niedziela, 20 grudnia 2020

Część XXX

 
 
No i cóż, drodzy czytelnicy; tak oto dotarliśmy do celu. Czas przekonać się, co też przygotowała nam autorka na wielki finał. Nie będę Was pytać, czy jesteście na to gotowi – zapewniam, że nie jesteście – ale tak czy inaczej: miłej lektury!


LENA


Gdy zbliżamy się do Back Cove, strumień ludzi zamienia się w ryczącą, pędzącą rzekę i z trudem lawiruję między nimi rowerem. Biegną, krzyczą, wymachują młotkami, nożami i metalowymi rurami, płynąc w nieznanym mi kierunku.

Ciekawam, skąd nasi włóczędzy wzięli te setki młotków i noży.

Z zaskoczeniem stwierdzam, że już nie tylko Odmieńcy biorą udział w zamieszkach: są tu też przepełnieni gniewem bardzo młodzi, niewyleczeni ludzie, niektórzy dwunasto-, trzynastoletni.

No i właśnie dlatego czekanie, aż delikwent osiągnie magiczny wiek osiemnastu lat nie jest najszczęśliwszym z pomysłów.

Swoją drogą, pomyślcie tylko, kochani: nasze finałowe, epickie starcie rozgrywa się między porządkowymi i Jadziami oraz żebrakami z trudem utrzymującymi się w pozycji pionowej i dwunastolatkami uzbrojonymi w rury. Naprawdę żałuję, że żadne wielkie studio nie zdecydowało się na wykupienie praw do ekranizacji; byłabym pierwsza w kolejce do kina, aby zobaczyć, jak też zdecydowano się zaadaptować ów wątek na srebrny ekran.

Dostrzegam nawet kilku wyleczonych obserwujących nas z okien i machających na znak solidarności.

Oliver. To jest ostatni rozdział tej serii.

...ZECHCESZ NAM MOŻE W KOŃCU WYTŁUMACZYĆ, JAK, DO DIASKA, DZIAŁA REMEDIUM?!

Dlaczego ci ludzie solidaryzują się z bandą wyrzutków?! Co niby miałoby ich do tego skłonić? Wyleczeni rzekomo nie czują więzi emocjonalnej i porywów serca, a te dzikusy właśnie napadły na ich dom i atakują praworządnych obywateli, ICH ludzi. Czyli co? Remedium jest tak kiepskie, że w rzeczywistości połowa populacji kończy jak Hana i pani Haloway – ze spapranym zabiegiem? To wszystko sympatycy RO? O co tu, na litość, chodzi?!

Wydostaję się z tłumu i wjeżdżam na błotnisty brzeg zatoki, gdzie Alex i ja spotykaliśmy się w dawnym życiu — i gdzie po raz pierwszy poświęcił swoje szczęście, bym ja mogła być szczęśliwa.

Czego w ogóle nie musiałby robić gdyby, zamiast wdawać się z tobą w pogaduszki, po prostu podjechał motorem pod samą siatkę. Nie zapominajmy też, że jest to również miejsce, w którym naraził cię na śmierć i/lub tortury tylko po to, żeby pochwalić ci się swoją kwaterą w Głuszy.

Za zatoką, na murze, tłum jest tak samo gęsty, jak był, ale wygląda na to, że są to głównie nasi ludzie. Porządkowi i policja musieli zostać zepchnięci do starego portu. Teraz tysiące buntowników płyną w tamtą stronę, a ich głosy łączą się w jeden wielki ryk gniewu.

Czy żebracy z Waterbury, podobnie jak porządkowi, posiadają umiejętność rozmnażania się przez pączkowanie? Bo setki schorowanych starców przebiły się już przez mur nieco ponad godzinę temu wraz z Leną, nie bardzo zatem wiem, skąd RO wytrzasnęło dodatkowe kilka tysięcy walczących.

Lena zsiada z roweru i sprawdza, jak też ma się Grace (jest przerażona).

Co się stało z innymi? — pytam.

Nie no, nie wierzę! Spójrzcie tylko! Lena przypomniała sobie, że jej najbliższa rodzina liczyła jeszcze trzy dodatkowe osoby!


Ma brud za paznokciami, jest wychudzona, ale poza tym wygląda w porządku. Więcej nawet: wygląda pięknie.

...Leno, czy to naprawdę jest ten element, na którym powinnaś się obecnie koncentrować?

Nie wiem. Zobaczyłam ogień i... ukryłam się.
A więc rzeczywiście po prostu ją zostawili. Albo nie przejęli się nią na tyle, by ją odszukać. Robi mi się niedobrze.

Mnie też.

Kochani, pochylmy się na chwilę nad tą sceną. Do końca serii pozostało zaledwie kilka stron. I to właśnie w ten sposób autorka postanowiła pożegnać się z rodziną Tiddle: robiąc z nich nieczułe potwory, które porzucają na pastwę losu własną wnuczkę i siostrę...bo tak.
I wiecie co? W sumie nie byłoby to takie złe zakończenie, gdyby wyleczeni od początku byli konsekwentnie portretowani jako maszyny bez serca – ale dobrze wiemy, że tak nie jest. W efekcie otrzymujemy potężną dawkę OOC, mającą się nijak do charakterów, z jakimi przyszło nam obcować w „Delirium”. Kto bowiem porzucił małą Grace na pastwę płomieni?

Carol Tiddle, która bez szemrania przyjęła pod swój dach córkę siostry – chorej psychicznie samobójczyni, karmiła ją, ubierała i wychowywała przez dziesięć lat, robiła wszystko, aby Lena była bezpieczna i zdobyła jak najwięcej punktów w ewaluacji oraz dobrego męża. Carol, która konsultowała się z kilkoma lekarzami, ponieważ niepokoiło ją milczenie Grace. Carol, która próbowała pomóc Lenie i załatwić jej zabieg w przyśpieszonym terminie nawet wtedy, gdy dziewczyna swoim zachowaniem ściągnęła na rodzinę widmo klęski i hańby.

William Tiddle, właściciel małego sklepu, który przez lata łożył na utrzymanie swoich wnuczek oraz córki szwagierki i wraz z żoną starał się uratować Lenę z macek „zarazy”.

Jenny Tiddle, dziesięciolatka, która nie była wyleczona – a więc nadal musiała żywić nieprzytłumione lekiem uczucia do młodszej siostry.

Oni wszyscy najwyraźniej uznali, że nie ma po co szukać członka rodziny, o którego troszczyli się od lat.

Oliver, serio: o co chodzi z tą twoją głęboką niechęcią w stosunku do Tiddle'ów? Ci ludzie NIGDY nie zrobili Lenie najmniejszej krzywdy; nawet ich bardziej kontrowersyjnie działania zawsze wynikały tylko i li z troski o losy panny Haloway. Dlaczego musimy żegnać się z nimi na tej nucie – robiąc z nich antagonistów, którzy porzucają bezbronne dziecko w samym środku pożogi?

Naprawdę, wielki dzięki, autorko.

Nawiasem mówiąc, zwróćcie uwagę, że o ile Lena przynajmniej poświęca ciotce i reszcie ferajny pojedynczą myśl, o tyle ANI RAZU przez jej monolog wewnętrzny nie przewinęło się imię rzekomo kochanej siostry. Cóż, wygląda na to, że dzieci Rachel po prostu nie były równie słodkie, toteż Lena nie miała powodu, by koncentrować się na tej konkretnej gałęzi drzewa genealogicznego.

Zmieniłaś się — stwierdza cicho Grace.
A ty urosłaś — mówię. Nagle mam ochotę krzyczeć z radości. Mogłabym krzyczeć ze szczęścia, choć cały świat staje w płomieniach.

— Ciotka, wuj i Jenny mogą w tej sekundzie konać w płomieniach! To najwspanialszy dzień mojego życia!

Gdzie byłaś? — pyta Grace. — Co się z tobą działo?
Wszystko opowiem ci później. — Ujmuję jej podbródek jedną ręką. — Posłuchaj, Grace. Chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo mi przykro. Przepraszam, że cię zostawiłam. Już nigdy cię nie opuszczę, jasne?

...Składałam szczerzej brzmiące i bardziej emocjonalne przeprosiny wykładowcom, spóźniając się na zajęcia. Mam szczerą nadzieję, że Jasio od kompociku za chwilę ugryzie Lenę w nos, tym samym dając jej do zrozumienia, co myśli o tego rodzaju kajaniu się za zniszczenie czyjegoś poczucia bezpieczeństwa i perspektyw na przyszłość.

Wpatruje się w moją twarz. Kiwa głową.
Teraz będziesz ze mną bezpieczna. — Przepycham te słowa przez ściśnięte gardło. — Wierzysz mi?
Znowu kiwa głową.

Mój headcanon jest w tym momencie taki, że ojciec Grace pochodził z Bułgarii i nie przekonacie mnie, że jest inaczej.

Przyciągam ją do siebie i przytulam. Wydaje się taka drobniutka, taka krucha. Wiem jednak, że jest silna. Zawsze była. Zniesie wszystko.

No ba, w tej serii mieliśmy wiele przykładów na hart ducha Grace. Na przykład wtedy, gdy...eee...

Autorko, przykro mi to mówić, ale bycie Jasiem z dowcipu i odezwanie się w kluczowym momencie jeszcze nie świadczy o wewnętrznej sile.

Nie wiem za bardzo, dokąd iść, i mimo woli moje myśli biegną do Raven. A potem przypominam sobie, że jej już nie ma, że zginęła na murze, i znowu ogarniają mnie mdłości.


Muszę znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie będę mogła się z nią schronić, dopóki nie zakończą się walki. Mama mi pomoże. Będzie wiedziała, co zrobić.

Obawiam się jednakowoż, że twoja matka może być obecnie nieco zajęta wbijaniem młotka w czerep jakiegoś porządkowego. I jak w ogóle planujesz ją znaleźć w tej ciżbie?

Idziemy wzdłuż brzegu, klucząc między rannymi, umierającymi i ciałami zabitych, zarówno naszych, jak i porządkowych. Na szczycie pagórka dostrzegam Colina, który kuśtyka, opierając się ciężko o jakiegoś chłopaka, i kieruje się w stronę wolnego miejsca na trawie. Chłopak podnosi wzrok i serce mi staje.
To Alex.

...Nie.

...Dlaczego.

 


*wdycha ciężko * No cóż, moi kochani, podejrzewam, że tak czy siak się tego spodziewaliście, ale tak: Plastikowa Simorośl powróciła na wielki finał.

Yay.

PŚ pomaga Colinowi usiąść na trawce, po czym zbliża się do swej byłej:

Alex — mówię, jakby wypowiedzenie jego imienia miało sprawić, że on nie okaże się złudzeniem.
Zatrzymuje się kilka centymetrów ode mnie, jego wzrok wędruje w stronę Grace i znowu do mnie. — To jest Grace — przedstawiam ją, pociągając ją za rękę. Mała, zawstydzona, chowa się za moimi plecami.
Pamiętam, opowiadałaś mi o niej — odpowiada Alex.

I oni sobie tak kurtuazyjnie konwersują w samym oku cyklonu? Hipolicie, karabin w dłoń, druga taka okazja może się już nie zdarzyć!

Z jego oczu zniknęła twardość, zniknęła też nienawiść.

W sumie...dlaczego?

PŚ miał kilkumiesięcznego focha, bo Lena związała się z Julianem. W międzyczasie jego eks kilkukrotnie otarła się o śmierć (pożar, napad porządkowych, niedźwiadek) i żadne z tych zagrożeń nie wpłynęło na jego punkt widzenia, ciężko mi zatem uwierzyć, że to latające wkoło grabie i insza broń biała skłoniły go do przewartościowania życiowych priorytetów. Jak na razie facet nie ma żadnego dowodu, że między Leną a Julkiem cokolwiek się popsuło – więc skąd ta cudowna przemiana? Czy Plastikowa Simorośl dostała cynk od Oliver, że kończy jej się czas antenowy i czas nieco podreperować swój wizerunek?
 
Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.

Uwierz, znam ten palący ból rozczarowania.

Dostałam... dostałam twoją wiadomość.

Była wysoce obraźliwa, wbrew temu, co próbuje przeforsować autorka.

Kiwa głową. Jego usta zaciskają się lekko.
Czy Julian...?

Chłopie, za chwilę ktoś zadźga cię sekatorem, naprawdę nie musisz w tej minucie sprawdzać, czy wolno ci już zawiesić na Lenie plakietkę „Własność Liściostwora”.

Nie wiem, gdzie jest Julian — odpowiadam i natychmiast ogarnia mnie poczucie winy. Myślę o jego niebieskich oczach, o cieple jego ciała blisko mnie podczas snu. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.

To jest naprawdę smutne: nawet, kiedy nasza heroina poświęca swojemu (teraz już chyba byłemu, choć w sumie Lena nigdy nie oznajmiła tego Julkowi wprost) chłopakowi cieplejszą myśl, dotyczy ona tylko i li jego fizyczności. To w sumie dobre podsumowanie tego, kim koniec końców był dla Lenki Julian – atrakcyjną kukłą, którą można podstawić w miejsce PŚ w celu realizacji erotycznych fantazji.

Pochylam się i spoglądam Gracie w oczy.
Usiądź i nie ruszaj się stąd przez chwilę, dobrze?

A gdyby zbliżył się do ciebie jakiś pan z młotkiem, to możesz...czy ja wiem...zacząć bardzo głośno zawodzić.

Jest w tym coś niemal symbolicznego: Lena dla Grace gotowa była zanurkować w płomienie...a mimo to bez wahania zostawia ją samą w samym środku walki, żeby zająć się tym, co jest naprawdę istotne: swoim tru loffem.

Mała posłusznie siada na ziemi.

Jak mniemam, ona też chce już wydostać się z tego uniwersum.

Nie jestem w stanie oddalić się od niej więcej niż o dwa kroki.

Nie ma sprawy, Hipolitowi i reszcie ferajny więcej nie trzeba.

Alex idzie za mną. Obniżam głos, żeby Grace nas nie usłyszała.
Czy to prawda? — pytam go.
Co ma być prawdą? — Jego oczy mają kolor miodu. To oczy, które pamiętam ze swoich snów.

Ani słowa o włosach? Jestem zawiedziona.

Że wciąż mnie kochasz — mówię jednym tchem. — Muszę to wiedzieć.
Alex kiwa głową. Wyciąga rękę, lekko muska mój policzek i odgarnia mi włosy z twarzy.
To prawda.
Ale... ja się zmieniłam. I ty też.
To również prawda — odpowiada cicho. Spoglądam na bliznę na jego twarzy, ciągnącą się od lewego oka aż do brody, i czuję ostry ból w piersi.
I co teraz? — pytam go. Przez to mocne słońce mam wrażenie, że dzień miesza się ze snem.
Kochasz mnie? - odpowiada pytaniem, a ja jestem bliska łez. Mam ochotę wtulić twarz w jego pierś i oddychać nią, udawać, że nic się nie zmieniło, że wszystko będzie jak dawniej. Ale nie mogę. Wiem, że nie mogę.
Nigdy nie przestałam.

Hej, Leno. Hej, Plastikowa Simoroślo.

Jesteście na środku pola bitwy.

Co wy na to, żeby przesunąć tę niezwykle wzruszającą dyskusję o uczuciach na jakiś bardziej dogodny moment.

NA PRZYKŁAD WTEDY, KIEDY NIE BĘDZIE WAM GROZIŁO ODSTRZELENIE Z RĘKI SNAJPERA ZBYSZKA, SZWAGRA PANI JADZI.

Myślę o Julianie, jego ciemnoniebieskich oczach, jego cierpliwości i dobroci. Myślę o wszystkich naszych dawnych kłótniach, i o tych, które jeszcze nastąpią.

...A nastąpią? Myślałam, że już ustaliliśmy, że to PŚ wygrał ten konkurs. Czyżbyś planowała zabawić się w Amisię Singer i zatrzymać obu kawalerów, bo od przybytku głowa nie boli?

Ale to wszystko nie jest takie proste.
Alex wyciąga ręce i kładzie je na moich ramionach.
Już nie zniknę — mówi.

A szkoda.

Nie chcę, żebyś zniknął — odpowiadam.
Jego palce odnajdują mój policzek, a ja opieram na chwilę twarz na jego dłoni, pozwalając, by odpłynął ze mnie ból ostatnich miesięcy. A wtedy Alex pochyla się i całuje mnie: delikatnie, idealnie, jego usta zaledwie dotykają moich. To pocałunek obiecujący odrodzenie.

Wzruszające. Hej, Leno, jak tam twoja rodzina? Wszyscy już podsmażeni na chrupko?

Lena!
Krzyk Grace sprawia, że odsuwam się od Aleksa.

Nawet ona ma dość tej sceny.

Mała wskazuje na mur graniczny i podskakuje podekscytowana, pełna energii. Odwracam się. Przez chwilę łzy zamazują mi widok, przekształcając świat w kalejdoskop kolorów pnących się po ścianie, zamieniających beton w barwną mozaikę. Nie, to nie kolory: to ludzie. Ludzie, którzy napływają w stronę muru.
Co więcej: burzą go. Wśród dzikich, triumfalnych okrzyków wymachują młotkami i częściami zburzonego rusztowania albo wręcz gołymi rękami rozbierają mur kawałek po kawałku, znosząc granice świata, jaki znamy.

...Ach. A więc to ten moment.

Nie zajmę się ową sceną w tym miejscu; zostawiam to sobie na koniec analizy. Ale jak się wkrótce przekonacie, ów fragment ma spore znaczenie – większe, niż ktokolwiek z nas mógłby się spodziewać.

Grace biegnie w stronę muru:

Ruszam za nią, lecz Alex łapie mnie za rękę.
Znajdę cię — uspokaja mnie, spoglądając na mnie oczyma, które pamiętam.

Ale...nikt cię nie pytał o zdanie, panocku.

Już nigdy nie pozwolę ci odejść.

Aaach, stary, dobry PŚ i jego ulubiona rozrywka: przejmowanie całkowitej kontroli nad losami Leny. Jak widać, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Swoją drogą, wyobraźcie sobie tylko ten szok łamany przez atak furii, gdyby nowa, zhardziała Lena odpowiedziała mu: „Jedyną osobą, która decyduje o moim położeniu jestem ja sama”.

Nie ufam swojemu głosowi. Więc tylko kiwam głową z nadzieją, że mnie rozumie. Ściska moją dłoń.
Idź — mówi.

A jak już przy tym jesteśmy: co właściwie TY zamierzasz teraz robić? Reszta obsady, jak się zaraz przekonamy, zajęta jest rozbiórką. Jakie to pilne interesy ma do załatwienia PŚ? On też zamierza komuś przyłożyć młotkiem?

Więc idę. Grace przystanęła na chwilę i czeka na mnie, a ja biorę jej drobną rączkę w swoją i wkrótce biegniemy: przez dym, przez trawę przy brzegu, która zmieniła się w cmentarzysko, podczas gdy słońce obojętnie kontynuuje swą wędrówkę, a woda odbija tylko niebo.

Hipolicie, jestem rozczarowana: tyle wystrzelonych kul i ani jednej we właściwym kierunku...?

Gdy zbliżamy się do muru, dostrzegam Huntera i Brama stojących ramię w ramię, ciemnych, spoconych, uderzających w beton długimi rurami.

O, Hunter i Bram. Pa, pa, panowie! Widzę, że kończycie tę serię w ten sam sposób, w jaki ją rozpoczęliście: jako dwa nierozróżnialne manekiny od fizycznej harówki, kręcące się gdzieś po siódmym planie.

Widzę Pippę na niezburzonym jeszcze fragmencie muru, jak macha jasnozielonym podkoszulkiem niczym flagą.

Pa, pa, Pippo; byłabyś kompletnie zbędna w tej serii, gdyby nie to, że jakimś cudem udało ci się namówić do buntu milion schorowanych żebra...Nie, właściwie jednak nie, nadal jesteś zupełnie zbędna dla akcji.

Widzę Coral, dziką i piękną, która co rusz pojawia się i znika w kłębiącym się wokół niej tłumie.

Pa, pa, Coral; nie zasługiwałaś na to, żeby być zredukowaną nawet-nie-do-Scary-Sue.

Kilka metrów dalej moja mama uderza młotkiem, porusza się z lekkością i gracją, sprawiając wrażenie, jakby tańczyła: ta twarda i umięśniona kobieta, którą ledwo znam, kobieta, którą kochałam całe swoje życie. Żyje. Tak jak i my. I wkrótce pozna Grace.

Hej, Leno! Wiesz, z kim jeszcze Annabel mogłaby chcieć się spotkać w tej podniosłej chwili?

ZE SWOJĄ DRUGĄ CÓRKĄ, RACHEL. ORAZ SIOSTRĄ, CAROL.

Widzę też Juliana. Zdjął koszulkę, jest spocony, balansuje na stercie gruzu, uderzając kolbą karabinu w mur, który odpryskuje i opada deszczem białego pyłu na znajdujących się poniżej ludzi. W słońcu jego włosy błyszczą jak pierścień bladego ognia, a łopatki wyglądają jak białe skrzydła. Przez chwilę czuję wszechogarniający smutek: z powodu tego, jak wszystko się zmienia, z powodu tego, że nie można cofnąć czasu. Nie jestem już pewna niczego.
Nie wiem, co się stanie — ze mną, Aleksem i Julianem, z kimkolwiek z nas.

...Czyli...PŚ oficjalnie nie wygrał serca Leny?

Ta kwestia nadal nie jest rozwiązana? Czyli...mamy tu otwarte zakończenie, bo życie to wszak niekończąca się seria wyborów? Czytelnik sam ma zdecydować, jak dalej potoczą się losy tej trójki, czy tak?

Wszystko fajnie, problem w tym, że...to rozwiązanie nie działa. Nad głównym powodem pochylę się na koniec analizy - teraz skupię się na kwestii stricte technicznej.

Oliver? My wiemy, kogo woli Lena. Wiemy, że przez całą akcję „Requiem” Julek był dla niej wyłącznie kołem zapasowym, które regularnie zmieniało się w piąte koło u wozu. Wiemy, bo to PŚ, a nie Julian dostał Znaczącą Scenę, kiedy Lena odkryła, ekhm, prawdziwe znaczenie liściku; dla porównania, seks z Julianem (co do którego można by się spodziewać, że także wywarłby wpływ na narratorkę, biorąc pod uwagę środowisko, w jakim przyszło jej się wychowywać) został ledwo wspomniany i to wyłącznie w formie łagodnej aluzji.

Więc...po co ta sztuczna dwuznaczność? To nie jest casus Ameriki, która przez lwią część „Rywalek” rzeczywiście nie wiedziała, na kogo się zdecydować; Julek konsekwentnie portretowany jest jako „ten gorszy”. Czy to mają być ochłapy rzucone na pocieszenie fankom Finemana? A może autorka szczerze wierzy, że stworzyła faktyczny trójkąt miłosny i sama nie dostrzega, jak bardzo po macoszemu traktowany jest tru loff beta? Jakikolwiek nie byłby powód – jest to dziwaczna próba nadania głębi wątkowi, który od początku prowadzony był bardzo, ale to bardzo jednoznacznie.

Lena przez chwilę filozofuje, że wolność to wiara w jutrzejszy dzień i odwaga, po czym obie z Grace dołączają do burzących mur.

Grace wspina się na stos gruzu, a ja niezdarnie za nią. Mała krzyczy coś bełkotliwym językiem radości i wolności, tak głośno, jak nigdy przedtem. Zanim zdążę pomyśleć, razem z nią dołączam do reszty i zaczynamy własnymi rękami odłupywać kawałki betonu, obserwując, jak znika granica i wyłania się za nią nowy świat.

Ale...tak bez żadnych narzędzi? Drobna siedmiolatka? Nawet Hunter i Bram potrzebowali rur.


Serię „Delirium” kończymy największym plot twistem ze wszystkich dotychczasowych; okazuje się, że prawdziwą inspiracją stojącą za niniejszą trylogią był pewien polski artysta:

Zburzcie mury.
W końcu o to właśnie chodzi. Człowiek nie wie, co się stanie, kiedy runą. Nie da się przeniknąć wzrokiem na drugą stronę, nie wie się, czy przyniesie to wolność, czy ruinę, porządek czy chaos. Czy będzie to raj czy zniszczenie.
Zburzcie mury.
W przeciwnym razie będziecie żyć ostrożnie, w lęku, będziecie budować barykady przeciwko nieznanemu, odmawiać modlitwy, by odegnać ciemność, i szeptać wersy pełne trwogi. W przeciwnym razie nigdy nie poznacie piekła. Ale nie poznacie też nieba. Nie dowiecie się, co to znaczy oddychać pełną piersią, ani nie zaznacie radości latania. Wy wszyscy, gdziekolwiek jesteście: wy w strzelistych miastach i wy w małych wioskach. Znajdźcie w sobie to, co najtwardsze, kamienne bryły, żelazne pręty i ogniwa, i wyrzućcie precz.
Umówmy się tak: zrobię to, jeśli i wy to zrobicie, teraz i na zawsze.
Zburzcie mury.





No, żarty żartami, a my dojechaliśmy do końca. Tak, moi drodzy; tak właśnie kończy się „Requiem”, a zarazem cała seria „Delirium”.



...No dobrze. Zauważyliście może coś ciekawego?

...Gdzie jest Mały Brat, główny zły tego uniwersum?

* cykanie świerszczy *

Muszę Wam coś wyznać. Gdy po raz pierwszy zasiadłam do pisania analiz tej serii, byłam po lekturze wszystkich trzech tomów; wiedziałam, jak to się skończy. Wiedziałam, że nie będzie tu żadnego prawdziwego tyrana. Dlaczego zatem w ogóle wspominałyśmy z Beige o Małym Bracie i dyskutowałyśmy o nim z Wami w komentarzach? Abyście mogli doświadczyć tego samego uczucia, którego doświadczyłam ja, kończąc lekturę; przemożnej konfuzji związanej z faktem, że seria kończy się, a główny zły stojący za tym wszystkim nie został pokonany – chociaż zakończenie, jak mogliśmy się przekonać, jest raczej hurraoptymistyczne w swej naturze.

„Ejże, Maryboo”, powie ktoś. „Ale przecież książka nie musi mieć czarnego charakteru, mrocznie podkręcającego wąsa. Wrogiem może być sam system”. To prawda. Spójrzmy zatem na to zagadnienie z dwóch rożnych stron: kto zarządza owym systemem i co tak naprawdę osiągnęli nasi buntownicy w finałowym starciu.

Zacznijmy od władzy. Jak już ustaliliśmy, Mały Brat, potężny dyktator rządzący Oliverversum żelazną pięścią tak naprawdę nie istnieje. Kto nam zatem zostaje? Cóż, jest prezydent – nie martwcie się, jeżeli nie byliście świadomi jego egzystencji, jest wspomniany zaledwie w jednym zdaniu na przestrzeni całej trylogii. Mamy także konsorcjum (składające się nie wiadomo z kogo) – to ono, wraz z ówczesnym prezydentem, uchwaliło zamknięcie granic i wprowadzenie remedium. Wygląda zatem na to, że wielkim złym jest tu rząd jako taki – potwierdzałoby to Delirium Wiki:

'(...)America's government began to take on totalitarian qualities. The first solid date in American history is 64 years before Delirium began, when the President and Consortium identified love as a disease. A cure was discovered by Cormac T. Holmes 21 years after that and made mandatory for all citizens over 18. Around this time borders were set up around verified communities and around the country as a whole.'
 
Czy przez wszystkie te lata nigdy nie podejmowano prób obalenia totalitarnego rządu i przywrócenia demokracji? Nie wiemy. Wygląda jednak na to, że choć zmieniają się ludzie, system twardo tkwi w miejscu, skoro po tylu latach polityka kraju pozostaje niezmienna. Oczywiście, czołowi politycy z panem prezydentem na czele nie dopilnują wszystkiego osobiście – tu na scenę wchodzą lokalni działacze, jak burmistrz Portland Fred Hargrove.

Tu też zaczyna się problem.

Zauważcie bowiem, moi mili, że nic z tego, o czym napisałam powyżej nie zaprząta głów naszych bohaterów. Lena, Raven, Tack, Annabel – nikt z nich na przestrzeni całej serii ani razu nie wspomina o jakichś dalekosiężnych planach; ich akcje NIGDY nie wychodzą poza konkretne miasto. Zamordowanie Freda traktowane jest jak zwycięstwo nad potężnym przeciwnikiem...problem tylko w tym, że Fred naprawdę niewiele znaczy w szerszej perspektywie. To tylko burmistrz. Za kilka dni ktoś zostanie wyznaczony na jego miejsce. Hargrove mógł być uciążliwością dla mieszkańców Portland, kiedy zdecydował się ukraść im żarówki, ale na tym zakres jego kompetencji de facto się kończy; tak, może wsadzić kogoś do więzienia, a nawet ulepszyć mur (z czego wynikałoby, że centrala daje lokalnym politykom sporo swobody), ale to nie on decyduje o naprawdę ważkich rzeczach w rodzaju prawa do swobodnego przemieszczania się po kraju czy możliwości poślubienia dowolnej osoby. Zabicie go nie zmieniło niczego, gdy mówimy o postulatach RO (choć mieszkańcy miasta z pewnością będą wdzięczni za pozbycie się kłopotu w postaci psychopaty na stołku). Karuzela nadal się kręci. Remedium nadal jest obowiązkowe. Miłość dalej jest przestępstwem. Zniknął pionek, szachownica pozostała bez zmian.

A skoro o zabójstwie Freda mowa – spójrzmy, co jeszcze uczynili buntownicy. Zniszczyli mur! To wielki, symboliczny gest, nadzieja na odrodzenie, jak twierdzi sama narratorka: „znika granica i wyłania się za nią nowy świat”.

...Leno? To tylko niewielki kawałek ogrodzenia w mieście o znikomym politycznym znaczeniu. To wszystko.

Tak, wiem – oczywiste skojarzenia z Murem Berlińskim, te sprawy. Ale to jest zupełnie inna sytuacja. Tu nie nastąpiła żadna zmiana praw, żaden przełom w historii, którego wynikiem jest symboliczne zerwanie z przeszłością. Tak naprawdę wszystko jest po staremu. Prezydent nie ogłosił amnestii dla buntowników czy też zamiaru otwarcia granic i porzucenia remedium. W chwili, gdy szczęśliwa Lena odłupuje beton, pani Jadzia mierzy do niej z dubeltówki. Odmieńcy nadal są wrogami systemu. Lada moment przełożony Freda – lub przełożony przełożonego – wyśle dodatkowe sto tysięcy żołnierzy do uporania się z tym małym ogniskiem buntowników.

Bo to JEST małe ognisko. Nie ma znaczenia, ilu żebraków ściągnęły Pippa i Raven – miasta w Oliverversum nie porozumiewają się ze sobą. Najprawdopodobniej NIKT poza Portland nie wie, co tu się właśnie wydarzyło. RO niby jest rozsiane po całym kraju, ale jak widzieliśmy wielokrotnie, nie ma tu żadnego prawdziwego systemu komunikacji. To z kolei oznacza, że władza lada moment ogłosi koniec imprezy – a jeżeli uznają całą rzecz za wystarczająco irytującą, to istnieje szansa, że na Portland i okolice spadnie blitz nr 2.

To właśnie dlatego zakończenie „Requiem” jest kompletnie bezsensowne – autorka prezentuje zburzenie muru jako wielkie zwycięstwo Odmieńców, podczas gdy w rzeczywistości mamy tu bandę buntowników rozwalających fragment ostatniego projektu Freda, który to projekt zostanie z pewnością wznowiony przez nowego burmistrza, kiedy tylko buntownicy zostaną spacyfikowani. Patrząc z długofalowej perspektywy, kończymy tę historię w tym samym miejscu, w którym ją zaczęliśmy.

NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO.


I wiecie co? To wcale nie jest jedyny problem z tym finałem!

Umówmy się – nastolatki najczęściej sięgają po odprężające lektury z sekcji YA nie po to, by zastanawiać się nad polityczno-społecznymi zawiłościami świata przedstawionego, ale żeby zanurzyć się w akcję i – no właśnie – romans. Pytanie „kogo wybierze główna bohaterka?” jest w powieściach z trójkątem miłosnym tym, co fascynuje je najbardziej.

No więc? Kogo wybrała Lena?




Z czystej ciekawości weszłam w komentarze na Delirium Wiki, aby zobaczyć, jak też czytelnicy zareagowali na zakończenie serii. Wielu z nich wkurzyło otwarte, niejasne zakończenie – ale znacznie większe emocje wzbudził w nich fakt, że Lena de facto nie deklaruje, z kim ostatecznie chce być.

Fani i fanki są w stanie wybaczyć wiele – Mary Sue w roli protagonistki, kulawy świat przedstawiony, bezsensowne plot twisty – jeżeli tylko na końcu otrzymują swoje „i żyli długo i szczęśliwie”. Oczywiście, w przypadku trójkącików któraś strona musi być poszkodowana, ale jak wiemy z innych serii, tru loff beta zazwyczaj tak czy inaczej ląduje z jakąś nagrodą pocieszenia. W „Delirium”...nie wygrał nikt. Lena wprawdzie ewidentnie preferuje PŚ, ale nie padły żadne konkretne zaklęcia – na dobrą sprawę ona nawet nie zerwała oficjalnie z Julkiem.

Fani nie byli zadowoleni. Większość wpisów to potok żali na temat tego, że brak tu klasycznego happy endu. Ten i ów broni tego pomysłu, twierdząc, że przecież daje to spore możliwości autorom fanfików, ale lwia część jest jednak zdania, że zostali wystrychnięci na dudka; po trzech tomach angażowania się w historię miłosną Leny – w serii, która podkreśla znaczenie miłości jako największej wartości w życiu – otrzymali zakończenie, które nie satysfakcjonuje ani Team Alex, ani Team Julian.


Otwarte zakończenie, które samo w sobie nie ma zbyt wiele sensu, to jedno; trzeba jednak sporego talentu, aby pozostawić czytelników z uczuciem niedosytu w kwestii wątku miłosnego – w serii, która właśnie miłość uczyniła swym motywem przewodnim.


***

I to już wszystko z naszej strony, kochani czytelnicy...

...całkiem dosłownie. Wreszcie nadszedł ten nieunikniony moment – po jedenastu latach analiz postanowiłyśmy udać się na zasłużoną emeryturę ;) Zanim jednak ostatecznie zakończymy działalność, zapraszam Was w imieniu swoim i Beige na specjalną notkę podsumowującą za tydzień. Nie możemy przecież zakończyć działalności bez porządnego pożegnania :)

Do zobaczenia!

Maryboo


31 komentarzy:

  1. To zakończenie jest całkowicie bez sensu.

    Bardzo mi żal, że rzucacie analizy, nikt w całych internetach nie robił tego tak dobrze, jak Wy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem.

      Dziękujemy za komplement <3 No niestety, kiedyś trzeba skończyć bal :)

      Usuń
  2. To były cudowne lata, jestem z Wami jeszcze od czasu analiz Zmierzchu, zawsze czekałam na kolejny post. DZIĘKUJĘ za ten czas! A teraz spróbuję się nie zapłakać 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dziękujemy! Zawsze mnie zdumiewa - i zachwyca - kiedy ktoś mówi, że był z nami tak długo :D <3

      Usuń
  3. Nie. Ja w to nie wierzę. Na pewno okaże się, że mamy światowy dzień wkręcania ludzi przez internet. A obiecane nowelki? Proszę, nie mówcie takich strasznych rzeczy, jak to, że przestajecie analizować *robi oczy Kota ze Shreka*

    Analiza "Niezgodnej" usunięta, PLUS (i tak od dawna nieaktywny) zamknął się na prywatnym blogu, Niezatapialna znowu atakowana (link pod jednym z ostatnich wpisów na tym blogu), a teraz jeszcze Begie i Maryboo odchodzą...

    ~ CzarnyKot, usilnie niedowierzający

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezgodna usunięta?! Prywatny plus?! O.o dokąd ten świat zmierza ;__;

      Usuń
    2. Nowelek niestety nie będzie; z jednej strony dorwanie kopii po polsku okazało się być karkołomnym zadaniem, z drugiej - mówiąc szczerze, mamy już trochę dosyć tego uniwersum ;) Ale szczerze mówiąc, nie macie czego żałować - ich treść jest...ujmijmy to...równie mało poruszająca, co główna trylogia.

      Usuń
    3. Mały, czarny kotek pod choinką siedzi,
      Wstążki od prezentów oczętami śledzi.
      A co w tym prezencie? Grom z jasnego nieba!
      Grom przetrwać i za prezent podziękować trzeba.
      Ten duet wspaniały, co uczy i bawi,
      Więcej już analiz po sobie nie zostawi.
      Kot z żalu gotów drzeć coś pazurami.
      Czemu gromy lecą zaraz przed świętami?
      Dwa tysiące dwudziesty miał katastrof wiele,
      Lecz jedna (szczerze mówię, przyjaciele!)
      Z nich najgorsza - zniknięcie naszego
      Najwspanialszego duetu analizatorskiego.
      A choć się tym wierszami podzielę ze światem,
      Z serca pisząc wpleść muszę niewielką prywatę -
      Tu rozwinął skrzydła mój Pegaz wspaniały
      I stąd mnie w górę uniósł. Wszystkie te pochwały
      Z łaski Waszej skierowane pod adres fanfika
      Dla mnie miały smak najmłodszego piernika.
      Dziś do Was w podzięce wyciągam ramiona,
      Choć mnie serce boli - sztuka analiz kona.
      Cóż mówić - od dziś blog ów na głucho zamknięty,
      Cichy, nieruchomy, jak w śniegu zaklęty.
      Świat dziś krytyki nie chce całkowicie,
      Chociaż, prawdę mówiąc, zawsze ciężkie życie
      Krytycy mieli. Jednak w naszych czasach,
      Miast ukryć się choćby gdzieś w kultury latach,
      Zostają zupełnie wygnani że świata.
      Skutki zobaczymy przez następne lata
      Wycinania lasów dla kiepskich czytadeł,
      Grejów, Zmierzchów, Intruzów i innych dziwadeł.
      Prawdziwa cnota krytyki się nie boi,
      Ale cóż poradzić - świat nierządem stoi.
      Współkomentujący! Zapłaczcie dziś ze mną po stracie!
      Analizatorki! W kocim sercu macie
      Miejsce zapewnione na dziewięć żywotów.
      Czy to dla Was dużo? nic zgoła? niewiele?
      Nie wiem. Więcej dać nie mogę, mniej się nie ośmielę.

      ~CzarnyKot

      Usuń
    4. <3 <3 <3 CzarnyKocie, jaka wspaniała poezja pożegnalna! Tak musiały się czuć wielkie postacie historii opisywane przez poetów ;)

      Usuń
  4. Boziu jaka ta seria była bezsensowna. Skoro nic się nie zmieniło, to po co to wszystko było? O.o

    Odchodzicie! O nie ;___; płaczę choć trochę to przeczuwałam.
    W każdym razie dziękuję Wam bardzo za te wszystkie lata i wnikliwe analizy. Byłyście zdacydowanie moją ulubioną analizatornią <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że zdaniem autorki zmieniło się wszystko, chociaż ciekawa jestem, jak by zareagowała, gdyby ktoś zapytał ją, jak wyburzenie muru Portland ma się do reszty polityki jej uniwersum.

      My także dziękujemy za obecność i wszystkie komentarze <3

      Usuń
  5. Chciałam powiedzieć, że nadgoniłam też Delirium (zrównałam się z Waszymi nowymi postami blisko zakończenia).

    Pomiędzy majem a grudniem przeczytałam Wasze wszystkie analizy i widziałam, że na przestrzeni tych 11 lat był progress. Chyba najbardziej merytoryczny i najciekawszy był "Intruz" (a może był najlepszym materiałem do analizy). W ogóle wolę analizy dystopii niż tamtych wampirzych bzdur, ale to jest kwestia preferencji :)

    Inby inbami, ale cieszę się, że przy okazji trafiłam na Wasze analizy.

    Gratuluję tylu lat działania i wpadnę za tydzień na podsumowanie :)

    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Intruzie" łatwo było się rozpisywać, bo zawsze będę twardo stać na stanowisku, że to jest najgorsza i najbardziej problematyczna książka Meyer - po prostu nie jest tak szeroko dyskutowana w necie, bo nigdy nie dogoniła sławą "Zmierzchu".

      Cieszę się, że analizy się podobały! Zapraszamy za tydzień :)

      Usuń
  6. Wow, od roku w sumie czytam Wasze analizy, zaczęłam (nie po kolei) od Przed Świtem, a w wakacje wreszcie doszłam do delirium. To będzie bardzo dziwne nie mieć niczego więcej przed sobą do przeczytania...
    Ale rozumiem Waszą decyzję, kiedyś musiał nadejść ten koniec :(( (gdzieś tam liczyłam, że może jeszcze najnowszy twór Meyer może zanalizujecie)
    Niesamowicie się cieszę, że miałam okazję przeczytać te analizy i czekam z niecierpliwością na podsumowanie

    Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, jak fajnie widzieć, że ktoś jeszcze nadgania naszą dawną twórczość! Do zobaczenia za tydzień :)

      Usuń
  7. - to już koniec? - Julian stał na plaży i patrzył przed siebie z niedowierzaniem - naprawdę koniec?
    Coral nieśmiało złapała go za dłoń i ścisnęła pokrzepiająco. Zewsząd zaczęli się schodzić inni bohaterowie. Hipolit z panią Jadzią, pan Zbyszek, strażnicy, ojciec Juliana, pingwiny, lemury, Hades i wszyscy mieszkańcy Mrocznej Twierdzy, koty syjamskie, lwy, hieny, szturmowcy, Clarkson trzymający za poręcz Schody, ekipa N z Emmetem i Jebem ze strzelbą na czele, kapitan Swan, Billy, z tyłu nieśmiało nawet stanął młody Jackob z pierwszych tomów sagi, oprócz tego zewsząd zaczęły pojawiać się inne postacie, dorośli i dzieci, ludzie, zwierzęta i inne stwory. Czarodzieje i mugole, wilkołaki i wampiry, szlachta i pospólstwo. Setki jeśli nie tysiące twarzy. Z boku przycupnął nawet Czarny Kot, który z pasją coś notował w kajecie.
    Wszyscy zgromadzili się tu w jednym celu. By pożegnać i oddać hołd dwóm niebiańskim istotom, które opuszczały już ten ziemski padół i powracały do lepszego miejsca. Miejsca bez Mary Sue, psychopatycznych Trulofów i Niebytów Fabularnych. Do miejsca, gdzie nie wiadomo było co przyniesie kolejny dzień, do miejsca które nie zostało spisane.
    - no to wiecie - Emmet w końcu przełamał smutną ciszę - uważajcie tam na siebie!
    - Dobrze było z wami służyć - Skipper zasalutował zaraz też dołączyła do niego reszta oddziału. O dziwo Julian i lemury też.
    - Mama, przygotowała dla was trochę ciasta na drogę - Hipolit wyciągnął w ich stronę blachę i szybko cofnął się ba swoje miejsce. Gardło miał dziwnie ściśnięte. Pani Jadzia dyskretnie ocierała pojedyncze łzy.
    - to już chyba czas - Janko, przewoźnik, miął w dłoniach czapkę, nie chciał przerywać tak wzniosłej chwili, ale musieli już ruszać.
    Koty syjamskie zaczęły się silniej ocierać o nogi chcąc je przytrzymać jeszcze przez chwilę, ale przed nieuniknionym nie ma ucieczki. Słońce zaczęło zachodzić.
    Jeb oddał ze swojej strzelby salwę honorową. Szturmowcy zaraz ją podchwycili. Hieny i lwy zaczęły ryczeć.
    Łódź odbiła od brzegu. Gromkie pożegnania jeszcze raz przetoczyły się falą nad zatoką. Z pokładu machały wzruszone Maryboo i Beige, a łódź spokojnie płynęła ostatnią smugą słonecznego blasku w stronę Kraju Słoni, który miał być ich ostatnim przystankiem przed Nieznanym.
    Postacie zgromadzone na nabrzeżu żegnały je długo, długo po tym jak statek zniknął za widnokręgiem. Nikt nie chciał odejść pierwszy. W końcu Hades zaprosił wszystkich do swojej Twierdzy, w drodze wyjątku tak martwych jak i żywych.
    I ja tam byłam, miód i wino piłam. A com widziała i słyszała... to sami wiecie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Boże, aż się wzruszyłam <3 Jakie piękne pożegnanie, dziękujemy!

      Usuń
  8. Ale to się głupio i bez pomysłu skończyło!
    NO NIE! Jak to kończycie!! Po tych wszystkich latach?!Ale szkoda!
    Ale będziecie coś pisać? Talenty się zmarnują.
    Dziękuje za wszystkie teksty było super!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nic nie planujemy - zobaczymy, co życie przyniesie :) My też dziękujemy!

      Usuń
  9. Wielkie mi poczynicie pustki w sercu moim, kochane Maryboo i Beige, tym odejsciem swoim :(((((

    Ale rozumiem, ze zycie pozainternetowe wzywa, ze coraz trudniej bylo znalezc czas na kolejne odcinki i coraz wiekszym obciazeniem sie stawaly.

    Bede tesknic jak szalona. A jesli kiedys, w jakiejkolwiek innej formie, solo lub w druzynie, bedziecie cos publikowac w sieci, to koniecznie dajcie mi znac <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety - fakty są takie, że łatwiej się analizowało w latach szkolno-akademickich, niż kiedy dorosłe życie z jego obowiązkami zapukało do bram ;)

      Jeżeli kiedyś postanowimy jeszcze cokolwiek stworzyć, na pewno damy znać <3

      Usuń
  10. O kurczę, wiedziałam, że zakończenie będzie głupie, ale i tak to co przeczytałam, sprawiło, że poczułam się jakby ktoś mi zrzucił kowadło na głowę. xD Autorce chyba się już nie chciało pisać dalej i zakończyła serię takim nie wiadomo co.
    Strasznie szkoda, że odchodzicie. Czytam wasze analizy od kilku lat, chyba nigdy nie komentowałam, ale były to jedne z najlepszych rzeczy, jakie czytałam w internecie. Bardzo dziękuję Wam za nie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie też jest całkiem prawdopodobne wytłumaczenie.

      My także dziękujemy za towarzyszenie nam! Zawsze fajnie się dowiedzieć o nowym-starym czytelniku :)

      Usuń
  11. Serię czytałam w czasie epizodu depresyjnego, nie ukrywam, że wtedy sprawiła mi pewną radość. Jasne, że widziałam błędy, niedoskonałości i uproszczenia, ale w końcu powieści YA uproszczeniami stoją. Choć zgadzam się z większością waszych uwag, to pewnie i tak nie będę jej wspominać negatywnie ;)
    Poczułam smutek, jak doczytałam, że to już ostatnia Wasza analiza. Jest tyle kiepskich i popularnych powieści, którym przydałaby się krytyka. Jednak decyzje rozumiem, w codziennym dorosłym życiu między pracą, a domowymi obowiązkami trudno znaleźć czas na takie aktywności. Dzięki serdeczne za wasz czas poświęcony analizowaniu ��

    Eva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie - powieści YA to są jednak głównie guilty pleasure i nie ma w tym nic złego. Problem zaczyna się wtedy, gdy próbują przeforsować toksyczne wątki pod płaszczykiem romantyzmu; bardziej wyrobiony czytelnik przewróci oczami i skupi się na elementach fabuły, które mu się podobają, ale mnóstwo młodych osób (a to oni są jednak docelowymi adresatami) weźmie za dobrą monetę bajdurzenia, że jak kocha, to kontroluje każdy ruch. Póki człowiek widzi problemy i akceptuje powieść pomimo nim, a nie dzięki nim, zagrożenia IMO nie ma ;)

      Dziękujemy także za lekturę naszych analiz!

      Usuń
    2. Jasne, a tutaj przedstawione związki były bardzo toksyczne. W sumie, dużo bardziej razi mnie relacja Lena/Julian niż Lena/Alex. Bohaterka, traktuje tego sympatycznego bohatera jak swoją zabawkę, manipuluje i wykorzystuje. Marne to wzory dla nastolatków.

      Trzymajcie się ;)

      Eva

      Usuń
  12. Aż mi się łezka zakręciła w oku... Dziękuję Wam, za te wszystkie lata, za wspaniałe analizy, trafne uwagi i spostrzeżenia, zabawne komentarze, i wszystko-wszystko. Miłego odpoczynku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też bardzo dziękujemy za towarzyszenie nam!

      Usuń
  13. Dziękuje wam za jedenaście lat, za wspaniałe analizy i świetną rozrywkę. Będzie mi was brakowało ale zasłużyłyście na solidny wypoczynek po zagłębianiu się w te twory literatury. Ściskam i dużo dobrego w życiu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dziękujemy za towarzyszenie nam w analizach!

      Usuń
  14. Dzięki za kawał dobrej roboty!
    Zaczynałyście tę analizę w dość trudnym dla mnie czasie i każdy wpis choć trochę pomagał mi się od tego oderwać, za co dziękuję :)
    Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie takie "rozwiązanie" wątku miłosnego. Byłam pewna, że Lena zejdzie się z PŚ ostatecznie i definitywnie, a Julianowi przypadnie albo Coral, albo Hana ( której wątek zresztą też skomentować mogę jedynie zdezorientowanym "Eee...?"). W lepiej napisanym YA z trójkątem miłosnym może jakoś udałoby się sensownie przedstawić to, że bohaterka nie związuje się z nikim, na przykład gdyby uznała, że nie potrafi wybrać, więc nie wybiera nikogo. To mogłoby być nawet oryginalne, ale do tego trzeba najpierw porządnie napisać wcześniejsze trzy tomy...
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń