Na początek uwaga techniczna:
„Requiem”, tak jak „Pandemonium”, składa się z części
różnej długości (tym razem jednak będziemy mieć do czynienia z
dwoma narracjami, a nie skaczącą w czasie akcją), w związku z
czym przyjęłyśmy podobną taktykę, co ostatnio i będziemy
dzielić materiał do analizy pod względem liczby stron.
LENA
Znów zaczęło mi się śnić Portland.
Mój losie, to
pierwsze zdanie w tej książce, a nasz Specjalny Płatek Śniegu już
konfabuluje. Pokażcie mi jeden moment w poprzednim tomie, kiedy Lena
miała koszmary dotyczące rodzinnego domu – i nie, początek
„Pandemonium” się nie liczy, bowiem jak się za chwilę
przekonamy, dziewczynie wyjątkowo NIE chodzi tu o PŚ.
Od kiedy Alex pojawił się na nowo w moim życiu, zmartwychwstały, ale i zmieniony, przerażający jak potwór z baśni, którymi straszono nas w dzieciństwie, przeszłość znowu nie daje mi spokoju.
Ten cytat jest dosyć przygnębiający,
bo...Lena zasadniczo nie przesadza.
Naprawdę, kochani; nie macie pojęcia,
jak ciężka przeprawa czeka nas w tym tomie, jeśli chodzi o kwestie
romansowe. Ujmę to w ten sposób: pamiętacie „Intruza”? I jego
dwóch tru loffów? A zastanawialiście się kiedyś może, co
powstałoby z połączenia troglodyckich zapędów Jareda z
psychologicznymi zagrywkami Iana?
Podpowiem Wam: powstałaby Plastikowa
Simorośl, wersja 2.0.
Uwierzcie mi na słowo – lada moment
zatęsknimy za PŚ z czasów „Delirium”, którego naczelną wadą
było w zasadzie to, że nie posiadał mózgu. Z drugiej wszak
strony, nie posiadał wtedy także pewnych uroczych odruchów, które
sprawiają, że owo pogrubione określenie nie jest taką znów
hiperbolą.
Ogromny ciężar w piersi, strzępy koszmarów dręczących nawet na jawie: właśnie przed tym ostrzegano mnie przez te wszystkie lata. „Uprzedzałam cię", słyszę w głowie głos ciotki Carol. „Mówiliśmy ci", przypomina Rachel. „Powinnaś była zostać", odzywa się Hana (...)
Aaach, teraz rozumiem. To nie tak, że
dręczą cię koszmary w związku z rodziną, którą porzuciłaś na
pastwę losu – te sny są męczące, bo obecne w nich kukiełki
wyrzucają ci, że popełniłaś błąd, idąc za głosem serca.
Innymi słowy, wszystko nadal kręci się wokół rzyci twojej i tru
loffów, równowaga we wszechświecie zachowana.
Z Nowego Jorku na północ wyruszyło nas dwadzieścia kilka osób: Raven, Tack, Julian i ja, a także Dani, Gordo i Pike oraz jakieś piętnaście innych, które wolą siedzieć cicho i robić to, co im się mówi.
Primo: Dani, Gordo i Pike to nowi
bohaterowie debiutujący w tej części – podkreślam ów fakt,
bowiem dalibóg, nie zdziwiłoby mnie, gdyby większość z Was miała
problemy z przypomnieniem sobie, czy przewinęli się już w tłumie
nijakich statystów.
Secundo: Hue, hue – a to Raven w
ogóle akceptuje w swym obozie jakąkolwiek inną postawę niż „albo
wypełniasz moje bezsensowne rozkazy, albo zdychasz na pustkowiu”?
I Alex. Tyle że nie mój Alex, lecz obcy człowiek, który nigdy się nie śmieje - nawet nie uśmiecha - i rzadko się odzywa.
Zapewniam cię, że to ostatnie to
akurat zaleta, nie wada; bynajmniej nie czekam z utęsknieniem na
moment, kiedy w końcu otworzy paszczę.
Pozostali mieszkańcy dawnego magazynu koło White Plains rozdzielili się i udali na południe albo na zachód.
Pozostali, czyli kto? Nie, żeby miało
to jakieś szczególne znaczenie – po analizie poprzedniego tomu
jestem w stanie wymienić z imienia z dziesięciu Odmieńców, przy
czym jakikolwiek charakter posiada może troje z nich – ale mimo
wszystko byłoby miło wiedzieć, na jakiej zasadzie dokonał się ów
podział. Dlaczego akurat południe i zachód? Czy mają tam jakieś
inne bunkry? Po co w ogóle się rozdzielili? Czy White Plains było
dla części buntowników docelową miejscówką – co stawiałoby
Raven w znakomitym świetle, jako że w takim wypadku jej idiotyczna
intryga równałaby się pozbawieniu sprzymierzeńców dachu nad
głową – czy też była to tylko rezydencja letnia i obecnie
wracają do apartamentów zimowych? I czy ten świat przedstawiony
nabierze kiedykolwiek minimum sensu?
Tamten azyl bez wątpienia został już opuszczony i ogołocony. Po ocaleniu Juliana nikt już nie był tam bezpieczny.
Czy ja wiem?
Przypominam, że po uratowaniu Leny siedzieliście tam ładnych parę
godzin, niepomni faktu, że w tym samym czasie Juleczek może
wyśpiewywać pani Jadzi wszystkie wasze sekrety. Skoro Mały Brat
nie zdołał – a najprawdopodobniej w ogóle nie próbował –
wyciągnąć od Julka waszej lokalizacji, gdy okazja sama pchała mu
się w ręce, to istnieje spora szansa, że ubicie Finemana seniora i
odbicie Finemana juniora niewiele zmieniło w tej kwestii.
Julian Fineman jest symbolem, bardzo ważnym symbolem. Zombie będą go ścigać. Będą chcieli ten symbol zawiesić wysoko, pokazać wszystkim, nadać mu krwawy sens, tak by był przestrogą dla innych.
Jako i powinni byli
uczynić tuż po schwytaniu młodego, ale cóż, nikt w tej serii nie
słucha moich dobrych rad.
Musimy więc zachować teraz wyjątkową ostrożność. Hunter, Bram, Lu i kilkoro innych dawnych mieszkańców starego azylu koło Rochester czeka na nas niedaleko Poughkeepsie, na południe od miasta.
O, znajome gęby!...
I kolejna nowa lokacja odblokowana na mapie.
Widzicie, to jest
chyba moja największa bolączka, jeśli chodzi o Odmieńców – na
tym etapie naprawdę nie wiem, do czego oni właściwie dążą. W
„Pandemonium” sytuacja była dosyć jasna – migrujemy na zimę
do ciepłych krajów (na wiosnę powrócono by zapewne do krainy pana
Wiesia, gdyby nie fakt, że w międzyczasie pani Jadzia zdążyła
zbombardować schron), a przy okazji bawimy się w rewolucję w Nowym
Jorku. Obecnie natomiast nie mam pojęcia, jakie właściwie cele
przyświecają ich tułaczce. Szukają nowej przejściowej osady?
Chcą znaleźć dogodne miejsce do zapuszczenia korzeni na stałe?
Wybierają się na biwak? Nie mam pojęcia, która odpowiedź jest tą
prawidłową, a świadomość, że będzie w tym aspekcie jeszcze
gorzej nie poprawia mi humoru.
Pokonanie tej odległości zabrało nam prawie trzy dni, trzeba było bowiem ominąć kilka rządowych miast.
Primo: Zachwyca mnie, że owa trudność
jest traktowana jak drobna niedogodność, ot, jedno zdanko w
narracji. Przypominam, że mówimy o grupie Odmieńców oskarżonej o
zabójstwo jednej z ważniejszych postaci politycznych Oliverversum i
porwanie lidera młodzieżówki; jakiekolwiek zbliżenie się do
granicy powinno być dla nich równoznaczne z wyrokiem śmierci. A tu
nic – żadnej głębszej refleksji na temat tego, że poza statusem
Odmieńca Lena ma teraz na plecach wymalowaną ekstra tarczę
strzelniczą z tytułu bycia rewolucjonistką i jedną z kluczowych
postaci w zamachu na struktury AWD.
Secundo: Czy to wyznanie miało mnie
wzruszyć? Przypominam, że jeszcze niedawno kręciliście setki
kilometrów w siarczysty mróz; te trzy dni powinny być dla was
przyjemnym spacerkiem.
Aż wreszcie, nieoczekiwanie, jesteśmy na miejscu: las urywa się na skraju ogromnej betonowej powierzchni pokrytej gęstą siatką pęknięć, na której widać jeszcze blade linie wyznaczające miejsca do parkowania. Wciąż stoją tam samochody, pokryte rdzą, ogołocone z wielu części: opon, kawałków metalu. Wyglądają niepozornie i dziwacznie jak zabawki porzucone przez dziecko.
Stwierdziła niewiasta żyjąca w
świecie, w którym większość aut pełni funkcję krasnali
ogrodowych.
Stary parking rozciąga się jak szare morze we wszystkich kierunkach i kończy dopiero przy ogromnej konstrukcji ze stali i szkła - dawnej galerii handlowej. Okrągły,pochyły napis, upstrzony na biało ptasimi odchodami, głosi: EMPIRE STATE PLAZA.
Wszystko fajnie,
szkopuł tkwi jednak w tym, że Empire State Plaza to nie galeria handlowa .
Nie bardzo też rozumiem, dlaczego Lena wspomina o spotkaniu
niedaleko Poughkeepsie – jeżeli
znajdują się na terenie ESP, to oznacza, że dotarli do Albany, NY.
Nasze spotkanie to eksplozja radości. Tack, Raven i ja ostatnie metry pokonujemy sprintem. Bram i Hunter także rzucają się do biegu i padamy sobie w ramiona w połowie parkingu.
Niestety, mój mózg nie akceptuje połączenia fraz „Tack i Raven”
oraz „eksplozja radości”. Słowo daję, ta dwójka to jeszcze
gorsza para dementorów, niż Wardo i Bella.
Wskakuję na Huntera, śmiejąc się, a on obejmuje mnie i podnosi do góry. Wszyscy zaczynają krzyczeć i mówić jednocześnie. Wreszcie Hunter stawia mnie z powrotem na ziemię, ale ja wciąż mocno obejmuję go jednym ramieniem, jak gdybym bała się, że może zniknąć.
To byłaby
prawdziwa tragedia, biorąc pod uwagę twoją głęboką więź z
Hunterem; łączy was tyle cennych wspomnień, na przykład...eee...ta
jedna, jedyna scena, kiedy to wybraliście się razem obserwować
upaprane farbą ptaszki.
Oliver, o co chodzi
z tym wmawianiem czytelnikom, że Huntera i Lenę łączą
jakiekolwiek cieplejsze uczucia, nie mówiąc już o przyjaźni po
sam grób? Ta dwójka praktycznie ze sobą nie rozmawia!
Wyciągam drugą rękę, by opasać nią Brama witającego się z Tackiem uściskiem dłoni, i tak oto przytuleni do siebie, objęci, podskakujemy i krzyczymy skąpani w olśniewającym blasku słońca.
Nope, nadal
odmawiam przyjęcia do wiadomości podskakującej z radości Raven.
— No proszę, proszę. — Odwracamy się i widzimy zmierzającą w naszą stronę Lu. Brwi ma uniesione, zapuściła włosy, które zaczesuje tak, że spływają jej na ramiona. — Kogo tu licho przywiało?
Witaj, Lu, miło
cię znów widzieć!...To chyba pierwszy raz w historii tej serii,
gdy dostałaś jakąkolwiek kwestię, czyż nie? Ach, ci
wielowymiarowi statyści o jasno zarysowanych motywacjach i
niepowtarzalnych charakterach!
Podczas tych krótkich miesięcy rozłąki zmienili się i Hunter, i Bram.
Cóż, wierzę ci
na słowo.
Bram, wbrew wszystkiemu, przybrał na wadze. Hunterowi przybyło kilka nowych zmarszczek w kącikach oczu, chociaż uśmiech ma tak samo chłopięcy jak zawsze.
Autorko, pozwól,
że wyjaśnię ci pewną kwestię – mogłabyś napisać, że Hunter
przefarbował się na różowo, a Bram został profesjonalnym
tancerzem hula i nadal by mnie to nie ruszyło, ponieważ WIEM O
NICH OKRĄGŁE ZERO. To nie są
postacie – to kartonowe kukły nie posiadające żadnych cech
charakterystycznych poza imieniem. Jesteśmy obecnie bliżej niż
dalej końca serii, a ja nadal nie odróżniam tych dwóch typów,
ponieważ nie mam po czym
ich odróżnić – jedyne, co o nich wiadomo, to że są młodymi,
rosłymi chłopami na usługach Raven.
— A co z Sarą? — pytam. — Jest tu z wami?— Sara została w Marylandzie — odpowiada Hunter. — W tamtejszej osadzie mieszka trzydzieści osób, nie będzie więc musiała migrować. Ruch oporu próbuje się skontaktować z jej siostrą.
Pa
pa, istoto, o których potrafiłam cokolwiek powiedzieć! Nawiasem
mówiąc, widzicie, co miałam na myśli pisząc, że kompletnie nie
umiem określić, w którą stronę zmierza historia Odmieńców?
Pojedynczy statyści wykruszają się z narracji ot, tak, bez żadnego
sensu i celu. To trochę tak, jakby w „Więźniu Azkabanu”
nawiązał się poniższy
dialog:
Harry rozejrzał się po kuchni Weasleyów, jak zwykle wypełnionej gwarem i śmiechem. Kończyli właśnie pałaszowanie deseru, kiedy chłopak zorientował się, że przy stole brakuje jednego z rudzielców:
— Panie Weasley, gdzie jest George?
— Ach, Ron nic ci nie wspominał? Wyjechał do Australii polować na druzgotki.
Po której to rozmowie już nigdy nie padłaby żadna wzmianka o
jednym z bliźniaków, a sam George rozpłynąłby się w fabularnym
niebycie. Oczywiście, różnica polega na tym, że George Weasley
był postacią z krwi i kości, której nagły brak w serii byłby
odczuwalny – a powiedzcie sami, czy ktokolwiek z Was będzie
opłakiwał zniknięcie Sary?
I właściwie dlaczego tylko Sara została w Marylandzie? Jestem w
stanie zrozumieć, dlaczego dziewczynka podjęła taką decyzję –
liczy na odnalezienie jedynego członka rodziny, nie mówiąc już o
tym, że w przypadku Raven powiedzenie „lepszy diabeł znany, niż
nieznany” traci rację bytu – ale dlaczego nikt inny nie
zdecydował się na podobny ruch? Ciężko wyobrazić sobie, by
jakiekolwiek zgromadzenie mogło mieć gorszego lidera, niż Raven, a
brak konieczności migracji powinien stanowić koronny argument w
środowisku, w którym z corocznych wypraw wraca co trzeci obywatel.
— A co z Dziadkiem i innymi? — To pytanie z trudem przechodzi mi przez gardło, czuję przy tym ucisk w piersi, jak gdyby wciąż ktoś mnie mocno obejmował. Bram i Hunter wymieniają krótkie spojrzenia.— Dziadek nie wytrzymał drogi - wyjaśnia krótko Hunter. — Pochowaliśmy go niedaleko Baltimore.
Och, nie! Tylko nie Dziadek!!!
...No dobra, nie wydurniajmy się, wszyscy dobrze wiecie, że moją
prawdziwą reakcją było:
Oliver, czy ty naprawdę uważasz, że kogokolwiek obchodzi los tych
manekinów?
Raven odwraca wzrok i spluwa na chodnik.
Bram dodaje szybko:— Za to z pozostałymi wszystko w porządku.
...Czyli z kim? Mamy w ogóle jakichkolwiek innych statystów,
których znamy z imienia?!
Wyciąga rękę i dotyka palcem mojej fałszywej blizny po zabiegu, tej, którą sam mi zrobił, gdy zostałam przyjęta do ruchu oporu.— Wygląda dobrze - mówi i puszcza do mnie oko.
A niby dlaczego miałaby nie...Wróć, przypomniałam sobie, że Bram
dłubał jej za uchem jakimś zardzewiałym żelastwem, i to jedną
ręką; na jego miejscu też byłabym zaskoczona, że pacjentka uszła
z życiem.
Postanawiamy zostać tutaj na noc. Niedaleko galerii płynie czysta woda, a ruiny starych domów i biur dostarczyły nam paru użytecznych rzeczy: znaleźliśmy wśród gruzów kilka puszek jedzenia, zardzewiałe narzędzia, a Hunter nawet karabin leżący na podpórce z jelenich kopyt pod stosem oderwanego gipsu.
Za każdym razem, gdy czytam o fantach znajdowanych przez naszych
buntowników, zachodzę w głowę, który z poniższych scenariuszy
jest prawdziwy:
a) wszyscy Odmieńcy bez wyjątku to kompletne sieroty, które nie
potrafią dobrze przeszukać okolicy, w związku z czym nawet po
przemarszu dwudziestu grup dwudziesta pierwsza nadal bez większego
trudu znajdzie świetnie zachowane konserwy, paczkę zapałek i
firmowe długopisy, czy też
b) większość Odmieńców siedzi na rzyci w jednym miejscu, i tylko
Raven jest tak kiepskim przywódcą, że nie potrafi zbudować
funkcjonalnej bazy, z której nie trzeba by wynosić się po góra
dwóch miesiącach.
Poza tym jedna z naszej grupy, Henley, niska, cicha kobieta z upiętymi w kok długimi siwymi włosami, ma gorączkę.
O, kolejna świeżynka! Witamy w zespole, jesteśmy pewni, że twoja
obecność znacząco wpłynie na przebieg historii.
Pod wieczór wybucha kłótnia. Grupa nie może dojść do porozumienia, co dalej.
Ejże, „kłótnia”? To nie może być – kłótnia wskazywałaby
na to, że ktoś tu poluzował swoje dyktatorskie zapędy i dał
dojść do głosu innym ludziom...
— Możemy się rozdzielić - proponuje Raven. Siedzi przykucnięta przy wgłębieniu, gdzie przygotowała palenisko, i roznieca pierwsze, nieśmiałe płomienie zwęglonym końcem patyka.— Im większą grupą maszerujemy, tym bezpieczniej -sprzeciwia się Tack.
Aaa, to zmienia postać rzeczy; trzeba było od razu mówić, że
głosem opozycji jest tru loff płci męskiej. Ci z definicji mają
przyzwolenie na krytykowanie wszelakich decyzji swych partnerek.
Po zdjęciu bluzy z polaru ma na sobie tylko podkoszulek, pod którym wyraźnie zarysowują się więźlaste bicepsy.
Leno, na twoim miejscu nie wpatrywałabym się zbyt intensywnie,
zagrożenie może przyjść z dwóch stron.
Dni stopniowo stają się cieplejsze, a las budzi się do życia. Czuć nadchodzącą wiosnę i jej gorący oddech, jak gdyby była zwierzęciem poruszającym się delikatnie przez sen. Ale teraz, gdy słońce chyli się ku zachodowi, Głuszę pochłaniają długie fioletowe cienie. Kiedy siedzimy bez ruchu, odczuwamy chłód, noce są bowiem ciągle zimne.
Hmm, Blue nie żyje, Sara poszła w siną dal – obawiam się, że
zaczyna brakować dzieci, które można by zmusić do spania na
zewnątrz przy minusowej temperaturze. Może ciągnijcie losy?
— Lena — odzywa się warkliwym głosem Raven. (…) — Idź sprawdź, co z namiotami, okej? Wkrótce się ściemni.
Ach, stara, dobra Raven. To w pewien perwersyjny sposób
pocieszające, że w tej części przyjdzie nam się męczyć z PŚ –
w porównaniu z nim Raven staje się jakaś taka łatwiejsza do
przełknięcia.
Raven postanowiła rozpalić ognisko w płytkim jarze, wyschniętym korycie dawnego strumienia, dzięki czemu jest ono osłonięte od wiatru. Wolała nie rozbijać obozu zbyt blisko galerii i jej złowrogich przestrzeni.
Widzę, że nocowanie w nieźle zachowanych budynkach to u was nadal
temat tabu.
Jakieś dziesięć metrów powyżej, nad jarem, Julian pomaga rozbijać namioty. Jest zwrócony do mnie plecami. On także ma na sobie tylko podkoszulek. Wystarczyły trzy dni, aby się zmienił fizycznie. Ma splątane włosy, do których teraz tuż za lewym uchem przyczepił się liść.
...Czy to ma być jakiś ukryty symbolizm?
Wygląda na szczuplejszego, aczkolwiek nie miał jeszcze kiedy stracić na wadze. To po prostu efekt noszenia ubrań po innych, efekt życia w Głuszy, na świeżym powietrzu, w otoczeniu dzikiej natury, nieustannie przypominającej o kruchości naszego istnienia.
Po trzech dniach? Ciuchy ani chybi dostał w takim razie po
Hagridzie.
Przywiązuje linę do drzewa i mocno ją naciąga. Nasze namioty są stare, wielokrotnie rozrywały się i były łatane. Nie są w stanie ustać same. Trzeba je podpierać i rozciągać między drzewami, trzeba wlewać w nie życie, jak wiatr wlewa je w żagle. Gordo stoi obok Juliana i przygląda się z aprobatą jego poczynaniom.
Zauważcie, drodzy czytelnicy: Julian – chorowity, trzymany pod
kloszem chłopak – już po kilku dniach w dziczy nie tylko w pełni
angażuje się w obowiązki społeczności, ale w dodatku radzi sobie
nieźle z przydzielonymi mu zadaniami. Będziemy wklejać sporo tego
rodzaju cytatów – cytatów, które pozornie nie mają większego
znaczenia, ale które przydadzą nam się, gdy dojedziemy do końca
powieści. Spoiler alert: tak, tym razem też czeka Was tyrada mojego
autorstwa.
— Lena! — Twarz Juliana rozjaśnia się i zaraz potem gaśnie, gdy chłopak uświadamia sobie, że nie zamierzam podejść bliżej. Przywiodłam go tu z sobą, w to niesamowite, obce miejsce, a teraz nie mam mu nic do zaproponowania.
Na razie nie skomentuję tego i kilku innych cytatów, które pojawią
się za chwilę i także zostaną przeze mnie pogrubione; podsumuję
je pod koniec tej analizy.
Lena oferuje pomoc:
— Dzięki, nie trzeba — odpowiada Gordo, chłopak o płomiennorudych włosach, który, chociaż nie jest starszy od Tacka, ma brodę długą do połowy piersi.
Byłaby to z pewnością istotna informacja, gdybyśmy wiedzieli, ile
lat ma Tack (jeśli wierzyć Delirium Wiki – 24).
Julian prostuje się i wyciera ręce o dżinsy. Po chwili wahania rusza w moją stronę, zakładając włosy za ucho.— Jest zimno — odzywa się, stając kilka kroków ode mnie. — Powinnaś zejść na dół do ogniska.— Nic mi nie jest — odpowiadam, ale chowam dłonie w rękawy. Zimno jest w środku mnie. Siedzenie przy ognisku w niczym mi nie pomoże.— Namioty całkiem nieźle stoją.— Dzięki. Chyba trochę się już nauczyłem. — Jego usta się uśmiechają, ale oczy już nie.Trzy dni. Trzy dni na przemian sztucznych rozmów i milczenia. Wiem, że zastanawia się, co się zmieniło i czy można to jakoś odwrócić. Wiem, że go ranię. Są pytania, których próbuje nie zadawać, i sprawy, o których usilnie stara się nie mówić. Daje mi czas. Jest cierpliwy i delikatny.— Ładnie wyglądasz w tym świetle — mówi.— Chyba masz problemy ze wzrokiem. — Miało to zabrzmieć jak żart, ale w tym rozrzedzonym, zimnym powietrzu mój głos brzmi dziwnie szorstko.
Jak wspominałam – pogrubienie za chwilę. Na razie wspomnę o
czymś innym: po trzech dniach w Głuszy Julian opanował już jedną
ze sztuk survivalu (budowanie schronienia).
Julian kręci głową, marszczy brwi i odwraca wzrok. Liść, jaskrawożółty, wciąż tkwi w jego włosach, za uchem.
To zdecydowanie musi być symbolizm, mam tylko problemy z właściwą
interpretacją. Ktoś pomoże?
W tej chwili z całego serca pragnę wyciągnąć po niego rękę, przejechać palcami po włosach Juliana i śmiać się z tego razem z nim. To właśnie Głusza. Wyobrażałeś sobie coś takiego? — powiedzieć. A on splótłby swoje palce z moimi, ścisnął je i rzekł: „co ja bym bez ciebie zrobił?".
Och, Leno, Leno. Uwierz mi na słowo: Julian z pewnością nie
wyobrażał sobie niczego podobnego.
— Masz liść za uchem.— Co? — pyta Julian zaskoczony, jak gdybym wyrwała go ze snu.— Liść. W twoich włosach.
Słowo daję, to się nadaje na zadanie maturalne. „Liść i jego
symbolika. Omów zagadnienie na podstawie powyższego cytatu,
znajomości poprzednich dzieł autorki i innych tekstów kultury”.
Nagle słychać wystrzał:
Spomiędzy
drzew okalających obozowisko wyłaniają się Dani i Alex. Oboje
niosą strzelby przewieszone przez ramię. Gordo prostuje się.
— Jeleń? —
pyta.
Prawie całe
światło dnia już odpłynęło. Włosy Aleksa wyglądają niemal na
czarne.
Jak myślicie – czy to też jakaś zawiła metafora?
— Za duże na jelenia - stwierdza Dani. To potężna kobieta, z szerokimi barkami, płaskim czołem i migdałowymi oczami.
Przez chwilę byłam zaskoczona, że Lena nie odczuwa zazdrości, gdy
PŚ poluje z inną niewiastą, ale przypomniałam sobie, że w
rzeczywistości YA zagrożenie dla związku stanowią tylko piękni
ludzie, więc Dani ze swoimi szerokimi barkami zapewne nawet nie pika
na radarze panny Haloway.
— Niedźwiedź? — dopytuje Gordo.— Możliwe — odpowiada krótko Dani.
Autorko, nie ograniczaj się, wiemy przecież, że Plastikowa
Simorośl jest prawdziwym samcem alfa; dlaczegoż by nie miał
upolować i samego Wobo?
— Trafiłeś? — pytam z przesadnym entuzjazmem, chociaż i tak znam odpowiedź. Chcę tylko, by Alex na mnie spojrzał, aby się do mnie odezwał. (…) Alex nic nie mówi, nawet na mnie nie spogląda. Mija nas, przechodząc na tyle blisko, że mam wrażenie, iż czuję jego zapach — dawny zapach trawy i wysuszonego przez słońce drewna, zapach Portland, który sprawia, że chce mi się krzyczeć i ukryć twarz w jego piersi, i nim oddychać.Potem Alex kieruje się w głąb jaru, skąd dobiega nas właśnie głos Raven:— Podano kolację! Jak teraz nie zjecie, to pożałujecie!— Chodź. — Julian muska mój łokieć koniuszkami palców. Delikatnie, cierpliwie.
Drodzy czytelnicy, mam dla Was zadanie. Przeczytajcie jeszcze raz
wszystkie pogrubione fragmenty, ze szczególnym zwróceniem uwagi na
postawę reprezentowaną przez każdą stronę trójkąta miłosnego.
...I już widać, na czym będzie opierał się ten wątek, prawda?
Nie będę się pochylać nad tym zagadnieniem na tak wczesnym
etapie; czeka nas jeszcze wiele smakowitych cytatów, wiele scen, po
których będziemy mieli ochotę na kąpiel oczu. Na razie napiszę
więc tylko tyle: powyższe fragmenty to właściwie swoiste
streszczenie tego, jak będzie przebiegała relacja tej trójki na
przestrzeni 'Requiem' i jeżeli uważacie, że brzmi to niezbyt
optymistycznie – macie rację. Jeżeli macie wrażenie, że pewne
osoby z tego tercetu wypadają jakby gorzej w porównaniu z
pozostałymi zawodnikami – macie zupełną rację. A jeżeli
sądzicie, że rozwiązanie tego wątku będzie mało optymistyczne –
macie zupełną, stuprocentową rację.
Moje stopy odwracają się i same kierują mnie w dół, w stronę ogniska gorejącego teraz silnym płomieniem. W stronę chłopaka, który staje się cieniem stojącym obok ognia, rozmazanym przez dym. Tym właśnie jest teraz Alex: cieniem, złudzeniem.Przez te trzy dni nie odezwał się do mnie ani razu i ani razu na mnie nie spojrzał.
I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: ktoś –
zapewne wszyscy się już domyślacie, kto - zastępuje Lenkę w
roli narratora.
Do zobaczenia!
Maryboo
Rany, biedny Julek. Mam flashbacki z Księżyca w Nowiu, gdzie jeszcze Jacob był grzecznym, budzącym współczucie niewolnikiem. Kurczę, mam nadzieję, że na końcu Julcio zostanie sam, żywy, bym mogła go w wyobraźni sparować z jakąś normalną istotą ludzką.
OdpowiedzUsuńCo do drugiego narratora - najwyraźniej nie jestem dość domyślna, bo widzę aż trzy opcje:
1 - Hana - skoro została wspomniana z tyłu okładki, a na razie nie wygląda, by miała się szybko pojawić, to pasuje mi najbardziej. I obstawiam, że operacja nie podziałała lub Hana będzie zbijała punkty w kategorii "uczuciowe zombie"
2 - Alex - jak na razie wygląda na to, że miał być "tajemniczy", więc łatwo mi uwierzyć, że Oliver nie wytrzyma i postanowi nam zdradzić, co mu w głowie siedzi. Nie. Błagam, nie. Tylko nie jego durny, psychopatyczny wedle zapowiedzi łeb.
3 - Julian - wzorem, jak podejrzewam, właśnie Przed Świtem. To smutny zapewne łepek, ale wolę go niż Alexa. O niebo wolę. To jak wybór w wejście głowę Jacoba w najlepszych okresach kontra Edzia w najgorszej zadufaności. Oczywisty wybór.
Wielkie brawa dla Sary! Dzielna dziewczynka, wyrwała się z sekty. Już fanfiki przygarną ją z radością.
Oczywiście, analiza jak zawsze genialna.
Niewielki spoiler alert: prawidłowa jest opcja pierwsza ;)
Usuń...Co nie znaczy, że Oliver w ogóle darowała sobie przyjemność zaserwowania nam narracji "oczami tru loffa". O, co to, to nie.
Mamy w ogóle jakichkolwiek innych statystów, których znamy z imienia?!
OdpowiedzUsuńNo,niestety,oprócz psychopatki Raven inne postacie są bardzo
z boku i są mało wyraziste.
za lewym uchem przyczepił się liść.
Liiiścieeee w twych uszaaaach potargał wiatr -przebój wśród Odmieńców..
już po kilku dniach w dziczy nie tylko w pełni angażuje się w obowiązki społeczności, ale w dodatku radzi sobie nieźle z przydzielonymi mu zadaniami.
Akurat rozbijanie namiotu to nic takiego,też kiedyś to robiłam.Gorzej,jak się rozbijasz po nocy,a rano przyjaciółka mówi:"Nie ruszaj się,w namiocie jest pełno pszczół",bo w ziemi było jakieś gniazdo...
Przez te trzy dni nie odezwał się do mnie ani razu i ani razu na mnie nie spojrzał.
Ach,będzie ją karał milczeniem swojem uporczywem.On się zachowuje jak ten bohater serialu "Westworld",co się obraził na adnroidkę, której pamięć wyczyścili...A niech nie gada,więcej spokoju będzie! Leno,nie lubię Cię,ale tak Ci powiem:olej gada.
Fajnie Was znowu czytać!
Chomik
Rozbijanie namiotu może i nie jest trudne (nie wiem, nigdy nie próbowałam), ale chodzi mi tu o sam fakt, że Julek od początku chętnie angażuje się we wszelkie prace związane z życiem w Głuszy. Dlaczego ten drobny fakt jest dla mnie istotny - przekonacie się w swoim czasie ;)
UsuńCóż, gdyby to dobrze ugryźć, to byłaby całkiem wiarygodna reakcja Leny - przez bardzo długi czas żyła w przekonaniu, że jej miłość zginęła (pomijam już fakt, kim jest ta miłość i jakie wartości za nią stoją), i teraz nie bardzo wie, jak się zachować. Nawet jeśli już nic nie czułaby do Aleksa (co jak łatwo się domyślić, wcale nie jest prawdą), to chciałaby wyjaśnić wszystko co stało się w przeszłości; ale to nie jest jej dane, bo PŚ zachowuje się jak PŚ.
OdpowiedzUsuńJestem jednak świadoma, że cała ta sytuacja sprowadzi się do bucery i toksycznych relacji. Szkoda.
I żal mi tylko Juleczka, bo chłopaczyna w niczym nie zawinił, a dostaje mu się rykoszetem. Szczególnie, że jest teraz w tej samej sytuacji co Lena w drugim tomie - wyruszył do głuszy za ukochaną (i uciekając przed małym bratem, ale nie oszukujmy się, to nieistotne), a na miejscu dostaje zupełnie nie to, co sobie pewnie wyobrażał. Lena powinna być świadoma, jak musi się czuć zagubiony, w końcu ona również została sama po przekroczeniu płotu - ale co by nie mówić o Aleksie, PŚ nie zostawił jej specjalnie.
Ta sytuacja stawia Lenkę w tym samym świetle co jej pożal się boże ukochanego. Tym bardziej, że pewnie nawet nie przejdzie jej przez myśl - tak jak nie myślała o rodzinie - jak niefajnie zachowuje się względem Juleczka. A ten wątek mógłby zostać w bardzo łatwy sposób uratowany, wystarczyłaby chwila refleksji bohaterki i próba naprawy relacji - oczywiście z początku nieudana, w końcu musi być drama. Na to jednak nie liczę.
Teraz czekam tylko, aż Julian stanie się karykaturą siebie. Doczekamy się Jacoba 2.0?
P.S. Nie licząc nagłej zmiany w wyglądzie chłopaka, nie dziwię się, że tak szybko opanował rozkładanie namiotu. Po pierwsze nie ma w tym nic trudnego, po drugie, biorąc pod uwagę to, że pewnie nic innego nie umie, mógł to robić przez ostatnie trzy dni.
Ja zasadniczo nawet rozumiem zagubienie Leny, bo nieboga znalazła się w mocno niezręcznej sytuacji - z jednej strony obrażony eks, do którego nadal coś czuje, z drugiej partner-nie partner, z którym nie wiadomo, jak obecnie ułożyć sobie życie. Sęk tym, że sposób, w jaki będzie radzić sobie z owym problemem, będzie, delikatnie ujmując, niezbyt elegancki.
UsuńCzyli reasumując, Juleczek nie ogarnia co się dzieje ale jest miły i uprzejmy, Alex zamiast jak dorosły człowiek porozmawiać czy nawet się pokłócić zgrywa obrażoną księżniczkę, a Lena czuje się bardzo niezręcznie i kompletnie nie rozumie, czemu jej były ukochany zamiast porozmawiać traktuje ją jak gówno? :D
UsuńW zasadzie tak, choć owe postawy będą się zmieniać na przestrzeni książki (zazwyczaj - cóż za niespodzianka - na gorsze). Przy czym, niestety, nie powiedziałabym, że Juleczek nie ogarnia - ale to temat na dłuższą wypowiedź. Lena rozumieć, to może i rozumie (nietrudno wszak się domyślić, że PŚ focha się, że nie pozostała jako ta Penelopa), ale jej relacje z PŚ będą jedną z moich największych bolączek na przestrzeni tej książki.
UsuńMein Gott, mój wczorajszy fanficzek chyba jednak pasuje do kanonu. Tak btw - czemu zdatne do użycia budynki nie zostały przerobione na jakiekolwiek inne, pożyteczne miejscówki - i czemu w tym świecie nie istnieją centra handlowe, przecież nawet ludzie niezdolni do miłości potrzebują ubrań, kosmetyków i żarcia - albo idk, rozebrany?
OdpowiedzUsuńBOŻU MAM POMYSŁ DAJCIE MI PARĘ GODZIN, FINEMAN SENIOR DOŁĄCZY DO H&J I BĘDZIE SIĘ Z NIMI CZAIŁ :D
Przy okazji - mogłabym podlinkować swojego fanficzka o Harrym Potterze? Dursleyowie są w nim normalni i traktują Harry'ego dobrze, Dudley też jest czarodziejem i dobrym ziomkiem, a posiadające mózg postacie zdają sobie sprawę z manipulacji Dumbla :) *prosi ładnie*
Ja też chętnie poczytam, zawsze mi brakowało u Rowling porządnych mugoli.
Usuńhttps://szczesliwedziecinstwoharryego.home.blog/
OdpowiedzUsuńNie ma Hipolita i Jadzi, bo fanbase Pottera zapewne ich nie zna (jest tu potterawka? XD), ale za to mamy zdrowe relacje rodzinne :v
- Jadziu, odłóż ten nóż, rozmawialiśmy o tym...
- Spokojnie Tomek, tylko marchewkę kroję. Hipolit dalej ma kaca?
- Już mu lepiej, zaczaił się w krzakach ale musiał wracać, bo jeden z tamtych chyba pomylił go z jeleniem i wystrzelił.
- Widział coś? Dokąd idą?
- Oni chyba sami nie wiedzą, dokąd idą - Tomek Fineman westchnął ciężko. Dobrze, że przynajmniej jego syn opanował podstawowe techniki survivalu, bo umarłby z głodu w ciągu piętnastu sekund, gdyby zdany był na Raven&Co.
- Wiesio dzwonił! - obwieścił uradowany Hipolit, wyłaniając się zza kupy gruzu zwieńczonej szyldem jakiegoś sklepu z ubraniami - Mają już muzykę i zabierają się za montaż!
- Wspaniale! - ucieszyła się Jadzia, trochę zbyt energicznie uderzając nożem - przedziurawiła deskę do krojenia, ale nic sobie z tego nie robiła, w zdezelowanym magazynie sklepu z wyposażeniem kuchni było takich co najmniej sto. Dobrze, że te ofiary losu wolą marznąć na ziemi - pomyślała.
- Mógłbyś mnie zmienić, Tomek? - spytał Finemana seniora - Przejdę się z Zenkiem na drugi koniec centrum handlowego, mówił że tam był supermarket i sporo konserw i słoików nadaje się jeszcze do jedzenia. Za godzinkę będziemy z powrotem!
- A weźmiecie mi po drodze jakiś sweter? - odparł Tomek - Strasznie tu zimno, jak sobie pomyślę, że mój syn leży na gołej ziemi...
- Jasne! Swoją, ciekawe czemu nie przyszli nocować tutaj? - zamyślił się na głos Hipolit.
No właśnie kochani, czemu?
Och, nowy członek załogi! <3 Ale czy przyzwyczajonemu do wygód Thomasowi aby na pewno starczy zapału, by przedzierać się przez Głuszę?
UsuńA sam fik chętnie przeczytam, bardzo lubię wszelakie AU.
Przecież z Hipolitem i Jadzią podróżują dziennikarze, obrońcy Puszczy Białowieskiej, biolodzy obserwujący zagrożone gatunki kwiatów, słowiański festiwal muzyczny i Donald Trump z rodziną - wygód im nie zabraknie, a nasze niemoty i tak nic nie zauważą :)
Usuń...Matko kochana, co tam robi Trump?!
UsuńZobaczymy za dwa tygodnie, nie spoilerowałam sobie niczego poza zakończeniem *Hipolit znów patrzy w stronę flachy a Jadzia dachu*, którego sensu, celu i samego faktu, że istnieje, wciąż nie ogarniam i nie wiem, czy chcę się zbliżyć do ogarnięcia.
UsuńCudowne! Tylko czy biedny Tomek nie dostanie wstrząsu mózgu od fejspalmowania?
UsuńWyborców szuka...
OdpowiedzUsuńChomik
W sumie niegłupie - wystarczyłoby, żeby obiecał elektoratowi, że pod jego rządami będzie im lepiej niż pod wodzą Raven, co a) jest prawdą i b) nie byłoby trudne do zorganizowania.
UsuńO,jakie cudne!
OdpowiedzUsuńChomik
Parę dni wcześniej...
OdpowiedzUsuń– Potrzebuję znów wakacji. Wszędzie, nawet w Hoboken – jęknął Kowalski.
– Kaboom - poskarżył się Rico. – Nie ma kaboom.
– Panowie, bądźcie twardzi! – Skipper wyprostował się na dachu, z którego obserwowali obozowisko Odmieńców. – Krok po kroku, członek po członku, niszczymy bezwzględną, hippisowską sektę!
– Nie chodzi o to. Myślałem o... - zaczął Kowalski, ale zgodnie z zasadami kreskówek z okna niżej wyleciał drobny, puchaty pocisk.
– Aaaaaa! - wrzasnął Mort, przelatując nad obozowiskiem niczym futerkowa kometa i wpadając w gałęzie drzew. Członkowie Sekty Raven niczego nie zauważyli. Nie widzieli nawet, że w budynkach, obok których zgodnie z tradycją robili postoje, król Julian organizuje imprezy z karaoke dla najświeższych wyzwolonych.
– Bogowie mówią, że oni potrzebują zabawy! – oświadczył Ogoniasty, a Skipper nie protestował.
Na początku próbowali wywabiać z obozu co sprawniejsze ofiary, wykorzystując słodkiego Szeregowego. Niestety, widząc pingwina, biedacy myśleli, że mają halucynacje z głodu i szybko wracali do reszty. Finneman zarządził więc zaangażowanie istot, które bardziej będą pasować do lasu - a Morta wszyscy brali za malutką, słodziutką, potrzebującą pomocy (być może w przerobieniu na szaszłyk) wiewiórkę. Szli za nim grzecznie, po czym zostawali profesjonalnie obezwładnieni za pomocą tradycyjnego rąbnięcia czymś ciężkim w łeb.
Potem trafiali do akurat zajmowanego przez pingwiny budynku, gdzie zastawali solidny posiłek z pieczonych ryb i owoców (ale bez mango, tych król Julian nie dawał.)Mile zaskoczeni i wreszcie najedzeni, mieli okazję spotkać tajemniczego gościa w płaszczu i z szalikiem na twarzy, który puszczał im nagranie przygotowane przez Joasię, która opowiadała o niekompetencji i egoizmie Raven i informowała, że właśnie mają okazję opuścić sektę i dołączyć do tajnej organizacji Finnemana, który starał się utrzymać porządek w państwie rządzonym przez Małego Brata, który nie bez powodu nie zasłużył na większe miano, i dręczonym przez równie marny Ruch Oporu.
Już za pierwszym razem po nagraniu coś zakotłowało się w płaszczu tajemniczego, po czym Król Julian z Morisem przejęli mówiące pudełko.
– Moris, pisz – zarządził ogoniasty. – A teraz, czas na imprezę!
A Mort zawiesił pod sufitem disco-kulę i włączył odpowiednie światła oraz muzykę, na full.
Skipper musiał przyznać – odrobina tego wariactwa, które Ogoniasty zwał dobrą zabawą, pomagała przekonać biedne ofiary sekty. Finneman wkrótce podesłał pingwinom nawet człowieków z słowiańskiego festiwalu muzycznego, by Odmieńcy czuli się bardziej swobodnie.
Potem wracali na parę dni, by wymyślić jakąś wymówkę dla dalszych samotnych wojaży lub dołączenia do innej grupy - uznano, że w ten sposób sekciarze będą zachęceni do odchodzenia, zamiast bać się śmierci i zaginięć. Wyjątkiem był Dziadek, który straszliwie osłabł, więc pingwiny podmieniły go na manekina.
Nim powracali do społeczeństwa lub wyjeżdżali do Kanady, jak woleli, musieli jeszcze poczekać kilka dni w dziczy na przygotowanie nowych dokumentów. Zwykle oznaczało to kolejną balangę.
Teraz trwała takowa. Człowieki z festiwalu przygrywały "Szła dzieweczka do laseczka", ogoniasty puszczał bigbitowe hity, a dwójka wyratowanych Odmieńców szalała na hopsalni. Hałas przebijał się nawet na dach, a za zabitymi oknem deskami błyskały czerwieniami i błękitami kolorowe lampy.
Członkowie Sekty Raven, rzecz jasna, niczego nie zauważali.
Nieodmiennie w Waszych fikach zachwyca mnie fakt, że Raven i spółka niczego nie zauważają - przede wszystkim dlatego, że to jak najbardziej zgodne z kanonem.
UsuńGwoli ścisłości - Moritz, nie Moris <3 Karaoke urządzane przez Juliana kupiło moje serduszko! :3
UsuńA nie Maurice? Ja się spotkałam tylko z tym zapisem lub spolszczonym.
UsuńWspominałam już, że nie cierpię Alexa? Typ zachowuje się jak obrażone dziecko i nawet nie próbuje postawić się w sytuacji Leny. Czy jego zdaniem przekonana o jego śmierci dziewczyna powinna po wsze czasy żyć w celibacie, rozkoszując się wspomnieniem tragicznie zmarłego chłopaka?
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony sama Lena w momencie, w którym na radarze pojawia się jaśnie-pan-buc kompletnie traci zainteresowanie Julianem, który nie dość, że dopiero co stracił ojca (jakkolwiek złym ojcem by on nie był) i całe swoje dotychczasowe życie, ale i znalazł się w nowej i dosyć trudnej sytuacji, w której Lena jest najbliższą mu osobą.
Mam wrażenie, że ta dwójka bierze udział w konkursie polegającym ba byciu jak największym dupkiem. Zarówno Alex, jak i Lena widzą wyłącznie czubek własnego nosa i to ich problemy są dla nich najważniejsze. Żadne nawet nie próbuje zrozumieć ani tym bardziej pomóc swojej dawnej (nie oszukujmy się, w momencie, w których wrócił Alex, Julian stracił szansę na związek z Lenką) sympatii.
Lya
"Czy jego zdaniem przekonana o jego śmierci dziewczyna powinna po wsze czasy żyć w celibacie, rozkoszując się wspomnieniem tragicznie zmarłego chłopaka?" - oczywiście, że tak! Wszak Nju Mun uczy, że po odejściu prawdziwej miłości masz prawo tylko i wyłącznie do angstu. A bardziej poważnie: naczelnym problemem PŚ jest to, iż on autentycznie zdaje się nie przyjmować do wiadomości faktu, że Lena nie dysponowała przez ostatnie kilka miesięcy szklaną kulą.
Usuń"Mam wrażenie, że ta dwójka bierze udział w konkursie polegającym ba byciu jak największym dupkiem." - a konkurencja będzie zacięta, choć trzeba uczciwie przyznać, że w ostatecznym rozrachunku nie będzie ciężko wybrać zwycięzcę.
że Julian dopiero co stracił ojca
UsuńWłaśnie mi przypomniałaś, że Thomas w książce nie żyje... Zdążyłam już o tym zapomnieć
No to ja też dołożę coś od siebie:
OdpowiedzUsuńOstatnio z coraz większą niecierpliwością czekam, aż się ściemni... Poprzedniej mocy umówiłam się z Julianem, że spotkamy się na pierwszym piętrze Plazy.
Dopiero kiedy na własne oczy zobaczyłam ten budynek, zrozumiałam, jak głupi był to pomysł -największą dotąd budowlą, jaką widziałam, była galeria handlowa w Nowym Jorku, w której wybieraliśmy odpowiednie ubrania na nasz wspólny zabieg... oby Julian doszedł do podobnych wniosków co ja. Bo jak my się tu znajdziemy, nawet świecąc latarkami w kompletnych ciemnościach?
No nic, muszę realizować pierwotny plan, bo pod czujnym okiem Raven nie udało nam się ani razu dziś pogadać.
Warty jak zwykle nikt nie trzyma -Julian trzy dni temu chciał nawet zwrócić na to uwagę naszej światłej przywódczyni, ale przypomniałam mu, że w zasadzie to my tu jesteśmy wrogami. Dzięki nieostrożności Odmieńców jedyną przeszkodą, jaką napotykam w drodze do głównego wejścia jest przewrócony pień, który wystarczy przeskoczyć. Teraz tylko muszę znaleźć Juliana...
Wnętrze ogromnego budynku pogrążone w kompletnej ciemności jest przytłaczające. Niby to nie las pełen dzikich zwierząt i rzeczy o które można się potknąć, ale czuję się, jakby nie powinno mnie tu być. Bez remedium pewnie już biegłabym do drzwi trzęsąc się ze strachu... No nic. Zapalam latarkę, co daje jeszcze bardziej przerażający efekt -smużka światła ginie w mroku, nie opierając się na niczym... aż oświetla potwora. Mimo wszystko się wzdrygam, zanim mój mózg klasyfikuje zjawisko jako zwykłe uschnięte drzewo. Biedny kikut sterczy z doniczki z kermazytem -bez opieki nie miał szansy przeżyć. Doniczkę otacza ławeczka, na której siadam i nadaję swój sygnał: A-W-D-L-H.
Jakież jest moje zdziwienie, kiedy odpowiada mi nie jedna, a trzy migające latarki.
A-W-D-F-J -to Julian.
A-W-D-Z-Z -tego nie znam, i...
A-W-D-F. -Kod pana Finemana. Ale co on tu...
-Tata!? -słyszę w mroku głos Juliana.
-Pan Fineman? -dołączam się.
-Tak, ja.
Jak widzę, we wszystkich AU Thomas czuł się w obowiązku dołączyć do syna ;)
Usuń-A, i mógłbyś mnie nie rozpraszać przez cały dzień? -zwracam mojemu towarzyszowi przeszpiegów uwagę przełknąwszy kolejny łyk bardzo gorącej czekolady doprawionej pieprzem cayenne (pani Jadwiga upiera się, że to jedyna rzecz, która chroni partyzantów przed śmiercią z wychłodzenia i na potwierdzenie swoich słów raczy nas kolejnymi anegdotami z czasów Blitzu). -udawanie zakochania w Alexie to naprawdę ciężkie zajęcie a ty wcale nie pomagasz.
Usuń-A co mam robić!? -oburza się Julian. -nagle przestać pałać uczuciem do mojej ukochanej? Ja też muszę się zachowywać wiarygodnie!
-Spokojnie. -upomina nas pan Fineman. -zachowujecie się jak niewyleczeni... zaczynam przez was wierzyć w teorię o zaraźliwości Delirii. Obydwoje gracie swoje role wiarygodnie i myślę, że nikt z Odmieńców się nie zorientuje, że udajecie.
-Raven nie zorientowałaby się nawet, gdyby jako szpiega podesłać jej stado krów. -zauważa Julian.
Wbrew pozorom miał podstawy, by tak sądzić -nie dalej jak przedwczoraj do naszego obozu weszło stworzenie, które Księga Darwina (część Księgi SZZ) nazywała Lemur Katta z doczepionymi do nosa sztucznymi wąsami i zaczęło przekonywać Tacka, że jest brytyjskim kolonistą i potrzebuje kilku towarzyszy na pieszą wędrówkę do rodzinnej Anglii. Raven bez mrugnięcia okiem wyposażyła małpiatkę na drogę i przyjęła do wiadomości, że Brownie i Grizzly dołączają do tajemniczego wędrowca.
-Być może, być może... -nasz lider wygląda na zamyślonego. -Niemniej przygotujcie się, że odtąd Mały Brat i Odmieńcy nie będą jedynymi, z którymi przyjdzie nam walczyć. Zastanawiacie się pewnie, co robię w Głuszy?
Oboje z Julianem kiwamy głowami. To faktycznie jest dziwne. Ale nowy wróg? Kto może być tak zuchwały, żeby mierzyć się jednocześnie z nami, MB i Odmieńcami?
-Panienko Halloway, twoje rodzinne Portland w ostatnich dniach dorobiło się nowego burmistrza. Ma na imię Fred i nasz wywiad zebrał o nim niepokojące wieści. Bardzo niepokojące...
Portland. Ciocia Carol, Rachel, Jenny i Grace, Hanna. Brian i Joasia. Może to dlatego śniło mi się zeszłej nocy. Jeśli oni wszyscy są zagrożeni...
-To znaczy? -chcę wiedzieć.
-Czy mając dostęp do mojej biblioteki zwróciłaś uwagę na streszczenia filmów Disneya? Zapewne nie, jest tam wiele ciekawszych pozycji. Złoczyńcy z tych filmów często mają to do siebie, że są niegodziwi w sposób, można powiedzieć... przerysowany i bezmyślny. Obawiamy się, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu nowy burmistrz Portland zalicza się właśnie do takich ludzi.
-Czy jest możliwość wywiezienia z Portland bliskich mi osób? -po prostu muszę o to zapytać.
-Jeśli ma panienka na myśli swoją rodzinę, to tak. Brian i Joasia też oczywiście mogą liczyć na naszą pomoc, aczkolwiek będzie to trudniejsze ze względu na panią Scharff.
-A Hana?
-Cóż, z tym jest pewien problem... panienki przyjaciółka to narzeczona Freda. Obawiam się, że zauważyłby jej zniknięcie.
Obawiam się, że nawet Disney nie przygotowałby Leny na to, co wkrótce zobaczymy.
UsuńSzpiegowska misja króla Juliana zwycięża wszystko. Choć i wyjaśnienia zachowania trójkąta piękne.
UsuńSkoro H&J są już pełnoprawnym kanonem, pingwiny z całym zoo też z nami zostają, to może jakiś crossover np. z wodogrzmotami małymi, scooby-doo, smerfami?
OdpowiedzUsuńWszystkie pomysły mile widziane ;)
UsuńMam pytanko: czy my kiedykolwiek dowiemy się jak ma na imię/nazwisko Mały Brat i jakie stanowisko (prezydent, król, cesarz, wódz) zajmuje? Jak dla mnie to dość dziwne, że trylogia prawie się kończy, a my nadal nie wiemy nawet kto de facto za tym całym cyrkiem stoi.
OdpowiedzUsuńHe, he - to bardzo dobre pytanie, na tyle dobre, że zostanie mu poświęcony osobny wywód w analizie ;)
UsuńObstawiam Marian Janusz Paździoch
UsuńDzięki Maryboo, zastanawiało mnie to przez cały czas nadganiania waszych cudownych analiz. :)
UsuńSzkoda, że taki krótki wpis :(
OdpowiedzUsuńCóż już chyba tak być musi, że bohaterka opka wplątuje się w toksyczne związki. Kiedy czytałam trylogię po raz pierwszy coś tam grzebalam po forach, z tego co pamiętam nie było osób wspierających związek Lena-Simorośl, wszyscy byli team Julian xd
Eva
A to ciekawe, bo z tego co pamiętam z różnych wpisów zagranicznych, tam przytłaczająca większość była za PŚ.
UsuńMoże akurat na takie wypowiedzi trafiłam.
UsuńSzczerze, to nie wiem za co mieliby lubić jego postać. Jedyne przychodzi mi do głowy to, że po prostu był pierwszym tru lowem.
Eva
Szczerze? Większość z fanek najwyraźniej nie jest w stanie podać lepszego powodu niż "bo tak". Niektóre twierdzą, iż Julian nie wie, czym jest miłość (i pozostają głuche na argumenty pozostałych że, no cóż, Lena początkowo też nie wiedziała) i że Alex powinien wygrać, bo osłonił wszak ukochaną własną piersią!11!
Usuń- Panie Pines! - krzyknęła z dezaprobatą Jadwiga - Pomógłby nam pan zamiast rozwalać kasy fiskalne! Te pieniądze i tak są już nieaktualne!
OdpowiedzUsuńStanley Pines zaśmiał się nerwowo, odkładając na bok cały plik - jak się okazało - bezwartościowych banknotów.
- Oczywiście szanowna pani Jadziu, pani słowo jest dla mnie rozkazem! - skłonił się kurtuazyjnie, nic sobie nie robiąc z podejrzliwych spojrzeń Hipolita.
- Dipper wraca! - krzyknął Tomek, odziany w cieplutki, znaleziony w jednym z magazynów sweter w renifery - I Mabel też z nim jest!
- Dzięki wodorowi, już się zaczęłam martwić o te dzieci...
- Pani Jadziu kochana, one już lepszym niż ci wasi rebelianci dawali radę! - powiedział z niemałą dumą Stan.
- Nawet toster dałby radę tej zgrai nieudaczników - mruknął Hipolit.
- Wujku Stanku, pani Jadziu! - krzyknął zziajany Dipper - Rano musimy być gotowi do drogi, Raven wspominała, że chcą wyruszyć o świcie.
- Dokąd? - dopytywała Jadzia.
- Nie wiemy. Pingwiny zostały na czatach, nie chcieli iść z nami żeby Mabel ich nie zamęczyła...
- Szeregowy jest taki słodki! - wtrąciła się Mabel z rozanielonym uśmiechem.
- Planują coś jeszcze na dziś?
- Raczej nie. Próbowali polować, ale zagoniliśmy wszystkie zwierzęta w bezpieczne miejsce syntezatorem dźwięków wujka Forda.
- Świetnie. To do łóżek! - zakomenderował Stan, który właśnie zawiesił oko na ciągle kompletnej witrynie sklepu jubilerskiego.
- Jakie do łóżek, dziadku? - rozległ się zawadiacki głos. Wszyscy rozejrzeli się zdezorientowani, nie dostrzegając ukrytego w sztucznym kwiatku Juliana.
- Bogowie mówią, że czas na karaoke! Chodźcie dzieciaki, robimy imprezę, wszyscy zaproszeni... NIE TYKAJ STOPY, MORT!
- Imprezaaa! - ucieszyła się Mabel, którą Julian porwał do tańca, nucąc "Wyginam śmiało ciało".
- Myślę, że trochę zabawy nam nie zaszkodzi - westchnęła Jadzia, która kiedyś była królową każdego karaoke - A macie Marylę Rodowicz?
- Się rozumie, szefowo! - zasalutował Julian.
- No to postanowione. Prowadź, wasza wysokość.
Zachwyca mnie, ile różnych światów przenika się w Waszych fikach <3
UsuńJeżu, jaki z Aleksa buc!!!
OdpowiedzUsuńNie cierpię, gdy tak karykaturalne zachowanie jest przedstawiane jako coś normalnego...
Bowan
W dawnym centrum handlowym impreza powoli dobiegała końca. Słowiański zespół próbował rozszyfrować obrazkowe zapiski o epickim utworze króla Juliana o przewspaniałym królu Julianie, inni przedstawiciele homo sapiens popijali soki pomarańczowe i inne napoje w odpowiedniej odległości, a pingwiny ogrywały "Pani Jadzia patrzy", przygodówkę inspirowaną wykryciem przez panią Jadzię niebezpiecznej szajki propagującej delirię w internecie i rozprowadzającej dopalacze.
OdpowiedzUsuń- Szeregowy, wybierzcie opcję c, przyciśniemy drania.
Szeregowy, który operował konsolą, przycisnął odpowiedni guzik, a wirtualna pani Jadzia zaprezentowała przywiązanemu za pomocą na wpół wydzierganego szalika do kaloryfera przestępcy owsiankę, którą musiałby jeść, gdyby nie zdecydował się zeznawać.
Cdn, szkoła...
W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła już długo oczekiwana Joasia w towarzystwie jednej z ochroniarzy Finnemana, pani Gosi, znanej z tego, że mimo sześćdziesiątki na karku potrafi jednocześnie kierować i trafiać w same środki tarcz strzelniczych z pistoletu. Podobno piekła też boski sernik.
Usuń- Hej! - powitała wszystkich Joasia.
- Cześć, podrzucam wam małą i ciasto. O, widzę, że gra o pani nigdy się nie starzeje? - zwróciła się do pani Jadzi, zauważwszy pingwiny.
- Dokładnie jak ja - uśmiechnęła się zagadnięta.
- Zaraz będzie sekwencja akcji! - Joasia przysiadła obok pingwinów i zapatrzyła się w ekran. Rico natychmiast wyrwał Szeregowej konsolę.
Rzeczywiście, wirtualna pani Jadzia dzięki podpowiedziom tej prawdziwej i Joasi brawurowo pokonała torebką bandę zbirów.
- O, zdobyliśmy podręcznik survivalu dla zaawansowanych i nowe sille! - ucieszył się Kowalski.
Joasia westchnęła.
- Pamiętam, jak znalazłam i dałam Raven "Najlepszy podręcznik survivalowca", z obrazkami, o znajdowanie jedzenia i w ogóle. Zużyła go na podpałkę.
*skille, nie sille
Usuń"Pamiętam, jak znalazłam i dałam Raven "Najlepszy podręcznik survivalowca", z obrazkami, o znajdowanie jedzenia i w ogóle. Zużyła go na podpałkę." - obawiam się, że byłoby to jak najbardziej kanoniczne.
UsuńMożna spytać kiedy następna część? Nie wiem czy przegapiłam jakieś info, jeśli tak, to przepraszam.
OdpowiedzUsuńDzisiaj, pod wieczór.
UsuńBeige