drodzy; jak się za chwilę przekonamy, chodzi o coś znacznie zabawniejszego.

Zaraz potem Alex wyciąga rękę, jak gdyby chciał zagrodzić mi drogę. Nasze oczy spotykają się zaledwie na sekundę i błyska w nich coś dziwnego, ostrzeżenie, a może przeprosiny, i zaraz potem przeciskam się obok niego do celi sto osiemnaście.
Wygląda niemal identycznie jak te, które oglądałam przez okienka w drzwiach: betonowa podłoga, zardzewiała ubikacja i wiadro z wodą, w której pływa kilka karaluchów, małe żelazne łóżko z cienkim materacem wyciągnięte na sam środek celi. Ale ściany... Ściany wyglądają porażająco.
Od podłogi do sufitu pokryte są napisami. Nie, nie napisami – tylko jednym słowem, wypisanym wszędzie, na każdej możliwej powierzchni.
Kocham.
Nakreślone wielkimi pętlami i wyskrobane po kątach. Wypisane pismem pełnym gracji i solidnymi, drukowanymi literami. Wydrążone, wydrapane, wydłubane, jak gdyby ściany powoli zamieniały się w poezję.


...

...Tak, drodzy czytelnicy. Dobrze widzicie.

Mamusia Leny (bo na tym etapie raczej nie możemy już mieć wątpliwości, o kogo chodzi), przez całe lata ryła sobie w ścianach napisy. I nikt, absolutnie nikt się tym nie zainteresował. Nie było żadnych inspekcji. Nikt (poza nieszczęsnym Thomasem) nie widział tej celi od czasów, gdy ponad dekadę wcześniej wrzucono do niej panią Haloway.

I wiecie co? Karuzela śmiechu dopiero się rozkręca!

Na ziemi, tuż przy ścianie, leży zmatowiały srebrny łańcuszek z wisiorkiem: wysadzanym klejnotami sztyletem, którego ostrze zostało starte niemal zupełnie. Wisiorek mojego ojca. Naszyjnik mojej mamy.

Tak jest; mamie bohaterki najwyraźniej pozwolono zatrzymać (ostrą) biżuterię.

Mało? Ostrze owego wisiorka (zrobione chyba z diamentu) umożliwiło jej swobodne rycie w ścianach przez całe lata.

Nadal mało? Po ucieczce więźniarki po prostu zostawiono ozdóbkę w celi; diabli zresztą wiedzą, dlaczego nie zabrała jej ze sobą, biorąc pod uwagę, że zostawianie za sobą śladów w postaci łatwej do zidentyfikowania ozdoby (pamiętajmy, że była to honorowa nagroda dla dziadka), mogłoby się skończyć tragicznie dla jej rodziny.

A wisienka na torcie? Plastikowa Simorośl...jakim cudem o wszystkim wiedział. Mimo tego, że ewidentnie jest na tyle nieobeznany z obecną sytuacją w Kryptach, że nie słyszał nawet o aresztowaniu kumpla, był doskonale świadomy faktu, że jedna z więźniarek dłubała sobie w ścianach pamiątkową biżuterią rodową.

...Oliver, obawiam się, że w kwestii fabularnych absurdów właśnie prześcignęłaś Cass. Moje gratulacje.

Widzisz, jakie to straszne? Zobacz, co zrobiła z nią choroba. Kto wie, ile godzin tu spędziła, skrobiąc w tych ścianach jak szczur.

  –  Na pewno nie wiemy tego my, biorąc pod uwagę, że przez dwanaście lat nikt z nas nie pofatygował się sprawdzić, czy więźniowie przypadkiem nie mają przy sobie ostrych przedmiotów.



Słowa strażnika dochodzą do mnie jak spoza grubej warstwy tkanin. Robię krok w stronę celi, nagle skupiając wzrok na snopie światła wyciągającym się jak długi złoty palec z otworu w murze. Chmury na zewnątrz musiały się rozstąpić: przez dziurę, po drugiej stronie kamiennej fortecy, widzę migoczący błękit Presumpscot River i wirujące liście, kotłowaninę zieleni, słońca i zapachu dziko rosnących roślin. Głusza.
Tyle godzin, tyle dni, kreślenie tych samych liter na okrągło: tego dziwnego i przerażającego słowa, słowa, które skazało ją na zamknięcie w tym miejscu na dwanaście lat. Słowa, które w końcu pomogło jej uciec.
W niższej części muru tyle razy poprawiała je ogromnymi literami rozmiaru dziecka – KOCHAM – iż wyżłobiła je w kamieniu tak głęboko, że litera „O” utworzyła tunel, przez który przedostała się na wolność.


I to już wszystko na dziś. A w następnym rozdziale: powtórka z rozrywki, czyli Plastikowa Simorośl i Lena znów dyskutują o ucieczce do Głuszy.


Zostańcie z nami!

Maryboo

50 komentarzy:

  1. Nie wiem nawet jak skomentować głupotę tego rozdziału...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgodnie z życzeniem, Maryboo :D

    - Nie możecie tu wchodzić, to teren o ograniczonym dostępie - mówi strażnik.
    Wstaje z taboretu i podchodzi do nas powolnym krokiem, w międzyczasie zapalając cygaro. Siny dym nie rozwiewa się: w tym miejscu nie ma przeciągu.
    - Myślałem... Myślałem, że zastanę tu Thomasa - mówi cicho Alex.
    Przeholował. Wiem to, mimo że strażnik jeszcze milczy i tylko rekinio się uśmiecha.
    - Thomas... - strażnik ani na moment nie przestaje się uśmiechać. - Może zobaczycie się z Thomasem, kto wie. Identyfikatory, dowody i zezwolenia, bardzo proszę. Dwa razy nie będę powtarzać.
    Kątem oka dostrzegam, jak Alex zaciska i prostuje swe perfekcyjne palce na udzie. Zaraz zginiemy, wiem, że zaraz zginiemy, ale nie mogę się oprzeć...
    - Mam identyfikator. - Alex podaje strażnikowi swoją kartę.
    - Bardzo ładny. Upoważnia cię do chodzenia po trawniku dookoła obiektu po drugiej stronie miasta. Średnio przydatny tutaj.
    - Słyszałem, że były jakieś problemy... - brnie dalej Alex, choć dobrze wie, tak jak i ja, że to bezsensowne.
    Strażnik kładzie rękę na moim ramieniu i przyciąga mnie do siebie. Odgarnia mi włosy z karku; teraz już wie, że jestem niewyleczona.
    - O, tutaj mamy ciekawy przypadek. Żadnych dokumentów i przepustek, no, no. Chyba porozmawiamy sobie z tobą i twoją rodzinką, nie sądzisz?
    Drętwieję, kiedy słyszę te słowa. Serce wali mi jak oszalałe, och nie, wodorze, helu, zaraz przez moją głupotę zginie też ciocia Carol i reszta rodziny! Gniewnym wzrokiem patrzę na Aleksa. "Zrób coś", błagam go bezgłośnie.
    No i... robi coś.
    Rzuca się do ucieczki.
    W jednej chwili stoi przy mnie, w następnej już go nie ma.
    A w jeszcze następnej - słyszę huk wystrzału i Alex pada na podłogę. Ciemna, prawie czarna krew zbiera się na jego koszuli, skapuje na zimną posadzkę. Nie widzę, by oddychał.
    - Tu Vimes - mówi przez krótkofalówkę strażnik. - Trup w korytarzu. Jak dorwę tego barana przy wejściu, który go przepuścił... Przyślijcie kogoś, szybko.
    Siadam na taborecie. Vimes mierzy mnie wzrokiem ale wie, że nie ucieknę.
    - Nieźle się wpakowałaś.
    Kiwam głową.
    - Jeśli powiesz mi wszystko o tym tutaj - roztargnionym ruchem ręki wskazuje na zwłoki - to pomyślimy o złagodzeniu wyroku.
    Znów kiwam głową, dla bezpieczeństwa. Oczywiście, że wszystko powiem. Teraz tylko boję się otworzyć usta, bo jedyne, co kołacze mi się po głowie, to "Alex, jesteś dupkiem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >>och nie, wodorze, helu,

      Kocham! :D

      Usuń
    2. * bije brawo *

      Jakie piękne! <3 Wiedziałam, że na naszych czytelników zawsze można liczyć. Tyle tu wspaniałych fragmentów, że aż nie wiem, co wybrać, ale chyba najbardziej chwyciło mnie za serce:

      "Bardzo ładny. Upoważnia cię do chodzenia po trawniku dookoła obiektu po drugiej stronie miasta. Średnio przydatny tutaj."

      Maryboo

      Usuń
    3. Vimes... krypt pilnował Vimes, to Truliść już dawno siedziałby w kryptach, a zwalisty kamienny strażnik po raz tysięczny pytałby go: Ale na pewno nie ty to zrobiłeś?
      W Skazanych na Shawshank główny bohater potrzebował miniaturowego kilofa a i tak przebicie się przez ścianę zajęło mu 20 lat (o ile pamiętam). A ta ryła wisiorkiem i miała jeszcze czas na inne napisy.
      A potem mogła śpiewać w niebo:
      Dałam ci ścianę z wielkim LOVE, LOVE
      Bo kwiaty szybko schną
      Jedyne, co ci mogłam dać
      To ścianę z napisem LOVE!

      Byłoby to tak samo sensowne jak cała reszta rozdziału.

      Usuń
  3. Dowcip stary,ale dobry.Ja to znam w wersji o Wojtasiku..
    Powody oporu Leny są sensowne.
    – Musisz to sprawdzić, Lena – A dlaczego właściwie tak musicie?
    Rozumiem,ze nie ma stałej praktyki przyprowadzania tam pojedynczych małolat? To Zbyszek już powinien do szefa dzwonić i pytać o instrukcje
    mamie bohaterki najwyraźniej pozwolono zatrzymać (ostrą) biżuterię.
    A my się z koleżankami zastanawiałyśmy dlaczego Galen w "Rogue 1" się nie zabił i koleżanka stanowczo stwierdziła,że zabrali mu nawet sznurówki....Siedzi ta kobieta lata w celi z niebezpiecznym narzędziem,którym może zaatakować strażników,ryje sobie w ścianach i nikt jej tego nie zabrał?!Wiecie ilu rzeczy do głupiego samolotu nie można zabrać?
    Ale fajnie się czytało!

    Chomik


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Siedzi ta kobieta lata w celi z niebezpiecznym narzędziem,którym może zaatakować strażników,ryje sobie w ścianach i nikt jej tego nie zabrał?!" - cóż, jak się w swoim czasie przekonamy, pobyt pani Haloway w Kryptach to w ogóle jedno wielkie kuriozum; Oliver bynajmniej nie powiedziała jeszcze w tej kwestii ostatniego słowa.

      Maryboo

      Usuń
  4. "W niższej części muru tyle razy poprawiała je ogromnymi literami rozmiaru dziecka – KOCHAM – iż wyżłobiła je w kamieniu tak głęboko, że litera „O” utworzyła tunel, przez który przedostała się na wolność." WTF?

    Mam wrażenie, że ta książka w pewnym momencie komentuje się sama. Jakaś tragedia

    rose29

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie jakich rozmiarów była ta cela, skoro napisów na niej było wiele – a >jedna< litera z jednego słowa była tak duża, żeby zdołała przez nią przejść dorosła osoba? Czyżby norma nakazywała przydzielić każdemu osadzonemu przynajmniej kilkanaście metrów kwadratowych?

    Bardzo miło też, że cele więźniów z oddziału piątego są przy ścianie zewnętrznym i na parterze miast np. pod ziemią albo na piątym piętrze. Równie miło, że kryzys finansowy uderzył ostro i nie starczyło nawet na płot pod napięciem dookoła Krypt. Równie miło, że w Kryptach selektywnie dbają o wyżywienie osadzonych dożywotnio więźniów (ażeby mateczka nie wyglądała gorzej niż „szkielet” i nie miała tyleż energii do ucieczki, co on; chyba, że sympatyk przynosił kanapki…), ich prawidłową socjalizację (w końcu to bardzo ważne, aby jeden niewyleczony mógł potencjalnie poczuć miętę do drugiego niewyleczonego; inaczej znikną im kompetencje społeczne potrzebne do pozostania na wolności…) oraz ćwiczenia fizyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło też, że pozwalają im się cieszyć luksusem jednoosobowych cel.

      Usuń
    2. To akurat sensowne. Znaczy: skoro już przyjmujemy miłość jako „ojejku, straszna choroba!, zarazimy się od przebywania z chorym i umiera się na nią!”, to izolacja jednostek najwyraźniej odpornych na remedium jest wskazane. (No, chyba, że ktoś chce, żeby choróbsko się rozprzestrzeniło i oddział pomarł, ale wtedy taniej po prostu strzelić w tył głowy.)

      Usuń
    3. Inna sprawa, że z tego, co widzę, to kwestia „chorobowości” miłości jest bardzo niekonsekwentna. Raz można odnieść wrażenie, że jak dwójka młodzianów poczuje motylki w brzuchu to należałoby zamknąć ich szkołę na tydzień, zrobić kwarantanę, a ich przyjaciół opsikać środkami odkażającymi, a kiedy indziej nikt się nie przejmuje…

      Usuń
    4. "Równie miło, że kryzys finansowy uderzył ostro i nie starczyło nawet na płot pod napięciem dookoła Krypt. " - nie ma, ponieważ gwiazdy sprzyjają naszej bohaterce - pod jej celą płynie rzeczka.

      "Równie miło, że w Kryptach selektywnie dbają o wyżywienie osadzonych dożywotnio więźniów (ażeby mateczka nie wyglądała gorzej niż „szkielet” i nie miała tyleż energii do ucieczki, co on; " - hi, hi...poczekajcie tylko, aż dowiemy się, na czym dokładnie polegała ucieczka pani Haloway.

      Maryboo

      Usuń
  6. Tego się nie da na trzeźwo... To już w średniowiecznych lochach była lepsza kontrola więźniów. No i tunel wydłubany ostrą biżuterią... Facepalm.

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurde, w tym rozdziale jest tyle lolcontentu że ciężko to ogarnąć komentarzem xD Z nieomówionych kwestii zastanawia mnie to, że cele najwyraźniej były jednoosobowe - to chyba całkiem niezłe warunki jak na miejsce najgorsze z najgorszych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, przy kilkuosobowych znikłaby atmosfera Specjalnego Płatka Śniegu (o ile mniej wyjątkowe byłoby, nieprawdaż, gdyby to kilka[naście] kobiet wykazało się takim hartem ducha), chociaż...pewien wątek z przyszłości straciłby wiele ze swojego idiotyzmu, gdyby matkę Leny wrzucono do zbiorowej celi z innymi więźniarkami.

      Maryboo

      Usuń
  8. https://www.youtube.com/watch?v=-3joB025iGw
    to tyle co mam do powiedzenia, jeśli idzie o cały rozdział - to, co miało zostać powiedziane, zostało powiedziane.

    BTW, nie miałam pojęcia, że nakręcono jakiś serial! Czy tylko powstał pilot? Aż mam ochotę go obejrzeć. :D

    A jeśli idzie o tunel - czy ściany zostały zrobione z karton-gipsu, czy co? Jakim cudem ta kobieta wydrapała dziurę zapinką? Ja rozumiem, że miała na to dwanaście lat, ale na miłość boską, ona nawet go nie ukryła - we wspomnianym wyżej Skazanym na Shawshank Andy ukrył tunel za plakatem i ukradkiem wysypywał gruz na deptaku, garść po garści, dzień w dzień. I to "O"! uh!
    Ale czego ja się spodziewam, całe to uniwersum zamieszkują miszcze konspiry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, szczerze mówiąc, to równie dobrze ktoś mógł to rozkuć z zewnątrz. W końcu ostatnie słowa – zwłaszcza ten „zapach dziko rosnących roślin” – sugeruje, że ta ściana sąsiaduje bezpośrednio z niewyciętymi krzakami Głuszy. Chyba tylko Imperatywowi Narracyjnemu zawdzięczamy, że jeden z drugim Odmieniec z kilofem nie rozbili im w nocy połowy ścian...

      Usuń
    2. "BTW, nie miałam pojęcia, że nakręcono jakiś serial! Czy tylko powstał pilot? Aż mam ochotę go obejrzeć. :D" - wyłącznie pilot, powieści YA coś nie mają szczęścia do seriali. Nie polecam - podobnie jak w przypadku "Selekcji" pozmieniano niemal wszystko, przy czym tam przynajmniej starano się uczynić z waty cukrowej coś mrocznego, tu natomiast zmiany są ni przypiął, ni przyłatał (twórcy z jakiegoś powodu postanowili pozamieniać role postaci i powciskać bohaterów z kilku części do samego tylko pilota).

      Maryboo

      Usuń
  9. Tak swoją drogą, czy matka Leny jest w ogóle normalna? Im więcej o niej czytam tym bardziej wydaje mi się, że ta kobieta: a)nie ma za grosz instynktu samozachowawczego (zabawy przy muzyce, jawne płakanie za mężem itd), b) jest masochistą bo robi wszystko co się da, żeby jej wbili igłę w mózg c) jest bierną samobójczynią.

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka Leny jest....w moim odczuciu bardzo, bardzo dziwna. To trochę taka Amberly "Delirium", jeśli rozumiesz, co mam na myśli - ze wszystkimi tego nieszczęśliwymi implikacjami.

      Maryboo

      Usuń
  10. Z tej analizy dowiedziałam się o istnieniu serialu. Ekhm, "serialu".
    Znalazłam.
    Obejrzałam.
    Muszę się teraz napić, bo nie wyrobię XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni zrozumiała reakcja.

      Maryboo

      Usuń
  11. TruLoff ewoluuje. Facet robi się coraz bardziej obleśny. A startował (w moim odczuciu) jako głupawy ale nieszkodliwy, o naiwności.
    Czemu Alex nie opowiedział jej, co dokładnie widział/ słyszał/ podejrzewał zanim poszli się przekonać? Lena wiedziałaby, czego się spodziewać, szok byłby może mniejszy.
    Nienawidzę w YA motywu ona- nic nie wie, on- taki mądry, więc prowadzi ją przez życie jak to ciele. Chociaż... tutaj to by było nawet do wybronienia. Gdyby Lena uświadomiła sobie, że Alex jest psychiczny, ale nie chciała rezygnować z możliwości wyrwania się z systemu Małego Brata, byłby fajny wybór tragiczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Chociaż... tutaj to by było nawet do wybronienia. Gdyby Lena uświadomiła sobie, że Alex jest psychiczny, ale nie chciała rezygnować z możliwości wyrwania się z systemu Małego Brata, byłby fajny wybór tragiczny." - motyw "tru loff vs rodzina" w ogóle miał w przypadku tej serii olbrzymi potencjał - szkoda, że zmarnowany.

      Maryboo

      Usuń
  12. Wiele potencjalu na fix-it-fic w komciach, dorzuce wlasny (bo o zakladach dla chorych psychicznie nie mam sily sie wypowiadac). Otoz setting Delirium, gdzie jedynym modelem rodziny jest sebaikaryna, idealnie pasuje na opowiesc LGBT+. Wyrzucic Liscia, skupic sie na dojrzewajacym uczuciu Hany i Leny, ich konflikcie z rodzina, Narodem i Tradycja i moze by sie to dalo czytac.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bo Frank to w moim headcanonie koks. Może dołączyć do Zbyszka i Miecia.

    ~~~
    1/2

    Frank nie wiedział, czego się spodziewać, ale nie było to nic złego; lubił niespodziewane.
    Cóż, pomyślał, otrzymując wiadomość, że osoby, na które oczekiwał, już zbliżają się do jego bloku. Zaraz zacznie się zabawa.
    Jeszcze parę wdechów, pokrzepiające poklepanie pistoletu, szybkie sprawdzenie systemu brudnych, metalowych drzwi i był gotowy.
    Na jego twarz wstąpił drapieżny uśmiech.
    Oh tak, to jest chwila, na którą czekał od paru tygodni. Od kiedy ta mała Haneczka, spanikowana i błagająca o życie wyznała mu wszystko, co wiedziała o swojej przyjaciółce i jej potajemnych schadzkach, w zamian gwarantując sobie życie. Oczywiście, oprócz tego była winna im także pomoc w wyciągnięciu szczegółów zdrady, ale przystała na to bez większego problemu, dzięki czemu znacznie poszerzyli swoją wiedzę o pewnym zadufanym w sobie Odmieńcu i dziewczynie, która tym razem padła jego ofiarą.
    Rozsiadł się w krześle, lada chwila spodziewając się gości i na moment przed tym, jak uprzednio uchylone podejrzanie drzwi otworzyły się beztrosko, Frank przywołał na twarz beznamiętną minę, starając się nie okazać – jeszcze – swojej satysfakcji z powodu nadchodzącego spotkania.
    Ah, oto i oni; nie za wysoka, przestraszona dziewczyna, która zdecydowanie nie chce tu być i brązowowłosy chłopak, wmaszerowujący na korytarz jakby był jakimś władcą czy bożkiem posiadającym to miejsce.
    - Nie wolno tu wchodzić – przesunął lufę pistoletu w ich stronę, chociaż to nie było potrzebne; kątem oka widział bowiem, jak przez drzwi zagląda inny strażnik, gotowy w każdej chwili do interwencji.
    Ale Frank był profesjonalistą.
    Nie potrzebował wsparcia.
    - Myślałem… myślałem, że zastanę tu Thomasa – chłoptaś zaczął bawić się identyfikatorem, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, że ten ruch tylko przyciągnie uwagę każdego kompetentnego strażnika do swojego nic niewartego kawałka plastiku.
    Ponadto… Ah, Thomas. Jego pomysł, aby zaprzyjaźnić się z tym Odmieńcem i, udając sojusznika, wyciągnąć jak najwięcej informacji, przyniósł zaskakująco dobre efekty. Na tyle dobre, że został oddelegowany do kolejnego… delikatnego zadania.
    Poza tym, nie było go tu, bo szkoda byłoby, gdyby marnował się przy ostatecznym zamykaniu pułapki. To od wielu lat była dziedzina Franka, który czerpał z tego niezmierną satysfakcję, widząc te ostatnie chwile zdrajców, gdy próbowali się wyłgać, gdy myśleli, że mają przewagę i mogą go zmylić śmierdzącymi kłamstwem wymówkami.
    Jego milczenie się przedłużało i bez problemu dostrzegł krople potu zaczynające lśnić na czole chłoptasia, zaś szybkie spojrzenie rzucone na dziewczynę upewniło go w przekonaniu, że to nie był jej pomysł. Może i dobrze; w przeciwnym wypadku utrudniałoby to sprawę, gdy dojdzie do poufnej rozmowy pomiędzy nią a Ralphem czekającym już w swoim biurze na wyższym poziomie budynku.
    - A co takiego wiesz na temat Thomasa? – uśmiechnął się wrednie, postanawiając spróbować swojego szczęścia.
    Chłopak nie wyglądał na aż takiego głupiego, ale może…
    - Chodzą słuchy, że były jakieś problemy, i tyle.
    - To w porę się obudziłeś. – Ostatnim razem najbardziej absurdalną rzeczą, jaką powiedział zabłąkanemu w tym miejscu Odmieńcowi było to, że strażnice na granicy z Głuszą pustoszeją. Durnie. Jednak Frank tym razem postanowił spróbować czegoś jeszcze bardziej ekstremalnego, testując rozsądek Odmieńca. – Thomas nie pracuje tu już od paru miesięcy. Choć pewnie WKI byłoby zadowolone.
    - Wiesz, jak to jest – westchnął chłoptaś, a Frank popatrzył na niego z niedowierzaniem, nie wiedząc, że ten naprawdę dał się nabrać na interwencję WKI. Oh, cóż. I tak zaraz go zabiją. – Nie da się tutaj usłyszeć od nikogo normalnej odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2/2
      Frank pokiwał głową.
      - Mnie nie musisz mówić – oczywiście, nie w takim kontekście, w jakim chodziło chłopakowi, ale… – A to kto? – wiedział, że gdyby nie zwrócił uwagi na dziewczynę, byłoby to zbyt podejrzane, chociaż zaraz po tej myśli zadumał się; skoro dotychczas nie zorientowali się, że coś jest nie tak, dlaczego mieliby teraz?
      Rozmowa przez chwilę toczyła się jeszcze w podobnym tonie, ale, ku rozbawieniu Franka, chłoptaś nadal brnął, nie korzystając z zawoalowanej aluzji, że lepiej, aby stąd wyszli.
      Oh, nie to, że by im na to pozwolono. Jednak oni o tym nie wiedzieli.
      - Więc, przyszedłeś na miejsce Thomasa? – Alex zmienił nagle temat rozmowy, nawet nie orientując się, że Frank wciska mu kolejną, naprędce wymyśloną bajeczkę.
      Idiota.
      Ale, z drugiej strony, może to wykorzystać…
      - No więc skąd dowiedziałeś się o Thomasie? – spytał Frank, widząc jak strażnik za drzwiami przewraca oczami, patrząc na chłoptasia.
      - Słyszy się to i owo.

      Jedno wielkie kłamstwo. O Thomasie nie było żadnych plotek, bo plotki nie mogły powstać; Thomas żył w spokoju i teraz zapewne siedział w kawiarni z kolejnym sympatykiem, współczująco nalewając mu kolejną filiżankę drogiej kawy i zdobywając jego zaufanie.
      - A dokładnie co słyszałeś? – naciskał Frank, bawiąc się niezmiernie dobrze całą tą sytuacją. Musiał przyznać, że inni Odmieńcy znacznie szybciej rezygnowali z farsy i próbowali odejść; rzadko spotykało się tak wytrwałego i przekonanego o własnej nieomylności.
      - Słyszałem, że sympatyzował z drugą stroną – chłoptaś powiedział konspiracyjnie, na co Frank już nie potrafił dłużej powstrzymać śmiechu, który na szczęście wzięli za radość ze złapania sympatyka.
      Nawet kiedy wcisnął im bajeczkę o ucieczce - z Oddziału Szóstego? Ha! – wzbudziło to jedynie zaskoczenie dziewczyny, żadnych wątpliwości. Kiedy palnął coś o tunelu, uwierzyli mu na słowo.
      Nic dziwnego, że nie potrafili przejrzeć swojej małej, niedoświadczonej przyjaciółeczki.
      Kręcąc w duchu głową z niedowierzaniem wstał i wpuścił ich na korytarz. Pozwolił im nawet przejść kawałek, zanim cicho się nie cofnął, by zatrzasnąć drzwi i zapełnić wąskie, duszne przejście gazem duszącym.
      Być może była to przesada; zwykłe pogrożenie bronią, może strzał w kolano w zupełności by wystarczyły, ale Frank był profesjonalistą.
      A profesjonalistom pozwalało się na ich własne, drobne fetysze.

      Usuń
    2. * bije entuzjastycznie brawo *

      Maryboo

      Usuń
    3. tak by się to mogło potoczyć!
      tylko jak on napuścił na korytarz gaz duszący to ci wszyscy w celach też się nie udusili?

      Usuń
    4. Wyszłam z założenia, że przez drzwi do celi się nie przedostanie, ale przyznam, że akurat w tej kwestii nie zrobiłam riserczu, więc może być tak, jak mówisz : (

      Usuń
    5. To w pewien sposób smutne, że robicie większy risercz do fanfika pod analizą niż autorka analizowanego tekstu

      Usuń
    6. W sumie drzwi mogły być hermetyczne, to by nawet wprowadzało jeszcze lepszy klimat :)

      Usuń
  14. Wyczuwam, że matka Leny to zupdate'owana wersja Amberly (a głównie tego jak absurdalnie była napisana i jej wielkiej miłoździ do męża) oraz papcia Singera (bycia wojownikiem-rebeliantem, nadającym córce imie zupełnie niewskazujace na udział w jakiejś podejrzanej organizacji). Nawet to wszystko bardziej trzymało się kupy. A pisanie "kocham" na ścianach jest absurdalnie komicznym przejawem buntu. Mogła nie marnować diamentowej sztyletu na napisy, tylko od razu zająć się tunelem, może ucieklaby wczesniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wyczuwam, że matka Leny to zupdate'owana wersja Amberly (a głównie tego jak absurdalnie była napisana i jej wielkiej miłoździ do męża) oraz papcia Singera (bycia wojownikiem-rebeliantem, nadającym córce imie zupełnie niewskazujace na udział w jakiejś podejrzanej organizacji)" - to...w sumie całkiem niezły opis tej postaci.

      Maryboo

      Usuń
  15. - Hej, Stefan, ta kobieta z celi po lewej pisze na ścianach jakieś rzeczy, może powinniśmy cos z tym zrobić?
    - Nah.
    - Bo jestem prawie pewien, ze nie zrobila tego paznokciami. Może powinniśmy ja przeszukać?
    - Eeee...?
    - Bo jesli jest w posiadaniu jakis ostrych narzędzi, to technicznie stanowi zagrożenie dla mnie i innych straznikow.
    - Przesadzasz.
    - Właśnie przed chwila slyszalem odglosy uderzania metalowym przedmiotem o mur. Wiesz, widziałem w życiu parę heist movies...
    - Zbyszku, skarbie. Idz zrób sobie melisę. Mały Brat nie płaci za myślenie. A teraz wybacz, ale idę sobie pociagac więźniów na smyczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, to by zakładało, że przynajmniej jeden Zbyszek interesuje się tym, co się dzieje w celach...

      Maryboo

      Usuń
  16. Dobra, to teraz ja. Będzie bardzo teambrianowo.
    1

    Tymczasem Alex idzie dalej i nagle słyszę, jak szybko wciąga powietrze do płuc. Podnoszę wzrok. Stoi zupełnie nieruchomo, a jego twarz z profilu budzi we mnie lęk.
    – O co chodzi? – pytam. Przez chwilę nie odpowiada. Wpatruje się w coś w głębi korytarza, czego nie widzę – w jakieś drzwi, jak się domyślam. A potem odwraca się gwałtownie w moją stronę...
    i wybucha donośnym śmiechem.
    -Co się dzieje!? -Powtarzam pytanie, trochę już poirytowana.
    Alex, zamiast mi odpowiedzieć śmieje się dalej, tak samo jak wtedy, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Wtedy jednak jego śmiech wydawał mi się uroczy, a teraz powoduje, że zaczyna we mnie wzbierać straszne podejrzenie.
    -Alex, powiedz coś wreszcie! -Błagam go, zapominając o resztkach ostrożności.
    I Alex się odzywa. ale nie do mnie.
    -Ty to widzisz, Zbychu!? -kwiczy, nie mogąc przestać się śmiać -Ona się dała na to nabrać! Mówiłem ci, że to idiotka, ale nie myślałem, że aż taka!
    To jest jak cios tępym narzędziem w tył głowy. Czuję, że cały mój świat rozpada się na drobne kawałeczki. Alex...
    Nie, to nie może być prawda! To mi się tylko śni!
    Ale nic nie wskazuje na to, żebym się miała obudzić.
    -Możemy ją już zabrać? -Chce wiedzieć strażnik, a Alex tylko kiwa głową między jednym a drugim atakiem śmiechu. Tyle dla niego znaczyłam! Tyle, że nawet na mnie nie spojrzał, zajęty swoim głupim chichotem, kiedy strażnik wykręcił mi ręce do tyłu, skuł zimnymi, żelaznymi kajdankami, wepchnął za jedne z drzwi, z pozoru nie różniące się od pozostałych i, co pewien czas popychając lufą pistoletu, poprowadził długim, zaskakująco czystym korytarzem. Byłam zbyt przerażona, żeby się bronić.
    Korytarz kończył się niewielkim, podziemnym parkingiem. Być może stało tam więcej pojazdów, ale mój umysł zdołał zarejestrować tylko jeden -czarną półciężarówkę, ustawioną tyłem dokładnie naprzeciwko wylotu korytarza, z tylnymi drzwiami rozwartymi, jakby chciała mnie pożreć.
    Właź! -Rozkazał strażnik i jeszcze raz dźgnął mnie
    lufą w plecy, tak że niemal odruchowo wskoczyłam do ciężarówki.
    Wtedy mężczyzna zatrzasnął za mną drzwi i znalazłam się w kompletnej ciemności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Przepraszam za zmianę czasu)
      2
      Nigdy w życiu nie widziałam półciężarówki przemierzającej ulice miasta. A jednak właśnie taką jadę i nie sądzę, żebym pod tym względem była wyjątkiem... Droga, którą jedziemy, musi być bardzo wyboista, bo co chwila rzuca mną o ściany. Zaczynam przeczesywać własną pamięć w poszukiwaniu najbardziej wyboistych dróg, jakie widziałam -muszę o czymś myśleć, żeby nie oszaleć -jednak na myśl przychodzi mi tylko kilka ścieżek zbyt wąskich, by zmieścił się na nich samochód oraz... no właśnie. Autostrada w głuszy. Ale dlaczego!? Dlaczego strażnicy krypt wiozą mnie przez tereny odmieńców!? I czemu w ogóle mnie wywożą!? Przecież tacy jak ja powinni właśnie trafiać do krypt, prawda!? Kolejne pytania i kolejne wstrząsy sprawiają, że coraz trudniej mi myśleć... a może to jakiś plan Alexa!? -Odzywa się głos w mojej głowie, chociaż teraz wydaje mi się to absurdalne... to znaczy w to, że to plan Alexa, jestem skłonna uwierzyć, ale nie sadzę, żeby było to dla mnie dobrą wiadomością. Plan Alexa -Plan Alexa -Planalexa -Planalexaplanalexa -kołacze mi się w głowie, w miarę jak robię się coraz bardziej poobijana i obolała, jakby coś nie pozwalało mi uwierzyć, że Alex to po prostu zadufany w sobie oszust i zdrajca. Czy to objawy delirii? Może to właśnie zabiło moją matkę?
      Potem nie jestem w stanie wytrzymać kolejnych uderzeń i monotonne kołatanie wprowadza mnie w stan połowicznego letargu. I w takim właśnie stanie czuję, że się zatrzymujemy, potem przez moje na wpół przymknięte powieki przesącza się ostre, białe światło a czworo krzepkich rąk podnosi z podłogi i wlecze w głąb czegoś...

      Usuń
    2. 3
      Chyba zrozumiałam. Krypty przy płocie były na pokaz. Te są prawdziwe.
      Do zupełnej przytomności doprowadził mnie strumień lodowatej wody i mdły, słodkawy zapach środka odkażającego. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że leżę naga na metalowej kracie, której pręty wżynają mi się w ciało, a nade mną stoi jakaś kobieta w niebieskim uniformie i ze znudzoną miną polewa żółtawą cieczą z gumowego węża.
      -Poddaję panią procedurze dezynfekcyjnej -poinformowała mnie oschle i jakby z wyrzutem, kiedy zauważyła, że próbuję podkurczyć nogi -Proszę się nie ruszać.
      Z metalowej kraty powędrowałam na również metalowy fotel. Zaczynałam dostrzegać szczegóły pomieszczenia, w którym się znajdowałam i poczułam się chyba jeszcze gorzej niż kiedy byłam tylko na wpół przytomna. Kolorem dominującym był stalowoszary, bo też wszystko wokół, łącznie ze ścianami, obite było sterylną, metalową blachą. Nawet, jeśli znajdowały się tutaj narzędzia tortur, nie domyśliłabym się tego, bo wszystko (lub nic) zostało pochowane w zamykanych, sądząc po wprawionych w drzwiczki klawiaturach, na zamek kodowy wielkich szafach. To wszystko bardziej przypominało pokój ewaluacji niż krypty
      i było od nich dużo straszniejsze.
      Później widziałam już tylko kawałek stalowej ściany przed sobą, bo kobieta unieruchomiła mi kark za pomocą czegoś, czego nie zdążyłam zobaczyć, ale miałam wrażenie, że szyję ściska mi imadło. Widocznie uznała też, że rozbudzona jestem zbyt niebezpieczna, bo moje nadgarstki zostały zaraz przytwierdzone do poręczy niewygodnego fotela za pomocą solidnych pasków. Moje przerażenie osiągnęło punkt krytyczny i zaczęło przeradzać się w obojętność. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nawet nie zastanawiałam się, co ta kobieta zamierza mi zrobić?



      Usuń
    3. Wydaje mi się, że moje ostatnie złudzenia co do Alexa opadły wraz z pierwszym kosmykiem moich włosów, to znaczy w momencie,kiedy usłyszałam głośne bzyczenie (wtedy wydawało mi się wręcz upiorne) i poczułam, że mojej głowy dotykają zimne ostrza elektrycznej maszynki do golenia. Dziwne, ale dopiero wtedy w moich oczach pojawiły się łzy.
      Alex tyle razy komplementował moje włosy -a może nie? Niczego już nie byłam pewna -a teraz wydał mnie jakiejś obcej kobiecie, która mnie ich pozbawiła! Łzy zaczęły spływać mi strumieniami po policzkach i -co w tej sytuacji było dużo gorsze -wypływać z nosa jako wodnisty katar. Teraz już wiedziałam -skoro odbierają mi moje włosy, zostanę tu na zawsze! Poczułam, jak w mojej piersi wzbiera najgłośniejszy płacz, jaki dotąd się z niej wyrwał -gorszy, niż wtedy, kiedy mama zginęła, gorszy, niż wtedy, kiedy zabierali Rachel... potem zaczęłam krzyczeć, szlochać, wić się i kopać, dopóki w moje ramię nie została wbita igła, a ja nie straciłam przytomności.

      Usuń
    4. Obudziłam się zupełnie wykończona i dziwnie spokojna. Może to była kwestia podanego mi środka, a może po prostu wyrzuciłam z siebie tyle emocji, że nic już nie zostało, ale szczegóły mojego położenia zarejestrowałam zupełnie obiektywnie i rzeczowo:
      Prawie urzekła mnie nieskazitelna czystość, do jakiej doprowadzili mnie moi wrogowie. Kiedy byłam nieprzytomna, kobieta od dezynfekcji musiała potraktować moje ciało środkiem do depilacji, bo na gładkiej, pachnącej lodowatą żółtą cieczą skórze nie było ani włoska -jedynymi śladami świadczącymi o tym, że nie jestem silikonową lalką były czerwono -brązowe otarcia na nadgarstkach... i moja noga. Prawie zdążyłam zapomnieć o ogromnej ranie na łydce, która po leczeniu Alexa jakimś cudem przestała mnie boleć. Teraz patrzyłam na to, co z niej powstało i zastanawiałam się, co i kiedy ten drań mi podał, że nie czułam bólu.Martwa tkanka była czarna, zupełnie czarna w miejscach, gdzie mój organizm rozpaczliwie próbował zasklepić odsłonięte mięśnie i w niezdrowy sposób różowa i opuchnięta po bokach. Jakim cudem tego nie zauważyłam!? Spróbowałam sobie (cały czas zupełnie spokojnie) przypomnieć, czy kiedykolwiek zwróciłam uwagę na stan mojej nogi i ze zdziwieniem doszłam do wniosku, że nie. Jedyne wytłumaczenie, jakie mi przychodziło do głowy, to że Alex musiał mnie regularnie czymś truć. W innym wypadku może zaczęłabym wyobrażać sobie najbardziej bolesne sposoby, na jakie mój niedawny ukochany mógłby zginąć (i robiłam to później wielokrotnie) w tamtym momencie jednak coś kazało mi patrzeć na rzeczywistość jak na obiekt do analizy. Tak więc na swoje dzieło moi oprawcy narzucili półprzezroczysty błękitny fartuszek, podobny do tego, w którym występujemy podczas ewaluacji. To skłoniło mnie jeszcze raz do stwierdzenia, że brudne, zagrzybione korytarze "krypt" były tylko pokazówką, taką, którą można wystraszyć wycieczki czterolatków. Dopiero wtedy rozejrzałam się na około. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam -moja cela -też nie przypominało brudnych pokoi pokazowego więzienia.
      Tutaj też szara stal była wszystkim: ścianami, podłogą i sufitem pomieszczenia wielkości naszego domowego magazynka na środki czystości. Naszego. Domowego. Kiedy indziej bym się rozpłakała.
      Na całe umeblowanie tej przestrzeni składał się gumowy materac leżący bezpośrednio na podłodze. Żadnej poduszki. Żadnej kołdry. Nawet kibla nie było -w kącie w podłodze wycięto niewielki, kwadratowy otwór, a na ścianie umieszczono elegancką tabliczkę: "Potrzeby fizjologiczne załatwiać do przeznaczonego na to otworu". O mało nie wybuchłam śmiechem. Jacy grzeczni!
      Drzwi były dokładnie dopasowane do ściany, tak, że dopiero po dokładnym przyjrzeniu zdołałam je zauważyć. Wizjera nie było, ale byłam niemal pewna, że wokół mnie czają się drobne oczka wbudowanych w ścianę kamer. I jeszcze była lampa: okrąg jasności wbudowany w sufit. Ciekawe, czy zgaszą ją na noc?
      Nie mając na razie innego pomysłu (i doszedłszy do wniosku, że podłoga jest zimna), położyłam się na zaskakująco miękkim materacu... i wtedy ujrzałam ostatni element wystroju wnętrza, motto mojej celi i motto całego świata, w którym przyszło mi żyć, naniesione proszkowo jaśniejszą stalą na ścianę:
      „Ludzie nienaprostowani są okrutni i kapryśni, brutalni i samolubni, nieszczęśliwi i kłótliwi. Dopiero gdy ich instynkty i pierwotne emocje zostaną poddane kontroli, mają szansę stać się szczęśliwi, wspaniałomyślni i dobrzy.
      Przypomniałam sobie całe swoje dotychczasowe zachowanie i zadałam sobie pytanie, czy w tych słowach nie kryje się jednak prawda. A potem jeszcze jedno, po raz pierwszy w życiu: Czy tę kontrolę musi sprawować remedium, a nie na przykład... ja?


      Usuń
    5. No dobra, teambrianowo miało być później, ale nie sądziłam, że to mi takie długie wyjdzie

      Usuń
    6. Wiecie co? Jest mi autentycznie smutno, że autorzy dzieł tak wątpliwej jakości jak "Delirium" stają się sławni, kiedy nasi czytelnicy regularnie udowadniają, o ile lepsi są w te klocki.

      Wielkie brawa!

      Maryboo

      Usuń
    7. "Wiecie co? Jest mi autentycznie smutno, że autorzy dzieł tak wątpliwej jakości jak "Delirium" stają się sławni, kiedy nasi czytelnicy regularnie udowadniają, o ile lepsi są w te klocki." I to najpewniej z marszu. Wspaniałe

      Usuń
  17. Czyli ten tunel tak jej wyszedł jak poprawiala literę "o"? Czy dobrze wyobrażam sobie że wydrążyła kontura potem tak wypchnęła środek? :D czy moze jednak wydrążyła środek? W obu przypadkach użycie wisiorka wydaje się być absurdalne....
    Ale juz abstrahując od tego... Tak coś czułam przyostatnim rozdziale, ze robienie więzienia na granicy z głuszą to dość debilny pomysł. Rozumiem, że tylko fakt, że odmiency inteligencja dorównuja małemu bratu sprawia, ze jeszcze nie odbył się szturm na krypty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rozumiem, że tylko fakt, że odmiency inteligencja dorównuja małemu bratu sprawia, ze jeszcze nie odbył się szturm na krypty?" - to przede wszystkim, ale istnieje jeszcze jeden powód, a mianowicie: gdyby Odmieńcy już dawno poszli po rozum do głowy, Oliver nie mogłaby wprowadzić w kolejnych tomach pewnego wątku spod znaku Deus ex machina.

      Maryboo

      Usuń
  18. Jak dla mnie wydłubanie przejścia za pomocą wisiorka, to jeden z największych idiotyzmów w tej trylogii. Największy dlatego, że jest to coś, co wywołuje facepalm, bez żadnego zastanawiania się czy analizowania.
    Eva

    OdpowiedzUsuń