niedziela, 23 września 2018

Część XVI


TERAZ


Budzi mnie warkliwy głos:
Taca!
(…)
Wiadro! — brzmi następne polecenie i z ulgą, a zarazem i współczuciem obserwuję, jak Julian bierze z kąta blaszane wiadro, które wypełnia celę smrodem uryny.

Niektórzy z Was pisali w komentarzach, że nie mogą się doczekać nieco bardziej... prozaicznej... części niewoli. A zatem, specjalnie dla naszych czytelników - mniej romantyczne aspekty przebywania sam na sam w zamkniętym pomieszczeniu z przystojnym młodzieńcem:

Wczoraj załatwialiśmy się na zmianę. Julian kazał mi się odwracać plecami, zatykać uszy, a do tego mruczeć. Kiedy była moja kolej, mówiłam mu tylko, żeby się odwrócił — ale on i tak zatykał uszy i śpiewał. Ma okropny głos, koszmarnie fałszował, ale za to robił to głośno i radośnie, jakbyśmy się znajdowali w zupełnie innym położeniu.

Cóż, rozwiązanie całkiem w porządku, brak jakichś żenujących/niepokojących wstawek, generalnie jestem na tak.

Nasze gołąbeczki otrzymują trochę papu i puste wiadro, klapka się zamyka, zanim Lena jest w stanie dostrzec jakieś szczegóły.

Posiłek — tym razem jest to mała miska orzechów i kolejna porcja chleba — spożywamy w milczeniu.

Hieny mają doprawdy dziwną wizję wiktu dla więźniów.

Lena je na stojąco, bowiem na skutek ostatnich pogawędek od serca nie czuje się komfortowo w towarzystwie Julka i nie ma ochoty obok niego siedzieć.

Wiem, że to niedorzeczne, ale mam to za złe Julianowi. To on nakłonił mnie wczorajszej nocy do zwierzeń, a nie powinien.

...Za każdym razem, gdy mam wrażenie, że ta dziewczyna nie może mnie już bardziej osłabić swoim zachowaniem, panna Haloway udowadnia mi, jak dalece się mylę. Czy Wy też oczyma duszy widzicie Lenę – bojowniczkę o wolność, która schwytana przez oddziały Małego Brata rzuca oburzone spojrzenie w stronę pani Jadzi, która to Jadzia śmie ciągnąć ją za język i wypytywać o szczegóły rebelii, a przecież wie, jak Lenie ciężko jest trzymać język za zębami i dlaczego namawia ją do złego?!

A jednocześnie to ja wyciągnęłam do niego rękę. Teraz wydaje się to nie do pomyślenia.

Bycie rebeliantką incognito – robisz to źle, Leno.

Lenka i Juleczek chwilę na siebie powarkują, po czym młodzieniec postanawia rozładować atmosferę. Czyni to jednak w nieco...specyficzny sposób:

Mój ojciec mnie stąd wyciągnie. Na pewno wkrótce zapłaci.
Nienawiść do niego znowu we mnie wzbiera. Musi wiedzieć, że nie mam nikogo, kto by mi pomógł się stąd wydostać.

Primo: Jak to „nikogo”? Zgodnie ze swoją oficjalną biografią, masz starszą siostrę i szwagra; to, czy byłoby ich stać na wykupienie cię to osobna kwestia.

Secundo: Jakkolwiek znając charakter Juleczka muszę lojalnie powiedzieć, iż raczej nie próbował tu przechwalać się, że tylko jego starego stać na ewentualny okup, trudno mi nie sympatyzować w tym momencie z Leną, bo faktycznie zabrzmiało to trochę tak, jakby młody Fineman chciał podkreślić, że nawet w kiciu są równi i równiejsi, a to już nieładnie z jego strony. Z drugiej jednak strony...

Musi też wiedzieć, że kiedy nasi porywacze — kimkolwiek są — zorientują się w sytuacji albo mnie zabiją, albo zostawią tu na powolną śmierć.

...kto wie, czy nie jest to po prostu dowód na to, że Julian, w przeciwieństwie do Leny, ma przynajmniej dwie działające szare komórki.

Leno? Wcale nie musi tego wiedzieć. A wiesz, dlaczego? Bo twoje zachowanie jest momentami na tyle dziwne i podejrzane, że na miejscu Julka już dawno zaczęłabym się zastanawiać, czy najzwyczajniej w świecie nie jesteś częścią szajki, podstawioną po to, żeby wyciągnąć ze mnie sekrety rządu, udając współwięźnia. W takim układzie rzucanie co jakiś czas uwagami mającymi na celu podkreślenie nietykalności swojej osoby jest całkiem niezłą taktyką.

A pomijając już wszystko inne – Juleczek wydaje się być wcale porządnym człowiekiem, podejrzewam więc, że w chwili wyjścia na wolność szepnąłby tatkowi na ucho, że w kazamatach siedzi jeszcze jedna osoba i może tatuś zapłaciłby i za nią, to będzie bardzo dobry ruch pijarowy?

Godziny tutaj są płaskie i okrągłe, niczym szare dyski ułożone jeden na drugim. Pachną kwaśno i piżmowo, jak oddech kogoś, kto od dawna nic nie jadł.

To było dosyć...obrazowe porównanie.

Aż nagle, bez ostrzeżenia, światło gaśnie i zanurzamy się gwałtownie w ciemności. Odczuwam ulgę tak silną, że bliską radości — przetrwałam kolejny dzień.

Hieny – prawdziwy kwiat wśród porywaczy. Po diabła zapalacie i gasicie więźniom światło? Lena i Julian do niczego nie potrzebują żarówki, a gdybyśmy nawet założyli, że w celi jest tak ciemno, że bez oświetlenia nie trafią nawet do wiadra, to co wam szkodzi świecić w trybie 24/7? Korzyść podwójna – młodzi nie są w stanie obliczyć, od jak dawna znajdują się w niewoli i dodatkowo zaczynają mieć problem ze snem z racji nieustannie dającej po oczach lampy. Czyżby Hieny obawiały się, że kumpel Hipolita z elektrowni przyśle im horrendalny rachunek za prąd?

W świetle Julian i ja jesteśmy dla siebie realnymi, ostrymi kształtami, które wbrew ich woli umieszczono razem w zbyt ciasnej przestrzeni. Ale w ciemności cieszę się, gdy słyszę, jak wierci się na łóżku, i wiem, że jest tuż obok. Jego obecność jest kojąca. Nawet cisza zdaje się teraz inna — bardziej komfortowa, bardziej wyrozumiała.

Aaa, więc o to tu chodzi; Hieny najwyraźniej liczą na to, że intymna atmosfera ośmieli nasze gołąbeczki. A to świntuchy!

Po chwili Julian odzywa się:
(…)
Chcesz usłyszeć jeszcze jedną historię? — pyta.
Kiwam głową, chociaż on tego nie widzi, i bierze moje milczenie za zgodę.

Leno, na litość. Ja wiem, że jesteś obolała, zmęczona, przerażona i w ogóle, ale siedzisz w celi ze śmiertelnym wrogiem, którego Raven z niewiadomego powodu obrała sobie za cel. Przynajmniej postaraj się udawać, że jesteś wyleczoną obywatelką, której absolutnie nie interesują fantasmagorie chłopaczka przed zabiegiem.

Było sobie kiedyś potężne tornado... — zaczyna i wyjaśnia od razu: — A tak w ogóle to jest wymyślona historia.

To tak na wszelki wypadek, żebyś nie zapomniała, że dalej cię sprawdzam, bowiem twoje rzekome bycie Zombie nadal mnie nie przekonuje.

Rozumiem — mówię i zamykam oczy. Wracam pamięcią do Głuszy, oczy pieką mnie od dymu ogniska i przez mgłę dochodzi mnie głos Raven.

No nie, nawet tu się od niej nie uwolnimy...

I była sobie dziewczynka, Dorotka, której dom podczas snu został porwany przez tornado i powirował w niebo. A gdy się obudziła, znalazła się w niezwykłej krainie małych ludzików. Okazało się, że jej dom podczas lądowania przygniótł złą czarownicę. Więc wszyscy ci mali ludzie, Manczkinowie, byli Dorotce za to bardzo wdzięczni i dali jej parę magicznych pantofelków. — Po tych słowach Julian milknie.

No dobra, Leno, wreszcie masz szansę się wykazać, udowodnij, że jako w pełni zdrową obywatelkę nic cię nie obchodzą takie bzdury...

I co? Co było dalej?

...Nieważne.

Chociaż wiecie co? Na dobrą sprawę owa ciekawość Leny mogłaby zagrać na jej korzyść: wyciąga wszak z Juleczka niepraworządne informacje. Jasne – jako niewyleczony ma większą swobodę ruchu, ale bajki i opowieści z dawnego świata są, jak wiemy, zakazane, a Juleczek to złoty chłopiec AWD. Lena mogłaby założyć, że każdy fakt tego rodzaju będzie na wagę złota dla Raven; problem w tym, że narracja nigdy nie przedstawia tego w taki sposób, w związku z czym Lena wychodzi tu mniej na podstępnego szpiega, a bardziej na dziewoję, która nieustannie zapomina, że w niewoli czy nie – jej misja nadal się nie skończyła, zatem należy jak ognia unikać ryzyka dekonspiracji.

Juleczek odpowiada, że na tym kończy się opowieść, nie zna bowiem dalszego ciągu:

Zaciekawiona nastawiam uszu.
Nie wymyśliłeś więc tego?
Nie — mówi Julian po chwili wahania.
Mój głos pozostaje spokojny, bezbarwny.
Nigdy wcześniej nie słyszałam tej historii. Nie pamiętam jej z żadnego elementarza. Myślę, że bym ją zapamiętała, gdyby była w programie nauczania.

No widzisz, Leno? Jak chcesz, to potrafisz.

Bardzo niewiele tekstów zatwierdza się do użytku i rozpowszechniania. Co najwyżej dwa, trzy na rok, a czasem w ogóle. Jeśli nie słyszałam tej historii, to najprawdopodobniej dlatego, że nigdy nie została zatwierdzona.

A także dlatego, że nie miałaś własnego kompa, w związku z czym trudno byłoby ci skorzystać z nielegalnego linku przenoszącego na stronę z ludowymi podaniami i baśniami, ukrytego sprytnie w witrynie Ministerstwa Edukacji.

Okazuje się, iż – le gasp! - nasz modelowy obywatel wcale nie jest taki modelowy, co zaskakuje wszystkich poza czytelnikami tej książki/analizy, którzy przeżyli już scenę potajemnego oglądania slajdów z widoczkami:

Mój ojciec zna wiele grubych ryb z AWD. Członków rządu, księży i naukowców. Ma więc dostęp do... do tajnych dokumentów i rzeczy z tamtych czasów. Z czasów choroby.

Och, och. Czyżby szykowała się powtórka z rozrywki w kwestii puchatego pamiętniczka Grzesia Illei?

Kiedy byłem mały, mój ojciec miał gabinet... tak właściwie miał dwa gabinety. Jeden taki normalny, gdzie wykonywał większość pracy dla AWD. Mój brat i ja często pomagaliśmy mu tam składać ulotki, nieraz przez całą noc. To zabawne, do dzisiaj północ kojarzy mi się z zapachem papieru.

To chyba miała być subtelna wskazówka, że Fineman senior doszedł do władzy metodą „od zera do bohatera”, bo nie bardzo widzę lidera jednej z najpotężniejszych państwowych organizacji własnoręcznie składającego kilkadziesiąt tysięcy broszur.

Zaskakuje mnie wzmianka o bracie. Nigdy o nim nie słyszałam, nigdy nie widziałam jego zdjęcia w materiałach AWD ani w „Słowie" — gazecie o zasięgu krajowym.

Primo: Miło się w końcu dowiedzieć, że macie w Oliverversum jakieś propagandowe pisma.

Secundo: Biorąc pod uwagę subtelną kreskę, jaką szkicowany jest ten klan, jestem więcej niż pewna, iż tatulo ugotował syna na oleju silnikowym, gdy ten, niemowlęciem będąc, odrzucił ze złością grzechotkę przedstawiającą oblicze Małego Brata.

Ten drugi gabinet był zawsze zamknięty na cztery spusty. Nikomu nie wolno było tam wchodzić, a mój ojciec chował klucz. Tyle że... — Znowu szelest materaca. — Tyle że pewnego dnia zobaczyłem, gdzie go ukrywał. Było już późno. Powinienem był spać. Wyszedłem ze swojego pokoju po wodę i zobaczyłem go z półpiętra. Podszedł do biblioteczki w salonie. Na najwyższej półce trzymał małą porcelanową figurkę koguta. Zobaczyłem, jak podnosi jego głowę i wkłada klucz do środka.

Rany koguta, Juleczku, a dopiero co cię (tak jakby) pochwaliłam. Może jeszcze podasz tej kompletnie obcej, podejrzanej jak sto diabłów pannicy kod do sejfu?!

Następnego dnia udałem, że jestem chory, żeby nie iść do szkoły. A kiedy moi rodzice wyszli do pracy, a brat na autobus,

A niech to, teoria o niemowlaku legła w gruzach.

zszedłem na dół, wziąłem klucz i otworzyłem drugi gabinet taty. — Parska śmiechem. — Chyba nigdy w życiu tak się nie bałem. Ręce trzęsły mi się tak okropnie, że upuściłem klucz trzy razy, zanim trafiłem nim do zamka. Nie miałem pojęcia, co znajdę w środku. Sam nie wiem, czego się spodziewałem: może trupów, a może zamkniętych Odmieńców.

Pomyślcie tylko, o ile bardziej traumatyczne stałoby się w tym momencie życie Julka, gdyby jego ojcem był Szary Krystian.


Byłem wkurzony, gdy wreszcie otworzyłem drzwi i zobaczyłem wszystkie te książki. Nawet nie wyobrażasz sobie tego rozczarowania.

Edzio i Jacob różnili się ciepłotą ciała, Jared i Ian preferowanym rodzajem przemocy (stricte fizyczna versus seksualna), Maxon i Aspen zasobnością portfela, a Alexa i Juliana dzielić będzie najwyraźniej stosunek do słowa pisanego.

Ale wtedy dostrzegłem, że to nie były zwykłe książki. Nie były w niczym podobne do tych, z którymi spotykamy się w szkole albo czytamy w kościele. I wtedy uświadomiłem sobie, że musiały być zakazane.

No dobra, ale po czym właściwie waćpan to poznałeś? Wyglądały jakoś tak?

Wbrew mojej woli dawno pogrzebane wspomnienie wypływa teraz na powierzchnię — wspomnienie chwili, gdy weszłam po raz pierwszy do przyczepy Aleksa i ujrzałam dziesiątki dziwnych tytułów na rozpadających się grzbietach błyszczących w świetle świec, i kiedy po raz pierwszy usłyszałam słowo „poezja".

Ha, a nie mówiłam, że ten wątek będzie się jakoś łączył z osobą PŚ?

W naszym kraju każda opowieść musi mieć jakiś cel. Ale zakazane książki są czymś więcej. Niektóre z nich są jak pajęcze sieci — poruszasz się wzdłuż jej nici, ale możesz zaledwie przeczuwać, co czai się w mrocznych i tajemniczych zakamarkach. Inne są jak balony płynące po niebie — niezależne, nieosiągalne, ale cieszą oko. A najlepsze książki są jak drzwi.

Ciekawam, do której kategorii – sieci, balonów czy drzwi – nasza heroina zaliczyła sonety Szekspira.

Potem wślizgiwałem się do tego gabinetu za każdym razem, kiedy byłem w domu sam. Wiedziałem, że źle robię, ale nie mogłem się powstrzymać. Była tam też muzyka, zupełnie różna od tej zarejestrowanej na BAMF. Nie uwierzyłabyś w to, Lena. Pełna brzydkich słów, wszystkie o delirii...

Pff, kochaneczku, myślisz, że zrobi to na nas wrażenie? Nie takich rzeczy słuchało się dzięki stronie internetowej Zakładu Oczyszczania Miasta.

Ale bynajmniej nie wszystkie z nich były złe czy beznadziejne. Podobno każdy w dawnych czasach był nieszczęśliwy, prawda? Podobno każdy był chory. Ale niektóre piosenki... — Przerywa i zaczyna śpiewać cicho: — All you need is love...

Ta historia mogłaby mieć znacznie mniej romantyczny finał, gdyby Julek zamiast na Bitelsów trafił na nieco bardziej skrajne przykłady sztuki zainspirowanej „chorobą”:



Dasz wiarę? Wszystko, czego ci trzeba, to miłość... — Jego głos oddala się, jak gdyby się cofnął, uświadomiwszy sobie, jak blisko siebie leżymy.

A swoją drogą, Juleczek podchodzi na sporym luzie do muzyki sławiącej rzekomą patologię. Naprawdę, pomyślcie tylko – to przecież trochę tak, jakby ktoś z nas wsłuchiwał się w niezwykle popularne pieśni z dawnych lat, wszystkie opiewające gwałty na nieletnich i okradanie niewidomych babinek.

Ale tata w końcu mnie złapał. Zaczynałem właśnie czytać historię, którą ci opowiadałem. Nazywała się „Czarnoksiężnik z krainy Oz”. Nigdy w życiu nie widziałem go tak wściekłego. Przez większość czasu jest raczej spokojny, wiesz, dzięki remedium. Ale wtedy zaciągnął mnie do salonu i zbił tak, że aż zemdlałem.

Primo: Oho, chyba właśnie znaleźliśmy idealną wypadkową charakterów Grzesia i evil!Clarksona. Może to właśnie Fineman jest owym mitycznym Szwagrem z Norwegoszwecji?

Secundo: Autorko, miej litość, skoro już decydujesz się zaprzeczać własnemu kanonowi, to przynajmniej nie podkreślaj ustami bohaterów, że działanie remedium nie ma najmniejszego sensu.

Julian mówi to spokojnie, bez emocji, a mój żołądek zaciska się z nienawiści do jego ojca, z nienawiści do wszystkich jemu podobnych. Głoszą poszanowanie bliźniego i solidarność międzyludzką, ale w ich domach i sercach królują nienawiść i agresja.

Cóż, w teorii powinna tam królować co najwyżej obojętność, ale jeśli fakty się nie zgadzają, tym gorzej dla faktów.

Powiedział, że to mnie nauczy, co mogą zrobić zakazane książki — mówi Julian. Potem dodaje niemal z zadumą: — Następnego dnia miałem pierwszy atak.

Mój losie, wygląda na to, że Thomas Fineman jednak prześcignie Illeę w kategorii „najbardziej przerysowany czarny charakter literatury YA”.

Nie winię go za to ani nic takiego — dodaje chłopak szybko. — Lekarze powiedzieli, że właściwie ten atak mógł uratować mi życie. To właśnie w ten sposób odkryli guza. Poza tym ojciec tylko próbował mi pomóc. No wiesz, zapewnić mi bezpieczeństwo.

Wątek Juliana – twarzy młodzieżówki AWD, który z jednej strony lubi sobie marzyć o bajkowych krainach, a z drugiej jest niezwykle lojalny wobec papy i partyjnych ideałów miał całkiem spory potencjał – szkoda tylko, że (jak przekonamy się pod koniec powieści) Oliver nie do końca umiała go wykorzystać.

Lena w środku gotuje się ze złości na metody Finemana, Juleczek duma nad możliwym zakończeniem „Czarnoksiężnika”; wyznaje też, że nie zna żadnych innych zakazanych ksiąg ani pieśni.

A teraz...

...Och.

No cóż, kochani – ta chwila musiała w końcu nadejść. Umówmy się: nie po to zamyka się w celi parę pięknych jak z obrazka, nabuzowanych hormonami nastolatków, żeby nie miało to żadnych konsekwencji dla dalszej fabuły powieści.

Przez chwilę leżymy w ciszy i moja świadomość zaczyna odpływać. (…) Sięgam ręką i czuję ciepło ręki — palce... Momentalnie wraca mi przytomność. Ręka Juliana zawisła tuż nad moją głową. Przetoczył się na samą krawędź swojego łóżka. Czuję ciepło bijące z jego ciała.
Co ty wyprawiasz? — Serce wali mi jak młot. Czuję, jak jego ręka drży delikatnie tuż koło mojego ucha.
Przepraszam — szepcze, ale nie cofa ręki. — Ja tylko... (…) Masz ładne włosy — mówi wreszcie.
Czuję, jak coś mnie ściska w piersi. W celi wydaje się tak gorąco jak nigdy.
Czy mogę? - pyta głosem tak cichym, że ledwo go słyszę, a ja kiwam głową, ponieważ nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa. W gardle również mnie ściska.
Miękko i delikatnie Julian opuszcza rękę. Przez chwilę trzyma ją na moich włosach i znowu słyszę szybki wydech, jakby ulgi, i wszystko w moim ciele nieruchomieje, staje się białe i gorące, niczym wybuch gwiazdy, cicha eksplozja.
A potem Julian wsuwa mi palce we włosy i odprężam się, ucisk mija i znowu oddycham pełną piersią. Ogarnia mnie pewność, że wszystko jest dobrze i wszystko się ułoży.

Panie i panowie: powitajmy gromkimi brawami oficjalne pojawienie się na scenie tru loffa nr 2!



Gdy rano otwieram oczy, widzę błękit — wpatrzone we mnie oczy Juliana. Odwraca się szybko, ale niewystarczająco szybko. Obserwował mnie, kiedy spałam.

Edward Cullen lubi to.

Czuję się zawstydzona i zła, ale jednocześnie mi to pochlebia.

Bella Swan także to lubi.

Zastanawiam się, czy mówiłam przez sen. Czasem zdarzało mi się krzyczeć imię Aleksa i jestem prawie pewna, że tej nocy odwiedził mnie we śnie. Nie pamiętam niczego konkretnego, ale obudziłam się z tym doznaniem Aleksa, jak gdyby z wyrwą w środku piersi.

Mój losie, toż to Nju Mun wersja 2.0. Jest nawet Dziura Pod Cycem!

Mam wrażenie, że wczorajszy wieczór był snem. Julian wplótł palce w moje włosy. Julian mnie dotknął. Pozwoliłam mu na to. Jego dotyk sprawił mi przyjemność.

To jednak niesamowite, w jak dużym stopniu życiem postaci YA rządzi szczęśliwy zbieg okoliczności. Pomyślcie tylko – gdyby Julek miał spocone łapki wzorem przegrywa Briana, cały romans zakończyłby się, zanim jeszcze na dobre by się zaczął.

Siadam na łóżku. W celi jest gorąco i śmierdzi. Robi mi się niedobrze.

To niedobrze, takie warunki mogą zabić atmosferę romantyzmu. Chociaż z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że twój związek z PŚ zaczął się w cuchnącej szopie...

Szukam w głowie jakichś słów, czegoś, co mogłoby usunąć napięcie. A wtedy Julian pyta:
Myślisz, że nas zabiją? — I wrogość momentalnie znika.
Dzisiaj jesteśmy po tej samej stronie.

No...a wczoraj, gdy opowiadał ci bajki i nucił przeboje z lat 60. nie byliście? A swoją drogą, żabko, chyba czas się w końcu zdecydować, czy nadal jesteś wojownikiem o wolność sprzeciwiającym się reżimowi, czy też raczej nastolatką tonącą w błękitnych oczętach przystojnego młodzieńca, bo obawiam się, że w tym przypadku te dwie role jednak się wykluczają.

Nie — odpowiadam zdecydowanym tonem, choć wcale nie jestem tego taka pewna. Z każdym dniem ogarniają mnie coraz większe wątpliwości. Gdyby Hieny planowały wziąć okup za Juliana, na pewno zrobiłyby to do tej pory. Myślę o Thomasie Finemanie, jego błyszczących spinkach do mankietów, surowym, szerokim uśmiechu. Myślę o tym, jak zbił dziewięcioletniego syna aż do utraty przytomności. Może postanowił nie płacić.

Kochani czytelnicy, nie macie pojęcia, jak wiele radości sprawi mi przebijanie się przez wątek ostatecznego rozwiązania tajemnicy porwania naszych gołąbeczków.

Myśl o Thomasie Finemanie przypomina mi o czymś.
Ile lat ma twój brat? (...)
On nie żyje — odpowiada gwałtownie.
Jak... jak umarł? — pytam delikatnie.
I znowu chłopak niemal wyrzuca z siebie odpowiedź:
Wypadek.

— Potknął się, zasiadając do obiadu, i nadział się na ojcowski nóż. Dwanaście razy z rzędu. Był straszną niezdarą, rozumiesz.

Chociaż widzę, że Julian nie czuje się z tym komfortowo, postanawiam drążyć temat.
Jaki wypadek?
To było dawno temu — odpowiada lakonicznie, a potem nagle odwraca się do mnie. — A tak w ogóle co cię to obchodzi? Dlaczego tak mnie wypytujesz? Ja nic o tobie nie wiem. I nie węszę. Nie wiercę ci dziury w brzuchu.

A szkoda; biorąc pod uwagę, jakim mistrzem konspiry jest Lenka, mógłbyś mimochodem wyciągnąć z niej wiele ciekawych informacji.

Jestem tak zaskoczona jego wybuchem, że o mało mu nie odpyskowuję. Ale nie mogę sobie na to pozwolić, i tak za dużo już zdradziłam. Więc zamiast tego chowam się za chłodnym spokojem Leny Jones: spokojem żywych trupów, spokojem wyleczonych.

Leno, nie chcę cię martwić, ale obawiam się, że po tym, jak pozwoliłaś Juleczkowi na nocne macanki, twoja fałszywa tożsamość tak czy siak straciła już rację bytu.

...Co z kolei mogłoby tłumaczyć przesadną ostrożność Julka tego ranka; uśmiałabym się jak norka, gdyby okazało się, iż Fineman junior odwalił całą tę szopkę z głaskaniem Leny po włosach tylko dlatego, że od początku miał wątpliwości co do jej rzekomego wyleczenia.

Byłam po prostu ciekawa — odpowiadam, jak gdyby nigdy nic.

A biorąc pod uwagę, że osobników po remedium rzadko kiedy cokolwiek ciekawi, jest to kolejna czerwona flaga, brawo, Leno, świetnie ci idzie, oby tak dalej.

Przez chwilę wydaje mi się, że widzę panikę na jego twarzy — błyska tam jak przestroga, a potem znika, zastąpiona surowością, którą widziałam u jego ojca.

Proszę, niech się okaże, że chłop przejrzał jej cienką jak rzyć węża grę i już planuje doniesienie na nią odpowiednim organom tuż po uwolnieniu, proszę, niech się okaże...

Odnajduję perwersyjną przyjemność w jego wzburzeniu. Na początku był taki opanowany. Sprawia mi satysfakcję patrzenie, jak stopniowo traci spokój: tu, na dole, ochrona i pewność, jaką zapewnia AWD, na niewiele się zdaje. I tak oto znowu znaleźliśmy się po dwóch stronach barykady.

Wiecie co? W sumie to PŚ miał szczęście, że Hipolit dorwał go, nim miał szansę przeskoczyć przez płot; wspólne życie z Leną musi być niezwykle przyjemnym doświadczeniem, biorąc pod uwagę, że jej stosunek do drugiego człowieka potrafi zmienić się trzykrotnie na przestrzeni jednego akapitu.

Tak właśnie powinno być. To jest właściwe. Nie powinnam była pozwolić mu się dotykać. Nawet nie powinnam była pozwolić mu się zbliżyć. W myślach powtarzam: przepraszam. Już będę ostrożna. Już nic więcej nie zdradzę. Sama nie wiem, czy słowa te skierowane są do Raven, czy do Aleksa, czy do nich obojga.

Primo: Sorry, Leno, ale teraz to już trochę musztarda po obiedzie.

Secundo: Aha, czyli obiecujesz poprawę i od tej pory będziesz już szpiegiem na medal? Cóż, zobaczymy, jak ci pójdzie.

Tymczasem woda się nie pojawia. Ani jedzenie.

Cóż chcesz, Hieny mają ograniczony budżet; albo zapas żarówek, albo kilka bochenków chleba.

Aż tu wtem! Nasze gołąbeczki słyszą kroki, należące do więcej niż jednej osoby:

Serce zaczyna mi szybciej bić i instynktownie rozglądam się wokół w poszukiwaniu broni. Z wyjątkiem wiadra nie ma tu zbyt wiele.

Kilka dni temu znokautowałaś Hienę plecakiem; ufam, że z pomocą metalowego wiadra dałabyś radę całej zgrai.

Lena rozważa rzucenie się po plecak, ale w tym momencie do ich celi wchodzą dwie uzbrojone Hieny i każą Juleczkowi iść za nimi. Julian chce wiedzieć, dokąd go zabierają:

To my będziemy zadawać pytania — odpowiada blady mężczyzna i uśmiecha się. Ma żółte zęby i dziąsła pokryte ciemnymi plamami.

Wiecie co? Jestem autentycznie ciekawa, jak zareagowałaby Lena, gdyby agresorem okazał się ktoś równie piękny jak Plastikowa Simorośl i Julek, biorąc pod uwagę, że jak na razie wszystkie podstępne draby (pamiętacie jeszcze tłustowłosego strażnika z Krypt?), nie grzeszą urodą.

On też ma znak po zabiegu, ale jego jest straszliwie spartaczony: trzy nacięcia na szyi, czerwone jak ziejące rany, a między nimi wytatuowany czarny trójkąt. Dziesiątki lat temu zabieg był bardziej ryzykowny niż teraz. W dzieciństwie raczono nas historiami o ludziach, których nie udało się wyleczyć i w wyniku remedium oszaleli, popadli w stan śmierci mózgowej albo stali się zupełnie nieczuli, niezdolni, by czuć cokolwiek do kogokolwiek.

Primo: osobami niezdolnymi do czucia czegokolwiek stają się właśnie Zombie, czyli wyleczeni; Hieny miały rzekomo charakteryzować się wariactwem i brakiem jakichkolwiek zahamowań. Autorko, błagam: ustal wreszcie jedną, spójną wersję własnego kanonu i spróbuj się jej trzymać.

Secundo: No i dobra, remedium mogło być początkowo niedopracowane, ale skąd te brzydkie nacięcia? Dziesiątki lat temu instytucja strzykawek była już powszechnie znana.

Druga Hiena, dziewczyna, która mogłaby być w wieku Raven, opiera się o framugę drzwi, zagradzając mi drogę. Jest wyższa niż ja, ale chudsza. Twarz ma mocno wykolczykowaną — doliczyłam się pięciu kolczyków na każdej brwi i po sztandze wbitej w podbródek i czoło, a do tego kółko przypominające obrączkę przewleczone przez przegrodę nosową. (…) Jej głos jest dziwnie zniekształcony, a gdy ziewa, widzę, że to dlatego, iż jej język błyszczy od metalu. Metalowe wkrętki, kółka i druty są wbite w jej język albo go oplatają, w rezultacie dziewczyna wygląda, jakby połknęła drut kolczasty.

A swoją drogą, porywacze nie kryją się jakoś specjalnie ze swoją tożsamością; kolejny szczegół, na który Lena – w teorii przygotowana do roli agenta do zadań specjalnych – powinna zwrócić uwagę i który powinien dać jej do myślenia.




Po gwałtownym poruszeniu widać, że Julian przez chwilę rozważał ucieczkę, ale zaraz się opanowuje. Gdy przechodzi przez drzwi, mając z jednej strony wykolczykowaną dziewczynę, a z drugiej albinosa, idzie z takim spokojem, jakby właśnie udawał się na piknik. Nie spogląda w moją stronę ani razu.
A potem drzwi znowu zamykają się ze zgrzytem, słychać szczęk zamka i zostaję sama.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: dowiemy się, co spotkało Juliana, a także powitamy z powrotem na scenie pewien uroczy rekwizyt.


Zostańcie z nami!


Maryboo

35 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc nie licząc paru faili Lenki, i macania po włosach rozdział dość nudny, mam nadzieje ze ta książka sie w końcu rozkręci.
    Czy za tydzień dowiemy się jak źli, brzydcy harleyowcy, tfu, hieny pobiły biednego Juleczka a Lenka zabawi się w pielęgniarkę oczyszajac rany przy pomocy uryny? To dopiero by było zaskoczenie w powieści YA
    Theta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czy za tydzień dowiemy się jak źli, brzydcy harleyowcy, tfu, hieny pobiły biednego Juleczka a Lenka zabawi się w pielęgniarkę oczyszajac rany przy pomocy uryny?" - no nie przesadzajmy, sikanie sikaniem, ale trzeba zachować jakieś standardy romantyzmu powieści YA ;)

      Usuń
  2. Książki YA już chyba całkiem padły mi na mózg. W scenie z macaniem włosów już spodziewałam się napastowania... Ale cóż, Juleczek przynajmniej poprosił o zgodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, to dosyć smutne, gdy czytając powieść YA człowiek zaczyna się dziwić, że Tru Loff dba o coś takiego jak przyzwolenie na mizianki.

      Usuń
  3. Edward Cullen lubi to." mnie rozwalilo po całości! Normalnie aż miałam po tym 'Pedowolf weźmie udział w wydarzeniu' Analiza jak zawsze świetna i zabawna! Wątek Juleczka I to jak mogł być ładnie pociagniety aż boli w serce. Weny życzę! I czyżby znowu nasz liściasty Adonis sie pojawił?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "'Pedowolf weźmie udział w wydarzeniu'" - cóż, w teraźniejszości i tak by się nudził, bo wszyscy są 18+; z kolei we "Wtedy" mamy nieletnie damy, jak Blue i Sara, więc stanowczo go tam nie chcemy.

      Usuń
  4. Oh! Czyżby Lena dostała z powrotem Tajemniczą Parasolkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i owszem, ale szczerze mówiąc, moje rozbawienie ma mniej wspólnego z samym gadżetem, co z - ujmijmy to - okrężną drogą, jaką do niego dotrzemy.

      Usuń
  5. Hipolit i Jadzia chcieliby wiedzieć, dlaczego, pomimo setek listów jakie oni sami i przyjaciele rodziny pisali do MENu, z programu nauczania nie wywalono wątku spartaczonego remedium. Wizerunki oszalałych bądź otępiałych "pacjentów z defektem" zrażały do zabiegu tysiące dzieci, którym nieraz trauma pozostawała na długie, długie lata, i nawet tuż przed zabiegiem histerycznie wrzeszczeli, że nie chcą tak skończyć. Może jak skończą nagrywać obecny film, zajmą się tym skandalicznym niedopatrzeniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, też mnie to zastanawia. Jak na razie Mały Brat oficjalnie przyznaje się do mordu na cywilach (a nawet go wyolbrzymia) i opowiada ludziom, jaki straszny jest zabieg. Gdyby Stalin się od niego uczył, dzieci w szkole miałyby za PRL obowiązkowe pogadanki o mordach w Katyniu i marnym żywocie kołchoźnika.

      Usuń
  6. Mój headcanon- Hieny to Nieustraszeni, którzy zwiali z "Niezgodnej". Ten wygląd, ta logika działania, ten stosunek do dóbr materialnych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój Boże, tak, niech ktoś proszę napisze takiego fanifca <3

      Usuń
  7. Dobre to z sikaniem realistyczne ale i nie przesadzone i nie za dużo.Ładny motyw o Oz, z ojcem gorzej(serio skatował go za coś takiego?)
    A swoją drogą, porywacze nie kryją się jakoś specjalnie ze swoją tożsamością;
    No właśnie nie powinni rajstop do porwania założyć jak w polskiej komedii?

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "No właśnie nie powinni rajstop do porwania założyć jak w polskiej komedii?" - cóż, w swoim czasie przekonamy się, dlaczego Hieny postępują tak, a nie inaczej i będzie to to jeden z bardziej kuriozalnych wątków tej serii.

      Usuń
  8. Zastanawia mnie jedno - remedium wprowadzono chyba po 2 WŚ, jakim cudem są piosenki o miłości z lat 60? Nie ogarniam kompletnie tej ksiunszki.
    Analiza miodna, 'Edward Cullen lubi to' zrobiło mi dzień, w końcu komentuję, same dobre rzeczy.
    Lyssa
    Ps. Wychodzę z szafy: Lubię Julianka.Trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Remedium wprowadzono chyba zdecydowanie później, choć nie potrafiłam znaleźć na wiki dokładnej daty (być może nie szukałam zbyt dokładnie).

      A co do Juleczka. Też go nawet lubię, ale wiem, że to złudne lubienie, w końcu to truloff, zaraz zacznie coś odwalać. Raven też na samym początku wydawała się całkiem spoko, a spójrzmy na nią teraz.

      Usuń
    2. Z datami w "Delirium" jest o tyle problem, że oficjalny timeline dzieli się po prostu na "przed remedium" i "po remedium". A co do Juleczka - cóż, wygrywa póki co choćby tym, że PŚ trudno było polubić od samego początku...

      Maryboo

      Usuń
  9. Wróciliśmy się jeszcze pobulwersować. Hipolit i Jadzia, a ja razem z nimi. Otóż azaliż nie panimaju, dlaczego małym dzieckom opowiadano o ofiarach niedoskonałego remedium, którym ciała i mózgi powykręcało na wszystkie strony. Bessęsu, sianie niepotrzebnej paniki. Nie lepiej byłoby zostawić takie historyczne smaczki na przykład w uczelnianej bibliotece? Wyleczony i pełni władz umysłowych doktorant raczej wzruszyłby ramionami, bo on i jego koledzy zabieg mają za sobą, a takie dzieciaczki żyłyby z traumą przez długie lata i mogłoby im przed osiemnastką zacząć srogo odbijać.
    Dwa - po włamaniu do gabinetu Grzesia Ikei - no przecież nikt chyba nie wątpi, że to on! - odkryliśmy całe tony bajek dla dzieci, kilkanaście wydań Harry'ego Pottera, mitologię grecką i Pana Tadeusza z trzynastą księgą włącznie. Poczęliśmy się zastanawiać - po kiego męskiego genitalia on to trzyma u siebie na chacie? Serio, jeśli to obiekt badań naukowych, jeśli Grzesiu jest filologiem - czemu nie oddał tego jakimś uczelniom, coby studenty miały, a sam korzystałby pracując, tylko zagraca tym wolny pokój? Jeśli pała ogromnym szacunkiem dla słowa pisanego i uważa, że książek nie godzi się niszczyć - czemu leżą i się kurzą w wolnym pokoju, zamiast przysłużyć się społeczeństwu i nauce? A jeśli Grześ Ikea nie jest taki święty, na jakiego pozuje... Cóż, podziemny tunel do jego domu wiedzie z Miodowego Królestwa, kod otwierający drzwi to 1234, zapraszamy serdecznie, od wczoraj kręcimy tu domówkę. Jest Plastikowa Simorośl, Bella z Edkiem, Jared i Kyle robią za DJów, Amisia z Edzią polewają soczek pomarańczowy, wbijajcie wszyscy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Otóż azaliż nie panimaju, dlaczego małym dzieckom opowiadano o ofiarach niedoskonałego remedium, którym ciała i mózgi powykręcało na wszystkie strony." - a także, dlaczego nastolatków tuż przed wszczepieniem remedium przesłuchuje się w pomieszczeniu zabiegowym przywodzącym na myśl salę tortur.

      "Poczęliśmy się zastanawiać - po kiego męskiego genitalia on to trzyma u siebie na chacie?" - dopadła mnie straszna myśl: może Fineman traktuje je jak świerszczyki (treść pociąga go strasznie, ale na widoku trzymać się nie da)?

      Usuń
  10. Hej, drogie Beige, Maryboo i wszyscy czytelnicy;
    Trochę głupio mi się tu reklamować, niestety w życiu trzeba być bezczelnym i żerować na sławie innych :D A tak całkiem na serio, ostatnio postanowiłam w końcu się przełamać i podzielić z innymi moją cichą twórczością - serdecznie zapraszam wszystkich na mojego bloga z opowiadaniem:

    upadajacedzieci.blogspot.com

    także ten... mam nadzieję, że komuś z tego szanownego grona się spodoba. Tak więc... miłej lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę się śmiało reklamować ;) Chętnie zajrzę w wolnej chwili!

      Usuń
  11. "Edward Cullen lubi to.

    Bella Swan także to lubi." Mistrzostwo świata. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jaka to mimo wszystko zgrana para...

    Wiele osób komentujących deklaruje słabą nic bardzo warunkowej sympatii do Juleczka. Faktycznie w porównaniu z Aleksem wypada wręcz fenomenalnie - zapytał o pozwolenie przed mizianiem. Zgadzam się, że to smutne skoro coś takiego czytelnika dziwi. Ale wydaje mi się, że Alex jaki by nie był, to był taki konsekwentnie przez cały czas. A z Juleczkiem mam taki problem, że on jest zbyt nieprawdopodobny by istnieć. Nic mi się w nim nie zgadza. Z jednej strony taki marzyciel, z drugiej dorastał w środowisku radykałów remedium. Niby nie chce zabiegu, ale lubi patrzeć na ładne widoczki i zabawiać się snuciem bajek o podróżowaniu. Z jednej strony boi się zarazić, ale za chwilę wpada na pomysł, żeby dotykać dziewczynę. On się kupy nie trzyma. Ale to tylko takie moje wrażenie.

    Bez waszej wspaniałej analizy nie dałabym rady przebrnąć przez to wiekopomne dzieło.

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "On się kupy nie trzyma" - to niestety fakt, ale myślę, że problem leży tu nie tyle w samym założeniu, co w wykonaniu.
      Autorka chciała zapewne pokazać dwoistą naturę Juleczka i jego podświadome ciągoty ku pięknu, tyle tylko, że robi to dosyć topornie i na chybcika (wszak romans czeka, a jak tu romansować z partyjnym automatem), w związku z czym Julian miast na rozdartego niczym ta sosna między powinnością i podstępną żądzą wygląda raczej na osobnika, którego od życiowych przekonań może odciągnąć byle piosenka...

      Usuń
    2. Mnie Juleczek z kolei wygląda na cwaniaka i spryciarza, który umie się błyskawicznie dostosować do sytuacji i nie wiadomo do końca, jaki jest naprawdę. Równie dobrze mógłby podpuszczać babę, co do której - słusznie zresztą - podejrzewa, że go śledzi, ale nie jest pewien, na czyje zlecenie, a mizianie mogło być pretekstem do poszukania pluskwy. Swoją drogą - ile dni oni już nie myli zębów? :D

      Usuń
    3. "Swoją drogą - ile dni oni już nie myli zębów? :D" - pójdę o krok dalej. Kiedy ostatni raz w ogóle się myli? Nie dziwię się, że tam śmierdzi. Poza tym co z innymi potrzebami fizjologicznymi?
      Ja wiem, że to tylko książka, ale jak autor/ka stawia w celi jedynie wiadro i żadnej umywalki, aby chociaż się ochlapać, to powinien przewidzieć, że ktoś mimo wszystko będzie zastanawiać się nad takimi prozaicznymi rzeczami :/

      Usuń
    4. Aha, jeszcze jedno - przecież panna Haloway jest kobietą, a nie było wzmianek, że kobiety w tym uniwersum nie miesiączkują, więc? :)

      Usuń
    5. To akurat można wyjaśnić tym, że siedzą tu zaledwie kilka dni - Lena może akurat nie mieć okresu.

      Maryboo

      Usuń
  12. Jak tylko zobaczyłam że dodałaś zdjęcie do książki to już wiedziałam, co tam będzie. ;) Nie zawiodłam się.
    A ogólniej co do rozdziału to strasznie powoli się ta książka rozkręca. Już w pierwszym tomie tak było, że zanim poczułam że się zaczął to się skończył. I nie jest to kwestia analizy bo przy "Selekcji" nie miałam tego problemu. Chyba po prostu nie interesuje mnie to co autorka uważa za ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, to już wyższa forma przegranej, gdy nawet "Selekcja" jest bardziej porywająca, niż twoje dzieło...

      Usuń
  13. Co do tego, że Zombie nie są niczego ciekawi... mam wrażenie, że wcale niekoniecznie. To Raven tak o nich mówi i mam wrażenie, że robi z igły widły. Lenka powtarza po niej. Nigdzie nie było, że remedium zabija ciekawość...
    No chyba, że było. Wtedy w zestawieniu z wybuchami furii Thomasa McZłola i mordowaniem piesków dostajemy substancję, która zabija jedynie wszystkie POZYTYWNE emocje. No fajnie. Tylko po jaką rzodkiew ktoś coś takiego wyprodukował i jeszcze ludzie to brali?
    Julek faktycznie jest całkiem sympatyczny. Mógłby być nawet oryginalną postacią, gdyby nie wstawki o ZUYM! ojcu. O ileż ciekawiej by było gdyby pan McZłol np sam w tajemnicy pokazał synkowi książkę ponieważ darzył go tak ogromnym zaufaniem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z "Delirium" wiemy, że Zombie właściwie nie mają snów (a jeżeli mają, to bardzo prozaiczne), nie słyszymy nic o żadnych hobby Carol czy Williama, spotkania towarzyskie traktują głównie jak obowiązek - ogólny obraz maluje się taki, że jeśli jakakolwiek ciekawość poznawcza w ogóle istnieje, to jest ona minimalna.

      Maryboo

      Usuń
  14. "A swoją drogą, Juleczek podchodzi na sporym luzie do muzyki sławiącej rzekomą patologię. Naprawdę, pomyślcie tylko – to przecież trochę tak, jakby ktoś z nas wsłuchiwał się w niezwykle popularne pieśni z dawnych lat, wszystkie opiewające gwałty na nieletnich i okradanie niewidomych babinek"

    Są ludzie, którzy słuchają Macareny czy innego Despacito nie wiedząc nawet z grubsza co oznacza tekst - zagranicznych piosenek Julian też mógł nie rozumieć.

    Są też ludzie (się przyznam, iż sama do nich należę), którzy lubią szanty i stare przyśpiewki typu "Pojedziemy na łów", i jakoś im te wszystkie porwania, pakty z diabłem, bitwy, zatonięcia, wieszanie ludzi i dziwne seksy nie przeszkadzają. Może Julian, podobnie jak ja, takim dziwnym człowiekiem jest?

    ~ CzarnyKot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julek nie wspomina, by nie orientował się w tekście, więc tę teorię możemy raczej odrzucić. Co do przyśpiewek - jasne, ale my słuchając ich zdajemy sobie sprawę, że to pewna konwencja. Julian wysłuchiwał oficjalnie zakazanych utworów, sławiących to, co zgodnie z wtłaczaną mu od urodzenia propagandą jest całkowitą patologią i barbarzyństwem (a w swych wspomnieniach koncentruje się na tekście, a nie np. melodii czy wokalu), więc to rozmarzenie przy nuceniu miłosnych songów zaczyna wyglądać zwyczajnie niewiarygodnie z psychologicznego punktu widzenia.

      Usuń