niedziela, 7 października 2018

Część XVIII


WTEDY


W pierwszym obozowisku pozostajemy cztery dni. W noc poprzedzającą zwinięcie obozu Raven bierze mnie na bok.
Już czas — oznajmia.
Wciąż jestem na nią zła za słowa wypowiedziane przy pułapce, ale teraz wściekłość została zastąpiona tępą, głuchą urazą. A więc przez cały czas wiedziała o mnie wszystko.

Swoją drogą, naprawdę chciałabym otrzymać wyjaśnienie, skąd owa wiedza. Czy pan Wiesio był tak wielkim fanem serialu Hipolita, że regularnie przesyłał Raven i spółce streszczenia najnowszych epizodów z życia naszych gołąbeczków?

Lena opisuje, iż za jej plecami ogniska już dogasa blask...chwila, moment:

Blue, Sara oraz kilkoro innych, którzy zasnęli na zewnątrz, jedno obok drugiego, tworzą plątaninę włosów i nóg. Zaczęli sypiać w ten sposób, jak ludzki patchwork, by obronić się przed chłodem. Lu i Dziadek rozmawiają cicho. (...) Reszta musiała pójść do namiotów.

Znaczy...część Odmieńców sypia ludź przy ludziu, coby nie zejść na hipotermię, ale reszta ma namioty? A wśród sypiających na zewnątrz znajdują się najsłabsze fizycznie dzieci?

...Raven chyba chce tu przeprowadzić małą selekcję naturalną.

Ale, ale! Na co właściwie nadszedł czas? Odpowiedź brzmi: na zaaplikowanie Lenie remedium, albo raczej „remedium”.

Serce skacze mi w piersi. Noce są przenikliwie zimne i każdy głębszy oddech wywołuje ból w płucach.

Tak, zdecydowanie ktoś tu uznał, że w osadzie nadal jest zbyt wiele gęb do wyżywienia.

Raven prowadzi Lenkę poza obozowisko, nad rzeczkę; tam na dziewczyny czeka już Bram oraz rozpalone ognisko. Po co jednak dodatkowy ogień? Ano po to:

[Bram] Przykuca obok drewnianego wiadra ustawionego między polanami na skraju ogniska. (…) Widzę, jak Bram wyciąga małe, wąskie narzędzie z leżącej u jego stóp torby. Wygląda jak korkociąg, ma cienki, okrągły trzonek i ostry, połyskujący koniec. Wrzuca je do wiadra, a potem wstaje i obserwuje, jak końcówka plastikowej rączki powoli obraca się we wrzącej wodzie.

Wygląda na to, że obserwujemy właśnie fazę przygotowawczą akcji „Nowy Jork” i pierwszy krok ku narodzinom Leny Morgan Jones - wyleczonej obywatelki Oliverversum.

Robi mi się niedobrze. Spoglądam na Raven, ale ona wpatruje się w ogień z nieodgadnioną twarzą.

Wiecie co? Raven jest tak odrażającą postacią, że autentycznie spodziewałam się, iż podkreślony fragment będzie brzmiał „z wyraźną przyjemnością”.

Masz. — Bram podchodzi do mnie i wciska mi do rąk butelkę whisky. — Może ci się przydać.

Na litość, autorko, Odmieńcy rzekomo uciekali przed pogromem w tym, co akurat mieli na grzbiecie; możesz mi powiedzieć, który spośród buntowników ma tak specyficzne priorytety życiowe, że zwiewając przed bombami zdążył jeszcze chwycić pożegnalny prezent od Wiesia?

Do czasu gdy Bram oznajmia, że jesteśmy gotowi, zdążyłam opróżnić jedną czwartą butelki

Ktoś tu dogadałby się z uczestniczkami Eliminacji.

Spokojnie — mówi Bram. Jego białe zęby błyskają w ciemności.
Jak się teraz czujesz, Lena?
W porządku — odpowiadam. Ciężko mi wydobywać z siebie słowa.
Jest gotowa.

Dla spokoju sumienia uznam, iż mówiąc „gotowa” Bram ma na myśli to, że Lena znieczuliła się na tyle skutecznie, że jest w stanie tylko bełkotać, bowiem obawiam się, że w tej chwili nie bardzo można ufać jej osądowi.

Bram i Raven każą Lence położyć się na kocu; dziewczyna nie protestuje, jako że cały świat kręci jej się przed oczami.

Chwyć ją za lewą rękę — mówi mu Raven, klękając obok mnie. (...) — A ja chwycę za prawą. 
Oboje łapią mnie mocno z obu stron.

Z czego wynika, że któreś was będzie dłubać Lenie za uchem śrubokrętem jedną ręką. Doprawdy, ten zabieg zapowiada się coraz przyjemniej.

Panna Haloway zaczyna cykorzyć i chce się podnieść, ale nie z Raven takie numery:

Musisz leżeć zupełnie nieruchomo — mówi Raven, a po chwili dodaje: — Będzie przez chwilę bolało. Ale szybko przejdzie, okej? Nie bój się.

Dobry bajer nie jest zły, ale wątpię, aby Lena była aż tak pijana.

Naprawdę, kochani, pomyślcie tylko: jeden z Odmieńców (50% szans, że będzie to psychopatyczna Raven) za chwilę zacznie robić dziewczynie dziurę za uchem narzędziem porównanym do korkociągu. Lena jest wprawdzie ogłupiała od alkoholu, ale to jedyny znieczulacz, jaki zostanie jej zaaplikowany – teraz i (ewentualnie) po zabiegu. Odmieńcy nie mają przy sobie głupiego środka odkażającego czy bandaży, wśród wesołej kompanii nie uświadczysz lekarza, a sam zabieg z dużą dozą prawdopodobieństwa nie jest nawet wykonywany -nasty raz (grupa nie jest aż tak liczna, część zbiegów jest nieletnia i nie każdy ma potrzebę udawać prawego obywatela). Co może pójść nie tak?

Bram bierze do ręki metalowe narzędzie, świeżo wysterylizowane, którego ostrze wydaje się skupiać na sobie cały bijący z ogniska blask i połyskuje gorąco, biało i upiornie.

Obawiam się, że chwilowe moczenie we wrzątku jakiegoś starego, metalowego ustrojstwa nie wystarczy do skutecznego zdezynfekowania tegoż.

Jestem zbyt przerażona, by próbować stawiać opór, zresztą wiem, że na nic by się to zdało. Raven i Bram są zbyt silni.

Być może, ale jedno z nich za chwilę będzie musiało porzucić przygniatanie twej osoby na rzecz delikatnej operacji, więc myślę, że nawet w obecnym stanie dałabyś radę trochę się pokręcić – co z kolei źle wróży rzeczonej operacji. Czy naprawdę nie można było zabrać z obozu jeszcze jednej pary rąk, coby pseudo-chirurg mógł w pełni skupić się na swoim zadaniu?

Bram każe dziewczynie zagryźć kawałek czegoś skórzanego, po czym:

kładzie mi rękę na czole

Chyba trzecią, biorąc pod uwagę, że to jednak on – jak się za chwilę dowiemy – będzie wykonywał zabieg.

Ostrze przywiera mi do skóry za lewym uchem i chciałabym krzyknąć, ale nie mogę, chciałabym uciec, lecz też nie mogę.
Witaj w ruchu oporu, Lena — szepcze Bram. — Postaram się załatwić to szybko.
Pierwsze nacięcie sięga głęboko. Wypełnia mnie palący ból. A potem wraca mi głos i krzyczę.

Leno, w chwilach największego kryzysu powtarzaj sobie jak mantrę: grunt, że to nie Raven, grunt, że to nie Raven...



TERAZ


Lena.
Dźwięk mojego imienia wyrywa mnie ze snu. Podnoszę się z walącym sercem. Julian przesunął swoje łóżko bliżej drzwi, do ściany, byle jak najdalej ode mnie. Czuję na górnej wardze gęste krople potu. Minęło kilka dni, od kiedy ostatni raz brałam prysznic, a celę wypełnia zawiesisty, zwierzęcy odór.

No proszę, kolejna dawka naturalizmu! Brawa dla autorki, choć z drugiej strony obawiam się, że tego rodzaju opisy zabijają atmosferę Tru Loff.

Czy to w ogóle twoje prawdziwe imię? — pyta Julian po chwili.

Autentycznie rozczula mnie fakt, że Julian – to trzymane pod kloszem, praworządne chłopię – zdaje się rozumieć, na czym polega konspira znacznie lepiej, niż Odmieńcy.

Tak — odpowiadam.

Widzę, iż Lena uznała, że skoro mleko się wylało, to nie ma już po co zachowywać jakichkolwiek pozorów; brawo, duszko, oby tak dalej, podaj mu od razu swój dawny numerek obywatelski, coby po wyjściu mógł szybciej znaleźć w rejestrze ciebie i członków twojej rodziny.

Miałam koszmar. Byłam w Głuszy i byli tam też Raven i Alex.

No, to faktycznie zasługuje na miano koszmaru; podejrzewam, że ja na miejscu Leny obudziłabym się, wrzeszcząc wniebogłosy.

Pamiętam również, że zabiliśmy jakieś ogromne zwierzę.

To było Wobo, jak bum cyk-cyk!

Krzyczałaś przez sen: Alex — mówi Julian i czuję bolesny skurcz żołądka. Znowu chwila ciszy, a potem pytanie: — To był on, prawda? To on cię zaraził?
A jakie to ma znaczenie? — Kładę się z powrotem na łóżku.
Co się z nim stało? — dopytuje się Julian.
Nie żyje — odpowiadam krótko, ponieważ wiem, że to chce usłyszeć. (…)
Jak umarł? — nie daje za wygraną Julian. — Na delirię?

Tak, motyle w brzuchu osiągnęły zbyt dużą prędkość, kiszki nie wytrzymały. Na litość, autorko, chcesz mi powiedzieć, że dzieci wysoko postawionych polityków, kreowane na przyszłych liderów też wierzą w te bzdury o śmiertelnych skutkach całusów?!

Wiem, że jeśli powiem „tak", poczuje się lepiej. „A widzisz, mamy rację", stwierdzi. „Zawsze ją mieliśmy. Niech ludzie umierają, skoro to potwierdza nasze przekonania".

Ja na miejscu Lenki w tym momencie zapytałabym słodko Juliana: „A jak właściwie, twoim zdaniem, wygląda zejście na delirię? Jakie są objawy?” i z przyjemnością obserwowała, jak wybucha mu mózg, gdy biedaczek uświadamia sobie, że nie wie, co odpowiedzieć.

Mówiłaś, że nigdy nie miałaś koszmarów. (...)
Jestem Odmieńcem — odwarkuję. — A my kłamiemy.

Nieudolnie.

Mija noc, nadchodzi ranek, opuchlizna Juleczka powoli schodzi, czas zatem wprowadzić w życie akcję „Prison Break”.

Rozdzieram parasol i oddzielam nylonową powłokę od metalowych drutów. A potem kładę materiał na ziemi i tnę go na cztery długie paski, które wiążę z sobą i sprawdzam siłę węzłów. Jakoś ujdzie. Nie wytrzyma długo, ale mnie potrzeba nie więcej niż kilku minut.

Jeżeli sądzicie, że lina zrobiona z parasola brzmi dosyć zabawnie – choć trzeba uczciwie oddać Lenie, że na bezrybiu i rak ryba – to zapewniam was, że nie jest to bynajmniej najśmieszniejszy wątek związany z tego rodzaju typem ucieczki w tej serii. Ale nasza bohaterka dopiero się rozkręca:

Co robisz? — pyta Julian i czuję, że ze wszystkich sił próbuje ukryć ciekawość.
Nie odpowiadam mu. Nie przejmuję się już tym, co zrobi, czy pójdzie ze mną albo czy postanowi tu zostać i zgnić, byle tylko nie wchodził mi w drogę.
Odkręcenie zawiasów z klapki w drzwiach nie nastręcza mi problemów, są bowiem zardzewiałe i poluzowane, wystarczyło tylko trochę pokręcić końcówką noża. Potem popycham drzwiczki na zewnątrz, tak że wypadają z brzękiem na korytarz. To na pewno wkrótce tu kogoś sprowadzi. Serce zaczyna mi żywiej bić. Pora na zabawę, jak mawiał Tack, udając się na polowanie. Biorę Księgę SZZ na kolana i wydzieram stronę.


Julian stwierdza, że Lena jest za mała, by przecisnąć się przez dziurę, ta każe mu się przymknąć, po czym...Och, spójrzcie, kolejna strzelba do kompletu!

Otwieram tusz do rzęs, który miałam w plecaku, i w milczeniu dziękuję za niego Raven — teraz, w Zombielandzie, nie może się nacieszyć tymi małymi błyskotkami i zbytkownymi przedmiotami, które leżą na półkach jasno oświetlonych sklepów i są na wyciągnięcie ręki.

Może i wzruszyłaby mnie owa próba nadania Raven bardziej ludzkich cech charakteru, jak odczuwanie radości płynącej z możliwości kupienia sobie czegoś wyłącznie dla przyjemności, a nie przetrwania, ale niestety, doskonale pamiętam, że Odmieńcy mieli w swoim bunkrze fajki, procenty i kawusię.

Na cóż jednak Lenie tusz do rzęs?

Gryzmolę wiadomość na pustej części strony: „Ona jest agresywna. Boję się, że może mnie zabić. Zacznę mówić, jeśli wypuścicie mnie stąd NATYCHMIAST”.

Primo: Na miejscu Hien zaczęłabym zachodzić w głowę, czym, do diaska, została napisana owa wiadomość, i profilaktycznie przeszukała więźniów aż do majtek (skoro do tej pory nie przyszło im na myśl, by zarekwirować gołąbkom wszelakie bagaże).

Secundo: Raven... nie mogłaś po prostu wsadzić do plecaka długopisu?

Wyrzucam liścik przez otwór w drzwiach, a potem pakuję z powrotem do plecaka Księgę SZZ, pustą butelkę na wodę i kawałki rozłożonego na części parasola.

W imię kronikarskiej dokładności muszę zanotować, że najwyraźniej zostawiła Hienom papierek od batonika. Leno, wstydź się, śmiecenie jest naganne w każdej sytuacji.

Ściskam nóż w dłoni, staję przy drzwiach i czekam, próbując uspokoić oddech. Co jakiś czas przekładam nóż do drugiej ręki i wycieram spoconą dłoń o spodnie. Hunter i Bram zabrali mnie raz z sobą, żebym się przyjrzała, jak polują na jelenia, i właśnie tych chwil nie mogłam znieść: tego bezruchu, oczekiwania.

Tylko raz? To po co był ten cały cyrk z zabijaniem uszatego, skoro najwyraźniej Raven nie miała zamiaru przymuszać Leny do zdobywania obiadu dla reszty drużyny?

Panna Haloway nie czeka zbyt długo, bowiem już po chwili na korytarzu słychać ciężkie kroki, nieznany nam pan Hiena wydaje okrzyk zdumienia na widok wiadomości, po czym otwiera drzwi do celi...

Wiecie co? Ta scena jest w sumie całkiem zgrabnie napisana; widać tu skrajne zdenerwowanie i skupienie Leny, która wie, że będzie miała tylko jedną szansę znokautować strażnika i liczy na to, że nie zdąży on wezwać posiłków. Sam atak też jest nieźle opisany... wobec czego Oliver znalazła sposób na to, by skutecznie zniszczyć atmosferę. Patrzcie i podziwiajcie:

Czuję się jak na huśtawce: sekundy wpadają na siebie tak szybko, że z trudem za nimi nadążam. Wszystko jest rozmazane, działa tylko instynkt. Rzeczy dzieją się w jednej zwartej chwili: drzwi otwierają się na oścież, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy, mężczyzna robi krok w stronę celi, mówiąc: „zamieniam się w słuch", a ja w tym czasie popycham drzwi obiema rękami, z całej siły. Strażnik wydaje z siebie krótki okrzyk, przekleństwo i jęk.
Słyszę Juliana, jak powtarza: „ja pierniczę, ja pierniczę".

:D No sami powiedzcie – jak tu się nie roześmiać?

Zamieniam się w instynkt, koniec z myśleniem. Wyskakuję zza drzwi i ląduję na plecach Hieny. Mężczyzna chwieje się na nogach, trzymając się za głowę, w którą dostał drzwiami, a siła mojego rozpędu powala go na ziemię. Wbijam mu kolano w plecy i przyciskam nóż do gardła.

Z pana Hieny jest równie dobry zbir, co z Lenki konspirator, skoro został z taką łatwością znokautowany przez nastolatkę, która od kilku dni jedzie na malutkich porcjach jedzenia i ma jedną rękę wyłączoną z... a nie, wróć, autorka już zapewne zapomniała o łokciu naszej heroiny, wszak obrażenia Leny mają prawo dawać się we znaki tylko wtedy, gdy jest to dogodne dla fabuły.

Lena każe Hienie być cicho, po czym dokonuje iście cyrkowych wygibasów:

Przykładając mu nóż do gardła, z kolanem wbitym w jego plecy, biorę koniec nylonowej linki w zęby, wykręcam za plecami najpierw lewą rękę strażnika, a potem prawą i przytrzymuję je obie kolanem.

Ani chybi, szkoła Brama; jakby nie liczyć, do sukcesu przedsięwzięcia zdaje się tu brakować przynajmniej jednej ręki.

Fineman junior najwyraźniej się ze mną zgadza, albowiem:

Julian nagle odrywa się od ściany i podchodzi do mnie.
Co ty wyprawiasz? — warczę przez zaciśnięte zęby. Nie mogę się zajmować jednocześnie Julianem i Hieną. Jeśli mi przeszkodzi, już po wszystkim.
Daj mi linkę — mówi spokojnie. Przez chwilę nie reaguję, więc dodaje: — Chcę ci pomóc.

Po czym obwiązał ją wokół gardła obciążonej jednostki.

...No dobra, żartowałam:

Bez słowa wykonuję jego polecenie, a on przyklęka obok mnie. Gdy przypieram Hienę kolanem do ziemi, Julian wiąże mu ręce i nogi.

Jednym i tym samym sznurem? Być może wykonalne, ale mimo wszystko jakoś ciężko mi sobie wyobrazić by Juleczek, który nie ma żadnego doświadczenia w tych sprawach, dał radę zrobić coś podobnego i to w dodatku pseudo-liną zrobioną z parasola.

Wyobrażam sobie przestrzeń między żebrami, miękką skórę, warstwy tłuszczu i mięsa, a pod nimi bijące serce. To byłoby tylko jedno szybkie dźgnięcie...

No proszę, a więc nauki Raven jednak nie poszły w las! Leno, guru waszej sekty byłoby z ciebie dumne.

Daj mi nóż — mówi Julian.
Zaciskam dłoń na rękojeści.
Po co?
Po prostu mi go daj.
Podaję mu go po chwili wahania.

Proszę pani autorki, czy istnieje jeszcze opcja, że Lena odzyska instynkt samozachowawczy z początków „Delirium”?

...Z drugiej strony, Lena z początków „Delirium” uznała, że randka z podejrzanym typem tuż przed godziną policyjną to świetny pomysł, więc może ta dziewczyna od początku była na przegranej pozycji, gdy w grę wchodzą interakcje z potencjalnymi tru loffami.

Julian odcina nadmiar sznurka — robi to niezdarnie, więc chwilę mu to zajmuje — a potem oddaje mi nóż i resztę materiału.
Powinnaś go zakneblować — dodaje rzeczowym tonem. — Żeby nie mógł zawołać pomocy.

To naprawdę smutne, gdy modelowy obywatel Oliverversum lepiej radzi sobie z pacyfikowaniem wrogów, niż wojowniczka o wolność, równość, niezależność.

Nasze gołąbeczki kneblują Hienę i zbierają się do wyjścia, jako że Lena przeczuwa, iż mają około piętnastu minut, zanim porywacz uwolni się z pozostałości parasolki.

Zrywam się na nogi i zarzucam plecak na ramiona. Drzwi do celi dalej są otwarte na oścież. Już sam ten widok i ta namiastka wolności napełniają mnie taką wszechogarniającą radością, że mogłabym krzyczeć. Wyobrażam sobie Raven i Tacka obserwujących mnie z dumą. Nie zawiodę was.

Lojalność Leny w stosunku do tej pary popaprańców jest naprawdę smutna.

Idziesz czy nie?
[Julian] Kiwa głową. Jego twarz jest wciąż w opłakanym stanie, zamiast oczu widać tylko wąskie szparki, ale usta ma zawzięcie zaciśnięte.
Zatem chodźmy. — Wtykam nóż za pasek spodni. Nie będę się martwić, czy Julian będzie opóźniał ucieczkę. Może się nawet okazać pomocny. Przynajmniej stanowi drugi cel. Jeśli Hieny mnie zaatakują lub rzucą się za mną w pogoń, może odciągnąć ode mnie uwagę.

Wiecie co? Z dwojga złego wolę już chyba Lenę w wersji 'dupa, a nie rebeliantka', niż 'padawan Raven'.

Korytarz jest długi, wąski i jasno oświetlony: czworo zamkniętych, metalowych drzwi biegnie wzdłuż ściany po lewej, a na końcu znajdują się kolejne.

To w sumie trochę zabawne, że w tajnej kryjówce Hien – przedostatniej formie życia w Oliverversum (ostatnia wciąż przed nami) – panują lepsze warunki, niż w rządowym więzieniu.

Lena jest zaniepokojona kompleksem korytarzy, bowiem do tej pory była przekonana, że ich cela znajduje się tuż obok starego tunelu metra. Nagle słyszy rozmowę dobiegającą zza jednych drzwi; bierze w niej udział pan Hiena, który przesłuchiwał Juleczka (i którego określa w myślach mianem albinosa) oraz jeszcze jedna Hiena płci męskiej, Lena dochodzi więc do logicznego wniosku, że porywaczy musi być co najmniej czterech, włączając kobietę z licznymi kolczykami.

... czekanie... to był zły pomysł od samego początku. (...)
Idziemy dalej, a rozmowa staje się głośniejsza i wyraźniejsza. Hieny się kłócą.
... trzymać się początkowych ustaleń...
Nic nie jestem winien... nikomu...

Ten dialog póki co nie mówi nam zbyt wiele, ale stanie się o wiele ciekawszy, gdy – z perspektywy czasu – będziemy wiedzieć, o czym tak naprawdę rozmawiają porywacze. Zapamiętajcie na przyszłość, drodzy czytelnicy: Hieny chcą wycofać się z układu – na czymkolwiek nie miałby on polegać – ponieważ znudziło im się czekanie na wymierne korzyści.

Klamka w drzwiach porusza się, Lence serce staje z przerażenia:

A potem drugi głos — ten, którego nie rozpoznaję — mówi głośno:
No co ty, nie denerwuj się tak. Porozmawiajmy o tym na spokojnie.
Mam już dość gadania. (…)
Julian również znieruchomiał. Oboje instynktownie przylgnęliśmy do ściany, chociaż niewiele by nam to pomogło, gdyby tamci wyszli na korytarz. Gdy nasze ręce się stykają, czuję delikatny meszek na jego przedramionach. Wydaje się przewodzić prąd, małe elektryczne impulsy, więc odsuwam się od niego nieznacznie.

A może Lena ma po prostu fetysz związany z bezpośrednim zagrożeniem życia? Wszak jeszcze przed chwilą trzymała kciuki za to, by Hieny w razie ewentualnego pościgu skupiły się na Julianie, nie na niej.

Na szczęście dla naszych gołąbeczków, Hiena nr 2 w ostatniej chwili zgadza się porozmawiać z kolegą, klamka przestaje dygotać, Julek i Lena ruszają dalej.

Wszystkie pozostałe drzwi w korytarzu są zamknięte. Nie słyszymy już żadnych głosów ani nie widzimy śladów innych Hien. Zastanawiam się, co się kryje za tymi drzwiami: może w środku przetrzymywani są więźniowie, może leżą na łóżkach polowych i czekają, aż ktoś zapłaci za nich okup albo Hieny skażą ich na śmierć. Na myśl o tym robi mi się niedobrze, a nie mogę się w ten sposób rozpraszać. Oto kolejna zasada z Głuszy: najpierw myśl o sobie.

Wiecie co? To w sumie całkiem ciekawe spostrzeżenie i intrygujący paradoks, z którego autorka zdaje się nie w pełni zdawać sobie sprawę.

Bo Lena ma w sumie rację: Głusza (zwłaszcza, jeżeli przebywa się tam z równie uroczymi osobami, co Raven) skłania ku pewnemu samolubstwu, choćby dlatego, że trzeba tam walczyć o przeżycie – a to, co zje mój kompan, nie wyląduje na moim talerzu. Tyle tylko, że jej pierwotny obraz – malowany nie tylko przez PŚ w „Delirium”, ale nawet przez Lenę na początku tego tomu – był jednak nieco inny: Głusza miała być miejscem, w którym można pozwolić sobie na uczucia takie jaki miłość, przyjaźń, współczucie.

Dlaczego Lena nigdy nie zatrzymuje się przy tym fakcie? Widzimy przecież na załączonym obrazku, co zrobiła z nią umiejętna manipulacja Raven w połączeniu z, ekhm, trudnymi warunkami. Ze spokojnej, dosyć empatycznej dziewczyny zrobił się kamienny głaz; Lena przypomina teraz Zombie znacznie bardziej, niż podczas swego pobytu w Portland. I jest to jak najbardziej zrozumiałe w kontekście jej przeżyć, brakuje mi jedynie jakiegoś przyznania przed samą sobą, że życie boleśnie z nią zagrało, przerzucając ją ze świata obojętności do świata wiecznej walki – miast, jak o tym marzyła, spokoju i miłości.

To druga strona wolności: kiedy jesteś zupełnie wolny, jesteś też całkowicie zdany na siebie.

Mhm. Na siebie i na pana Wiesia.

Ale dość już o wewnętrznych przeżyciach Leny, czas na drugi etap ucieczki, kryptonim „Pokój zagadek”.

Dochodzimy do drzwi na końcu korytarza. Naciskam klamkę. Nic. Wtedy dostrzegam zamek cyfrowy zamontowany tuż nad klamką, taki sam, jaki miała Hana przy wejściu do posesji. Drzwi otwierają się na kod. (...) mój umysł spowija mroźna mgła i jak burza śnieżna, ścinając mi krew w żyłach, nadciąga myśl: jestem załatwiona.

Nie łam się, Leno, zgodnie z zasadami macie prawo do trzech podpowiedzi!

Jestem w pułapce, a kiedy mnie odnajdą, przyjdzie mi odpokutować za posiniaczonego i związanego strażnika. Już nie będą dla mnie tacy mili. Koniec z jedzeniem podawanym przez klapkę w drzwiach.

Skarbie, myślę, że fakt, iż związałaś ich kumpla resztką parasolki jest tu akurat najmniejszym problemem.

Julek pyta się Leny, co teraz zrobią, Lena jest zdziwiona słowem „my” ale chłopak słusznie zauważa, że jeżeli chcą uciec, muszą współpracować, po czym:

Ku mojemu zaskoczeniu kładzie mi ręce na łokciach i delikatnie, acz stanowczo odsuwa mnie z drogi.

Męski Mężczyzna bieży na ratunek – to musi być miłość!

Nie uda ci się otworzyć drzwi. Potrzebny jest kod.
Julian przejeżdża palcami po klawiaturze. Robi krok do tyłu i przygląda się uważnie drzwiom, a potem przesuwa dłonią po framudze, jak gdyby sprawdzał solidność konstrukcji.

Ha, widocznie Julek też zwiedzał zakazany oddział Krypt i wie, że wszelkie elektroniczne bajery to tylko pic na wodę, fotomontaż, kiedy cała reszta sprzętu jest w stanie rozkładu.

Mamy podobny zamek przy bramie wejściowej w naszym domu — oznajmia, wciąż nie przestając badać futryny i pęknięć w gipsie. — Nigdy nie pamiętam kodu. Tata zmieniał go zbyt wiele razy, bo ciągle po naszym domu kręciły się jakieś grupy robotników. Dlatego musieliśmy stworzyć na własny użytek system wskazówek, taki jakby kod do kodu w postaci małych znaków umieszczonych w bramie lub gdzieś w pobliżu, więc gdy tylko szyfr się zmienia, od razu o tym wiem.

No i fajno, ale, Juleczku, jakby ci to powiedzieć... Nie masz gwarancji, że Hieny mają równie kiepską pamięć.

Zegar. — Wskazuję na ten wiszący nad drzwiami, na którym mała wskazówka zawisła tuż nad dziewiątką, a druga stanęła na trzeciej. — Dziewięć i trzy. — Ale sama nie jestem przekonana. — Tyle że to tylko dwie cyfry. Większość zamków szyfrowych ma cztery, prawda?
Julian wystukuje 9593, a potem próbuje otworzyć drzwi. Nic z tego. 3939 również nie działa.
Cholera. — Uderza ze złością w klawiaturę.
Okej, bez nerwów. — Biorę głęboki oddech. Nigdy nie byłam dobra w zgadywankach i łamigłówkach. — Zastanówmy się nad tym spokojnie.

Ja wcale nie żartowałam z tym pokojem zagadek.

W tej chwili głosy w głębi korytarza stają się donośniejsze. Drzwi, które mijaliśmy, uchylają się nieznacznie. Albinos mówi:
Jakoś mnie nie przekonałeś. Uważam, że skoro oni nie płacą, to przestajemy się w to bawić...

Ach, kolejny piękny cytat do zanotowania na przyszłość. Zapamiętajmy, moi drodzy: Hieny – dla których naczelną i zasadniczo jedyną motywacją do działania jest perspektywa wzbogacenia się – nadal nie dostały od kogoś zapłaty za swoje „usługi”.

Julian. — Wyciągam rękę i łapię go za łokieć, zdjęta nagłym przerażeniem. Albinos już jest w drzwiach. Lada chwila nas zobaczy.
Cholera — wzdycha znowu Julian. Przeskakuje z nogi na nogę, jak gdyby było mu zimno, ale wiem, że musi być tak samo wystraszony jak ja. A potem nagle nieruchomieje. — Dziewiąta piętnaście — oznajmia dokładnie w chwili, gdy drzwi otwierają się szerzej, a głosy wydostają się na korytarz.
Co? — Ściskam mocniej nóż, zerkając to na Juliana, to na tamte drzwi.
Nie „dziewięć trzy", ale „dziewiąta piętnaście". Zero, dziewięć, jeden, pięć. — Pochyliwszy się znowu nad klawiaturą, wystukuje cyfry, po czym rozlega się ciche brzęczenie i kliknięcie.

Przy następnym wypadzie do escape roomu zaklepuję Juleczka do swojej drużyny.



Julian opiera się o drzwi, które otwierają się w momencie, gdy głosy za nami stają się donośniejsze i wyraźniejsze. Wślizgujemy się do następnego pomieszczenia dokładnie w chwili, gdy tamte drzwi otwierają się na oścież i Hieny wychodzą na korytarz.


Czy nasze gołąbeczki zdołają wydostać się z kryjówki Hien? O tym przekonamy się w następnym odcinku – za dwa tygodnie.
Proza codzienności czasami rujnuje analizatorskie plany; ponieważ Beige jest w tym miesiącu mocno zajęta, a i ja od czasu do czasu miewam jakieś przebłyski zewnętrznego życia ;) następna analiza zostanie opublikowana za dwa tygodnie. Z góry uprzedzam, że taka sytuacja może się jeszcze powtórzyć w październiku – niestety, jesteśmy tylko ludźmi. Na ile to będzie możliwe, zrobimy, co w naszej mocy, by zachować normalny tryb analizowania.

Zostańcie z nami!

Maryboo

30 komentarzy:

  1. -Lena. Czy to Twoje prawdziwe imię?
    -Tak.
    Julian przez sekundę wpatrywał się nieruchomo w jakiś punkt na ścianie, po czym parsknął niekontrolowanym śmiechem. W oczach stanęły mu łzy, zgiął się wpół, trzymając za brzuch, a dźwięczny baryton wkrótce przywołał do celi dwie hieny.
    -Co tu się dzieje? - spytał hiena pierwszy w przerwie między jednym silnym atakiem śmiechu Julka a drugim.
    -Ona... Jest... Z ruchu... ruchu oporu... i... nie zmieniła... imienia! - dyszał Julian, wciąż tarzając się ze śmiechu.
    -Naprawdę? - spytał drugi hiena z niedowierzaniem.
    -No... tak - odparła Lena niepewnie - Zachowałam stare imię. Czy to... - ale nie było jej dane dokończyć tego zdania, gdyż obu mężczyzn jednocześnie parsknęło niskim, basowym śmiechem i dołączyło do Julka na podłodze. Lenkę zamurowało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam taką teorię, patrząc na tę kwestię z perspektywy dotychczasowych przygód Leny-rebelianta, że Raven zdaje sobie sprawę, że ta dziewczyna jest tak nieogarnięta, że najzwyczajniej w świecie wkopałaby ich, gdyby zmienili jej dane osobowe, bo wiecznie zapominałaby reagować na nowe imię.

      Usuń
    2. No to jej nie usprawiedliwia, zawsze mogli przemianować Lena na Rhena, Luna, Lana, Dana, Helena, Hannah czy cokolwiek brzmiącego choć trochę podobnie - wtedy wystarczy "ojej, przesłyszałam się, przepraszam, mów dalej" :D

      Usuń
    3. Obawiam się, że przeceniasz spryt Leny - mówimy o dziewczynie, która po tym, jak niefrasobliwie wspomniała o pobycie poza NY uznała, że teraz to cała konspiracja poszła w pizdu i można z czystym sumieniem wyznać prawdę o swych losach...

      Usuń
  2. Ja mam jedno pytanie. Dlaczego akurat w tym momencie zrobiono Lenie ranę korkociągiem? Póki co nasza zaradna inaczej grupa idzie po prostu do zimowego obozu - nie mają w planach wysyłać Leny na misję. Więc po co to robią? Czy Raven ma jednak ukryty plan? A może stwierdziła, że im wcześniej ją zrobią, tym wcześniej się zabliźni i będzie wyglądać autentycznie?

    A co do ucieczki... no cóż... przynajmniej coś się dzieje, prawda?

    I spostrzeżenia co do głuszy są bardzo trafne i kurczę, o ile ciekawsza byłaby książka, gdyby Autorka również zdawała sobie z tego wszystkiego sprawę. Z chęcią poczytałabym historię Leny, która po zderzeniu z rzeczywistością staje się tym, co tak nienawidziła - i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale nie bardzo wie, albo po prostu nie potrafi tego zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czy Raven ma jednak ukryty plan?" - ma, ma; myślę, że twoja teoria z zabliźnieniem się na czas jest słuszna, bo Odmieńcy zaplanowali przejście do NY już dawno temu, jeszcze za pobytu w swej oryginalnej kryjówce; Oliver subtelnie (tym razem piszę to bez ironii) zasygnalizowała to w rozmowie Leny z Tackiem, więc można było to dosyć łatwo przegapić.

      "przynajmniej coś się dzieje, prawda?" - jeżeli kogoś to pocieszy, od teraz będzie dziać się dużo więcej, co nie znaczy mądrzej pod względem fabularnym; szczerze mówiąc, prawdziwe kurioza dopiero przed nami.

      Usuń
  3. Btw jak wyglądała w końcu ta blizna? Bo przepraszam, ale ja sobie to wyobrażałam jako trzy kropeczki, to jest jakaś dziura w czaszce czy coś podobnego? Bo imo nie ma potrzeby wbijać komuś korkociągu aż do krtani, ale może to ja jestem dziwna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodnie z kanonem - blizna składająca się z trzech punkcików na szyi, w okolicach ucha.

      Usuń
    2. I te trzy punkciki robią nadziewając Lenę na rożen zamiast po prostu nakłuć skórę grubszą igłą i co parę dni odświeżać nakłucie, żeby został wyraźny ślad?

      Usuń
    3. Pierwsza zasada życia w komunie Raven: trzeba twardym być, nie miętkim.

      Usuń
    4. Druga zasada musi przypominać dewizę pewnych kreskówkowych stworków zwanych shadokami:
      "Po co robić coś w prosty sposób, jak można w skomplikowany?"

      Usuń
  4. Dajcie jej szydełko! Wtedy zobaczycie!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jeszcze będziemy mieli okazję oglądać popisy Leny..choć niestety bez szydełka ;)

      Usuń
  5. Prawdę mówiąc nie wiem, czy chcę aby coś się działo, jeśli ma się dziać tak. Ciekawe co nasi geniusze by zrobili, gdyby kodem był na przykład rozmiar buta, czyjaś data urodzin, albo tradycyjne 1234 lub ten sprytny wariant 4321...

    Scena w lesie jest kuriozalna. Ale poniekąd jest dowodem na wałkowaną przeze mnie teorię o bożkach. Raven i jej towarzysz są jakimiś wersjami bogini Wisznu. Nie ma innego wyjścia.

    Skro taki Alex mógł włazić do strzeżonego obiektu kiedy chciał, czemu żaden odmieniec nie ukradł dla nich prawdziwego narzędzia do wstrzykiwania remedium? Mogliby nim wykonać blizny, wyglądające wiarygodnie.

    Zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa. Mam nadzieję, że ktoś obeznany z medycyną wyjaśni. Czy można by było poważnie uszkodzić jakiś ważny nerw, wbijając tę igłę w miejsce za uchem?

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ciekawe co nasi geniusze by zrobili, gdyby kodem był na przykład rozmiar buta, czyjaś data urodzin, albo tradycyjne 1234 lub ten sprytny wariant 4321..." - Julian po prostu wiedział, że zgodnie z regułami escape roomu wskazówka musi być gdzieś obok, trzeba tylko się rozejrzeć!

      "Skro taki Alex mógł włazić do strzeżonego obiektu kiedy chciał, czemu żaden odmieniec nie ukradł dla nich prawdziwego narzędzia do wstrzykiwania remedium?" - paaani, toć oni mając płot rzut kamieniem nie są w stanie nawet udać się po leki i koce w sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu, a mieliby wędrować po jakieś tam nowomodne maszynki, skoro stary, dobry korkociąg też załatwi sprawę?

      "Czy można by było poważnie uszkodzić jakiś ważny nerw, wbijając tę igłę w miejsce za uchem?" - nie znam się, ale do dramatycznego scenariusza nie potrzebujemy nawet nerwu; biorąc pod uwagę, że Lena zapewne rzucała się jak ryba wyjęta z wody (bo i jak inaczej, skoro do podtrzymywania jej została sama Raven), to dziewczyna ma szczęście, że Bram nie wydłubał jej oka...

      Usuń
    2. "paaani, toć oni mając płot rzut kamieniem nie są w stanie nawet udać się po leki i koce w sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu, a mieliby wędrować po jakieś tam nowomodne maszynki, skoro stary, dobry korkociąg też załatwi sprawę?" racja, czego ja chcę...

      Fakt, Lena będzie miała sporo szczęścia jeśli to przeżyje. Oczy, tętnice szyjne a obok tego korkociąg... Aha i Raven, brr.
      Ale zastanawiałam się też nad właściwym zabiegiem. Czy wstrzykiwanie remedium, pominąwszy ryzyko uszkodzenia mózgu, byłoby w ogóle wykonalne, jeśli weźmie pod uwagę ludzką anatomię? W szyi o ile wiem, mamy rdzeń kręgowy i jeszcze kilka ważnych nerwów, ucho wewnętrzne itd.

      rose29

      Usuń
  6. Lena musiała dojść do niezłej wprawy, skoro tankuje whiskey na czysto bez natychmiastowego zwrócenia treści żołądkowej o.O Dziabanie po szyi korkociągiem... Czy naprawdę nie mają tam żadnych igieł albo bodaj agrafki? Blizny wyszłyby estetyczniej chyba.

    Przez chwilę myślałam, że w tuszu do rzęs też będzie ukryta jakaś broń jak w Odlotowych Agentkach :D Po kij Raven oddawała go Lenie? Bezsęsu.

    Motyw z escape roomem mnie rozwalił. Najwyraźniej Hieny lubią się bawić w szpiegów na podobnej zasadzie, co nasi przyjaciele z Głuszy - używając zagadek i szyfrów bez najmniejszego powodu.

    Sami_Chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Lena musiała dojść do niezłej wprawy, skoro tankuje whiskey na czysto bez natychmiastowego zwrócenia treści żołądkowej" - cóż, biorąc pod uwagę, że Wiesio najwyraźniej lubił podrzucać naszym procenty...praktyka czyni mistrza ;)

      "Przez chwilę myślałam, że w tuszu do rzęs też będzie ukryta jakaś broń jak w Odlotowych Agentkach :D Po kij Raven oddawała go Lenie?" - żeby zastąpił długopis. Dlaczego nie mogła po prostu wrzucić do plecaka długopisu niestety nigdy się nie dowiemy.

      Usuń
    2. Ale tak na serio, nie zaplątał się tam przypadkiem ani nic...? Chyba nie mam więcej pytań...

      Usuń
    3. Nie zaplątał się, to był rzeczywisty plan. A przynajmniej tak sądzę, wszak odmieńcy zdaniem autorki planują WSZYSTKO, ekhm, ekhm.

      Maryboo

      Usuń
  7. Podsumujmy, Julian jest lepszy jako truloff niż Alex:
    - pyta, zanim dotknie
    - możliwość fajnej randki w escaperoomie
    - rzadziej wywołuje sytuacje narażające dziewczynę na śmierć
    - opowiada bajki dla dzieci, zamiast szpanować zakazaną poezją
    - nie wciska kitu w postaci błędnej interpretacji "Romea i Julii"
    - mówi wprost o problemach, a nie jakieś "zamieszkajmy w dziczy, będzie fajnie"
    - bardziej skuteczny w działaniach partyzanckich, mimo braku doświadczenia i problemów zdrowotnych
    - lubi góry, nie utopi
    - nie padł ofiarą reality show Hipolita (na razie?)
    Jestem pewna, że będzie Jacobem 2.0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damn, kiedy ujmie się to w ten sposób, PŚ wygląda jeszcze gorzej, niż dotychczas...(ej, ale do escape roomu zaklepuję go ja! Chyba, że dołączasz do drużyny?).

      Usuń
    2. Dołączam do drużyny! Wiem, że byłaś pierwsza, ale weźcie mnie ze sobą, nigdy nie byłam w escaperoomie! PŚ też można by podpuścić, żeby przyszedł. Utknąłby na dobre, a jaki Hipolit miałby materiał!

      Anon z 13:14

      Usuń
    3. W takim razie zapraszamy (PŚ wsadzimy do drugiego pokoju z Jaredem i Maxonem, takie połączenie zagwarantuje, że nigdy stamtąd nie wyjdą)!

      Usuń
    4. Ależ żeńska reprezentacja w escape roomie PŚ też być musi!
      Dokwaterujcie im Eadlyn.

      Usuń
    5. Skoro ma być Jared, to trzeba strategicznie podrzucić cheatosy. Cóż to za wyzwanie bez rozlewu krwi! Eadlyn zdecydowanie musi być w zespole.
      A co z Raven?

      Anon z 13:14

      Usuń
    6. Belkę też by można tam wcisnąć - w końcu by nie wytrzymała i zeżarła wszystkich :D

      Usuń
  8. Może powstrzymywanie delirii ma jakiś głębsze, bardziej wstydliwe dno? Ja na przykład mam dziwne skojarzenia, gdy oni pytają się nawzajem: "kto cię zaraził?" ;P ale tak i tak dzieci się jakoś rodzą, więc teoria nie ma szans się rozwinąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, oni po prostu nie lubią MiłoŹDZi.

      Maryboo

      Usuń
  9. "Na litość, autorko, Odmieńcy rzekomo uciekali przed pogromem w tym, co akurat mieli na grzbiecie; możesz mi powiedzieć, który spośród buntowników ma tak specyficzne priorytety życiowe, że zwiewając przed bombami zdążył jeszcze chwycić pożegnalny prezent od Wiesia?"

    Ale oni w tym obozie mieli mieć zakopane zapasy. Inna sprawa, że whisky, to raczej nie produkt, ktrego bym się tam spodziewała.

    Raven to postać, która nie wyszła autorce wybitnie. Chyba miała być zaradną i ostrą babką, a jest chamska i psychopatyczna.

    Eva

    OdpowiedzUsuń