niedziela, 21 października 2018

Część XIX


Znajdujemy się w kolejnym pokoju — ten jest wielki, z wysokim sufitem, jasno oświetlony. Ściany wyłożone są półkami, a te tak ciasno zapchane różnymi przedmiotami, że miejscami drzewo zaczęło się uginać pod ich ciężarem: są to paczki jedzenia, wielkie kanistry z wodą i koce, ale także noże i sztućce oraz mnóstwo splątanej biżuterii, skórzane buty i kurtki. Do tego pistolety, pałki policyjne oraz puszki z gazem pieprzowym,

Mój losie, nawet Hieny – niestabilne psychicznie złole – są lepiej przygotowane do życia w tajnej komunie, niż buntownicy.

a oprócz tego rzeczy na pozór niepotrzebne: części radia porozrzucane po podłodze, stara drewniana szafa, taborety obite skórą, kufer pełen połamanych plastikowych zabawek.

A nie mówiłam? ONI wiedzą przynajmniej, że rzeczy w danej chwili nieprzydatne chowa się do skrzyń (części radia pomijam, w tej kwestii trzymam z Hienami, więc przychylnie zakładam, że któryś z porywaczy przed chwilą zajmował się hobbystycznie majsterkowaniem).

Na końcu pokoju znajdują się pancerne drzwi o wiśniowym kolorze; Julek ciągnie Lenę w tamtą stronę, ale dziewczyna przytomnie zauważa, że grzechem byłoby się po drodze nie obłowić.

Julian już ma coś powiedzieć, kiedy z korytarza dobiegają nas krzyki, a potem dudnienie kroków. Najwyraźniej strażnik wszczął alarm.
Musimy się ukryć. — Chłopak ciągnie mnie w stronę szafy.
Wchodzimy do środka i zamykam za sobą drzwi.

Oczywiście pamiętał o tym - o czym pamięta każdy rozsądny człowiek - że nie powinno się nigdy zatrzaskiwać za sobą drzwi, gdy się wchodzi do szafy.” - C.S. Lewis, „Lew, czarownica i stara szafa”.

Śmierdzi tu mysimi odchodami i pleśnią, a do tego jest tak ciasno, że praktycznie muszę usiąść na Julianie. Moje plecy przylegają do jego piersi, czuję, jak unosi się oddechem. Mimo wszystko cieszę się, że ze mną jest. Nie jestem pewna, czy samej udałoby mi się dotrzeć choćby do tego punktu. Zamek brzęczy znowu i drzwi od magazynu z hukiem uderzają o ścianę. Wzdrygam się mimowolnie, a ręce Juliana odnajdują moje ramiona i chłopak uściskiem dodaje mi otuchy.

Ech, obawiam się, że bliżej niż do Narnii będzie nam jednak do „Siedmiu minut w niebie”. Zwłaszcza ten smród połączony z ciasną przestrzenią – toż to istna kopia narodzin romansu między Lenką i PŚ!

Zdenerwowane Hieny dyskutują, gdzie podziali się uciekinierzy; Hiena – ofiara rozciągającej się magicznie parasolki (która, jak się okazuje, ma na imię Matt) najwyraźniej została już uwolniona i wyznała, że Lena posiada broń.

Teraz już na pewno są w tunelu — dodaje tamta [Hiena]. — Matt musiał im podać kod.
Powiedział, że dał?
A myślisz, że by powiedział?

Pewnie nie, ale w takim układzie dziwi mnie, że Matt jeszcze w ogóle może cokolwiek powiedzieć; kogo jak kogo, ale Hien nie podejrzewałabym o sentyment względem ewentualnego zdrajcy.

Hiena – albinos (która najwyraźniej jest tu szefem) każe reszcie rozdzielić się i przeszukać okolicę; Lena wnioskuje z podsłuchanych rozkazów, że przestępców musi być więcej, niż początkowo zakładała – co najmniej siedmiu.

Chcę mieć tych gówniarzy z powrotem za godzinę — mówi albinos. — Nie stracę pieniędzy z takiego powodu, jasne? Nie dlatego, że ktoś nawalił tuż przed wypłatą.

I znów, zapamiętajmy na przyszłość: Hieny, które robią wszystko dla wymiernych korzyści, nadal nie dostały pieniędzy za całą tę akcję.

Wypłata. Na peryferiach mojej świadomości majaczy jakaś myśl, ale gdy próbuję się na niej skupić, rozmywa się we mgle. Jeśli nie chodzi o kwestię okupu, to jakiego rodzaju wypłaty spodziewali się nasi porywacze? Może zakładali, że Julian puści farbę, że zdradzi kody, które są im potrzebne, by dostać się do jego domu.

Cóż, zakładali to z całą pewnością, biorąc pod uwagę, że niechęć Juliana do podzielenia się owymi informacjami doprowadziła do przemiany jego twarzy w paletę malarską. Moje pytanie brzmi raczej: dlaczego Lena ani przez chwilę nie rozważa opcji, że Hieny – które nie są znane z kryształowej uczciwości – najzwyczajniej w świecie postanowiły dorobić sobie na boku i obrabować chałupę lokalnej szychy, skoro już trafił im się taki kąsek?

Ale to by było trudniejsze i bardziej niebezpieczne od zwykłego włamania, a do tego Hieny działają zwykle w inny sposób. Oni nie planują. Oni palą, terroryzują i biorą.

Jak się jeszcze przekonamy, Hieny faktycznie nie mają większych szans na dołączenie do Mensy, ale oddaj im sprawiedliwość, Leno – cała ta akcja wymagała jednak przynajmniej minimalnej logistyki (dostarczanie orzechów!).

I wciąż nie wiem, gdzie w tym wszystkim jest moje miejsce.

Niezależnie od intencji wszystkich zainteresowanych stron – w centrum, jesteś wszak Mary Sue.

Teraz słychać, jak ktoś coś przekłada, rozlega się odgłos ładowanej broni i trzask mocowanych pasków. I właśnie w tym momencie strach wraca do mnie ze zdwojoną siłą. Uświadamiam sobie, że po drugiej stronie cienkich drzwi ze sklejki znajdują się trzy Hieny z arsenałem godnym armii. Przez chwilę wydaje mi się, że zaraz zemdleję. Tak tu ciasno i gorąco. Koszulkę mam całą mokrą od potu. Nigdy nie uda nam się stąd uciec. Nie mamy szans. To niemożliwe.

Kojarzycie może 'The Top 100 Things I'd Do If I Ever Became An Evil Overlord'? Jednym z podpunktów powinno być: „Jeżeli kiedykolwiek będę szukał zbiegów na małej, zamkniętej przestrzeni, moim pierwszym celem będą wszelkie meble na tyle duże, by móc się w nich/pod nimi schować. Na przykład szafa”.

Zamykam oczy i przypomina mi się Alex, jak wtedy na motorze przyciskałam swoje ciało do jego i miałam dokładnie tę samą pewność.

A nie ucieczka przed Jadzią i cuchnący schowek? Jestem rozczarowana.

Znowu słyszę albinosa:
Spotkamy się tu za godzinę. A teraz idźcie szukać tych gówniarzy i macie mi ich przynieść podanych na tacy, zrozumiano?
Kroki kierują się w stronę przeciwnego kąta. Zatem wiśniowe drzwi muszą prowadzić do tuneli. Słychać, jak ktoś je otwiera, a potem zamyka. Wreszcie następuje cisza.

Magazyn otwiera się na hasło (całkiem słusznie), ale „drzwi wejściowe” do bazy już nie? Lena nie wspomina, by słychać było elektroniczny brzęczyk, wpisywanie kodu czy choćby staroświeckie przekręcanie klucza w zamku.

Julian i ja przez chwilę siedzimy nieruchomo. Gdy wreszcie ośmielam się poruszyć, chłopak mnie powstrzymuje.
Zaczekaj — szepcze. — Jeszcze chwila, dla pewności.
Teraz, gdy głosy ucichły i nic mnie nie rozprasza, w zakłopotanie wprawia mnie świadomość ciepła jego skóry i oddechu łaskoczącego mój kark.

Najprostszy przepis na poderwanie Leny? Zamknij się z nią w ciasnym, capiącym pomieszczeniu, a na zewnątrz umieść antagonistę. Tru Loff gwarantowana!

Wygląda jednak na to, że Lena nie jest jeszcze gotowa psychicznie na nowy model, bowiem szybko zarządza wyjście z szafy (wyłącznie w dosłownym znaczeniu) i uzupełnienie zapasów; nasi bohaterowie muszą wiać do wyjścia, które, niestety, znajduje się gdzieś na końcu tuneli przeszukiwanych obecnie przez Hieny.

Chłopak podchodzi do jednej z półek i zaczyna grzebać w stercie ubrań. Rzuca mi podkoszulek.
Masz. Powinien pasować.
Mnie samej udaje się znaleźć parę czystych dżinsów, sportowy stanik i białe skarpetki.

Nie dość, że trzymają ubrania we właściwym miejscu, to jeszcze mają na tyle bogatą ofertę, że można znaleźć coś we właściwym rozmiarze! Raven, patrz i ucz się!

Przebieram się szybko za szafą. Mimo że wciąż jestem brudna i spocona, cudownie jest założyć czyste ubranie. Julian znajduje również dla siebie parę dżinsów. Są na niego nieco za duże, więc zawiązuje je w pasie kablem zamiast paska.

To drobny szczegół, ale zauważmy, że za szafę wlazła Lena – która po życiu z Odmieńcami powinna mieć znacznie mniejsze skrupuły w kwestii epatowania nagością – podczas gdy nieleczony lider młodzieżówki AWD najwyraźniej nie miał problemu z rozebraniem się do bokserek w towarzystwie damy.

Wpychamy do mojego plecaka batony muesli i wodę, a także dwie latarki, kilka paczek orzechów i suszone mięso. Natrafiam na półkę z apteczką i wkładam do plecaka maść, bandaże i chusteczki antybakteryjne.

Wiem, że na tym etapie to już kopanie leżącego, ale chciałam przypomnieć, że wśród zapasów na drogę należących do Odmieńców próżno było szukać luksusów w rodzaju maści i bandaży.
...Leno, może jeszcze nie jest za późno na zmianę drużyny?

Pod apteczką znajduje się półka, na której stoi tylko jedno drewniane pudełko. Zaciekawiona przykucam i unoszę wieczko. Oddech więźnie mi w gardle.
Dowody tożsamości. Pudełko wypełnione jest setkami dowodów, związanych gumką recepturką. Jest tam również stos identyfikatorów AWD, połyskujących w ciemności.
Julian, spójrz na to.
Chłopak staje obok mnie i obserwuje bez słowa, jak przeglądam laminowane karty: mnóstwo twarzy, danych, mnóstwo tożsamości.
Chodź — mówi po chwili. — Czas na nas.
Wyciągam pospiesznie ze stosu kilka kart, starając się wybierać dziewczyny, które wyglądają mniej więcej na mój wiek, po czym związuję dowody gumką i wkładam do kieszeni. Biorę również identyfikatory AWD. Mogą się kiedyś przydać.

Primo: Kopania pod sobą dołków ciąg dalszy. Leno, czy naprawdę musiałaś zwracać uwagę Julka – tego samego Julka, który uważa cię za zdrajczynię, pomaga w ucieczce, bo ma w tym swój interes i z dużą dozą prawdopodobieństwa wyda cię stosownym organom, gdy/jeśli tylko zwiejecie z tego miejsca – na fakt, że zamierzasz podszywać się pod obywateli Oliverversum, używając do tego sfałszowanych dowodów?

Secundo: Biorąc pod uwagę generalną bystrość tej dziewczyny, mam nieodparte wrażenie, że wybrane przez nią dokumenty mogą wyglądać mniej więcej tak.

Wreszcie czas na broń. (…) Podaję Julianowi pistolet, sprawdziwszy wcześniej, czy jest naładowany, a do plecaka wrzucam pudełko nabojów.

Miło z twojej strony – nawiasem mówiąc, twoje bezgraniczne zaufanie do Finemana nadal mnie wzrusza – ale może jednak zabrałabyś też coś dla siebie?

Juleczek chyba się ze mną zgada, bowiem wyznaje, że nigdy w życiu nie używał spluwy; dowiedziawszy się, że Lena potrafi strzelać, rozsądnie proponuje, aby to ona wzięła pistolet:

Ty go weź — mówi, więc wsuwam broń do plecaka, chociaż wolałabym nie być tak obciążona.

...Po diabła do plecaka? Leno, nie wierzę, że muszę ci to tłumaczyć, ale idea jest taka, że musisz być gotowa na użycie broni w ułamku sekundy, zwłaszcza będąc na terytorium wroga. BTW, podejrzewam, że Julek nie oddałby ci pistoletu gdyby wiedział, że użyjesz go wyłącznie do niszczenia sobie kręgosłupa.

Jeszcze tylko noże i gołąbeczki są gotowe do drogi...aż tu nagle Lenę uderza Przeczucie:

To wszystko bardzo mi się nie podoba. To jest zbyt dobrze zorganizowane. Za dużo tu pomieszczeń, za dużo broni, za duży porządek.

No, to ostatnie komuś mieszkającemu na co dzień w obozowisku Raven faktycznie może wydawać się podejrzane. To jednak można żyć poza prawem, jednocześnie nie żyjąc w chlewie?! Kto by pomyślał!

Oni muszą mieć wsparcie — stwierdzam, gdy ta myśl wreszcie klaruje mi się w głowie. — Hieny nigdy nie zrobiłyby tego same.

Ciekawi mnie, skąd bierze się absolutna pewność Lenki; jak się zaraz przekonamy, nawet syn wysoko postawionego polityka nie odróżnia frakcji, na które dzielą się nieleczeni, a sama Lena także nie zaliczyła do tej pory zbyt wielu interakcji z Hienami (choć w kolejnych analizach przekonamy się, że nie jest to jej pierwsza styczność z tą grupą) – kto zagwarantuje, że rzekome szaleństwo Hien nie jest po prostu częścią spektaklu, jaki robią wokół siebie przy każdym ataku? Wszak widzieliśmy na własne oczy, że są w stanie normalnie dyskutować, naradzać się, ba – nawet przekonywać się nawzajem do swoich racji bez rozlewu krwi.

Kto? — pyta niecierpliwie Julian, rzucając niespokojne spojrzenie w stronę drzwi. (…)
Hieny — wyjaśniam. — Oni są nieleczeni.
Odmieńcy — mówi Julian matowym głosem. — Tak jak ty.
Nie. Nie jak ja, ani nie jak Odmieńcy. Oni są inni.

To zabawne, bo w tym dialogu to ty, a nie Julian podajesz nieprawdziwą informację: Hieny w znacznej części po zabiegu, po prostu pomieszał im on w głowach.

Zaciskam mocno powieki i krystalizuje się pod nimi ten obraz: przyciskam ostrze noża do szyi Hieny, tuż ponad bladymi sinymi śladami, które wyglądały jakoś znajomo...
O mój Boże. — Otwieram oczy. Mam wrażenie, jak gdybym dostała pięścią w brzuch.
Lena, musimy już iść. — Julian wyciąga do mnie rękę, ale się odsuwam.
AWD. — Wypowiadam z trudem. — Ten facet... tamten strażnik, ten, którego związaliśmy... miał tatuaż z orłem i strzykawką. Z symbolem AWD.



A niech to! Czyżby tatuś Juleczka finansował naszych oprychów?!

Julian, jak łatwo się domyślić, stanowczo zaprzecza, by duma i chwała klanu Finemanów miała cokolwiek wspólnego z tym wszystkim.

Słowa i myśli kotłują się w mojej głowie niczym wirująca rzeka, a wszystko płynie w jedną stronę i wszystko zaczyna mieć sens: rozmowa o wypłacie, cały ten sprzęt, tatuaż, pudełko z identyfikatorami. Ten wielki kompleks, ochrona — to wszystko przecież kosztuje.

Zbieram wszystkie podobne cytaty – na razie bez komentarza – niczym fabularne Pokemony; przydadzą nam się, gdy dojedziemy do rozwiązania wszelakich zagadek.

Lenka upiera się, że tak, Juleczek, że wcale nie, aż tu wtem! a wild Hiena (a nawet dwie) appears:

Przez chwilę nikt się nie porusza, co daje mi czas na zarejestrowanie podstawowych faktów: jedno z nich to mężczyzna (w średnim wieku), drugie to dziewczyna (granatowoczarne włosy, wyższa ode mnie), oboje widzę po raz pierwszy. Być może strach wyostrza mi zmysły, bo zwracam też uwagę na przedziwne detale: osobliwy sposób, w jaki opada lewa powieka mężczyzny, jak gdyby ciągnęła ją grawitacja, i to, jak stoi dziewczyna, z otwartymi ustami, przez co widać jej wiśniowoczerwony język. Musiała coś ssać, stwierdzam — cukierek albo lizaka — i mój umysł biegnie do Grace.
A wtedy pokój ożywa na nowo, dziewczyna sięga po broń i nie ma czasu na myślenie.

Wstawiam ten cytat, mamy tu bowiem powtórkę z poprzedniej analizy, która to powtórka utwierdza mnie w przekonaniu, że moja teoria była słuszna: Oliver wcale nieźle wychodzą opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów podczas stresujących sytuacji.

Następuje walka, którą można streścić w kilku punktach, zwłaszcza, że nie bardzo jest co analizować; to opis bijatyki, ani szczególnie dobry, ani zły. Lena mocuje się z panią Hieną, a Julek z panem Hieną, u dziewczyn walka wyrównana; to Hiena przywali Lence, to Lenka uderzy Hienę, w rękach niewiast lśnią ostrza noży...O, cholibka:

Nienawiść i lęk zalewają mnie gorącą, elektryczną falą i bez zastanowienia unoszę nóż i wbijam jej go mocno w pierś. Dziewczyną wstrząsa spazm, z jej ust wydobywa się krzyk, a potem nieruchomieje. W głowie powtarzam na okrągło: to twoja wina, to twoja wina, to twoja wina. Skądś dobiega mnie zniekształcony szloch i dopiero po pewnym czasie uświadamiam sobie, że to ja płaczę.

Cóż, jeżeli to dla ciebie jakieś pocieszenie, Raven z pewnością byłaby dumna. A bardziej serio – nie mam specjalnego problemu z tą sceną, Lena działała w obronie własnej; myślę, że nikt nie wie ze stuprocentową pewnością, jak zachowałby się na miejscu bohaterki. Z czysto narracyjnego punktu widzenia reakcja panny Haloway także jest całkiem przekonująca.

A potem wszystko zasnuwa ciemność — ból przychodzi w ułamku sekundy po niej — gdy mężczyzna uderza mnie pałką w skroń. Rozlega się potężny trzask. Przewracam się, wszystko się rozmywa i rozbija na pojedyncze obrazy: Julian leżący twarzą w dół obok przewróconej szafki, stary zegar stojący w kącie, którego nie zauważyłam wcześniej, pęknięcia w betonowej podłodze, rozciągające się jak sieć, która ma mnie omotać. A potem przez kilka sekund nic się nie dzieje. Nagła zmiana kadru: leżę na plecach, sufit nade mną wiruje.

Ja tam się na szczęście nie znam, ale kiedy ostatni raz Lena dostała przez łeb pałką policyjną, z miejsca straciła przytomność; czyżby pan Hiena był bardziej delikatny?

Umieram. Co dziwne, myślę teraz o Julianie.

Jesteś bohaterką powieści YA, zapewniam cię, że nie ma w tym absolutnie nic zaskakującego.

[Julian] Nawiązał całkiem wyrównaną walkę.
Mężczyzna przygniata mnie całym ciężarem, czuję na twarzy jego gorący, ciężki i nieświeży oddech. Pod jego okiem biegnie długa, poszarpana rana — niezła robota, Julian — z której krew kapie na moją twarz. Czuję pod brodą ostrze noża i cała nieruchomieję.
Spogląda na mnie z taką nienawiścią, że nagle ogarnia mnie niesamowity spokój. Umrę. On mnie zabije. Ta pewność daje mi odprężenie.

Przemyślenia Leny (pomińmy na chwilę fakt, że powinna teraz leżeć nieprzytomna) są całkiem zrozumiałe, ciekawsza dla mnie jest tu jednak nienawiść malująca się na twarzy pana Hieny. Możemy oczywiście przyjąć, że jest po prostu niezadowolony z powodu przymusowego sparringu, ale ponieważ wiem, jak dalej potoczy się akcja tej książki, mam swoją własną, alternatywną interpretację tej sceny; ciekawam, czy pokryłaby się ona z wizją autorki.

Zanurzam się w biały śnieg. Zamykam oczy i próbuję sobie wyobrazić Aleksa w sposób, w jaki o nim śniłam, stojącego na końcu tunelu. Czekam, aż się pojawi, wyciągnie do mnie rękę.

No nie, a ten tu czego?

Odpływam i przypływam, unoszę się nad ziemią, a potem znowu wracam na podłogę. Czuję w ustach mulisty smak.
Nie dałaś mi wyboru — dyszy napastnik, a ja otwieram oczy. Wyczuwam w jego głosie nutkę czegoś, czego się nie spodziewałam, może żalu, a może przeprosin. Wraz z nią powraca nadzieja i zaraz potem przerażenie: błagam, błagam, błagam, pozwól mi żyć.
Jednak w tej samej chwili mężczyzna bierze głębszy oddech, jego ciało się napina, a nóż wbija mi się w skórę i wiem, że już po wszystkim...

I znów: kolejny fragment, który póki co jest co najwyżej intrygujący (czyżby Hieny jednak odczuwały wyrzuty sumienia? Czy to ich wewnętrzna polityka, by zabijać niepokorne jednostki, nawet, jeżeli pozbawiają się w ten sposób potencjalnych profitów?), ale stanie się znacznie bardziej frapujący, gdy będziemy mieli pełny ogląd sytuacji.

Ale, ale, skupmy się; sytuacja wygląda na krytyczną, znikąd pomocy...ale czy na pewno?

Nagle wstrząsa nim spazm, nóż ze szczękiem wypada mu z dłoni, a oczy wywracają się białkami do góry: potworne, puste spojrzenie lalki. Jego ciało powoli opada na mnie i przygniata tak, że nie mogę złapać tchu. Nad nim stoi Julian, dysząc ciężko. Cały się trzęsie. Teraz widzę, że z pleców Hieny wystaje rękojeść noża.

Rycerz Julian bieży na ratunek!

Swoją drogą, Hieny muszą mieć naprawdę niewiele krzepy; Lena znokautowała jedną z nich z niesprawną lewą ręką, pan Hiena w tej scenie nie dał rady pozbawić nastolatki przytomności uderzeniem pałką, Juleczek też najwyraźniej położył się tylko po to, by chwilę odsapnąć...

Martwa Hiena przygniata Lenę, ta błaga Juleczka, żeby ściągnął z niej trupa, ale chłopak jest w szoku i powtarza jak katarynka, że nie chciał zrobić nic złego. W końcu otrząsa się na tyle, by pomóc dziewczynie, ale nadal jest ewidentnie rozsypany psychicznie; Lena czuje się niewiele lepiej, wspomina, że na ochotę zwymiotować, ale mimo to stara się dodać mu otuchy:



Julian. — Kładę mu ręce na ramionach. — Spójrz. Uratowałeś mi życie.
Chłopak na chwilę zamyka oczy, a potem z powrotem je otwiera.
Uratowałeś mi życie — powtarzam. — Dziękuję.
Wygląda, jakby chciał coś powiedzieć. Ale tylko kiwa głową i zakłada mój plecak. Pod wpływem impulsu wyciągam rękę i ściskam jego dłoń. Nie odtrąca jej, to dobrze. Potrzebuję jego wsparcia. Potrzebuję jego pomocy, by się utrzymać na nogach.
Pora uciekać — mówię i wreszcie chwiejnym krokiem zanurzamy się w rozbrzmiewającą echem zimną stęchliznę starych tuneli, w ciemność i mrok.



WTEDY


W trakcie wędrówki do drugiego obozowiska temperatura drastycznie się obniża. Nawet gdy śpię w namiocie, zamarzam.
Kiedy nadchodzi moja kolej, by nocować na zewnątrz, często budzę się z kawałkami lodu we włosach.

Czy ktoś może mi wytłumaczyć ideę spania na zewnątrz przy takiej temperaturze? Raven uparła się, że do ostatecznego celu mogą dotrzeć tylko ci, którzy przejdą Próbę Hipotermii, czy jak? No, chyba że to rodzaj warty, ale w takim układzie Lena jakby nie powinna spać.

Blue dopada choroba. Pierwszego dnia budzi się ospała. Ma problem z dotrzymaniem nam kroku i po całym dniu wędrówki zasypia jeszcze przed rozpaleniem ogniska, skulona na ziemi jak zwierzątko. Raven zanosi ją do swojego namiotu. Tej nocy budzą mnie przytłumione krzyki.

No nie! Chcecie mi powiedzieć, że małe, niedożywione dziewczynki jednak nie powinny nocować na lodowatej ziemi?!

Następnego dnia mała budzi się z gorączką. Nie ma wyboru: i tak musi iść.

Naprawdę, dlaczego ktokolwiek chce mieszkać z Raven?

Wkrótce zacznie padać śnieg, a nam wciąż zostało ponad czterdzieści kilometrów do drugiego obozu i o wiele więcej do zimowego azylu.

Ech, reszta jak reszta, ale ty, Leno, powinnaś pyknąć taki dystans góra w pół godziny. Przecież nawet nie krwawisz!

Blue płacze podczas marszu, coraz częściej potyka się i zatacza. Zaczynamy ją nieść na zmianę — ja, Raven, Hunter, Lu i Dziadek. Mała jest rozpalona. Ramiona, którymi oplata moją szyję, są jak pulsujące żarem elektryczne druciki.

Czy nie lepiej byłoby zrobić jakieś prowizoryczne nosze? Dziewczynka lada moment tak czy inaczej nie będzie w stanie utrzymać się na czyichś plecach, a przynajmniej rozłożylibyście siły.

Następnego dnia docieramy do drugiego obozowiska. Jest to gruzowisko usytuowane pod starym, do połowy zburzonym ceglanym murem, który tworzy rodzaj bariery i częściowo chroni nas przed wiatrem. Zabieramy się do odkopywania zapasów, zakładania pułapek i przeszukiwania terenu — który musiał być kiedyś porządnej wielkości miastem — z nadzieją, że znajdziemy puszki z jedzeniem i inne przydatne rzeczy.

Macie obozowisko na terenie starego miasta...a mimo to nocujecie pod walącym się murem?

I szukacie puszek z jedzeniem podczas kolejnej z rzędu migracji – co sugeruje, że nigdy wcześniej nie przetrząsnęliście dokładnie terenu?

...Naprawdę, za każdym razem, gdy wydaje mi się, że Odmieńcy nie zdołają mnie już niczym zaskoczyć, udowadniają, jak bardzo się mylę.

Mamy tu zostać dwa dni, może trzy, w zależności od tego, jak owocne okażą się poszukiwania.

Poddaję się.

Ponad pohukiwaniem sów i chrobotem nocnych zwierząt słyszymy odległy huk przejeżdżających ciężarówek. Jesteśmy kilkanaście kilometrów od międzymiastowej autostrady. Dziwnie pomyśleć, jak blisko stąd do miejsc objętych rządową jurysdykcją, do normalnych miast pełnych jedzenia, ubrań, lekarstw.

„Które moglibyśmy z łatwością zdobyć, gdybyśmy tylko ruszyli zady i wykazali minimum inicjatywy i inwencji twórczej”.

Nocne lęki Blue są coraz gorsze, jej krzyki przeszywające. Mamrocze coś bez sensu bełkotliwym językiem snów. Kiedy nadchodzi pora, by ruszyć w stronę trzeciego obozowiska, mała niemal przestaje reagować.

Ciekawe, czy Raven kazała jej wziąć się garść i przestać symulować, przecież minęło kilka dni, z pewnością czuje się już lepiej.

...Ha, jednak nie; Raven dźwiga ją na swoich plecach i nie pozwala nikomu innemu przejąć dziewczynki.

Maszerujemy w ciszy. Strach jest ciężki, przytłaczający, mamy wrażenie, jakbyśmy już brnęli przez śnieg — ponieważ wszyscy wiemy, że Blue umrze. I Raven też to wie. Na pewno.
Wieczorem Raven rozpala ognisko i kładzie przy nim Blue. Mimo że skóra małej jest rozpalona, dziewczynka trzęsie się z zimna i szczęka zębami. Reszta z nas chodzi wokół ogniska na palcach. Wyglądamy jak cienie spowite dymem. Zasypiam na zewnątrz, obok Raven, która cały czas czuwa i dokłada drew do ognia, by małej nie było zimno.

Wiecie co? Chciałabym poczuć smutek z powodu ciężkiego stanu małej Blue, ale niestety nie potrafię, bowiem Oliver zapomniała napisać dziewczynce jakikolwiek charakter. To chodząca klisza: mała, słodka istotka która przegrywa z dużym, okrutnym światem. Nic o niej nie wiem, z trudem przypominam sobie jakiekolwiek sceny z jej udziałem; z dwojga złego już bardziej ruszyłaby mnie śmierć Hieny - albinosa, on przynajmniej miał jasno (no, na tyle jasno, na ile to możliwe na obecnym etapie książki) zarysowane cele i marzenia.

W środku nocy budzi mnie przytłumiony szloch. Otwieram oczy i widzę Raven, która klęczy pochylona nad Blue. Zdjęta przerażeniem czuję nagły skurcz żołądka. Nigdy przedtem nie widziałam Raven płaczącej.

Rozumiem Lenę; ja też czułabym się niepewnie odkrywając, że to-to ma jakiekolwiek ludzkie odruchy.

Lena zaczyna się wiercić w śpiworze, płacz ustaje; dziewczyna podchodzi do Raven z duszą na ramieniu, ale okazuje się, że Blue nadal żyje, chociaż coraz trudniej jej oddychać.

Tak bardzo chciałabym pomóc. Wiem, że jeśli stracimy Blue, stracimy także część Raven.

Wierzę na słowo, biorąc pod uwagę, że te dwie na przestrzeni całego „Pandemonium” miały może ze trzy wspólne sceny i żadna z nich nie była szczególnie emocjonalna.

Wyzdrowieje — dodaję, żeby ją pocieszyć.Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze.
Raven odwraca się w moją stronę, a w jej oczach odbija się ogień, przez co błyszczą jak u zwierzęcia.
Nie — odpowiada. — Nie wyzdrowieje.
W jej głosie jest taka pewność, że nie potrafię zaprzeczyć. Na chwilę znów zapada cisza. A potem Raven pyta:
Wiesz, dlaczego nazwałam ją Blue?

...Nie, proszę, wszystko, tylko nie historia z życia Raven. Już i tak ściska mnie w dołku, gdy pomyślę, że gdzieś tam, hen, w oddali, czeka na nas nowelka z tą postacią w roli głównej.

Niestety, autorka nie ma dla nas litości, w związku z czym pozostaje nam wziąć głęboki oddech i przygotować smutny podkład muzyczny; czas na backstory liderki Odmieńców.

Okazuje się, iż – co za niespodzianka – imię Blue nie pochodzi od czegoś tak prostackiego, jak kolor oczu. Zanim jednak poznamy genezę pseudonimu, dowiadujemy się kilku rzeczy o samej Raven: pochodziła z Yarmouth, mieszkała blisko granicy z Głuszą, była modelową małą obywatelką.

Tyle że nie byłam szczęśliwa. Nie rozumiałam dlaczego. Nie rozumiałam, dlaczego nie mogę być taka jak wszyscy.

Och, ty mój nieszczęsny specjalny płatku śniegu.

Latem, kiedy skończyłam czternaście lat, niedaleko granicy zaczęli nową budowę. Miały to być domy dla najbiedniejszych rodzin w Yarmouth: tych źle sparowanych albo o reputacji zrujnowanej przez odstępstwo, albo nawet plotki o nim.

Mały Brat to naprawdę porządny gość; najgorsze, co może cię spotkać w związku z posiadaniem w rodzinie rebelianta, to krzywe spojrzenia pani Halinki, a za bycie wyrzutkiem w nagrodę dostaje się mieszkanie w nowym budownictwie.

Raven lubiła wałęsać się po placu budowy z innymi dzieciakami, bowiem:

Nie lubiłam siedzieć w domu. Mój tata... — Jej głos się rwie. — Po zabiegu nie wszystko było z nim w porządku. Remedium nie zadziałało jak trzeba. Nastąpiły zakłócenia w funkcjonowaniu płatów skroniowych, które odpowiadają za regulację nastrojów. Tak to nazwali. Na ogół był w porządku, jak wszyscy inni. Ale czasami wpadał w furię... — Przez chwilę Raven w ciszy wpatruje się w ogień. — Mama pomagała mi zakryć siniaki i zatuszować je makijażem. Nie mogłyśmy nikomu o tym powiedzieć. Nie chcieliśmy, by wiedziano, że zabieg u mojego taty się nie powiódł. Słysząc takie historie, ludzie wpadali w panikę. Tata mógł zostać zwolniony z pracy. Mama mówiła, że sąsiedzi zatruliby nam życie. Więc ukrywałyśmy to. Długie rękawy latem. Częste zwolnienia chorobowe. Do tego ciągłe kłamstwa: przewróciłam się, uderzyłam w głowę, wpadłam na framugę.

Kilka rzeczy.

Primo: Aparat do mierzenia marysujkowatości za chwilę wyleci poza skalę, bo historia Raven zajmuje póki co niecałe trzy strony, a już nazbierała tyle punktów w rubryczce „Klisze fabularne”, że lękam się chwili, gdy będę musiała zmierzyć się z dziełem poświęconym wyłącznie tej postaci.

Secundo: Czy rząd nie ma żadnych narzędzi do kontrolowania efektów remedium? Cóż, najwyraźniej ma, skoro ktoś zdołał prawidłowo zdiagnozować papę Raven. A skoro tak – to jakim cudem facet nie został zamknięty w Kryptach, jak każda inna osoba oszalała na skutek zabiegu? Przecież w tym samym momencie, kiedy któryś z lekarzy orzekł, że coś jest nie halo, wszelka maskarada powinna stracić rację bytu.

Tertio: A właściwie dlaczego Raven z mamusią kryły tego psychola? Zjawisko toksycznej relacji nie powinno w ogóle istnieć w Oliverversum; żona nie ma szans przywiązać się do męża, prawo stoi po jej stronie – małżonek jest wadliwą jednostką – nic nie stoi na przeszkodzie, by donieść na niego odpowiednim służbom. „Zatruliby życie”? Cóż, każdemu jego porno, mam jednak wrażenie, że niechęć pani z warzywniaka to nieco łagodniejsze brzemię niż siniaki na pół twarzy.

Lena oferuje wyrazy współczucia, Raven stwierdza, że teraz nie ma to już znaczenia, po czym kontynuuje opowieść: gdy ojciec miał gorszy okres, spędzała więcej czasu na budowie i pewnego dnia, kiedy kręciła się po pustym placu (lało), znalazła pudełko po butach. A w pudełku...

Sama nie wiem, dlaczego zajrzałam do środka. Było całe ubłocone. Pewnie myślałam, że znajdę w nim buty, a może biżuterię. (...) Była owinięta w kocyk. W niebieski kocyk z żółtymi owieczkami. Nie oddychała. Myślałam... myślałam, że nie żyje. Była... była cała sina, prawie niebieska: jej skóra, paznokcie, usta i palce. Miała takie małe paluszki...

Ha, zatem wyjaśniło się, skąd takie, a nie inne imię: to z powodu stanu, w jakim była dziewczynka, gdy znalazła ją Raven! Cóż...jak się za momencik przekonamy, nie do końca. Ale idźmy dalej:

Nie wiem, dlaczego postanowiłam ją reanimować. To było wbrew zdrowemu rozsądkowi. Pracowałam tamtego lata jako ratownik i miałam certyfikat z resuscytacji, ale nigdy nie musiałam nikomu tak naprawdę ratować życia. A do tego ona była taka malutka... miała może tydzień albo dwa. Jednak udało się.

Czy ktoś obeznany z ratownictwem mógłby potwierdzić, że nastolatka po kursie ratowniczym wiedziałaby, jak uratować góra dwutygodniowe niemowlę?

Nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy zaczerpnęła oddechu i jej twarz nagle nabrała kolorów. Czułam, jakby cały świat otworzył się przede mną. I wszystko, czego w nim brakowało: wszystkie emocje i barwy, wszystko to przyszło do mnie wraz z jej pierwszym oddechem. Nazwałam ją Blue, Niebieska, żebym na zawsze zapamiętała ten moment i nigdy nie żałowała tego, co zrobiłam.

Tak, moi drodzy; imię Blue nie jest tak naprawdę związane z samą Blue. Zostało wybrane przez Raven, aby Raven już zawsze pamiętała, jak ważną dla siebie decyzję podjęła kiedyś Raven.

Że nadinterpretuję radość Raven? Sorry, Winnetou, w tym jednym przypadku nie zamierzam silić się na jakikolwiek obiektywizm; ta postać na obecnym etapie wzbudza u mnie jeszcze gorętsze uczucia, niż PŚ w czasach swojej najgorszej psychozy – a doskonale wiem, że będzie tylko gorzej.

Nawet nie wróciłam do domu. Po prostu zabrałam ją i uciekłam. Wiedziałam, że w Yarmouth nie będę mogła jej zatrzymać. Nie da się zachować w tajemnicy czegoś takiego. Już i tak trudno było ukryć siniaki. I wiedziałam, że musiała być nielegalna, pewnie była dzieckiem niesparowanej dziewczyny i niesparowanego chłopaka. Dziecko delirii. Wiesz, co się mówi o dzieciach delirii. Są skażone. Wyrastają na kaleki, zwichnięte fizycznie i umysłowo. Pewnie odebrano by mi ją i zabito. Nawet by jej nie pochowano, z lęku, że choroba może się rozprzestrzenić. Spalono by ją, a potem pewnie skończyłaby na śmietniku.

Okej, rozumiem, Raven zadziałała na totalnym spontanie – jak totalnym, przekonamy się za moment – ale zastanawiam się, czy nie byłoby możliwe np. porzucenie małej na stopniach jakiejś państwowej instytucji? Wiemy z „Delirium”, że nawet wyleczone matki w zatwierdzonych prawnie małżeństwach nie dawały sobie czasem rady z wychowywaniem pociech. Tak sobie tylko dumam, bowiem następny krok Raven jest...bardzo, ale to bardzo impulsywny:

Słyszałam wcześniej plotki o tym, że część ogrodzenia jest nieobwarowana. Chodziły słuchy o Odmieńcach, którzy nawiedzają miasto, by żywić się ludzkimi mózgami. Wiesz, jakie bzdury opowiadają sobie dzieci. Sama nie wiem, czy dalej w to wierzyłam, czy już nie. Ale postanowiłam spróbować. Wieki zajęło mi obmyślenie, jak przejść przez ogrodzenie z Blue, aż wreszcie po prostu przywiązałam koc do piersi. Do tego deszcz mi dopomógł. Strażnicy i porządkowi siedzieli w budkach. Przeszłam bez żadnych problemów. Nie wiedziałam, dokąd idę ani co zrobię, gdy już przekroczę granicę. Nie pożegnałam się ani z mamą, ani z tatą.



… I pomyśleć, że śmiałam się z Leny i jej planów ucieczki do Głuszy z plecakiem wypełnionym liścikami z podstawówki. Wygląda na to, że można jednak być jeszcze bardziej bezmyślnym.

Pomijam już fakt, że Raven najwyraźniej PO PROSTU PRZESZŁA SOBIE PRZEZ OGRODZENIE, bowiem mam przeczucie, że jeżeli zbyt długo zatrzymam się przy tym kuriozum, wybuchnie mi mózg...Ale naprawdę?

Podróż z noworodkiem, który ledwo oddycha?

Do Zakazanego Lasu?

Bez choćby butelki mleka i paczki zapałek?

Bez żadnego planu?

Okolicznością łagodzącą jest tu wprawdzie fakt, że Raven była zaledwie nastolatką, i to nastolatką spanikowaną. Ale ta historia to świetne wprowadzenie czytelników w to, co będzie działo się w nowelce poświęconej tej postaci – i uwierzcie mi, kiedy mówię, że będzie tylko śmieszniej.

Po prostu pobiegłam przed siebie. — Spogląda na mnie kątem oka. — Ale to wystarczyło. I chyba na ten temat też coś wiesz.

Raven, z całym szacunkiem, ale w porównaniu z twoimi początkami w Głuszy historia Leny w swoim czasie zacznie się jawić jako opowieść o niezwykle odpowiedzialnej i zaradnej jednostce.

Oddech Blue staje się coraz bardziej urywany, a gorączka coraz wyższa, Lena oferuje zatem, iż przyniesie wodę, choć Raven stwierdza, że niczego to już nie zmieni.



Raven i ja nie śpimy całą noc. Na zmianę przykładamy zimny ręcznik do czoła Blue, aż jej oddech się uspokaja, a jego chrapliwość łagodnieje. Wreszcie mała przestaje się wiercić, leży już cicho i spokojnie. Zmieniamy okłady aż do brzasku, płynnej i bladej jutrzenki, chociaż wtedy minęło już wiele godzin, od kiedy Blue wydała ostatnie tchnienie.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: poznajemy smutną historię Juleczka i zegnamy Blue.

Zostańcie z nami!

Maryboo

35 komentarzy:

  1. Historia Blue powinna mnie ruszyć, ale Raven sama wykopała pod nią ten dołek, więc... *shrug emoji*. Pójście na pałę na wygnanie do Zakazanego Lasu opadło mi macki, nie wiem, jak to skomentować.
    Idk z tą reanimacją, mnie na PO uczyli, jak reanimować niemowlaka, więc Raven na kursie pierwszej pomocy mogła jak najbardziej być tego uczona. Czy faktycznie dałaby radę, i np w trakcie nie połamała małej żeber, to inna sprawa.
    Hieny na razie wypadają najciekawiej z całej tej nieszczęsnej ekipy.
    Foreshadowing, że tatuś Julka jest ZŁY jest wybitnie niesubtelny, ale nie mam pojęcia, czemu nikt z nich nie wpadł na pomysł, że te tatuaże mogły być zrobione właśnie po to, żeby się wmieszać w AWD i poszpiegować? Skoro mogą robić sztuczne nacięcia za uchem, to czemu nie tatuaże?
    Backstory Raven jest kretyńskie i nie ma najmniejszych szans funkcjonować w świecie przedstawionym. Dobra, niech nawet będzie ojciec, któremu operacja dała +1000 do przemocy. Ale czemu nikt go nie zgarnął? Byłaby drama tak czy siak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Historia Blue powinna mnie ruszyć, ale Raven sama wykopała pod nią ten dołek, więc.." - a swoją drogą, słuszna uwaga; Raven płacze i cierpi, ale w jej monologu wewnętrznym próżno szukać przemyśleń, że gdyby mała została przygarnięta przez jakieś Zombie, to najprawdopodobniej dożyłaby osiemnastki...
      "Idk z tą reanimacją, mnie na PO uczyli, jak reanimować niemowlaka, więc Raven na kursie pierwszej pomocy mogła jak najbardziej być tego uczona. Czy faktycznie dałaby radę, i np w trakcie nie połamała małej żeber, to inna sprawa." - mnie bardziej chodziło właśnie o to, czy kurs obejmowałby też pomoc niemowlętom, ale jeśli tak, to w porządku.

      "Foreshadowing, że tatuś Julka jest ZŁY jest wybitnie niesubtelny, ale nie mam pojęcia, czemu nikt z nich nie wpadł na pomysł, że te tatuaże mogły być zrobione właśnie po to, żeby się wmieszać w AWD i poszpiegować? Skoro mogą robić sztuczne nacięcia za uchem, to czemu nie tatuaże?" - mówimy o tej samej Lenie, która nie zauważyła psów policyjnych, póki nie chapnęły ją w nogę, nie wymagajmy zbyt wiele.

      "Backstory Raven jest kretyńskie i nie ma najmniejszych szans funkcjonować w świecie przedstawionym. Dobra, niech nawet będzie ojciec, któremu operacja dała +1000 do przemocy. Ale czemu nikt go nie zgarnął?" - bo cierpiąca bohaterka ma +100 do współczucia i podziwu.

      Usuń
  2. HA, A JEDNAK ZGADŁAM! :D
    Nikogo nieobchodzący dzieciak, który został wprowadzony tylko po to, by umrzeć i podkreślić zajebistość Raven #lubieto
    A Hipolit i Jadzia wpadną jutro albo jeszcze dziś wieczorem, wreszcie mają coś do roboty! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadłaś, zgadłaś, ale czym byłoby życie czytelnika bez odrobiny niepewności? ;D

      Usuń
  3. nienawiść malująca się na twarzy pana Hieny.
    No Lena zabiła mu towarzyszkę,wiec na zdrowy chłopski rozum może czuć nienawiść do zabójczyni.
    A właściwie dlaczego Raven z mamusią kryły tego psychola
    Żeby było bardziej dramatycznie...sensu to nie ma za grosz. Matka Raven powinna ja chronić, jeśli nie z uczucia to z obowiązku choćby, no ale dramy by nie było.W real u też to sie zdarza.
    Chciałabym poczuć smutek z powodu ciężkiego stanu małej Blue, ale niestety nie potrafię, bowiem Oliver zapomniała napisać dziewczynce
    To się przytrafia kiepskim pisarzom..

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "No Lena zabiła mu towarzyszkę,wiec na zdrowy chłopski rozum może czuć nienawiść do zabójczyni." - miałoby to sens, gdyby nie fakt, że Oliver cokolwiek miota się w opisie Hien; z narracji wynika, że to totalnie skrzywione jednostki, więc śmierć kompanów powinna ich obchodzić tyle co...no cóż...nas wszystkich śmierć Blue.

      Usuń
  4. Hiena – albinos (która najwyraźniej jest tu szefem)
    Czemu albinosi w książkach/filmach to zawsze są niestabilni psychicznie złole?
    Ale to by było trudniejsze i bardziej niebezpieczne od zwykłego włamania, a do tego Hieny działają zwykle w inny sposób. Oni nie planują. Oni palą, terroryzują i biorą.
    A skąd to niby Lena wie? To mi znów przypomina "wiedzę" wpojoną przez Raven. Zakładanie, że wróg jest na coś zbyt głupi bo przecież jest zuy to moim zdaniem czysta głupota.
    Zresztą, zbrojenie swojego oficjalnie wroga w pistolet, samemu nic nie biorąc, też.
    I to się tyczy obu, Leny i Julka.
    Oni muszą mieć wsparcie — stwierdzam, gdy ta myśl wreszcie klaruje mi się w głowie. — Hieny nigdy nie zrobiłyby tego same.
    Jak wyżej.
    AWD. — Wypowiadam z trudem. — Ten facet... tamten strażnik, ten, którego związaliśmy... miał tatuaż z orłem i strzykawką. Z symbolem AWD.
    Moja pierwsza myśl: znajomi Hipolita grają oprychów, coby urozmaicić program. W końcu wiadomo, czemu karmili Lenę kalorycznymi rzeczami. Obicie Julka nie wiem jak wytłumaczyć, może McZłol zapłacił za sprawdzenie lojalności syna?
    Opis zabicia Chien i reakcji na to był całkiem dobry moim zdaniem.
    Następnego dnia mała budzi się z gorączką. Nie ma wyboru: i tak musi iść.
    No, chyba, że ktoś by się poświęcił i poniósł małą lekką dziewczynkę na barana. Albo we dwóch na noszach zrobionych z koca... ale to są Odmieńcy Raven, tu obowiązuje prawo dżungli!
    I co? Dało się? Dało się!
    Raven dźwiga ją na swoich plecach i nie pozwala nikomu innemu przejąć dziewczynki.
    Co jest o tyle lepsze od przekazywania jej sobie po kolei, coby rozłożyć ciężar na większą liczbę osób, że... dlaczego właściwie?
    Tak bardzo chciałabym pomóc. Wiem, że jeśli stracimy Blue, stracimy także część Raven.
    Cóż, fajnie by było, gdyby to była ta część, która sprawia, że nasza przywódczyni kazała spać małej dziewczynce na dworze w chłodne noce...
    Latem, kiedy skończyłam czternaście lat, niedaleko granicy zaczęli nową budowę. Miały to być domy dla najbiedniejszych rodzin w Yarmouth: tych źle sparowanych albo o reputacji zrujnowanej przez odstępstwo, albo nawet plotki o nim.
    Społeczeństwo nieczułych ząbiów. Jasne.
    A właściwie dlaczego Raven z mamusią kryły tego psychola?
    No jak to dlaczego? Jak inaczej Raven mogłaby mieć trudne dzieciństwo TM?
    Jak noworodek zmieścił się w pudełku po butach? Chyba, że to wcześniak, który nie przeżyłby poza inkubatorem... co ma jeszcze mniej sensu. Czym ona ją w ogóle karmiła!?
    A to, jak Raven traktowała swoją "ukochaną córeczkę"... nie domyśliłabym się, że jest między nimi taka relacja.
    Ja z powodu stanu Blue czuję tylko złość na Raven, która swoją niekompetencją i głupimi wyborami do tego doprowadziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czemu albinosi w książkach/filmach to zawsze są niestabilni psychicznie złole?" - nie wiem, ale Bella Swan lubiła żartować, że jest w części albinosem. Przypadek? Nie sądzę!

      "Cóż, fajnie by było, gdyby to była ta część, która sprawia, że nasza przywódczyni kazała spać małej dziewczynce na dworze w chłodne noce..." - ja na tym etapie nie jestem już wybredna, będę wdzięczna za każdą brakującą część Raven, zwłaszcza, że próżno szukać u niej jakichkolwiek pozytywnych cech charakteru.

      "Czym ona ją w ogóle karmiła!?" - MiłoŹDŹią. A bardziej poważnie, początki Raven w Głuszy są opisane w nowelce i, o mamo, jaka to będzie zabawna lektura.

      Usuń
    2. Mogło byc to pudełko po większych butach, kozakach albo traperach.

      Eva

      Usuń
  5. - Co oni, do cholery robią? - było to jedyne pytanie, jakie oddawało w pełni konsternację, rozbawienie i kompletny brak zrozumienia Hipolita.
    - Przecież obok są całkiem dobrze zachowane pozostałości miasta! - Jadwiga także nie kryła zbulwersowania - Mogliby jakoś ogrzać tę małą, odpoczęłaby, napiłaby się czegoś ciepłego... I to mają być te uczucia? Dobrze, że jesteśmy wyleczeni, synu - zakończyła swój wywód i zamknęła całkiem dobrze zachowane okno. Istotnie, miasto, do którego Raven&Co. z niewiadomego powodu nie weszli, zaskakująco dobrze poradziło sobie z upływem czasu i najwidoczniej miało szczęście zostać ominiętym przez większość bomb. Hipolit i Jadzia znaleźli całkiem przytulne mieszkanko, w którym nie było nawet śladu pleśni, a kołdry, koce i poduszki znalezione w szafach nie zostały zaatakowane przez mole. Niepokoili się, czy ekipa Raven nie zauważy ich podczas rozkładania obozowiska, ale niepokój szybko ustąpił miejsca zdziwieniu, że owego obozowiska nie rozkładają w jednym z mieszkań. Zdziwienie natomiast ustąpiło miejsca determinacji, gdy Hipolit zauważył, że najmłodsza z dziewczynek jest poważnie chora, a Raven, poza malowniczym wylewaniem łez, nie robi absolutnie nic, by jej pomóc. Niestety, odmieńcy postanowili konsekwentnie ignorować najpierw pojawiające się znikąd drogowskazy "Miasto 300 metrów, mamy ciepłą herbatę!" oraz ogromny transparent z czerwonym napisem "Teren zabudowany zaprasza zmarzniętych". Hipolit i Jadzia w końcu doszli do wniosku, iż Raven celowo chce zamęczyć dziecko na śmierć i postanowili zakraść się do obozowiska, gdy wszyscy będą spali, by przetransportować Blue do szpitala po drugiej stronie - niestety, spóźnili się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Niestety, odmieńcy postanowili konsekwentnie ignorować najpierw pojawiające się znikąd drogowskazy "Miasto 300 metrów, mamy ciepłą herbatę!" oraz ogromny transparent z czerwonym napisem "Teren zabudowany zaprasza zmarzniętych" <3

      Kasiu, przygody Hipolita i Jadzi za każdym razem robią mi dzień. Mam nadzieję, że zostaną z nami do końca, chociaż nie jestem pewna, czy ich serca wytrzymają to, co będzie działo się w 'Requiem'.

      Usuń
    2. Oczywiście, że zostaną, ktoś w tym uniwersum musi używać mózgu ;-;

      Usuń
    3. :( miałam nadzieję, ze jednak Hipolit i Jadzia uratowali Blue a w zamian podrzucili kukłę. C'mon z ich inteligencją Odmiency z pewnością nie zauważyliby różnicy!

      Usuń
    4. miałam nadzieję, ze jednak Hipolit i Jadzia uratowali Blue
      W sumie racja.
      Myślę, że nadzieja jeszcze jest... przecież to Raven, ona by miała umieć prawidłowo ocenić fakt zgonu!?
      A Hipolit i Pani Jadzia napewno by coś wykombinowali!
      Biedna Blue już i tak miała zmarnowane całe dzieciństwo, niech coś ma z tego życia!

      Usuń
    5. Wyobraźcie sobie Blue adoptowaną przez Hipolita i jakąś fajną aktywistkę Małego Brata, z którą ten jest zaręczony :3

      Usuń
  6. Tatuaż Hieny mógł równie dobrze służyć do efektywniejszego szpiegowania AWD. O ile wiem, zrobienie dziary w warunkach polowych może nie jest najłatwiejsze, ale kompletnie wykonalne, także wniosek Leny wydał mi się cokolwiek z d*py. No, ale przynajmniej zawsze to jakiś suspens. Nacieszę się nim do zapewne rozczarowującego rozwiązania.

    Backstory Raven naciągane jak guma od starych gaci. Serio, jakiś lekarz stwierdził niestabilność psychiczną połączoną z agresją i tak po prostu puścił go do domu? No dobra, można od biedy założyć, że na początku nie było tak źle, a potem zrobiło się gorzej... Ale można by pomyśleć, że w dystopicznym społeczeństwie wydanie wadliwego małżonka będzie akurat widziane dobrze! Mamusia Raven nigdy nie pomyślała, co będzie jeśli się wyda, że go kryła przez lata? I te ataki szału ZAWSZE przypadkiem miały miejsce w domu, nigdy w pracy? Cóż, ja bym na jej miejscu pomyślała, że mnie małżon robi w wuja...

    Jeśli chodzi o Blue, to do tej pory mogłabym się zakładać, że była po prostu dzieckiem Raven. I nie wiem, czy nie miałoby to więcej sensu. Bo niby czym ona ją wykarmiła? Łiskaczem od pana Wiesia?

    Last but not least - "domy dla najbiedniejszych rodzin w Yarmouth: tych źle sparowanych albo o reputacji zrujnowanej przez odstępstwo" - dlaczego złe sparowanie oznacza ubóstwo? o_O I co w ogóle w tym świecie oznacza złe sparowanie? Zombiakom powinno być wszak praktycznie wszystko jedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "I te ataki szału ZAWSZE przypadkiem miały miejsce w domu, nigdy w pracy?" - w sumie...w domu była Raven, w pracy nie...

      "Bo niby czym ona ją wykarmiła? Łiskaczem od pana Wiesia?" - początki Raven w Głuszy opisane są w 'Raven' i tak, ta historia jest dokladnie tak kuriozalna, jak można się spodziewać (przy czym i tak nie jest najśmieszniejszą z nowelek).

      "dlaczego złe sparowanie oznacza ubóstwo? o_O I co w ogóle w tym świecie oznacza złe sparowanie?" - podejrzewam, że Oliver chodziło tu o pary z małą ilością punktów z egzaminu sparowania (pewnie lubili pomarańczowy kolor). Wprawdzie egzamin można zawalić z banalnych przyczyn (wspomniany kolor), więc nie mam pojęcia, dlaczego miałoby to mieć na cokolwiek wpływ, ale może autorka przyjmuje tu, że te punkty mają wpływ na coś więcej, niż dobór partnera (np pracę). Logiki w tym nie uświadczysz, bo przecież można zawalić sparowanie, a jednocześnie świetnie zdać egzaminy końcowe, ale cóż, nie logiką stoi to uniwersum.

      Maryboo

      Usuń
    2. Też mi się absolutnie nie klei kwestia ukrywania wadliwości męża. Matka Raven, widząc, że chłopu odbiło, powinna bez mrugnięcia okiem wydać go porządkowym, i jeszcze mieć pretensje do Małego Brata, że dostał jej się taki kiepski model, kategorycznie zażądać jakiegoś nowego, dobrze zarabiającego i stabilnego modelu i nie zachowywać się jakby była do niego przywiązana i żywiła uczucia, które Remedium ma wymazać, ups ktoś tu zapomniał o własnym kanonie, znowu.

      Usuń
  7. Myślałam, że Blue pojawiła się w jakimś konkretnym celu... ale bardziej ambitnym niż żeby umrzeć.
    I szczerze wcześniej jakoś nie załapałam że Raven była dla niej de facto matką. Widziałam ich związek jako bardziej taka "surowa siostra i urocza mała dziewczynka".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, jak widać Autorka inspirowała się tutaj Meyer, dla której siostrzane uczucie jest mniej tru niż matczyne. Ale w sumie racja, te nieliczne sceny (chyba pamiętam jedną...) były napisane w taki siostrzany sposób.

      Mnie w tym wątku najbardziej boli to, jak tani on jest. Chcesz wzbudzić silne uczucia u czytelnika? Zabij dziecko. Albo psa. A to, że kompletnie nic nie wiemy o Blue... Szczegół.

      Usuń
    2. Ja bym wręcz powiedziała, że w przypadku tych dwóch nawet uczucia siostrzane wymagają pewnego zawieszenia niewiary...

      Maryboo

      Usuń
    3. Wszystko zależy od tego w jaki sposób ten wątek zabijania się napisze/przedstawi. W najnowszym filmie Koterskiego pokazano zabijanie psa. Tak realistycznie, że aż mi się zrobiło słabo.

      Eva

      Usuń
  8. Domy dla odszczepieńców i innych elementów podejrzanych... Może to takie getta? Wszystkich ich tam zapędzą, żeby sprawować nad nimi lepszą kontrolę?

    Raven nie ma empatii. "Nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy zaczerpnęła oddechu i jej twarz nagle nabrała kolorów. Czułam, jakby cały świat otworzył się przede mną. I wszystko, czego w nim brakowało: wszystkie emocje i barwy, wszystko to przyszło do mnie wraz z jej pierwszym oddechem." Do tego miejsca się łudziłam, ale reszta "Nazwałam ją Blue, Niebieska, żebym na zawsze zapamiętała ten moment i nigdy nie żałowała tego, co zrobiłam." upewniła mnie w przekonaniu, że Raven ma uszkodzony mózg. Nie jest wstanie współodczuwać. Jedyne co potrafi docenić to to jakie emocje potrafią wzbudzić w niej inni. Tylko jej emocje się liczą. Nazwała dziecko w taki sposób, żeby pamiętać jaką satysfakcję dało jej uratowanie go. Jeśli spojrzymy na to od strony dziecka, to imię nieustannie przypomina mu ile jest winne Raven. Nie tak działa bezinteresowność. To w zasadzie obrzydliwe.

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Domy dla odszczepieńców i innych elementów podejrzanych... Może to takie getta? Wszystkich ich tam zapędzą, żeby sprawować nad nimi lepszą kontrolę?" - zapewne taka była idea, ale na litość, w "Delirium" odszczepieńcy przynajmniej mieszkali w slumsach w podjerzanej dzielnicy,a nie w nowym budownictwie...

      Raven generalnie idealnie pasowałaby do mieszkańców Oliverversum - nie mam pojęcia, po co w ogóle ukrywa się w Głuszy.

      Maryboo

      Usuń
    2. "zapewne taka była idea, ale na litość, w "Delirium" odszczepieńcy przynajmniej mieszkali w slumsach w podejrzanej dzielnicy,a nie w nowym budownictwie..." Ja tylko staram się znaleźć sens w tym szaleństwie - nie odbieraj człowiekowi nadziei. No i nikt nie mówił jakiej klasy są to budynki...

      rose29

      Usuń
    3. W sumie...Istnieje szansa, że zatrudnili Kile'a Woodworka z jego genialnymi pomysłami w rodzaju zbudowania biedocie domów bez kanalizacji.

      Maryboo

      Usuń
  9. Raven po prostu zrujnowała Blue życie jeszcze zanim zdążyło się zacząć. Wzięła dziecko na ręce i po prostu uciekła do Głuszy? Bez niczego? W normalnych warunkach taka ucieczka dla dorosłego oznaczałaby śmierć, już nie mówiąc o niewyszkolonej w survivalu, wypełnionej desperacją nastolatce. Poza tym... Blue musiała być niesamowicie grzecznym dzieckiem. Pewnie, że była wychłodzona i ledwo żywa, ale mimo wszystko - niemowlęta płaczą. Niesamowity zbieg okoliczności, że Blue nie zaczęła wyć podczas przechodzenia przez ogrodzenie.
    Gdyby Raven nie zabrała Blue do Głuszy, tylko podrzuciła ją gdziekolwiek (nie wierzę, że w Oliverwersum nie mają żadnych sierocińców, rodzin zastępczych czy jakichkolwiek ośrodków religijnych), dziewczynka z pewnością żyłaby nadal. Indoktrynowana, wychowana na wzorowego obywatela Małego Brata, ale żywa. Jak samolubną istotą trzeba być, żeby dla podbudowania własnego ego skazywać bezbronną osobę na życie bez dachu nad głową, w samym środku lasu, wbrew panującemu reżimowi i z codzienną modlitwą o przeżycie następnego dnia?
    Większość tej książki to po prostu headdeskogenne głupotki, ale to naprawdę mnie zdenerwowało. Samą Blue mam gdzieś, bo szanowna ałtorka nie dała jej absolutnie żadnego charakteru. Myślałam jednak, że Raven już nie może być większym potworem, a tu nagle dzieje się to. Ta powieść mogłaby być wcale niegłupia, gdyby Oliver z premedytacją zrobiła z Raven SSmana pod przykrywką, a nie postać pozytywną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psst. Zdradzić Ci tajemnicę? To bynajmniej nie jest jeszcze szczytowy pokaz Raven, gdy w grę wchodzi jej niezwykła empatia w stosunkach międzyludzkich.

      Maryboo

      Usuń
    2. *zaczyna w strachu odmawiać modlitwę pierwiastkową*

      Usuń
    3. Właściwie Blue nawet nie musiałaby żyć w indoktrynacji. Raven lat 14 mogła być po prostu głupiutka i w dobrej intencji zrobić coś skrajnie nieodpowiedzialnego ale późniejsza Raven byłaby przecież chyba w stanie żyć z malutką Blue pod przykrywką, tak jak później z Leną!? Ile by to małej i samej Raven oszczędziło cierpień...

      Usuń
    4. Nie no, skoro byla az niebieska, trzeba bylo ja reanimowac, to zakladam, ze nie miala sily plakac. Plus tygodniowe dzieci raczej skrzypia niz wyja jak te nieco starsze.

      Usuń
  10. Że Raven wiedziała jak reanimować niemowlę, jestem w stanie uwierzyć - skoro pracowała jako ratowniczka, kurs, który przeszła był pewnie dość szczegółowy, nawet jeśli była młodziutka i zapewne na jakimś stażu. Nawet kurs "pierwsza pomoc w miejscu pracy" zakłada pomoc dzieciom.
    To, jak skuteczna byłaby ta reanimacja, to zupełnie inna sprawa. Generalnie po minucie bez tlenu komórki mózgowe zaczynają obumierać, po pięciu szanse na przeżycie są mikre, a nawet jeśli delikwent się obudzi, to nieodwracalne zmiany i śpiączka są niemal gwarantowane. U dorosłych, niemowlęta są prawdopodobnie w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Nie wiadomo, ile Blue tam leżała, ba, nie wiadomo nawet dlaczego przestała oddychać. Z zimna? Cokolwiek ją prawie zabiło, czternastolatka bez niczego w lesie raczej tego nie wyleczy.
    Co ciekawe, odnosobnione przypadki ludzi, którzy "powstali z martwych" po długim niedotlenieniu mózgu łączy fakt, że ofiary były wyziębione - wyłowione z jeziora w zimie albo specjalnie chłodzone przez ratowników. Ale to są anomalie, plus ci ludzie obudzili się tylko dzięki specjalistycznej opiece, którą bardzo szybko ich otoczono. Blue niesiona przez Głuszę w plecaku Raven raczej nie miałaby takie szczęścia.

    Btw, nie jestem lekarzem ani ratownikiem, mam jeno certyfikat z pierwszej pomocy i googla pod ręką. Nie oczekuję, że z "Pandemonium" się nagle zrobi podręcznik do medycyny, ale można by jakoś te babole ograniczyć... Może Raven zobaczyła jakąś postać wymykającą się z placu budowy i Blue nie leżała tam zbyt długo? Może była wyziębiona, ale jednak oddychała, a szkolenie Raven obejmowało hipotermię? Tyle innych opcji...

    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, obstawiam, że Oliver w ogóle nie przejmowała się takimi, nieprawdaż, drobiazgami - ma być dramatycznie i tyle. To właśnie dlatego tak lubię komentarze naszych czytelników - często świetnie obrazują, dlaczego konkretna wizja w ogóle się nie broni.

      Usuń
  11. Motyw z niemowleciem jest idiotyczny i nie widze zadnej wersji rzeczywistosci, w ktorej Blue mialaby szanse na przezycie. Poza kwestiami niedotlenienia mozgu podniesionymi wyzej, taki na wpol niezywy niemowlak prawdopodobnie jest wycienczony i nie ma sily plakac. Na pewno fantastycznie zrobi mu potrzasanie, ktorego sie nie da uniknac przy przeskakiwaniu przez plot. Takie mikrodzieciaczki trzeba karmic co mniej wiecej dwie godziny, normalnym ludzkim mlekiem albo mlekiem modyfikowanym (zanim je wynaleziono, ludzkosc probowala sobie radzic mlekiem krowim lub kozim w sytuacjach kryzysowych i przezywalnosc byla bardzo slaba). Owszem, sa tez niemowleta, ktore potrafia przespac bez dokarmiania cala noc, ale jest ich naprawde bardzo niewiele.

    Podsumowujac, i dont even.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pssst, zdradzę Wam tajemnicę; Blue przeżyła dlatego, żeby można było napisać 'Raven'. Wszystkie techniczne szczegóły grają tu drugorzędną rolę.

      Usuń