niedziela, 25 marca 2018

Rozdział XXIV



Czym jest piękno? Piękno jest niczym więcej niż trikiem, złudzeniem. Wynikiem pobudzenia cząstek i elektronów zderzających się w gałkach ocznych, ich przepychanką w twoim mózgu, gdzie zachowują się jak gromada podekscytowanych uczniów mających zaraz wybiec na przerwę. Czy pozwolisz, by tak cię mamiono? Czy pozwolisz się oszukiwać?

Ellen Dorpshire, O pięknie i fałszerstwie, „Nowa Filozofia”



Przepraszam bardzo, ale porównania, jakich używa Oliver, są tak nietrafione, że aż zabawne.


Dzisiejszy rozdział będzie krótki i nudny. Można go streścić w ten sposób: Lena wyjawia Hanie swój zamiar ucieczki, przyjaciółki żegnają się na forever.



Gdy przybywam na miejsce, Hana już stoi oparta o drucianą siatkę otaczającą bieżnię. Ma odchyloną głowę i zamknięte oczy. Rozpuszczone włosy rozlewają się na jej plecach, są niemal tak białe jak słońce. Zatrzymuję się kilka metrów od niej, pragnąc zapamiętać ją dokładnie taką jak teraz, zachować w umyśle ten obraz na zawsze. Wtedy Hana otwiera oczy i dostrzega mnie.

– Jeszcze nie zaczęłyśmy biegać – mówi, odpychając się od ogrodzenia i ostentacyjnie spoglądając na zegarek – a już jesteś druga.

– Mam to traktować jako wyzwanie? – pytam, pokonując ostatnie dzielące nas metry.

– To po prostu stwierdzenie faktu. – Hana rzuca mi promienny uśmiech, który blednie, gdy podchodzę bliżej. – Jakoś inaczej dziś wyglądasz.

– Jestem zmęczona – odpowiadam. Dziwnie się tak witać bez uścisku czy innych oznak bliskości, mimo że zawsze tak to wyglądało między nami, zawsze tak musiało to wyglądać. Trudno mi uwierzyć, że nigdy jej nie powiedziałam, jak wiele dla mnie znaczy. – To był długi dzień.

– Chcesz o tym porozmawiać? – Spogląda na mnie z ukosa. Opaliła się tego lata. Piegi na jej nosie wyglądają jak konstelacja spadających gwiazd. Naprawdę myślę, że Hana może być najpiękniejszą dziewczyną w Portland, a może i na całym świecie, dlatego czuję ostry ból między żebrami, myśląc o tym, że dorośnie i o mnie zapomni.



Halena to zdecydowanie lepszy i zdrowszy ship niż Lena/Liściostwór.



Rzadko będzie wspominać czas, który spędziłyśmy razem, a kiedy już wspomni, będzie się jej wydawał odległy i nieco absurdalny, jak wspomnienie snu, którego szczegóły zaczęły się już zamazywać.



Dalej nie rozumiem, dlaczego remedium dodatkowo zamazuje wspomnienia sprzed zabiegu do tego stopnia, że utrzymanie przyjaźni staje się bardzo trudne i nagle zaczyna wisieć kumplom, że mieli i pewnie dalej mają ze sobą wiele wspólnego. Nie, nieważne, musi być drama!



– Jak skończymy bieg, to kto wie. – To jedyne, co przychodzi mi do głowy. Musisz iść naprzód: nie ma innej drogi. Musisz iść naprzód niezależnie od tego, co się dzieje. To uniwersalne prawo.

– Chyba chciałaś powiedzieć: jak już będziesz gryźć glebę – odpowiada Hana, pochylając się, by rozciągnąć mięśnie. – Trochę za dużo pyskujesz jak na kogoś, kto całe lato przesiedział na czterech literach.

– I kto to mówi. – Odwraca głowę i puszcza do mnie oko.

– Nie sądzę, żeby to, co wyprawiacie z Aleksem, można uznać za ćwiczenia.



Głośniej, Hana, głośniej. To wcale nie tak, że jesteście w miejscu publicznym, gdzie za rogiem może czaić się pani Jadzia.



– Ciii.

– Spokojnie, spokojnie. Nikogo nie ma w pobliżu.

Sprawdziłam. Wszystko wydaje się takie normalne – rozkosznie, cudownie normalne – że od stóp do głów moje ciało wibruje radością, od której kręci mi się w głowie. Ulice są poprzeplatane pasami złotego słońca i cienia, a powietrze przesycone zapachem soli, czegoś smażonego oraz wodorostów wyrzuconych na plażę. Pragnę zatrzymać w sobie tę chwilę na zawsze, zachować ją na dnie serca: moje dawne życie, mój sekret.



Och, ptysiu, gdybyś tylko wiedziała, co cię czeka…





– Berek – mówię do Hany, klepiąc ją w ramię. – Gonisz! 
I zrywam się do biegu, a ona z krzykiem rzuca się za mną. Okrążamy bieżnię i bez zastanowienia czy uzgodnienia trasy kierujemy się w stronę molo. Moje nogi są silne, pewne. Rana po ugryzieniu psa zagoiła się już zupełnie, został jedynie cienki czerwony ślad na łydce, jak uśmiech.








Nie powinnaś mieć już nogi, a przynajmniej paskudną, dużą bliznę, a nie jakąś emotkę na girze. Ale przecież główna bohaterka YA nie może źle wyglądać w bikini, to elementarne.



Lenę cieszy wspólny bieg. Dziewczyny dopadają wreszcie ledwo żywe do plaży.



Piasek jest chłodny, lekko wilgotny. Musiało jednak wcześniej padać, może kiedy byliśmy z Aleksem w Kryptach. Ponowna myśl o tamtej ciasnej celi i słowach wydrążonych w murze, słońcu wpadającym przez literę „O”, jak gdyby świeciło przez teleskop, sprawia, że coś znowu ściska mnie w piersi.



Mnie też ściska. Atak histerycznego śmiechu.



– Nie mogę uwierzyć, że za kilka tygodni nie będziemy się już musiały martwić godziną policyjną – mówi Hana, a potem odwraca głowę w moją stronę. – Dla ciebie to niecałe trzy tygodnie. Szesnaście dni, tak?

– Tak. – Nie lubię okłamywać Hany, więc zakłopotana podnoszę się i siadam, obejmując kolana ramionami.

– Myślę, że całą pierwszą noc po zabiegu spędzę poza domem. Tylko dlatego, że będzie mi wolno. – Hana podnosi się na łokciach. – Możemy się umówić, że zrobimy to razem, ty i ja. – W jej głosie jest błagalna nuta. Wiem, że powinnam powiedzieć po prostu: „tak, jasne” albo „brzmi super”. Wiem, że poczułaby się dzięki temu lepiej, i ja również, gdybyśmy udawały, że życie się nie zmieni.



Wcale nie musi się aż tak diametralnie zmienić… Cholera, zaczynam brzmieć jak zdarta płyta. Ta cała drama z utratą przyjaźni jest tak strasznie sztuczna i niepotrzebna.



Lena nie zamierza mydlić kumpeli oczu i obiecywać, że wszystko będzie po staremu. Co więcej, otwarcie przyznaje, że ma zamiar uciec z Liściastym w knieje i tam śpiewać z Odmieńcami przy ognisku harcerskie piosenki. Hana jest przerażona. Od razu pyta przyjaciółkę, kiedy ma zamiar zwiać.



Waham się tylko przez chwilę. Po tym dniu mam wrażenie, że niewiele wiem o świecie. Jednak tego mogę być pewna. Hana nigdy, przenigdy by mnie nie zdradziła – w każdym razie nie teraz, nie przed tym, zanim wetkną igły w jej mózg i ją zniszczą, zdezintegrują. Uświadamiam sobie, że właśnie w ten sposób działa remedium: rozbija ludzi, odcina ich od nich samych. Kiedy się już do niej zabiorą – będzie za późno.

– W piątek – odpowiadam. – Za tydzień.

Hana ze świstem wciąga powietrze do płuc.

– Chyba żartujesz – powtarza.

– Nic mnie tu nie trzyma.



Myślę, że parę rzeczy by się jednak znalazło, gdyby pomyśleć przez chwilę, ale nic się przecież nie równa cudnemu włosowi Liścioludka i jego muskularnej klacie.



Wtedy znowu na mnie spogląda. Oczy ma okrągłe i pełne bólu i widzę, że ją zraniłam.

– Ja tu jestem.



Ano chociażby. Tylko to w sumie kiepski argument, jeśli weźmiemy pod uwagę przepowiadany tyle razy katastrofalny rozpad przyjaźni, jak tylko zrobią naszym pannom lobotomię. Skoro i tak cała ta piękna przyjaźń ma iść natychmiast w pizdu po zabiegu, to co się będzie dziewczyna przejmować przyszłą ex-kumpelą.



Nagle wpada mi do głowy pomysł – tak absurdalnie oczywisty, że niemal wybucham śmiechem.

– Chodź z nami – mówię.



Lena, ogarnij się. Hanka ma sporo do stracenia, nawet jeżeli przyjmiemy los Odmieńców jako idyllę czy kemping. Przecież to dziewczę jest przyzwyczajone do kasy i luksusów, a ma się pchać w jakieś bory, lasy i spać w szałasie z daleka od cywilizacji? A co gorsza, ona nie ma przecudnej urody truloffa, który mógłby nią odpowiednio w Głuszy manipulować.



Hana z niepokojem rozgląda się po plaży, lecz wszyscy zniknęli: staruszek podreptał dalej, jest już w połowie plaży, więc nie może nas słyszeć.

– Mówię poważnie, Hana. Możesz iść z nami. Pokochasz Głuszę. Tam jest niesamowicie. Są tam całe osady...



Ehehehehehehehehehehe...



– Byłaś tam? – przerywa mi ostro.

Oblewam się rumieńcem, uświadomiwszy sobie, że nie powiedziałam jej o nocy spędzonej z Aleksem w Głuszy. Wiem, że to również uzna za zdradę. Dawniej mówiłam jej o wszystkim.

– Tylko raz. I tylko przez kilka godzin. Tam jest niesamowicie, Hana. W ogóle nie tak, jak sobie wyobrażałyśmy. A granica... to, że w ogóle możesz ją przekroczyć... Tyle rzeczy jest zupełnie innych niż to, co nam mówiono. Okłamywali nas, Hana. 


Nie będę niczego zdradzać, więc tylko powtórzę, że to, co widziała Lena ma się nijak do tego, co zobaczymy w następnych tomach, więc albo Oliver tego nie przemyślała, albo Simorośl jest ostatnim kłamcą i pokazał dziewczynie tylko taki kawałek obrazu życia Odmieńców, żeby ją omamić. Zresztą i tak się pewnych rzeczy już domyślacie z naszych aluzji, więc to żaden spoiler.



Przez chwilę emocje nie pozwalają mi mówić. Hana spuszcza głowę, bawiąc się nitką w szwie swoich spodenek.

– Moglibyśmy uciec razem – powtarzam delikatnie. – We trójkę.

Przez długi czas Hana nic nie odpowiada, spogląda tylko na ocean, mrużąc oczy. Wreszcie kręci głową niemal niedostrzegalnym ruchem, rzucając mi smutny uśmiech.

– Będę za tobą tęsknić, Lena – odzywa się, a mnie coś łapie za serce.

– Hana... – zaczynam, ale ona mi przerywa.

– A może i nie będę. – Podnosi się na nogi, otrzepując piasek z szortów. – To w końcu jedna z obietnic remedium, nieprawdaż? Zero bólu. W każdym razie bólu tego rodzaju.

– Nie musisz przez to przechodzić. – Gramolę się do góry.

– Chodź z nami do Głuszy.

Hana wybucha głuchym śmiechem.

– I zostawić to wszystko? – Wskazuje ręką wokół siebie.

Wiem, że trochę żartuje, ale tylko trochę. Mimo całej swojej gadaniny, zamiłowania do nielegalnych imprez i zakazanej muzyki, Hana nie chce porzucać tego życia, tego miejsca: jedynego domu, jaki zna. Jasne, ona ma tutaj wszystko: rodzinę, przyszłość, dobrą parę.



No właśnie. Dziewczyna nie ma powodów, żeby rzucić wszystko w cholerę, a jej wcześniejsze wybryki to był jedynie ostatni bunt przed zabiegiem i wygodnym życiem.



Ja nie mam nic.



No już nie przesadzaj. Masz nienajgorszą rodzinę, która o ciebie dba, jest też Gracie, która jako jedyna ci nie podpadła samym swym istnieniem, sparowana zostałaś może nie z adonisem, ale z całkiem miłym chłopcem, no i masz tutaj zapewnione podstawowe potrzeby dzięki cywilizacji. Wiem, że wszystko blednie przy magii bożka jesieni, ale twoje górnolotne jęczenie to typowe objawy choroby zwanej drama llamą. Przy niej ADN to pikuś.



Kąciki jej ust drżą. Spuszcza głowę i zaczyna grzebać nogą w piasku. Chciałabym sprawić, by poczuła się lepiej, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Za to czuję w piersi nieznośny ból. Mam wrażenie, że na moich oczach znika całe moje życie z Haną, cała nasza przyjaźń: imprezy połączone z nocowaniem u siebie, zakazane miski popcornu o północy; wszystkie te dni, kiedy ćwiczyłyśmy do ewaluacji, a Hana podkradała stare okulary swojego taty i waliła w biurko linijką za każdy razem, gdy udzielałam złej odpowiedzi, i zawsze w połowie zaczynałyśmy się dusić ze śmiechu; dzień, kiedy uderzyła pięścią w twarz Jillian Dawson, ponieważ Jillian stwierdziła, że moja krew jest skażona; jedzenie lodów na molo i marzenia o tym, żebyśmy po sparowaniu mieszkały w identycznych domach, tuż obok siebie. Wszystko to zostaje wessane w nicość jak piasek porwany przez prąd.



I tak przecież zostałoby wyssane, gdyby zrobili wam ping magiczną maszynką!



– Wiesz, że tu nie chodzi o ciebie. – Muszę przepychać słowa obok guli w gardle. – Ty i Grace jesteście jedynymi osobami, które są tu dla mnie ważne. Nic innego... Wszystko inne jest niczym.



W obliczu Liściostwora. No i może ewentualnie szansy na znalezienie matki, ale jakoś nie sądzę, żeby to był główny powód.



– Hana, oni... oni zabrali moją matkę. – Początkowo nie zamierzałam jej tego mówić, w ogóle nie chciałam o tym rozmawiać. Ale słowa same wyszły z moich ust. Hana gwałtownie odwraca głowę w moją stronę.

– O czym ty mówisz?

Opisuję jej wizytę w Kryptach. O dziwo, moja opowieść jest całkiem spójna. Po prostu relacjonuję jej wszystko ze szczegółami. Mówię o Oddziale Szóstym, ucieczce, celi i napisach. Hana słucha w milczeniu. Nigdy nie widziałam jej tak skupionej i poważnej. Kiedy kończę, twarzy Hany jest biała. Dokładnie tak jak wtedy, gdy byłyśmy małe i nie kładłyśmy się spać do późna w nocy, próbując wystraszyć się nawzajem opowieściami o duchach. Zresztą w jakiś sposób historia mojej mamy jest opowieścią o duchach.

– Przykro mi, Lena – mówi, ledwie szepcząc. – Nie wiem, co mogłabym innego powiedzieć. Tak mi przykro.

Kiwam głową, wpatrując się w ocean. Zastanawiam się, czy to, czego się dowiedzieliśmy o innych częściach świata – tych nieleczonych – jest prawdą, czy są takie dzikie, pogrążone w chaosie i bólu, jak zawsze nam mówiono. Jestem prawie pewna, że i to jest kłamstwem. Łatwiej mi, pod wieloma względami, wyobrazić sobie miejsce takie jak Portland – miejsce z własnymi murami, barierami i półprawdami, gdzie jednak miłość wciąż się tli, choć niedoskonale.

– Więc widzisz, dlaczego muszę uciec. – To nie jest pytanie, jednak Hana kiwa głową.

– Tak. – Otrząsa się, jak gdyby próbowała obudzić się ze snu. A potem odwraca się w moją stronę. Chociaż oczy ma smutne, udaje jej się uśmiechnąć. – Ty, Leno Haloway, jesteś legendą.









– Tak, racja. – Przewracam oczami, ale już mi lepiej. Użyła nazwiska mojej mamy, więc wiem, że rozumie. – Choć może raczej opowieścią z morałem.

– Mówię poważnie. – Odsuwa włosy z twarzy, wpatrując się we mnie uważnie. – Myliłam się co do ciebie. Pamiętasz, co powiedziałam na początku lata? Myślałam, że się boisz. Myślałam, że jesteś zbyt przerażona, by zaryzykować. – Smutny uśmiech znowu zakwita na jej ustach. – Okazuje się, że jesteś odważniejsza niż ja.

– Hana...

– W porządku. – Przerywa mi machnięciem ręki. – Zasługujesz na to. Zasługujesz na więcej.

Nie bardzo wiem, co powiedzieć. Chcę ją przytulić, ale zamiast tego obejmuję ramionami siebie. Znad wody wieje przenikliwy wiatr.

– Będę za tobą tęsknić, Hana – odzywam się po chwili.

Hana podchodzi bliżej wody i czubkiem buta kopie piasek, który wznosi się łukiem do góry i zdaje się zawisać na ułamek sekundy w powietrzu.

– Cóż, znasz mój adres w razie czego. 


Jasne, Lenka będzie wpadać z Głuszy na herbatkę. Chociaż w sumie nie zdziwiłabym się, skoro to takie łatwe.



Stoimy tak przez chwilę, wsłuchując się w szum przypływu zasysającego brzeg, wody toczącej kawałki kamieni: odłamki skał, które przez tysiące lat starły się na piasek. Kiedyś może to wszystko będzie wodą. Kiedyś może to wszystko zostanie wessane przez pył. Aż w końcu Hana odwraca się i mówi:

– Ruszmy się wreszcie. Ścigajmy się z powrotem do bieżni.

– I rzuca się do biegu, zanim zdążę powiedzieć „okej”.

– To nie fair! – krzyczę za nią. Ale wcale nie próbuję jej dogonić. Pozwalam jej biec kilka kroków przede mną i staram się zapamiętać ją właśnie taką: w biegu, śmiejącą się, opaloną, szczęśliwą, piękną i moją. Jasne włosy błyskają w ostatnich promieniach słońca jak pochodnia, jak sygnał przywołujący te wszystkie dobre rzeczy i lepsze dni, które mają nadejść.

Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki Ci, Boże. Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali.



I tym cytatem na miarę Paolo Coelho kończy się rozdział. W następnym odcinku głupota naszych głównych bohaterów wreszcie ugryzie ich w dupska! Do zobaczenia!



Beige

32 komentarze:

  1. Rany,jakie to nijakie...Mogę tylko napisać,ze ta scena jest ładna plastycznie -plaża,włosy Hany...A ta końcówka-nie nie....
    Ty, Leno Haloway, jesteś legendą- no tak,pochwała bohaterki musi być.Płatek śniegu,kurczę.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, a tak w sumie, żaden z mieszkańców Głuszy nie wpadł jeszcze na to, żeby jakoś skontaktować się z innymi państwami? Radio? Internet? List w butelce? Cokolwiek? Jakim cudem tam jeszcze nie powstała piękna siatka przerzucająca ludzi no może nie bezpośrednio do Europy, bo trochę daleko, ale choćby do Ameryki Południowej (Nie jestem pewna, czy Kanada tam istnieje?)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaryzykowałbym, że to dlatego, że autorka jest ze Stanów Zjednoczonych. Wydaje się, że to ukształtowało jej pewne założenia odnośnie świata: np. to, że Stany Zjednoczone pozycję supermocarstwa oraz związaną z nią niezależność od czynników mają praktycznie zagwarantowaną (bo „zawsze były”). Zresztą, wyjęcie spod sądownictwa trybunałów międzynarodowych (MTSprawiedliwości – jurysdykcja uznana tylko na zasadzie zgody wyrażonej od przypadku przypadku, statut MTKarnego nieratyfikowany), możliwość zawetowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZu, itd., kształtują obraz świata, w którym w „sprawy wewnętrzne USA” nikt się nigdy nie miesza.

      (… ale żeby być uczciwy: to przekonanie podziela nie tylko jedna autorka, bo możliwość funkcjonowania USA jako mocarstwa w stanie izolacji jest ważna częścią retoryki np. Prezydenta USA, a „zwyczajne życie” w izolacji jest rutynowo dekonstruowane od sytuacji międzynarodowej.)

      Coś tak, jak Polakom czasami jest trudno zrozumieć, że ich homogeniczność etniczno-językowa to ewenement – i to należny do konkretnego momentu historii – a nie generalna zasada.

      Usuń
    2. Ależ ja generalnie akceptuję założenie, że Stany dałyby radę odciąć się od świata niczym Korea i nikt by się słówkiem nie zająknął, bo w sumie kto? Kupuję to jako element świata przedstawionego. Co innego jednak porządek polityczno-prawny, a co innego rebelianci. Historia mówi, że z każdego zadupia wszechświata, choćby nie wiem jak odciętego od reszty, ludzie próbują uciec i niektórym się to nawet udaje. Znowu, taka Korea chociażby. Stany co prawda są w o tyle "lepszej" sytuacji, że stanowią tu cały kontynent (oj mocno mi się widzi, że w tym świecie nie ma Kanady czy Meksyku...), ale nie takie mury się przeskakiwało ;) No po prostu w głowie mi się nie mieści, że siedzą sobie w tych lasach i przez 50 lat nie trafił im się nikt, kto skleciłby komputer/stację radiową/cokolwiek i nawiązał kontakt z cywilizacją. Albo, nie wiem, niech samolot porwą, statek uprowadzą, kajak zbudują. No cokolwiek wykraczającego poza siedzenie na tyłku. To już rebelianci w "Rywalkach" mieli więcej charyzmy i pomyślunku.

      Usuń
    3. Hej! Trochę sprawiedliwości może. Odmieńcy kradną krowo-leki :)

      Usuń
    4. Tyle, że mi właśnie o to chodzi! Porządek prawny wymieniłem nie dlatego, że powieść dotyczy jakiejś ekstradycji kryminalisty – ale głównie dlatego, że kształtuje percepcje ludzkie na temat „niezależności” własnego kraju :-) I przez „niezależność” mam tu na myśli ogólny wpływ sił zewnętrznych na „zwykłe, amerykańskie życie”, a nie „relacje międzynarodowe” itd.

      Przez media chyba się nie przewijają informacje, że np. „Meksyk wyraziło zaniepokojenie dostępem do broni w USA i możliwością jej przemytu za granicę; zażądał ograniczenia dostępu do broni”, czy „Kanada wyraziła poparcie dla okupujących Malheur National Wildfire Reserve i przysłała kanapki”, itd. - czyli o tym, że reszta świata mogłaby coś zdziałać a propos tego, jak się żyje. I mam wrażenie, że właśnie przez to osobie zamieszkującej Stany łatwiej jest odnieść wrażenie, że realia na realia małomiasteczkowego życia w USA >nikt< sytuacja międzynarodowa nie ma żadnego wpływu. (>Włącznie< z prowadzonymi przez Stany wojnami.)

      Reasumując: IMHO autorka i czytelnicy zwyczajnie przyjmuje taki stan rzeczy za oczywistość. I nie ma sensu w ogóle czytać tej powieści jako sci-fi, a bardziej jako „o, to jest Ameryka, i ma kilka dodatków! (dla dramy!)”. Można jej to wybaczyć: to trochę element konwencji – a trochę „i tak prawie żaden autor amerykański nie pamięta o świecie zewnętrznym” :-)

      Usuń
    5. Zresztą – jak myśleć na poziomie uniwersum – jest też chyba ten problem, że Odmieńcy (chyba) nie mają komórek, ani zaawansowanych środków komunikacji, którymi mogliby stworzyć jakieś podstawy organizacji. Przez którą to organizację z kolei ktoś mógłby uwiarygodnić Plastikowej Simorośl („tak, znamy go, jest nasz”)i. Może się okazać, że Mały Brat rutynowo wysyła tą trasą swoich śpiochów – albo, co gorsza, od lat też stosuje prowokacje i robi „false flag attack-i”, żeby Kanada i Meksyk… no, były >mocno< sceptyczne do przybyszy. I jak taki PŚ – bez >jakiegokolwiek sposobu< pokazania, że jest, kim się wydaje – ma zapatrywać się na to jako b. dobrą opcję?

      ... zwłaszcza, że w aktach jest uleczony i ma jakieś security clearance ;)

      Usuń
    6. Że Amerykanie mają pewien... własny system myślenia o swojej pozycji w świecie, powiedzmy, to ja wiem. I w sumie trochę im tej "możliwości" zazdroszczę, bo kiedy ostatnio kleciłam s-f i próbowałam z Europy zrobić wielkie, zamknięte na świat mocarstwo, musiałam nie tyle stawać na głowie, co wręcz na niej podskakiwać. Ale jednak to wszystko jest zdecydowanie za bardzo naciągane, jak dla mnie. Za dużo tu zgadywanek i naprawdę nie rozumiem, czemu czytelnik ma się sam domyślać, czemu te ameby siedzą ciągle za jakimś krzakiem, zamiast zebrać się do kupy i wymyślić coś sensownego. Choćby nawet była to tratwa puszczona na ocean :P PŚ mógłby już z 10 razy przemycić do Głuszy wszystko, co im niezbędne. Plus - w tych lasach musi być coś więcej niż tylko zdezelowane samochody. A to już daje szereg możliwości.

      Usuń
    7. … ale tu >wszystko< jest naciągane! i IMHO nieobecność Kanady jest zupełnie najmniejszym problemem tego ksiopka.

      Jesteśmy chyba prawie jedną książkę w głąb tego ksiopka, a zupełnie podstawowe pytanie („cui bono?”) leży odłogiem zupełnie nieruszone. Nie wiem, jak ty, ale ja do teraz nie mam zielonego pojęcia, „dlaczego” zakazano miłości. Czy była to demokratyczna decyzja ogółu społeczeństwa, które szczerze i rzeczywiście uwierzyło w szkodliwość ADN? Czy za remedium jest odpowiedzialna Big Pharma, której szefostwo zwęszyło interes życia w wycinaniu delikwentom części mózgu? Czy może pół-autorytarna junta stwierdziła, że destrukcja silniejszych więzi społecznych w społeczeństwie pozwoli utrudni organizację oporu wobec ich władzy?, itd.

      I dla mnie sprawa wygląda tak, że w ksiopku >nie wiadomo dlaczego< panuje dziwaczny system społeczny, który charakteryzuje się nie-wiadomo-czym – włącznie z tym, że nie wiem, czy odbywają się np. wybory.

      PS … podejrzewam, że Odmieńcy nie mają lepszego dostępu do paliwa niż obywatele :P więc co najwyżej ładnego krasnala ogrodowego dostanę. I jakakolwiek technologia nie byłaby poukrywana w Głuszy, zniszczona infrastruktura (sieć elektryczna, komórkowa, kable, stacje paliwa itd.) raczej nie pozwala na jej łatwe wykorzystanie.

      Nie mówiąc o tym, że otwarta jazda samochodem może się niezbyt podobać np. dronowi, który postanowił się przelecieć nad głuszą. (Zwłaszcza, że Mały Brat chyba nie jest >aż takim< failem, żeby pozwolić na zbieranie się w rękach odmiennych technologii – czy to służącej do transportu, czy to komunikacji. W końcu w Głuszy większa mobilność jednostek rządowych – związana np. z dostępem do GPSu, do komunikacji między jednostkami, itd. - musi być dużym atutem.)

      Usuń
    8. "I jakakolwiek technologia nie byłaby poukrywana w Głuszy, zniszczona infrastruktura (sieć elektryczna, komórkowa, kable, stacje paliwa itd.) raczej nie pozwala na jej łatwe wykorzystanie."
      Oj tam, oj tam. Tony Stark nie takie rzeczy robił ;)
      Mały Brat jest tak ślepy, że szczerze mówiąc nie zdziwiłoby mnie nawet, gdyby zostawił granice niestrzeżone. Jeśli matka Leny mogła wisiorkiem wyciąć wielką dziurę w ścianie, to równie dobrze Odmieńcy mogą odpłynąć kajakiem, wiosłując w rytm disco polo. I też się nikt nie zorientuje.

      Usuń
    9. Zapewniam, że pewnie tylko czyha na chwilę, gdy Imperatyw każe mu się obudzić i warknąć ;)

      Ale cóż… szczere mówiąc, to mam wrażenie, że dla czytelnika amerykańskiego zwizualizowanie sobie tej sytuacji jest sporo łatwiejsze :P Tak trochę na zasadzie „co się nie zmienia, to jest tak samo, jak jest”. (… co oczywiście nie znaczy, że to ma sens! - ale to tak samo, jak np. to, że ja się wcale nie zastanawiam, jak Remedium zmieniłoby sposób ubierania się, status relacji miedzyludzkich – np. podejście do „dziecięcych przyjaźni” – model zakochiwania się i kilka innych rzeczy.) I to my mamy problem z domyśleniem się, jak ten świat może się poruszać.

      Ale może jako orientalista mam swoje zboczenie zawodowe – i święcie wierzę, że pewne rzeczy mogą być… bardzo różnie odbierane przez ludzi z różnych regionów.

      Usuń
    10. "Ej, a tak w sumie, żaden z mieszkańców Głuszy nie wpadł jeszcze na to, żeby jakoś skontaktować się z innymi państwami?" - nie spoilerując zanadto, w swoim czasie przekonamy się, że PŚ nie odbiega specjalnie intelektem od przeciętnego mieszkańca Głuszy.

      Maryboo

      Usuń
  3. Noga Leny funkcjonuje trochę jak ramię Tris. Obrażenia były dla dramatyzmu

    OdpowiedzUsuń
  4. Powtarzam to po raz milionowy ale jaka z przyjazni Leny i Hany bylaby przyjemna obyczajowka. Zarysowane przez autorke migawki ich znajomosci sa znacznie ciekawsze i bardziej wzruszajace niz te gornolotne frazesy o milosci.
    Pewnie jestem w tym sama, ale tesknie za literatura dla mlodziezy za PRL (mam lat 23), kiedy popularne byly wlasnie takie proste historie o dorastaniu, bez surowki z fantastyki i rozmemlanego Orwella.
    Kieran

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyjaźń Hany z Leną to fajny wątek był, szkoda, że się kończy... Dotąd myślałam, że to Romeo i Julia są jedyną najgłupszą parą kochanków w literaturze. Lena i Truliść zaczynają ich doganiać...
    eksterytorialnysyndrombobra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romeo i Julka mają również tę przewagę nad Lenką i Truliściem, że nie musieliśmy się z nimi użerać przez kilka tomów ;)

      Usuń
    2. E, nie, jak już tak rozpatrywać, to od Romea i Julii jest w literaturze sporo, sporo „głupszych” kochanków. Wystarczy tylko cofnąć się jeszcze bardziej w przeszłość / do innych kultur – bo jak nie wziąć poprawki na to, że współczesny Zachód nie jest jedynym punktem odniesienia, to połowa kochanków w fikcji wydaje się dużo głupsza xP

      Usuń
  6. "Ale wcale nie próbuję jej dogonić. Pozwalam jej biec kilka kroków przede mną i staram się zapamiętać ją właśnie taką: w biegu, śmiejącą się, opaloną, szczęśliwą, piękną i moją."

    "Rozpuszczone włosy rozlewają się na jej plecach, są niemal tak białe jak słońce. Zatrzymuję się kilka metrów od niej, pragnąc zapamiętać ją dokładnie taką jak teraz, zachować w umyśle ten obraz na zawsze." Jak dla mnie to Lena jest w Hanie zauroczona. Kto tak myśli o swojej przyjaciółce? Może tylko ja jestem upośledzona emocjonalnie i nie rozpatruję jak światło wydobywa złote refleksy z włosów moich przyjaciółek.
    "W następnym odcinku głupota naszych głównych bohaterów wreszcie ugryzie ich w dupska!"
    Beige, wydaje mi się, że kłamczysz :)

    rose29


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez mi to pachnie wypartym biseksualizmem conajmniej

      Usuń
    2. " Kto tak myśli o swojej przyjaciółce?"
      Na pewnym etapie życia -zaskakująco duża ilość nastolatków, zwłaszcza, jeśli są wychowywani w środowisku wyłącznie swojej płci. Obiektem zauroczenia na tym etapie bywa też ulubiony nauczyciel/nauczycielka czy też przystojni aktorzy lub postacie literackie. Ten wątek jest prawdopodobny akurat
      eksterytorialnysynrombobra

      Usuń
    3. No dobrze, może faktycznie jest :) Tylko to po prostu zabawnie wygląda gdy Lena z jednej strony zachwyca się Alexem z drugiej Haną :). I zawsze zwraca uwagę na włosy, ale każdemu jego fetysz
      rose29

      Usuń
    4. Może po prostu fetyszem Lenki są złociste refleksy we włosach? ;p Moim fetyszem są włosy długie, gęste i ekstremalnie zadbane xD
      Plus bardzo prawdopodobnym jest, że nastolatkowie odcięci od płci przeciwnej, nawet w 100% heteroseksualni, rozładowują swoje napięcie z kolegami płci tej samej - to de facto jedyna możliwość "sprawdzenia jak to jest" i nie zdziwiłabym się, gdyby tego typu zabawy były powszechne w oliverversum.

      Usuń
    5. "Moim fetyszem są włosy długie, gęste i ekstremalnie zadbane xD". Wreszcie nie tylko ja :)
      "Plus bardzo prawdopodobnym jest, że nastolatkowie odcięci od płci przeciwnej, nawet w 100% heteroseksualni, rozładowują swoje napięcie z kolegami płci tej samej" - Masz rację. Szkoda, że autorka na to nie wpadła. Mogła z tego zrobić bardzo ciekawy wątek.

      rose29

      Usuń
  7. " – Cóż, znasz mój adres w razie czego.
    Jasne, Lenka będzie wpadać z Głuszy na herbatkę. Chociaż w sumie nie zdziwiłabym się, skoro to takie łatwe."
    Nie, będzie do niej pisać listy :D

    OdpowiedzUsuń
  8. „Rana po ugryzieniu psa zagoiła się już zupełnie, został jedynie cienki czerwony ślad na łydce, jak uśmiech.”

    Czy to znaczy, że te wyprawy do Głuszy ileś odcinków temu odbywały się wtedy, kiedy Lena jeszcze ledwo kuśtykała? I nie mogłaby nigdzie pobiec, nawet jeśli zależałoby od tego jej życie?

    „– Cóż, znasz mój adres w razie czego.”

    Zaraz – czy to oznacza, że w Deliriowersum delikwentki na 100% zostają we własnych domach po małżeństwie / podczas nauki na uniwersytecie? (Niby jakieś uniwersytety w Portland są, ale Ivy League – które pewnie byłoby bardziej stosowne dla kogoś o backgroundzie Hany – to nie jest.) Bo przecież i Lena, i Hana są sparowane – i to wygląda na coś, co może (?) zwiastować przeprowadzkę. Głupio zaś byłoby, żeby Lena robiła bezcelowy nalot na dom dwóch wysoko postawionych przedstawicieli systemu, jeśli Hana miałaby się wyprowadzić…

    PS. dopiero teraz sprawdziłem, ilu mieszkańców ma Portland. To miasto – wg Wiki – ma 60 tys. mieszkańców, a trzy razy więcej na „urban area”. Całkiem dużo jak obszar, w którym Pani Jadzia >podobno< zdołała sprzedać wszystkim ploty o rodzinie Leny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czy to znaczy, że te wyprawy do Głuszy ileś odcinków temu odbywały się wtedy, kiedy Lena jeszcze ledwo kuśtykała?" - ciężko powiedzieć, gdyż Lena kuśtykała tylko na tyle długo, na ile było to potrzebne autorce, a więc mniej więcej przez jeden rozdział.

      "Zaraz – czy to oznacza, że w Deliriowersum delikwentki na 100% zostają we własnych domach po małżeństwie / podczas nauki na uniwersytecie?" - nie znaczy, Hanie najwyraźniej zapomniało się, że szukanie jej za kilka tygodni w domu rodzinnym nie byłoby zbyt rozsądną opcją.


      Maryboo

      Usuń
  9. Z analiz dla mnie konkluzja jest prosta - poprawcie, jeśli się mylę: dla Leny PŚ jest tym, czym dla Belki Edzisław, czyli przepustką do innego świata. Utożsamia z nim te piękne wizje hippiskowskiego życia w lesie, pełnej gamy emocji, teraz dołączyła silna motywacja do odnalezienia ukochanej matki. Ona go nie kocha, tylko widzi w nim bramę do tego wszystkiego. Ciekawym plottwistem byłoby, gdyby po zaznaniu prawdziwego życia w buszu, bez podpasek i ibupromu podczas okresu, bez lodówki i prysznica, czy choćby po odnalezieniu matki, nagle odkryła, że nigdy go nie kochała, a z jego ekhem, zapędami które sobie zaspoilerowałam, musiała się męczyć przez x czasu bez możliwości powrotu do cywilizacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z teorią przepustki się zgadzam, z tym że nie jestem pewna, czy Lenę tak naprawdę ciągnie do Głuszy jako takiej. Ona jak dla mnie jest 'in love with love' - tak bardzo podoba jej się sam fakt bycia zakochaną i w niedozwolonym związku, że jest jej w sumie wszystko jedno, kto jest obiektem jej uczuć, jak długo pozwala jej realizować jej uczuciowe fantazje (w PŚ "zakochała się" na dobrą sprawę po jednej krótkiej rozmowie).

      Usuń
    2. Mogę prosić o mały spoiler w związku z tym? Czy Lenka w głuszy będzie miała comiesięczne problemy typu ból podbrzusza i brak podpasek/tamponów, czy tak pfff przyziemna sprawa jak okres nie ma prawa mącić górnolotnej fabuły i głębokich przemyśleń? :D

      Usuń
    3. Tego na razie nie będziemy spoilerować, bo to dosyć skomplikowana kwestia ;)

      Usuń
    4. Ładnie ujęłaś to zakochanie w samym byciu zakochanym - nie podoba mi się jednak to, że każda autorka YA takie pierwsze zauroczenie, które zawsze jest bardzo intensywne i zainteresowanym wydaje się miłością po grób, przedstawia jako wystarczającą motywację do porzucenia dotychczasowego życia. Tutaj Oliver akurat nadrabia motywem zaginionej matuli, dzięki czemu nie dobija do poziomu Stefci, ale nadal: teoria przepustki. Każdy truloff pochodzi z innego świata niż Marysujka, lepszego czy gorszego, po prostu innego, i każda Marysujka w swoich peanach na cześć wspomnianego, skupia się raczej na tym właśnie nowym dla siebie świecie, którego chce być częścią. I wyłania się z tego dość smutny obraz, rzekłabym wyrachowania: traktowania istoty ludzkiej/wampirzej/whatever jako przepustki, która bez funkcji przepustki nie byłaby już tak atrakcyjna. Lenka zapewne w takiej sytuacji wybrałaby komfortowe, cywilizowane życie z sympatycznym i, pomimo zabiegu, pełnym empatii Brianem. Belka bez perspektywy wiecznej młodości w końcu uciekłaby od swojego właśc... faceta. I te przykłady można mnożyć i dzielić dowolnie, w każdej ksiunszce YA schemat jest pięknie powielony pomimo skrajnie różnych światów przedstawionych. Ergo, smutne że bohaterki, z którymi mamy się utożsamiać, są tak wyrachowane.

      Usuń
  10. Nie mogę się doczekać, aż w końcu Panie Jadzie ich nakryją. W końcu!

    Wciąż nie rozumiem, dlaczego ałtorki YA tak się czepiają tego romansu z elementami nafnaturalnymi/postapo. Czy młodzież interesuje tylko Epicki Romans? Mam wrażenie, że ałtorki zapominają, że młode dziewczyny mogą mieć inne marzenia niż znaleźć sobie pięknowłosego napakowanego buca :/

    Miło widzieć te scenki przyjaźni Leny i Hany, szkoda, że ich tak mało. Ałtorki strasznie ignorują inne relacje z ludźmi niż Epicki Romans, ograniczając je do "nie mam znajomych, rodzice nie rozumiejo, a koleżanka jest ładniejsza ode mnie :< :<", a szkoda.

    Leszy

    OdpowiedzUsuń