HANA
Przed powrotem do domu postanawiam pojeździć trochę po ulicach starego portu, próbując wyrzucić z głowy Lenę i poczucie winy, wyrzucić stamtąd słowa Freda: „Cassie zadawała zbyt dużo pytań".
Aż
tu wtem! Hankę atakuje Imperatyw Narracyjny. Dziewczyna jest tak zamyślona, że o mało nie
wjeżdża w jakaś kobitę. Skręca, żeby ją ominąć, przez co wjeżdża na ulicę, gdzie
z kolei rzuca się na nią jakiś czarny pies z piekła rodem i wywraca ją wraz z
rowerem.
- Nic ci się nie stało? - Mężczyzna przechodzi szybkim krokiem przez ulicę. - Niedobry piesek - mówi, uderzając po głowie zwierzę, które oddala się ze skowytem. Siadam, ostrożnie wydobywając stopę spomiędzy szprych. Prawe ramię i goleń mam obtarte, ale wygląda na to, że jakimś cudem niczego nie złamałam.
- Nic mi nie jest. — Podnoszę się ostrożnie, po czym powoli obracam stopami i dłońmi, sprawdzając, czy gdzieś pojawi się ból. Ale nie.
- Powinnaś uważać, jak jedziesz - rzuca mężczyzna z irytacją. - Mogłaś się nawet zabić. - A potem rusza dalej i gwiżdże na psa podążającego za nim truchtem, ze spuszczonym łbem.
Podnoszę rower i prowadzę go na chodnik. Łańcuch spadł z koła i jedna część kierownicy jest nieco wygięta, ale poza tym wszystko wygląda w porządku. Gdy się pochylam, by poprawić łańcuch, dostrzegam, że znajduję się właśnie przed Centrum Edukacji i Dokumentacji. Musiałam pedałować przez ponad godzinę.
I
jakimś cudownym przypadkiem (czyt. lenistwem ałtorki) wywaliłaś się akurat
przed miejscem, w którym możesz dowiedzieć się czegoś na temat Cassie.
W CED znajduje się archiwum wszystkich oficjalnych dokumentów w Portland. Oprócz papierów rejestracyjnych firm są tu także nazwiska i adresy wszystkich obywateli miasta, kopie ich aktów urodzenia, ślubu, kartotek medycznych i dentystycznych. Do tego rejestr wykroczeń, świadectwa szkolne i wyniki corocznych weryfikacji, a także oceny z ewaluacji i sugerowane pary. Otwarte społeczeństwo to zdrowe społeczeństwo, jawność to podstawa zaufania — tego naucza Księga SZZ. Moja mama określa to nieco inaczej: tylko ludzie, którzy mają coś do ukrycia, robią tyle szumu o zachowanie prywatności.
Każdy
ma coś do ukrycia, ale nie pora na takie wywody. Dzięki temu, że Mały Brat
trzyma wszystkie informacje w jednym, łatwo dostępnym miejscu (co rodzi
dodatkowe problemy, gdyby dostały się w niepowołane ręce, no ale coż…), Hanka
może przeprowadzić swoje dochodzenie.
Nie do końca świadoma, co właściwie robię, przypinam rower do lampy ulicznej i wbiegam po schodach. Popycham obrotowe drzwi i wchodzę do wielkiego surowego hallu wyłożonego szarym linoleum. Panującą w środku ciszę zakłóca tylko brzęczenie świateł. Za biurkiem z plastiku imitującego drewno, przed starym komputerem siedzi kobieta. Za nią w otwartych drzwiach wisi ciężki łańcuch, opatrzony wielkim napisem: WEJŚCIE TYLKO DLA PERSONELU I UPOWAŻNIONYCH PRACOWNIKÓW CED.Gdy podchodzę do biurka, kobieta ledwo zaszczyca mnie spojrzeniem. Mała plastikowa plakietka oznajmia: TANYA BOURNE, RECEPCJONISTKA.
Z
tych Bourne’ów? Mogłoby być ciekawie.
— Mogę w czymś pomóc? — pyta znudzonym głosem.
Widać, że mnie nie poznała.
Nie
powinnaś być więc zawiedziona, w końcu wiecznie angstujesz nad byciem sławną.
Hanka
postanawia zrobić z siebie totalną, rozchichotaną idiotkę, żeby wydębić
potrzebne je dane.
— Mam taką nadzieję — odpowiadam radośnie, kładąc ręce na biurku i zmuszając ją, by skierowała na mnie wzrok.
Lena nazywała to spojrzeniem „stwórz więź". — Wie pani, zbliża się mój ślub, a ja zupełnie straciłam kontakt z Cassie, i właściwie nie mam już czasu, żeby ją odnaleźć...
Kobieta wzdycha i poprawia się na krześle.
— I oczywiście Cassie musi tam być — kontynuuję. — To znaczy: mimo że nie mamy z sobą... wie pani, ona zaprosiła mnie na swój ślub, więc to nie byłoby zbyt uprzejme, prawda?
— Chichoczę.
— Proszę pani — przywołuje mnie do porządku zmęczonym głosem.
— Och, przepraszam. — Znowu chichoczę. — Gadulstwo to paskudny nawyk. Pewnie jestem po prostu zdenerwowana, wie pani, przez wesele i to całe zamieszanie. — Przerywam na chwilę i biorę głęboki oddech. — A więc mogłaby mi pani pomóc?
Kobieta mruga oczami koloru szaroburej wody.
No
przecież jakaś biurwa systemu nie może mieć ładnych oczu.
— W czym?
— Mogłaby mi pani pomóc odnaleźć Cassie? — pytam, zaciskając dłonie w pięści z nadzieją, że kobieta tego nie zauważy. Błagam, powiedz tak. — Cassandrę O'Donnell.
Obserwuję Tanyę uważnie, ale wygląda na to, że imię to nic jej nie mówi. Wydaje z siebie ciężkie westchnienie, podnosi się z krzesła i podchodzi do półki z papierami posegregowanymi w różnych przegródkach. Wraca do mnie kaczym krokiem i nieomal ciska je na biurko. To plik gruby jak kwestionariusz medyczny: co najmniej dwadzieścia stron.
— Podanie o udostępnienie informacji osobistej trzeba wysłać na adres CED, do Wydziału Spisu Ludności. Zostanie rozpatrzony w ciągu dziewięćdziesięciu dni...
— Dziewięćdziesiąt dni!? — przerywam jej. — Mój ślub jest za d w a t y g o d n i e.
Kobieta ściąga usta. Cała jej twarz jest koloru brudnej wody. Może tak działa na nią ciągłe przebywanie w tym szarym, smutnym pomieszczeniu.
Och,
to na pewno praca dla reżimu się jej tak na licu odcisnęła, wszak ona jest od
tych zUych, musi być szpetna.
Dodaje z naciskiem:
— Do podania o przyspieszone udostępnienie informacji osobistej musi być dołączone oświadczenie...
— Niech pani posłucha. — Rozkładam palce płasko na blacie i rozładowuję swoją frustrację naciskiem dłoni. — Prawda jest taka, że Cassandra to wredna małpa. Ja jej nawet nie lubię.
Tanya momentalnie się ożywia. Kłamstwo przychodzi płynnie.
— Zawsze mówiła, że skopię swoją ewaluację, wie pani? A gdy dostała ósemkę, gadała o tym bez przerwy. I wie pani co? Dostałam więcej punktów niż ona, moja para jest lepsza niż
jej, a moje wesele też będzie lepsze. — Pochylam się jeszcze bardziej i obniżam głos do szeptu. — Chcę, żeby tam była. Chcę, żeby to zobaczyła.
Tanya przez chwilę przygląda mi się bacznie. A potem powoli jej usta układają się w uśmiech.— Też znałam taką jedną — mówi. - Wydawało jej się, że jest pępkiem świata. — Odwraca się w stronę ekranu komputera. — Jeszcze raz, jak się nazywa?
Serio?
To podziałało? W systemie, w których się trzeba trzymać procedur, bo jak nie, to
będzie zadyma, represje i wizyta pani Jadzi? Pomijam niekompetencję Małego Brata, chodzi o samą zasadę funkcjonowania
takiego systemu. Z resztą i w normalnym państwie można jak najbardziej wylecieć
za udzielanie informacji osobom nieuprawnionym. Owszem, grube ryby na wyższym stanowisku
pewnie nie raz brały w łapę za różne przysługi tak u Małego Brata, jak i
wszędzie, ale taka szara pani za biurkiem powinna się bać ewentualnych konsekwencji.
A ona nawet nie robi tego dla kasy czy innych wymiernych korzyści, tylko
dlatego, że jakaś lasia z ulicy chce zrobić na złość dawnej koleżance.Toż to byle Odmieniec czy sympatyk może wpaść, zacząć palić głupa i dostać wszystkie informacje, który są mu potrzebne. Super.
Niestety
i tak nasz szpieg z krainy Deszczowców nie dowiaduje się niczego, ponieważ w
systemie nie ma ani Cassandry ani też Cassie O’Donnell.
To niemożliwe. Nawet jeśli nie żyje, pokazałaby się w systemie. CED ma dane wszystkich, żywych czy zmarłych, z ostatnich sześćdziesięciu lat. Tanya znów przysuwa ekran do siebie, wstukuje imię na nowo i kręci głową.
Może
po rozwodzie została przy nazwisku męża, a jeśli nie, to może w systemie jakimś
cudem tego nie zmienili i dalej widnieje jako Hargrove? Bo to, że w ogóle nie
zmieniła nazwiska, nie uwierzę, nie w tak konserwatywnym społeczeństwie.
— Nic z tego. Przykro mi. Może pisze się to jakoś inaczej?
— Możliwe. — Staram się uśmiechnąć, ale moje usta nie wykonują polecenia. To nie ma żadnego sensu. Jak ktoś może tak po prostu zniknąć? Nagle w głowie pojawia się myśl: może jej tożsamość została unieważniona. To jedyne wyjaśnienie, które ma sens. Może remedium na nią nie zadziałało, może złapała delirię, może uciekła do Głuszy. To by nawet pasowało. Mogłoby być powodem, że Fred się z nią rozwiódł.
Ale
z ciebie optymistka, Hanuś. Przecież twój przyszły mąż to zUo wcielone, naprawdę
myślisz, że nie miał nic wspólnego ze zniknięciem Cassie? Tak po prostu po jej
ucieczce nie miał innego wyjścia, biedaczek, tylko się rozwieść, bo mu taki numer
odwaliła? Naiwności ty moja.
— ... jakoś się układa.
Mrugam oczami. Tanya coś do mnie mówi. Spogląda na mnie cierpliwie, najwyraźniej oczekując odpowiedzi albo komentarza.
— Przepraszam... co pani powiedziała?
— Powiedziałam, że zbytnio bym się tym nie martwiła. Wszystko zawsze jakoś się układa. Każdy w końcu dostaje to, na co zasłużył. — Wybucha głośnym śmiechem. — Koła zębate w Bożej maszynerii nie przestają się kręcić, dopóki wszystko nie wpadnie na swoje miejsce. Wie pani, o czym mówię? Pani dostała to, na co zasłużyła, i ona dostanie swoje.
— Dziękuję — odpowiadam. Gdy przechodzę przez obrotowe drzwi, znowu słyszę jej śmiech. Ten dźwięk wędruje za mną aż na ulicę i dzwoni mi cicho w głowie nawet wtedy, gdy jestem już kilka przecznic dalej.
Czy to miał być foreshadowing?
Czy szara biurwa to (nomen omen) reinkarnacja Kasandry z Troi wieszcząca Hance
nieszczęścia z powodu zdrady przyjaciółki? Powiało grozą… Tyle że nie, bo
wszyscy się domyślają, jak ten wątek się potoczy, prawda?
A w następnym odcinku
nasze ofermy idą na akcję.
Do zobaczenia,
Beige
"Ten plan był tak chytry,że gdyby mu rudy ogon przyczepić, byłby lisem!" ("Czarna żmija").
OdpowiedzUsuńCóś autorka szanowna urzędników nie lubi..
Krótko,więcej,więcej!
Chomik
"Cóś autorka szanowna urzędników nie lubi.." - prawda? Rejestratorka w "Pandemonium", tłustowłosy strażnik w "Delirium"..same karykatury. Może Oliver ma jakieś traumatyczne wspomnienia w związku z kolejkowaniem do okienka?
UsuńPierwsza!
OdpowiedzUsuń~CzarnyKot
A jednak nie ;)
Usuń~CzarnyKot
To było tak głupie, że aż mi słów zabrakło.
OdpowiedzUsuńrose29
A karuzela śmiechu w związku z Cassie dopiero się rozkręca!
UsuńPodoba mi się koncepcja "unieważnienia tożsamości" (właściwie podmiotowości), brzmi bardzo reżimowo - gdy ktoś ucieka do Głuszy, jego tożsamość zostaje unieważniona, więc każdy może tej osobie zrobić, co chce, bo ona nie może już być podmiotem żadnego prawa. Nie wiem, czy autorce wyszło to celowo, ale takie coś byłoby ciekawie dystopijne.
OdpowiedzUsuńZłowieszczy śmiech Tanyi to, nomen omen, tak tani chwyt, że aż po prostu śmieszny.
W ogóle dla mnie ten cały motyw ustalania przez Hanę losu pierwszej żony Freda jest bezsensowny, bo z postawy Freda widać gołym okiem, że nic dobrego tamtej nie spotkało. Zabrakło jakiejś dwuznaczności, tajemniczości w postawie Freda, żeby wprowadzanie takiego wątku miało jakikolwiek sens.
"Nie wiem, czy autorce wyszło to celowo, ale takie coś byłoby ciekawie dystopijne." - obawiam się, że jednak nie; Cassie nie może być w systemie, ponieważ tajemnica pierwszej żony Freda to właściwie w tym momencie wszystko, co utrzymuje wątek Hany na powierzchni, więc trzeba ją rozciągać, ile wlezie.
Usuń"Zabrakło jakiejś dwuznaczności, tajemniczości w postawie Freda, żeby wprowadzanie takiego wątku miało jakikolwiek sens." - cóż, Fred jako taki nie powala głębią wymiarów, więc czemu się dziwić...
To ja się przyczepię:
OdpowiedzUsuń"Kobieta mruga oczami koloru szaroburej wody" - czym kolor szaroburej wody różni się od, dajmy na to, koloru szarobrej kociej sierści?
~CzarnyKot
Wiem! Woda jest mętna!
UsuńSzarobura woda ma w sobie trochę zieleni, a szarobure kocie futro trochę złota. To mówi człowiek, który swój kolor oczu określa jako "mokradła w świetle księżyca" (co swoją drogą lepiej brzmi po angielsku)
UsuńDziękuję za rozwianie wątpliwości. Człowiek się jednak uczy całe życie.
Usuń~CzarnyKot
Autorka pewnie chciała podkreślić w ten sposób niską atrakcyjność urzędniczki. Szarobure oczy brzmią dość neutralnie, ale szarobure jak brudna woda, sugerują coś więcej.
UsuńMnie wkurzają te uproszczenia, że Ci źli są brzydcy.
Eva
Ogólnie wykorzystywanie wyglądu do opisu cech osobowości jest dziwnym uproszczeniem. Albo ci źli są brzydcy, albo są wampiryczni i piękni - jak Malfoy'owie. Jakby nie można było stworzyć ludzi, którzy wyglądają jak ludzie i są przeciętni.
Usuńrose29
Eva: "Autorka pewnie chciała podkreślić w ten sposób niską atrakcyjność urzędniczki" - właśnie dlatego się czepiam.
Usuńrose29: "Albo ci źli są brzydcy, albo są wampiryczni i piękni - jak Malfoy'owie" - wuchodzi na to, że jak się nie obrócić, pewna część ciała zawsze z tyłu :)
~CzarnyKot
Swoją drogą - "Koła zębate w Bożej maszynerii nie przestają się kręcić, dopóki wszystko nie wpadnie na swoje miejsce" to jedna z najfajniejszych wersji powiedzenia "Młyny Boże mielą powoli, ale sprawiedliwie" :)
OdpowiedzUsuń*zachwycona zapisuje wspomniane zdanie w kajeciku*
~CzarnyKot
CzarnyKocie, uważaj tylko, żebyś nie przemieniła się w Przydupasa ;)
UsuńOstrożna będę ;)
Usuń~CzarnyKot