niedziela, 28 października 2018

Część XX


TERAZ


Lena i Julian skradają się przez ciemne tunele; dziewczyna chciałaby pobiec co tchu albo przynajmniej włączyć latarkę, ale zdaje sobie sprawę, że ze względu na Hieny muszą poruszać się ukradkiem. Bohaterowie błądzą w nieznanym sobie kierunku, co jakiś czas natrafiając na tory biegnące przez dawne tunele metra:

Choć jestem wyczerpana, a nerwy mam w strzępach, nie mogę się nadziwić, że ktoś wpadł na pomysł stworzenia tych krętych, labiryntowych przestrzeni, po których w ciemności mknęły maszyny pełne ludzi.

Swoją drogą, interesująca uwaga: ciekawe, ile jeszcze rzeczy – zupełnie zwyczajnych dla przeciętnego czytelnika Oliver – byłoby egzotycznych z punktu widzenia Leny. I dlaczego właściwie metro nie jest już jedną z opcji, gdy w grę wchodzi podróżowanie po mieście? Możemy uznać, że chodzi tu o obecne problemy z zasilaniem w Oliverversum, ale Lena w swoim czasie opisywała tablice z oznaczeniami jako symbole należące do „innego świata”, co sugerowałoby, że cały koncept jest dla niej tak archaiczny, jak dla nas dorożki.

Każdy mój krok jest coraz bardziej chwiejny. Od wielu dni nie jadłam niczego treściwego, a szyja, w miejscu gdzie zostałam zraniona przez Hienę, pulsuje bólem.

O, patrzcie, panna Haloway przypomniała sobie, że jest śmiertelna! Ciekawe, co się za tym...

Coraz częściej Julian podtrzymuje mnie, bym nie upadła. Wreszcie kładzie mi rękę na plecach i kieruje mnie do przodu. Jak to dobrze, że ze mną jest.

...no tak.

Maszerujemy bez przerwy przez wiele godzin.

Och, och, pan albinos chyba nie będzie zadowolony.

Mój losie, Hieny są naprawdę kiepskimi porywaczami; ich kryjówka ma najwyraźniej jedne, jedyne drzwi prowadzące na zewnątrz, przynajmniej sześć osób zgłosiło się do ekipy poszukiwawczej, są na swoim terenie... a mimo to i tak nie zdołali znaleźć dwojga słabujących nastolatków, które – że tak tylko przypomnę – raczej nie są w szczytowej formie po sparringu zakończonym ostrym łomotem.

Nie zamierzam już nawet pastwić się dłużej nad nadludzką wytrzymałością Lenki; przyjmijmy może po prostu, że ta dziewczyna ma nadzwyczaj silny Plot Armor, który wyłącza się jedynie w chwilach dogodnych dla narracji.

W końcu nasze gołąbeczki docierają do punktu, w którym nad ich głowami majaczą się zakratowane otwory wentylacyjne, niestety - przytwierdzone od zewnątrz.

Gorycz rozczarowania pali mnie w gardle. Jesteśmy tak blisko wolności. Czuję ją — czuję wiatr i przestrzeń, i jeszcze coś. Deszcz. Niedawno musiało padać. Zapach deszczu sprawia, że łzy napływają mi do oczu. Widzę, że wyszliśmy na jakiś wysoki peron. Tory biegnące poniżej pokryte są kałużami i spadłymi przez kraty liśćmi. Po lewej stronie znajduje się wnęka wypełniona drewnianymi skrzyniami, na ścianie zaś wisi dobrze zachowany napis: UWAGA. STREFA BUDOWY. OBOWIĄZEK ZAKŁADANIA KASKU.

Skoro jesteście na peronie, gdzieś tu musi być wyjście. Jasne, zapewne jest zamknięte na cztery spusty, ale umówmy się: przebywacie w uniwersum, w którym oddział więzienny o zaostrzonym rygorze znajduje się w części budynku przeżartej pleśnią i grzybem, więc istnieje spora szansa, że zdołacie wyłamać ewentualny zamek w czasie krótszym niż pięć minut.

Niestety, nasi bohaterowie muszą odłożyć ewentualną ucieczkę z kryjówki złoli na później, bowiem w tym momencie Lena stwierdza, że nie jest w stanie dłużej ustać na nogach. W przypadku każdej innej bohaterki uznałabym to za naturalne (choć mocno opóźnione) następstwo dostania pałką przez łeb, ale nie ze mną te numery, Brunner; skoro Lenka okazuje słabość, to jasne jak słońce, że...

Prześpij się — mówi Julian. Kładzie na ziemi mój plecak i siada obok mnie.
A jeśli przyjdą Hieny?
Ja będę czuwał i nasłuchiwał. — Po chwili kładzie się na plecach. Z góry, przez kraty, wieje wiatr, przyprawiając mnie o mimowolny dreszcz.
Zimno ci? — pyta Julian.
Trochę. — Z trudem wypowiadam słowa przez zziębnięte gardło.
Następuje chwila ciszy, po której Julian obraca się na bok, otacza mnie ramieniem i przysuwa się blisko mnie, a ja zwijam się w kłębek w zagłębieniu jego ciała. Czuję na plecach, jak jego serce bije dziwnym, urywanym rytmem.

...czas na rozwój Tru Loff z Męskim Mężczyzną w roki głównej!

Nie boisz się, że złapiesz delirię? — pytam.
Boję się - odpowiada. — Ale też mi zimno.

Chciałabym, żeby w końcu ktoś w tej serii zadał podstępne pytanie: „A JAK właściwie można ją złapać?”.

Widzicie, cały problem polega na tym, że w kwestii delirii autorka chce mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko; w efekcie dostajemy dziwaczny miszmasz, ni pies, ni wydrę. Mieszkańcy Oliverversum z jednej strony zachowują się jak stereotypowe, zabobonne ludy z egzotycznych krańców świata, drżące ze strachu przed tajemniczym Wobo – miłością, a z drugiej strony piszą naukowe rozprawki na temat zmian zachodzących w mózgu na skutek uczucia i symptomów „zarażenia”. No to jak to w końcu jest, Oliver – Juleczek i jemu podobni czytali od dzieciństwa ulotki w rodzaju „Dziesięć najpowszechniejszych sposobów zarażania delirią i jak się przed nimi uchronić” i potrafią obudzeni w środku nocy wymienić wszystkie niezbędne środki ostrożności wymagane podczas kontaktu z płcią przeciwną, czy też szczerze wierzą, że kobiety mogą sprowadzić na nich zgubę poprzez samo spojrzenie?

Lena? — szepcze Julian. Zamykam oczy. Księżyc świeci teraz wysoko nad naszymi głowami, przez kraty wpada do środka jego biały promień.
Tak?
Czuję, jak jego serce zaczyna znowu żywiej bić.
Chcesz wiedzieć, jak umarł mój brat?

Nie, proszę, tylko nie to. Znając życie, będzie to opowieść równie subtelna w swej wymowie, co historia Clarksona – przemocowca regularnie katującego Maksia nahajem po białych plecach.

On i tata nigdy się dobrze nie dogadywali — zaczyna. — Mój brat był uparty. Nieustępliwy. A do tego wybuchowy. Każdy mówił, że poprawi mu się po zabiegu. — Chwila ciszy. — Ale z wiekiem było tylko coraz gorzej. Rodzice zaczęli nawet mówić o przyspieszeniu daty zabiegu.

Ale...po diabła? Remedium ma w założeniu niszczyć uczucia, nie eliminować charakter jako taki; jeżeli Bezimienny Fineman był z natury uparty jak osioł, to obawiam się, że zabieg niewiele by tu zmienił.

To robiło złe wrażenie, wiesz, na AWD, i nie tylko. Był narwany, nie słuchał ojca, nie jestem nawet pewien, czy wierzył w remedium.

Wiecie co? To naprawdę smutne, jak dalece autorka nie umie ustalić sama ze sobą, czym właściwie jest deliria i remedium. Zaczęliśmy od stricte romantycznych porywów serca, przeszliśmy gładko do uczuć jako takich, aż w końcu wylądowaliśmy w uniwersum zasiedlonym przez roboty; czekam z niecierpliwością, aż w „Requiem” dowiemy się, iż remedium w rzeczywistości leczy wszelkie choroby, powiększa biust i sprawia, że fizycznie niemożliwym staje się uniesienie kącików ust.

Był ode mnie starszy o sześć lat. I... i bałem się go. Wiesz, o czym mówię?
Nie potrafię wydobyć z siebie słowa, więc tylko kiwam głową. Zalewają mnie wspomnienia, wypływają z ciemnych zakamarków, gdzie je uwięziłam: pamiętam ten ciągły niepokój, brzęczący gdzieś w tyle głowy, który odczuwałam jako dziecko, widząc, jak moja mama się śmieje, śpiewa, tańczy do jakiejś dziwnej muzyki dudniącej z głośników; pamiętam radość pomieszaną ze strachem — strachem o Hanę, o Aleksa, strachem o nas wszystkich.

Eee...nie? Leno, nie próbuj przepisywać historii, siedzimy w twojej głowie od kilkuset stron: nigdy nie bałaś się swojej matki, ba, wielokrotnie na przestrzeni serii podkreślałaś, że wspólnie spędzone chwile były najlepszymi w twoim życiu. Co do reszty – owszem, obawiałaś się o Hanę i PŚ, ale nigdy ich samych (no, pomijając ten uroczy epizod na plaży, po którym wyparowały resztki twojego instynktu samozachowawczego). Mało tego: bezmyślność żywiołowość Hany i bucera spontaniczność Plastikowej Simorośli były tym, co cię do nich przyciągało.

Siedem lat temu mieliśmy w Nowym Jorku inny wielki zjazd. Właśnie w tamtym czasie AWD stawała się organizacją ogólnokrajową.

Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że na tym etapie Thomas Fineman znalazł już jakąś niedrogą drukarnię, coby jego dzieci nie padły ze zmęczenia przy składaniu tysięcy – jeśli nie milionów – ulotek.

To było pierwsze spotkanie, w jakim brałem udział. Miałem wtedy jedenaście lat. Mój brat się z niego wymigał, wymyślił jakąś wymówkę, nie pamiętam już jaką.
Julian porusza się niespokojnie. Przez chwilę jego ramiona bezwiednie obejmują mnie ciaśniej, a potem chłopak znowu rozluźnia uścisk. Domyślam się, że nikomu wcześniej nie opowiadał tej historii.

Juleczku...dlaczego? Byłeś inteligentniejszą częścią tego duetu; po diabła opowiadasz rebeliantce, która występuje przeciw AWD, twojej rodzinie i wszystkiemu, w co wierzysz, o trupach w szafie – i to trupach, które odpowiednio użyte mogą sprowadzić na ciebie mnóstwo kłopotów?

Zjazd zakończył się katastrofą. Protestanci, w tym wielu zamaskowanych, wdarli się szturmem do ratusza, gdzie odbywało się spotkanie.

Mój losie, wygląda na to, że zamieszki na zebraniach AWD to norma. A mimo to Finemanowi seniorowi najwyraźniej nadal nie przyszło do głowy, by zatrudnić w roli ochroniarza kogoś wyszkolonego lepiej niż emerytowany pan Staszek.

Rozpętała się walka, do budynku wpadła policja i nagle całe zajście zamieniło się w zwykłą jatkę. Skryłem się za podium, jak małe dziecko, choć potem było mi strasznie wstyd.

Dziecko, którym byłeś. Serio, gdzie była jakakolwiek ochrona? Tyle dobrego, że - wnioskując z akcji na Times Square – od tego czasu pan Staszek nauczył się przynajmniej, iż progeniturę chlebodawcy w sytuacji kryzysowej należy ewakuować z gorącej strefy.

Jeden z protestantów podszedł niebezpiecznie blisko sceny, blisko mojego taty. Krzyczał do niego coś, ale nie byłem w stanie dosłyszeć co. Było głośno, a on miał na głowie kominiarkę. Wtedy strażnik powalił go pałką. Co dziwne, tamten dźwięk usłyszałem wyraźnie. Pamiętam ten trzask drewna o jego kolano, łoskot, gdy upadł na podłogę. I właśnie wtedy tata to zauważył: na grzbiecie lewej dłoni napastnika widniało znamię w kształcie wielkiego półksiężyca. Dokładnie takie, jakie miał mój brat. Tata zeskoczył ze sceny, zdarł kominiarkę i... to był on. Na ziemi, z roztrzaskanym kolanem, wijąc się z bólu, leżał mój brat.

Bezimienny Fineman chyba podświadomie pragnął, by tatuś zidentyfikował go w rozentuzjazmowanym tłumie, skoro a) wydzierał mu się tuż przed nosem i b) nie zasłonił tej części ciała, po której łatwo było go rozpoznać.

Nigdy nie zapomnę spojrzenia, jakie rzucił ojcu. Zupełnie spokojne, zrezygnowane, jak... jak gdyby wiedział, co się zaraz stanie.

No, sytuacja faktycznie niewesoła; zebranie na szczycie, zapewne w obecności prasy, a tu okazuje się, że potomek lidera jest jednym z wywrotowców. Fineman senior musi dbać o dobro projektu, dlatego zapewne z ciężkim sercem za chwilę wyrzeknie się syna i w obecności świadków potwierdzi, że dla spaczonych jednostek nie ma ratunku innego, niż Krypty...

Wreszcie udało nam się stamtąd wydostać i policja eskortowała nas do domu. Brat leżał z tyłu furgonetki i jęczał. Chciałem go zapytać, jak się czuje, ale wiedziałem, że tata by mnie zabił. Przez całą drogę do domu nie odezwał się ani słowem i nie oderwał oczu od drogi.


 
...serio? TO jest kara, jaką Bezimienny ponosi w związku z wystąpieniem przeciwko jednej z najpotężniejszych krajowych organizacji? Powrót do domu z obstawą? Może jeszcze pan Henio na pożegnanie pokiwał mu palcem, mówiąc: „I żeby mi to było ostatni raz, młody człowieku”?

Nie wiem, co czuła mama. Może niezbyt wiele. Ale przypuszczam, że martwiła ją ta sytuacja. Księga SZZ mówi, że zobowiązania wobec dzieci są święte, prawda? „A dobra matka skończy spełnianie swoich powinności w niebie..." — cytuje Julian cichym głosem. — Mówiła, żeby wezwać doktora, ale tata nie chciał o tym słyszeć.

To w sumie ciekawe, co mówi Julek, bo nie jestem pewna, czy jego interpretacja jest tu słuszna. Z jednej strony, przedstawiany przez niego obraz matki jest dosyć spójny z wizją rodzicielstwa, którą zaprezentowano w „Delirium”, a z drugiej – skoro matkę łączą z dzieckiem wyłącznie więzi wywodzące się z poczucia obowiązku, to czy fakt, iż latorośl okazała się wrogiem systemu nie powinien być dla niej wystarczającym argumentem, by uznać dotychczasową relację za niebyłą i odwrócić się od syna?

Kolano brata wyglądało fatalnie: nabrzmiałe, spuchnięte do wielkości piłki. Cały był zlany potem, zwijał się z bólu. Chciałem mu pomóc. Chciałem... — Ciałem Juliana wstrząsa dreszcz. — Gdy wróciliśmy do domu, tata zamknął go w piwnicy, na klucz. Zamierzał zostawić go tam na cały dzień, w ciemności. To miała być dla niego nauczka.

Pomińmy już zUo bijące z Finemana – jestem zbyt obeznana z nurtem YA, by spodziewać się czegoś subtelniejszego po tym wątku – ale...naprawdę? Zamknięcie w komórce? TAK Fineman postanowił rozwiązać problem krnąbrnego syna, który wraz z innymi wykolejeńcami zrujnował mu ważny kongres, w czasie, gdy AWD powoli wyrastało na ogólnonarodową potęgę? A co, że tak się powtórzę, z licznymi uczestnikami zgromadzenia? Co z mediami (nikt mi nie wmówi, że nie były obecne)? Naprawdę nikt nie dostrzegł, że syn Finemana jest rebeliantem? Żaden z policjantów nie wygadał się wyżej postawionym służbom? Mniejsza o to, czy metoda „na Vernona Dursleya” zdziała cokolwiek, jeśli chodzi o resocjalizację młodego – dla mnie na miejscu Thomasa znacznie bardziej palącym problemem byłoby w tym momencie zachowanie stołka i głowy.

Przed oczami staje mi Thomas Fineman: jego nieskazitelnie wyprasowane ubranie i złote spinki do mankietów, które muszą być dla niego powodem do dumy, błyszczący zegarek i równo przycięte włosy. Zadbany, zawsze z siebie zadowolony.

Ha! Clarkson też kiedyś podarował Maxonowi spinki w ramach prezentu! Moja teoria o rodzinnym powiązaniu tych dżentelmenów zaczyna się potwierdzać!

Człowiek, któremu nic nie spędza snu z powiek. Nienawidzę cię — mówię w myślach, przez wzgląd na Juliana. On sam nigdy nie poznał tych słów, nie wie, jaką przynoszą ulgę.

Juleczek jest nieleczony, nadal odczuwa całą gamę emocji – skąd przypuszczenie, że nigdy nie życzył tatusiowi wszystkiego najgorszego?

Słyszeliśmy dochodzące zza drzwi krzyki mojego brata. Słyszeliśmy je nawet w jadalni przy kolacji. Ale tata nie pozwolił nam wstać od stołu. Nigdy mu tego nie wybaczę .(...) A potem krzyki umilkły (...) Powiedzieli nam potem, że to był bardzo rzadki wypadek. Okazało się, że zakrzep z rany powędrował do mózgu. Możliwość jedna na milion. Tata nie mógł tego przewidzieć. Ale mimo to...

Primo: Daję Wam słowo, że gdy kilka analiz temu dzieliłam z wami teorią o zejściu Bezimiennego podczas rodzinnego posiłku, nie sprawdzałam, jak naprawdę zginął.

Secundo: Status Naczelnego Złola Tego Tomu został niniejszym oficjalnie potwierdzony, bardzo nam przykro, panie albinosie, może pan sobie usiąść na ławeczce pod ścianą.

Od tamtej pory zawsze byłem bardzo ostrożny. Robiłem wszystko, czego ode mnie oczekiwano. Byłem idealnym synem, wzorem dla AWD. Nawet kiedy się dowiedziałem, że zabieg może mnie zabić. To było coś więcej niż strach — wyjaśnia pospiesznie. — Myślałem, że jeśli będę przestrzegał zasad, wszystko się ułoży. O to chodzi w remedium, prawda? Tu wcale nie chodzi o delirię, ale o porządek. To ścieżka dla każdego. Wystarczy nią podążać, a wszystko się ułoży. Taka idea przyświeca AWD. I w to właśnie wierzyłem. Musiałem w to wierzyć. W przeciwnym razie byłby tylko... chaos.

Juleczek to bodaj najlepiej (celowo!) skonstruowana postać w całym Oliverversum – porządny chłopak, trochę sztywniak, ale pełen ukrytych marzeń, trzymany w złotej klatce, z Tragiczną Historią, która jednak (w przeciwieństwie do historii takiej Raven), służy czemuś więcej, niż zrobieniu z niego Gary'ego Stu, wierzący w partyjne ideały nie tylko dlatego, że tego od niego się od niego oczekuje, ale przede wszystkim dlatego, że widzi w nich nadzieję na ład i spokój. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego jako czytelniczka miałabym tęsknić za PŚ, skoro obecny kandydat do ręki Leny przedstawia się o wiele ciekawiej i bardziej wielowymiarowo.

Tęsknisz za nim?
Julian nie odpowiada od razu i domyślam się, że nikt wcześniej go o to nie pytał.
Tak mi się wydaje — odpowiada wreszcie cichym głosem. — Tęskniłem przez długi czas. Mama... mama powiedziała mi, że po zabiegu będzie lepiej. Powiedziała, że nie będę już więcej myślał o nim w ten sposób.
Tyle że to jest jeszcze gorsze — mówię delikatnie. — To wtedy odchodzą tak naprawdę.

Hej, nieleczony kociołku – a ile razy TY pomyślałaś o swojej familii, hę?

Odliczam trzy długie chwile ciszy. Odmierzam je biciem serca Juliana, który przytula się do moich pleców. Nie jest mi już zimno. Jeśli już, to jest mi raczej zbyt gorąco. Nasze ciała są tak blisko... skóra przylega do skóry, palce są splecione. Jego oddech łaskocze mnie w szyję.
Już nie wiem, co się dzieje — szepcze Julian. — Niczego nie rozumiem. Nie wiem, co będzie dalej.
Nie musisz wiedzieć — odpowiadam i szczerze w to wierzę.

— Czuwa nad nami Imperatyw z Rzyci i pierwsze prawo literatury YA, zgodnie z którym Mary Sue musi związać się z przystojnym dżentelmenem; o nic się nie kłopocz, mój złoty, spotkałeś mnie, a zatem zapewniam cię, iż teraz twoje życie pobiegnie już z góry ustalonym torem.

Julian wyznaje, że się boi, Lena przyznaje, iż ona też.

Nie mam już siły dłużej walczyć z ogarniającą mnie sennością. Jestem niesiona w przeszłość i z powrotem, przez czas i przestrzeń, między tym deszczem a poprzednimi, jak gdybym dryfowała na fali. Julian otula mnie ramieniem, a potem na jego miejscu pojawia się Alex. Za chwilę Raven trzyma moją głowę na kolanach, a potem mama nuci mi piosenkę.

Fun fuct: trzy z czterech postaci wymienionych przez Lenę to moje naczelne koszmary tej serii.



Z tobą mniej się boję — wyznaje mi Julian. A może mówi to Alex, a może tylko przyśniły mi się te słowa. Otwieram usta, by mu coś odpowiedzieć, ale okazuje się, że nie jestem w stanie. Piję wodę, a potem pływam, a potem nie ma nic, tylko sen, płynność i głębia.



WTEDY


Niniejszy fragment...liczy sobie półtorej strony w wersji PDF, musicie mi zatem wybaczyć brak analizatorskich fajerwerków; z pustego i Salomon nie naleje.

Chowamy Blue przy rzece. Zajmuje nam całe godziny przebicie się przez zamarzniętą ziemię i zrobienie w niej na tyle dużej dziury, by Blue się tam zmieściła.

No to...może ją spalcie, tak jak Miyako? Nieustannie zdumiewa mnie, jakież to mentalne akrobacje są w stanie uskutecznić Odmieńcy, byleby tylko dołożyć sobie roboty.

Muszę zdjąć z niej kurtkę, zanim ją pogrzebiemy — nie możemy sobie bowiem pozwolić na taką stratę.





A na poważnie – ciekawam, co zamierzają zrobić z tą kurtką, skoro żaden z Odmieńców z oczywistych względów nie będzie w stanie się w nią wcisnąć. No, chyba że Blue z racji rozsądnego gospodarowania zasobami przez Raven przez cały ten czas popylała w kożuchu Dziadka...

Gdy opuszczamy Blue do ziemi, wydaje się taka lekka, delikatna i krucha, jak mała ptaszyna. W ostatniej chwili, kiedy już mamy zasypać ją ziemią, Raven, ogarnięta histerią, przepycha się do przodu.
Będzie jej zimno — mówi. — Zamarznie bez kurtki.
Nikt jej nie powstrzymuje. Raven zsuwa się do dołu i ściąga z siebie sweter, po czym bierze Blue w ramiona i owija ją nim.


Primo: Raven, przestań. Po prostu przestań. W kontekście twoich wyznań z poprzedniego odcinka ta szopka jest po prostu niesmaczna.

Secundo: Skoro Raven musi już ponownie przykryć Blue, to czy któryś z Odmieńców nie mógł jej zasugerować, żeby z powrotem ubrała dziewczynkę w kurtkę (zakładam, że mimo wszystko była ona nieco mniejszego rozmiaru)? Ten sweter w krytycznej sytuacji może uratować komuś życie. Raven zapewne nie jest obecnie w stanie podjąć racjonalnej decyzji, ale wokół jest kilka innych, bardziej zdystansowanych emocjonalnie osób, które powinny zareagować w imię dobra grupy.

Raven zaczyna płakać, Lu ją pociesza:

Będzie jej tu dobrze, Raven — mówi delikatnie. — Śnieg ją otuli.
Raven podnosi wzrok. Twarz ma dziką, mokrą od łez. Przebiega po nas wzrokiem, jak gdyby próbowała sobie przypomnieć, kim jesteśmy. A potem nagle podrywa się na nogi i wspina na górę. Bram podchodzi do grobu i zaczyna zasypywać ciało Blue, ale Raven go powstrzymuje.
Zostaw ją — mówi. Jej głos jest donośny i nienaturalnie wysoki. — Lu ma rację. Za chwilę spadnie śnieg.

Ale kiedyś się roztopi. Skoro już wykopaliście ten grób, to może jednak zadbacie o to, by ciało małej nie skończyło jako łatwy łup dla wszelakich potencjalnych drapieżników?



I rzeczywiście: gdy pakujemy obóz, zaczyna śnieżyć. Pada przez cały dzień, gdy maszerujemy cicho przez las długą, nierówną kolumną. Zimno nie odpuszcza ani na chwilę. To ciągły ból, przenikliwe kłucie w piersi, w palcach u nóg i rąk. W tym stanie śnieg wydaje się zarazem jak lecący z nieba lód i palący, gorący popiół. Ale wyobrażam sobie, że na Blue pada delikatniej, okrywając ją miękko jak koc, i pozwoli jej bezpiecznie przetrwać aż do wiosny.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: Lena i Julian kontynuują ucieczkę.

Zostańcie z nami!

Maryboo

10 komentarzy:

  1. Emerytowany pan Staszek na pewno jest byłym wojskowym i zna się na rzeczy. To znaczy znał zanim dopadła go starcza demencja.

    Ale my mamy alternatywę dla dorożek. W sumie to idiotyczne zostawiać metro bez kontroli - takie np. Hieny mogą się tam zagnieździć i prowadzić wywrotowe działania. Takimi opuszczonymi tunelami każdy niepożądany element może się swobodnie przemieszczać gdzie chce, pod stopami Jadź i innych panów Wiesiów. Głupota tej książki jest bolesna w jakiś specyficzny sposób. To coś innego niż z Meyer.

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakże? Przecież zabili wejście deskami! To to nie wystarczy, żeby wszelaki element nie wchodził?!

      Maryboo

      Usuń
  2. Serio. Fineman tak po prostu ładuje swojego syna do wozu i zabiera go do domu. W tym świecie będąc wywrotowcem naprawę nie trzeba bać się konsekwencji - gdyby Pan Ojciec nie reprezentował w tej książce ZUO, to Bezimienny co najwyżej musiałby znosić krzywe spojrzenia pani Jadzi.

    Już spodziewałam się egzekucji na miejscu. Publicznej. To by bardziej pasowało do tego, jak przedstawiany był wcześniej Fineman - sprawa ważniejsza niż rodzina.


    "- Ale to wywrotowiec - upierał się Zdzisiu, ale Mister Fineman pozostawał nieugięty. Potrząsnął gwałtownie głową, cmokając jednocześnie językiem.
    - On młody jest! - mężczyzna machnął lekceważąco ręką. - Wyszaleć się musi, ale dostanie kilka razy pasem i mu się odwidzi.
    - Ale...
    - Przecież nie będziemy przekreślać jego przyszłości jednym szczeniackim błędem! Synów pan ma? Ma! Więc doskonale wie, jakie głupoty chodzą im po łepetynach! Wydorośleje, babe se znajdzie i nabierze rozumu! Zobaczy pan!
    - Ale panie Fineman, ja naprawdę nie mogę go wypuścić!
    - Jakie nie może! Przyjaźnimy się kopę lat i pan go nie wypuści? Ja z nim wrócę do domu, zleję dupsko pasem i po sprawie, a my widzimy się w niedzielę na brydżu! Do zobaczenia, panie Zdzisiu!"


    A co do Blue... po co więc tyle się męczyli i kopali ten dół, kiedy ostatecznie nawet go nie przysypali? Ja wiem, że to bliska osoba i trudno byłoby im zostawić ja na śniegu - tyle tylko, że właśnie to zrobili! Po prostu teraz leży we wgłębieniu. Już lepiej byłoby ją okryć gałęziami, albo kamieniami, zajęłoby im to mniej czasu i energii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Już sobie wyobrazam jak na wiosnę wracaja tą samą trasa a tam na wpół rozszarpane na wpół zgnite zwłoki :( zero pomyślunku.

      Usuń
    2. Ha, a może to własnie chodziło - żeby Raven miała dodatkowy powód do angstu....

      Maryboo

      Usuń
  3. Julek robi wrażenie całkiem sympatycznego chłopaka. Ale te kawałki z jego bratem i pogrzebem...Takie ..melodramatyczne!Na poziomie tych utworów Michalak,co je analizowali na Armadzie..
    ..wydzierał mu się tuż przed nosem i b) nie zasłonił tej części ciała, po której łatwo było go rozpoznać -no,myślał,jak wszyscy bohaterowie...

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Takie ..melodramatyczne!" - Cóż, powieść YA bez angstu to powieść niepełna.

      Maryboo

      Usuń
    2. O, właśnie! Ja się zastanawiałam, czemu Julek wydaje mi się ogólnie całkiem w porządku, a w niektórych kawałkach znowu męcząco sztampowy... dzięki Tobie, Chomiku, już wiem :)

      Usuń
  4. Raven jest chyba najgłupszą postacią wymyśloną przez człowieka. Nawet mój kot byłby lepszym przywódcą. Sama doprowadziła do śmierci Blue to teraz ma.
    Julek sympatyczny ale obawiam się że jakk truloff numer 2 nie ma szansy z liściastym.


    Małe a głupie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet Maxon byłby lepszym przywódca niż Raven, a dalibóg, gorszej obrazy nie jestem już w stanie wymyślić.

      Maryboo

      Usuń