niedziela, 7 lipca 2019

Część V


LENA

Sporom, dokąd pójść i czy się rozdzielić, nie ma końca.

Ja wiem, że zaczynam brzmieć jak zdarta płyta, ale naprawdę nie mogę wyjść ze zdumienia, jak dalece nieogarnięta jest ta banda. Żadnych długofalowych planów, żadnych konkretnych idei, które napędzałyby ich działania – wygląda na to, że obecnie poświęcają się wyłącznie pałętaniu się bez celu po Zakazanym Lesie. I wiecie co? Nie miałabym z tym większego problemu, gdyby

a) „Pandemonium” składało się wyłącznie z sekcji „Wtedy” i
b) nie moje podskórne przeczucie, że jest to mniej celowy zabieg fabularny, a bardziej efekt zagubienia się we własnej narracji przez autorkę.

Raven i spółka przez większość drugiego tomu byli przedstawiani jako zwykli, szarzy Odmieńcy, który uciekli przed remedium i których życie opiera się na sępieniu towarów od pana Wiesia zdobywaniu pożywienia i próbach przetrwania od zimy do zimy. Owszem, na ten obraz składało się wiele dziwacznych elementów (nieistniejące sztućce, kolorowa ptasia komunikacja), ale wizja jako taka była na tyle spójna, że ostatecznie mogłabym ją kupić. Niestety, Oliver doszła chyba do wniosku, że nie godzi się, aby Mary Sue spędzała całe dnie na przepoconych prześcieradłach, w związku z czym otrzymaliśmy „Teraz”, a wraz z nim wątek, z którego jednoznacznie wynika, że zespół Raven to ważni gracze ruchu oporu. Taki fabularny twist dodał wprawdzie losom Leny rysu szlachetności – „buntownik walczący o prawo do miłości” brzmi jednak lepiej niż „nastolatka chowająca się przed reżimem po paprociach” - ale jednocześnie wygenerował kilka niewygodnych pytań.

Jakim cudem bowiem Raven i reszta mogą sobie wędrować, gdzie dusza zapragnie, skoro rewolucja nabiera rozpędu? Czy RO nie powinno być z nimi w stałym kontakcie? Czy nie powinni szykować się do kolejnej akcji – teraz, kiedy Odmieńcy wreszcie odnoszą pierwsze, znaczące sukcesy (uprowadzenie lidera młodzieżówki i zabicie przewodniczącego AWD, bomba w więzieniu w Portland)? Obecnie nasi bohaterowie zachowują się tak, jakby sekcja „Teraz” nigdy nie istniała lub była jednorazowym wyskokiem, a nie rebeliancką działalnością, która powinna była przewrócić ich życie do góry nogami.

No cóż, powie ktoś – najwyraźniej autorce zmieniła się wizja lub cała akcja „Julian” miała być tylko umową o dzieło, a w ostatnim tomie nasi Odmieńcy zmierzą się z zupełnie nowymi wyzwaniami. Oczywiście, mogłoby tak być. Jest tylko jeden problem.

Lauren Oliver...zdaje się nie do końca panować nad swoim własnym dziełem.

Zachowanie Odmieńców w „Requiem” jest póki co wyjątkowo chaotyczne – kręcą się w kółko i nic nie wskazuje na to, by ich droga zmierzała do jakiegoś konkretnego punktu. Jesteśmy dopiero na początku powieści, więc można by założyć, iż akcja jeszcze się rozkręci lub że autorka przygotowała jakiś twist, który zburzy dotychczasowy (nie)porządek – ale ja mam ten luksus, że wiem, jak wygląda reszta książki i, no cóż...obawiam się, że w tym przypadku nie możemy mówić o celowym zabiegu fabularnym.

Mam wrażenie, że Oliver autentycznie nie miała pomysłu, co zrobić dalej z naszą drużyną marzeń, ponieważ jednak musiała domknąć trylogię, postanowiła zasiąść do pisania z nastawieniem „jakoś to będzie”. I o ile część „Hana” jest spójną (i, w moim własnym odczuciu, znacznie ciekawszą) opowieścią, o tyle sekcja „Lena” zdaje się istnieć tylko po to, by czytelnicy mogli cieszyć oczy miłosnymi zawirowaniami w naszym tercecie. Nie znaczy to oczywiście, że Odmieńcy nie wplączą się w rozmaite przygody – ale przez całą lekturę "Requiem" nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka nie ma żadnego konkretnego planu co do ich losów i przelewa na kartki, co jej akurat przyjdzie do głowy. W efekcie otrzymamy w tym tomie szereg wydarzeń, które może i łączy jakiś tam ciąg przyczynowo-skutkowy, ale które nijak nie będą wpisywać się w całościową narrację serii – i które doprowadzą do jednego z dziwniejszych zakończeń, z jakim miałam okazję zapoznać się w życiu.

Niektórzy z naszej grupy chcą ruszyć z powrotem na południe, a potem na wschód do Waterbury, gdzie podobno prężnie działa ruch oporu, a za murem rozrasta się duży obóz Odmieńców.

Widzicie, o co mi chodzi, drodzy czytelnicy? Na litość, jakie znów „niektórzy chcą”? Jesteście częścią RO, czy nie? Bo jeśli tak, to wasze pobożne życzenia w tej kwestii nie mają większego znaczenia. Autorko, ustalmy wreszcie raz a dobrze, czy nasi Odmieńcy są wesołymi hipisami, którzy od czasu do pory z nudów angażują się w jakąś większą akcję, czy też są buntownikami dążącymi do przewrotu w kraju - bo w tym drugim wypadku wątpliwości co do wspierania sprawy wyglądają cokolwiek kuriozalnie.

Inni chcą iść aż do półwyspu Cape Cod, który jest właściwie niezamieszkany, dlatego będzie bezpieczniejszym miejscem na rozbicie obozu. Kilkoro z nas — a zwłaszcza Gordo — chce podążać dalej na północ, by przedrzeć się do Kanady.

Aha, czyli tylko niektórzy z was czują się częścią ruchu oporu, a pozostałym zależy wyłącznie na ukryciu się przed czujnymi oczami Małego Brata? To miałoby sens – ostatecznie nie każdy ma duszę rewolucjonisty, wielu ludzi skoncentruje się jedynie na przeżyciu – ale w takim razie dlaczego nie rozdzieliliście się na samym początku? Zaraz... *powraca do pierwszej analizy *

„— Możemy się rozdzielić - proponuje Raven.(...)
Im większą grupą maszerujemy, tym bezpieczniej -sprzeciwia się Tack.”

Na litość, Tack, musiałeś zawetować Raven akurat wtedy, gdy po raz pierwszy w życiu padła z jej ust rozsądna propozycja?! Jaki jest sens włóczenia się w kupie, skoro macie zupełnie odmienne priorytety?

W szkole uczono nas, że inne kraje — miejsca, gdzie nie stosuje się remedium — zostały spustoszone przez chorobę i zamieniły się w ruiny. Ale to, jak i większość rzeczy, które nam wpajano, okazało się kłamstwem. Gordo słyszał od myśliwych oraz włóczęgów opowieści o Kanadzie i w jego ustach brzmiało to jak opis Edenu z Księgi SZZ.

To musiała być wyjątkowo dziwna propaganda nawet jak na rząd Małego Brata. Mogłabym ostatecznie przyjąć, iż wmówiono obywatelom, że wszystkie inne człowieki na świecie żyją jak podludzie, opętane chucią i nienawiścią na skutek tych okropnych emocji – ale dlaczego miałoby się to równać kompletnej apokalipsie? Czy Księga SZZ twierdzi, że deliria do tego stopnia zalała mózgi przywódców państw, że wdali się w wojnę jądrową? A może obowiązuje wersja o wilkołakach – ta sama, z powodu której nikt jeszcze nie rozprawił się z tak prostym celem, jakim są chowający się po krzakach Odmieńcy?
To jest właśnie problem ze światem przedstawionym u Oliver: po trzech tomach nadal nie wiem, jak właściwie wygląda oficjalna propaganda partii, przede wszystkim dlatego, że autorka nadal nie ustaliła sama ze sobą, na czym właściwie polega deliria.

Jestem za Cape Cod — odzywa się Pike, mężczyzna o jasnoblond włosach bezlitośnie przyciętych aż do skóry. — Jeśli znowu zacznie się bombardowanie...
Jeśli znowu zacznie się bombardowanie, nigdzie nie będzie bezpiecznie — przerywa mu Tack. Ci dwaj nieustannie sprzeczają się ze sobą.

No...to generalnie zależy od tego, co akurat postanowi zbombardować Mały Brat. Chyba że Tack sugeruje, iż Mały Brat wreszcie poszedł po rozum do głowy i nakazał przeprowadzenie drugiego blitzu – jakby mnie kto pytał, o kilkadziesiąt lat za późno.

Im dalej od dużych miast, tym bezpieczniej — utrzymuje Pike. 
To fakt, jeśli działania ruchu oporu zmienią się w otwartą rebelię, możemy się spodziewać natychmiastowej reakcji odwetowej rządu.

...Tak, Leno, tak zasadniczo działa rebelia. Jeżeli walczysz o ideały z opresyjnym rządem, możesz spodziewać się opresji, bowiem opresyjne rządy nie bardzo lubią, gdy ktoś kwestionuje ich działania. Zazwyczaj prowadzi to nawet do ofiar za sprawę. Można by długo dyskutować nad tym, czy warto poświęcać życie w imię idei, ale rozczula mnie, że dla Leny sam fakt istnienia łańcuszka akcja – reakcja zdaje się być rewelacją wartą podkreślenia w narracji.

I czy wy nie jesteście tak jakby...w samym środku rebelii? Powiedziałabym, że zabójstwo jednego z wyżej postawionych urzędasów, porwanie jego progenitury i wysadzenie więzienia to dość wyraźne oznaki buntu.

Będziemy mieć więcej czasu.
Więcej czasu na co? Żeby przepłynąć ocean wpław? — Tack z politowaniem kręci głową.

Ocean oceanem, ale w pobliżu Cape Cod leży kilka sympatycznych wysepek. Ciekawe, czy należą do terenów rządowych, czy też grasuje tam Wobo i można by zbudować jakąś bazę.

Siedzi w kucki obok Raven, która reperuje zepsutą pułapkę. To niesamowite, na jaką szczęśliwą wygląda, siedząc tutaj, na gołej ziemi, po długim dniu wędrowania i polowania. Dużo bardziej niż wtedy, gdy razem z Tackiem mieszkaliśmy na Brooklynie, udając wyleczonych, w naszym apartamencie wśród wygód i luksusu. Tam przypominała kobiety, o których uczono nas na lekcjach historii, ściskające ciało gorsetem, tak że ledwo mogły oddychać czy mówić.

Tak tak, wiemy, nie ma to jak tarzać się do woli po mchu, bez tych paskudnych cywilizacyjnych ograniczeń w rodzaju podpasek, papieru toaletowego i lodówki. Mnie ciekawi raczej owo szczęście Raven, bowiem dalibóg, ta dziewczyna NIGDY nie jest z niczego zadowolona.

Posłuchaj, konfrontacji z drugą stroną nie unikniemy. Lepiej chyba połączyć siły i maksymalnie zwiększyć liczebność naszych szeregów.

Cóż, Tack należy do RO, więc jego punkt widzenia jest zrozumiały, ale biedak chyba nie łapie, że nie każdy ma ochotę działać w partyzantce – niektórzy wolą trzymać się jak najdalej od niebezpieczeństwa i przymuszanie takich osobników do konfrontacji z wrogiem raczej nie przysłuży się sprawie.

Tack, siedzący po drugiej stronie ogniska, łowi mój wzrok. Uśmiecham się do niego. Nie wiem, jak dużo on i Raven domyślili się na temat tego, co wydarzyło się między mną a Aleksem — w każdym razie ani razu o to nie zagadnęli — ale są dla mnie milsi niż dotychczas.

To dosyć dziwne – i niezbyt prawdopodobne biorąc pod uwagę, że ta dwójka psychopatów nie miała pojęcia, dlaczego boczysz się na nich za akcję z Hienami. Jakoś trudno mi uwierzyć, że nagle wyrobili w sobie na tyle dużą empatię, by a) w ogóle dostrzec, że masz jakiekolwiek problemy natury sercowej lub b) przejąć się tym faktem, gdyby to jednak dostrzegli.

Moglibyśmy się rozdzielić — proponuje Raven chyba po raz setny.

Tak! Nie wierzę, że to mówię, ale słuchaj swej lubej, Tack, po raz pierwszy gada do rzeczy...

Widać, że nie lubi Pike'a ani Dani. To jest nowa grupa, hierarchia nie została w niej jeszcze określona i to, co mówią Tack i Raven, nie uchodzi od razu za prawdę objawioną.

...a, czyli jednak nie chodzi o to, że wędrowanie w grupie, w której istnieją dwa obozy z bardzo odmiennymi poglądami na ewentualny konflikt zbrojny na dłuższą metę nie ma szans na powodzenie; nie, Raven chce się rozdzielić, ponieważ ktoś ośmiela się nie przyjmować jej zdania jako prawdy objawionej. Cóż, to miło, że Oliver z miejsca rozwiała moje wątpliwości co do ewentualnego rozwoju tej postaci.

Nie rozdzielamy się — mówi twardo Tack, ale natychmiast bierze od niej pułapkę. — Daj, pomogę ci.

„Ja być mężczyzna. Ty mnie słuchać. Teraz, kiedy ty mnie słuchać, ja pomóc tobie, słaba niewiasto”.

Właśnie tak żyje ze sobą ta dwójka: to ich prywatny język zaczepek i oddawania ciosów, kłótni i ustępstw.

Co do pierwszych trzech zgoda, natomiast konia z rzędem temu, kto pokaże mi jakiekolwiek ustępstwa. Tu działa wyłącznie prawo pięści – w zależności od sytuacji albo Raven terroryzuje Tacka, albo on ją.

Po remedium wszystkie związki są takie same, a panujące w nich reguły i wzajemne oczekiwania z góry ustalone. Bez remedium natomiast wszystko to musi być redefiniowane każdego dnia, a język komunikacji ciągle dekodowany i odszyfrowywany na nowo.

Wiecie co? Mały Brat naprawdę głupio robi, pozostawiając Odmieńców samych sobie – reality show z Raven i Tackiem w roli głównej posłużyłoby jako fantastyczny materiał propagandowy do puszczania na ichniejszych zajęciach WDŻ. Kilka godzin nagrań i absolutnie żaden nastolatek nie zdecydowałby się na horror w postaci życia w związku opartym na uczuciach.

Jakie jest twoje zdanie, Lena? — pyta Raven, a Pike, Dani i inni odwracają głowy i patrzą na mnie.

Ci należący do starego obozowiska Raven wpatrują się zaś zapewne w swoją byłą (?) przywódczynię, zastanawiając się, czy to jakiś podstęp – od kiedy to Raven przejmuje się czyjąkolwiek opinią na jakikolwiek temat?

Teraz, gdy udowodniłam swoją wartość dla ruchu oporu, ludzie liczą się z moją opinią.
Cape Cod — oświadczam, dorzucając drew do ognia. — Im dalej od dużych miast, tym lepiej, a nawet niewielka korzyść jest lepsza niż żadna.

Zaiste, twoje zaangażowanie w sprawę aż promieniuje.

I przecież nie będziemy zdani sami na siebie. Po drodze napotkamy innych osadników, inne grupy, do których będziemy mogli dołączyć.

A właściwie skąd to wiesz? Dopiero co stwierdziłaś, że Cape Cod jest praktycznie niezamieszkany, nie słyszeliśmy nic o tym, by ktokolwiek z waszego zespołu wywodził się z tamtych terenów; nawet, jeżeli cały ten obszar to część Głuszy, to jeszcze nie znaczy, że musi tam istnieć hipisowska komuna. Brak cywilizacji oznacza, że Odmieńcy równie biegli w survivalu jak wy (choć trzeba uczciwie stwierdzić, że wiele takich miernot raczej nie miało szans ujść z życiem; sam fakt, że drużyna Raven liczy więcej niż trzy osoby zakrawa na cud) nie mogą liczyć na pomoc najróżniejszych Wieśków, ergo: w razie kłopotów są zdani wyłącznie na siebie.

Swoją drogą, to kolejna rzecz, którą trudno mi ogarnąć rozumem – pomimo tego, że większość Odmieńców zdaje się siedzieć na rzyci przez większość życia, co najwyżej migrując do innej, znanej sobie miejscówki na czas pory zimowej, wszyscy posiadają niemal intuicyjną wiedzę na temat tego, gdzie można znaleźć inne obozowiska. Miałoby to sens, gdyby wśród Odmieńców istniała jakakolwiek stała komunikacja, ale nigdy nie słyszymy o niczym podobnym, co jest o tyle bezsensowne, że jakiś wewnętrzny system musi istnieć – w innym przypadku Raven i Tack nigdy nie mieliby szans na dogadanie się z RO.

Mój głos rozchodzi się donośnie po polanie. Zastanawiam się, czy Alex zauważył tę zmianę: nie jestem już cicha i zahukana, stałam się bardziej pewna siebie.

Ech, nie jestem pewna, czy to dobra rzecz; tru loffy YA zdają się preferować partnerki łatwe do zdominowania.

Raven spogląda na mnie w zamyśleniu. A potem nagle odwraca się i rzuca spojrzenie przez ramię.
A ty, Alex?

Hunterowi w oczach stanęły łzy, Bram zakrztusił się konsumowaną właśnie zupą z pokrzyw; co to jednak znaczy posiadać status Gary'ego Stu! Jedynym pytaniem, jakie Raven kiedykolwiek skierowała w ich stronę, było: „Robisz, co rozkazałam, czy mam przynieść bat?”.

Waterbury — odpowiada natychmiast. Czuję nagły ścisk w żołądku. Wiem, że to głupie, wiem, że stawką jest coś większego niż nas dwoje, ale nie jestem w stanie powstrzymać zalewającego mnie gniewu. Jasne, że nie zgadza się z moim zdaniem. To było do przewidzenia.
Nie ma żadnej korzyści w odcięciu się od informacji — kontynuuje. — Rebelia wisi w powietrzu. Możemy próbować temu zaprzeczać, możemy chować głowę w piasek, ale taka jest prawda. A wojna i tak nas w końcu dopadnie. Moim zdaniem powinniśmy wyjść jej na spotkanie.

Ten chichot losu, kiedy facet, którego jedynym działaniem na szkodę rządu było wpuszczanie krów do laboratorium okazuje się bardziej zaangażowany w sprawę, niż dziewczyna, która nieopatrznie doprowadziła do rozbicia struktur AWD!

On ma rację — wtrąca się Julian.
Odwracam się zaskoczona.

— Oszalałeś?! Jesteś drugim z tru loffów, masz obowiązek różnić się we wszystkim od mojego eksa!

Prawie nigdy nie odzywał się podczas tych naszych wieczornych rozmów przy ognisku. Przypuszczam, że wciąż czuje się skrępowany. Wciąż jest nowicjuszem, kimś obcym - a co gorsza, konwertytą stojącym do niedawna po drugiej stronie barykady. Julian Fineman, syn nieżyjącego Thomasa Finemana, założyciela i szefa Ameryki Wolnej od Delirii, wroga wszystkiego, co reprezentujemy. Nie ma znaczenia, że Julian odwrócił się od swojej rodziny oraz sprawy i o mało nie przypłacił tego życiem. Jestem pewna, że niektórzy nadal mu nie ufają.

Biedny, biedny Julian; chyba żadna inna postać nie ma obecnie tak bardzo pod górkę w Oliverversum.

Julian mówi ze spokojem doświadczonego mówcy.
Nie ma sensu unikać konfrontacji. Sytuacja się nie uspokoi. Jeśli ruch oporu rośnie w siłę, rząd i wojsko będą robić wszystko, żeby go powstrzymać. Zapewnimy sobie większą szansę odwetu, jeśli znajdziemy się w centrum wydarzeń. W przeciwnym razie będziemy jak króliki w norze, czekające bezczynnie, aż ktoś je stamtąd wykurzy.
Mimo że Julian popiera Aleksa, więc naturalne byłoby, gdyby chociaż zerkał na niego, oczy ma ciągle utkwione w Raven. Julian i Alex nigdy ze sobą nie rozmawiają ani nawet na siebie nie spoglądają, ale nikt z grupy tego nie komentuje.

Swoją drogą, drużyna marzeń musi mieć niezły ubaw za plecami naszych gołąbeczków. Pomyślcie tylko: cimno, zimno, żadnych rozrywek – aż tu nagle taka gratka, telenowela na żywo! Jestem pewna, że Hunter regularnie przyjmuje zakłady w szyszkach.

Jestem za Waterbury - wtrąca ku mojemu zaskoczeniu Lu. W ubiegłym roku nie chciała mieć nic wspólnego z ruchem oporu. Marzyła tylko o tym, by zaszyć się w Głuszy i założyć osadę jak najdalej od rządowych miast.

O, zobaczcie, to już druga wypowiedź tej postaci na przestrzeni serii! Ciekawe, czy ma to jakieś ukryte znaczenie.

Zatem dobrze. — Raven podnosi się, otrzepując dżinsy. — Niech będzie Waterbury. Ktoś ma jeszcze jakieś zastrzeżenia?

Myślę, że Pike, ale biorąc pod uwagę, w jak nieatrakcyjny sposób zostały opisane jego włosy, nie sądzę, by jego opinia miała większe znaczenie.

Lenka jest niezadowolona, Julian pokrzepiająco ściska jej kolanko...aż tu wtem!

Raven urywa, z lasu dobiegają bowiem krzyk i ożywione głosy. Wszyscy podnosimy się jak na komendę.
Co jest, do diabła? — Tack, oparłszy karabin o ramię, przeszukuje wzrokiem otaczającą nas gęstwinę drzew, splątaną ścianę gałęzi i winorośli. Ale las znowu ucichł.
Ciii. — Raven podnosi rękę. W tym samym momencie rozlega się okrzyk:
Hej tam, potrzebuję pomocy! — A zaraz potem: — Cholera!
Słychać zbiorowe westchnienie ulgi. Rozpoznajemy głos Sparrowa, który oddalił się wcześniej za potrzebą.
Już lecimy, Sparrow! — odkrzykuje Pike.

...Kim, do diabła, jest Sparrow?

Tack, Pike i Dani rzucają się na pomoc; po chwili cała czwórka przynosi na polanę dwa ciała.

Gdy Tack i Pike kładą ciała na ziemi, w świetle ogniska ukazują się nam dwie twarze: jedna pomarszczona, ciemna, ogorzała - twarz kobiety, która spędziła w Głuszy większość swojego życia, jeśli nie całe. W kącikach jej ust widać bąbelki śliny, a oddech ma świszczący i chrapliwy.

Innymi słowy, stara i brzydka. O co zakład, że nie będzie miała do odegrania większej roli?

Druga twarz jest niezwykle piękna. Dziewczyna musi być w moim wieku albo nawet młodsza. Skórę ma białą jak migdał, a długie ciemnobrązowe włosy rozlewają się jak wachlarz po ziemi.

Ooo, to zupełnie inna para kaloszy! Ładna i młoda, jak nic namiesza w fabule! No dalej, moi drodzy, obstawiamy – opcja „piękniejsza przyjaciółka, na tle której Mary Sue jaśnieje naturalnością” jest już zajęta przez Hanę, wobec czego zostaje tylko Scary Sue (Jenny już raczej wypadła z gry, zresztą nigdy nie była poważną zawodniczką), rywalka, lub też Scary Sue w trybie „rywalka”. Głosujemy! A swoją drogą, jak myślicie – jeśli czwarta do trójkąta, to Plastikowa Simorośl czy Julian?

Przez chwilę wracam pamięcią do własnej ucieczki do Głuszy. Pewnie Raven i Tack znaleźli mnie w podobnym stanie: bardziej nieżywą niż żywą, posiniaczoną, wyczerpaną.

Tylko mniej piękną, co, pyszczku?

Być może wydaje się Wam, że jestem niepotrzebnie złośliwa, ale cóż – ja już wiem, kim jest ta postać i jaką rolę przyjdzie jej odegrać w tej serii.

Tack odwraca się i łowi moje spojrzenie.
Potrzebuję twojej pomocy, Lena - rzuca. Jego głos wybija mnie z transu. Podchodzę i klękam przy nim obok starszej kobiety. Raven, Pike i Dani zajmują się dziewczyną.

He he, ciekawe, czy Tack ma zdolności profetyczne i stwierdził, że może lepiej nie obsadzać Leny w roli lekarza młodej piękności.

Julian oferuje pomoc i udaje się po wodę; w tym samym czasie Lena i Tack odkrywają, że kobieta jest poważnie poparzona.

Cholera - klnie pod nosem Tack, gdy odkrywa kolejną ranę: długie, poszarpane rozcięcie wzdłuż golenia, głębokie i wzbierające ropą. — Cholera. — Kobieta wydaje z siebie chrapliwy jęk, a potem cichnie. — Nie umieraj mi teraz — mruczy Tack.
Zdejmuje wiatrówkę. Widzę, że pot perli mu czoło. Znajdujemy się blisko ogniska, do którego przed chwilą dołożono drewna i pali się teraz jeszcze mocniej.
Potrzebuję apteczki! — Tack łapie mały ręcznik i zaczyna rozdzierać go na pasy szybko i z wprawą, by zrobić z nich opaski uciskowe. — Niech ktoś mi wreszcie poda tę cholerną apteczkę!

A po co? Wasze apteczki składają się z plasterków z dinozaurem, nawilżanych chusteczek i aspiryny.

Obok nas wyrosła ściana żaru. Ciemny dym zakrywa niebo i wdziera się również w mój umysł, zniekształcając postrzeganie świata, podobnego teraz do snu: głosy, gorączkowa krzątanina, żar i zapach ciał - wszystko to wydaje się zdeformowane i nierealne.

No to może... przesuńcie się ociupinkę dalej? To chyba nie najlepsze warunki do akcji ratunkowej.

Mijają minuty, Lena i Tack czyszczą ciało kobiety, Julian lata w tę i z powrotem po wodę.

W którymś momencie podnoszę wzrok i koło mnie siedzi nie Tack, lecz Alex. Zszywa przy użyciu zwykłej igły i długiej, ciemnej nitki ranę na ramieniu kobiety. Jego twarz jest blada, skupiona, ale jego ruchy szybkie i zwinne. Widać, że ma w tym wprawę.

Tak Oliver, wiemy, PŚ jest fantastyczny.

Uświadamiam sobie, że jest tyle rzeczy, których o nim nie wiem - jego przeszłość, rola w ruchu oporu, jak wyglądało jego życie w Głuszy, zanim przybył do Portland — i zalewa mnie fala gniewu tak ogromna, że chce mi się krzyczeć: nie z powodu tego, co straciłam, ale z powodu szans, które mnie ominęły.

Primo: doskonale wiesz, jak wyglądało jego życie w Głuszy – zajmował jedyną miejscówkę pod dachem, czytając Szekspira w blasku świec.

Secundo: z „Delirium” wynikało, że spędziliście razem niemal całe wakacje, pytlując jak najęci. O czym właściwie rozmawialiście, skoro, jak sama stwierdziłaś, nie wiesz o nim praktycznie nic?

Nasze łokcie stykają się. Alex się odsuwa.

Cóż, grunt to priorytety; może i szew będzie trochę nierówny, ale najważniejsze, że PŚ nie skazi swej skóry kontaktem z Izebel.

Dym wypełnia mi teraz gardło, utrudniając przełykanie śliny. W powietrzu czuć popiół.

Przesunięcie się, jak widzę, nadal nie wchodzi w grę.

Potem Alex znika, a koło mnie znów pojawia się Tack. Kładzie mi ręce na ramionach i delikatnie odsuwa mnie do tyłu.
W porządku — mówi. — Zostaw. Już wystarczy. Ona już cię nie potrzebuje.
Przez chwilę w głowie błyska mi myśl: udało nam się, już nic jej nie grozi. Ale zaraz potem, gdy Tack kieruje mnie w stronę namiotów, widzę jej twarz oświetloną blaskiem ogniska — białą, woskową, z otwartymi oczami skierowanymi nieruchomo w niebo — i wiem, że kobieta nie żyje, i cały nasz wysiłek poszedł na marne.
Raven ciągle klęczy przy boku rannej dziewczyny, ale jej ruchy są teraz mniej gorączkowe, słyszę też, że tamta oddycha spokojnie i miarowo.

A nie mówiłam? Ciekawe, czy nasze młode bóstwo przetrwałoby pożogę, gdyby poza burzą brązowych loków miało też trądzik i nierówny zgryz.

Lena wraca do namiotu, gdzie już czeka na nią Julian; chłopak dopytuje, co z poparzoną kobietą.



Nie żyje — mówię krótko.
Julian bierze głęboki wdech. Jego ciało tężeje.
Tak mi przykro, Lena.
Nie można uratować wszystkich. To tak nie działa. — To właśnie powiedziałby Tack, i wiem, że to prawda, nawet jeśli gdzieś głęboko w środku wciąż nie dopuszczam jej do siebie.
Julian ściska mi rękę i całuje moje włosy, a potem zapadam w sen, z dala od zapachu dymu i ognia.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: przemyślenia Hany na tematy wszelakie.

Zostańcie z nami!

Maryboo

26 komentarzy:

  1. JAKIE TO JEST NUDNE. Gdyby nie Twoje komentarze, zaziewałabym się na śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Also - skoro mają tam apteczkę, to rozumiem że dziewczyny z okresem mogą liczyć na tampony, ibuprom i ciepły termofor? Bo o ewentualnej menstruacji Leny nikt nie słyszał, ale ona jest Mary Sue, Mary Sue nie mają okresu XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, w "Pandemonium" widzieliśmy, jak wygląda apteczka a'la Raven - podpasek nie przewidziano.

      Usuń
  3. Rany. Ja nie wiedziałam o tej Kanadzie, gdy posłałam tam brata Julka, serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz możesz rozwinąć skrzydła ;) Pamiętaj, to istny Eden w porównaniu z krainą Małego Brata...jakkolwiek nisko nie byłaby położona poprzeczka.

      Usuń
    2. I dziwię się, że Lena nie wspomina o ostrej propagandzie, że niczym Eden jest kraina Małego Brata. Już moja młodsza siostra z trójką z historii lepiej opisała działanie autorytarnego, totalitarnego, czy jaki tam w ogóle jest systemu...

      Usuń
  4. I w tej Kanadzie tak siedzą, i nic nie robią z chorym systemem USA?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rząd gra w bierki, robi pijama party i uparcie patrzy na północ bo boi się Małego Brata i jego ogromnej, nowoczesnej ar... oh w8.

      Usuń
    2. Ja mam taką teorię, że tutejsze USA to taka Illea Oliverversum - inni przywódcy niby wiedzą, że to tykająca bomba, ale jest zbyt śmiesznie, żeby zaangażować się w konflikt, który zniszczyłby źródło lolcontentu.

      Usuń
  5. dziwniejszych zakończeń, z jakim miałam okazję zapoznać się w życiu.
    OOO? Zaciekawiłam się.Zgadzam się z Kasią, to jest nudne,wlecze się i faktycznie,pomysł uw tym nie widać.Dajcie Hanę z narzeczonym,będzie się coś działo.Narzeczony podusi kurczaczki czy coś.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie dosyć smutne, gdy okazuje się, że jedynym, co w ogóle trzyma czytelników przy książce, jest jeden z najbardziej przerysowanych złoli w historii YA.

      Usuń
  6. Okej, z pustego i Salomon nie naleje, więc będzie retrospekcja, a także parodia "Pięćdziesięciu twarzy Greya".
    Track czytał dokument przygotowany przez Raven. Podpisał już wszystkie kwitki potrzebne, by wstąpić do RO, a teraz miał zamiar podpisać coś znacznie ważniejszego.
    ZASADY
    Posłuszeństwo:
    Uległy będzie wypełniać wszystkie wydawane przez Panią polecenia bezzwłocznie i bez zastrzeżeń. Uległy wyrazi zgodę na każdą czynność seksualną, którą Pani uzna za odpowiednią i przyjemną, z wyjątkiem czynności wymienionych w granicach bezwzględnych (Załącznik nr 2, tamta czysta kartka). Uczyni to z ochotą (a jak nie ma ochoty, to niech zerknie do umowy) i bez wahania.
    Sen:
    Uległy ma obowiązek spać minimum siedem godzin podczas tych nocy, których nie spędza w towarzystwie Pani (ale nie więcej, ktoś musi narąbać drewna).
    Jedzenie:
    Uległy będzie spożywać regularne posiłki w celach zdrowotnych i dla zachowania dobrego samopoczucia z zalecanej listy pokarmów (Załącznik nr 4, ta kartka, na której jest napisane "To, co akurat dał pan Wiesio"). Uległy nie będzie podjadać między posiłkami; wyjątek stanowią owoce (których i tak pan Wiesio nie daje).
    Ubiór:
    W czasie obowiązywania niniejszej Umowy Uległy będzie nosić wyłącznie te stroje, które zostały zaakceptowane przez Panią. Pani da mu w tym celu swobodny dostęp do słynnej komórki z rozrzuconymi ciuchami. Doraźnie Pani będzie towarzyszył Uległemu podczas wybierania ubrań. Jeśli Pani wyrazi taką wolę, Uległy będzie w okresie obowiązywania Umowy nosić ozdoby i dodatki wymagane przez Panią, w jego obecności bądź w innym czasie, jaki Pani uzna za stosowny.
    Aktywność fizyczna:
    Pani zapewni Uległemu usługi trenera osobistego zwanego dziczą – godziny do ustalenia między życiem a dziczą. Dzicz i życie mają zbytnio nie wymęczać Uległego - musi być jeszcze gotów na zapewnienie rozrywek Pani.
    Higiena osobista / dbanie o urodę:
    Uległy będzie przez możliwy cały czas czysty i ogolony i/lub wydepilowana woskiem (chyba, że Pani ma ochotę na owłosionego amanta, o czym go niezwłocznie powiadomi).
    Bezpieczeństwo:
    Uległy nie będzie nadużywać alkoholu, palić, zażywać narkotyków ani narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo, chyba, że poleci mu to Pani.
    Zachowanie:
    Uległy nie będzie nawiązywać relacji seksualnych z nikim poza Panią. Uległy będzie prowadzić się skromnie, w sposób godny szacunku. Musi mieć świadomość, iż jej zachowanie w bezpośredni sposób odbija się na Pani. Zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za wszelkie występki, wykroczenia i niewłaściwe zachowanie, jakich się dopuści, nie przebywając w towarzystwie Pani. Za te, które popełnił w jej towarzystwie również. A także te, których nie popełnił, jeśli taka wola Pani.

    Niedotrzymanie któregoś z warunków wymienionych powyżej będzie skutkować natychmiastowym wymierzeniem kary, której charakter zostanie określony przez Panią.

    - I jak? - spytała Raven, okręcając rzemień pejcza wokół palca.
    - Naprawdę? Będę miał swobodny dostęp do ciuchów? - nie mógł uwierzyć Track. - To moim zdaniem zbyt wiele.
    - Nie chcę ci niczego szczędzić - odparła Raven.
    "Zwłaszcza solidnych trzaśnięć pejczem po pupci" - dodała w myślach.
    - Lepsze ciuchy będę nosił tylko w czasie naszych spotkań sam na sam - zaznaczył Track. - Dobrze?
    - Jeśli chcesz - zgodziła się Raven.
    - I... Nie możemy dopisać do tej części o sporcie jeszcze jednego dnia wolnego od noszenia wiader?
    - Jeden dzień z noszeniem tylko jednego wiadra.
    - Okej.
    Track zamaszystym gestem podpisał dokument, a Raven zaciągnęła go w krzaki, by zaprezentować swych pięćdziesiąt twarzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne! W ogóle ta seria jest tak zła, że aż stanowi niesamowite źródło inspiracji, co można by w niej jeszcze poprawić.
      PS. Dlaczego Track? ;>

      Usuń
    2. Obawiam się, że kogoś tu czekają baty - zgodnie z kanonem Tack pali ;)

      Usuń
    3. Ups, te postaci są tak mało charakterystyczne, że aż przekręciłam jednej imię.

      Usuń
  7. Może gdyby Oliver umiejscowiła akcję w jakimś, za przeproszeniem, zapyziałam kraju gdzieś na końcu świata, w kraju, który nikogo nie obchodzi bo ma kryzys humanitarny, a nie ma strategicznych, czy chociaż opłacalnych w wydobyciu surowców, to wtedy może uwierzyłabym, że reszta świata (taka jak sąsiednie kraje) ma wywalone na to, że panuje tam zbrodniczy reżim Małego Brata, a obywatele obowiązkowo wstrzykują sobie jakieś cholerstwo w mózg. A w każdym razie łatwiej byłoby to przełknąć. Ale na litość wszelakich leśnych bożków, USA?

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie nawet mógłby być jeden stan, bo po prostu cała powierzchnia USA jest zbyt duża na takie zabawy, a wtedy można by jakoś urealnić - np. jest to problem wewnętrzny USA, więc inni nie wnikają, a ten dany stan dostarcza jakiegoś minerału pozostałym, więc dopóki dostawy są, to USA olewa, niech się bawią lokalnie w jakieś tam delirie.

      Usuń
    2. O. Jeszcze lepiej :)

      Usuń
    3. Może przywódcy innych państw są zbyt wielkimi fanami filmów Hipolita, by pozbawiać się źródła rozrywki poprzez zaangażowanie w konflikt zbrojny ;)

      Usuń
    4. Kalifornia mogłaby wtedy blokować jakiekolwiek próby ucywilizowania tego stanu, żeby nie tracić największego hollywoodzkiego taśmowca, na którym zarabia krocie:)

      Usuń
  8. Cape Cod w ogóle powinno być poza wszelką dyskusją, skoro te ciemięgi ledwo potrafią jedną zimę przeżyć z regularnymi dostawami od pana Wiesia. Poza tym, teraz to już chyba Mały Brat wydał na tę ekipę list gończy, prawda? Prawda...?

    W sumie aż tak się nie dziwię Lenie, że nie chce dalej angażować się w rebelię - strach pomyśleć, co tym razem wymyśliłaby dla niej Raven...

    Jeśli mam obstawiać, to Nowa spiknie się z Aleksem. On zresztą pewnie sam to zaaranżuje żeby "odegrać się" na Lenie. Po truloffie z YA nie spodziewam się niczego więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W sumie aż tak się nie dziwię Lenie, że nie chce dalej angażować się w rebelię - strach pomyśleć, co tym razem wymyśliłaby dla niej Raven..." - nie myślałam o tym w ten sposób, ale trudno się nie zgodzić.

      Usuń
  9. Baj de łej, dlaczego Mały Brat nie zainteresował się poszerzeniem doktryny o Kanadę? Przecież udało mu się opanować całe Stany Zjednoczone, więc musi dysponować potężnymi - he he - środkami, armią, ministrami propagandy, etc. Zresztą, czy jakiś nieduży procent samych mieszkańców Kanady nie powinien wyemigrować do USA, zwabiony cukierkowymi hasłami o cudownej utopii? Jak właściwie działają granice w Oliverwersum? Czy USA ma kompletnie zamknięte granice, czy może przyjmuje naiwnych imigrantów i potem nie pozwala im wyjechać? I mean, Mały Brat wmówił własnym obywatelom, że w innych krajach zalęgło się Wobo, ale jak to wygląda z perspektywy innych państw? JAKIM CUDEM Odmieńcy w ogóle myślą o przedostaniu się do Kanady, kiedy Mały Brat powinien za wszelką cenę uniemożliwić komukolwiek ucieczkę z kraju? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi! (albo odpowiedzi jakieś były, ale zanudziłam się na śmierć i nie zwróciłam uwagi :( )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję odpowiedzieć najlepiej, jak umiem:

      "dlaczego Mały Brat nie zainteresował się poszerzeniem doktryny o Kanadę?" - nie wiemy; być może ma alergię na syrop klonowy.

      "Zresztą, czy jakiś nieduży procent samych mieszkańców Kanady nie powinien wyemigrować do USA, zwabiony cukierkowymi hasłami o cudownej utopii?" - nie mogli, USA zamknęło granice, coby nie dostał się do nich żaden człowiek z krajów zarażonych delirią. Dlaczego nie wyemigrowali przed stworzeniem granic? Cóż, być może Kanadyjczycy są po prostu nieco sprytniejsi od sąsaidów z dołu i dostrzegli pewne luki logiczne w zasadach rządzących remedium.

      "Jak właściwie działają granice w Oliverwersum?" - nie wiemy.

      "Czy USA ma kompletnie zamknięte granice? - tak.

      "I mean, Mały Brat wmówił własnym obywatelom, że w innych krajach zalęgło się Wobo, ale jak to wygląda z perspektywy innych państw? " - nie wiemy.

      "JAKIM CUDEM Odmieńcy w ogóle myślą o przedostaniu się do Kanady, kiedy Mały Brat powinien za wszelką cenę uniemożliwić komukolwiek ucieczkę z kraju?" - próbować uniemożliwić to może i próbuje, ale biorąc pod uwagę, jak cudownie proste jest podróżowanie w tę i nazad między krainą Małego Brata a Zakazanym Lasem, nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało się, że przejście do Kanady polega na przeskoczeniu takiego nieco większego krzaczka.

      Usuń
  10. Hej! Kiedy można się spodziewać następnej analizy? Tęskno nawet, jeśli to będą tylko pseudopoetyckie przemyślenia Hany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w tę niedzielę.

      Usuń