niedziela, 20 maja 2018

Część I


Kochani czytelnicy, witajcie po przerwie! Stęskniliście się za Leną i jej perypetiami w krainie Małego Brata? Bo ja, szczerze mówiąc, trochę tak. Nie przedłużając zatem, zanurzmy się z powrotem w odmętach absurdu Oliverversum...

...ale najpierw krótka kwestia techniczna. „Pandemonium”, w przeciwieństwie do „Delirium”, nie zostało podzielone przez autorkę na rozdziały, ale na dwa, przeplatające się przez całą książkę, segmenty - „Teraz” i „Wtedy”. Ponieważ poszczególne epizody mają bardzo, bardzo różną długość – mówimy tu o rozpiętości od trzech do osiemdziesięciu trzech stron – postanowiłyśmy z Beige, że nasze analizy rozdzielimy na części, każda po mniej więcej dziesięć stron. Postaramy się, by poszczególne notki były skonstruowane w taki sposób, abyście nie odczuli specjalnej różnicy.

Zaczynamy!


TERAZ

Leżymy z Aleksem na kocu w ogrodzie przy Brooks Street 37. Drzewa wydają się większe i ciemniejsze niż zazwyczaj. Liście są niemal czarne, splecione z sobą tak gęsto, że zasłaniają niebo.

Och, och – wygląda na to, że autorka postanowiła zacząć z wysokiego C i od początku wprowadzić atmosferę niedomówień i tajemnicy. Czy to sen? Wspomnienia Leny? A może nasz bożek jesieni jednak zdołał umknąć porządkowym i zabunkrował się w slumsach?

To raczej nie jest najlepszy dzień na piknik — oznajmia Alex i właśnie wtedy uświadamiam sobie, że coś w tym jest, bo nawet nie tknęliśmy przyniesionego jedzenia. Koło koca leży koszyk pełen nadgniłych owoców, obleziony rojem małych czarnych mrówek.
Dlaczego nie? — pytam. Leżymy oboje na plecach, wpatrzeni w plątaninę liści nad naszymi głowami, gęstą jak mur.

Słowo daję, „Delirium” to chyba jedyna seria na świecie, w której nieodmiennie bawią mnie wszelakie, nawet najniewinniejsze odniesienia do liści.

Scena staje się coraz dziwniejsza; wokół naszych bohaterów zaczynają fruwać płatki śniegu, Lenie nagle zaczyna być przeraźliwie zimno, a Plastikowa Simorośl robi się sztywna, sina i nieruchoma. Na tym etapie czytelnik domyśla się już, że nasza bohaterka zmaga się z jakimś rodzajem koszmaru, zwłaszcza, że po chwili zaczyna desperacko nawoływać PŚ.

Alex - mówię, a potem krzyczę: - Alex!
Leno Morgan Jones!
Wracam do rzeczywistości przy wtórze stłumionych chichotów. Pani Fierstein, nauczycielka fizyki w klasie maturalnej szkoły Quincy Edwards High School dla dziewcząt w Brooklynie, spogląda na mnie surowym wzrokiem.

W swojej analizie „Miasta Kości” Rosalia zwróciła kiedyś uwagę, że matka protagonistki tej serii, Jocelyn Fairchild, doprawdy nie wykazała się specjalną przebiegłością, gdy w ramach zerwania ze swoim dawnym życiem postanowiła przemianować się na Jocelyn Fray. Cóż, wygląda na to, że Lena postanowiła wzorować się na najlepszych, gdy w grę wchodzi sztuka konspiracji.

Myślę, że nie będzie zbyt wielkim spoilerem, jeśli napiszę wprost to, czego wszyscy zapewne domyśliliście się po lekturze owego krótkiego fragmentu – Lena jakimś cudem zdołała z powrotem dołączyć do cywilizacji, przyjmując fałszywe nazwisko...

...i tylko nazwisko. Czy autorka naprawdę uważa, iż jesteśmy tak ograniczeni, że nie domyślilibyśmy się, o kogo chodzi, gdyby nauczycielka zwróciła się do Leny per Jane czy Allison – zwłaszcza, że dopiero co poświęciliśmy niemal dwieście pięćdziesiąt słów na wspominanie Plastikowej Simorośli?
Zachowanie przez dziewczynę swojego prawdziwego imienia to najgłupsze z możliwych rozwiązań, zwłaszcza że jest ono dosyć charakterystyczne; Lena powinna robić, co tylko w jej mocy, by możliwie zminimalizować szansę na bycie zidentyfikowaną jako zbiegła przestępczyni.

Słowo daję, jesteśmy dopiero na drugiej stronie książki, a ja już wiem, że nie będzie lekko.

To trzeci raz w tym tygodniu, kiedy zasnęłam na jej lekcji.

A czy za każdym razem wołasz przez sen PŚ? Bo jeśli tak – szczególnie w obliczu tego, jak przedstawia się twoja spreparowana biografia – to nie bardzo wiem, jakim cudem jeszcze nie zostałaś zaproszona na krótką pogawędkę z...

...hmm, jesteśmy najwyraźniej w Nowym Jorku, a pani Jadzia została wszak w Portland, gdzie dzielnie ściga wrogów systemu (w wolnych chwilach sprzedając sąsiadom kalarepę i trzy marchewki). Mam nadzieję, że szybko znajdziemy jakiś lokalny odpowiednik naszej dzielnej niewiasty.

- Skoro temat stworzenia naturalnego porządku wydaje ci się zbyt nużący - oświadcza - proponuję wycieczkę do gabinetu dyrektorki, może to cię obudzi.

Ja tam proponowałabym raczej wycieczkę do gabinetu szkolnej pielęgniarki – nawet, jeżeli wpadka z głośnym wykrzykiwaniem imienia Plastikowej Simorośli zdarzyła się po raz pierwszy, nastolatka, która regularnie zasypia na lekcjach kilka razy w tygodniu raczej nie jest normalnym widokiem. Z drugiej wszakże strony – być może owa cierpka uwaga ma ukazać bezduszność wyleczonych, którzy nie przejmują się ewentualnymi problemami zdrowotnymi uczniów? Ciężko stwierdzić, ale ponieważ dopiero zaczynamy analizy i jestem nadal wypoczęta po urlopie, jestem skłonna przychylić się do interpretacji grającej na korzyść autorki; zaręczam, że już wkrótce, niezależnie od najszczerszych starań, nie będę w stanie powiedzieć zbyt wiele dobrego na temat tego dzieła.

Zaczęłam naukę w tym liceum zaraz po przerwie zimowej nieco ponad dwa miesiące temu - a już przypięto mi etykietkę klasowego świra. Ludzie unikają mnie, jak gdybym była chora na tę chorobę. Gdyby tylko wiedzieli...

Co – jak już wspomniałam i jak się w przyszłości przekonamy – jest w twojej sytuacji czymś absolutnie niepożądanym, a wręcz niebezpiecznym.

Lena przeprasza za swoje zachowanie:

Odsuwam od siebie wspomnienie koszmaru, odsuwam myśli o Aleksie, o Hanie, o mojej dawnej szkole. Jak najdalej, tak jak mnie nauczyła Raven. Moje dawne życie umarło.

Ale trupa, sądząc po przybranym przez ciebie alias, nadal z przyjemnością dźwigasz na swych barkach.

Pani Fierstein rzuca mi jeszcze jedno spojrzenie — które, jak mniemam, miało wzbudzić we mnie strach — po czym odwraca się w stronę tablicy i wznawia swój wykład o boskiej energii elektronów.

Autorko, uwierz mi na słowo – książka, którą właśnie analizuję, to już i tak jedno wielkie kuriozum. Nie musisz dorzucać dodatkowo do pieca, przypominając nam o tego rodzaju uroczych dziwadełkach z poprzedniej części.

Dawna Lena panicznie by się bała takiej nauczycielki jak pani Fierstein. Jest stara, złośliwa i wygląda jak skrzyżowanie żaby z pitbullem.

Cóż, nie wiem, czy dawna Lena bałaby się pani Fierstein, ale mogę z całą pewnością rzec, że zarówno dawna, jak i obecna Lena najwyraźniej znajduje sporo przyjemności w żywieniu negatywnych emocji w stosunku do osób niespełniających jej wyśrubowanych norm estetycznych (patrz też: Jenny, Brian).

Jest jedną z tych osób, które sprawiają, że remedium wydaje się zbędne — nie można sobie wyobrazić, by była zdolna do miłości nawet bez zabiegu.
Ale dawna Lena również umarła. Pogrzebałam ją. Zostawiłam ją za tamtym ogrodzeniem, za ścianą dymu i ognia.

Jak już wspominałam, może byłabym w stanie w to uwierzyć, gdyby nie fakt, iż najwyraźniej nie potrafisz odkleić się nawet od swego imienia - a nie zdziwiłabym się, gdyby wyszło na jaw, że i do zmiany nazwiska trzeba cię było długo i uparcie przekonywać.



WTEDY

Na początku jest ogień. Ogień w nogach i płucach, ogień szarpiący każdym nerwem i każdą komórką mego ciała. Właśnie tak rodzę się na nowo, w bólu: wyłaniam się z duszącego żaru i ciemności, przedzieram przez wilgotną ciemność pełną dziwnych hałasów i woni.
Biegnę, a kiedy nie jestem już w stanie biec, kuśtykam przed siebie, a gdy i na to nie mam siły, zaczynam się czołgać, posuwać do przodu centymetr po centymetrze, orząc pazurami ziemię, jak robak przedzierający się przez gęstwinę tej niezwykłej dziczy.

Bujać to my, ale nie nas; już ja dobrze wiem, że w twoim wykonaniu „czołgać się centymetr po centymetrze” jest równoznaczne z „bezproblemowo przeleźć ponad kilkumetrową siatką pomimo wszelkiej maści obrażeń”.

Moje narodziny to również krew. Sama nie wiem, jak długo wędrowałam w głąb Głuszy i jak długo przedzierałam się przez las, kiedy zdałam sobie sprawę, że zostałam postrzelona. Jeden z porządkowych musiał mnie trafić, kiedy wspinałam się na ogrodzenie. Kula drasnęła mnie z boku, tuż pod pachą, i podkoszulek zrobił się mokry od krwi.

Ech, biorąc pod uwagę, że po tym, jak Burek pana Miecia niemal odgryzł ci nogę jedynym, co ci dolegało była lekka gorączka i chwilowe nieznaczne utykanie jestem dziwnie pewna, że w obecnej sytuacji twoim największym zmartwieniem może być co najwyżej fakt, że w Głuszy dosyć trudno o proszek do prania.

Miałam szczęście.

Dziewczyno, ty masz przede wszystkim odporność, której mogliby ci pozazdrościć wszyscy komiksowi superbohaterowie razem wzięci.

Rana jest płytka, ale widok krwi i poszarpanej skóry sprawia, że ta nowa rzeczywistość uderza mnie brutalnie, dociera do mnie realność tego nowego miejsca, tej bujnej roślinności, otaczającej mnie ze wszystkich stron, oraz tego, co się stało i co zostawiłam. Tego, co mi zabrano.

Nikt ci niczego nie zabrał, gumisiu, nadal miałabyś dach nad głową i wcale niezłe perspektywy na przyszłość, gdy nie twój kompletny brak wyobra... A, mówisz o PŚ. Nieważne, idźmy dalej.

Choć żołądek mam pusty, wymiotuję. Kaszlę i pluję żółcią na płaskie, lśniące liście, które wyściełają ziemię.

* zamyśla się * Jak sądzicie, czy to jakaś głęboka metafora?

Jakieś zwierzę podchodzi do mnie zaciekawione, a potem szybko znika w plątaninie roślin.

Misiu Yogi, dlaczego?! Ta seria mogła skończyć się znacznie szybciej!

Myśl, myśl. Alex. Myśl, co zrobiłby Alex.



Leno, nie chcę cię martwić, ale o ile nie chcesz w niedługim czasie definitywnie zakończyć swej przygody zwanej życiem, radziłabym jednak poszukać jakiegoś lepszego survivalowego wzorca.

Alex jest tu, tuż obok. Uruchom wyobraźnię.

Dosyć kiepska metoda, biorąc pod uwagę, że gdy ostatnim razem myślałaś o waszym wspólnym życiu w Głuszy, jawiło ci się ono jako nieustanna sesja macanek.

Lena robi sobie prowizoryczny bandaż z kawałka podkoszulka, po czym twardo próbuje przeć naprzód; myśli co jakiś czas uciekają jej do okropnych wydarzeń z ostatniej nocy w Portland, ale dziewczyna nie pozwala sobie na chwile słabości, zmuszając się do wyobrażania sobie, że Plastikowa Simorośl wciąż jest przy niej.

Posuwam się naprzód krok po kroku, zmagając się z cierniami, pszczołami i komarami, przedzierając się przez grube gałęzie, przez chmary małych muszek wiszące w powietrzu niczym mgła.

Ha, patrz pani, jak to brak tru loffa negatywnie wpływa na wystrój otoczenia; podczas pamiętnej randki naszej heroinie nie towarzyszyło nic poza gwiazdami na niebie, PŚ znika ze seny – i nagle insektów jak naplute.

W pewnym momencie trafiam na rzekę. Jestem tak słaba, że o mało nie porywa mnie prąd.

No to...może do niej nie wchodź? Nie ma co bawić się w maratońskie biegi, pani Jadzia tak czy inaczej nie zapuszcza się do Głuszy, jesteś więc względnie bezpieczna – cóż, przynajmniej zakładając, że za chwilę jakieś wygłodniałe zwierzę nie odgryzie ci głowy, ale ponownie, pączusiu: o tego rodzaju urokach życia na gigancie trzeba było pomyśleć zawczasu.

W nocy pada intensywny deszcz, przenikliwy i zimny. Przycupnęłam między korzeniami ogromnego dębu, a ciemność wokół mnie rozbrzmiewa dziwnymi odgłosami — słychać krzyki, sapanie i chrobot niewidocznych zwierząt. Jestem zbyt przerażona, by usnąć. Sen oznacza śmierć.

Okej, trzeba oddać Lenie sprawiedliwość – jest ranna, w szoku i z kiełkującą traumą, która lada chwila może wypłynąć na powierzchnię; nic dziwnego, że niezbyt sobie radzi w tej sytuacji. Ja jednak czuję się w obowiązku zapytać:

Jak właściwie nasza narratorka wyobrażała sobie ucieczkę do Głuszy – to jest, pomijając baśniowe wizje o całodobowym całowaniu rodem z Disneya?

Podczas analiz „Delirium” wielokrotnie znęcałam się nad faktem, że nasza para geniuszy nie pomyślała nawet o zabraniu ciepłych gaci na zimę, ale obecna analiza postawiła przede mną zupełnie nowy, równie problematyczny aspekt całego tego planu, mianowicie: czy Plastikowa Simorośl w ogóle nie podzieliła się z Leną żadną, nawet najbardziej mglistą wizją tego, jak będzie wyglądać ich życie w Zakazanym Lesie? Nie poinformowała jej chociażby, czy w Głuszy znajdują się jakiekolwiek drapieżniki (a jeśli tak, to jak ich unikać)? W jaki sposób zdobywać pożywienie? Jak orientować się w terenie? Zapewne nie – od momentu podjęcia decyzji o ucieczce do samej eskapady minęło zbyt mało czasu...

...co z kolei prowadzi mnie do niezbyt wesołego wniosku, że PŚ przyjął najwyraźniej, że to na jego i tylko jego barkach będzie spoczywać cała odpowiedzialność za ich przetrwanie w dziczy. Oczywiście, Lena i Plastikowa Simorośl planowali początkowo zabunkrować się w dziurawej przyczepie, a nie nocować między korzeniami, ale nie zmienia to faktu, że w przypadku jakichkolwiek problemów (a tych, jak się wkrótce przekonamy, jest w Głuszy co niemiara) dziewczyna tak czy inaczej byłaby, przynajmniej na początku, kompletnie zdana na jego łaskę. Dosyć przerażający scenariusz, jeśli chcecie znać moje zdanie.

Ja, nowa Lena, nie rodzę się tak od razu. Krok po kroku, a potem centymetr po centymetrze. Czołgając się, ze skurczonymi wnętrznościami, czując w ustach smak dymu. Pełzając po ziemi jak robak. To właśnie tak przychodzi na świat nowa Lena.

Cóż, brzmi obiecująco, ciekawe, jak...

Kiedy nie jestem już w stanie posunąć się ani odrobinę dalej, kładę głowę na ziemi i czekam na śmierć.

...Leno, miałaś odrodzić się na nowo, a nie robić cosplay Belli Swan.

Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że Lena, w przeciwieństwie do Belki, ma w tym momencie nieco większe problemy niż sam tylko nastoletni Weltschmerz; wykończona, czuje, że po prostu nie da rady dłużej utrzymać się na nogach, więc poddaje się, w pełni świadoma, że najprawdopodobniej nie przetrwa nocy.

Jestem w czarnym tunelu wypełnionym mgłą i się nie boję. Alex czeka na mnie po drugiej stronie. Stoi tam, z uśmiechem na ustach, skąpany w blasku słońca.

Jestem zawiedziona, ani słowa o kolorze włosów? Autorko, pamiętaj, ostatnią wzmiankę na ten temat mieliśmy w poprzednim tomie!

Lena mdleje, a gdy po jakimś czasie odzyskuje świadomość, słyszy, że ktoś ją woła; w pierwszej chwili ma nadzieję, że to PŚ, ale na szczęście dla nas okazuje się, że głos należy do nieznanej jej kobiety. Nieznajoma zaczyna poić naszą bohaterkę, jednocześnie powtarzając Lenie, że jest bezpieczna:

Rozpuszczone czarne włosy wyglądają jak namiot wokół mojej twarzy. Kobieta. Nie, raczej dziewczyna — z wąskimi, zaciśniętymi ustami, zmarszczkami w kącikach oczu i rękami szorstkimi jak kora wierzby i wielkimi jak bochny chleba. W głowie pojawia się myśl: dziękuję; matka.

Pozwólcie, że doprecyzuję; Lena majaczy, ową niewiastą wcale nie jest pani Haloway. No nie myślicie chyba, że ręce rodzicielki Mary Sue zostałyby porównane do bochenków chleba...?

- Jesteś bezpieczna. Wszystko w porządku. Nic ci nie jest.
Właśnie takie muszą być pierwsze doświadczenia nowo narodzonych dzieci: są spragnione i bezradne, kołysane w czyichś ramionach.

Biorąc pod uwagę, w jakim uniwersum żyjesz, obstawiałabym raczej, że pierwsze doświadczenia niemowląt obejmują tu raczej jedynie szybkie i efektowne karmienie/zmianę pieluchy i to wyłącznie po to, aby nikt nie mógł zarzucić matce, że nie wypełnia właściwie swej roli jako naczelna opiekunka Nowego Obywatela.

Gorączkująca Lena zapada w stan półsnu; od czasu do czasu rejestruje w swym otoczeniu jakiś ruch, słyszy głosy, wyczuwa, że ktoś ją przenosi lub przykłada jej coś zimnego do twarzy. Bohaterka zauważa też, że za każdym razem, gdy się budzi, przy jej boku znajduje się owa ciemnowłosa dziewczyna, uspokajając ją i chłodząc ręcznikiem.

Pomiędzy tym są sny, jakich nigdy wcześniej nie miałam, brutalne, pełne wybuchów. Widzę w nich topniejącą skórę i zwęglone szkielety. Alex już do mnie nie przychodzi. Ruszył przodem i zniknął na końcu tunelu.

Skarbie, przykro mi to mówić, ale to nie sen, lecz wspomnienie owej nocy, kiedy to zostałaś spałowana przez panią Jadzię po tym, jak Plastikowa Simorośl dała w długą.

Gorączka w końcu ustępuje i Lena budzi się na dobre:

Jeszcze przed otwarciem oczu dociera do mnie szczęk talerzy, zapach smażonego jedzenia i pomruk głosów.

Wiecie co? Właśnie uświadomiłam sobie że do kategorii „pewne słowa już zawsze będą wzbudzać w tobie chichot” obok pozycji „liście” muszę dołożyć wszelkie rozdaje naczyń i sztućców. Dlaczego – dowiecie się już wkrótce.

Owe swojskie, domowe dźwięki sprawiają, że Lena w pierwszej chwili jest przekonana, że nadal znajduje się u Carol, ale wnet przypomina sobie zabawę w „Szybkich i wściekłych” z PŚ i postrzelenie tegoż przez Hipolita.

A swoją drogą...

Potem wracają wspomnienia — ucieczka z Aleksem, atak policji, samotne noce i dnie w Głuszy

„Noce i dnie”? Mam rozumieć, że postrzelona, poważnie poobijana, chora Lena spędziła co najmniej dwie doby, włócząc się po Głuszy – bez żadnych zapasów, planu, broni?

...Słowo daję, ta dziewczyna jest zrobiona ze stali.

(…) otworzywszy oczy, próbuję się podnieść na łóżku. Ale ciało nie chce mnie słuchać. Jedyne, co jestem w stanie zrobić, to unieść głowę. Mam wrażenie, że moje członki są z kamienia.

Może i bym się przejęła twoją sytuacją, gdyby nie fakt, że najwyraźniej jesteś Meyepirem w przebraniu i znając życie, już za pięć minut będziesz w wystarczająco dobrej formie, by brać udział w triathlonie.

Czarnowłosa dziewczyna, która mnie znalazła i sprowadziła tutaj — gdziekolwiek teraz jestem — stoi w kącie, obok wielkiego kamiennego zlewu. Odwraca się, kiedy słyszy poruszenie na łóżku.
Spokojnie — mówi.
Wyjmuje ręce ze zlewu, mokre aż po łokcie.

Zlewy mają odpływy. Biorąc pod uwagę, czego się wkrótce dowiemy o najnowszych warunkach mieszkaniowych Leny, mam wrażenie, że rozsądniejszą opcją byłoby zmywanie naczyń w misce, bez ryzyka, że cenne zasoby uciekną nam przez otwór.

Oszołomiona Lena wypytuje nieznajomą opiekunkę, gdzie też się znajduje, ta zaś określa obecne położenie Leny mianem „azylu”.

To znaczy... czy jestem w Głuszy?
Cień czegoś dziwnego przelatuje przez jej twarz, możliwe, że podejrzenia.
Owszem, jesteśmy w wolnej strefie — odpowiada powoli, a potem wstaje i znika w ciemnych drzwiach.
Z głębi domu słyszę niewyraźne głosy. Czuję przelotnie ukłucie strachu, zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, wspominając o Głuszy, czy jestem tu bezpieczna. Nigdy wcześniej nie słyszałam nikogo nazywającego ziemię niczyją „wolną strefą".

Swoją drogą, wyobraźcie sobie tylko ten plot twist, gdyby okazało się, że rządowe patrole rozsiane są, jak Pan Bóg przykazał, po całej Głuszy (a Plastikowa Simorośl nie wpadła tylko dlatego, że Hipolit i reszta towarzystwa zbyt dobrze się bawią, obserwując go na nagraniach monitoringu), w związku z czym Lena już za chwilę zakończy swoją zabawę w Małego Buntownika z biletem w jedną stronę do Krypt...

No, ale doskonale wiedząc, że tak nie jest, muszę zapytać: po diabła nasza nowa pacynka robi takie tajemnice z ich położenia? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że Lena jest zbiegiem, i to zbiegiem, który sporo przeszedł, więc nie ma powodu, by dodatkowo ją konfundować. Co jest niby takiego obraźliwego w nazwie „Głusza”? Wszak Plastikowa Simorośl, która się tu urodziła, nie miała z nią żadnego problemu.

Jednak nie. Kimkolwiek oni są, muszą być po mojej stronie. Uratowali mnie, byłam zdana na ich łaskę przez wiele dni.

Co oznacza zaledwie, że mają serca na właściwym miejscu i uznali, że nieelegancko byłoby pozwolić ci skonać w lesie. Nie masz żadnych powodów podejrzewać, że są po twojej stronie, a nawet że w ogóle istnieją tu jakiekolwiek strony; jest spora szansa, że czekają tylko, aż nieco się wyliżesz, by móc odesłać cię precz bez wyrzutów sumienia i nie obciążać się kolejną gębą do wykarmienia.

Cały pokój jest z kamienia: surowa kamienna podłoga, kamienne ściany, na których miejscami widać cienką warstwę grzyba, i staromodny kamienny zlew wyposażony w zardzewiały kran, który najwyraźniej nie był używany od lat. Leżę na twardym, wąskim łóżku polowym, pokrytym zniszczonymi kołdrami. Ono, kilka blaszanych wiader w kącie pod nieczynnym zlewem oraz drewniane krzesło stanowią całe wyposażenie pokoju. Nie ma tu okien, nie ma też lamp — jedynie dwie latarenki na baterie wypełniają pokój wątłym niebieskawym światłem.

Przyzwyczajcie się, kochani; w tych analizach będziemy zamieszczać bardzo wiele cytatów z opisami świata przedstawionego, abyście na własne oczy mogli zauważyć, jak wielka przepaść dzieli wizje Głuszy z „Delirium” z rzeczywistością zaprezentowaną w „Pandemonium”; przepaść, ośmielam się rzec, w dużej mierze niezamierzona i która powiększając się, systematycznie stawiać będzie naszego jesiennego ludka w coraz gorszym świetle. Póki co zanotujmy, że w azylu najwyraźniej ciężko o jakiekolwiek sprzęty domowe.

Do jednej ze ścian przybity jest mały drewniany krzyż z zawieszoną na nim postacią mężczyzny. Poznaję go — to symbol jednej z dawnych religii, z czasów sprzed remedium, aczkolwiek nie pamiętam już, której.

… Że co?

Lena... nie rozpoznaje krucyfiksu? Pomimo tego, że chodziła do szkoły świętej Anny, została nazwana po postaci z Biblii i w swoim czasie przytoczyła nam twórczo przerobiony fragment tejże? Czy Pismo Święte w Oliverversum ogranicza się do fanfików na podstawie Starego Testamentu?

O co tu chodzi, na wszystko, co dobre i piękne?

Nagle przypomina mi się trzecia klasa szkoły średniej, lekcja historii Stanów Zjednoczonych, kiedy to pani Dernier spoglądała na nas spoza tych swoich ogromnych okularów, stukała palcem w otwarty podręcznik i mówiła: „A widzicie? Widzicie? Popatrzcie na te wszystkie dawne religie, na każdym kroku splamione miłością. Cuchnęły delirią, ociekały nią". I oczywiście wtedy wydawało się to okropne, i prawdziwe.



...Nie. Wiecie co? Nie. Poddaję się. Oficjalnie nie mam pojęcia, co tu się wyrabia. Tu już nie chodzi nawet o to, że autorka lepi sobie jakąś dziwaczną hybrydę złożoną z pseudoreligii i pseudonauki; ona zaczyna zaprzeczać nawet własnej, od początku zresztą ledwo trzymającej się kupy, wizji”.

Skoro najwyraźniej religia jako taka jednak jest czymś niewłaściwym ze względu na to, że w ten czy inny sposób wiąże się z miłością...to po diabła w ogóle kultywować ją w swojej anty-uczuciowej dystopii? Czemu to niby ma służyć? Na co ten cały kult świętych i wszelakie przypowieści? Po co opowiadać o miłosiernym Bogu, wybaczającym błądzącym, jak miało to miejsce w rozdziale siódmym poprzedniego tomu? Dlaczego, skoro już najwyraźniej Mały Brat koniecznie chciał mieć jakąś namiastkę duchowości, nie skupić się na tej nieszczęsnej litanii do tablicy Mendelejewa i inszych modłach do związków chemicznych? Głupie czy nie, przynajmniej byłaby w tym jakakolwiek konsekwencja!



Miłość, najbardziej zdradliwa choroba na świecie.
Miłość, zabije cię... Alex.
Zarówno wtedy, gdy cię spotka... Alex.
Jak i wtedy, kiedy cię omija. Alex.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: Dowiadujemy się nieco więcej o azylu i jego mieszkańcach.

Zostańcie z nami!

Maryboo

28 komentarzy:

  1. Och, jak ja się stęskniłam za analizami! Witamy z powrotem!

    Mam wrażenie, że autorka nigdy nie była w lesie. Wrzaski zwierząt? Niby jakich? Może chodziło jej o wilki? Ale one nie wrzeszczą, tylko wyją. I ja wiem, że Lena jest spanikowana i odbiera wszystko nieco inaczej, ale na bora, w nocy las nie jest głośny, wręcz przeciwnie. Zwierzęta mają znacznie więcej rozumu niż bohaterowie tej książki i nie będą wrzaskami pokazywać swojej obecności, aby pochwycił je jakiś drapieżnik!
    Tym bardziej, że dodatkowo pada deszcz - podobnie jak ludzie, zwierzęta nie lubią jak im kapie na głowę i zwykle gdzieś się chowają.
    A we fragmencie z pszczołami - to się dzieje w nocy, czy w dzień? Mam wrażenie, że w nocy (w końcu gdy Lena i PŚ uciekali, wciąż było ciemno), co ponownie sprawia, że scena staje się kuriozalna. Pszczoły nie latają po zmroku. Gdy spada temperatura wracają do ula! Ale z drugiej strony Lena wspomina później o dniach i nocach, więc równie dobrze słońce mogło już wstać i autorka zapomniała nam o tym powiedzieć.

    I ile lat ma czarnowłosa bohaterka? Bo najpierw Lena nazwała ją kobietą, ale szybko się poprawiła i określiła ją jako dziewczynę - tyle tylko, że potem uraczyła nas opisem zmarszczek w kącikach oczu. No to chyba jest tą kobietą... - nastolatki nie mają kurzych łapek. Ale najwidoczniej życie w Głuszy jest niezwykle ciężkie, przez co już w wieku dziesięciu lat dłonie są tak zniszczone, że są pomarszczone jak kora drzewa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarnowłosa istota ma lat 23. Ale ponieważ (przynajmniej zdaniem autorki, a co za tym idzie, narratorki) jest Niezwykle Dojrzała i Doświadczona Przez Los, musi wykazywać oznaki stereotypowego zniszczonego przez życie buntownika.

      Usuń
    2. Tylko tyle?! Gdyby nie nazwanie jej dziewczyną, serio myślałabym, że ma ponad pięćdziesiątkę. Widzę, że będziemy mieć powtórzenie z Miasta Kości, gdzie Hodge również był opisywany jako staruszek, chociaż liczył mniej lat niż matka heroiny.
      Ale kurze łapki, serio? Zniszczone dłonie jeszcze rozumiem, w końcu bohaterka pracuje fizycznie, a w Głuszy pewnie nie ma rękawic ochronnych. Ale kurze łapki nie pojawiają się dlatego, że ktoś ciężko pracuje, a nawet gdyby, to nie w tym wieku. Bardziej na miejscu byłyby na przykład kręgi pod oczami.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. -Obudziła się? - spytał Hipolit, starając się zachować neutralne brzmienie głosu. Niby to otrzepując niewidzialny pyłek z odzieży, poprawił podsłuch do złudzenia przypominający guzik.
    - Tak, ale majaczy, jest w kiepskim stanie - odparła nowo poznana dziewczyna - Nie mamy czym oczyścić rany, jeśli wda się zakażenie, czarno to widzę.
    - Biedna, biedna - matka Hipolita, Jadwiga, świetnie udawała troskę - Poobijana, co jej się stało?
    - Myślę - dziewczyna ściszyła nieco głos - że dostała się tutaj niedawno. Że uciekła. Nic się tu kupy nie trzyma, bo nie miala przy sobie żadnych zapasów, toreb, tylko te podarte ubrania, ale to jedyne wyjaśnienie.
    - Pytałaś jak ma na imię? - drążył, niby to obojętnie, Hipolit.
    - Chyba mnie nie slyszy, a jesli słyszy, to nie rozumie. Bredzi coś o jesiennych liściach... Co tak patrzysz?
    - Nie, nic - ale Hipolit dobrze pamiętał Liścioludka, który przyniósł mu sławę. Film komediowy, którego Alex był głównym bohaterem, wciąż cieszył się ogromną popularnością. Sequel nie mógł zawieść fanów, zwłaszcza, że do tej pory mało zaangażowana Jadwiga, jako pierwsza zgłosiła się towarzyszyć synowi w podróży do Głuszy.
    -Absolutnie nic - podkreślił Hipolit.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem doprawdy ciekawa, jak w tym tomie będzie rozwijać się historia Hipolita, zwłaszcza, że potencjał w materiale źródłowym jest spory <3

      Usuń
    2. *zaciera łapki*

      Usuń
    3. A ja mam intro do serialu:
      Jedzie na motorze człowiek z liśćmi na głowie
      Nikt go nie uratuje, nikt mu nic nie powie
      Tylko go każdy goni
      Tylko go każdy goni, i już!
      Uważaj, to nie chmury!
      To he-li-kop-te-ry!
      Światła świecą z góry, światła świecą z góry!
      I do tego taka animacja o ucieczce Lenki.

      Usuń
  3. … bu, nie ma wierszyków dla dzieci na samym początku rozdziału :-( Popsuło się, wszystko się popsuło!

    Zaskoczył mnie początek. >Bardzo< mnie zaskoczył. Byłbym skłonny przypuszczać, że w Delirium konieczne będzie posiadanie przez jednostkę niewyleczoną prawnego opiekuna – bo inaczej jak egzekwować wszystkie ograniczenia, których doznają osoby niewyleczone? (Chyba, że ma „przyszywaną” rodzinę, jak Aleks. Ale jeśli to główne modus operandi buntowników, to przecież Mały Brat i pani Jadzia powinny sprawdzać wszystkich 'dalekich krewnych' tak dogłębnie, jak tylko się da.)

    (Dobrze, ja wcale się nie powinienem dziwić. Przecież mowa o serii, gdzie świat przedstawiony jest „dzisiejszą Ameryką, tylko z drobnymi zmianami” - więc pewnie nawet jakiejś większej namiastki ID nie wprowadzili… O takich detalach, jak to, że mogliby mieć np. spisywane dane biometryczne, żeby Mały Brat mógl identyfikować swoich ludzi, już nie wspomnę.)

    >NATOMIAST< jeszcze bardziej mnie dziwi, że można ot tak sobie przyjść do szkoły średniej. Wielki Brat nie ma >żadnych< wymagań odnośnie właściwego toku edukacji? Nie musiała przedstawiać świstków na ukończenie edukacji na niższym poziomie? (Zwłaszcza, że nie ma żadnego powodu, żeby informacje o kwalifikatach delikwentów nie były związane z centralną bazą danych. Jak mają strony internetowe zbierające „niebezpieczne”: mało znane przysłowia i takie-sobie wierszyki, to mogliby też o obywatelach trochę informacji zbierać… :-) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Byłbym skłonny przypuszczać, że w Delirium konieczne będzie posiadanie przez jednostkę niewyleczoną prawnego opiekuna – bo inaczej jak egzekwować wszystkie ograniczenia, których doznają osoby niewyleczone?" - Lena ma "przyszywanych" opiekunów w Nowym Jorku (choć podaje się tam za osobę pełnoletnią). Nawiasem mówiąc, fakt ten wprowadzi do narracji jeszcze więcej zamieszania.

      Co do tożsamości i historii - Lena ma sfabrykowane papiery...co, jak się łatwo domyśleć, będzie tylko kolejną wielką kopalnią faili.

      Usuń
    2. AAAA,to i drukarki w Głuszy mają?Albo zorganizowaną siatkę ludzi,którzy są w stanie je dostarczyć?

      Chomik

      Usuń
    3. To, czego Odmieńcy nie mają, a co mają, to temat na oddzielną opowieść ;)

      Usuń
  4. jest jedną z tych osób, które sprawiają, że remedium wydaje się zbędne — nie można sobie wyobrazić, by była zdolna do miłości nawet bez zabiegu.
    Głęboka pogarda lenki dla społeczeństwa po remedium -cz2
    Niby skąd ona wie, jaka była jej nauczycielka przed podaniem REMEDIUM KOMPLETNIE NIEKIEDY ZMIENIAJĄCEGO OSOBOWOŚĆ?

    Do jednej ze ścian przybity jest mały drewniany krzyż z zawieszoną na nim postacią mężczyzny. Poznaję go — to symbol jednej z dawnych religii, z czasów sprzed remedium, aczkolwiek nie pamiętam już, której.
    Taaa, nie pamięta, z której religii, nie pamięta, co oznacza, ale nazwę to już zna? Dla niej krzyż powinna to być nazwa starożytnego narzędzia tortur (a kto takie rzeczy pamięta, jeśli się nie interesuje?) bądź znaczek x (który nijak nie wyglada jak krucyfiks). Dla porównania: Terry Pratchett (wychowujący się przecież w społeczeństwie, w którym podstawy chrześcijaństwa są powszechnie znane)gdy pierwszy raz jako dziecko (już nie takie małe) zobaczył krucyfiks myślał, że to figurka akrobaty na jakiejś konstrukcji gimnastycznej. Według mnie równie sensowne jest zdanie:
    Zobaczyłam drzewo haluppu stojące nad jakąś rzeką. pochodzi ono ze starej, wymarłej religii, ale nie pamiętam z jakiej.
    A co do tego, że WSZYSTKIE religie opierają się na miłości, i to miłości romantycznej, to... chyba jednak nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Niby skąd ona wie, jaka była jej nauczycielka przed podaniem REMEDIUM KOMPLETNIE NIEKIEDY ZMIENIAJĄCEGO OSOBOWOŚĆ?" - była brzydka, sądzę, że dla Leny to wystarczające wytłumaczenie.

      Usuń
  5. Wow, ten podział na teraz i wtedy jest strasznie idiotyczny. Po co wprowadzać taki zamęt?

    A nie mówiłam, że można na lajcie uciec do innej miejscowości? Nawet imienia nie trzeba zmieniać i nikt cię nie goni. I masz czyste gacie. Najs. Czemu Odmieńcom tyle czasu zajmuje obalenie tego systemu?

    Opis tego lasu przywodzi mi na myśl bardziej jakąś tropikalną dżunglę. Sama Głusza póki co nie taka zła - spodziewałam się warunków z "Klanu Niedźwiedzia Jaskiniowego".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czemu Odmieńcom tyle czasu zajmuje obalenie tego systemu?" - cóż, w tym tomie zaczniemy na własne oczy przyglądać się, jak Odmieńcy pojmują kwestię "rebelii". I naprawdę - Mały Brat może spać spokojnie...

      Usuń
    2. Może po prostu odmieńcy nie chcą obalić systemu? Mają jakąś umowę z Małym Bratem, albo to jakiś ich eksperyment społeczny. Ale pewnie nie :(

      rose29

      Usuń
    3. Szczerze? Trudno jednoznacznie powiedzieć, bo ich działania są tak kuriozalne, że wymykają się wszelkiej logice. Ale osobiście też optuję za teorią zmowy - dlaczego, wyjaśnić będę mogła dopiero pod koniec analiz.

      Usuń
  6. Stęskniliście się za Leną i jej perypetiami w krainie Małego Brata?
    Za Waszym pisaniem się stęskniłam, za tą dziunią i liściastym mniej.
    To trzeci raz w tym tygodniu, kiedy zasnęłam na jej lekcji.
    Nie powinna uważać i się nie wychylać?
    chmary małych muszek wiszące w powietrzu niczym mgła.
    Nooo,akurat to jest w miarę dobry opis.A kiedy się śpi w namiocie w obcym miejscu,to każdy dźwięk się wydaje straszny..
    Ale fajnie,że znów jesteście!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie powinna uważać i się nie wychylać?" - powinna, ale, no cóż...konspiracja Leny to temat na dłuższą opowieść.

      Usuń
  7. Ojej, nie spodziewałam się powrotu do szkoły i generalnie do cywilizacji, myślałam, że zostaniemy uraczeni tomem przedzierania się przez las, nocowania w przyczepie i rozdarcia między nowym truloffem a zaginionym Liściem. No ale po prostu nie spodziewałam się, że Lena może na lewych papierach wbić do innego miasta i wrócić do życia jakby nic się nie stało. Z drugiej strony skoro PŚ mógł, to czemu nie ona. Mam tylko nadzieję, że ona tam wróciła po coś, niech by i to będzie mszczenie/ ratowanie truloffa, a nie tylko tak sobie, bo autorce tak pasowało z fabułą, co mam wrażenie, miało miejsce z Liściem.
    W ogóle Lena występuje tutaj już jako osoba pełnoletnia, tak? Czyli oficjalnie jest po zabiegu czy przed? Logiczne jest, że po, żeby nie zaczęli się jej znowu czepiać, ale w takim razie nie powinna już zakończyć edukacji? No i skoro jest w systemie szkoły, to powinna być też w oficjalnych systemach tego miasta, a więc na zdrowy rozum powinna mieć znowu losowanego męża. Chyba że podała, że jest już z kimś sparowana? No ale tak czy inaczej ślubu też nie będą mogli odkładać w nieskończoność.
    Mam nadzieję, że na te wszystkie pytania padną jakieś odpowiedzi, ale dla mnie to jest tak nielogiczne, żeby skoro już koniecznie Lenę trzeba wysyłać do cywilizacji, robić z niej uczennicę, zamiast wejść w rolę pracującego młodego dorosłego jak PŚ.

    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W ogóle Lena występuje tutaj już jako osoba pełnoletnia, tak? Czyli oficjalnie jest po zabiegu czy przed? Logiczne jest, że po, żeby nie zaczęli się jej znowu czepiać, ale w takim razie nie powinna już zakończyć edukacji?" - zabieg przeprowadza się w osiemnastkę, spora część młodzieży jest zatem wyleczona przed skończeniem szkoły i taką też wersję przyjęła Lena.

      "Mam nadzieję, że na te wszystkie pytania padną jakieś odpowiedzi" - paść padną, ale czy cokolwiek wyjaśnią...no cóż ;)

      Maryboo

      Usuń
  8. Hurra! Wróciłyście!

    Ale bu, liczyłam że Lenka będzie leżeć dramatycznie w przyczepie Liściastego, gdzie, och, ach, wszystko tak jej go przypomina, zaś pozostali Odmieńcy przynoszą jej jedzenie i pozwalają cierpieć i angstować, w końcu Lena znajduje swojego Jacoba i...

    Swoją drogą, to ciekawe, że motyw "truloff nr 1 znika/odsuwa się na sporą część tomu drugiego a wtedy pojawia się truloff nr 2" jest... dość częsty w YA. Znaczy, okej, nie znam fabuły Pandemonium, ale póki co na coś takiego się zapowiada. Był Śmieszch, w Klątwie Tygrysa też coś takiego było, nie wiem, czy gdzieś już to było przed Meyer, ale w sumie możliwe. Tak to zauważyłam, bo to całkiem ciekawa zależność
    (Mniejsza z tym że pisząc pewne opko całe lata temu też na jakiś czas wysłałam truloffów 1 i 2 gdzieś daleko pod jakimś bezsensownym pretekstem, by Mary Sue mogła się zbliżyć z truloffem 3)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ale bu, liczyłam że Lenka będzie leżeć dramatycznie w przyczepie Liściastego, gdzie, och, ach, wszystko tak jej go przypomina, zaś pozostali Odmieńcy przynoszą jej jedzenie i pozwalają cierpieć" - ku mojej głebokiej satysfakcji, w zasadzie nikt (poza tru loffami, rzecz jasna) w tej serii specjalnie się nad Lenką nie pieści (co nie znaczy, że nie jest ona Mary Sue, no ale nie można mieć wszystkiego).

      Maryboo

      Usuń
  9. Uwaga, uwaga, mam teorię!

    W tym świecie Mały Brat wcale nie jest Małym Bratem, ale Wielkim Bratem, po prostu nie muszą się specjalnie wysilać, bo obywatele są takimi imbecylami, że sami pakują im się w łapki. A dlaczego są imbecylami? Bo dawno temu zaatakował ich jakiś wirus, który pomieszał im w zwojach mózgowych, tym samym pozbawiając inteligencji i instynktu samozachowawczego. To dlatego wszyscy zachowują się tam tak, że mamy ochotę bić głową o blaty biurek.
    Wielki Brat stwierdził jednak, że w ten sposób łatwo sterować gawiedzią, więc zostawił ten stan rzeczy takim jakim jest, z jednym wyjątkiem - wmówił obywatelom, że choroba ma podłoże zupełnie gdzieś indziej. No bo gdyby powiedzieliby prawdę, skończyłoby się na pokazywaniu palcem i mówieniu "ha, a on jest guuuuupi!".
    A kiedy chorobą jest miłość... to zasiewa niezgodę i podejrzenia, poza tym nie przypomina się obywatelom, że są mało inteligentni. No bo gdyby wiedzieli o wirusie, to może zaczęliby się hamować, czy coś... Trudniej byłoby nimi sterować.
    Lepiej, jeśli wariat nie wie, że jest wariatem.
    A cała reszta, na przykład ta dziwna hybryda religii i nauki, to zwykła zabawa Wielkiego Brata, w końcu jeśli nie muszą się wysilać w pilnowaniu ludzi, to zaczyna być nudno. A tak mogą wymyślać sobie takie głupotki i obstawiać, jak bardzo obywatele w nie uwierzą. Stąd też się wzięły te samochody jako krasnale ogrodowe lub amulety. I dlatego też czasami pozwalają niektórym obywatelom na więcej swobody, tak jak Lence i PŚ, bo ponownie, wtedy mają z tego jakąś rozrywkę.
    Oczywiście reszta świata wie o tym wirusie i dlatego trzymają się z dala. Nie chcą się zarazić.

    Oto moja teoria. Ogólnie wpadałam na nią, kiedy zaczęłam się złościć, że zwierzęta w lesie zachowują się głośno zupełnie jakby były na sawannie. A przecież wiewiórka nie stanie na gałęzi i nie zacznie wrzeszczeć, żeby pochwyciła ją sowa... i to dało mi do myślenia. Wszyscy, zarówno ludzie jak i leśne zwierzęta zachowują się jakby nie mieli instynktu zachowawczego. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę powiedzieć, że ta teoria ma sporo sensu.

      Maryboo

      Usuń
  10. Swoją drogą, końcowa sentencja bez słówka miłość:
    zabije cię... Alex.
    Zarówno wtedy, gdy cię spotka... Alex.
    Jak i wtedy, kiedy cię omija. Alex.

    Brzmi dużo ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, gdyby ją ominął, losy Lenki mogłyby potoczyć się znacznie lepiej...

      Maryboo

      Usuń