niedziela, 19 listopada 2017

Rozdział VIII


Pierwszy jest wodór, w skrócie: H.
Choć tyle go w świecie, to chadza parami
I do innych związków się pcha.
Drugi jest hel, w skrócie: He.
Szlachetny to gaz, co w dawny czas,
Sterowce unosił we mgle.
Trzeci jest lit, w skrócie: Li.
Z wodą reaguje, z powietrzem spółkuje,
Więc niech z argonem śpi.
Czwarty jest beryl, w skrócie: Be...”

Modlitwa pierwiastkowa, rozdział Modlitwa i nauka, [w:] Księga SZZ

Na początek kwestia czysto techniczna: chciałabym pogratulować tłumaczce, która w tym wypadku nie tylko musiała zadbać o rytm i rym, ale w dodatku o zachowanie, ujmijmy to, naukowego sensu – w związku z czym zupełnie (i moim zdaniem zgrabnie) przerobiła oryginał. Jako że z chemii zawsze byłam nogą, szczerze podziwiam ;) Gdyby kogoś interesowało, oryginał wygląda tak:

H is for hydrogen, a weight of one;
When fission’s split, as brightly lit
As hot as any sun.
He is for helium, a weight of two;
The noble gas, the ghostly pass
That lifts the world anew.
Li is for lithium, a weight of three;
A funeral pyre, when touched with fire—
And deadly sleep for me.
Be is for beryllium, a weight of four...”


No dobrze, to tyle w kwestii tłumaczenia. A teraz przejdźmy do właściwej treści.

… Kochani, pamiętacie, jak ostrzegałam w zeszłym tygodniu, że religia w Oliverversum już wkrótce straci nawet te resztki sensu, które dotychczas posiadała? Ja nigdy Was nie okłamuję.

„Modlitwa pierwiastkowa”. Nie poemat, nie materiały naukowe. „Modlitwa”. I wiecie co? To faktycznie JEST modlitwa – w pewnym momencie ujrzymy zdenerwowaną Lenę, która próbuje się uspokoić, recytując ją pod nosem.

… Oliver, o co tu chodzi?

Nie zdradzę Wam póki co pełnej idei stojącej za religią w Oliverversum – po części dlatego, że niektóre z faktów zostaną ujawnione w kolejnych odsłonach, a po części dlatego że, no cóż... sama nie bardzo wiem, co tu się właściwie dzieje. Jedno mogę wam jednak powiedzieć już teraz: Oliver najwyraźniej uznała, że ciekawym pomysłem byłoby połączenie tradycyjnie rozumianej religii z nauką. I jakkolwiek sama idea faktycznie brzmi intrygująco, wykonanie... no cóż.

Autorko, zmiłuj się nad swoimi czytelnikami – jak to właściwie ma wyglądać? Jest jedną rzeczą przepisanie Biblii zgodnie z własnym widzimisię, zupełnie zaś inną dołączanie do niej naukowych wierszyków i robienie z tego wszystkiego dziwacznej hybrydy.
Jak to wszystko działa w praktyce? Mieszkańcy Nowego, Wspaniałego Świata każdego ranka dziękują Bogu za uwolnienie ich narodu od delirii, a wieczorem modlą się do wodoru, aby pięknie połączył się z tlenem? A może w drugą stronę: rano rozszczepiamy atom, a wieczorem badamy gęstość atmosfery w Niebie? Skoro modlitwa obejmuje pierwiastki, to czy tablica Mendelejewa jest tu traktowana na równi z Biblią – w związku z czym i jedno, i drugie można znaleźć zarówno w świątyni, jak i w laboratorium? Co ze starym, dobrym konfliktem kreacjonizm kontra ewolucjonizm? Zwolennicy której z opcji musieli udać się na przymusową wycieczkę do łagrów?
Mnóstwo pytań i – cóż za niespodzianka – absolutne zero odpowiedzi.

Ten pomysł miałby może nawet jakiś potencjał fabularny – problem w tym, że Oliver radośnie rzuca ów koncept w eter, nie zagłębiając się nigdy w samą istotę rzeczy. W efekcie otrzymujemy kompletnie niedopracowany, a co za tym idzie – nie trzymający się kupy wątek.

„Cóż” - powie ktoś z Was. „Może w takim razie religia jako taka jest tu traktowana jako dziedzictwo kulturowe (mniejsza z tym, że dogodnie przerobione po myśli partii), a prawdziwą wiarę pokłada się w nauce?”. Byłoby to jakieś rozwiązanie...aż do przyszłego odcinka, który to – spoiler alert – zacznie się kolejną modlitwą, tym razem skierowaną już do samego Boga.

...I pomyśleć, że jesteśmy dopiero na początku pierwszego, bodaj najbardziej logicznego pod względem fabularnym tomu. Traktujcie to, drodzy czytelnicy, jako trening przed kolejnymi odsłonami – będzie już tylko gorzej.


Każdego lata trzy razy w tygodniu – w poniedziałki, środy i soboty – pomagam wujkowi w sklepie. Moja praca polega głównie na wykładaniu towaru na półki i obsługiwaniu kasy, ale czasem też na zapleczu ulokowanym za działem zbożowym pomagam w papierkowej robocie.

Wykładanie, papierologia – ok. Zastanawia mnie natomiast bycie kasjerką – co, jeśli do sklepu po colę i paczkę chipsów wpadnie nieleczony licealista płci męskiej? Wszak zwykła rozmowa między nieleczonymi przedstawicielami płci przeciwnej jest czymś, czego w Oliverversum należy unikać ze wszystkich sił. Można by pomyśleć, że kto jak kto, ale familia Leny będzie robiła wszystko, co w jej mocy, by uniknąć podobnego scenariusza.

Odetchnęłam z ulgą, gdy pod koniec czerwca Andrew Marcus poddał się zabiegowi i dostał stałą posadę w innym sklepie.

Primo: Jak dla mnie, nie ma to większego sensu – właśnie teraz, gdy został wyleczony, Andrew miałby wszelkie podstawy do pozostania w sklepie wuja Leny, skoro nie istnieje dłużej obawa, że pomiędzy nim a krewną właściciela dojdzie do jakichkolwiek nieprzyzwoitości.

Secundo: Szczęśliwej drogi, Andrew – najwyraźniej musiałeś zejść ze sceny, jeszcze zanim na dobre na nią wszedłeś, aby wkrótce mógł pojawić się na niej właściwy chłopiec do bicia.

Rankiem czwartego lipca, w Święto Niepodległości, udaję się do Hany. Co roku w ten dzień chodzimy oglądać sztuczne ognie na Eastern Promenade.

No proszę, a więc stare święta najwyraźniej istnieją i mają się dobrze. Jest to o tyle ciekawe, że w zasadzie nie wiemy, na ile mogła się zmienić stojąca za nimi ideologia – czy także przyprawiono je zdrową dawką propagandy na temat szkodliwości ADN, czy też pozostawiono w stanie nienaruszonym? Wygląda na to, że bliższa prawdzie jest opcja pierwsza, bowiem:

Zawsze gra przy tym jakaś kapela, na straganach można kupić szaszłyki, gotowaną kukurydzę i szarlotkę z lodami podawaną na małych papierowych łódkach zamiast talerzyków. Czwarty lipca – dzień, w którym upamiętniamy zamknięcie granic naszego kraju – jest jednym z moich ulubionych świąt.

Jeśli przez „zamknięcie granic” Lena rozumie niedawne odłączenie się Oliverversum od reszty świata, miast faktycznego ogłoszenia Deklaracji Niepodległości w 1776 roku, to he, he – ciekawam, jak bardzo musiał się napocić Mały Brat, żeby dopiąć swoje dystopiczne plany na czas i ładnie podmienić ideologię stojącą za dotychczasowym świętem.

Uwielbiam muzykę, która rozbrzmiewa w całym mieście, uwielbiam gęsty dym unoszący się znad grillów, przez który ma się wrażenie, że ulicami płyną chmury, a ludzie spowici są mgłą.

A swoją drogą... poprzedni rozdział sugerował nam, że wyleczonych nic nie cieszy i nic nie budzi w nich entuzjazmu. Po co zatem te baloniki i konfetti, skoro najwyraźniej nikt poza bandą nastolatków nie będzie w stanie ich docenić?

A najbardziej lubię jednorazowe przesunięcie godziny policyjnej – tego dnia wszyscy nieleczeni mogą zostać poza domem aż do jedenastej, czyli dwie godziny dłużej niż zwykle. W ostatnich latach Hana i ja staramy się przebywać na zewnątrz do ostatniej chwili i zrobiłyśmy z tego pewnego rodzaju grę, co roku przesuwając granicę coraz dalej. Zeszłego roku weszłam do domu dokładnie o 22.58, z walącym sercem i drżąca z wyczerpania, bo musiałam biec do domu sprintem.

Cóż, młodość ma swoje prawa; mnie zastanawia raczej, co na temat podobnego igrania z losem myślała Carol. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, by osoba, której rodzina od lat musi znosić potępiające spojrzenia pani Jadzi przyjmowała z olimpijskim spokojem fakt, że jej podopieczna ryzykuje bezpieczeństwo własne i całej familii w imię adrenaliny.


Przeskok! Lena udaje się w odwiedziny do przyjaciółki:


Wystukuję czterocyfrowy kod wejściowy do domu Hany – dała mi go w ósmej klasie, oznajmiając, że to znak zaufania oraz że „rozwali mi czerep”, jeśli go komuś zdradzę – i wślizguję się przez drzwi frontowe. Nigdy nie pukam. Rodzice Hany rzadko są w domu, a ona sama nigdy nie podchodzi do drzwi. Jestem pewnie jedyną osobą, która ją odwiedza. To dziwne.

Nawet bardzo, biorąc pod uwagę, czego w przyszłości dowiemy się o statusie społecznym rodziny Hany.

Hana zawsze była w szkole bardzo lubiana – dziewczyny ją podziwiały i chciały być takie jak ona – ale chociaż była naprawdę miła dla wszystkich, nigdy się z nikim nie zaprzyjaźniła, tylko ze mną.

Przyjaźń przyjaźnią, ale jak widzieliśmy w poprzednim rozdziale, Hana jest regularnie zapraszana na wszelakie domówki (i akceptuje owe zaproszenia), nieco trudno mi zatem uwierzyć, że nigdy nie odwdzięczała się w podobny sposób – zwłaszcza, że jej rodzinę stać na ugoszczenie grupy nastolatek, a sama Hana jest osobą niezwykle otwartą i towarzyską.

Czasem zastanawiam się, czy żałuje, że w drugiej klasie, na lekcjach u pani Jablonski, nie przydzielono jej do ławki kogoś innego – bo właśnie od tego zaczęła się nasza przyjaźń. Hana nosi nazwisko Tate i zostałyśmy razem posadzone, bo tak wypadało według alfabetu (już wtedy posługiwałam się nazwiskiem cioci Tiddle).

Chyba nie rozumiem. W rozdziale czwartym dowiedzieliśmy się, że Lena w sytuacjach urzędowych nadal używa swojego prawdziwego nazwiska – na jakiej zasadzie została zatem wpisana do szkolnych akt jako Tiddle?

Lena przez chwilę angstuje, że ktoś taki jak Hana zasługuje na bardziej niezwykłą psiapsiółę, po czym wprasza się do hacjendy panny Tate, przy okazji racząc nas opisem znajdujących się tam luksusów (działająca klima, wszystko wypolerowane na błysk, świeżo ścięte kwiaty).

Nasza bohaterka wspina się po schodach do sypialni Hany; drzwi od pokoju przyjaciółki są zamknięte, ale przedostaje się przez nie muzyka.

Zdecydowanie nie rozpoznaję piosenki, której słucha, choć określenie „niszczy sobie bębenki” byłoby chyba odpowiedniejsze, muzyka jest bowiem tak głośna, że uspokajam się dopiero, przypomniawszy sobie, że dom Hany jest otoczony ze wszystkich stron drzewami i trawnikami, więc nikt nie naśle na nią porządkowych.

A, tak – muzyka inna niż ta zgodna z Jedyną Słuszną Linią Partii jest w Oliverversum zakazana. Hana, jak widzimy na załączonym obrazku, słucha jej przy głośnikach ustawionych na maksa, w samym środku dnia.

...Chyba już wiem, dlaczego te dwie się ze sobą przyjaźnią.

Cóż, zobaczmy, jak rozwinie się sytuacja.

To zupełnie inna muzyka od tej, którą znam. Jest wrzaskliwa, jazgotliwa, dzika. Nie potrafię nawet stwierdzić, czy piosenkę śpiewa mężczyzna czy kobieta.

Swoją drogą, ciekawa jestem, co też posłużyło autorce za inspirację przy tworzeniu tego rozdziału – w komentarzach możecie zamieścić własne propozycje dotyczące muzycznego gatunku, wokalisty/wokalisty czy tytułu piosenki ;)

Wzdłuż kręgosłupa przebiega mi dziwny dreszcz, uczucie, które pamiętam z dzieciństwa, gdy zakradałam się do kuchni i próbowałam podkraść ciasteczko z kredensu – to samo czułam, tuż zanim usłyszałam kroki mamy w kuchni, kiedy odwracałam się, z rękami i twarzą w okruszkach, ogarnięta poczuciem winy.

Cóż, rozsądna reakcja, biorąc pod uwagę, że właśnie przyłapałaś przyjaciółkę na – było nie było – przestępstwie, a przebywając obecnie w jej domu, niejako podpisujesz na siebie wyrok.

Odpędzam od siebie te wspomnienia i otwieram drzwi do pokoju Hany. Siedzi przed komputerem, z nogami na biurku, kiwa głową i wystukuje na udach rytm. Na mój widok pochyla się i naciska klawiaturę. Muzyka milknie natychmiast.
(…)
Hej – odzywa się wesoło, trochę za wesoło. – Nie słyszałam, jak weszłaś.
(…)
Co to było?
Niby co? – Podciąga kolana do piersi i obraca się na krześle, a ja podnoszę się na łokciach i wbijam w nią wzrok. Hana udaje niezbyt bystrą tylko wtedy, kiedy próbuje coś ukryć.
Ta muzyka – mówię. Hana dalej patrzy na mnie bez wyrazu. – Ta piosenka, która ryczała, kiedy tu weszłam. Od której prawie pękły mi bębenki.

...Hano, dla twojego własnego dobra mam nadzieję, że nigdy nie napotkasz na swej drodze bojówek pani Jadzi. Naprawdę, przy tobie nawet Lena i Aleks zdają się być osobnikami o umiejętności wtapiania się w tłum na poziomie kameleona.

Primo: niezależnie od tego, jak wielki jest ogród Hany, jeśli muzyka ryczała na tyle głośno, by Lena słyszała ją doskonale już z wejściowego hallu – a trzeba pamiętać, że nawyk donoszenia na siebie i podejrzewania sąsiadów o nielegalne aktywności ma się świetnie w Oliverversum – to obawiam się, że mogła usłyszeć ją też dociekliwa żona lokalnego urzędnika, która właśnie pieliła grządki w swej willi naprzeciwko lub przejeżdżający nieopodal listonosz. A nawet, jeśli uznamy, że dźwięki nie wydostawały się na zewnątrz – jakąż to Hana ma gwarancję, że któreś z jej rodziców nie wróci przedwcześnie do domu (wersja bonusowa: wraz ze znajomymi z pracy), bowiem zapomniało zabrać z gabinetu Bardzo Ważnych Papierów?

Secundo: Oliver. Dystopia. Dystopia rządzona przez Małego Brata. Nie współczesne USA i zbuntowane nastolatki.

Naprawdę, dlaczego autorki wszelakich dystopicznych YA tak bardzo nie rozumieją, jak powinno w praktyce wyglądać reżimowe społeczeństwo? Oliver, to nie jest kwestia słuchania satanistycznych zespołów na pełny regulator, kiedy starych nie ma na chacie i nie trzeba obawiać się szlabanu. W stworzonym przez ciebie świecie – świecie, w którym dziewczyny żyją od osiemnastu lat, od samego urodzenia – słuchanie niezaaprobowanej przez władze muzyki jest PRZESTĘPSTWEM. Czy naprawdę tak trudno jest zrozumieć, że młodzież, wychowana w takich, a nie innych warunkach, zupełnie inaczej będzie podchodzić do kwestii igrania z losem? Dlaczego Hana, skoro już musiała posłuchać czegoś zakazanego, nie założyła przynajmniej słuchawek?

...Z drugiej strony, mówimy o dziewczynie, która uznała za świetny pomysł wejście na teren rządowego laboratorium. Może jednak nie powinnam być aż tak zdziwiona.

Aaa, to. – Hana zdmuchuje grzywkę z twarzy. To kolejny z jej numerów. Zawsze gdy blefuje w pokera, nie daje grzywce spokoju. – Taka nowa kapela, którą znalazłam w sieci.
W BAMF? – wypytuję dalej.

:D

No dobra, ten (jestem absolutnie pewna, że niecelowy) językowy żarcik to akurat dzieło tłumaczki, w oryginale mamy LAMM (the Library of Authorized Music and Movies).

Hana ma bzika na punkcie muzyki i gdy byłyśmy w gimnazjum, spędzała całe godziny, serfując po BAMF, Bibliotece Autoryzowanej Muzyki i Filmów. Hana odwraca wzrok.
Niezupełnie.
Co to znaczy „niezupełnie”? – Intranet, jak wszystko w naszym kraju, jest kontrolowany i monitorowany dla naszego bezpieczeństwa.

Mhm. Jak niezwykle skuteczna jest owa kontrola, przekonamy się już za sekundkę. Dość powiedzieć, że Mały Brat równie dobrze mógłby wam podłączyć stary, dobry Internet; efekt byłby niemalże identyczny.

Wszystkie strony i ich zawartość są tworzone przez agencje rządowe, włączając w to Listę Autoryzowanej Rozrywki, którą aktualizuje się co dwa lata. E-booki znajdują się w BAK, Bibliotece Autoryzowanych Książek, a filmy i muzyka w BAMF, Bibliotece Autoryzowanej Muzyki i Filmów, i za drobną opłatą można je ściągać na swój komputer.
O ile się go ma, rzecz jasna. Ja nie mam.

Nie smuć się, skarbie, inni mają gorzej; pomyśl, że America Singer w swojej dystopii mogła pozwolić sobie na cytryny do herbaty mniej więcej trzy razy w roku.

Umiesz dochować tajemnicy?
Teraz siadam zupełnie prosto, przysuwając się na skraj łóżka. Nie podoba mi się jej spojrzenie.
Hana, o co chodzi?
Umiesz dochować tajemnicy? – powtarza. Przypomina mi się, jak w dniu ewaluacji stałam z nią w żarze słońca przed laboratorium, jak przysunęła się do mnie i wyszeptała mi wprost do ucha słowa o szczęściu i nieszczęściu. Nagle zaczynam się o nią bać, bać się jej. Lecz tylko kiwam głową i mówię:
No jasne.

- Ale wiesz, moja rodzina od prawie dwóch dekad znajduje się na cenzurowanym, a ja nie jestem do końca pewna, czy zdołałabym utrzymać język za zębami podczas tortur, więc może jednak nie mów mi niczego, co mogłoby nas wpędzić w poważne kłopoty, dobrze?
- Jasne, nie ma sprawy, tak tylko zapytałam. Nie było rozmowy. A tak w ogóle, to, ekhm ekhm, PRZESŁYSZAŁAŚ SIĘ Z TĄ MUZYKĄ, PO PROSTU COŚ POPSUŁO MI SIĘ W KOMPUTERZE I ZACZĄŁ WYĆ JAK POTĘPIENIEC, PRZEPRASZAM ZA TEN HAŁAS, PANI JENKINS. To co, napijesz się czegoś?

Kurtyna.



...Chciałoby się.


Okej. – Hana spuszcza wzrok, bawi się przez chwilę rąbkiem szortów i bierze głęboki oddech. – No więc w zeszłym tygodniu spotkałam pewnego faceta...
Co? – Nieomal spadam z łóżka.
Spokojnie. – Podnosi rękę do góry. – Jest wyleczony, jasne? Pracuje dla władz miasta. Tak w ogóle to jest cenzorem.

Dobrze się zaczyna, nie ma co.

No więc – mówi dalej Hana – poznałam go w poczekalni u lekarza, gdy poszłam na rehabilitację. – Jesienią Hana skręciła kostkę i od tamtej pory musi chodzić raz w tygodniu na ćwiczenia.

A mimo to radośnie uprawia regularne treningi? Nie jestem lekarzem, ale czy w takim układzie forsowne biegi nie powinny być raczej zabronione?

No więc ja mu opowiadałam o egzaminach, o tym, jak bardzo chcę się dostać na studia, a on opowiadał mi o pracy – wiesz, czym się zajmuje tak na co dzień. Tworzy kody ograniczające dostęp w sieci, żeby ludzie nie mogli pisać, co im ślina na język przyniesie, ani zamieszczać fałszywych informacji albo „podżegających opinii” – tu robi znak cudzysłowu, przewracając oczami – i tym podobne. Jest jakby strażnikiem intranetu.

...Który od poniedziałku najprawdopodobniej będzie musiał znaleźć sobie nową robotę, skoro zamiast o swoich przypadłościach, opowiada małolacie poznanej w kolejce do lekarza o szczegółach swojej rządowej pracy.

Dlaczego wszyscy w tym uniwersum są tak bezbrzeżnie głupi?

Ale on zajmuje się nie tylko kodowaniem dostępu do danych. Sprawdza też luki w systemie, szuka śladów włamań dokonywanych głównie przez hakerów, którzy omijają zabezpieczenia, dzięki czemu udaje im się umieszczać w sieci własne rzeczy. Rząd nazywa takie strony efemerydami. Mogą działać przez godzinę, dzień lub dwa, zanim zostaną odkryte, a pełne są nieautoryzowanych materiałów: ludzie zamieszczają tam swoje opinie, ogłoszenia, teledyski, muzykę, dosłownie wszystko.

...Pomyliłam się: ewentualna utrata pracy to obecnie zdecydowanie najmniejszy problem owego jegomościa.

Kochani, naprawdę; spróbujcie to ogarnąć rozumem. Człowiek zajmujący się łataniem systemu uszkodzonego przez hakerów – wrogów systemu – radośnie opowiada przygodnie poznanej nastolatce, jak to dzięki wszelakiej maści wywrotowcom można znaleźć w sieci nielegalne, antyrządowe treści.

...Jak to w ogóle skomentować?

I ty znalazłaś jedną z nich. – Zaczyna mnie mdlić, a w mózgu niczym migoczący neon błyskają słowa: łamanie prawa, przesłuchanie, nadzór policyjny. Hana.
Hana wydaje się nie zauważać, że znieruchomiałam. Nigdy nie widziałam jej tak ożywionej i pełnej energii.

Pomijając już kompletny brak empatii Hany, która całkowicie ignoruje to, jak bardzo przeraża swoją przyjaciółkę informacjami o nielegalnej działalności w sieci... Nasza złotowłosa bohaterka albo bardzo, bardzo ufa Lenie, albo ma bardzo, bardzo marną wyobraźnię, skoro najwyraźniej nie przeszło jej przez myśl, że znana ze swojej mało buntowniczej natury, porządna obywatelka Haloway może pobiec w podskokach do najbliższego warzywniaka i wypaplać wszystko pani Jadzi – jeśli nawet nie teraz, to za kilkadziesiąt dni, gdy remedium skutecznie zabije w niej wszelakie sentymenty.

Nie tylko jedną. Dziesiątki. Można ich znaleźć mnóstwo, jeśli się wie, jak szukać. Jeśli się wie, gdzie szukać. To niesamowite, Lena. Ci wszyscy ludzie, a muszą być rozsiani po całym kraju, wykorzystują luki w zabezpieczeniach. Powinnaś zobaczyć, co tam czasem wypisują. O... o remedium. Nie tylko Odmieńcy w to nie wierzą. Są tu ludzie, w całym kraju, którzy nie uważają... – Spoglądam na nią tak surowo, że spuszcza wzrok i zmienia temat.

Pożycz jej jeszcze kartkę i długopis, by po przejściu zabiegu nie zapomniała o żadnym kompromitującym cię szczególe, gdy pójdzie donosić Tajnym Bojówkom o twoim antypaństwowym hobby.

I powinnaś posłuchać tej muzyki. Jest niesamowita, zdumiewająca, nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałam, zapomina się przy niej o całym świecie, wiesz? Sprawia, że ma się ochotę krzyczeć, skakać, płakać, niszczyć wszystko dokoła...

- Poczekaj, zrobię głośniej, pan Collins i pani Brown z pewnością też chcieliby posłuchać!

Pokój Hany jest duży – prawie dwa razy większy od mojego – lecz mam wrażenie, że ściany na mnie napierają. Jeśli klimatyzacja ciągle działa, już jej nie czuję. Powietrze zrobiło się teraz ciężkie i gorące jak wilgotny oddech, więc wstaję i podchodzę do okna. Hana wreszcie milknie. Próbuję je otworzyć, ale ani drgnie. Popycham więc raz jeszcze, opierając się o parapet.
Lena – odzywa się po chwili Hana cichym głosem.
Nie chce się otworzyć. – Pod czaszką pulsuje tylko jedna myśl: potrzebuję powietrza. Poza nią moja głowa jest kotłowaniną dźwięków i obrazów: szum krótkofalówek, fluorescencyjne światło, fartuchy laboratoryjne, metalowe stoły i chirurgiczne noże, a do tego Willow Marks ciągnięta do laboratorium, z krzykiem na ustach, i jej dom oszpecony napisami.

Wiecie co? To chyba pierwszy rozdział, w którym autentycznie żal mi Leny. Ta dziewczyna nie chce pakować się w kłopoty, nie chce wdawać się w jakąkolwiek antypaństwową działalność – a Hana, która zna jej historię, powinna to rozumieć lepiej niż ktokolwiek inny. Tymczasem najlepsza przyjaciółka wciąga ją w bagno... właściwie nie wiadomo w imię czego, skoro na pierwszy rzut oka widać, że Lena nie ma najmniejszej ochoty bawić się w małych rebeliantów i nielegalnie ściągać starych nagrań Tokio Hotel.

Spanikowana Lena napiera na okno tak mocno, że wyłamuje blokadę; dziewczyna nie wiedziała, że okna u przyjaciółki otwierają się na zatrzask.

Przepraszam – mamroczę. Nie mam odwagi na nią spojrzeć. – Nie chciałam... nie wiedziałam, że było zablokowane. U mnie w domu okna się nie blokują.
Nie przejmuj się oknem. Mam gdzieś głupie okno.
Dawno temu mała Grace wygramoliła się z łóżeczka i prawie udało jej się dostać na dach. Po prostu okno gładko się otwarło i zaczęła się wspinać...
Lena. – Hana łapie mnie za ramiona. Nie wiem, czy mam gorączkę, skoro co pięć sekund robi mi się na przemian gorąco i zimno, ale jej dotyk wywołuje we mnie dreszcze, więc szybko się odsuwam. – Jesteś na mnie zła.

No proszę, wygląda na to, że dwie samotne synapsy w mózgu Hany wreszcie zderzyły się w biegu!

Lena kłamie, że wcale nie, ale w monologu wewnętrznym dzieli się z czytelnikami swoim rozżaleniem; jest zła i przestraszona, że jej przyjaciółka na jej oczach zmienia się w kogoś zupełnie obcego, i to bez zażycia remedium.

Przeszywa mnie ostrze smutku, głęboko i boleśnie. To się w końcu musiało stać. Zawsze wiedziałam, że tak będzie. Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje. Pozostawieni samym sobie ludzie kłamią, mają tajemnice, zmieniają się i znikają, niektórzy za inną maską lub osobowością, inni w gęstej porannej mgle nad klifem. Właśnie dlatego remedium jest takie ważne. Właśnie dlatego go potrzebujemy.

Nie, żeby remedium w jakikolwiek sposób było zdolne powstrzymać kogoś od kłamstwa, ale i tak brawa za realistyczną reakcję Leny.

...Autorko, może nie jest jeszcze za późno, by na zawsze zakopać przyszłego tru loffa pod kopcem jesiennych liści? Naprawdę wolę Lenę w wersji 1.0.

Posłuchaj, przecież nie wyląduję w więzieniu za przeglądanie jakichś stron. Albo za słuchanie muzyki.

Eee...owszem, wylądujesz. To przestępstwo, a Mały Brat zna uniwersalne rozwiązanie owego problemu: Krypty.

Skąd wiesz? Ludzie lądują w więzieniu nawet za mniejsze przewinienia – mówię, ale przecież Hana to wie. Wie o tym, tyle że się nie przejmuje.

* wzdycha ciężko * Aleks, słuchaj, mam ofertę nie do odrzucenia. Co ty na to, żebyś zabrał sobie tę piękną jasnowłosą damę, a w zamian oddał nam Lenę? Myślę, że świetnie się ze sobą dogadacie, a ja naprawdę chciałabym choć raz przedzierać się przez jakąś serię z rozsądną protagonistką u boku.

Nawet nie powinnyśmy o tym rozmawiać. Ktoś może...
Ktoś może podsłuchiwać? – kończy za mnie. – O Boże, Lena, tego też mam już dość. A ty nie? Mam dość ciągłego oglądania się za siebie, sprawdzania, czy nikt nie słucha, uważania na to, co się mówi, myśli, robi. Nie mogę... nie mogę już oddychać, nie mogę spać, nie mogę się nawet poruszać. Mam wrażenie, że wszędzie są mury. Gdziekolwiek się ruszę – bach! Mur. Jeśli czegoś zapragnę – bach! Kolejny mur.

To bardzo smutne, ale może jednak zamknij to okno, zanim zaczniesz się dalej uzewnętrzniać.

To przecież dla naszego bezpieczeństwa – mówię, przeklinając się w duchu za brak pewności w głosie. Nigdy nie byłam dobra w kłótniach. – Wszystko będzie lepiej, gdy tylko...
Hana znowu mi przerywa.
Gdy tylko będziemy wyleczone? – Wydaje z siebie krótki, urywany śmiech, w którym nie ma radości, za to przynajmniej nie neguje wprost moich słów. – No tak, racja. Przynajmniej tak wszyscy mówią.
I nagle rozumiem. Hana przypomina mi zwierzęta, które widziałyśmy kiedyś podczas szkolnej wycieczki do rzeźni. Wszystkie krowy stały jedna obok drugiej w swoich przegrodach i patrzyły na nas w ciszy w ten sam sposób: ze strachem w oczach, rezygnacją i jeszcze czymś. Desperacją.

Swoją drogą, to już drugi przypadek, kiedy krowy w tej serii nabierają symbolicznego znaczenia... Przypadek? (odpowiedź: raczej tak. Ale przyznacie, że to ciekawe).

Gdy znowu się odzywa, jej głos jest trochę spokojniejszy.
Może tak właśnie będzie. Może rzeczywiście będzie lepiej, gdy już będziemy wyleczone. Jednak do tego czasu... To nasza ostatnia szansa, Lena. Nasza ostatnia szansa, żeby coś zrobić, cokolwiek. Nasza ostatnia szansa, żeby wybierać.

Krypta numer pięć czy krypta numer sześć?

Więc co zamierzasz zrobić?
Hana odwraca wzrok, przygryzając wargę. Pewnie się zastanawia, czy może mi zaufać.

Rychło w czas.

Dziś wieczorem jest impreza...

...O, nie. Zbliżamy się do TEGO wątku.

Dowiedziałam się o niej na efemerydzie. To będzie koncert. Kika zespołów występuje niedaleko granicy, w Stroudwater, na jednej z farm.
Chyba nie mówisz poważnie... nie zamierzasz tam iść, prawda? Nawet mi nie mów, że w ogóle o czymś takim pomyślałaś...
To jest bezpieczne, okej?

Hano, to, że Lena nie potrafiła przez osiemnaście lat wykuć na blachę kilku neutralnych zdań o ulubionym kolorze nie oznacza jeszcze, że jest AŻ TAK głupia.

A te strony... to naprawdę niesamowite, Lena, na pewno by ci się spodobało, gdybyś tylko tam zajrzała. Są ukryte. Linki są zazwyczaj wbudowane w zwykłe rządowe strony, ale sama nie wiem, jakoś się czuje, że coś jest z nimi nie tak, rozumiesz? Nie pasują tam.



… Rządowe strony.

Linki do nielegalnych witryn są wbudowane w rządowe strony.

I nikt nie orientuje się, że tam są.

Pomijając, rzecz jasna, nastolatki z zerową wiedzą informatyczną, które szóstym zmysłem wyczuwają, że link do zakładki „stypendia naukowe” to w rzeczywistości zakamuflowana ścieżka prowadząca wprost do teledysku „Despacito”.

...Oliver, czy ty naprawdę starasz się prześcignąć Cass w kategorii „Najbardziej kuriozalne pomysły na życie w dystopii”?

Bezpieczne? Jak to może być bezpieczne? Ten facet, którego spotkałaś, ten cenzor... przecież jego praca polega właśnie na tym, by wyłapywać ludzi na tyle głupich, że zamieszczają w sieci takie rzeczy...

Leno, błagam, ratuj się z tego uniwersum, zanim dopadnie cię klątwa Mary Sue Serii!

Oni nie są głupi, tak naprawdę są niesamowicie inteligentni...
Nie wspominając o porządkowych, o patrolach, o straży młodzieżowej czy o godzinie policyjnej, ani o segregacji i o wszystkim, co czyni z tego najgorszy pomysł pod słońcem...

Rozmawiałam już z Brygadą N i wujem Jebem, chętnie cię przygarną. Jeb i Charlie obiecali, że zastrzelą każdego typa z florą na głowie, który spróbuje zapuścić się w okolice kryjówki. Emmett z kolei dał mi słowo, że nawet nie będą musieli marnować kul; zawczasu profilaktycznie urwie łeb każdemu, kto będzie w najmniejszym choćby stopniu przypominał Warda.

Okej. – Hana podnosi ręce, a potem uderza nimi głośno o uda, aż z wrażenia podskakuję. – Okej. Niech ci będzie. To zły pomysł. Ryzykowny. Ale wiesz co? Mam to gdzieś.

- Precz z ciemiężeniem ludu! Precz z remedium! Precz z Małym Bratem! ...Dzień dobry, panie Andrews! Jak tam, w domu wszyscy zdrowi?

A co ze mną? – wyrzucam z siebie wreszcie, ze wszystkich sił starając się opanować drżenie głosu.
Czuj się zaproszona. Dziesiąta trzydzieści, Roaring Brook Farms, Stroudwater. Muzyka i taniec. Jednym słowem, zabawa. Coś, na co chyba zasługujemy, zanim wytną nam połowę mózgu.

- Nie przejmuj się, jeśli nie zapamiętałaś – Hana wyciąga w moją stronę plik jaskraworóżowych ulotek. - Śmiało, weź sobie jedną. Pozostałe dwadzieścia rozdam sąsiadom, a te, które mi zostaną porozklejam na okolicznych drzewach. Im nas więcej, tym weselej!

Lena przypomina Hanie, że mają już plan na ów wieczór – plan, który ustaliły dobre dziesięć lat temu (nie zdradza jednak jego szczegółów), ale przyjaciółka beztrosko odpowiada, że czasy się zmieniają. Lena jest zrozumiale zraniona i z trudem powstrzymuje łzy.

Podchodzę do jej łóżka i zaczynam zbierać swoje rzeczy. Jak na złość plecak się przewrócił, na kołdrę wysypały się strzępy papieru, opakowania po gumie do żucia, monety i długopisy.

Dogodny Atak Marysujkowej Niezdarności odhaczony.

Może Hana poczuła się źle, ponieważ jej głos nieco mięknie.
Mówiłam poważnie, Lena. Powinnaś to przemyśleć. Nic nam nie grozi, obiecuję.

Pomijając już absurdalność tego stwierdzenia – Hano, chyba nie rozumiesz, że to akurat nie ta kwestia zabolała Lenę najbardziej.

Tego akurat nie możesz obiecać. – Biorę głęboki oddech, pragnąc teraz jedynie, by głos przestał mi drżeć. – Wiesz o tym. Nie możesz być pewna.
A ty nie możesz tak ciągle wszystkiego się bać.
I to przepełnia czarę. Odwracam się, wściekła, czując, jak coś we mnie pęka i czarna masa tłumionych emocji wypływa na powierzchnię.
Oczywiście, że się boję. I mam prawo się bać.

Brawo, Leno! Przemów tej rozwielitce do rozsądku, skoro najwyraźniej przez osiemnaście lat nie zauważyła, w jakim świecie żyje...

A ty może i się nie boisz, bo masz to swoje idealne życie, idealną rodzinę i wszystko wokół siebie również idealne. Co ty w ogóle wiesz o życiu?

… tylko może jednak niekoniecznie w ten sposób.

Idealne? Tak właśnie myślisz? Uważasz, że moje życie jest idealne? – Jej głos jest cichy, lecz przepełniony gniewem. Mam ochotę się od niej odsunąć, jednak zmuszam się do pozostania w miejscu.
Tak. Właśnie tak myślę.
Hana znowu wydaje z siebie krótki, metaliczny śmiech.
Więc właśnie tak ci się wydaje? Że niczego mi w życiu nie brakuje? – Obraca się z wyciągniętymi ramionami, jakby obejmowała nimi cały pokój, dom, wszystko wokół. Po tych słowach robi mi się nieswojo.
A co jest nie tak?
Wszystko, Lena. – Hana kręci głową.

Bardzo to przejmujące, szkoda tylko, iż na tym etapie serii Hana nie ma jeszcze właściwie żadnego powodu, by robić z siebie biedną małą bogatą dziewczynkę, w związku z czym jej uwagi brzmią mniej jak próba zwrócenia przyjaciółce uwagi, że nie ma co oceniać innych po pozorach, a bardziej jak dziecinna próba nakręcenia dramy dla samej dramy.

Słuchaj, nie zamierzam cię przepraszać. Wiem, że masz powody, by się bać. To, co się stało z twoją mamą, było straszne...
Nie mieszaj do tego mojej mamy – przerywam jej, wciąż najeżona.
Ale nie możesz ciągle winić jej o wszystko. W końcu zmarła dwanaście lat temu.

Co ma piernik...

Gniew zasnuwa mi umysł gęstą mgłą. Mój mózg pracuje na pełnych obrotach jak wirówka, rozbryzgując wokół pojedyncze słowa. Strach. Wina. Pamiętaj. Mama. Kocham cię. Tak, teraz widzę, że Hana rzeczywiście jest wężem – czekała tak długo, żeby mi to powiedzieć, czekała na dogodny moment, żeby mnie ukąsić głęboko i boleśnie.
Odwal się. – Z całej tej kotłowaniny słów na zewnątrz wychodzą ostatecznie tylko te dwa. Hana podnosi ręce do góry.
Słuchaj, Lena, chciałam ci tylko powiedzieć, że powinnaś odpuścić. Nie jesteś taka jak ona. I nie skończysz jak ona. Nie masz tego w sobie.

...do wiatraka?

Nie, naprawdę: o co chodzi z tą psychoanalizą dla ubogich? Nawet, gdyby Lena faktycznie żyła w nieustannym strachu przed delirią, który to lęk byłby w głównej mierze spowodowany losami jej matki (co zresztą jest faktem) – jak ma się to do całkowicie zdroworozsądkowego veta dla nielegalnej imprezy, która może je zaprowadzić wprost do Krypt?

Odwal się. – Wiem, że stara się być miła, ale mój umysł jest zupełnie zablokowany, a słowa wylewają się z moich ust same, spływają kaskadami jedno za drugim, i chciałabym, żeby każde z nich było ciosem, żebym mogła walić ją nimi w twarz: bach, bach, bach, bach. – Co ty o niej nie wiesz? I co wiesz o mnie? W ogóle o niczym nie masz pojęcia.

Słuchajcie, rozumiem obecne rozgoryczenie Leny, ale mimo wszystko odczuwam lekki żal, że uczepiła się w tym momencie owego argumentu z odwłoka, miast wrócić do rzeczywistego sedna problemu – a mianowicie, iż istnieje zasadnicza różnica między odwagą a bezmózgowiem, owa szalona biba zaś zdecydowanie podpada pod kategorię nr 2.

Hana próbuje udobruchać przyjaciółkę, ale ta nie zamierza jej dłużej słuchać i z wściekłością wypada z domu dziewczyny; jest przy tym tak wzburzona, że o mało co nie ląduje pod kołami radiowozu (widziała pani, pani Malinowska, niektórym to się powodzi, tej spod dziewiątki to nawet auto kupili, tak to jest, jak stary co tydzień lata do centrali z whisky z Pewexu...). Szok połączony z emocjami po kłótni sprawia, że Lena zaczyna płakać.



Pocieszam się, że za niecałe dwa miesiące to wszystko przestanie mieć dla mnie znaczenie. Zrzucę to z siebie i odrodzę się nowa, wolna jak ptak szybujący ku niebu. Tego właśnie Hana nie rozumie, nigdy nie rozumiała. Dla niektórych z nas stawką jest coś więcej niż wolność od delirii. Niektórzy z nas, szczęśliwcy, dostaną szansę na odrodzenie, szansę, by stać się kimś nowym, poprawionym, lepszym. Uzdrowionym, pełnym i na powrót doskonałym, jak stal, która wychodzi z ognia lśniąca, twarda i zahartowana. Jedyne, czego pragnę, to obietnica remedium. Niczego więcej nie pragnę i nigdy nie pragnęłam.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku... *wzdycha ciężko * zgadnijcie, kto wygrzebuje się spod sterty liści.


Do zobaczenia!

Maryboo

72 komentarze:

  1. Ej, ale może ten pan cenzor celowo tak podpuszcza Hanę - one pójdzie na imprezę, potem zapukają smutni panowie i powiedzą "to teraz albo pracujesz dla nas, albo gułag"? Może już tak się stało i Hana jest szantażowana, żeby wciągać w antyrządowe zabawy jak najwięcej osób, które potem smutki panowie mogliby wyłapywać? Nie? Eh...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałoby to sens, więc nie.

      Usuń
    2. Najlepsze podsumowanie większości literatury YA...

      Usuń
    3. Ja byłam pewna, że cenzor celowo mówi to wszystkim, jednocześnie wzmacniając bariery, tak, by łatwo wyłapać tych, którzy spróbują je złamać. Wtedy wszyscy do Krypt, a on jeszcze dostanie pochwałę i kalendarz ze zdjęciami Małego Brata na każdy miesiąc :>
      Ale nie, to zbyt dystopijne jak na kontrolowane państwo :v

      Leszy

      Usuń
    4. Btw, mały brat ma niesamowity talent do zatrudniania wywrotowców na stanowiskach rządowych...

      Usuń
    5. A wersja z celowym cenzorem tak by to mogła naprawić... szczególnie, że uwagę na Hanę i Lenę mógłby zwrócić cenzorowi... nasz Jesienny Truloff!
      No bo tak: Truloff spotyka 2 dziewczyny w laboratorium. Już widzi, że są podejrzane, ale na razie gra idiotę lub nieudolnie ukrywającego się odmieńca. Lenę podpuszcza, żeby poszła na zachód słońca i wysyła patrol panów wiesiów na przeszpiegi. Na razie nie może jej aresztować, bo jeszcze nie ma dowodów, ale jest już pewny,że coś jest nie tak.Teraz bierze się za Hanę -kabluje na nią cenzorowi, który niby to przypadkiem zdradza Hanie istnienie efemerydów... które także stworzył rząd. Dziewiąta trzydzieści nielegalna potańcówka w starej stodole. Nasze nieświadome dziewczęta przychodzą, spotykają jesiennego... o, on naprawdę jest odmieńcem! Tróloff rozpoczyna rozmowę na niebezpieczne tematy, ale przecież są wśród swoich, nikt nie usłyszy... nagle ktoś zamyka wszystkie drzwi, stodoła zostaje otoczona, połowa "odmieńców" wyciąga broń i aresztuje drugą połowę (w tym nasze bohaterki -na sali jest powiedzmy tyle samo podstawionych typów i naiwnych,m którzy dali się złapać). JT informuje przerażone dziewczyny, że ich cała poprzednia rozmowa została nagrana, czyli ma na nie dowody, wywrotowcy zostają zawleczeni do ciężarówek na zewnątrz, czeka ich przesłuchanie, a Lena uświadamia sobie dopiero teraz, w jakim systemie żyje... i że pozorna nieudolność małego brata była tylko przykrywką, żeby skuteczniej wyłapywać podejrzanych!

      Usuń
    6. Jeśli to kogoś pocieszy - jak się przekonamy w przyszłości, Mały Brat zna jednak instytucję zasadzek. Szkoda tylko, że stosuje ów fortel wyłącznie w dogodnych dla fabuły momentach.

      Usuń
  2. Dobra, podoba mi się ten rozdział. Oliver, możemy zostać przy tej Lenie? Proszę? Nie? Uh.
    Hana, ciesz się, że Mały Brat ma zeza jak stąd do Shanghai i niedosłyszy gorzej niż ja. Ludzi z jej dyskrecją w dystopii powinna załatwić selekcja naturalna jakoś tydzień po wypowiedzeniu pierwszego słowa.
    Jeśli chodzi o religię to... cóż, jeśli to oznacza, że aŁtorka nie będzie więcej mieszać w to Biblii i świętych, to w sumie jestem zadowolony. Nie będzie, prawda...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie miałbym nic przeciwko lekkiemu podejściu Hany, gdyby wynikało to np. z tego, że jako przedstawicielce "bogatszej" części społeczeństwa wolno jej więcej i Mały Brat patrzy przez palce. Ale to wynika chyba tylko z beztroski autorki..

      Usuń
    2. "Jeśli chodzi o religię to... cóż, jeśli to oznacza, że aŁtorka nie będzie więcej mieszać w to Biblii i świętych, to w sumie jestem zadowolony. Nie będzie, prawda...?" - będzie.

      A co do Hany - owszem, jej rodzinie w Nowym, Wspaniałym Świecie powodzi się lepiej niż innym dzięki forsie, ale jak się w przyszłości przekonamy, de facto przed niczym jej to nie chroni, więc dziewczyna powinna się pilnować równie mocno, co reszta.

      Usuń
  3. Co do zespołu, którego słuchała Hana, nasunęła mi się Alesana albo Halestorm (ostatnio odkryłam, że mój ukochany cover Bad Romance jest od Halestorm, a byłam przekonana, że śpiewa go facet, więc XD).

    I odwołuję moje pozytywne odczucia co do Hany. Co. Za. Idiotka. Toż z tej panienki z powodzeniem dałoby się zrobić Scary Sue, gdyby nie ta przyjaźń z Leną. Jak miło, że Oliver przy Lenie pamięta, jak powinna myśleć osoba żyjąca w dystopii (póki nie pojawia się na horyzoncie Idealna Simorośl), szkoda, że to nie aplikuje do NIKOGO więcej niż główna bohaterka. Jak ktoś wspomniał wyżej, jeszcze bym rozumiała, gdyby rodzina Hany miała takie wpływy, że Mniejszy Brat patrzy przez palce, ale coś mi się nie wydaje niestety, by to miało logiczne wyjaśnienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niestety - rodzina Hany nie ma w Oliverversum przywilejów wystarczających na łamanie prawa.

      Idealna Simorośl! :D Rosalio, miałam już własną wizję pseudonimu dla Aleksa, ale jeśli pozwolisz, chyba jednak pobawię się twórczo Twoim pomysłem.

      Usuń
    2. Ależ Maryboo, to będzie dla mnie zaszczyt, jeśli okaże się, że zainspirowałam Cie do pseudonimu dla Aleksa :D

      Usuń
  4. Dobra, nie wiedziałam co oznacza skrót BAMF, więc sobie wyguglałam i... to jest takie piękne :D

    A co do Leny... ona jest tu taka logiczna i rozsądna! Czy to nie zwykle główne bohaterki są głupie jak but? Bo za każdym razem gdy pojawia się Hanna, mam ochotę walić głową o biurko. I cały ten tekst "moje życie wcale nie jest idealne"... To brzmi jak typowa teemdrama bogatej księżniczki, która marudzi dziewczynie której a) matka popełniła samobójstwo b) jest narażona na krzywe spojrzenia pani Jadzi c) jej rodzina jest ogólnie podejrzana (pomińmy, że ta sprawa nie ma takich konsekwencji, jak powinna) i c) jeśli przypadłość matki jest dziedziczna (pomińmy również to, że pani autorka nie bardzo wie, co ma być dziedziczne, a co nie), to Lena może mieć problem z przyswojeniem remedium, a to może mieć poważne następstwa (a przynajmniej powinno, wszyscy wiemy, jak tu jest z konsekwencją). Więc... Hanno? Weź się w garść i nie zachowuj się tak, jakbyś buntowała się przeciwko rodzicom, a nie reżimowi!
    Uf, zdenerwowałam się.

    Szkoda, że ta Lena z nami nie zostanie. Mamy tu powtórkę z Intruza, gdzie Melanie również wydawała się rozsądna, póki na horyzoncie nie pojawił się truloff. :(

    Btw, jestem zaskoczona, że póki co Aleks pojawił się tylko raz (mamy już ósmy rozdział, przecież!), w tym olał naszą heroinę i nie zjawił się na randce. Chociaż powód będzie pewnie zupełnie inny - nasz bohater biegł na złamanie karku, ale drogę zagrodziła mu pani Jadzia i nie zdążył :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Btw, jestem zaskoczona, że póki co Aleks pojawił się tylko raz (mamy już ósmy rozdział, przecież!), w tym olał naszą heroinę i nie zjawił się na randce." - prawda? W dodatku jak na protagonistkę Lena wyjątkowo rzadko o nim rozmyśla.

      ...Szkoda, że wkrótce jej przejdzie.

      "hociaż powód będzie pewnie zupełnie inny - nasz bohater biegł na złamanie karku, ale drogę zagrodziła mu pani Jadzia i nie zdążył :(" - żeby jeszcze. Nie, powód jest dużo bardziej prozaiczny, co w sumie czyni całą tę sytuację dosyć śmieszną.

      Usuń
    2. A ja jak zobaczyłam ten skrót, to takie "Yyy... Bundesamt für Migration und Flüchtlinge?", dopiero wujek gugiel mi podpowiedział, że nie tylko. :D

      Usuń
  5. Ale... Ale... Dlaczego dziecinna wyliczanka ma być modlitwą? ;/ Skąd ten pomysł? Czy pierwiastki są jakimiś odpowiednikami bóstw, świętych? To bardziej wygląda jak rymowanka dla maluchów, żeby łatwiej się nauczyć układu okresowego. W co oni w końcu wierzą? W Boga, Cthulhu, jakąś hybrydę Mendelejewa z Jezusem? Tyle pytań, zero odpowiedzi.
    Hana jest w tym odcinku okropna. Ma kompletnie w nosie Lenę i jej uczucia. Przecież WIE, że Lena rozpaczliwie boi się wszystkiego, co zabronione, a mimo to zamiast porzucić temat dalej nawija o nielegalnej muzyce i imprezie. Poza tym, serio. Ja rozumiem, że Mały Brat nie patrzy, albo patrzy przez palce, ale po co ryzykować życie dla imprezy? Gdyby szli tam, nie wiem, organizować spisek, czy coś, albo przygotowywać owce do podrzucenia do laboratorium, to rozumiem, ale IMPREZA?? Serio?? Ci idioci wymykają się na imprezę w DYSTOPIJNYM państwie, bo tak? Autorka zapomina, że to nie jest sytuacja z serialu na Disney channel, gdzie zła mama zabroniła iść na imprezę, tylko świat, w którym za płakanie nad zdjęciem idzie się do więzienia!
    Od razu widać, jak działa dystopia w tym uniwersum: zamiast być zastraszonym i uważać na każdym kroku, nastolatki bezmyślnie wychodzą potańczyć do nielegalnej muzyki po ciszy nocnej :v I nikt nie boi się konsekwencji?

    Leszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ja rozumiem, że Mały Brat nie patrzy, albo patrzy przez palce, ale po co ryzykować życie dla imprezy? Gdyby szli tam, nie wiem, organizować spisek, czy coś, albo przygotowywać owce do podrzucenia do laboratorium, to rozumiem, ale IMPREZA??" - poczekaj tylko, aż zobaczycie, jak te imprezy wyglądają w praktyce. Ci ludzie chyba naprawdę dzielą z Legerem marzenia o intymnym spotkaniu z aparatem bezpieczeństwa.

      "I nikt nie boi się konsekwencji?" - to jedyny wniosek, jaki nasuwa się po lekturze, biorąc pod uwagę, że nie jest to pierwsza impreza w Oliverversum.

      Usuń
    2. hybryda Mendelejewa z Jezusem - ten pomysł ma potencjał.

      Usuń
  6. "Naprawdę, dlaczego autorki wszelakich dystopicznych YA tak bardzo nie rozumieją, jak powinno w praktyce wyglądać reżimowe społeczeństwo?" - Ja nie rozumiem, dlaczego autorki YA nagle rzuciły się do opisywania dystopicznych społeczeństw, skoro poświęcają światu przedstawionemu tak mało uwagi i w gruncie rzeczy chyba ich on nie obchodzi. Łapię, Cass chciała mieć księżniczki i ładne kiecki, ale tu? Te wierszyki to za mało...

    "poprzedni rozdział sugerował nam, że wyleczonych nic nie cieszy i nic nie budzi w nich entuzjazmu" - eureka, chyba to rozgryzłam! Może remedium na każdego działa inaczej? Część zostaje CKNUKami, ale reszta w normie; część zamienia się w roboty, a inni w ogóle są odporni jak mama Leny?

    Modlitwa pierwiastkowa :D Brzmi jak wyobrażanie sobie ateistycznego społeczeństwa przez kogoś, kto nie do końca łapie ideę ateizmu :D

    Hana pewnie słucha metalu, a poza tym jest amebą. Chociaż cholera wie, czego się naczytała na tych nielegalnych stronach - skoro u nas wcale nie mała grupa ludzi przez jakieś internetowe bzdury uwierzyła, że szczepionki są złe...

    Czego by nie mówić, uważam, że atak paniki Leny został opisany całkiem ładnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fala na dystopię powstała zapewne po sukcesie Igrzysk Śmierci... tyle że Panem BYŁO dystopią. Gdyby zeszło do poziomu Delirki Głodowej, w drugiej części Snow ukarałby Katniss zapewne w ten sposób:
      *hymn Panem*
      Dzisiaj prezydent wygłosi przemowę!
      Snow: Chciałbym uroczyście ogłosić że dystrykt 12 jest gupi i jak się go dotkniecie to będziecie ZAKAŻENI!!! Oczywiście, nikt nie będzie sprawdzał, czy się do tego stosujecie, ale bójcie się gniewu Potężnego Potasu!
      *hymn Panem*

      Usuń
    2. "Może remedium na każdego działa inaczej? Część zostaje CKNUKami, ale reszta w normie; część zamienia się w roboty, a inni w ogóle są odporni jak mama Leny?" - w przypadku Oliver ciężko cokolwiek stwierdzić na 100%, ale generalna idea jest taka, że remedium albo działa i zostajesz CKNUKiem, albo nie działa i jesteś wadliwym egzemplarzem, który nadal umie kochać, albo nie działa i jesteś wadliwym egzemplarzem, który oszalał podczas zabiegu.

      Usuń
    3. "Fala na dystopię powstała zapewne po sukcesie Igrzysk Śmierci... tyle że Panem BYŁO dystopią". W dodatku w Igrzyskach śmierci brak informacji o reszcie świata wyglądał wiarygodnie, bo tam narracja pierwszoosobowa była prowadzona całkiem sprawnie. Niestety w tych wszystkich delirkach wystarczyłoby zmienić końcówki fleksyjne i mielibyśmy narratora 3 osobowego.

      rose29

      Usuń
  7. To będzie wywód o religii w tym uniwersum. Zostaliście ostrzeżeni

    To co mówię miałoby pewnie sens gdyby dystopia miała już z 300 lat albo i więcej.
    No więc autorka usunęła cały motyw miłości. To zmienia w religii chrześcijańskiej dwie rzeczy: motywację wiernych i wizerunek Boga.
    Według tej religii Bóg nie kocha ludzi i co więcej nie chce by oni kochali. Jest wybawicielem (uleczyl Marię Magdalenę, pierwszą wyłączoną) i stwórcą świata. Pozostaje dobry (pomógł chorej na delirie kobiecie) i przypuszczam że sprawiedliwy i surowy (jak jest religia to pewnie niebo i piekło też)
    Co do ludzi to mają tu modlić się nie z miłości do Boga ( :( ) lecz z szacunku do stwórcy i Jego dzieła (np. Modlitwa do pierwiastków) i lęku przed karą.
    Mały brat powinien wyraźnie umieścić tam fragment o karze, która spotyka tych co zignowrowali remedium czyli wolę Boga.
    W Biblii mogłoby też być opisane jak należy żyć - o tym że ważna jets rodzina, że deliria jest najgorsza, że zatajanie czegoś przed rządem to grzech,że dobro i bezinteresowność to nagroda po śmierci. Ludzie mieliby motywację dla bycia rodzicem, pomocy biednym i ogólnie nie byliby bandą psychopatów bez sumienia.

    Małe a głupie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się twoje wyjaśnienie, zwłaszcza jeśli chodzi o to z pierwiastkami.
      Tylko... wydaje mi się, że mimo wszystko to by nie wystarczyło, chyba, że nagle religia znów ma w ludzkim życiu taką pozycję, jak w średniowieczu. To byłby nawet ciekawy wątek.

      Usuń
    2. Małe i głupie - ładna teoria, niestety obawiam się, że autorka nie poświęciła konceptowi religii nawet 1/10 podobnej uwagi. Jeżeli to kogoś pociesza - jestem głęboko przekonana, że autorka poruszyła kwestię religii w swych książkach tylko dla jednego, jedynego Symbolicznego Wątku, tak więc poza tego rodzaju wstępniakami do rozdziałów (i owym wątkiem) nie będziemy na szczęście musieli zbyt często biedzić się nad logiką autorskich wyborów w tej materii.

      Usuń
    3. Mam nadzieję że autorka naprawdę ograniczy się do Symbolizmu TM i będę mogła pozostawić ten naciągany headcanon.

      Religia mogłaby stać się numerem 1 wszystkich ludzi, gdyby mały brat był trochę większy i był lepszy w propagandę. Ale oczywiście z 70 lat to za mało

      Małe a głupie

      Usuń
    4. "autorka poruszyła kwestię religii w swych książkach tylko dla jednego, jedynego Symbolicznego Wątku"

      Czy ten wątek to ślub? a może znów trulof będzie aniołkiem? :D TELL ME MORE, TELL ME MORE!!!

      Usuń
    5. Bardzo fajna teoria! A tak w ogóle to jedynymi nawiązaniami w powieści do religii są te wstawki przed. Nie widzimy ani jednej sceny (nie wiem jak później) w której religia miałaby dla bohaterów znaczenie.

      rose29

      Usuń
    6. "Czy ten wątek to ślub? a może znów trulof będzie aniołkiem? :D TELL ME MORE, TELL ME MORE!!!" - ani jedno, ani drugie. Chodzi o kolejne twórcze przerobienie Biblii, tym razem jako głEMbokiej metafory dla tru loff.

      Usuń
  8. Brak mi słów na te bzdury i dziury w uniwersum. Nie jestem informatykiem, ba, moja umiejętność posługiwania się komputerem jest chyba nawet poniżej przeciętnego poziomu, ale... Deep Web, TOR, anyone? Gdyby Hanka była zdolnym informatykiem, to okej, mogłaby się w to bawić. Aczkolwiek ta sytuacja przypomina mi moje opko z 5 czy 6 klasy podstawówki, gdzie trzynastolatka miała pendrive z wirusem, za pomocą którego włamała się na stronę Pentagonu, by wymusić na nich zaproponowanie jej współpracy :D


    Tradycyjnie, co za urocza dystopijka. Aż sama mam ochotę napisać własną, taką bardzo dystopijną, gdzie bohater (tak, płci męskiej!) żyje sobie jako lojalny wobec władz przedstawiciel takiej a'la burżuazji/inteligencji w społeczeństwie o dużej swobodzie ekonomicznej, lecz znikomej politycznej i obyczajowej. I wtedy wybucha rewolucja... W czasie której Pan Lojalny wpierw widzi tylko rewolucjonistów jako złych, później dostrzega, że i władza ma swoje za uszami. A do tego truloffka jest rewolucjonistką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Aczkolwiek ta sytuacja przypomina mi moje opko z 5 czy 6 klasy podstawówki, gdzie trzynastolatka miała pendrive z wirusem, za pomocą którego włamała się na stronę Pentagonu, by wymusić na nich zaproponowanie jej współpracy" - nadal logiczniejsze niż niektóre z akcji, które czekają nas tu w przyszłości.

      Usuń
    2. Oczywiście, że logiczniejsze! Jeśli dzieciak ma takie skille i umysł, że potrafi stworzyć podobny program i wgl, to jego IQ jest imponujące, a to można wykorzystać... Naciągane, ale od biedy ujdzie.

      A co do tej dystopii, to przyznam, że nawet mam to w planach, może po maturze się w końcu zabiorę za pisanie.

      Usuń
    3. Podejrzewam, że ktoś po prostu napisał strony prawie identyczne z rządowymi, a kliknięcie w dany link powoduje "zgadzam się na udostępnianie informacji o lokalizacji..." :D

      Usuń
  9. Lena jest wyjątkowo rozsądna dzisiaj... Czy w następnym odcinku Alexandrus Aestas napadnie ją i pożre rozum?
    Zakładam, że stanie się to na Tajnej Wiejskiej Dyskotece...
    A co do piosenki Hany, Get Scared ma bardzo uszodestrukcyjne kawałki (ja np daję radę słuchać tylko 1 ich piosenki) i też to śpiewa facet a myślałam że kobieta.
    A to umieszczanie linków do efemerydów na stronach rządowych... rozumiem, że urzędnicy też w nie przypadkiem klikają?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo najciemniej jest pod latarnią! :D

      Usuń
    2. "A to umieszczanie linków do efemerydów na stronach rządowych... rozumiem, że urzędnicy też w nie przypadkiem klikają?" - ha, może to o to chodziło Małemu Bratu? Jak go wkurzy towarzysz Kowalski z resortu edukacji, to każe mu sprawdzić, od jakiego progu punktowego przyznaje się stypendium, Kowalski klika w link i... witamy w Kryptach!

      Usuń
    3. Nie no, to by było logiczne przecież...

      Usuń
  10. Pomysł rozwieszania ogłoszeń mnie rozwalił. To już nie jest level dzieci Stirlitza. To dno i sześć metrów mułu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat mój wymysł, ale nie zdziwiłabym się, gdyby i Hana wpadła na podobny koncept...

      Usuń
    2. Tbh, ja w pierwszej chwili myślałam, że to w książce jest napisane, zanim do mnie dotarło, że brakuje kursywy... XD

      Usuń
  11. Modlitwa pierwiastkowa?!
    jeśli do sklepu po colę i paczkę chipsów wpadnie nieleczony licealista płci męskiej?
    Nie sądzę,żeby autorka przemyślała takie koncepcje.
    Zeszłego roku weszłam do domu dokładnie o 22.58, z walącym sercem i drżąca z wyczerpania, bo musiałam biec do domu sprintem.
    No,akurat takie wygłupy nastolatek jestem w stanie uwierzyć..
    Sprawdza też luki w systemie, szuka śladów włamań
    Jak w dowcipie stalinowskim:ci na ulicy są podejrzani ty jesteś już skazany..
    No,w sumie emocje niemądrych i lekkomyślnych osóbek to raczej wyszły.
    zgadnijcie, kto wygrzebuje się spod sterty liści.
    Bursztynowy trulawer przyjedzie tam i będą razem uciekali przed nalotem,trzymając się za ręce.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Bursztynowy trulawer przyjedzie tam i będą razem uciekali przed nalotem,trzymając się za ręce." - Comiku, nieustannie zachwyca mnie, jak nie trafiając stuprocentowo w kanon zawsze krążysz na jego obrzeżach :D

      Usuń
    2. Cmokam Cię serdecznie!
      Żeby było jasne:ja tej książki kijem nie tknęłam,ja sobie tak radośnie przewiduję..:)

      Chomik

      Usuń
  12. "Powietrze zrobiło się teraz ciężkie i gorące jak wilgotny oddech (...)"
    Zemdliło mnie. Musiałam odłożyć analizę na jakiś czas, mam zbyt dobrą wyobraźnię i te wszystkie obce oddechy, które na sobie poczułam... Chryste panie, jak mi niedobrze.
    Ogólnie zazdroszczę ludziom, którym podobają się opisy w tym rozdziale, naprawdę. Bez ironii. Dla mnie były mordęgą. Nie ze względu na brak prawdopodobieństwa psychicznego, choć i z tego się za chwilę pośmieję, ale z tego powodu, że absolutnie do mnie nie przemawiają. Albo mnie nudzą, albo irytują, nie potrafię się jakoś podpiąć pod tę narrację. Pisanina Oliver ma właściwie dwa stany: underacting albo overacting i tak na zmianę (sorry, żadne inne określenie nie przychodziło mi na myśl). I jeszcze co do "jaka ta Lena rozsądna", bawi mnie, że to niby ta sama osoba, która nie miała większych problemów z włamaniem się do rządowej instytucji, albo ta, która na złamanie karku leciała na spotkanie z kolesiem, mimo strachu przed złamaniem godziny policyjnej i brakiem jakichkolwiek informacji o nim oprócz tego, jak ma na imię. Tak, mhm, oszywiście, w ogóle ta cecha nie uruchamia się dla Fabuły. Ale to, że przyjaciółka po prostu słucha wywrotowej muzyki (jeszcze przed tym, jak Hana popisała się inteligencją na zasadzie memu Expanding Brain (http://knowyourmeme.com/memes/expanding-brain)) powoduje full panikę, obrzydliwe oddechy i niemalże rzucaniem pawia. OK.
    ... Przepraszam za jad, ale musiałam to z siebie wyrzucić :D Nosi mnie od takiej niekonsekwencji.

    W kodach stron da się pochować różne rzeczy, więc okej + nawet w obecnych czasach wiele stron rządowych jest zabezpieczanych hasłami pokroju "admin1", więc to mogę kupić. To czego nie mogę, to tego, że Hana nie powinna umieć się do tego dostać. Co innego, jakby zamiast cenzora poznała kolegę Hackermana, który bardzo, ale to bardzo na nią leciał, a ona potrafiła to wykorzystać na swoją korzyść. Albo gdyby zostało zaznaczone, że jest bardzo uzdolniona technicznie, a jej bogaci starzy opłacali kij wie jakie lekcje.

    Tak mnie też naszło, to bardzo miłe ze strony Oliver, że technika poszła w, tak właściwie, identyczną stronę co nasza, pomimo tego, że podobny ustrój wprowadzony tuż przed rewolucją cyfrową, czy jak się to tam nazywa, powinien albo bardzo spowolnić proces, albo pchnąć go w zupełnie inną stronę. Wiedzieliście, że gdyby w Ameryce od lat 40 rządzono jak w obecnej Korei Pn, nic by się realnie nie zmieniło? Zlikwidowano by tylko szkoły koedukacyjne i zamieniono samochody na gnomy. The more you know, po prostu :D
    (Tak, uważam, że tę serię można podsumowywać tylko za pomocą memów, ale nawet memy wydają się na nią czasami zbyt logiczne).

    Hana na bank słuchała tego:
    https://www.youtube.com/watch?v=tVj0ZTS4WF4
    Wszystkie punkty się zgadzają, nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.

    Może jak będę miała natchnienie, to porobię dla heheszków memy z Expanding Brainem, Lena i Hana zostały chyba dla niego stworzone :D Kogoś by interesowały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W kodach stron da się pochować różne rzeczy, więc okej + nawet w obecnych czasach wiele stron rządowych jest zabezpieczanych hasłami pokroju "admin1", więc to mogę kupić." - żeby jeszcze zbaezpiecznia - z narracji wynika, że te linki po prostu sobie wiszą i jak w nie klikniesz, to trafiasz na ichni YouTube.

      Usuń
    2. Niby to zarejestrowałam, ale nie daję rady brać tego pod uwagę, jest to tak kolosalnie idiotyczne :(

      Usuń
    3. Cieszę się, że nie tylko ja mam problem z opisami w tym ksiopku, naprawdę zaczęłam już tylko przelatywać wzrokiem cytowane fragmenty, bo ten styl jest dla mnie tak niestrawny, że nie jestem w stanie tego czytać.
      W ogóle czytam sobie ostatnio książkę o informatyce z późnych lat '80 i tak właśnie mi się skojarzyło z tym co piszesz - ta książka była wydana ledwie 30 lat temu, a i tak poglądy na komputery i cyfryzacje jakie przedstawia są naprawdę kosmiczne i aż mi się wierzyć nie chce, w jak krótkim czasie to podejście się zmieniło (niby sama pamiętałam, jak pojawiały się powszechne komputery domowe i internet, ale jakoś nie zdawałam sobie sprawy, z jakiego poziomu ogólnej nieufności i niezrozumienia przydatności komputerów to startowało). No i naprawdę nie chce mi się wierzyć, że ten błyskawiczny skok, jaki dokonał się w naszej rzeczywistości, byłby podobny w tej dystopijnej. Mam wrażenie, że autorka w ogóle nie była w stanie sobie tego wyobrazić, w skutek czego mamy w tym kraju właściwie internet, tylko żeby znaleźć nielegalne filmiki z jutuba trzeba szóstym zmysłem znaleźć odpowiedni link. Wat? Czemu w ogóle istnieją jakieś strony rządowe - czy nie łatwiej byłoby wszystkie informacje przekazywać przez radio albo telewizję, które wykluczają interaktywność? Po co w ogóle bawić się w pseudointernet i strony rządowe. Do czego w ogóle ci ludzie wykorzystują komputery? Do pracy, owszem, ale na tym etapie powinno się dać wszystkie komputery podłączyć do jakiegoś głównego serwera w miejscu pracy i zrobić sieć zamkniętą, a sieci globalne zostawić tylko dla wojska i ewentualnie zaufanych polityków Małego Brata. Do rozrywki i jakichś gier też nie potrzeba internetu, a porozumiewanie się z innymi ludźmi z nibyStanów Mały Brat pewnie wolałby ograniczyć.

      (I jeszcze ta modlitwa pierwiastkowa, jeżu, z tego się robi jeszcze większy bullshit. Co do strony merytorycznej, to nie ma w tym wierszyku żadnych oczywistych baboli, no ale wiecie, u nas nawet gimnazjaliści muszą mieć dokładniejszą wiedzę o pierwiastkach niż takie pierdy. Chociaż tbh nie rozumiem, o co chodzi z tym argonem, ale może umknęło mi jakieś techniczne zastosowanie litu, znam tylko to psychiatryczne).

      N

      Usuń
    4. A swoją drogą - jak się w swoim czasie przekonamy, Mały Brat postanowił śledzić światowe trendy w dziedzinie audiobooków i YouTube'a, ale niestety zapomniał o nieco bardziej przydatnych w dystopii gadżetach.

      Usuń
  13. Wersja angielska jest mimo wszystko lepsza w wypadku modlitwy pierwiastkowej. Bardziej niepokojąca. Czy coś takiego ma sens trudno powiedzieć, ale w warhammerze 40 funkcjonują litanie składania broni. (Co pokazuje, że każda dziedzina życia może być określana zasadami religijnymi).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też oryginał podoba się bardziej, ale jak napisałam: tak czy inaczej podziwiam tłumaczkę, która musiała tu połączyć kreatywność z minimum wiedzy chemicznej ;)

      Usuń
    2. Z tą wiedzą chemiczną, to nie przesadzajmy, to są raczej przyrodnicze ciekawostki niż jakakolwiek chemia (i pod tym względem wersja angielska nie jest wcale lepsza, chociaż imo trochę lepiej napisana). Fakt, może patrzę z perspektywy osoby, która studiowała kierunek trochę związany z chemią, ale serio, to jest wierszyk na poziom przedszkola/ wczesnej podstawówki. I nawet nie można powiedzieć, że to kwestia zacofania technicznego (które magicznie znikło przy kwestii komputerów i internetu), bo Mendelejew żył w XIX w.

      N

      Usuń
    3. No, ale ostatecznie nie mamy powiedziane, że w szkole nie studiują tego przedmiotu dogłębnie; Lena zdaje na egzaminach fizykę, zakładam, że materiał obowiązujący na ichniej maturze jest jednak obszerniejszy. To mi wygląda raczej na - jakkolwiek głupio by to nie brzmiało - oliverowy odpowiednik "Aniele Boży", właśnie taką "modlitwę", której uczą się dzieci, żeby w ogóle przyswoić sobie podstawową wiedzę z tej dziedziny.

      Usuń
    4. W sumie racja, może po prostu fizycznie boli mnie infantylizm tego wierszydła, plus gdzieś chyba wspomniałaś, że bohaterka ja recytuje dla uspokojenia się i po prostu nie mogłam sobie wyobrazić, jak ktoś mógłby recytować coś tak głupiego (ciągnąc analogię do Aniele Boży - gdyby istniały jakieś bardziej dorosłe modlitwy w stylu Atomie Nasz albo Kwark Pański i takową recytowała bohaterka, to by mi pewnie mniej przeszkadzało). Ale to chyba po prostu mój wewnętrzny problem z tym wierszem.

      N

      Usuń
  14. Kruci, no naprawde pomijajac rozdzialy, w ktorych pojawia sie truliść to nie jest w tak znowu tragicznie. Kiedy najwieksza kretynka serii (jak na razie) jest przyjaciolka, a nie heroina, to jestem w stanie sympatyzowac z uczuciami obu i nie mam ochoty rwac sobie wlosow z glowy.
    Moze podwyzszyla mi sie tolerancja na bzdury dzieki analizie Szeptem, ktora czytam? Tak dlugo jak nie dostaniemy watkow usilowania morderstwa jako sily napedowej romansu, to jest szansa, ze bede zadowolona.
    A, no i moze u nas strony rzadowe to nawet niezle miejsce na ukrycie linkow (bo nikt na nie nie wchodzi, a one same i tak wygladaja jak ofiary atakow hakerskich, lol), ale Oliver serio moglaby cos poczytac o chinskiej cenzurze i czegos sie nauczyc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Moze podwyzszyla mi sie tolerancja na bzdury dzieki analizie Szeptem, ktora czytam?" - każde YA wygląda dobrze w porównaniu z "Szeptem". Każde.

      Usuń
    2. Jest szansa na podesłanie linka do analizy? W góglach wyskakują mi tylko recenzje : (

      Usuń
    3. Ja znalazłam tylko to: http://cafe-gorgona.blogspot.com/2012/12/10-jak-napisac-oryginalna-powiesc-czyli.html , ale z 2012 roku, więc nie wiem, czy o to chodziło :')

      Usuń
    4. http://zelda-queen.livejournal.com/95548.html - po angielsku, ale prawie tak dobre jak rodzime :) cafe gorgona urywa przed najgorszym.

      Usuń
    5. Dziękuję ślicznie, już zapisane do zakładek i czeka na przeczytanie! : D

      Usuń
  15. W ogóle my tutaj tak o dystopiach, a patrzcie, jakie fajne opracowanie znalazłam: https://memestatic.fjcdn.com/pictures/Dystopia+cyoa_71195f_6318472.jpg

    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, ani słowa o przystojnych tru loffach, do niczego.

      (a na poważnie, faktycznie ciekawe).

      Usuń
  16. Królowa Matka kiedyś bardzo fajnie napisała coś o rozumieniu dystopii w swojej recenzji książek Pratchetta(pozwalam sobie zamieścić cytat):
    "Jakim cudem osoba wychowana w stabilnej demokracji, syta i bezpieczna od pierwszego dnia swojego życia tak dokładnie wie, jak wygląda życie w mieście sparaliżowanym strachem, w mieście, gdzie ludzie znikają i nikt nie pyta, gdzie są, a rzeczywistą władzę dzierżą smutni panowie "my nie nosimy legitymacji", "my nie kwitujemy odbioru więźniów", "głupcze, czy nie wiesz, ze nas się o nic nie pyta?!". I przede wszystkim:

    SKĄD WIE, że najgorsi są nie chorzy dyktatorzy, nie osiłki, nie nauczone "że nikczemnością jest bicie człowieka, który już stracił przytomność", nie szare masy, które "nie wiedziały, nie pytały, zamykały przed tym swój umysł", ale mali, bezbarwni ludzie z linijkami i cyrklami? Ci, którzy człowieka zmierzą i opiszą, a potem posegregują, ci na oko nijacy i mało niebezpieczni, skąd wie, że są śmiertelnie groźni, ci całkowicie zdrowi na umyśle kolekcjonerzy wskazujących na niższe pochodzenie profili i rasowych czółek, zdolni do najstraszliwszych potworności w imię idei, którą stworzyli?" link żeby nie było, że plagiat: http://polaherbaciane.blogspot.com/2014/06/albo-i-do-czterech.html

    Wszystkie te pożal się Wodorze, ałtorki powinny się przed czytaniem z tym cytatem zapoznać.

    Uroczy wierszyk o pierwiastkach. Powinni tego uczyć w klasach 1-3 i nikt nie miałby problemów z tablicą Mendelejewa :)

    Lena w tym rozdziale wypadła wiarygodnie. W ogóle pisanina Olivier jest bardzo nie równa i czasem jest lepiej, a czasem gorzej. Zwykle gorzej, od święta lepiej. Kłótnia nastolatek też całkiem spoko i dramę Hany też bym nawet kupiła. Szkoda, że będzie gorzej.

    Drużyna N! Tęskniłam!

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Uroczy wierszyk o pierwiastkach. Powinni tego uczyć w klasach 1-3 i nikt nie miałby problemów z tablicą Mendelejewa :) " - ja tam jestem autentycznie ciekawa, jak wyglądałaby reszta, aż mi żal, że Oliver urwała praktycznie na początku ;)

      Usuń
    2. @rose - dzięki za tego linka, kocham "Straż nocną" Pratchetta, zdecydowanie to moja ulubiona część ŚD i zawsze mi się wydawało, że niewielu ludzi dzieli to uwielbienie. ;p

      Adria

      Usuń
  17. Ja przepraszam, ale analiza i komentarze pchnęły mnie do napisania krótkiego tekstu, no bo ten:

    „- Nie mówcie mi, że można być tak głupim – powiedział Josh po chwili pełnego niedowierzania milczenia.
    Piątka łapaczy siedziała wokół stołu, patrząc na obraz wyświetlający się na ekranie telewizora. Jak zwykle, po oddaniu tygodniowego raportu, dyskutowali pomiędzy sobą jak rozprawić się z kolejnymi przypadkami „odstępstwa od normy” wśród młodzieży. Po uzgodnieniu, że przypadek Willow jest już zakończony zabrali się do następnego: Hany Tate oraz Magdaleny Haloway. Niecodzienne zachowanie dziewczyn podczas ewaluacji (nie mówiąc o zakradaniu się na teren budynków rządowych) nie przeszło niezauważone pod czujnym okiem łapaczy i od tego czasu nikt nie spuszczał oka z delikwentek.
    Przynęta zapuszczona przez Teda Kinga (którego panna Tate znała jako cenzora, mimo że nigdy nawet nie tknął stron internetowych) podziałała i już następne dni pokazały efekty: Hana znalazła efemerydy nawet przez chwilę nie myśląc, że niemal podane na tacy informacje mogą być nieco podejrzane. W takim przypadku przekazanie jej wieści o przyjęciu na Roaring Brook Farms było dziecinną igraszką.
    Daisy Thompson, sąsiadka Hany, zadzwoniła do nich i powiadomiła o odwiedzinach Magdaleny. Nie była członkiem łapaczy, ale niepokoiło ją, że „dziewczyna, której matka rzuciła się z klifu i na którą nie podziałało remedium” jest przyjaciółką kogoś o tak wysokim statusie.
    - Josh, byłbyś taki miły i połączył się z kamerką od komputera panny Tate? – Olivia Jones, która dzięki dziecinnej twarzy i drobnej sylwetce z łatwością infiltrowała budynki szkół jako „uczennica z wymiany”, skończyła oglądać swoje paznokcie z cieniem uśmiechu na ustach. Remedium pozbawiło ich możliwości odczuwania rwących uczuć, ale nie zabrało im możliwości odczuwania satysfakcji. A upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu było rzeczą znakomitą.
    Szczęśliwie Hana Tate szybko przeszła do sedna i powiadomiła Magdalenę o wydarzeniu w Stroudwater – wszystko widoczne przez kamerkę jej komputera. Piąta łapaczy zastygła w bezruchu, próbując przetrawić tak wielką bezmyślność i idiotyzm.
    - Nie mówcie mi, że można być tak głupim – powiedział Josh Finlay, cichy i przyjazny staruszek, którego miła powierzchowność i ciepły głos od razu zaskarbiały sobie ufność ludzi. W końcu pracował w tym zawodzie od lat.
    - Cóż – Mathlida Brooks, aktualnie pracująca jako sprzedawczyni w sklepie i zgarniająca wszystkie krążące plotki od „oddanych koleżanek”, pokręciła głową – tym lepiej dla nas. Ktoś o takim ilorazie inteligencji i tak by się nie uchował.
    - Tate mamy praktycznie w garści, ale co z Haloway? – Olivia wzięła do ręki dokumenty dziewczyny i zaczęła wertować je z zamyślonym wyrazem twarzy. – Czy interwencja jest już potrzebna? W końcu jej pierwsza ewaluacja poszła tragicznie, a w dodatku jej matka…

    cdn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie. – Violet Hawking, która od wielu lat była ich niepisaną przywódczynią, wstała od stołu. To, w jaki sposób potrafiła zmieniać swój wygląd (dzięki plastycznym rysom twarzy) i jak gładko wyciągała z ludzi informacje było niedoścignionym ideałem każdego łapacza. Tylko ich piątka wiedziała, że za szczerym uśmiechem kryje się umysł wyrachowany i kalkulujący. – Zobaczymy, jak potoczą się wydarzenia. Być może interwencja nie będzie potrzebna, ale trzymajcie na nią oko.
      Łapacze pokiwali głowami.
      - Swoją drogą – Ted uniósł głowę znad notesu – co z tym intruzem podczas ewaluacji? Jak dotąd nic z nim nie zrobiliśmy.
      - Może być nam potrzebny. – Violet wstała od stołu. - Spójrzcie jak łatwo zmienił pannę Tate. Być może wcześniej nie była wzorową obywatelką, ale teraz zdecydowanie jest już stracona. Nie potrzebujemy słabych osobników. Jeśli zacznie sprawiać problemy, zlikwidujemy go, a może przed tym wyciągniemy parę przydatnych informacji. To nie nagląca sprawa.
      Tylko Olivia, Ted i Violet mieli udać się do Roaring Brook Farms. Josh był już w podeszłym wieku, więc głównie zbierał informacje, a Mathilda musiała zająć się trójką dzieci. Zresztą, wraz z nimi udawało się kilkunastu zamaskowanych funkcjonariuszy, więc wszystko powinno pójść jak z płatka.
      - I jak wyglądam? – Ted odwrócił się do dwójki kobiet zakładając na nos czerwone okulary przeciwsłoneczne. Musiał wtopić się w tłum rozentuzjazmowanych nastolatków, a bez zakrytej twarzy panna Tate mogła go rozpoznać – nie, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie. I tak zostałaby złapana.
      - Znakomicie – uśmiechnęła się Violet wkładając na pas pistolet. Remedium wyssało z niej większość uczuć, z poczuciem winy włącznie.”

      Usuń
    2. genialny fragmencik. Jest bardziej dystopijny od całej tej książki!
      rose29

      Usuń
    3. Ach, jak ja lubię fiki autorstwa naszych czytelników! Coś czuję, że inspiracji nie zabraknie Wam do samego końca serii ;)

      Usuń
  18. "Pomijając, rzecz jasna, nastolatki z zerową wiedzą informatyczną, które szóstym zmysłem wyczuwają, że link do zakładki „stypendia naukowe” to w rzeczywistości zakamuflowana ścieżka prowadząca wprost do teledysku „Despacito”."

    O dzięki za to. Śmiechłam jak nigdy. :D

    OdpowiedzUsuń