niedziela, 27 grudnia 2020

And the Oscar goes to...czyli pożegnania nadszedł czas

 
12 września 2009 – ta mała, niepozorna data okazała się być punktem rozpoczęcia wspaniałej, jedenastoletniej przygody. To właśnie tego dnia na Twilightseries.fora.pl ukazała się nasza pierwsza analiza „'Księżyc w Pełni', czyli KwN oczami anty”. Gdyby ktoś nas wtedy zapytał, czego oczekiwałyśmy po tym projekcie, zapewne odpowiedziałybyśmy szczerze, że kompletnie niczego; to była zabawa, która narodziła się na skutek chwilowej inspiracji. Nie miałyśmy żadnych dalekosiężnych planów, ba – nie wiedziałyśmy nawet, czy w ogóle doprowadzimy analizę „Księżyca w nowiu” do końca. Z całą pewnością nie zakładałyśmy, że przyjdzie nam analizować przez lata kilka różnych serii YA, że będzie nas śledzić – sądząc po komentarzach, pozostawionych na wszystkich naszych blogach – całkiem sporo osób, że poznamy tylu fantastycznych ludzi, usłyszymy tyle ciepłych słów, przeczytamy tyle świetnych alternatywnych fików autorstwa czytelników.
Jednak nawet najfajniejsza przygoda musi kiedyś dobiec końca ;) I tak oto przyszedł czas na oficjalne pożegnanie. Zanim to jednak nastąpi, uznałyśmy, że warto byłoby podsumować naszą analizatorką działalność i jednocześnie symbolicznie nagrodzić w kilku kategoriach dzieła, które dzięki swoim fabularnym bzdurkom zapewniły nam tyle godzin radości.

Załóżcie zatem wasze najpiękniejsze suknie i najelegantsze fraki – czas na wielkie rozdanie nagród literatury YA!

Aha – poniżej oczywiście spoilery dotyczące treści wszystkich zanalizowanych przez nas dzieł. Jeżeli ktoś dopiero planuje zabrać się za lekturę którejś z analiz, radzimy pominąć konkretne kategorie ;)

Największa Mary Sue: America Singer, „Selekcja”

„Ejże, jakim cudem?” - zapyta ktoś. - „Analizowałyście przecież 'Zmierzch'!”. To prawda, podobnie jak prawdą jest, że ciężko znaleźć postać bardziej wystrzeloną w kosmos pod względem superfajności niż Bella Cullen... a jednak, mimo wszystko, to nie ona załapała się na statuetkę w tej kategorii. Dlaczego? Cóż, Bella może i jest najwspanialszym wampirem w historii wampiryzmu, ale spędza w tej roli zaledwie 1/3 ostatniego tomu serii; przez lwią część czasu antenowego Bella Swan to nudna, bezbarwna, wiecznie marudząca i cokolwiek socjopatyczna nastolatka, która z niewiadomych powodów przyciąga do siebie wszelkie potwory z okolicy i określa samą siebie mianem satelity krążącej wokół pośladków swego chłopaka. Panna Swan jest bierną i – nawet zdaniem samej zainteresowanej, choć jest w tym zdrowa dawka krygowania się – zwyczajną dziewczyną. Oczywiście, owo podkreślanie przeciętności swojej pacynki było ze strony Meyer celowe; czytelnik miał popaść w zachwyt nad nową, „ulepszoną” wersją Belli już po jej transformacji w krwiopijcę.

Kiera Cass poszła nieco inną drogą – postanowiła stworzyć bohaterkę tak idealną, aby niczego w niej ulepszyć się nie dało.

America Singer to chodzący ideał: jest piękna (co potwierdza kilka niezależnych źródeł: od tru loffów, przez rodzinę i przyjaciół, po Scary Sue), a co ważniejsze – piękna naturalnym pięknem, nie potrzebującym makijażu; utalentowana muzycznie (gra lepiej od zawodowych członków orkiestry, choć jest nastolatką pobierającą wyłącznie domowe nauki); odważna (nie ma żadnego problemu z tym, by ustawić do pionu samego księcia); dobroduszna (kochają ją maluczcy w osobie służby i fanów); pomysłowa (to ona podsuwa księciu rewolucyjny projekt walki z głodem w uboższych kastach).

Nie trzeba chyba wyjaśniać, że powyższy obraz istnieje wyłącznie w autorskich założeniach, bowiem w rzeczywistości Amisia to rozwydrzone, niewychowane, zarozumiałe dziewczę o więcej niż skromnej inteligencji, dla której najlepszą rozrywką jest drażnienie się z zakochanymi w niej chłopakami. Nie zmienia to faktu, że wszystkie wady bohaterki (co staje się jasne, gdy człowiek przeczyta sobie parę wypowiedzi autorki serii) to wyłącznie kwestia rozjazdu wizji i finalnego produktu; America naprawdę miała być wyjątkowej urody kwiatem kobiecości, porażającym innych swym wdziękiem i urokiem, wywołującym zazdrość u rywalek samym swym istnieniem.

Najwyraźniej jednak ktoś szepnął Cass na uszko, że protagonistka, która (w założeniu) nie posiada żadnych wad jest na dłuższą metę cokolwiek nudna – a ta przejęła się owym feedbackiem na tyle, że w rezultacie otrzymaliśmy...

Najkoszmarniejsza protagonistka: Eadlyn Schreave, „Następczyni” (seria „Selekcja”)

Podanie tytułu konkretnej książki jest w tym wypadku niezbędne, bowiem „Korona”, kolejny z tomów relacjonowany z punktu widzenia tej bohaterki, choć także ma swoje słabsze momenty, jest lekturą zdecydowanie przyjemniejszą od swojej poprzedniczki – co w sumie nie znaczy aż tak wiele, biorąc pod uwagę, jak nisko zawieszona została poprzeczka.

Eadlyn Schreave to zdecydowanie najgorsza z protagonistek, z jakimi przyszło nam się mierzyć; właściwie jedyną pozytywną rzeczą, jaką można powiedzieć o tej postaci jest to, że – biorąc pod uwagę treść sequela – przynajmniej część z jej koszmarnych zachowań musiała zostać napisana z premedytacją. Nie zmienia to jednak faktu iż, sądząc z wypowiedzi Cass, autorka uważa córkę Amisi i Maxona za istotę znacznie sympatyczniejszą niż potwór, z którym czytelnicy muszą barować się przez kilkaset stron.

Eadlyn jest głęboko przekonana, że sam fakt urodzenia w rodzinie królewskiej automatycznie czyni z niej istotę gatunkowo lepszą od plebsu, który ją otacza; w efekcie otrzymujemy skrzyżowanie Veruki Salt z dowolnym bogatym, oderwanym od rzeczywistości celebrytą. Edzia, w analizach ochrzczona przez nas czułym mianem Antychrysta, uwielbia wypominać każdej napotkanej osobie, że jest przyszłą władczynią absolutną Illei, uważa, że nie istnieje większy zaszczyt, niż możliwość spełniania jej zachcianek, traktuje protekcjonalnie wszystkich poza najbliższą rodziną (a i tu wiele zależy od jej humoru) i z niewiadomych przyczyn nieustannie wyżywa się na młodszej, zapatrzonej w nią dziewczynce. Jej nieustanne muchy w nosie, obrażalstwo i pycha składają się na bohaterkę tak dalece odrzucającą, że gdy na Eadlyn spadają jakiekolwiek narracyjne nieszczęścia czytelnik miast jej współczuć - zaciera łapki z radości, że wreszcie dopadła ją karma. Drodzy autorzy YA: nie idźcie tą drogą.

Najbardziej toksyczny z tru loffów: Jared Howe, „Intruz”

To w sumie smutne, że przy okazji tej kategorii można mówić o bodaj najbardziej zaciekłej rywalizacji. Gdybyśmy zrobiły ankietę wśród czytelników, istnieje spora szansa, że kilku kandydatów szło by łeb w łeb. Ale cóż – zwycięzca może być tylko jeden.

Jared Howe wyróżnia się na tle innych tru loffów YA pewną ciekawą cechą; do chwili, gdy na skutek niewyjaśnionych okoliczności staje się kompletnie OOC na ostatnich kilkudziesięciu kartach powieści, nie da się o nim powiedzieć absolutnie nic dobrego. Pozostali książęta na białych rumakach przynajmniej od czasu do czasu zdobędą się na (pseudo)romantyczny gest albo poślą w stronę lubej wymyślny komplement; Jared natomiast konsekwentnie tkwi w trybie jaskiniowca.

Kiedy go poznajemy, zdziela swoją opętaną przez kosmitę lubą pięścią w twarz, a później jest już tylko lepiej: groźby mordu, napastowanie seksualne, osaczanie ofiary niczym przestępca ze slashera. Przy tym wszystkim Jared traktuje Melanie jak swoją własność, i to najzupełniej dosłownie; dość, że mówimy tu o „prawie do ciała”. A co najsmutniejsze, podczas gdy brat i wuj panny Stryder nie mają żadnego problemu z uwierzeniem, że zaradna dziewczyna zdołałby się oprzeć kosmicznemu praniu mózgu, Howe uparcie neguje możliwość, że Mel była na tyle silna i zdeterminowana, by przeżyć napaść – nawet wtedy, gdy dowody zostają mu podsunięte pod sam nos.

Gratulacje, Stefa: udowodniłaś, że jednak DA się jeszcze koszmarniej, niż w „Zmierzchu” - pomijając, rzecz jasna, zakochiwanie się w noworodku.

Największy przegrany wśród zapasowych tru loffów: Julian Fineman, „Delirium”

To jedna z tych magicznych kategorii, gdzie odpowiedź nasuwa się sama i nie pozostawia specjalnych wątpliwości. W przypadku większości trójkątów miłosnych w powieściach młodzieżowych, chcąc kibicować któremuś z dżentelmenów człowiek znajduje się w sytuacji przypominającej konieczność wyboru między kiłą i rzeżączką. „Delirium” pod tym względem wyróżnia się na plus, dając czytelnikom przynajmniej jednego młodzieńca, za którego z czystym sumieniem można trzymać kciuki.

Julian Fineman to chłopak ze wszech miar udany: sympatyczny, odważny, zaradny, skłonny do wielkich poświęceń, cierpliwy i szczerze oddany swej lubej, choćby ta przez większość czasu traktowała go jak uciążliwą zawalidrogę. Nic zatem dziwnego, że w ostatecznym rozrachunku przegrywa walkę o serce głównej bohaterki (co, ciekawostka, nie jest tożsame z walką o samą bohaterkę) z niezrównoważonym psychicznie typem, którego ulubionym sposobem wyznawania miłości jest emocjonalny szantaż. Mało tego – jako bodaj jedyny z tru loffów beta, na skutek ostatecznego zawieszenia wątku miłosnego w próżni, nie otrzymuje od autorki plasterka na złamane serce w postaci nowej partnerki. Wygląda na to, że zdaniem Oliver scenariusz idealny to taki, w którym Lena zawsze będzie miała przy sobie zapasowego, zapatrzonego w nią kawalera, gotowego pójść za nią w ogień nawet wtedy, gdy będzie wzdychać do innego mężczyzny.

Ale hej, nie smuć się, Juleczku – nasi czytelnicy już dawno wymyślili ci dużo przyjemniejsze, alternatywne uniwersum, w którym możesz się schronić. Mają tam różowe słonie!

Najbardziej karykaturalna Scary Sue: Celeste Newsome, „Selekcja”

Chyba mało która postać w YA może się pochwalić taką ilością zakreślonych pól na Scary Sue Bingo. Jej historia niemal idealnie wpisuje się w archetyp: Celeste rozpoczyna swą drogę jako oziębła, pewna siebie lalka Barbie, na przestrzeni serii uznaje swoją małość i korzy się u stóp Mary Sue, aż w końcu dopada ją karma w postaci przedwczesnego zejścia ze sceny.

Celeste jest postacią tak przejaskrawioną, że momentami wręcz komiczną: jest najpiękniejszą z kandydatek, a mimo to zazdrości Amisi jej naturalnej urody; sabotuje konkurentki w sposób, który w rzeczywistym świecie sprowadziłby na nią mnóstwo kłopotów (szkło w bucie, podarcie sukienki); nieustannie wyżywa się na podległych jej pokojówkach; nie zależy jej na księciu, a wyłącznie na sławie i pozycji społecznej.

Jak to jednak bywa w przypadku powieści młodzieżowych, im bardziej autorka stara się zohydzić czytelnikom tę bohaterkę, tym więcej głębi przypadkowo jej nadaje. I tak Celeste z jednej strony zachowuje się jak postać z kreskówki, z drugiej – gdy Cass daje jej na chwilę odpocząć od roli naczelnej zołzy – pokazuje nam swoją drugą twarz dziewczyny śmiertelnie przerażonej nieuchronnym tykaniem zegara i przemijającą urodą, która jest źródłem jej utrzymania i bezpieczeństwa w systemie kastowym; dziewczyny, która potrafi być bezwzględna, ale też przyznać się do błędu i skorygować swoje postępowanie.

Ale drugie dno pozostaje drugim dnem; to, co buja się na powierzchni, to bohaterka rzucająca przedmiotami w służące i podkładająca rywalkom świnie. Och, Celeste, ty zgrywusko.

Najbardziej godny współczucia czarny charakter: Clarkson Schreave, „Selekcja”

Clarkson Schreave to postać bez mała tragiczna – władca państwa opartego na bezsensownym systemie, zaangażowany w wojnę, nękany regularnymi atakami buntowników żyje ze świadomością, że musi utrzymać się na stołku jak najdłużej, bowiem obowiązki po nim może przejąć wyłącznie jego bezrozumny syn. Życie upływa mu na pracy, wypełnianiu dokumentów, pracy, rozpaczliwych próbach wbicia do głowy tępej latorośli zasad rządzenia krajem, pracy, użeraniu się z marysójkami i pracy.

Mogło by się zatem wydawać, że tego rodzaju bohater doczeka się ze strony narracji bodaj minimum współczucia; tymczasem Cass z niewiadomego powodu uparła się wykreować Clarksona na antagonistę serii. W efekcie nieszczęsny król ni z tego, ni z owego zmienia się w przemocowca rozpijającego żonę i lejącego syna nahajem po plecach – a wszystko to za kulisami, co tylko potęguje kuriozalność owej transformacji i sprawia, że czytelnik zaczyna zadawać niewygodne pytania: ot, chociażby dlaczego Schreave miałby katować jedyną nadzieję na przetrwanie dynastii i czy przypadkiem nie mamy tu do czynienia ze złym bratem bliźniakiem, bowiem Clarkson, z którym obcujemy na przestrzeni trylogii nijak nie pasuje do narracji, którą na temat tej postaci snują naczelni bohaterowie z Ameriką na czele.

Głowa do góry, wasza wysokość; szczęśliwie nasi czytelnicy zadbali o twoje dobre imię w fanfikach.

Najlepsza postać drugoplanowa: Kaden Schreave, „Selekcja”

Określenie „drugoplanowa” jest tu chyba cokolwiek na wyrost – ten bohater, pomimo statusu księcia i brata protagonistki, pojawia się dosłownie w kilku scenach. Ale kiedy już się pojawia!

Kaden to godny wnuk swego dziadka Clarksona – pracowity, rozsądny, odpowiedzialny i, co najważniejsze, pozbawiony piętna czarnego charakteru pomimo częstego wypominania naczelnej Mary Sue jej przywar. To on w jednym ze swoich nielicznych wystąpień wspaniale sprowadza Eadlyn do parteru, oznajmiając jej, iż zadzieranie nosa tylko dlatego, że miało się szczęście urodzić w wysoko postawionej rodzinie to kiepska taktyka, zwłaszcza, jeżeli poza statusem człowiek nie może pochwalić się żadnymi własnymi osiągnięciami. A Kaden coś o tym wie – mimo tego, że jest trzeci w kolejce do tronu, swoje obowiązki traktuje niezwykle poważnie, pilnie studiując języki i wykorzystując przyjęcia jako okazję do nawiązywania dyplomatycznych stosunków. Tak naprawdę z czwórki dzieci Amisi i Maxona Kaden jest jedynym, który rzeczywiście zasługuje na koronę i doprawdy – aż żal człowieka ogarnia, iż to nie on został wyznaczony na głównego bohatera sequeli.

Bohater zasługujący na największe współczucie: Charlie Swan, „Zmierzch”

Charlie Swan z dużą dozą prawdopodobieństwa został stworzony po to, aby pełnić rolę zramolałego, czepiającego się starego stojącego na drodze Prawdziwej Miłości. Ponieważ jednak Prawdziwa Miłość w uniwersum „Zmierzchu” oznacza toksyczny związek pozbawionego ludzkich odruchów potwora i stalkującego ją wampira, Charlie koniec końców staje się najbardziej pożałowania godną postacią w tej serii: kochający, choć nieco wycofany i niezręczny w kontaktach z nastoletnią córką ojciec, bezradnie obserwujący, jak jego latorośl wplątuje się w niszczący ją związek, który w pewnym momencie przypłaca wielomiesięczną depresją (odmawiając przyjęcia jakiejkolwiek profesjonalnej pomocy), przestaje słuchać jego jakichkolwiek rad i próśb, nawet tych związanych z jej zdrowiem i bezpieczeństwem, a ostatecznie – zapada na jakąś tajemniczą chorobę, w czasie której Charlie nie może jej nawet odwiedzić. Jest to zresztą jeden z tych scenariuszy, gdzie ekranizacja bardzo pomogła w cementowaniu danej interpretacji; Billy Burke i jego smutne, bezsilne spojrzenie to nieodłączna część filmowego „Zmierzchu”.

Ale jest i dobra wiadomość – w „Przed Świtem” Charlie ostatecznie znajduje szczęście, wiążąc się z Sue Clearwater, matką Leah i Setha, co wydaje się być jedynym słusznym zakończeniem, bo jeżeli ktoś w tej serii faktycznie zasłużył na happy ending, to jest to komendant Swan.

Najbardziej niedorzeczny świat przedstawiony: Illea i jej kasty, „Selekcja”

Ustalmy coś: stworzenie dystopicznego świata przedstawionego, który będzie miał ręce i nogi nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Nie wystarczy wymyślić kilku praw utrudniających życie naszym bohaterom; te prawa muszą mieć jakikolwiek sens w kontekście istniejącego uniwersum. System kastowy w „Selekcji” to wspaniały przykład tego, co się dzieje, kiedy autor sprowadza dystopię do środowiska, w którym biedna, poniewierana Mary Sue ma błyszczeć jako ten brylant na tle bardziej uprzywilejowanych postaci.

Kasty w Illei to jeden wielki miszmasz; zawody są porozrzucane pomiędzy ośmioma poziomami nie na zasadzie logiki, ale upodobań autorskich (modelki znajdują się w tej samej grupie, co wojskowi, z kolej artyści podzieleni są na dwa podtypy – gwiazd filmowych i słynnych piosenkarzy oraz „osób parających się sztuką”, choć dalibóg, ciężko powiedzieć, gdzie właściwie przebiega granica), możliwości oszukania systemu są właściwie nieskończone (do wyższej kasty można się wkupić, a nie istnieją żadne odgórnie narzucone widełki co do płac), nie ma żadnych szkół zawodowych i zakładów, więc dzieci urodzone w danej kaście przejmują fach po rodzicach, niezależnie od zainteresowań i talentów (co przejdzie w przypadku sklepikarzy, ale nie rzeźbiarzy i malarzy), a żebracy i bezdomni mają swoją własną kategorię, choć w zasadzie nie wiadomo po co, skoro tak naprawdę obywatele nie posiadają żadnej dokumentacji potwierdzającej przynależność do danej społeczności.

Drodzy autorzy YA, mała rada na przyszłość: tworząc dystopiczne społeczeństwo, nie musicie dzielić bohaterów ze względu na ich charakter/zawód/numer buta. A jeżeli już naprawdę nie możecie się powstrzymać, to wymyślcie przynajmniej coś oryginalnego; co powiecie na powieść, w której Mary Sue musi zdecydować o swojej frakcji na podstawie testu „Jaką jesteś pizzą?”.

Najgorszy finał serii: „Delirium”

Tu nie ma specjalnego sensu się rozwodzić, skoro zrobiłyśmy to zaledwie tydzień wcześniej ;) A zatem w skrócie: Lauren Oliver napisała otwarte zakończenie, które sprawiło, że większość istotnych wątków (w tym trójkąt miłosny) nie doczekała się jakiegokolwiek satysfakcjonującego rozwiązania. Co więcej, zakończenie to jest mocno optymistyczne w swym przekazie i zwiastujące rychłe zmiany w społeczeństwie Oliverversum; sęk w tym, że gdy człowiek zdejmie różowe okulary i spojrzy na fabułę z rozsądnego dystansu, orientuje się, że wygrana głównych bohaterów jest czysto iluzoryczna – to trochę casus Cullenów cieszących się z „wygranej” nad Volturi, którzy to Volturi mogą w każdej chwili powrócić i zamienić ich w kupki brokatu. Lena i buntownicy nie tylko nie wygrali, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa czeka ich rychły i nieprzyjemny koniec – co samo w sobie nie byłoby złym zakończeniem, gdyby nie fakt, że autorka zdaje się nie widzieć, co wyszło spod jej palców.

Aha, i jeszcze jedno: sądząc po wpisach na Delirium Wiki, to jedna z tych kategorii, w przypadku której nasz wybór miałby pełne poparcie fanów serii. Miłośnicy YA mogą wybaczyć dziury fabularne i bezsensowne uniwersum, ale na pewno nie to, że w ostatecznym rozrachunku nie wiadomo, kto wygrał tę bitwę – Team Alex czy Team Julian.

Najbardziej kłamliwy blurb: „Rywalki” (seria „Selekcja”)

Nie jest tajemnicą, że notka wydawnicza ma zareklamować dzieło i zachęcić do zakupu; w tym celu trzeba wyeksponować najbardziej ekscytujące elementy fabuły. Problem zaczyna się wtedy, gdy opis przestaje mieć cokolwiek wspólnego z faktyczną treścią książki.

Blurb „Rywalek” sugeruje czytelnikowi, że czeka go historia mrożąca krew w żyłach: oto mamy grupę dziewcząt, uciekających z dystopicznego świata do bajkowego pałacu, by toczyć bezwzględną walkę o serce księcia; wśród nich jest i America, która wcale nie pragnie morderczego wyścigu o koronę, chce jedynie powrócić do swej miłości, ubogiego Aspena.

W rzeczywistości kastowy, okrutny świat to uniwersum, gdzie bieda objawia się brakiem cytryny do herbaty, kandydatki spędzają dnie w pałacu, pierdząc w stołek, a Amisia bardzo szybko zaczyna poważnie interesować się Maxonem. Ale cóż, bardziej prawdziwy opis: „Rozpuszczona dziewczyna trafia do pałacu, gdzie wszyscy w kółko powtarzają jej, jaka jest wspaniała, a jej jedynym problemem jest to, na którego z zakochanych w niej facetów się zdecydować” zapewne nie brzmiałby równie dobrze z marketingowego punktu widzenia.

Najgorsza okładka (wydanie polskie): „Delirium”

Stara, ludowa mądrość rzecze, że z gustem jak z rzycią – każdy ma swój, jest to zatem chyba najbardziej subiektywna z kategorii. Niemniej jednak, niezależnie od osobistych upodobań, ciężko oprzeć się wrażeniu, że okładki serii „Delirium” to w rzeczywistości nagłówki z onetowych blogasków lat 2005-2010, gdzie obowiązującym trendem był fotoszopowy groch z kapustą, wysublimowanie projektu mierzono ilością obiektów (zegarki, schody, ptasie skrzydła) wtopionych w oblicze aktorki mającej przedstawiać główną bohaterkę, a całość sprawiała wrażenie robionej z zamkniętymi oczami. Nie inaczej jest w przypadku okładek wydawnictwa Otwarte: nie dość, że brak tu spójnego motywu (pomijając ową radosną zabawę programem graficznym) i że każdy tom ozdabia facjata innej niewiasty, to w dodatku okładki te nijak nie nawiązują do treści samych książek.

Generalnie: grafik płakał, jak projektował.


***

I to już naprawdę wszystko z naszej strony, kochani czytelnicy!

Czy jeszcze kiedyś wrócimy? Cóż, nigdy nie mów nigdy. Na razie jednak zamykamy ten rozdział naszego życia. Był to bardzo fajny, kreatywny okres – i właśnie dlatego pragniemy zejść ze sceny, nim dopadnie nas wypalenie, a analizy staną się wyłącznie rutynowym zobowiązaniem; ostatecznie, to wszystko zaczęło się z chęci twórczego zabicia czasu. Nasze analizy nadal pozostaną na blogach – kto wie, może za jakiś czas odkryją je nowi czytelnicy? ;)

Dziękujemy Wam za wszystko: za całe lata, kiedy towarzyszyliście nam w przedzieraniu się przez kiepską literaturę młodzieżową, za liczne komentarze i ciepłe słowa, za wspaniałe fanfiki Waszego autorstwa. To właśnie Wy jesteście powodem, dla którego nasza przygoda z analizami trwała tak długo. Kilkakrotnie dziękowaliście nam za ubarwianie Waszych weekendów; my dziękujemy Wam za to, że swymi przemyśleniami i słowami wsparcia dawaliście nam inspirację, by zaczynać coraz to nowy projekt. Tacy czytelnicy to skarb!


DZIĘKUJEMY WAM RAZ JESZCZE – TRZYMAJCIE SIĘ CIEPŁO!

Beige & Maryboo

62 komentarze:

  1. Pierwsza! :)

    Zastanawiałam się, jak mogłabym Wam podziękować za te wszystkie analizy i doszłam do wniosku, że w prezencie pożegnalnym polecę Wam książkę. Nie bardzo znam Wasz gust literacki, zatem wybaczcie, poruszam się nieco na ślepo. Spokojnie, nie wciskam Wam żadnego gniota, który sprawi że złapiecie się za głowy i zechcecie go zanalizować (aczkolwiek musicie przyznać, iż byłby to Podstępny Plan godny skryby Mrocznej Twierdzy Mrocznego Mroku ;) ). Książka, którą Wam chciałam polecić nosi tytuł "Internat", a jej autorką jest Izabela Degórska. Historia opowiada o dziewczynie, która wpadła do czytadła z Mary Sue w roli głównej i musi sobie biedaczka radzić. Myślę, że spodobałaby się Wam zarówno jako czytelniczkom, jak i byłym (musimy się pomału do tego określenia przyzwyczajać) analizatorkom.

    Zapewne w obliczu tak znaczących wydarzeń, jak odejście naszych analizatorek nikt ze Współczytelników bloga nie ma czasu ani ochoty, by pochylać się nad twórczością CzarnegoKota, jeśli jednak się mylę, oto "Ni epilog, ni wydra, ino coś na kształt świdra":

    Begie i Maryboo kończą działalność analizatorską. CzarnyKot ucieka z Waszego pola widzenia i znika w odmętach internetu. Ale Mroczna Twierdza Mrocznego Mroku nadal stoi. I stać będzie tak długo, jak długo w opowieściach występować będą Schwartzcharaktery. I CzarnyKot Państwu niczego nie obiecuje, ale kto wie? Może pewnego dnia pojawi się ona znowu? Może na własnym blogu CzarnegoKota? Może nie za tydzień, może nie za rok, może nie za pięć lat, może nigdy. Ale może kiedyś?
    Ale na razie kurtyna opada, a mroczna ferajna macha do Was na pożegnanie. I nie żyli wiecznie i na ogół szczęśliwie.

    Na koniec chciałabym się zwrócić ze szczególnymi podziękowaniami do rose29, która zadedykowała mi swój fic pod notką z 16 sierpnia (racz wybaczyć monstrualne spóźnienie, dopiero teraz, czytając analizy powtórnie, odkryłam ów cudowny fic) oraz do Szczęsnej, która raczyła wspomnieć mnie w swej twórczości pod poprzednią analizą :) Dziękuję Wam.

    Kiedy po raz pierwszy trafiłam na ten blog, miałam zamiar zaczekać z czytaniem aż Begie i Maryboo skończą tę serię analizować. Dzisiaj cieszę się, że tego nie zrobiłam.

    ~CzarnyKot, kłaniam się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za polecankę - ja wprawdzie na brak lektur po Świętach nie mogę narzekać, ale może kiedyś sprawdzę :)

      CzarnyKocie, koniecznie daj znać, jeśli założysz własnego bloga, żebyśmy mogli powrócić do Mrocznej Twierdzy Mrocznego Mroku!

      Usuń
  2. Hej, ja jestem z tych czytelnikow-widmo, ktorzy nigdy nie nie odzywaja, ale co tydzien/dwa wiernie sprawdzał, czy są nowe analizy. Jestem z wami od bodaj analizy ostatniego tomu Zmierzchu - wprawdzie nie od poczatku, ale juz troche stazu mam :D

    Chciałabym tylko powiedziec dzięki. Dzięki za robienie mi niedziel, za to, że zawsze mialam co czytac w kolejce do lekarza i nie zdychalam z nudow, dzieki za analizy na poziomie, dzieki ktorym tyle sie nauczylam. Dzięki i do zobaczenia może kiedyś w necie <3 jestescie najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dziękujemy za towarzyszenie nam! Fajnie po latach odkrywać nowych czytelników :)

      Usuń
  3. Hej, chciałam tylko podziękować za lata Waszej pracy, które zapewniły mi niesamowitą zabawę i nowe spojrzenie choćby na Rywalki.
    Będę tęsknić za nowymi rozdziałami od Was
    Dziękuję <3

    Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję że byłyście!Straszna szkoda,ze to już koniec.Życzę Wam na Nowy Rok spokoju,zdrowia kupy kasy i Chrisa Hemswortha w sypialniach Waszych.
    Będę tęsknić.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także życzymy wszystkiego najlepszego na nadchodzący rok; dzięki, Chomiku, za towarzyszenie nam przez te wszystkie lata i komentarze!

      Usuń
  5. Ten opis, czemu "Rywalki" tak naprawdę nie były dystopią, wyjaśniałby, czemu to uniwersum było tak żenujące i męczące...

    Kojarzysz jakieś analizy powieści YA po angielsku?

    Jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam! :)

    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Angielskich znam kilka:

      https://das-sporking2.dreamwidth.org/
      https://www.snarksquad.com/
      http://badbooksgoodtimes.com/
      https://readingwithavengeance.tumblr.com/
      https://www.dragon-quill.net/

      Dziękujemy :)

      Usuń
  6. Wasze analizy towarzyszyły mi od kilku lat i po prostu nie wiem, jak wam dziękować za przedzieranie się przez tyle (po)tworów YA i okraszanie ich błyskotliwymi komentarzami. Przez te 11 lat odwalałyście świetną robotę. Pozostaje życzyć wam wszystkiego najlepszego! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy i dziękujemy za towarzyszenie nam przez te lata!

      Usuń
  7. Również jestem jednym z czytelników-widmo, teraz wypełzam, by podziękować Wam za te wszystkie lata analiz. <3 Czytam was od zamierzchłych czasów analiz Zmierzchu, zawsze wyczekiwałam kolejnej analizy z niecierpliwością i nigdy nie odeszłam rozczarowana po lekturze. Żal, że to już koniec, ale na otarcie łez pójdę odświeżyć sobie starsze analizy!
    Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku, Wam jak i pozostałym Czytelnikom!
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także pozdrawiamy i dziękujemy za śledzenie nas i ujawnienie się :)

      Usuń
  8. więc dzieci urodzone w danej kaście przejmują fach po rodzicach, niezależnie od zainteresowań i talentów (co przejdzie w przypadku sklepikarzy, ale nie rzeźbiarzy i malarzy)

    To akurat niekoniecznie i było tak w przeszłości, że tego typu zakładu były prowadzone przez rodziny. Malarstwo i rzeźba, wbrew pozorom wymagają umiejętności, które można nabyć. Choć jasne jednym przyjdzie to łatwiej niż innym ;)

    Smutno mi, że to już koniec. Trzymajcie się!
    Eva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie wyuczyć się można wszystkiego - ale jak perorowałam tysiąc razy w analizach, tu mamy do czynienia z całą kastą artystów, którzy zgodnie z prawem nie mogą zmienić branży, więc konkurencja jest ogromna, a liczba odbiorców chętnych na posąg Wenus czy jelenia na rykowisku ograniczona. W takim układzie, żeby nie umrzeć z głodu, trzeba być na tyle dobrym, żeby przebić się na rynku - a jeżeli ktoś, jak Gerad, nie wykazuje żadnych uzdolnień artystycznych, będzie miał w życiu bardzo pod górkę.

      Dziękujemy :)

      Usuń
  9. Przepraszam, że dopiero teraz! Tak mi przykro, najpierw nie umiałam się pożegnać a później życie mnie dopadło :(

    Nie wiem jak podziękować wam za 11 lat najlepszych, najbardziej merytorycznych, najinteligentniejszych i najzabawniejszych analiz w sieci! Jesteście wspaniałe, najlepsze i naprawdę będzie mi Was brakowało. Stworzyłyście świetne miejsce ze stałymi bywalcami i tej komentarzowej społeczności też będzie mi brakować. Kocham was dziewczyny i życzę wszystkiego najlepszego, żebyście osiągnęły każdy swój życiowy cel i pospelniały wszystkie marzenia. Samuel i George też wam tego życzą!

    Jeszcze raz dziękuję za wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też bardzo dziękujemy za towarzyszenie nam przez te wszystkie lata i wierne komentowanie! :)

      Usuń
  10. Dzięki Wam za te wszystkie lata dobrej zabawy przy Waszych analizach! <3
    ~L, kolejny czytelnik-widmo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dziękujemy za czytanie i ujawnienie się!

      Usuń
  11. Jak sporo ludzi, to sporo!
    Też bardzo dziękuję! Tak smutno będzie nie czekać na kolejną analizę... I przepraszam za długie milczenie. Czekałam cały czas na właściwy moment xD Widać, jak zwykle, nie warto. Jeszcze raz bardzo dziękuję za ten ogrom wiedzy i zabawy, które wyciągnęłam. Będę tęsknić.
    Kolejne widmo

    Swoją drogą pół żartem, pół serio chyba naprawdę trzeba zacząć tworzyć analizy samemu, bo już mało co pozostaje. Jakieś to wszystko smutne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dziękujemy! Co do analiz - złe książki YA (i nie tylko) powstają cały czas, materiału chętnym z pewnością nie zabraknie ;)

      Usuń
  12. Byłam z wami od czasów “Selekcji” i... Dziękuję wam tak bardzo ❤️❤️❤️ za te wspaniałe lata!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki dziewczyny! Ja też nigdy nie komentowałam, ale śledzę od początku analizy Intruza, wyczekiwałam co tydzień, czytałam sobie często ponownie starsze analizy i wielokrotnie mi poprawiały humor :) Dzięki, robiłyście super robotę! Będę tęsknić.

    OdpowiedzUsuń
  14. Oo widzę, że Selekcja bardzo silna w zestawieniu :D
    Dzięki za to podsumowanie, świetny pomysł! I dzięki, że analizy zostają, często do nich wracałam, szkoda by było gdyby teraz znikły :'(
    I jeszcze raz dzięki za te wszystkie lata, które nam dałyście. To była naprawdę najlepsza analizatornia, będziemy tęsknić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie aż odnotowałam to z pewnym zaskoczeniem, bo przeanalizowałyśmy tyle toksycznego materiału, iż mogłoby się wydawać, że ta literacka wata cukrowa nie wytrzyma porównania. A jednak!

      My także dziękujemy za te lata towarzyszenia nam <3

      Usuń
  15. Szkoda, że to już koniec, właśnie kiedy nadrobiłam wszystkie analizy i zaczęłam być na bieżąco :(. Dostarczyłyście mi wiele godzin świetnej, choć czasami również frustrującej, ze względu na koszmarny materiał źródłowy, lektury. Dzięki za analizy i jeśli jeszcze kiedyś będziecie coś publikować z chęcią przeczytam.

    Dziękuję też innym komentującym za piękne fanfiki.

    OdpowiedzUsuń
  16. Powodzenia, cokolwiek będziecie robić! Wasze analizy zawsze były naprawdę merytoryczne i podane w dobrej formie, byłyście jedyną analizatornią, do której jeszcze zaglądałam, kiedy dawno przestała mnie ta forma rozrywki bawić. Kawał historii ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Leleth, jak miło Cię znów widzieć! Dziękujemy!

      Usuń
    2. Żyję, tylko poza blogosferą, już nie pamiętam, kiedy używałam tego konta ;).

      Usuń
  17. Czyli... Czyli to był koniec?
    Koniec Delirium? Nie dowierzam, to tak bardzo nie kończyło niczego. Może to miało pokazać początek rewolucji, że może Portland to było małe ognisko, ale za tym, co się tam stało pójdą i inni. Ale do takiego zakończenia potrzebne by było nie zakończenie otwarte, a porządny epilog jakiś czas później. No i nadal nie miałoby to głębszego sensu.
    I koniec waszych analiz? Rozumiem, widać było, że ostatnio pojawiały się coraz rzadziej (aż o nich zapomniałam...), ale i tak jest smutno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Może to miało pokazać początek rewolucji, że może Portland to było małe ognisko, ale za tym, co się tam stało pójdą i inni." - taka zapewne była idea, cóż jednak z tego, skoro produkt finalny wygląda tak, jak wygląda.

      Ano ;)

      Usuń
  18. Dziękuję za wszystkie te lata gdy poprawiałyście mi humor, również rzadko kiedy zostawiałam po sobie u was jakikolwiek ślad, ale jestem z wami jakoś od końca analizy „Intruza”, nadrabiałam wszystkie wnioski z wszystkich komentowanych części Zmierzchu. Odpadłam jednakże gdzieś w trakcie Delirium naprawdę nie mogąc znieść że takie nudy kiedykolwiek ukazały się na papierze... A najbardziej żałuję, że nigdy nie doczekałam się z waszej strony porządnej analizy „szeptem„ o której często wspominałyście ale nigdy chyba nie dotknęłyście istoty zła tego dzieła.
    No nic, pozostaje mi życzyć wam sukcesów oraz żeby tyle lat obcowania z tak wymagającą literaturą nigdy się na was nie odbiło w żaden negatywny sposób ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie zajrzałam na waszego bloga od chyba ponad roku, ale regularnie go czytałam, gdy byłam młodsza. Na pewno zaczęłam do wpadnięcia na "Księcia do wzięcia". Trochę smutno, że to już koniec. Spróbuję tu zaglądać co roku. Kto wie, być może zaczniecie prowadzić nową analizę za jakiś czas, będzie to miła niespodzianka. A jak nie, to trudno, zostało mi kilka analiz do nadgonienia. Mogę zawsze przeczytać waszą analizę "Selekcji" jeszcze raz, dawno tego nie robiłam, a czytałam ją kilkakrotnie kilka lat temu.
    W sumie piszę ten komentarz głównie po to, aby się ujawnić. Nigdy nie komentowałam, jedynie śledziłam waszego bloga. Zatem teraz dziękuję, za miło spędzony z wami czas <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz - to zawsze miło, kiedy ujawnia się nowy-stary czytelnik!

      Usuń
  20. Ja też piszę odrobinę po czasie, ale cóż :D
    Przebrnęłam przez wszystkie analizy „Delirium” i „Selekcji”. Napoczęłam też „Intruza”. I wiecie co? Przypominam sobie, jak w późnej podstawówce i gimbazie zaczytywałam się w dziecięco-młodzieżowych pisemkach typu „Victor”. Oni tam mieli całe dwie strony poświęcone na zajawki i promowanie nowych książek, filmów, muzyki, tego typu rzeczy. I świetnie pamiętam, że swego czasu reklamowali tam... no właśnie „Selekcję”, „Delirium”, „Niezgodną”... W gazetce, która miała być edukacyjna i promować bądź co bądź jakieś wartości, dobrą literaturę też. Wtedy w życiu bym nie pomyślała, że te polecane ksiunszki są miałkie, logika i prawdopodobieństwo leżą i kwiczą, a niezdrowy związek z socjopatą/samolubnym dupkiem jest przedstawiany jako coś romantycznego. Dobrze, że nie ciągnęło mnie do takich książek (jedyne YA z prawdziwego zdarzenia, jakie przeczytałam, to było „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”), bo jako 12- czy 15-latka pewnie czytałabym to wszystko z zapartym tchem. Ja te gazetki dalej gdzieś mam – aż mnie korci, by je przejrzeć i zobaczyć, co tam wypisywali w recenzjach. Jak znajdę, to mogę się tu jeszcze podzielić odkryciami :)

    A tak na marginesie – ostatnio razem z kumplem próbujemy popełnić powieść, której akcja toczy się w dystopijnym kraju, więc Wasze analizy są momentami wprost pomocne. Od razu się widzi, jak nie pisać o dystopii (i można się trochę dowartościować, że tworzy się coś bardziej spójnego niż takie np. Cassoversum) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony - trochę smutek, bo pamiętam "Victora" z czasów szkolnych i zawsze uważałam to za dobre pismo dla dzieciaków/młodzieży (inna rzecz, że czytałam wszystkie te gazety ładnych kilka lat przed tym, jak nurt YA zdominował rynek). Z drugiej - mam pewne wątpliwości, czy recenzenci naprawdę dogłębnie zapoznawali się z tymi dziełami ;) Ale...

      "Ja te gazetki dalej gdzieś mam – aż mnie korci, by je przejrzeć i zobaczyć, co tam wypisywali w recenzjach. Jak znajdę, to mogę się tu jeszcze podzielić odkryciami :)" - ...jakby Ci się chciało - chętnie przeczytam :) Myślę, że już po samym opisie będzie można sporo wywnioskować ;)

      Powodzenia z powieścią!

      Usuń
    2. Pogrzebałam, pogrzebałam i wpierw dogrzebałam się do recenzji „Cztery”. Szczerze nie wiem, czy „Cztery” był kijową książką, a Victorowi recenzenci powstrzymują się od ocen i fundują tylko streszczenia, ale:
      „Teraz Cztery musi dowieść, że zasłużył na swoje miejsce wśród Nieustraszonych.”
      Z uniwersum „Niezgodnej” kojarzę tyle, że Nieustraszeni to byli ci, którzy bez sensu skakali z pędzącego pociągu i tępili okazywanie uczuć. No ja nie wiem, czy warto udowadniać, że zasługuje się na bycie jednym z nich :D
      Ogólnie przez dział z recenzjami przewinęły się chyba wszystkie części „Niezgodnej”, tak że no. Nie chce mi się przepisywać całości tych notek, w każdym razie krytyki tam nie widać. Streszczenia są napisane w pozytywnym świetle – jakieś „nadchodzi ważny egzamin dojrzałości i wierności dla głównej bohaterki”, tego typu rzeczy. Było też sporo innych książek wydawnictwa YA!, ale tytuły pierwszy raz widzę na oczy, więc nie wiem, czy to gnioty, czy może akurat wartościowa literatura.
      O, jest i recenzja „Achai”, napisana wprawdzie przez czytelniczkę, ale bądź co bądź zatwierdzona. Zacytuję końcówkę (podkreśloną w druku na czerwono):
      „Jest to po prostu niebanalna historia dla niebanalnego czytelnika.”
      Aż mam ochotę sobie odświeżyć analizy tego tForu na NAKWie. Taa, ludzie odpowiedzialni za dopuszczanie tych recenzji do gazetki zdecydowanie nie zapoznawali się z treścią.
      Jestem niemal pewna, że gdzieś kiedyś okładki „Delirium” i „Rywalek” też mi tam mignęły, ale jak dotąd nie znalazłam. Poszukam jeszcze.

      Dziękuję (w imieniu kumpla również), i ofkors dziękuję też za Wasze analizy. Czas przebrnąć jeszcze przez „Zmierzch” :D

      Usuń
    3. Tych „recenzentów” to mogłam dać w cudzysłowie, bo nie wiem, czy samo streszczenie bez podsumowania, nawet subiektywne i ukazujące książkę w pozytywnym świetle, się tak w zasadzie liczy jako recenzja, raczej niezbyt. XD
      Za to jak widać czytelnicy gazetki już wręcz lecieli w peany na cześć złej literatury.

      Usuń
    4. Czytelnicy mnie (niestety) nie zaskakują, to jest jednak popularna literatura młodzieżowa. Natomiast co do recenzentów - jeśli głównie lecieli tego typu ogólnikami, co przytoczone przez Ciebie fragmenty, to jestem dziwnie pewna, że raczej nie wczytywali się dogłębnie. A nawet jeśli...cóż, wydawanie magazynu to jest biznes. Nie zdziwiłabym się, gdyby pewne tytuły odgórnie kazano im promować. No i kolejna rzecz, krótka recenzja w gazecie dla nastolatków to jednak nie jest najlepsze miejsce na dogłębne analizy problematycznych wątków. Do tego lepszy byłby osobny artykuł, ale tu znów powracamy do kwestii pieniężnych - istnieje spora szansa, że naczelny/a pisma nie przepuścił(a)by tekstu, który mieszałby z błotem popularny tytuł.

      Usuń
  21. O, cholera ;(
    Byłam kiedyś bardzo długo Waszą czytelniczką (chociaż wątpię, czy mnie pamiętacie^^), a z uwagi na zawalenie robotą zaczęłam przegapiać nowe wpisy Delirium (teraz chyba nadrobię xD), wpadłam dzisiaj, bo zobaczyłam reklamę nowej powieści Kiery i sobie skojarzyłam Wasze analizy "Rywalek" ;) No i smuteczek, bo widzę, że to koniec. ;( Chciałam Wam tylko podziękować za wiele lat godziwej rozrywki i udzielenia (mimowolnie, przy okazji tych wszystkich analiz) wielu wskazówek, jak NIE pisać swoich fanfiction i opowiadań (xD), na co zwracać uwagę, czego absolutnie unikać. Uważam Was za najlepsze analizatorki, żadna konkurencja się do Was nigdy nie zbliżyła, po prostu mi najbardziej przypadł do gustu Wasz styl analizy. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócicie. Życzę Wam wszystkiego najpiękniejszego i jeszcze raz dziękuję za te wszystkie analizy - od Zmierzchu, przez Intruza, po Kieroversum.
    Adria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętamy, pamiętamy ;)

      Dziękujemy, że wpadłaś!

      Usuń
  22. Jako czytelniczka zaznajomiona ze wszystkimi waszymi analizami (poza "Intruzem", którego koniecznie muszę nadrobić), ubolewam, że skończyłyście już swoją działalność. Tak samo, jak ubolewam nad tym, że dopiero teraz piszę komentarz pożegnalny.
    Wasze analizy mi samej pomogły rozwinąć swój aparat analizatorski, dzięki któremu dużo krytyczniej podchodzę do czytanych przez siebie dzieł i do tego, co sama piszę. Jestem wam też dozgonnie wdzięczna za godziny rozrywki i śmieszków z książek wątpliwej jakości. Jak widać nawet beznadziejną literaturę młodzieżową można uczynić czymś rozrywkowym czy nawet pouczającym.
    Na koniec tylko nadmienię, że żałuję, iż odeszłyście, ponieważ nasza ukochana Kiera Cass wydała właśnie swoją kolejną serię. Jeśli "Rywalki" były przez was krytykowane, to tę dylogię pożarłybyście żywcem. Główna bohaterka jest jeszcze bardziej irytująca niż America, jej truloffowie są pozbawieni resztek charakteru, a finał serii, który sobie zaspoilerowałam był czymś tak złym, że nie mogłam w niego uwierzyć. Naprawdę, w porównaniu z "Rywalkami", "The Betrothed" to koszmar i literackie dno. Jeśli więc kiedyś stęsknicie się za analizowaniem, ta książka będzie dla was idealna na wielki powrót. ;)
    Na ten czas pozdrawiam i dziękuję za tyle wspólnych lat,
    Laptopcjusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dziękujemy!

      Powrotu póki co nie planujemy, ale dobrze wiedzieć, że rynek kiepskiego YA nadal trzyma się mocno ;)

      Usuń
  23. bardzo wam dziekuje za wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  24. Ahhhh, Wasze analizy wyszły nagle z odmętów mojej pamięci i stwierdziłam, a co tam, sprawdzę! A tu już dwa lata od pożegnania...

    Ze wszystkich analiz przeczytałam (chyba nawet nie jeden raz!) prawie wszystkie oprócz Delirium i zawsze był to niesamowity fun, zarówno z czytelniczej strony, jak i pisarskiej, jakich błędów lepiej nie popełniać.

    Dziękuję Wam jeszcze raz (choć komentowałam raczej mało), chyba ze wszystkich blogów analizujących Wasz najbardziej utkwił mi w pamięci!

    ira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dziękujemy za powrót, cieszymy się, że Ci się podobało!

      Usuń
  25. Dziekuje za te analizy i zycze serdecznie milej emerytury
    wierny fan

    OdpowiedzUsuń
  26. Kto w 2023? 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CzarnyKot. CzarnyKot w 2023 odświeża sobie analizy, podczas gdy Twierdza rośnie w siłę. Do wszystkich, którzy tęsknią za Mroczną Twierdzą Mrocznego Mroku: nie porzucajcie nadziei! Albowiem nadejdzie dzień, w którym ujawnione zostaną Kroniki Twierdzy, dzień wciąż odległy a zarazem z każdą chwilą bliższy...

      ~ CzarnyKot

      Usuń
  27. myślę, że teraz byłoby dużo do analizowania biorąc pod uwagę szeroko pojętą literaturę z tzw. booktoka :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Przeczytałam wasze analizy jeszcze raz, zrobiłyście kawał dobrej roboty. Trzymajcie się tam na "emeryturze".

    OdpowiedzUsuń
  29. Mam nadzieję, że jednak powrócicie. Potrzebuję osób, które by analizowały takie "arcydzieła" jak "Clone", "Rodzina Monet", " For sure not you" itd. Są osoby na youtubie, które krytykują te twory, ale nigdy nie analizują rozdział po rozdziale.

    OdpowiedzUsuń