niedziela, 31 marca 2019

Część XXX



Czas zakończyć tom drugi. Dzisiejszy odcinek będzie króciutki, bo nie zostało nam już dużo stron, ale za to dostaniemy twist, którego na pewno nikt z nas nie chciał, ale część mogła się go domyślać. 

Nasza wesoła gromadka dociera do zaparkowanej na jakimś pustym (ofkors) parkingu białej furgonetki z podrobionym napisem WON. Nikt ich nie goni, ani nie zaczepia, bułka z masłem. 

Julian waha się przez chwilę. Widzę, że jego wzrok spoczywa na napisie.
— Wszystko w porządku - uspokajam go, po czym pakuję się do furgonetki i siadam na podłodze ze skrzyżowanymi nogami.
Julian wchodzi za mną. Raven kiwa głową i zamyka drzwi. Słyszę, jak wdrapuje się na miejsce pasażera. A potem następuje cisza, którą zakłóca jedynie bębnienie deszczu o blaszany dach. Jego rytm wibruje przez moje ciało. Jest zimno.
— Co tu się... - zaczyna Julian, ale go uciszam. Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni i nie uspokoję się, dopóki nie wyjedziemy poza miasto. Wycieram wiatrówką krew z dłoni, ściągając rękaw w dół, i zaciskam rękę w pięść. Rozlegają się czyjeś kroki, drzwi od strony kierowcy otwierają się i słyszę warkliwy głos Tacka:
— Masz ich?
— Czy byłabym tu, gdybym ich nie miała? - odpowiada Raven pytaniem na pytanie.
— Krwawisz.
— To tylko draśnięcie.
— No to jedziemy.
Silnik z drżeniem budzi się do życia i nagle mam ochotę krzyczeć z radości. Raven i Tack wrócili i warczą na siebie, tak jak zawsze robili i będą robić. Przyjechali po mnie i teraz razem udamy się na północ: znowu jesteśmy po tej samej stronie. Wrócimy do Głuszy, a ja zobaczę Huntera, Sarę i Lu. Zwiniemy się znowu w sobie jak paproć na mrozie, zostawimy ruch oporu jego walkom i planom, Hieny ich tunelom, a AWD jej remedium, cały zaś świat jego chorobie i ślepocie. Jak dla mnie wszystko to może obrócić się w ruinę. Najważniejsze, że my będziemy bezpieczni, ukryci między drzewami, zaszyci w swoich gniazdach jak ptaki. 

Eee… Lenuś, słonko, serio myślisz, że to już koniec? Tak po prostu wrócicie na stare śmieci i będzie jak dawniej? O słodka naiwności. 

Lenka jest strasznie wyczerpana, więc szybko zasypia, trzymając Julka za rękę.  

Budzę się, kiedy Julian szepcze moje imię. Leżę na jego kolanach, wdychając zapach jego spodni.

 Fuj.

Podnoszę się szybko, zakłopotana, i przecieram oczy.
— Zatrzymaliśmy się — mówi, chociaż to oczywiste. Deszcz przeszedł w delikatny stukot. Słychać trzask drzwi furgonetki. Raven i Tack przekomarzają się, głośno i z werwą. Musieliśmy już minąć granicę.
Drzwi z tyłu otwierają się i oto widzę rozpromienioną Raven, a za jej plecami Tacka stojącego ze skrzyżowanymi rękami, z zadowoloną miną. Rozpoznaję opuszczony magazyn po popękanym parkingu i drewnianym zarysie wychodka. Raven podaje mi rękę, ujmuje mocno moją dłoń i pomaga wyjść z furgonetki.
- Jak brzmi magiczne słowo? - mówi, gdy tylko moje stopy dotykają chodnika. Teraz jest odprężona, zrelaksowana i uśmiecha się. 
 
- Jesteś zdrowo popierdolona i masz ego wielkości Saturna. Może być?

- Jak mnie znalazłaś? - Chce, bym jej podziękowała, ale przecież nie muszę. Ściska moją rękę, a potem cofa dłoń i wiem, że jest świadoma, jak bardzo jestem jej wdzięczna.
- Było tylko jedno miejsce, w którym mogłaś być - odpowiada i jej oczy wędrują za mnie, w stronę Juliana, a potem znowu do mnie. I wiem, że to jest jej sposób na wyciągnięcie ręki na zgodę i przyznanie, że nie miała racji. 

I już wszystko jest ok.? Żadnej urazy, nic? Best friends forever, a Raven jest znowu zajebista. To jest jakiś syndrom sztokholmski, naprawdę. 

Julian też wyszedł na zewnątrz i rozgląda się wokół. Oczy ma okrągłe ze zdziwienia, a usta szeroko otwarte. Włosy, ciągle mokre, zaczęły mu się podkręcać na końcach.
-Wszystko w porządku - mówię. Wyciągam rękę i chwytam jego dłoń. Znów zalewa mnie fala radości. Tutaj można swobodnie trzymać się za ręce, przytulać, gdy człowiekowi zimno, przyklejać się jedno do drugiego w nocy, jakbyśmy byli posągami wykutymi z jednego kamienia.

AŁtorka tak strasznie chce być poetycka i wyrafinowana, ale te jej górnolotne (przynajmniej z założenia) wyrażenia zupełnie jej nie wychodzą.

- Chodźcie! - Tack rusza sprężystym krokiem w stronę magazynu. - Pakujemy się i ruszamy w drogę. Już i tak mamy dzień w plecy. Hunter będzie czekał razem z resztą w Connecticut.
Raven podnosi swój plecak i puszcza do mnie oko. Wiesz, że z Hunterem nie ma żartów - mówi. -Zbierajmy się lepiej.
Wyczuwam dezorientację Juliana. Osobliwy dialog, dziwne imiona, bliskość bujnych, nieprzyciętych drzew -to musi być dla niego za dużo. Ale pokażę mu ten świat i on go pokocha. Pozna go i pokocha, i pokocha go poznawać. Płyną przeze mnie słowa uspokajające i piękne. Teraz jest czas na absolutnie wszystko. 

Mdli mnie od tego patosu. Słowa uspokajające i piękne, no nie mogę…

Zanim nasza wesoła i zapewne piękna gromadka ruszy w drogę, Lena ma jeszcze do Raven jedno ważne pytanie. Dziewczyna chce wiedzieć, czy Raven wiedziała, że jej matka jest w ruchu oporu.
- Kobieta, która zabrała mnie z Ocalenia - ciągnę, chociaż Raven kręci głową, a na jej twarzy maluje się konsternacja - miała na szyi wytatuowane cyfry 5996. To numer porządkowy mojej mamy, z Krypt. - Przełykam ślinę. — To była moja mama.
Raven wyciąga dwa palce, jak gdyby chciała dotknąć mojego ramienia, ale szybko opuszcza rękę.
- Przykro mi, Lena. Nie miałam pojęcia. - Jej głos jest zaskakująco łagodny.
- Muszę z nią porozmawiać, zanim stąd wyjedziemy. Są... są rzeczy, które muszę jej powiedzieć.
Tak naprawdę jest tylko jedno pytanie, które chcę jej zadać, i już sama myśl o tym sprawia, że serce bije mi żywiej. Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Dlaczego pozwoliłaś, by cię zabrali? Dlaczego pozwoliłaś, bym myślała, że nie żyjesz? Dlaczego po mnie nie przyszłaś? Dlaczego nie kochałaś mnie bardziej? 

Bo nie miała innego wyjścia, bo tak było dla Leny bezpieczniej, bo nie chciała, żeby Lena tułała się po chaszczach. Ostatnie pytanie zaś jest dosyć niesprawiedliwe, choć przez Lenę przemawia ogólne rozgoryczenie całą sytuacją. Na jej miejscu też miałabym mnóstwo pytań, ale raczej nie takich, na które odpowiedzi są oczywiste.
Niestety Lena nie będzie mogła zadać żadnych pytań, mniej lub bardziej sensownych, bo jej mamy już nie ma w kryjówce.

- Wyjechała rankiem razem z kilkoma innymi. Oni są wyżsi rangą. Nie wiem, dokąd się udali. Nie wolno mi pytać.
- Wobec tego ona... należy do ruchu oporu? - pytam, chociaż to oczywiste.
Raven kiwa głową.
- Sama góra - mówi łagodnie, jak gdyby miało mi to coś wynagrodzić. Rozkłada ręce. - Tylko tyle wiem. 

I nie zdziwiło cię ani trochę, Raven, że szycha ruchu oporu kłopocze się ratowaniem jakiejś smarkuli? No tak, ale w końcu ten cały cyrk z Lenką i Julkiem to przecież była ważna i priorytetowa akcja, tylko dla elity. 
BTW, dostajemy następne potwierdzenie, po kim Lena odziedziczyła swoje supermoce, jej mamusia swoją zajebistością najpierw wydziabała dziurę w murze (przy małej pomocy wisiorka), uciekła z pierdla i przeżyła na gigancie, a nawet wspięła się na sam szczyt ruchu oporu.

Odwracam wzrok, przygryzam wargę. Na południowym krańcu nieba chmury rozstępują się jak prująca się powoli tkanina, odsłaniając plamy czystego błękitnego nieba.
- Przez większość życia myślałam, że nie żyje. - Nie wiem, czemu mówię to Raven ani jakie to ma znaczenie.
Wtedy Raven wreszcie ośmiela się mnie dotknąć, muska delikatnie mój łokieć.
- Ostatniej nocy przybył tu ktoś z Portland, jakiś zbieg. Uciekł z Krypt po wybuchu bomb. Nie mówił zbyt wiele, nawet nie podał swojego imienia. Nie wiem, co mu tam zrobili, ale... - Nie potrafi dokończyć. - W każdym razie może będzie coś wiedział o twojej mamie. A przynajmniej o niej z czasu, który tam spędziła.
- Okej. - Rozczarowanie przytłacza mnie i obezwładnia. Nie ma już sensu tłumaczyć Raven, że moją mamę przez wszystkie te lata trzymano w karcerze, a poza tym wcale nie muszę wiedzieć, jaka była wtedy. Chcę ją poznać teraz.
- Przykro mi - powtarza Raven i wiem, że naprawdę jest jej żal. - Ale przynajmniej wiesz, że jest wolna, prawda? Jest wolna i bezpieczna. - Przez jej twarz przebiega uśmiech. - Tak jak ty. 

Lena przyznaje Raven rację jak zwykle. Raven oznajmia, że wyruszają wieczorem. Zostało więc trochę czasu na… pomigdalenie się ze świeżo ocalonym truloffem.

Jego widok w tym miejscu — na tle ciemnych drzew rozciągających się po obu stronach i pod przejaśniającym się niebem — sprawia, że radość znowu we mnie wzbiera. W mgnieniu oka pokonuję dzielącą nas przestrzeń i wpadam w jego ramiona z taką siłą, że niemal przewraca się do tyłu.
— Tak. Wszystko w porządku. Nic mi nie jest. I tobie też nic nie jest. — Śmieję się. — Teraz już wszystko będzie dobrze.
— Uratowałaś mnie — szepcze. Muska ustami moje czoło.
Dotyk ten sprawia, że gorąco rozchodzi się po moim ciele. — Nie wierzyłem... nie sądziłem, że po mnie przyjdziesz.
— Musiałam. — Odsuwam się na tyle, by na niego spojrzeć, nie wypuszczając go jednak z objęć. Julian kładzie mi ręce na plecach. Chociaż spędziłam długi czas w Głuszy, uderza mnie znowu, jaki to cud stać z kimś w ten sposób. Nikt nie może nam tego zabronić. Nikt nie może nas powstrzymać. Wybraliśmy się nawzajem i reszta świata może iść do diabła.
Julian odgarnia mi włosy z oczu.
— I co będzie teraz? — pyta.
— Cokolwiek zechcemy. — Radość jest falą, na której mogłabym pofrunąć, poszybować aż do nieba.
— Cokolwiek? — Uśmiech na jego twarzy rozchodzi się powoli od ust do oczu.
— Cokolwiek i wszystko — odpowiadam i oboje jednocześnie zbliżamy się do siebie i odnajdujemy usta drugiego. Na początku idzie nam niezdarnie: jego nos uderza o moje usta, a potem trącamy się podbródkami. Ale Julian uśmiecha się i niespiesznie odnajdujemy nawzajem swój rytm. 

Nasze gołąbeczki beztrosko wymieniają ślinę, nieświadome niebożęta, że "jakiś potwór tu nadchodzi".  Lena jest w ekstazie, totalnie zapomniała już o bożku jesieni. Stwierdza nawet w myślach, że jej życie zaczyna się na nowo u boku człowieka z oceanem w oczach. 

Julian odsuwa się, by na mnie spojrzeć. Przejeżdża mi palcem po podbródku.
— Myślę... myślę, że złapałem ją od ciebie — oznajmia, łapiąc oddech. — Delirię.
— Miłość — poprawiam i obejmuję go w pasie. — Powtórz.
Julian waha się tylko przez chwilę.
— Miłość — mówi, smakując to słowo, i uśmiecha się. — Chyba mi się podoba.
— Z czasem pokochasz to słowo, uwierz mi. — Podnoszę się na palcach i Julian całuje mnie w nos, a potem muska ustami moje kości policzkowe, przebiega wargami po moim uchu i obsypuje delikatnymi pocałunkami czubek mojej głowy.
— Obiecaj, że zawsze będziemy razem, dobrze? — Błękit jego oczu przywodzi na myśl górskie jeziora. To oczy, w których można utonąć. — Ty i ja.
— Obiecuję.
Gdy wypowiadam te słowa, słyszę za sobą skrzypnięcie drzwi i odwracam się, spodziewając się ujrzeć w nich Raven, a wtedy rozlega się głos:
— Nie wierz jej.

O nie. 

Cały świat zamyka się wokół mnie jak powieka - na chwilę wszystko spowija mrok. Spadam. W uszach słyszę szum. Wessało mnie do tunelu, gdzie panuje ogromne ciśnienie i chaos. Głowa zaraz mi eksploduje. 

A mogło być tak pięknie. Wywołałam wilka z lasu. I to bardzo złego wilka. 

Zmienił się. Jest dużo chudszy, a od brwi aż do szczęki biegnie długa szrama. Na jego szyi, tuż za lewym uchem, wytatuowany mały numer otacza półkolem potrójną bliznę, która tak długo pozwoliła mi wierzyć, że jest wyleczony. Jego oczy - niegdyś tak słodkie i płynnobrązowe jak klonowy syrop - stały się zimne, surowe i twarde jak kamienie. Tylko włosy zostały te same: miedziane, jak korona z jesiennych liści. To niemożliwe. Zamykam oczy i znowu je otwieram. Chłopak ze snu, z innego życia. Chłopak, który wrócił zza grobu.
Alex. 

Well, fuck. Ograny chwyt pierwsza klasa. Liściasty truloff z martwych powstał, no szok i niedowierzanie. Ci z Was, którzy cieszyli się, że nigdy już więcej nie będziemy musieli się męczyć z tym psycholem, będą mocno zawiedzeni. Nie chcę spoilerować ostatniego tomu, ale ostrzegę Was chociaż, że Liściostfur będzie jeszcze większym skurwysynem, niż wcześniej. Przygotujcie się na trójkąt Lena-Alex-Julian, który będzie bardzo ciężki do strawienia. Kupcie sobie krople żołądkowe albo coś. A my spotkamy się po krótkiej przerwie. Wracamy po weekendzie majowym. Do zobaczenia!

Beige

43 komentarze:

  1. Moja pierwsza myśl - PŚ przeprano te korzonki, które ma zamiast mózgu. Ale to chyba byłby za mocny zwrot akcji, no i Liść nie mógłby być już bokiem trójkąta... Mam nadzieję, że dzięki niemu przynajmniej Julian uwolni się od Lenki, pomarzyć można. A, u serio, mistrzyni konspiracji Anabel to szycha RO? Jak...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A, u serio, mistrzyni konspiracji Anabel to szycha RO? Jak...?" - W wyobraźni wszystko się mieści! A poza tym nie godzi się, aby matka Mary Sue nie była bliska ideału.

      Usuń
  2. Tak myślałam!! A gdzie się szlajał do tej pory?!
    Dopiero w maju? No nie,ja będę tęsknić!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A gdzie się szlajał do tej pory?!" - przez pewien czas po Głuszy; wcześniej, jak wspomina Raven, siedział w Kryptach.

      Cóż poradzić, wakacje dla zdrowia psychicznego analizatorek ;)

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że Alex tymi słowami nie miał zamiaru powiedzieć, że Lena kłamie, bo jego też kochała, a teraz jest z innym. Koleś, ona myślała, że ty nie żyjesz, naprawdę miała do końca życia zachować celibat, bo kiedyś w młodości kochała jakiegoś (teraz martwego, z tego, co ona wie) chłopaka? Nie wolno jej pokonać traumatycznej przeszłości i na nowo ułożyć sobie życia, pamiętając, ale nie zatrzymując się przy latach młodości?
    Już go nie cierpię.

    Odpocznijcie od tego dzieła! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mam nadzieję, że Alex tymi słowami nie miał zamiaru powiedzieć, że Lena kłamie, bo jego też kochała, a teraz jest z innym." - no cóż...bingo. Jak już wspominała Beżuś: myśleliście, że PŚ z "Delirium" był ciężki do strawienia? Przygotujcie się na wersję 2.0, która za swego patrona obrała sobie najprawdopodobniej Jareda Howe'a.

      Usuń
    2. Tlenie i wolframie, zaczynam się bać...

      Usuń
  4. Spokojnie, Alex przecież już był na kilku męskich wypadach z Jacobem Blackiem, przekaże swą nową życiową ścieżkę Julianowi i będzie bromance :v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że podręcznik do logiki nie na wiele się tu przydał.

      Usuń
  5. Run, Julek, run! Jeszcze masz szansę wydostać się z tego bagna, gdy Lenka będzie zajęta Truliściem!

    Milva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedząc, co nas czeka w przyszłości muszę stwierdzić, że to wcale niekiepska rada.

      Usuń
  6. Siedział w kryptach, krypty nie rozpieszczają, ale włosy wciąż piękne i lśniące jako te jesienne liście... W sumie dziwnie, że ich tam nie golą na zero w tym więzieniu.

    Ja nie chcę PŚa nie mógł wziąć i umrzeć? Jak on w ogóle wypełzł z tego pierdla?

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jak on w ogóle wypełzł z tego pierdla?" - dzięki dogodnemu plot twistowi w postaci wybuchu w Kryptach.
      "Siedział w kryptach, krypty nie rozpieszczają, ale włosy wciąż piękne i lśniące jako te jesienne liście" - cóż chcesz, ja już dawno przyjęłam za kanon, że włosy PŚ mają nadnaturalne właściwości.

      Usuń
    2. "cóż chcesz, ja już dawno przyjęłam za kanon, że włosy PŚ mają nadnaturalne właściwości" - A tak, racja. Teoria o bożku jesieni. Pamiętam :)

      rose29

      Usuń
  7. Szczerze, dla mnie oczywistym jest, że Lenka wybierze większego chama, czyli Alexa, bo promowanie zdrowych, opartych na szacunku relacji jest nuuuudne, my kobiety kochamy, gdy się nami pomiata! Dwa, przepraszam, atak bombowy w Portland i Lenuś się nie zainteresowała, czy jej rodzinka i psiapsi są cali i zdrowi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *wzdycha* A kiedyż to Lena interesuje się losami swoich - ekhm - bliskich?

      Usuń
  8. I znowu zrzynka z Igrzysk Śmierci. W Kosogłosie Peeta po odsiadce (w pakiecie z praniem mózgu, nie wiem czy PŚ też miał w więzieniu tak źle) nienawidził Katniss. ŻAL. #TeamJuleczek

    Chcę AU, w którym Raven to organizator Igrzysk :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Peeta przynajmniej nie powitał Katniss zawodzeniem "Niewierna!!!"

      "Chcę AU, w którym Raven to organizator Igrzysk :)" - rzekłabym, że Raven organizuje swoim podopiecznym Igrzyska każdego dnia...

      Usuń
    2. Gdy Raven była dzieckiem, mówili jej, że może być kim zechce, więc została złem wcielonym :)

      Usuń
  9. O nie, najmniej wyczekiwany comeback wszechczasow :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie, nie, nie, nie. Nie.
    Liściostwór, dlaczego.
    Mogłeś po prostu skonać i nie męczyć nas dalej swoją psychopatią.
    Dlaczego ;___;
    Podejrzewałem że aŁtorka nie da nam odetchnąć od tego buca, ale miałem nadzieję że będzie na tyle litościwa żeby chociaż jednego nam oszczędzić. A teraz mamy i Raven, i Simorośl, boru, coś czuję że do następnego tomu na trzeźwo lepiej nie podchodzić.

    Jeszcze witać rzekomą ukochaną, która myślała że umarłeś jakiś rok temu(? nie wiem, te całe pierdololo w Głuszy tak się wlekło że mam wrażenie jakby siedzieli tam wieki) okrzykiem "ZDRADA!", no serio XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz pomyślcie, że ten foch i ryk rozpaczy na dzień dobry to i tak najnormalniejsze z zachowań, jakie w przyszłym tomie zaprezentuje Plastikowa Simorośl.

      Usuń
  11. Tak być nie może!

    mienił się. Jest dużo chudszy, a od brwi aż do szczęki biegnie długa szrama. Na jego szyi, tuż za lewym uchem, wytatuowany mały numer otacza półkolem potrójną bliznę, która tak długo pozwoliła mi wierzyć, że jest wyleczony. Jego oczy - niegdyś tak słodkie i płynnobrązowe jak klonowy syrop - stały się zimne, surowe i twarde jak kamienie. Tylko włosy zostały te same: miedziane, jak korona z jesiennych liści. To niemożliwe. Zamykam oczy i znowu je otwieram. Chłopak ze snu, z innego życia. Chłopak, który wrócił zza grobu.
    Alex.

    Tylko jego tu brakowało!
    -Dlaczego mam jej nie wierzyć!? -Julian wydaje się zdezorientowany, wręcz zagubiony, jakby remedium na niego nie podziałało... nie dziwi mnie to, wszak właśnie to mamy udawać: że zabieg się nie powiódł, a my uciekliśmy do głuszy. Nasza misja byłaby prostsza, gdyby Alex sobie poszedł...
    -Myślisz, że to ciebie kocha!? -w oczach mojego niedawnego ukochanego tli się szaleństwo. -Bzdura! To ja jestem jej chłopakiem! Już nie pamiętasz, Lena, jak razem czytaliśmy Romea i Julię?
    -Ty... jesteś... -Julianowi łamie się głos, a jego oczy przybierają nagle tak smutny wyraz, jakby ten jego ocean w środku miał się z nich zaraz wylać. Po czym odwraca się i biegnie w las.
    O co mu, na Wolfram i Platynę, chodzi!?
    -Poczekaj!
    Zanim się odwrócę, zdążam jeszcze dostrzec uśmiech satysfakcji na twarzy Alexa. Idiota!
    Oczywiście biegam szybciej niż młody Fineman, więc już po kilkudziesięciu metrach doganiam Juliana, który wyraźnie zaczyna mieć zadyszkę.
    -Co ci nagle przyszło do głowy? -pytam spokojnie, jako, że w okolicy nie ma akurat żadnego Odmieńca. -czyżbyś...
    Może remedium faktycznie na niego nie podziałało? Może ten tętniak w jego mózgu... to, co ma w mózgu to nie rak, tylko właśnie tętniak. Ojciec uznał, że rak lepiej się sprzeda, a wyjazdy na udawaną chemioterapię mogą być dobrym pretekstem do tajnych spotkań... ale jeśli ten tętniak uniemożliwił poprawną operację? Holmesie i Watsonie, wtedy zostałam sama pośród deliryków...
    To wszystko przelatuje mi przez myśli, zanim z twarzy Juliana znika grymas rozpaczy i pojawia się zwykły, niemal obojętny wyraz.
    -Alex za nami nie idzie? -upewnia się.
    -Nie. -słyszałabym kroki.
    Julian rozgląda się naokoło, sprawdzając, czy żadnego Odmieńca nie ma w zasięgu wzroku... trochę poniewczasie. Gdyby był, musielibyśmy się gęsto tłumaczyć.
    -Odejdźmy jeszcze trochę w las. -proponuje. -Jak długo minie, zanim zaczną nas szukać?
    -Biorąc pod uwagę Alexa? Pewnie już biega po obozie i zbiera ekipę.
    -A więc musimy się spieszyć.
    Wyciąga z podeszwy buta najbardziej miniaturowy telefon, jaki jego ojciec miał na składzie i wybiera numer.
    Oczywiście nie jest to telefon podłączony do normalnej sieci kontrolowanej przez rząd MB. Brian i jego ekipa się o to postarali.
    -Jest problem. -relacjonuje, kiedy idziemy ramię w ramię w stronę przeciwną niż obóz. Niech szukają nas jak najdłużej. -Liścioludek powrócił.
    Bacznie obserwuję otoczenie wypatrując ekipy poszukiwawczej żeby w razie czego zawczasu rozpocząć odpowiednio żywiołową kłótnię, nikt się jednak nie pojawia.
    -Hipolit ma go na celowniku. -odzywa się w końcu Julian. -Mój ojciec oczywiście ma już plan awaryjny, ale...
    -No, mów. -niecierpliwię się. Oni mogą tu przyjść lada chwila.
    -Mówi, że najlepiej będzie, jeśli znowu "zakochasz" się w Aleksie. To pozwoli odsunąć podejrzenia i jednocześnie wyciągnąć pożyteczne informacje. Mówi, żebyś rozegrała to... naturalnie. Tak, jakbyś nadal miała Delirię, konkretnie typ YA.
    Pamiętasz podręcznikowe przykłady? Bella Swan, Clary...
    -Pamiętam. -przerywam mu. -Idą... Co niby miałam zrobić! Nie wiem, kogo wybrać! -wykrzykuję dramatycznie. Daj Kryptonie, żebym okazała się dobrą aktorką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bardzo ciekawa, jak też alternatywny kanon będzie się wpisywał w - lub uzupełniał - kanon właściwy, kiedy będziemy zagłębiać się w "Requiem" ;)

      Usuń
  12. A new challenger approaches!
    Alex, wyleczony agent rządu, wkracza do strefy headcanonów!

    ___


    Alex przyglądał się przytulającej się dwójce Odmieńców. Kiedy widział, jak blisko siebie byli, z jakim gorączkowym pragnieniem trzymali się w objęciach, patrząc na siebie tymi roziskrzonymi chorobliwie oczami, jedynie pokręcił z niedowierzaniem głową. W myślach zwrócił się do najświętszych pierwiastków z prośbą o wstawiennictwo – nie ośmieliłby się wypowiedzieć modlitwy, nie tutaj – i przygotował na spełnienie celu, do którego został powołany.
    - I co będzie teraz? – spytał zagubiony młodzieniec, dla którego przecież nadal była nadzieja. Naukowcy robili wszystko, aby zaimplementować najnowszą metodę przekazywania serum z ominięciem guza i już od paru tygodni wyglądało na to, że im się powiedzie. Pracowali nawet teraz, podczas gdy zmanipulowany biedak bawił wśród Odmieńców, nie zdając sobie sprawy, że bez lekarstw nie przeżyje nawet pół roku. To one i bezustanny nadzór lekarzy pozwoliły mu dotrwać do tego wieku; nie determinacja i wewnętrzna siła, jak to twierdziła Lena.
    Ah, Lena. Jego niegdyś największe szczęście i desperacka próba odzyskania kontroli nad własnym życiem, teraz niechciany skrawek przeszłości stojący mu na drodze. Alex miał nadzieję, że po rekonwalescencji będzie mógł zapomnieć o błędach młodości, z wdzięcznością przyjmując jeszcze jedną szansę na normalne życie. Obiecali mu niewielkie mieszkanie i żmudną, radośnie przyziemną pracę jako ogrodnik placówek rządowych – coś, co było jego ukrytym pragnieniem i co dopiero pobyt w szpitalu mu uświadomił. Nawet otrzymał pełną zrozumienia zgodę Sympozjum do Wyjątkowych Przypadków Delirii, aby przez następne lata żył samotnie, nie chcąc zmuszać go do wspominania swojego krytycznego stanu zarażenia.
    Zanim jednak zdążył nacieszyć się zdrowiem, odwiedził go sam Dyrektor Wydziału Portlandzkich Zagrożeń, łagodnym głosem prosząc o pomoc. Alex był przerażony perspektywą porażki, jednak dyrektor uśmiechnął się smutno, ze zrozumieniem i wytłumaczył całą sprawę. Kiedy dwie godziny później Alex został sam, z grubą teczką leżącą na biurku, poczuł wyrzuty sumienia. On sam to wszystko rozpoczął. To była jego wina.
    Potem jednak w jego umyśle zabrzmiała głośniejsza, pewniejsza myśl.
    Skoro on to zaczął, on powinien to zakończyć.
    I dlatego teraz, stojąc pośród Odmieńców i patrząc na tę, której czyny w przewrotny sposób wyzwoliły go z gorączki trawiącej jego umysł, Alex był zdeterminowany. Przysięgając w myślach na wszystkie kwanty tworzące jego jestestwo, obiecał sobie, że nie zawiedzie tych, którzy pokładali w nim swoją nadzieję.
    - Obiecaj, że zawsze będziemy razem, dobrze? – szepnął Julian i Alexowi zrobiło się go żal. Młody Fineman starał się odnaleźć w sytuacji, łapiąc za wszystko, co ofiarowało mu jako-taką stabilność. To, że tą stabilnością obecnie byli Odmieńcy, nie było jego winą. – Ty i ja.
    - Obiecuję.
    Alex wyprostował się, widząc idealną okazję. Przybrał na twarzy minę pełną zdrady i wściekłości – taką, jaką nieraz widział w Kryptach – i otworzył szerzej drzwi do pokoiku, w którym się skryli.
    - Nie wierz jej – powiedział Alex, a determinacja wypełniła miliardy wiązań w jego ciele, obiecując, przysięgając, że będą go chroniły przed delirią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, rozsądny PŚ byłby chyba największym możliwym fabularnym plot twistem...

      Usuń
  13. - Nie wierz jej - oświadczył Alex, po czym ekran się zaciemnił. Następne było spokojne ujęcie lasu, a w tle głos Czubówny.
    - W następnym odcinku zobaczymy, jak nowy członek stada poradzi sobie w dziczy. Ujrzymy też kolejne skutki dramatycznego spadku inteligencji w społeczeństwie ogarniętym Delirią. Dziękujemy za oglądanie.
    - Nie, tylko nie ten hippis! - jęknął Skipper.
    - Dobra wiadomość jest taka, że jest po prawdziwym remedium i to nasz człowiek. Zła, że w jego przypadku po usunięciu namiętności... Nie sprawiło, że przestał być durnym egocentrykiem. - wyjaśnił Finneman, pauzując dokument Hipolita.
    - Bo to hippis. Takich trzeba tępić! - rozkręcić się Skipper.
    CD PO LEKCJI...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Niestety, wasze nowe zadanie opiera się na współpracy z nim. Musimy utrzymać całą tę szaloną kompanię przy życiu, będziemy też kryć ruch oporu.
      - Co?! Na kwarki i kwanty, co takiego?!
      - Spójrzcie na to - Finneman przełączył widoczek lasu na wykres. Była na nim jedna linia wznosząca się w górę, kilka bardzo wysoko i wznoszących się jeszcze wyżej, a także parę krótszych gdzieś w dole.
      - To wykresy oglądalności filmów H&M o Lenie i innych Odszczepieńcach, w porównaniu z następnymi w rankingach legalnymi filmami - wskazał na niższe kreski.
      - Rany Julek! - Szeregowemu opadła szczęka.
      - Ano, mój syn jeszcze zwiększył przewagę. W każdym razie, wpływ filmów dla gospodarki i kultury antydeliryjnej jest nieoceniony. Potrzebujemy jeszcze choć paru, przedłużymy żywot tej marki, jak tylko się da! Będziecie mieli też nowe wsparcie. Nasz specjalista informatyk Brian.
      Teraz z ekranu pomachał nastolatek o typowym wyglądzie geeka.
      - I jego pomocnica! - oburzył się głos spoza kadru i weszła weń drobna dziewczynka.
      - Poznajcie też Blue. Szkoda było tej małej, czasami mam miękkie serce.
      - Nie Blue! - obruszyła się mała. - Jestem Joasia! Nie jakiś kolor.
      - Przepraszam, Joasia.
      Pingwiny zgodnie pomachały dziewczynce.
      - Oooch.
      - Wchodzimy w to. Ale potem wytępimy ruch hippisowski? - upewnił się Skipper.
      - Oczywiście, jakiż innym mógłby być wielki finał?

      Usuń
    2. Joasia! Nie wiem dlaczego, to imię bardzo pasuje mi do Blue.

      Usuń
  14. Hm, łącząc to wszystko do kupy (znaczy się kanon alternatywny) wychodzi na to, że Mały Brat bierze sobie agentów spośród najbardziej agresywnych deliryków, pierze im mózgi i wypuszcza w teren nie poinformowawszy uprzednio, kto jeszcze jest tajnym agentem...
    Całkiem w jego stylu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba że Raven jednak nie jest agentką MB i Fineman zwyczajnie walczy na 2 fronty

      Usuń
    2. Nawiasem mówiąc, porobiło nam się tyle pięknych alternatywnych kanonów, że ho ho! Ciekawam, czy w którymś miejscu się ze sobą ostatecznie zazębią ;)

      Usuń
    3. Szczerze mówiąc, ja do ich zazębienia dążę...

      Usuń
  15. Taka garśc przemyślen, wybaczcie ale z pustego i Hipolit nie naleje i nie mają tu z Jadzią kompletnie nic do roboty.
    W sumie motyw podobny, co w jedynce, wielka ucieczka, pościgi, wybuchy i problemy miłosne na sam koniec, ale jakieś takie nudne toto. W sensie, autorka skopiowała schemat, ale brak dynamizmu i jest to zwyczajnie nudne.
    Duo, nie za dużo tych niesamowitych zbiegów okoliczności jak na jeden raz? Nigdy nie zdarzyło mi się będąc w ramionach ówczesnego obecnego wpaść na któregoś byłego, a nie mieszkam wcale w mieście wielkości Nowego Jorku.
    Tertio, zmombardowali Portland a Lenka nic. Nie spytała, kim jest ten ocalony, czy jej rodzina i psiapsi żyją, nic, zero, gratulancje, wzbiłaś się na kolejny poziom bycia anty-wzorem.
    I ostatnie, Alex, słoneczko drogie, trzeba było lepiej pilnować panny i siebie samego, tobyś nie został złapany, panna nie uznałaby cię za martwego - ku czemu miała zresztą logiczne podstawy - i byłoby sztos. A że nie umiesz into partyzantka, to już nie jest Leny problem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoiler alert: to,że PŚ przydybał Lenę nie jest bynajmniej zbiegiem okoliczności ;)
      A co do olewactwa Leny, no cóż, mówimy o postaci, która uciekając z lubym (i miesiącami wałęsając się po Głuszy), ani przez chwilę nie zastanawiała się, jaka kara za jej wybryki czeka jej rodzinę...

      Usuń
  16. Wiecie, nawet byłabym w stanie zrozumieć rozgoryczenie Alexa. W końcu widzieć kogoś, kogo rzekomo kochałeś, w ramionach innej osoby to nic przyjemnego. Ale, ale.
    Nie sympatyzuję z Lenką, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Alex nie żyje. Co ona miała zrobić? Wstąpić do zakonu? Zamiast wylatywać z oskarżeniami na dzień dobry, Alex powinien się przede wszystkim cieszyć, że Lena jest cała, zdrowa i ma schronienie. Przecież ostatni raz widzieli się podczas ucieczki przed - he he - porządkowymi, więc powinien na kolanach dziękować Wodorowi, że Lenka nie została rozstrzelana na miejscu albo zaciągnięta do Krypt. Noale miłoźć w tym uniwersum rządzi się swoimi prawami, a kobita do najlepiej powinna chodzić na smyczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Pierwsza reakcja PŚ to naprawdę małe miki w porównaniu z tym, co czeka nas dalej...Ale nad tym będziemy się rozwodzić w swoim czasie ;)

      Usuń
  17. Kiedy tylko jestem pewna, że wszystkie moje współlokatorki już zasnęły... no dobrze, nie mogę być zupełnie pewna. Kiedy wydaje mi się, że wszystkie zasnęły, powoli podnoszę się ze swojego posłania. Z leżących naokoło w nieładzie kobiet, dziewczyn i dziewczynek znam tylko Sarę -albo reszta dołączyła do normalniejszych grup Odmieńców, albo śmiertelne marsze Raven dają większe efekty, niż ktokolwiek przypuszczał...
    Wymknięcie się poza teren obozu pod osłoną nocy nie nastręcza większych trudności -specjalnie zgłosiłam się do grupy, która śpi dziś na zewnątrz i ułożyłam się jak najdalej od prowizorycznych szałasów zajmowanych przez Raven i co większych szczęściarzy, a w Obozie Wariatów (jak nazywa go jeden z naszych ludzi, którego na razie znam tylko ze słyszenia) i tak zwykle nikt nie trzyma nocnych wart. Gdyby pani Jadwiga miała taką fantazję, mogłaby zmieść nas wszystkich z powierzchni ziemi w jedną noc, tak jak jej oddział zrobił to z jedną z największych baz partyzantów w czasie Blitzu, jednak wszyscy związani z Thomasem Finemanem wiedzą, że to bezcelowe -dla Raven inni Odmieńcy są bezużyteczni,ona sama zapewne zdołałaby uciec a taka akcja byłaby dla naszych przeciwników jak wielki znak ostrzegawczy: Ktoś tu z nami pogrywa! A jak mówił nasz drogi leader -najniebezpieczniejsi jesteśmy kiedy nie wiedzą, kim dokładnie jesteśmy i co robimy.
    Najtrudniejsze jest pierwsze kilkadziesiąt metrów drogi -muszę brnąć po omacku przez kompletnie czarny las, potykając się dużo częściej niż był sobie życzyła, w kierunku, który wydaje mi się tym właściwym i modlić się do Neodymu, żebym się nie myliła... i do Urei, żeby żadnemu z Odmieńców nie przyszło do głowy akurat iść za potrzebą. Dopiero po stu dwudziestu krokach odważam się zapalić małą latarkę. Unoszę światełko nad głowę i na przemian zasłaniając je i odsłaniając drugą dłonią nadaję sygnał alfabetem Morse'a: A-W-D-przerwa-L-H. To powinno być jedyne światło w promieniu wielu kilometrów, mam więc nadzieję, że Julian akurat patrzy w tę stronę...
    Liczę do dwudziestu, po czym nadaję jeszcze raz, a potem jeszcze, za każdym razem oglądając się dookoła.
    A-W-D-przerwa-F-J -błyska w odpowiedzi po trzecim razie. Fineman -Julian lub, jak twierdzi jego ojciec, Fineman -Junior. J-F byłoby zbyt oczywiste, tak samo jak M-H lub L-J w moim przypadku. Hipolit nalegał, żeby choć odrobinę skomplikować ten wybitnie prymitywny i łatwy do rozgryzienia system łączności...
    Idziemy w swoją stronę i spotykamy się trochę po mojej połowie drogi.
    Teraz możemy normalnie porozmawiać. Odwrotnie niż w Romeo i Julii -oni ukrywali swoją Delirię, a my -to, że jesteśmy wyleczeni.
    -Jak myślisz, jak długo jeszcze będziemy musieli się tu kisić? -zaczyna Julian, jak tylko znajdujemy się na tyle blisko siebie, jesteśmy w stanie porozumiewać się szeptem. -Ten obóz... jak byłaś w stanie wytrzymać tu kilka miesięcy?
    -Byłam zdeterminowana. -w świetle latarki widać mój lekki uśmiech -naturalna dla mnie równowaga między kamienną twarzą wymaganą pod reżmiem MB a ostentacyjną mimiką, jaką muszę prezentować wśród Odmieńców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się pomysł, że wyleczeni - tajniacy musieliby kontrolować swoją mimikę dokładnie tak samo, jak "zarażeni", tyle że w drugą stronę.

      Usuń
  18. Hej,Wesołych Świąt i odpoczynku!Smacznego jajka!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń