niedziela, 3 grudnia 2017

Rozdział X


Objawy amor deliria nervosa:
Faza pierwsza: zainteresowanie; trudności z koncentracją; suchość w ustach; pocenie, wilgotne dłonie; zawroty głowy i dezorientacja; obniżona świadomość, gonitwa myśli, upośledzona zdolność logicznego myślenia.
Faza druga: okresy euforii, histeryczny śmiech i zwiększona energia; okresy rozpaczy, apatia; zmiany apetytu, gwałtowna utrata wagi lub przybieranie na wadze; fiksacja, utrata zainteresowań; zaburzona zdolność logicznego myślenia, zniekształcenie postrzegania rzeczywistości; zaburzenia snu, bezsenność lub chroniczne zmęczenie; obsesyjne myśli i działania; paranoja, niepewność.
Faza trzecia (krytyczna): trudności z oddychaniem; bóle w klatce piersiowej, gardle lub brzuchu; trudności z przełykaniem, odmowa przyjmowania pokarmów; całkowite upośledzenie zdolności racjonalnego myślenia i działania, nieobliczalne zachowanie, agresywne myśli i fantazje, halucynacje i urojenia.
Faza czwarta (śmiertelna): emocjonalny lub fizyczny paraliż (częściowy lub całkowity); śmierć.

Jeśli obawiasz się, że ty lub ktoś z twojego otoczenia mógł zachorować na delirię, zadzwoń pod bezpłatny numer 1-800-800-800, a zapewnimy ci natychmiastową pomoc i leczenie.

Oliver. Sześćdziesiąt cztery lata. Osobnicy pamiętający czasy sprzed remedium. Zwykły chłopski rozum. Ta propaganda zaczyna się robić po prostu karykaturalna; aż dziw, że na ulotce nie dopisano, że faza piąta (pośmiertna) obejmuje nagłe wyrastanie rogów na głowie.


Rozdział rozpoczyna się przemyśleniami Leny dotyczącymi kłamania; dziewczyna zawsze dziwiła się, że Hanie przychodzi to bez problemu, ale dzięki praktyce sama staje się coraz lepsza. Następnego dnia po potańcówce wmawia Carol, że nie zostanie na kolacji, ponieważ została zaproszona na wieczór do jednej z byłych szkolnych znajomych. Ponieważ Imperatyw z Rzyci wymusza na rodzicach i opiekunach, by w momentach dogodnych dla fabuły tymczasowo wyłączała się u nich wszelka podejrzliwość i spostrzegawczość, ciotka życzy jej udanej zabawy.

O szóstej trzydzieści wsiadłam na rower i skierowałam się na East End Beach, gdzie umówiłam się z Aleksem.

A, właśnie, skoro już przy tym jesteśmy. Alex. To imię nie padnie już więcej w moich analizach. Najnowszy tru loff otrzymuje niniejszym swój oficjalny pseudonim:

Plastikowa Simorośl.

Drugi człon nazwy z pewnością nikogo nie dziwi (dziękuję Rosalii za podsunięcie mi tego pomysłu). Należałoby jednak wyjaśnić genezę pierwszej części: otóż szykując się do rozpoczęcia analiz, we wszystkich swoich mailach do Beige tytułowałam naszego człowieka lasu mianem Kena.

Kochani, niektórzy z Was są z nami od czasów, gdy przedzierałyśmy się przez „Zmierzch”. Przeżyliśmy razem Edwarda, Jacoba, Jareda, Iana, Aspena, Maxona i Przydupasa. Każdy z nich był zły na swój własny, unikalny sposób; Alex ma jednak dosyć nietypowy problem. Owszem, z czasem dołączy do zacnego grona Typowych Tru Loffów ze wszystkimi tego nieszczęśliwymi implikacjami (ba; w pewnym sensie uczyni to już dziś). Przez większość książki będzie musiał jednak zmagać się z dosyć specyficznym rodzajem literackiej klątwy:

Lauren Oliver zapomniała obdarzyć go jakimkolwiek bądź charakterem.

Alex spędzi znaczną część „Delirium” pełniąc rolę chodzącej kliszy dotyczącej Księcia Czarującego; ta postać jest tak stereotypowa w swej (pseudo) perfekcji, że momentami zaczyna to zahaczać o autoparodię. Co by nie mówić o dotychczasowych ukochanych naszych licznych protagonistek YA, każdy z nich posiadał przynajmniej jakieś zaczątki charakteru, poglądów czy zainteresowań, choćby zamykały się one w tomiku dzieł zebranych Coelho. Plastikowa Simorośl zaś... Cóż, sami się wkrótce przekonacie.

Lena dzieli się z nami informacją, że świetnie pływa (opanowała tę sztukę już w wieku czterech lat), choć nie ćwiczyła od wielu księżyców i zdradza, że East End Beach jest jedną z mniej popularnych plaż w Portland z racji występujących tu silnych prądów wodnych.

Są jeszcze inne przyczyny, dla których większość ludzi unika East End Beach, mimo iż to o rzut beretem od Eastern Promenade, jednego z najpopularniejszych parków. Plażę tworzy tylko krótki pas grubego, żwirowatego piasku i sąsiaduje ona z kompleksem laboratoryjnym, a dokładnie z tą jego częścią, gdzie znajduje się magazyn i składowiska odpadów, co nie tworzy szczególnie ładnego krajobrazu.

Cóż, kwestie krajobrazowe rzeczywiście mogą tu odgrywać pewną rolę, ja jednakże mam wrażenie, że większości ludzi przeszkadza przede wszystkim nacieranie się olejkiem w bezpośredniej bliskości jednego z tajnych, rządowych obiektów Małego Brata.

A gdy się wypłynie nieco głębiej w morze, widać jak na dłoni Tukey’s Bridge i pasmo ziemi niczyjej między Portland i Yarmouth. Wielu ludzi nie lubi przebywać tak blisko Głuszy. Ogarnia ich wtedy niepokój.

Mieszka tam Wobo.

...Oliver, dlaczego z uporem maniaka przedstawiasz obywateli swojego uniwersum jako zabobonną ciemną masę?

Mnie też ta bliskość niepokoi, tyle że jest we mnie coś – drobna, niewielka, głęboko ukryta w środku część – co mnie do tego miejsca ciągnie.

* wzdycha * Kochani, pamiętacie, jak mówiłam w poprzedniej analizie, że Lena z początków „Delirium” miała zadatki na rozsądną bohaterkę? Cóż, pomachajmy na pożegnanie owemu sympatycznemu konceptowi; skoro na scenie pojawił się tru loff, czas, by nasza heroina zaczęła swą transformację w Naczelną Mary Sue serii.

Lena opowiada, iż przez jakiś czas po śmierci rodziców wyobrażała sobie, że mama i tata uciekli do Głuszy, by zbudować tam uroczy domek i że wkrótce sprowadzą córki do siebie.

Snułam takie fantazje zaledwie kilka razy, dopóki nie zdałam sobie sprawy, jakie to niewłaściwe. Gdyby moi rodzice uciekli do Głuszy, staliby się sympatykami, wrogami systemu. Już lepiej, że nie żyli.
Poza tym w miarę szybko nauczyłam się, że moje wyobrażenia dotyczące Głuszy były tylko dziecięcymi rojeniami. Odmieńcy nie mają nic, żadnych sposobności do handlu, zdobycia czerwonych patchworkowych kołder ani krzeseł, ani niczego w tym stylu.

* przypomina sobie, nad czym będzie musiała pochylić się podczas analiz „Pandemonium” i ogarnia ją ogrom beznadziei *

Rachel powiedziała mi kiedyś, że muszą żyć jak zwierzęta, w brudzie, głodzie, beznadziei. Mówiła, że właśnie dlatego rząd nie przejmuje się tym, by coś z nimi zrobić, nawet nie przyjmuje do wiadomości ich istnienia. Wkrótce wszyscy wyginą z zimna lub głodu albo po prostu choroba zrobi swoje, zwróci ich przeciwko sobie, sprawi, że skoczą sobie do gardeł i pozabijają się nawzajem. Powiedziała, że o ile nam wiadomo, to już się stało – być może Głusza jest teraz pusta, czarna i martwa, nie licząc szelestów i odgłosów zwierząt.

...Wiecie co? Nawet nie wiem, od czego zacząć. Ten cytat zawiera w sobie tyle problemów, że rozbicie go na części pierwsze tak naprawdę równałoby się z analizą całej serii naraz. Nie żartuję; poczekajcie tylko, aż dotrzemy do następnych części, żeby zobaczyć na własne oczy, jak ów brak spójnej wizji co do kwestii Odmieńców okrutnie mści się na autorce. Skupmy się jednak póki co na jednym, jedynym problemie.

Oliver? Głusza najprawdopodobniej jest pusta, tak? Na dobrą sprawę jedyne, co powstrzymuje obywateli przed przerobieniem jej na ogródki działkowe jest głębokie przekonanie babci Gieni, że to miejsce przeklęte jest i nawet trzy litanie do związków organicznych pod rząd nie oczyszczą owej ziemi z rządzących nią nieczystych sił, tak? Żadnych Odmieńców w Nowym, Wspaniałym Świecie nie ma, a jeśli jednak są, to patrz punkt pierwszy, a gdyby nawet, to na skutek choroby cofnęli się w ewolucji do poziomu małp, tak? To wytłumacz mi proszę...

Pewnie ma rację, jeśli chodzi o inne rzeczy – o to, że Odmieńcy żyją jak zwierzęta – ale w tej sprawie z pewnością się myli. Oni żyją i chcą, żebyśmy o tym pamiętali. To dlatego odgrywają te happeningi. I dlatego wpuścili krowy do laboratorium.

...jak w takim razie mamy rozumieć powyższy cytat?

Oliver, nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. Musisz się w końcu zdecydować. Obywatele:

a) doskonale wiedzą, że w Głuszy ukrywają się Odmieńcy i widzą organizowane przez nie (wymagające mnóstwo pomysłowości, dostępu do określonych zasobów i logistycznych kombinacji) happeningi,

b) doskonale wiedzą, że w Głuszy ukrywają się Odmieńcy, aczkolwiek uważają ich za nieco inteligentniejsze szympansy,

c) są głęboko przekonani, że żadnych Odmieńców już od dawna nie ma (a teren jest nadal zagrodzony, bo... no cóż, bo smoki. Lud w Oliverversum jest najwyraźniej tak głupi, że kupi każdą bajkę).

NIE DA się połączyć tych trzech elementów i stworzyć wiarygodnej historii – a już na pewno nie da się tego zrobić tak, by Mały Brat nie wyszedł przy tym na ostatniego gamonia i niedorajdę, co z pewnością nie było twoim celem.

Naprawdę, drodzy czytelnicy – przygotujcie się zawczasu, bowiem tego rodzaju narracyjna schizofrenia dotycząca wątku Odmieńców nie tylko nie opuści nas do samego końca, ale wręcz będzie się nasilać z każdą kolejną odsłoną.


Lena dociera na plażę; pozwolicie, że daruję nam wszystkim męki przedzierania się przez jej wspomnienia z ostatniej potańcówki. Plastikowa Simorośl tym razem dzielnie czeka na damę swego serca.

Jakiś starszy mężczyzna wychodzi z wody, trzymając w ręku wędkę. Rzuca mi podejrzliwe spojrzenie, potem odwraca się w stronę Aleksa, po czym znowu spogląda na mnie i marszczy brew. Otwieram usta, by powiedzieć „on jest wyleczony”, lecz mężczyzna tylko chrząka, mijając mnie. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by chciało mu się wzywać porządkowych, więc postanawiam darować sobie wyjaśnienia.

...Trudno jej sobie to wyobrazić.

...Dziewczynie, której matkę zabrano na trzeci z rzędu, fatalny w skutkach zabieg z powodu niewystarczających środków ostrożności.

…Która od osiemnastu lat żyje w społeczeństwie, gdzie każdy z przyjemnością wita nowy dzień poprzez korespondencję z lokalną władzą, zaczynającą się nagłówkiem: „Uprzejmie donoszę...”

…Która na własnej skórze odczuła zabójczą moc pani Jadzi.

...TRUDNO JEJ SOBIE WYOBRAZIĆ, że facet po zabiegu (a więc z zerowym poziomem empatii), wychowywany w duchu sąsiedzkiej podejrzliwości, mógłby polecieć do porządkowych i zgłosić możliwość popełnienia najpoważniejszego możliwego przestępstwa w Oliverversum.

Albo, no wiecie – samemu być tajniakiem.

...Leno? Zmieniam zdanie. Ty i PŚ jednak doskonale do siebie pasujecie.

Nie, żebyśmy mieli naprawdę jakieś poważne kłopoty, jeślibyśmy zostali złapani – to właśnie miał na myśli Alex, gdy mówił: „nic ci przy mnie nie grozi” – ale nie mam ochoty na tysiące pytań, na sprawdzanie dowodu w SWD ani na to całe zamieszanie.

Cóż, może i Plastikowa Simorośl została już ostemplowana rządową pieczęcią, ale ty od wczesnego dzieciństwa jesteś na cenzurowanym, więc każdy dobrowolny, nieuzasadniony wyższą koniecznością (praca, lekarz) kontakt z płcią przeciwną przed zabiegiem z definicji powinien ściągnąć na ciebie wzmożone zainteresowanie władz.

Co zresztą rodzi kolejne pytanie: Właściwie dlaczego władza nie ma nic przeciwko kontaktom wyleczony/a – niewyleczona/y? Ostatecznie miłość wcale nie musi się wiązać ze wzajemnością; co, jeśli delikwent/ka nieszczęśliwie zakocha się w wyleczonej/wyleczonym obywatelce/obywatelu?

Zresztą gdyby porządkowi rzeczywiście pofatygowali się aż do East End Beach sprawdzać „podejrzane zachowanie” tylko po to, by zobaczyć, jak jakiś wyleczony lituje się nad zwykłą siedemnastoletnią dziewczyną, z pewnością byliby wkurzeni – i z pewnością chcieliby się na kimś wyładować.

Dziewczyno, zmiłuj się, chłopak niemalże oświadczył ci się wczoraj do rzewnych dźwięków 'I will always love you', a ty nadal próbujesz nam sprzedać standardową bajeczkę każdego Specjalnego Płatka Śniegu o tym, jak to absolutnie nikt nigdy nie zwróci na ciebie uwagi (o kompletnym braku podejrzliwości w stosunku do - bezsensownego z punktu widzenia wyleczonego obywatela - zachowania PŚ nie wspominając)?

Lituje się. Natychmiast odsuwam tę myśl, zaskoczona, jak trudno nawet pomyśleć te słowa. Przez cały dzień starałam się nie zastanawiać, dlaczego Alex jest dla mnie taki miły.

Cóż, gdybym to ja była na twoim miejscu założyłabym, że zbiera na mnie haki, ale ja nigdy nie zostanę główną bohaterką opka, więc pozostaje nam już tylko jedna opcja (wskazówka: nie, nie robi tego dlatego, że za swoje noworoczne postanowienie przyjął coaching zakompleksionych nastolatek).

Lena zdradza nam swoje słodkie marzenie – chciałaby zostać sparowana z Plastikową Simoroślą. Wie jednak, że to nigdy się nie zdarzy; PŚ jest starszy od niej, musi zatem już mieć swoją „zaklepaną” kandydatkę, którą poślubi po zakończeniu studiów.

Oczywiście zaraz zaczęłam się zastanawiać, jaka może być dziewczyna, z którą został sparowany. Stwierdziłam, że pewnie to ktoś podobny do Hany, z jasnymi włosami i irytującą umiejętnością, by nawet włosy w kucyk zbierać z taneczną gracją.

Wiecie co? Trzeba by kiedyś zrobić jakieś statystyki YA i sprawdzić, czy Scary Sue jest częściej Lodowatą Blondynką, czy Czarnowłosą Kusicielką.

Okazuje się, że na plaży jest jeszcze tylko matka – zombie, nie przejmująca się tym, że jej mniej więcej trzyletnie dziecko z trudem brodzi wśród rozbijających się o brzeg fal, oraz:

spaceruje też para, mężczyzna i kobieta. Z pewnością są małżeństwem.

Które po pracy udziela się w Ochotniczej Służbie Obywatelskiej.

Nie dotykają się, oboje trzymają dłonie splecione na brzuchu, i patrzą wprost przed siebie. Nie odzywają się do siebie ani się nie uśmiechają, lecz są spokojni, jak gdyby każde z nich otoczone było niewidzialną bańką ochronną.

A Lena nie powinna się na tym skupiać.

Autorko, udowodniłaś już kilka razy, że jeśli chcesz, potrafisz napisać wiarygodny akapit z perspektywy osoby żyjącej w opresyjnym systemie; postaraj się nie wypadać z roli. Ten fragment doskonale pokazuje pewien problem licznych dystopicznych YA; narrator zwraca uwagę na szczegóły, które powinny wydać się dziwne czytelnikowi – ale NIE powinny zaskakiwać samego narratora.
Oczywiście, że para nie dotyka się dla samego dotykania ani nie flirtuje ze sobą – dlaczego miałaby to robić? Lena żyje w świecie, w którym podobne zachowanie jest przestępstwem, najprawdopodobniej nie widziała go nigdy w życiu poza ewentualnymi zdjęciami czy filmami propagandowymi. To trochę tak, jakby zwykły, szary obywatel naszego kraju zaczął wpis w pamiętniku słowami: „Dziś poszedłem kupić bułki do spożywczaka. Żaden z ekspedientów nie powitał mnie fikołkiem, ale wszyscy wydawali się być bardzo zadowoleni”. Ta para, zgodnie z regułami panującymi w Oliverversum, zachowuje się najnormalniej w świecie – Lena powinna skupić się na nich wyłącznie w sytuacji, gdyby trzymali się za ręce, bowiem z jej perspektywy takie właśnie zachowanie zasługiwałoby na oddzielną wzmiankę w narracji.

Wreszcie podchodzę do Aleksa, który odwraca się i uśmiecha na mój widok. Gdy słońce pada na jego włosy, przez chwilę wydają się białe, a potem wraca ich zwykły złocistobrązowy kolor.

Ten cytat nie ma najmniejszego znaczenia dla fabuły, przytaczam go tylko po to, abyście nie zapomnieli, jakie piękne kudły ma Plastikowa Simorośl. Nie ma za co.

PŚ dziękuje dziewczynie za niewystawienie go powtórnie, ta początkowo czuje się skrępowana w jego towarzystwie, ale odpręża się, kiedy oboje siadają na piasku i zaczynają w ciszy wpatrywać się w ocean.

Czasem mam wrażenie, że jeśli się tylko obserwuje rzeczy, siedzi się spokojnie i pozwala światu wokół nas po prostu istnieć, to wtedy na krótką chwilę czas zastyga i świat zatrzymuje się w ruchu. Tylko na krótką chwilę. I jeśli komuś uda się żyć w takiej chwili, będzie żył wiecznie.

- Kochanie! - uradowany Przydupas oderwał się od odprężającej lektury i niczym pantera rzucił się do leżącego nieopodal dzienniczka (do którego prowadzenia zainspirował go zacny przodek jego małżonki). - Znalazłem Cytat Miesiąca! Możesz poprosić pokojówki, żeby wyhaftowały go na moim ręczniku kąpielowym?

Plastikowa Simorośl zauważa, że trwa odpływ, co prowokuje naszą heroinę do poniższego wyznania:

Moja mama zabierała mnie tutaj, kiedy byłam mała. Podczas odpływu wychodziłyśmy trochę głębiej w morze, daleko, jak tylko się dało. Na piasku można było znaleźć dziwne rzeczy: skrzypłocze, ogromne małże i ukwiały, które zostawiała za sobą woda. Mama uczyła mnie też pływać. – Nie jestem pewna, skąd ten potok słów, ta nagła potrzeba mówienia. – Moja siostra zwykle siedziała na brzegu i budowała zamki z piasku. Udawałyśmy, że są to prawdziwe miasta zza oceanu, że przepłynęłyśmy aż na drugą stronę świata, do miejsc ogarniętych chorobą. Tyle że w naszych zabawach wcale nie były zakażone, zniszczone ani straszne. Były piękne i spokojne, zbudowane ze światła i szkła.

- To bardzo ciekawe, opowiadaj dalej – rzucił życzliwie Alex, kątem oka sprawdzając, czy dyktafon ustawiony jest pod dobrym kątem.

Alex milczy, wodząc palcem po piasku. Ale wiem, że mnie słucha.

Ja również w to nie wątpię, aczkolwiek wolałabym, aby jego motywy miały nieco inną podwalinę niż ta wynikająca z autorskiego chciejstwa.

Lena opowiada, jak mama uczyła ją pływać; bohaterka na początku się bała, ale kiedy w końcu wyszła z wody, poczuła żal za czymś utraconym.

A co się stało? – Alex spogląda na mnie, przechylając głowę. – Już tu nie przychodzisz? Twoja mama przestała lubić ocean?
(…)
Nie żyje – odpowiadam, zdumiona, z jakim trudem słowa te przechodzą mi przez gardło. Alex milczy, a ja dodaję szybko: – Zabiła się. Kiedy miałam sześć lat.
Przykro mi – mówi cichym, ledwo dosłyszalnym głosem.
Tata umarł, gdy miałam osiem miesięcy. W ogóle go nie pamiętam. Wydaje mi się... wydaje mi się, że to ją jakoś załamało, wiesz? To znaczy mówię o mamie. Nie została wyleczona. Remedium nie zadziałało. Nie wiem czemu. Poddawali ją zabiegowi trzy razy, ale... nie naprawili jej.

Słuchajcie, mam bardzo, ale to bardzo poważne pytanie. Jakim cudem Lenie nawet przez ułamek sekundy nie zaświta w głowie myśl, że uzewnętrznianie się przed de facto obcym typem, który w dodatku pracuje dla dystopicznego rządu, może nie być zbyt dobrym pomysłem? Ta dziewczyna od początku książki jest kreowana niemalże na paranoiczkę, starającą się jak najbardziej dopasować do „normalnego” społeczeństwa – jakim cudem w głowie nie wyje jej teraz syrena alarmowa? Piękna koafiura czy nie, panna Haloway na tym etapie powinna próbować odgryźć sobie język z przerażenia, że jakaś nieczysta siła (czyżby początki choroby?!) ogłupiła ją do tego stopnia.

Urywam na chwilę i biorę oddech. Boję się spojrzeć na Aleksa, który siedzi obok mnie cicho i nieruchomo jak posąg, jak wyrzeźbiony kawałek cienia. Mimo to nie potrafię przestać mówić. Uświadamiam sobie ze zdziwieniem, że pierwszy raz opowiadam komuś historię mamy.

Gdybym to ja pisała tę książkę, robiłabyś to też po raz ostatni – nie licząc standardowego przesłuchania przed trafieniem do Krypt.

Nigdy przedtem nie musiałam. Wszyscy wokół mnie – dziewczyny w szkole, sąsiedzi i znajomi cioci – wiedzieli już o mojej rodzinie i jej wstydliwych sekretach.

Swoją drogą, biorąc pod uwagę siłę rażenia i zasięg plotek pani Jadzi aż dziw, że PŚ nie potrafi wyrecytować owej anegdotki z pamięci.

Właśnie dlatego spoglądali na mnie z litością, kątem oka. To dlatego przez lata wszędzie towarzyszyły mi szepty, które nagle milkły, gdy wchodziłam do pokoju. Uderzała mnie wtedy ta cisza – cisza i poczucie winy, przestraszone twarze.

Ach, ten koszmar życia w opresyjnym społeczeństwie, ta bezwzględna dyktatura, te krzywe spojrzenia listonosza Józia!

Dowiadujemy się, że przyjaźń Hany i Leny zaczęła się w drugiej klasie podstawówki, kiedy to panna Tate otworzyła kopniakiem drzwi do kabiny toalety, w której mała Lena wypłakiwała sobie oczy i obcesowo spytała ją, czy płacze z powodu swojej mamy.

Nie wiedziałam, że coś było z nią nie tak. Nie wiedziałam, że jest chora. Byłam za mała, żeby to zrozumieć. (…) Gdybym wiedziała, może... – W ostatniej chwili głos mi się rwie i nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć, nie jestem w stanie dokończyć zdania.
Może mogłabym powstrzymać chorobę.

Ciekawam, jak chciałabyś tego dokonać, skoro nawet jedyny możliwy lek – remedium – spektakularnie zawiódł.

To słowa, których nigdy wcześniej nie wypowiedziałam, o których nigdy nawet nie pozwoliłam sobie pomyśleć. Ale ich istnienie jest niezaprzeczalne, są one wręcz namacalne, nie do uniknięcia, jak wyrastająca przed nami stroma górska ściana: mogłam ją powstrzymać. Powinnam była ją powstrzymać.

I znów: niby jak? Byłaś dzieckiem, a w owym czasie nawet nie zdawałaś sobie sprawy z niewłaściwości niektórych jej zachowań.

Siedzimy w ciszy. W którymś momencie mojej opowieści matka z dzieckiem musiała się spakować i pójść do domu. Alex i ja zostaliśmy na plaży sami.

He, he, ktoś tu chyba zapomniał o parze zimnych małżeńskich ryb (miejmy nadzieję, że oni za to nie zapomnieli o was).

Teraz kiedy potok słów wreszcie się urwał, nie mogę uwierzyć, jak wiele powiedziałam zupełnie obcej osobie, a do tego ni mniej, ni więcej tylko chłopakowi. Nagle ogarnia mnie palący wstyd.

Tak. To właśnie jest najbardziej palący problem w sytuacji, gdy zwierzasz się zupełnie obcemu pracownikowi dystopicznego rządu z wywrotowej historii swej familii. Wstyd.

Oliver, a tak dobrze ci szło; Lena miała – średni, bo średni, ale jednak – potencjał na bycie całkiem rozumną bohaterką. Dlaczego musiałaś to wszystko zaprzepaścić?

Rozpaczliwie szukam jakiegoś innego tematu – czegoś nieszkodliwego, o przypływie lub pogodzie, lecz jak zwykle, kiedy umysł jest mi potrzebny, staje się kompletnie pusty. Boję się spojrzeć na Aleksa. Kiedy wreszcie znajduję w sobie odwagę, by popatrzeć na niego z ukosa, widzę, że wbija wzrok w zatokę. Jego twarz jest zupełnie nieruchoma z wyjątkiem małego mięśnia drgającego pod podbródkiem.

Być może chłopina z trudem powstrzymuje ekstatyczny uśmiech na myśl o tym, jaką premię zgarnie od lokalnego wierchuszki za dostarczenie do Krypt tak smakowitego kąska.

Czuję ukłucie w sercu. Tak jak się obawiałam – jest zażenowany, zniesmaczony moją rodzinną opowieścią, chorobą, która krąży w moich żyłach. Za chwilę wstanie i powie mi, że lepiej, byśmy się już więcej nie widzieli.

Dziewczyno, błagam, zapomnij na chwilę, że jesteś protagonistką tej serii i przypomnij sobie, że żyjesz w społeczeństwie, w którym bycie odrzuconą przez faceta z powodu nieciekawej sytuacji rodzinnej to naprawdę najmniejszy z możliwych problemów – a jego nagłe opuszczenie plaży będzie miało mniej wspólnego z zażenowaniem, a więcej z faktem, że lokalne biuro Służby Bezpieczeństwa zamyka się o dziewiętnastej trzydzieści.

To dziwne. Tak naprawdę nawet go nie znam i dzieli nas przepaść nie do przebycia, lecz ta myśl i tak mnie martwi. Jestem już bliska tego, by zerwać się na równe nogi i uciec jak najdalej stąd, żeby nie kiwać głową i udawać, że rozumiem, kiedy odwróci się do mnie i powie: „Lena, posłuchaj, przykro mi, ale...”, i rzuci mi to dobrze znane spojrzenie.

A swoją drogą...nawet zakładając, że Plastikowa Simorośl okaże się być niezwykle cierpliwa i wyrozumiała, jak na wyleczoną jednostkę – na co właściwie liczysz, jeśli chodzi o wasze relacje? Miłość jest zakazana, na sparowanie, z racji różnicy wieku, macie marne szanse, na przyjaźni przestanie ci zależeć już wkrótce; dodajmy do tego fakt, że zgodnie z oficjalną wersją człowiek, z którym rozmawiasz to chodzący rządowy automat po remedium, nie potrafiący odczuwać empatii (i znów – Leno, może choć minimum strachu, że odsłaniasz swoją duszę przed rzekomo pozbawionym współczucia nieznajomym?) i wszystkie te nie-randki stają się bardzo, ale to bardzo dziwne.

Przypomina mi się teraz historia z ubiegłego roku, kiedy na Hill wałęsał się wściekły pies, który warczał i rzucał się na wszystkich, a z pyska ciekła mu piana. Był to wygłodniały, zapchlony kundel, na dodatek bez jednej łapy, ale i tak trzeba było dwóch policjantów, żeby go zastrzelić. Wokół zebrał się tłum gapiów, ja też tam byłam. Wracałam akurat z biegania. Po raz pierwszy w życiu zrozumiałam wtedy, co kryło spojrzenie, które zawsze rzucano w moją stronę, to wydęcie warg, kiedy tylko padało nazwisko Haloway. Litość, owszem – ale i obrzydzenie, a do tego strach przed zarażeniem. Tak samo ludzie patrzyli na psa, kiedy krążył, gryzł i toczył pianę z pyska. A potem nastąpiło zbiorowe westchnienie ulgi, gdy trzecia kula wreszcie go powaliła i przestał drgać.

Czy to miała być jakaś mroczna metafora dalszych losów Leny? Bo jeśli tak – widzisz, słonko, możesz jeszcze uniknąć tej (zupełnie niemetaforycznej) kuli, o ile tylko przestaniesz zwierzać się przystojnym nieznajomym.

I kiedy stwierdzam, że to napięcie jest już nie do wytrzymania, Alex wyciąga rękę i muska palcem mój łokieć.
Ścigajmy się – mówi, podnosząc się i strzepując piasek z szortów.
Podaje mi dłoń i pomaga się podnieść, a uśmiech znowu błąka się po jego twarzy. Jestem mu za to bezgranicznie wdzięczna. A zatem nie zamierza wykorzystywać przeszłości mojej rodziny przeciwko mnie. Nie uważa, że jestem brudna czy skażona.

...Jak ta chodząca naiwność przetrwała w tym systemie prawie dwie dekady?

Nasze gołąbeczki całkiem sympatycznie przekomarzają się, które z nich szybciej dopłynie do (położonych dosyć daleko) boi; Lena ma trochę pietra, ale nie zamierza dać tego po sobie poznać.

To dobrze. – Wyciąga rękę i dwoma palcami dotyka mojego ramienia. – Wobec tego mniej gadania, a więcej... start!
Wykrzyknąwszy ostatnie słowa, rzuca się do biegu. Mijają całe dwie sekundy, zanim ruszam za nim, krzycząc: To nie fair! Nie byłam gotowa!, i oboje ze śmiechem wpadamy w ubraniach do wody.
Biegniemy po płyciźnie, po drobnych nierównościach dna odsłoniętych podczas odpływu, a muszelki chrzęszczą mi pod stopami. W pewnym momencie palec u nogi zaplątuje mi się w gmatwaninę czerwono-fioletowych wodorostów i przewracam się, o mało nie lądując na twarzy. Odpycham się od mokrego piasku i wstaję na nogi. Już, już doganiam Aleksa, gdy ten schyla się, nabiera pełną garść mokrego piasku i rzuca w moją stronę. Uchylam się z piskiem, mimo to mała grudka dosięga policzka i ześlizguje mi się po szyi.
(…)
Alex wciąż brnie naprzód, z odwróconą głową, z radosną twarzą, a jego śmiech rozbrzmiewa tak głośno, że wyobrażam sobie, jak mija Great Diamond Island i biegnie za horyzont, aż do innych części świata.

Podsumujmy:

a) dotyka ją bez wyraźnej potrzeby

b) czuje radość z małpich figli

c) lubi się droczyć.


Lena dopływa pierwsza; PŚ zarzuca jej, że oszukiwała (co jest prawdą; lekko go podtopiła, aby go przegonić), po czym żartobliwie stwierdza, że pozwolił jej wygrać.

Taaa, jasne. – Ochlapuję go, a on podnosi ręce na znak, że się poddaje. – Po prostu nie umiesz się pogodzić z przegraną.
Nie jestem przyzwyczajony do porażek. – I znowu ta pewność siebie, ta na poły irytująca swoboda, przechylenie głowy i uśmiech.

Dlaczego niemal każdy tru loff musi być większym bądź mniejszym, ale jednak bucem? Męczę się z literaturą YA już od tylu lat i nadal nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie.

Jednak dzisiaj mnie to nie wkurza. Dziś mi się to podoba, jak gdyby część tego spływała na mnie, jak gdybym przebywała w jego towarzystwie na tyle długo, żeby nie czuć się niezręcznie, niepewnie, żeby się nie bać.

O co zakład, iż owa urocza arogancja przestałaby cię zachwycać w tym samym momencie, w którym nasz Adonis straciłby swoje złote loki?

Niech ci będzie. – Przewracam oczami i opieram ramię na bojach obok niego, ciesząc się prądami szumiącymi wokół moich piersi, rozkoszując się tą osobliwą sytuacją, że oto kołyszę się na środku zatoki w ubraniu, że podkoszulek przylega mi do ciała, a ciężar mokrych spodenek ciągnie mnie w dół. Wkrótce zacznie się przypływ i woda znowu się podniesie. A wtedy czeka nas powolna, męcząca droga w stronę brzegu.

Zapamiętajcie tę informację, przyda nam się już za chwilę.

Ale to mnie teraz nie obchodzi. Teraz w ogóle nic mnie nie obchodzi – nie martwię się, jak wyjaśnię Carol, dlaczego wracam przemoczona do suchej nitki, z wodorostami przyczepionymi do pleców i włosami pachnącymi solą, nie martwię się, ile jeszcze czasu zostało do godziny policyjnej ani dlaczego Alex jest dla mnie taki miły.

...A właśnie. Pomińmy już dwa ostatnie punkty, o których gardłuję przez większość analizy – jestem bardzo ciekawa, jak waćpanna wytłumaczy swojej ciotce całe to zajście.

Za bojami zatoka ma ciemnofioletowy kolor, a woda pieni się w falach. Nie wolno wypływać poza boje – tam są wyspy i punkty strażnicze,

Oraz Nessie.

a za nimi ocean, który prowadzi do dzikich miejsc choroby i strachu – jednak przez chwilę wyobrażam sobie, jak daję nura pod linę i wypływam na otwarte morze.

Cóż, przynajmniej mamy potwierdzenie, że Mały Brat przekonał lud, iż USA ostało się jako jedyne cywilizowane miejsce na świecie; biorąc pod uwagę generalną niekompetencję jego rządu, każdy sukces wart jest odnotowania.

Po lewej stronie widać jasne białe sylwetki budynków laboratoryjnych, a w oddali za nimi stary port i doki przypominające wielkie drewniane stonogi. Po prawej znajduje się Tukey’s Bridge i długi sznur budek strażniczych, biegnących najpierw wzdłuż mostu, a potem wzdłuż granicy. Alex widzi, że spoglądam w tamtą stronę.
Piękny widok, prawda? – odzywa się. Most jest upstrzony szarozielonymi zaciekami i glonami, a do tego robi wrażenie, że ugina się pod siłą wiatru.
Wygląda trochę, jakby gnił, co nie? – odpowiadam, krzywiąc się. – Moja siostra mówiła, że kiedyś po prostu się załamie i runie do oceanu.
Alex wybucha śmiechem.
Nie mówiłem o moście.

Oj.

Delikatnym ruchem podbródka wskazuje, o co mu chodziło.
Mówiłem o tym, co za mostem.

Ojej.

Milknie na ułamek sekundy.
Mówiłem o Głuszy.

Ojejej.

...No dalej, drodzy czytelnicy – zgadnijcie, do czego wszystko prowadzi. Podpowiadam: niestety nie do podstępu mającego na celu nakłonienie Leny do antypaństwowych wypowiedzi.

Za Tukey’s Bridge znajduje się północna granica ciągnąca się wzdłuż odległej części Back Cove. Właśnie w tej chwili światła w budkach strażniczych zaczynają się włączać, jedno po drugim, rozbłyskując na tle ciemniejącego nieba – znak, że robi się już późno i powinnam się zbierać do domu. Mimo to nie mogę się zmusić do powrotu, chociaż woda wokół mnie zaczyna bulgotać i wirować – zaczyna się przypływ.

Wiecie co? Taki Imperatyw z Rzyci to naprawdę przekichana sprawa. Nieważne, czy się utopisz, czy za chwilę cię zastrzelą, czy właśnie zostałaś wciągnięta w bardzo podejrzaną konwersację – póki nie odbębnisz Znaczącej Rozmowy z Tru Loffem, nie wolno ci się ruszyć z miejsca.

Wiem, że Głusza rozpościera się na wiele kilometrów przez cały kontynent, przez cały kraj, jak potwór oplatający swymi mackami cywilizowane części świata.

Tak, kochani. Kraina Wobo to nie jakieś marne pozostałości bo starej cywilizacji, zachowane na trudno dostępnych terenach, jak na przykład górskie szczyty – ten obszar najprawdopodobniej zajmuje powierzchnię większą niż Nowy, Wspaniały Świat. I – spoiler alert – tak naprawdę nie mieszka tam żadne Wobo. Te tereny nie są skażone czy z jakiegokolwiek innego powodu nie nadające się do użytku. One po prostu... są za ogrodzeniem.

Ostrzegam – będzie już tylko gorzej.

Może to euforia wywołana odniesionym zwycięstwem albo emocje związane z samym wyścigiem, albo też fakt, że nie krytykował mnie ani mojej rodziny, gdy mówiłam mu o mamie, w każdym razie w tej chwili jestem tak oszołomiona i przepełniona szczęściem, że czuję, iż mogę powiedzieć Aleksowi o wszystkim, zapytać go o wszystko.

...Leno, i pomyśleć, że jeszcze niedawno cię chwaliłam. Cóż, widzę, że transformacja w Specjalny Płatek Śniegu zakończyła się sukcesem. W porównaniu z tobą nawet Wagabunda zdaje się mieć wysoko rozwinięty instynkt samozachowawczy. Moje gratulacje.


Mogę ci wyznać sekret? – Nie czekam na odpowiedź. Wiem, że nie muszę. I ta błoga świadomość wywołuje lekkość w sercu i przyprawia o zawroty głowy.

Cóż, trudno w tym punkcie nie zgodzić się z Leną; jestem pewna, że żaden z praworządnych obywateli po remedium nie ma nic przeciwko wysłuchaniu informacji mogących doprowadzić do przyskrzynienia podejrzanej jednostki.

...DLACZEGO tej płastudze nawet przez moment nie zaświta w głowie myśl, że jeśli Plastikowa Simorośl nie kłamie i faktycznie jest wyleczona, to nie będzie miała absolutnie żadnego powodu, by ją kryć?!

Lena zdradza PŚ to samo, co wcześniej czytelnikom; gdy była mała, wyobrażała sobie, że jej mama nie zmarła, ale uciekła do Głuszy.

Milknę na chwilę i kręcę głową, zdumiona, jak swobodnie rozmawia mi się z Aleksem. Jestem mu za to wdzięczna.

Jestem pewna, że owa wdzięczność jest w stu procentach odwzajemniona; dystopia czy nie dystopia, student nigdy groszem nie śmierdzi, a teraz chłopak wreszcie nie będzie musiał główkować, jak tu pogodzić czynsz za następny miesiąc z koniecznością spożywania przynajmniej jednego posiłku dziennie.

A ty? – pytam.
Co ja? – Alex spogląda na mnie z miną, której nie potrafię rozszyfrować. Wygląda, jakby czuł się zraniony, ale to przecież nie ma sensu.

Cóż, może uznał, że mimo wszystko nadal nie podłożyłaś się wystarczająco, by mógł pozwolić sobie również na luksus posiadania biletu miesięcznego.

Czy myślałeś o Głuszy, kiedy byłeś mały? No wiesz, tak dla zabawy.
Alex mruży oczy, odwraca wzrok i krzywi się.
Tak, jasne. Mnóstwo razy. – Wyciąga rękę i uderza w boje. – Nie ma tego wszystkiego. Nie ma murów, które zagradzają ci drogę. Nie ma szpiegujących oczu. Tylko wolność i przestrzeń, miejsca, gdzie można się położyć na trawie... Cały czas myślę o Głuszy.

Primo: Zapamiętajcie sobie ów idylliczny opis Głuszy, przyda nam się w następnym tomie.

Secundo: Oliver, jeżeli ktoś żyjący od urodzenia w reżimowym społeczeństwie nie zareagowałby na tak bezczelnie wywrotowy opis paniką, że właśnie a) spiknął się z idiotą, który mówiąc na głos podobne rzeczy naraża ich oboje na więzienie lub b) wpadł w łapy tajniaka, który próbuje go podpuścić, to znaczy, że albo jest za głupi, żeby żyć, albo nazywa się Aspen Leger.

Co w zasadzie na jedno wychodzi.

Wpatruję się w niego zaskoczona. Nikt już nie używa takich słów jak „wolność” i „przestrzeń”. Dawnych słów.

Co oznacza, iż...? Leno, to naprawdę nie jest takie trudne.

Cały czas? Nawet po tym?
Odruchowo wyciągam rękę i przesuwam palcami po potrójnej bliźnie na jego szyi. Alex odskakuje jak oparzony, a ja natychmiast opuszczam rękę, zawstydzona.
Lena... – zaczyna przedziwnym głosem, jak gdyby moje imię pozostawiało w jego ustach zły smak.
Wiem, że nie powinnam była dotykać go w ten sposób. Przekroczyłam granicę, a on przypomni mi teraz, jak powinna się zachowywać osoba nieleczona. Chyba umrę ze wstydu, jeśli zacznie mnie pouczać, więc żeby pokryć zakłopotanie, zaczynam paplać bez opamiętania:

Widzę, że nasza rybka Dory już zapomniała, że jej książę z bajki – osobnik, że tak tylko przypomnę, rzekomo wyleczony – jeszcze kilka minut temu (nie wspominając o poprzedniej nocy) nie miał najmniejszego problemu z macaniem jej bez potrzeby.

Większość wyleczonych nie myśli o takich rzeczach. Carol, moja ciocia, zawsze mawia, że to strata czasu. Mówi, że nie ma tam nic oprócz zwierząt, ziemi i robaków i że całe to gadanie o Odmieńcach to bajki dla dzieci. Uważa, że wiara w nich jest tym samym co wiara w wilkołaki i wampiry. Pamiętasz, jak ludzie mówili, że w Głuszy mieszkają wampiry?

...Iiii wracamy z powrotem do Krainy Wobo.

* bierze głęboki wdech * Oliver, na litość, ZDECYDUJ SIĘ WRESZCIE NA JEDNĄ WERSJĘ.

Albo w Głuszy oficjalnie nie ma nic, w związku z czym lud w twoim uniwersum zaczyna się jawić jako banda bezrozumnych tchórzy, chowająca się za ogrodzeniem cholera wie po co, albo wszyscy wiedzą, że Odmieńcy lubią sobie od czasu do czasu przewieźć do miasta trochę krów, a Mały Brat nic z tym nie robi, albowiem... no cóż... najwyraźniej bawią go niewinne, młodzieńcze figle.

I pomyśleć, że póki co owe dylematy są w dużej mierze czysto teoretyczne; poczekajcie tylko, aż dojedziemy do następnych tomów, w których cały świat przedstawiony zacznie powoli, acz konsekwentnie sypać się niczym domek z kart.

Alex uśmiecha się, lecz jest to raczej grymas niż uśmiech.
Lena, muszę ci coś powiedzieć. – Jego głos jest teraz mocniejszy i coś w tym tonie każe mi bać się tego, co usłyszę. Pewnie dlatego nie potrafię powstrzymać potoku słów.

Cóż, ach cóż, może mieć do powiedzenia nasz złotowłosy bohater?

Czy to bolało? Mówię o zabiegu. Moja siostra mówiła, że to nic takiego, przynajmniej przy tych wszystkich środkach przeciwbólowych, które ci dają, ale kuzynka Marcia mówiła, że to było najgorsze doświadczenie w jej życiu, nawet gorsze niż poród, chociaż przy drugim dziecku męczyła się piętnaście godzin... (...) Ale ja się nie boję – dodaję, niemal krzycząc, gdy widzę, że Alex znowu chce coś dodaję, niemal krzycząc, gdy widzę, że Alex znowu chce coś powiedzieć. Desperacko pragnę powstrzymać nieuniknione. – Mój zabieg jest coraz bliżej. Zostało mi jeszcze sześćdziesiąt dni. To głupie, nie? Że liczę. Ale nie mogę się doczekać.

Primo: Jak właściwie działa remedium, skoro Rachel nie poczuła niemal nic, a dla Marcii zabieg był torturą? Czy to kwestia indywidualnego progu bólu? Odporności mózgu na substancję? Nastawienia? Faz księżyca?

Secundo: Kochani, zwróćcie uwagę, co się dzieje. Lena jest ewidentnie przerażona, czuje się niekomfortowo, w dodatku – jak informowała nas już kilkakrotnie – zaczyna się przypływ, który znacznie utrudni jej utrzymanie się na powierzchni i powrót do brzegu. Mając to wszystko na uwadze, zobaczmy, co zrobi nasz tru loff. Będzie to długi cytat – ale jest on konieczny, abyście mogli ujrzeć pełnię sytuacji. Celowo pogrubiam te elementy, nad którymi pochylę się już za moment.

Lena. – Głos Aleksa jest teraz twardy, nieznoszący sprzeciwu, więc wreszcie milknę. Odwraca się i stajemy twarzą w twarz. (…) – Posłuchaj mnie. Nie jestem... nie jestem tym, za kogo mnie uważasz.
Muszę wytężyć wszystkie siły, żeby utrzymać stopy w kontakcie z dnem. Nagle czuję szarpnięcie prądu. Zawsze tak jest. Podczas odpływu woda oddala się powoli, a potem wraca pospiesznie.
Co masz na myśli?
Jego oczy – mieniące się złotem i bursztynem, jak oczy zwierzęcia – szukają mojej twarzy i nagle znów, sama nie wiem czemu, ogarnia mnie przerażenie.
Nie jestem wyleczony – odpowiada. (…) Nigdy nie przeszedłem zabiegu.
Chodzi ci o to, że remedium nie zadziałało? – pytam. Moim ciałem wstrząsają dreszcze i dopiero gdy czuję, jak całe drętwieje, dociera do mnie, jak jest zimno. – Miałeś zabieg, ale się nie powiódł? Tak jak to było z moją mamą?
Nie, Lena. Ja... – Odwraca wzrok, mruży oczy i mruczy pod nosem: – Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć.
Mam wrażenie, że cała, od czubków palców u nóg do cebulek włosów, pokryta jestem warstwą lodu. Przez głowę przelatują mi pojedyncze obrazy, jak klatki filmu: Alex na platformie obserwacyjnej, jego włosy jak korona z liści; odwraca głowę, pokazując potrójną bliznę tuż pod lewym uchem; jego dotyk i słowa: „Jestem bezpieczny. Nie zrobię ci krzywdy”. Z moich ust znowu płynie potok słów, ale nie czuję ich, właściwie nic teraz nie czuję.
Nie zadziałało, a ty nigdy się do tego nie przyznałeś. Kłamałeś, żeby dalej chodzić do szkoły, dostać pracę, by zostać sparowanym i tak dalej. Ale tak naprawdę nie jesteś... ciągle jesteś... ciągle możesz być... – Nie jestem w stanie wydusić z siebie tego słowa. Chory. Niewyleczony. Zakażony. Mdli mnie, jakbym sama była chora.
Nie. – Głos Aleksa brzmi niespodziewanie stanowczo. Przestraszona robię krok w tył, moje stopy ślizgają się po śliskim i nierównym dnie oceanu, przez co o mało nie idę pod wodę, ale kiedy Alex rzuca się, by mnie podtrzymać, odskakuję ze strachem. Jego twarz tężeje w nagłej stanowczości. – Mówię ci, że nigdy nie byłem leczony. Nigdy nie byłem sparowany ani nic z tych rzeczy. Nigdy nie byłem nawet przed komisją ewaluacyjną.



… Pamiętacie, jak mówiłam, że Plastikowa Simorośl dostała swoją ksywkę z powodu bycia chodzącym schematem rodem z Harlequina? A pamiętacie, jak obiecałam, że Oliver w końcu napisze mu charakter? I że przebłyski owego charakteru zobaczymy już dziś?

Mówiłam o momentach, kiedy wychodzi z niego mały, podstępny skurwysynek. Momentach takich, jak ten powyżej.

Podsumujmy: Plastikowa Simorośl najpierw nakłoniła nastolatkę, by poszła z nią na nielegalną randkę kłamiąc, że jest wyleczona i nie zdoła zarazić dziewczyny, następnie zaciągnęła ową dziewczynę do wody i – wykorzystując tymczasową słabość emocjonalną bohaterki oraz fakt, że znajdują się w odosobnieniu, z którego trudno będzie szybko się wydostać – wyznała, że jest niewyleczona, ergo: może „zarazić” Lenę, ergo: dziewczyna właśnie popełniła najwyższe z możliwych przestępstw (a dalsza lista zarzutów nadal przed nami).

Drodzy czytelnicy, spójrzcie na pogrubione fragmenty. Spójrzcie, jakich słów używa tam narratorka. Zauważyliście, jakie określenie – lub jego synonimy – pojawia się tam najczęściej?

Strach.

Autorki literatury YA, co jest z wami nie tak? Jesteście w znakomitej większości dorosłymi kobietami, część z was ma własne rodziny, dzieci. Chciałybyście, aby chłopak waszej córki budził w niej przerażenie? Aby wasz syn doprowadzał swoją dziewczynę na skraj paniki? Skąd bierze się ten chory motyw zastraszania heroiny? Chyba tylko Maxon Schreave wrócił z tego pojedynku z tarczą, a i jemu zdarzały się gorsze momenty (Przydupasa nie liczę, on był tylko gadającą Księgą Cytatów). Dlaczego każdy romans w tego typu książkach musi zacząć się od scenariusza rodem z testu „Dziesięć oznak, że tkwisz w toksycznym związku”?

Ale wiecie co? To nadal nie koniec. Zobaczmy, jak rozwinie się ten wątek.

To niemożliwe (…) Masz przecież bliznę po zabiegu.
Bliznę. Po prostu bliznę – poprawia mnie, nieco łagodniej. – Ale nie po zabiegu. – Odwraca głowę, by pokazać mi szyję. – Trzy małe blizny, odwrócony trójkąt. Łatwe do odtworzenia. Skalpelem, scyzorykiem, czymkolwiek.

Swoją drogą, Mały Brat nawet tu musiał dać ciała. Czy wyleczonym nie można by wszczepiać jakiegoś chipu? Plastikowa Simorośl ma przecież zupełną rację – ta blizna jest tak banalna do odtworzenia, że na dobrą sprawę większość społeczeństwa mogłaby chodzić po Oliverversum nadal niewyleczona, samemu ryjąc sobie za uchem, a w ostateczności przekupując lekarzy, aby podczas zabiegu zastępowali remedium wodą z kranu.

Znowu zamykam oczy. Fale wokół mnie podnoszą się i opadają, co potęguje mdłości. Czuję, że naprawdę zaraz zwymiotuję, tu i teraz, do wody. Próbuję stłumić to uczucie, zablokować dostęp świadomości, która uderza w mój umysł i grozi potopem – zwalczyć wrażenie, że tonę. Otwieram oczy i wyduszam z siebie chrapliwym głosem:
Ale jak...?
Zrozum to, Lena. Ufam ci. Czujesz to?

Cóż, kochasiu, obawiam się, że to akurat nie twoje zaufanie zostało tu mocno nadwyrężone.

Nie jestem stąd – mówi. – To znaczy nie urodziłem się w Portland. Nie dokładnie tu. – Mówi tonem, jakim posługują się ludzie, gdy mają zamiar złamać ci serce. Uprzejmym, może nawet przyjaznym, jak gdyby wiadomość miała być przez to znośniejsza, że została wypowiedziana w łagodny sposób. „Przykro mi, Leno, twoja matka miała ogromne problemy”. I dzięki temu masz nie słyszeć ukrytej w tym głosie przemocy.

...Naprawdę, Oliver, idzie ci coraz lepiej, oby tak dalej.

To skąd jesteś?
Nie muszę pytać. Już wiem. Uświadomienie sobie tego złamało mnie, zmiażdżyło, zniszczyło. Wciąż jednak gdzieś głęboko w sercu tli się we mnie wiara, że dopóki Alex nie wypowie tego na głos, to nie będzie prawda. (...)
Stamtąd – odpowiada, a może tak mi się tylko wydaje. Jego usta ledwo się poruszają. Ale przekaz jest jasny.
Alex pochodzi z Głuszy.

Tak.

Ten facet nie tylko kłamstwem przekonał ją, aby spotkała się z osobnikiem nieleczonym.

Przekonał ją też, aby spotkała się z Odmieńcem – wyrzutkiem, wrogiem systemu.

...Dlaczego nie może nastać jakaś moda na miłych, uczciwych, niesamolubnych tru loffów? Czy bycie porządnym człowiekiem naprawdę jest aż tak passé , że książka z sympatycznym bohaterem nie będzie w stanie podbić serc nastolatek?

Odmieniec – mówię. Słowo to wydaje się drapać mnie w gardle. – Jesteś Odmieńcem. – Daję mu ostatnią sposobność, żeby zaprzeczył.
Jednak Alex nie zaprzecza. Krzywi się tylko i mówi:
Nie znoszę tego słowa.

Och, biedactwo.

W tym momencie dociera do mnie jeszcze coś innego: że nie darmo Carol nabijała się ze mnie, że ciągle wierzę w istnienie Odmieńców, gdy kręciła głową, nawet nie podnosząc wzroku znad robótki na drutach – tik, tik, tik, błyszczące kawałki metalu złączone jak w tańcu – i mówiła: „a w wampiry i wilkołaki też wierzysz?”.

Carol, jak możesz?! Leć natychmiast zanieść miód, mięso i owoce pod przejście graniczne, może jeszcze zdołasz przebłagać Złe Mzimu!

Wampiry, wilkołaki i Odmieńcy: istoty, które mogą się na ciebie rzucić i rozerwać cię na strzępy. Śmiertelnie niebezpieczne.

Wiecie co? Ja autentycznie momentami nie wiem, na ile Lena posługuje się metaforą, a na ile naprawdę wierzy, że PŚ zaraz wyrośnie ogonek i kopytka.

Nagle ogarnia mnie taka panika, że zaczynam czuć potworne ciśnienie w dole brzucha i przez chwilę, kompletnie absurdalną, mam wrażenie, że zaraz się posikam. Latarnia morska na Little Diamond Island zapala się, rzucając na wodę szerokie smugi światła niczym ogromny oskarżycielski paluch: jestem przerażona, że złapie mnie jej promień, przerażona, że wskaże na mnie i usłyszę szum rządowych helikopterów oraz głosy porządkowych krzyczących przez megafon: „Niedozwolone zachowanie! Niedozwolone zachowanie!”. Plaża wydaje się niewyobrażalnie oddalona. Nie wiem, jak to się stało, że wypłynęliśmy tak daleko. Moje ręce zrobiły się ciężkie i bezużyteczne i na myśl przychodzi mi teraz mama oraz jej kurtka nasiąkająca powoli wodą.

Tak, Oliver, dokładnie takie opisy chcę pochłaniać, czytając o rodzącej się Tru Loff. Jesteś pewna, że dla dopełnienia owego romantycznego obrazka Plastikowa Simorośl nie powinna teraz rzucić się obmacać Lenę sposobem „na odrzuconego tru loffa”?

Biorę kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić wirujące myśli, próbując się skoncentrować. Nie ma szans, by ktokolwiek się dowiedział, że Alex jest Odmieńcem. Ja sama nie wiedziałam. Wygląda normalnie,

a zachowuje się wprost przeciwnie.

ma bliznę we właściwym miejscu.

Co, jak już udowodnił ci sam zainteresowany, naprawdę niewiele znaczy. Autorko, czy ty na serio chcesz mi wmówić, że Mały Brat nie ma żadnych narzędzi, by sprawdzić, czy dany osobnik faktycznie jest wyleczony, czy też po prostu podłubał sobie za uchem śrubokrętem?

Nie ma szans, aby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.

Ostatnią część zapewne nie, ale co się nagadałaś na plaży, to twoje.

Fala podnosi się i rozbija o moje plecy, popychając mnie do przodu. Alex wyciąga dłoń i chwyta mnie za rękę, by mnie podtrzymać, lecz wykręcam się w momencie, gdy nadciąga druga seria fal. Mam usta pełne słonej wody, oczy mnie pieką i przez chwilę nic nie widzę.
Zabierz ręce – cedzę przez zęby. – Nie waż się mnie tknąć.
Lena, przysięgam. Nie chciałem cię skrzywdzić. Nie chciałem cię okłamać.

W takim razie ewidentnie nie panujesz nad swoimi czynami, biorąc pod uwagę, że to właściwie jedyne, co robisz od początku waszej znajomości.

Czego ode mnie chcesz?
Czego chcę? – Alex kręci głową. Wygląda na szczerze zakłopotanego, i na zranionego, jak gdybym to ja zrobiła coś złego. Przez chwilę czuję przypływ współczucia.

Obwinianie ofiary i wywoływanie poczucia winy u tejże: odhaczone.

Muszę przyznać, że jestem po wrażeniem – do tej pory chyba tylko Jared i McSparkle zbliżyli się do odhaczenia wszystkich pól w psychopatycznym bingo podczas pierwszego znaczącego spotkania z heroiną.

Może dojrzał to na mojej twarzy przez ten ułamek sekundy, kiedy straciłam czujność, ponieważ natychmiast jego twarz łagodnieje, oczy stają się jasne jak płomień i choć porusza się niemal niedostrzegalnie, nagle przestrzeń między nami się zamyka i Alex otacza ręką moje ramiona, a palce ma tak ciepłe i silne, że mało nie krzyknę.

No proszę, niechciany kontakt fizyczny: jest! Proszę państwa, wygląda na to, że mamy komplet!

Lena, lubię cię, jasne? I tyle. Nic więcej. Lubię cię. – Jego głos jest cichy i hipnotyczny, jak melodia. Przywodzi mi to na myśl drapieżniki spadające cicho z drzew, ogromne koty z błyszczącymi bursztynowymi oczami, jak jego oczy.

Wobo! Legendy jednak nie kłamały! Leno, ratuj się, póki możesz!

Lena wreszcie otrząsa się z szoku i podejmuje pierwszą dobrą decyzję tego dnia: rzuca się co sił ku brzegowi.

Alex woła mnie, jednak za bardzo boję się odwrócić i sprawdzić, czy mnie goni. Tak jak w tych koszmarach, gdzie coś cię ściga, lecz panicznie boisz się obejrzeć i sprawdzić, co to jest. Słyszysz jedynie jego oddech, z każdą chwilą bliżej. Czujesz, że jego cień wyłania się za tobą, ale jesteś sparaliżowana, bo wiesz, że lada chwila poczujesz na szyi uścisk lodowatych palców.

...Oliver, naprawdę jestem pod wrażeniem. Chyba nawet Jared Howe w swych najbardziej patologicznych momentach nie był opisywany w tak przerażający sposób. Czy możemy zrobić z Plastikowej Simorośli naczelny czarny charakter serii? Na moje oko wypadnie w tej roli znacznie lepiej, niż jako tru loff.

Lena dzielnie walczy z prądem, choć z powodu paniki i zmęczenia płynie jej się bardzo ciężko. Gdy w pewnym momencie zerka przez ramię okazuje się, że PŚ została przy bojach (czy możemy trzymać kciuki za jej utonięcie?). W końcu zdyszana i drżąca na całym ciele dziewczyna dociera do brzegu.

Mam wrażenie, że wypiłam tony wody morskiej. Skóra mnie szczypie, a piasek mam wszędzie – w staniku, majtkach, między palcami u nóg i za paznokciami. Cokolwiek drasnęło mnie w goleń, zostawiło ślad – długą strużkę krwi wijącą się wokół łydki.
Podnoszę wzrok i przez chwilę z przerażeniem stwierdzam, że nie widzę Aleksa przy bojach. Serce przestaje mi bić, ale potem dostrzegam ciemny punkt przecinający szybko wodę. Ręce Aleksa obracają się z gracją. Jest szybki. Zrywam się momentalnie na równe nogi, łapię buty i kuśtykam w stronę roweru. Nogi mam tak słabe, że dopiero po minucie łapię równowagę i przez chwilę mój rower porusza się zygzakiem, jak gdybym była dzieckiem uczącym się dopiero jeździć.

Słowo daję, randka marzeń. Powiedzcie, drogie czytelniczki: czy wy także nie chciałybyście w podobny sposób rozpocząć znajomości z przystojnym leśnym duszkiem?



Nie oglądam się za siebie ani razu, aż do bramy domu. Do tego czasu ulice opustoszały i ucichły, zaraz zapadnie noc i zacznie się godzina policyjna, która weźmie nas w swoje ogromne ciepłe objęcia i unieruchomi, zapewniając nam wszystkim bezpieczeństwo.


I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: poznajemy przeszłość Rachel, a Lena przechodzi proces sparowania.

Do zobaczenia!

Maryboo

51 komentarzy:

  1. To wszystko tak bardzo nie trzyma się kupy - ile redakcja musiała pić, żeby przestać dostrzegać tak ewidentne babole?
    Po drugie - opis objawów miłości jest tak przerysowany, że nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktokolwiek tam w to wierzy. Przede wszystkim dlatego, że nigdy wszystkie objawy nie wystąpią w tym samym momencie a pojedyncze symptomy delirii są często wstępem do innych chorób - ból w klatce piersiowej może oznaczać równie dobrze, że coś w tej klatce piersiowej nie działa dobrze. No i kto wierzy w to, że miłość powoduje śmierć? Tam żyją ludzie pamiętający to uczucie, ba, część dzieci zakochuje się w swoich kolegach i koleżankach - i co? I nikt nie wyśmieje (wiadomo, że nie głośno) tego spisu? Czy może takie małe dzieci są zgłaszane jako chore? Bo nie ma chyba sposobu na uniknięcie kontaktu z innymi dzieciakami - place zabaw, podwórko, domy kolegów i koleżanek - w tych wszystkich miejscach można kogoś spotkać.
    No i jeszcze jedno: związki jednopłciowe nie istnieją? W takim wypadku nawet tylko żeńska/męska szkoła nie przeszkadza.
    Boru, tak dużo pytań, żadnych odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "No i kto wierzy w to, że miłość powoduje śmierć?" - zdaniem autorki? Wszyscy w Nowym, Wspaniałym Świecie. Przy czym ja często podczas lektury miałam wrażenie, że Oliver sama doskonale zdaje sobie sprawę, że jej wizja "choroby" jest cokolwiek przesadzona, w związku z czym maksymalnie nagina ona reakcje zakochanych osób do poziomu, w którym autentycznie zaczynają się oni jawić niespełna rozumu. Próbkę dostaniemy już w następnym rozdziale.

      "No i jeszcze jedno: związki jednopłciowe nie istnieją?" - homoseksualizm jest w Oliverversum zakazany.

      Usuń
    2. "homoseksualizm jest w Oliverversum zakazany."
      Co wcale nie oznacza, że takich par nie ma. To znaczy w porządnie napisanej książce takie pary wśród osób przed zabiegiem pewnie byłyby problemem społecznym. A tutaj zostaną zignorowane.

      rose29

      Usuń
  2. Wow. Naprawdę, wow. Autorki YA mają przerażającą zdolność do tworzenia toksycznych relacji i psychopatów. Tyle że, na całe nieszczęście, zupełnie nieświadomie. Gdyby Plastikowa Simorośl był czarnym charakterem, byłby jedynym wiarygodnie skonstruowanym antagonistą w historii YA. Kolejny truloff z zaburzeniami psychicznymi do kolekcji. Póki co, obstawiałbym socjopatyzm i obsesję na punkcie heroiny. Z dużymi skłonnościami do manipulowania. Podczas czytania analizy tylko czekałem, aż nie zacznie jej molestować, grożąc, że jeśli spróbuje uciec, to ją utopi. Ostatnio podobne uczucia miałem przy panu co-mnie-obchodzi-że-to-gwałt oraz czołowym neandertalczyku wszystkich analiz. Ja już nie chcę. Proszę, niech Lena na niego doniesie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Proszę, niech Lena na niego doniesie." - ha, ten komentarz uświadomił mi, jakie to byłoby oczywiste i piękne rozwiązanie tego wątku. Niestety, nic z tego.

      Usuń
  3. Końcowe sceny były okropne. Ja myślę, że robienie z truloffów manipulanckich /zaborczych /agresywnych buców to efekt, że większość społeczeństw jest nadal do pewnego stopnia szowinistyczna, a w takim układzie odwalanie bucery
    czy pokazywanie dominacji jest taaakie męskie.
    Plastikowa Simorośl ani chybi jest potomkiem Edłorda (przez Nabuchodonozora-Reneesme?). Bursztynowe oczy,manipulanctwo,nieszanowanie woli dziewczyny... IMHO jeszcze pod parę innych postaci mi podpada, ale to już nie YA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To by się nawet zgadzało: po mamusi dostałby możliwość igrania z mózgami innych i piękną, jesienną kolorystykę, a po tatusiu - Pedowolfie sposób traktowania swych "ukochanych".

      Usuń
  4. Ale trzeba przyznać, że przynajmniej paniczna reakcja Leny na wieść, że Simorośl jest Odmieńcem, trzyma się kupy - chociaż raz nie zapomniała, że żyje w dystopicznym społeczeństwie. Tylko fakt, że w takim ujęciu Simorośl rzeczywiście powinien być naczelnym antagonistą, a nie truloffem.

    Objawy delirii są takim bullshitem, że to aż śmieszne i widać, że autorka nie miała do tej pory styczności z medycznymi opisami chorób, a szczególnie chorób psychicznych, ale nawet nie mam siły punktować, co tam jest nie tak, bo naprawdę wszystko. Co to w ogóle za objaw "zainteresowanie"? Zainteresowanie czym, wtf? Medycyna nie posługuje się takimi terminami jak "logiczne" czy "racjonalne" myślenie. Gonitwa myśli, czyli mamy też zaburzenie toku myślenia. Objawy z układu autonomicznego o podłożu psychicznym, ok. Ale euforia i apatia? Zmiany apetytu, wagi i snu? Czy autorka przypadkiem trafiła na jakiś opis ChAD-u i stwierdziła, że będzie fajnie to wrzucić? Obsesyjne myśli, więc może zaburzenie obsesyjno-kompulsywne? I jeszcze paranoja, czekałam, kiedy dojdziemy do psychoz. Halucynacje i urojenia, ha, mamy więc i schizofrenię! I śmierć. Pięknie. Co za ostatni bullshit.

    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając opis na owej ulotce zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem złapano kogokolwiek w Oliverversum na byciu sympatykiem, biorąc pod uwagę rzekome objawy choroby. A później przypomniałam sobie, jak zdaniem Oliver objawia się miłość i, no cóż... obawiam się, że w jej uniwersum ma to nawet pewien sens.

      Usuń
  5. Słuchajcie, tam jest jakiś, jakikolwiek powód, dla którego Mały Brat zrobił przewrót tylko 64 lata temu? Gdyby nie ten cholerny brak czasu, dałoby się wytłumaczyć większość baboli - zmianę religii, pomysły na to, co dzieje się za ogrodzeniem... Ba, nawet to, że Pani Jadzie i inne formy hm, opresji, są tak kiepskie w działaniu, wystarczyłoby powiedzieć, że po iluś latach system się powoli sypie i ludziom coraz łatwiej przychodzi oszukiwanie go. Jeśli bohaterowie mają około 20 lat, to powinny żyć ich babcie i dziadkowie! Którzy doskonale pamiętają, jak wyglądało życie przez delirką! Którzy dorastali ze swoimi rodzicami! I dziadkami! Już widzę, jak komuś mocno wierzącemu i dorosłemu przychodzi nagle tak zmienić podejście do cóż, wszystkiego. To nie jest nawet brak researchu, to jest brak zrozumienia jak działa ludzka psychika w najbardziej podstawowych sprawach. Cholera, czy nie dało się sprawdzić, jakimi kosztami i ofiarami było okupione wprowadzanie nowego porządku w Chinach czy Rosji? Przecież to nie są jakieś sekretne informacje...
    Imperatyw, że biedna Lena musi się zakochać w PŚ jest przerażający. Czemu on nie mógł zostać, dajmy na to, wtyką rebeliantów, z którą potem Lenka będzie musiała, mimo antypatii, współpracować? Okej, pokazanie agresywnych, manipulujących typów nie jest złem, ale za każdym razem są oni opatrzeni odautorskim komentarzem "hej, to idealny materiał na truloff!". Najbardziej przerażające jest, że taką wizję wciskają najczęściej dorosłe kobiety nastolatkom... (nie mogę ciągle przeboleć tego horroru, jakim jest Klątwa Przeznaczenia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Słuchajcie, tam jest jakiś, jakikolwiek powód, dla którego Mały Brat zrobił przewrót tylko 64 lata temu?" - szczerze? Nie. Wyznam teraz uczciwie, że nie pamiętam, czy Oliver próbuje to wprost uzasadnić w którymkolwiek z dalszych dzieł (z naciskiem na jedną z nowelek), ale nawet jeśli, to i tak pod względem fabularnym nie ma to najmniejszego sensu. Przy czym Oliver naprawdę zdaje się nie zdawać sobie sprawy z tego, że posiadanie wśród obywateli ludzi pamiętających czasy "sprzed" powinno w dosyć znaczący sposób wpłynąć na funkcjonowanie tej dystopii.

      Usuń
    2. Macki mi opadają. Cholera, Oliver, toż wystarczyło podejść do babci/dziadka/mamy/taty i zapytać "hej, wyobraź sobie, że nagle okazuje się, że rząd stwierdza, że miłość w jakiejkolwiek postaci jest chorobą i stwarza od nowa religię, jak się z tym czujesz?".

      A tak z innej beczki - skoro deliria (trzepie mnie jak widzę tę nazwę, to jest gwałt na łacinie) jest opisana w taki sposób, to jak tam wygląda diagnozowanie chorób psychicznych? Każdą się kwalifikuje jako delirkę?

      Usuń
    3. Biorąc pod uwagę opis z ulotki? Całkiem możliwe.

      Usuń
    4. To chyba Oliver przypadkiem wyszło coś naprawdę makabrycznego. Taki np nastolatek z ChAD musi mieć tam koszmar. Rodzina zombie. Do nikogo nie można się zwrócić po pomoc, bo wyślą do tych mitycznych krypt. Zostaje prośba o wcześniejsze podanie serum, jeśli miałoby pomóc. Albo samobójstwo. Cholera, w tym kraiku musi być potężny odsetek samobójstw, zwłaszcza wśród młodzieży LGBT. Do tego pewnie wzrost hate crime i samosądów większy niż w USA od początku administracji Trumpa.

      Usuń
    5. Wiecie, myślę że autorka niespecjalnie zdaje sobie sprawę, że choroby psychiczne to nie jest człowiek biegający po wiosce z siekierą, a więc wtedy rozróżnienie jest proste - jeśli zachowuje się dziwne, to sprawdzamy czy biega z siekierą, czy płacze nad zdjęciem męża i mamy diagnozę.

      N

      Usuń
    6. Aż mi się przypomniała Kaśka Michalak, która dokładnie jako bieganie z siekierą opisywała w jednej ze swoich żałosnych wypocin ChAD i depresję poporodową ://///

      Usuń
  6. A, odnośnie tego, że jak partia wyleczona spotyka się z niewyleczoną, to wszystko cacy - co za kompletne brednie, aa. Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym niewyleczony chłopak napastuje wyleczoną dziewczynę. Albo dziewczyna chłopaka. Co to za idiotyzm, że przy wyleczonej osobie nagle drugą połówkę też dopada spokój?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A choćby nawet trzymał/trzymała łapy przy sobie - w Oliverversum przestępstwem jest już samo czucie miłości. Nie wiem, ja tam na miejscu Małego Brata wolałabym nie ryzykować.

      Usuń
  7. być może Głusza jest teraz pusta, czarna i martwa, nie licząc szelestów i odgłosów zwierząt.
    Ehe.Jest czarna i pełna strachów.Czy jakoś tak.
    Być może chłopina z trudem powstrzymuje ekstatyczny uśmiech..
    Dobre!
    One po prostu... są za ogrodzeniem.
    NIE?!I napięcie poszło się chędożyć..
    Chciałybyście, aby chłopak waszej córki budził w niej przerażenie?
    "Oj,przecież to tylko książka,a będzie romantycznie" odparły ałtorki.
    Autorko, czy ty na serio chcesz mi wmówić, że Mały Brat nie ma żadnych narzędzi, by sprawdzić, czy dany osobnik faktycznie jest wyleczony, czy też po prostu podłubał sobie za uchem śrubokrętem?
    To jakim sposobem on tam w ogóle wszedł?"Zdradziliście,oszukaliscie..ale jesteście na liście!"No,jeden Kingsajz wielki.
    Rany,kolejny buc? Potomek Greya? a tu nawet nie ma miłego kolegi,jak w "Darach anioła"?Buu...
    Dzięki za kolejną zabawę!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "a tu nawet nie ma miłego kolegi,jak w "Darach anioła"?" - ano nie ma, konsekwencja takich, a nie innych dystopicznych zasad...

      Usuń
  8. Cóż... mam nadzieję, że truloff zniknie na kolejne kilka rozdziałów.
    Kurczę, rozumiałabym jeszcze, gdyby książkę napisała jakaś nastolatka - taka oderwana jeszcze od rzeczywistości. Wtedy mogłabym ją w jakiś sposób usprawiedliwić, ale na bora, to pisała dorosła kobieta! Czemu pisarki opków mają takie fiu-bździu w głowie? Aż nawiedził mnie obraz, w którym ich córki przyprowadzają do domu podejrzane typy, a one mówią "Jeśli się kochacie, to w porządku, macie moje błogosławieństwo. Córko, jestem pewna, że zmienisz go siłą swojej miłoździ. Na pewno w końcu przestanie dręczyć cię psychicznie".
    I tak trochę na marginesie, w sumie żal mi męża Meyer (i pozostałych mężów w sumie nieco też). Kiedyś chyba powiedziała, że chciałaby być w związku z Edwardem (czy coś takiego). Już widzę oczyma wyobraźni tego nieszczęśnika - zwykłego, lecz całkiem miłego jegomościa (bez bucowatej siły przebicia i koniecznie z rzednącymi włosami), którego jedynym przewinieniem jest to, że nie rzuca cytatami Coelho. W ogóle z jakiegoś powodu widzę mężów tych opkowych pisarek waśnie w ten sposób. Coś ze mną nie tak.

    I jak to truloff nie ma charakteru?! Ma go aż nadto! A że ktoś taki nie powinien być truloffem... no cóż.
    Aż przypomniał mi się jeden z komentarzy, bodajże z poprzedniej analizy, w której ktoś wspomniał, że Alex w sumie nie jest najgorszy - teraz widzę taki jeden, wielki napis "nevermind" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "I tak trochę na marginesie, w sumie żal mi męża Meyer (i pozostałych mężów w sumie nieco też). Kiedyś chyba powiedziała, że chciałaby być w związku z Edwardem (czy coś takiego)." - Pancho w swoim czasie zdobył powszechną miłość antyfanów, na owo wyznanie Stefy miał bowiem odpowiedzieć: "Proszę bardzo" ;)

      Usuń
    2. "ż przypomniał mi się jeden z komentarzy, bodajże z poprzedniej analizy, w której ktoś wspomniał, że Alex w sumie nie jest najgorszy - teraz widzę taki jeden, wielki napis "nevermind" :)"

      To ja pisałam! W każdym razie coś w tym stylu, że póki co jeszcze nic nie zrobił i wypada całkiem sympatycznie na tle znanych nam psychopatów literatury YA Otóż chciałabym oficjalnie zrezygnować z tego stanowiska. W tym rozdziale PŚ zrobił aż nadto.

      Scena w morzu była po prostu przerażająca. Lena mogła się utopić, a on przecież musiał zdawać sobie z tego sprawę! Liścianin trafia niniejszym do czołówki psycholi obsadzonych w roli truloffów amebowatych bohaterek.

      Dziękuję za uwagę!

      swoją drogą faktycznie biedni mężowie.

      rose29

      Usuń
    3. Scena w morzu była po prostu przerażająca. Lena mogła się utopić, a on przecież musiał zdawać sobie z tego sprawę! może dlatego nie podzielam aż tak wielkiego oburzenia jego czynem -słowa Alex (czy też zastępujące go "on") i "zdawać sobie z tego sprawę" jakoś nie komponują mi się w jednym akapicie...

      Usuń
    4. No nie wiem. Ja sama topiłam się już kilka razy (a raz to prawie skutecznie) - takie moje szczęście, że prawie zawsze poślizgnę się/zaplączę w wodorosty/źle ocenię głębokość itd. (topienie się nie jest specjalnie przyjemne, zwłaszcza morską wodą). Wydaje mi się, że raczej widać, że ktoś stojący obok (a zakładam, że Alex stał kilka centymetrów od Leny) ma problemy z utrzymaniem się w wodzie. Alex albo nie ma w sobie za grosz empatii i wyobraźni, albo jest zbyt skupiony na tym, by jego głos brzmiał odpowiednio dramatycznie w danych warunkach, albo nie wiem co z nim jest jeszcze nie tak - może jest zwyczajnie głupi - ale naprawdę powinien był zobaczyć, że wybranka jego listowia zaraz znajdzie się w sytuacji zagrożenia życia. Tak tam były te dwa zdania, że ją podtrzymał czy złapał za rękę, ale zamiast powiedzieć "chodźmy na brzeg" straszył ją dalej swoją wywrotową paplaniną. I własnie dlatego w moim prywatnym rankingu na razie zajmuje zaszczytne drugie miejsce, zaraz po meyerowych truloffach.

      rose29

      Usuń
  9. Co do tego, dlaczego kontakt Wyleczonych i Niewyleczonych płci różnych nie powinien wywoływać oburzenia: no przecież jesteśmy w YA, jeśli Wyleczony nie jest ważnym bohaterem (a nie jest, bo jest Wyleczony) to miłość istnieje tylko, gdy czują ją obie strony, jednostronne zauroczenia nie istnieją.

    Also, odnoszę wrażenie, że Maksiu i Aspen, podobnież jak harem Edzi, nie byli przerażający dlatego, że heroiny u Cass były dużo bardziej roszczeniowe, nieprzyjemne i w sumie przejęły wiele cech standardowego tru loffa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest - Przydupas, żeby przebić swoją połowicę, musiałby chyba wparować do pałacu z siekierą...

      Usuń
  10. Hm, tak sobie siedzę i myślę o tym, jak bardzo hamerykańskie autorki nie umieją w antyutopie... Przecież to u nas za komuny było gorzej niż w tym uniwersum :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, nie wiem...A pani Jadzia w PRL rozpuszczała o twej familii nienawistne plotki? Bo jeśli nie to sorry, nie ma nawet co porównywać.

      Usuń
  11. wspaniały kandydat na ukochanego.naraza jej życie już w pierwszej znaczącej scenie. Co to za pomysł,żeby w oceanie,w miejscu gdzie drobna dziewczyna ledwo stoi przekazywać takie wieści? Panika to najgorsze, co może się przytrafić w wodzie,krótkie urywane ruchy i napięte ciało sprzyjają pójściu na dno.Ten burak widział,ze dziewczyna się denerwuje, a mimo to kontynuował.zero refleksji,ze dziewczyna w poplochu rzuci się do ucieczki,potknie,zachłysnie i utonie...boję się, ze jakby ktos to powiedzial autorce uznalaby,ze to super okazja do sceny z ratowaniem usta usta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "boję się, ze jakby ktos to powiedzial autorce uznalaby,ze to super okazja do sceny z ratowaniem usta usta..." - biorąc pod uwagę, co nasz czeka już wkrótce? Całkiem prawdopodobne.

      Usuń
  12. cofam wszystko, co mowilam. co za morderczy kretyn!!! na miejscu Leny zakladalabym, ze koles specjalnie mnie wyciagnal na srodek oceanu, zeby w razie potrzeby = mojej odmowy moc latwo 'zatrzec slady'. ech, gorsza dystopia od Niezgodniej to spory wyczyn, ale nic nie pobije Meyer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "gorsza dystopia od Niezgodniej to spory wyczyn, ale nic nie pobije Meyer." - och, żebyście się w swoim czasie nie zdziwili...(chociaż nie, jednak nie, tu przynajmniej nikt nie czuje pociągu do niemowląt).

      Usuń
  13. Nie bardzo wiem jak to napisać, żeby nie wejść na pole victim blaming - ale Lena przynajmniej zwiała przed potencjalnym zagrożeniem, zamiast uznać je za sexy jak Belka czy Mel i pchać się jak to cielę na rzeź. Co prawda "nieco" za późno i mam bolesną świadomość, że pewnie za tydzień jej przejdzie, ale doceńmy te choćby najdrobniejsze uśmiechy losu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lena póki co dzielnie próbuje walczyć z Imperatywem z Rzyci, ale, no cóż...jesteśmy w opku YA.

      Usuń
  14. A ja się trochę inaczej wypowiem niż wszyscy.
    Mnie Plastikowa Simorośl w tym rozdziale wcale nie wydaje się aż taka bucowato-niebezpieczna. Być może wynika to po prostu z tego, że nie potrafię się wczuć w myśli Leny. Ta książka jest na tyle źle napisana, że z jednej strony rozum podpowiada mi "ok, ona żyje w takim i takim ustroju, jest przekonana, że Odmieńcy to jakieś potwory, ma prawo się bac, jak ją PŚ tak oszukał", a z drugiej strony serce mówi mi "wariatko, przesadzasz z tym swoim przerażaniem, koleś tylko sobie z tobą gada, nie wygląda jakby miał cię zgwałcić/zjeść, nie przejmowałaś się wcześniej łamaniem prawa i byłaś CHOLERNIE niedyskretna, a ja mam teraz uwierzyć, że się tak bardzo boisz? Niedoczekanie". Gdyby postać Leny była bardziej konsekwentnie pisana, gdyby CAŁY CZAS było widać, że ma mózg wyprany przez propagandę oraz autentycznie się boi złamania prawa to pewnie teraz też bym uważała PŚ za ch... penisa. A tak po prostu po tym wszystkim co odwalała nie rusza mnie jej nagły strach.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "koleś tylko sobie z tobą gada, nie wygląda jakby miał cię zgwałcić/zjeść" - biorąc pod uwagę, że to społeczeństwo najwyraźniej uważa, że Odmieńcy to jakaś pochodna wilkołaków, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Lena naprawdę obawiała się, że PŚ za moment wyrosną kły.

      Usuń
    2. Podczepię się tutaj, bo dla mnie też Alex nadal (z naciskiem na to "nadal", bo wiadomo, imperatyw) nie wypada aż tak źle. Bo tak naprawdę nie mógł się spodziewać że strony Leny aż takiej paniki. Jak dotąd widywał ją: 1) biegającą regularnie z Haną, przybijającą piątkę pomnikowi; 2) znów z Haną, kiedy włamały się na teren laboratorium; 3) na nielegalnej imprezie, gdzie gdyby nawet się przejmował wzburzeniem Leny, mógł to spokojnie zrzucić na kłótnię z Haną chwilę wcześniej; 4) na plaży, kiedy to z miejsca opowiedziała mu całą historię śmierci matki, a jeszcze się przyznała, że marzyła kiedyś o domku w głuszy. Jeżeli wcześniej chciał tylko wybadać, jak dziewczyna, która wpadła mu w oko, może zareagować na ewentualny coming out, po tym wszystkim zyskał na plaży dość pewności, żeby spróbować. I to przy zachowaniu podstawowej ostrożności - on przynajmniej poczekał, aż ludzie zejdą z plaży, i przeniósł się tam, skąd głos na pewno do nikogo nie dotrze. A kiedy Lena zaczęła się topić, próbował jej pomóc; wygląda wręcz, jakby dotarło do niego, że spieprzył koncertowo (na razie; zobaczymy, co później). Nie mówię, że nie jest kretynem i manipulatorem, bo jest. Ile już razy kłamał, chociaż nie musiał? Ale u niego przynajmniej da się odtworzyć tok rozumowania - u Leny z tym gorzej.

      Usuń
    3. Tyle tylko, że Alex widząc reakcję Leny (dziewczyna zaczyna panikować, na pewno doskonale to po niej widać, w dodatku ma pewne problemy z utrzymaniem się na powierzchni) wciąż naciska. Widzi jak reaguje na te wieści. Powinien się domyślić, że coś jest nie halo i zamiast nadal ją męczyć, powinien zaoferować pomoc lub zaproponować powrót na brzeg. A on ignoruje wszelkie znaki jej strachu, nie biorąc nawet pod uwagę, że otoczenie może jeszcze bardziej potęgować jej zdenerwowanie - nie może bezpiecznie się oddalić i zakończyć rozmowy (raz pokłóciłam się z siostrą w kajaku, nawet nie wiecie jak bardzo denerwujące było to, że żadna z nas nie mogła się po prostu oddalić i ochłonąć). To wszystko sprawia, że ja nie potrafię na niego spojrzeć z taryfą ulgową.

      Usuń
  15. Truloff truloffem, podstęp podstępem, ale jak to jest, że Lena najpierw traci grunt pod nogami, a potem nagle znów go ledwie dotyka? Faktycznie, jesienne bóstwo jest tytanem rozumowania, ale nie sądzę, żeby ono tak specjalnie -biorąc pod uwagę całą resztę jego zachowań, jego mózg składa się prawdopodobnie z oblanego miodem kasztana. Rozumowanie w stylu: Powiem mój największy sekret dziewczynie która mi się podoba w tak nastrojowym miejscu jakim jest morska głębia przy zachodzie słońca (z doświadczenia wiem, że akurat nastrojowość jest wysoka) może nawet doszedł do wniosku że tak jest bezpieczniej, bo nikt nie podsłucha, a taki drobiazg jak fakt, że dziewczyna może spanikować, co w wodzie po szyję grozi utopieniem... o czym to ja myślałem? Ach, moje włosy są za mało tru, może jeszcze trochę jesiennej farby... jakoś mi do niego pasuje. A obstawa plaży to powinny być same Tajne Panie Jadzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, zależy, co rozumiemy tu za celowość - PŚ podstępnie utopić swej damy serca najpewniej nie planował, co nie zmienia faktu, że całe zaaranżowanie sytuacji dosyć mocno pachnie manipulacją, aby wyciągnąć ją na jak najdalsze odludzie - doskonale wiedząc, że zadawanie się z Odmieńcami, delikatnie rzecz ujmując, dobrze widziane w jego uniwersum nie jest.

      Usuń
    2. a nawet jeśli ją tam wyciągnął bez złych myśli i planów, to chyba widział, że robi się niebezpiecznie. Zakładam, że Lena jest od niego niższa i woda sięga jej wyżej. Fakt, że ją tam trzymał widząc, że dziewczyna ma problemy z utrzymaniem się w wodzie jest już przegięciem.

      rose29

      Usuń
  16. Czyli... za każdym razem po apapie mam pierwszą fazę delirki? Druga faza z kolei to typowa ja przed sprawdzianem z historii. Zwłaszcza ta niepewność mi tu pasuje. Chyba faktycznie kocham historię. <3

    Cóż... PŚ jest Simem, nie oczekujmy od niego za wiele.

    Co do włosów barwy jesiennych liści - w tym określeniu razi mnie troszkę to, że jesienne liście mogą być od zielonych (wrzesień), przez wszelkie odcienie żółtych, pomarańczowe, czerwone, brązowe, nawet czarne (palenie liści to chyba nadal dość powszechny preceder?). Albo i łyse, jak listopadowe drzewa. \m/
    Wiem, że to jest doprecyzowane, ale ja i tak wiecznie widzę PŚ z włosami czerwonymi jak u Wiśniewskiego, no.

    Myślę, że nawet teraz nie brakuje Amerykanów sądzących, że USA to jedyne cywilizowane miejsce na świecie... A to ogrodzenie przypomina mi Niezgodną, z Serdecznymi radośnie mieszkającymi za płotem.

    Obawiam się, że nice guys finish last. Nie wiem, czemu. Mam paru sympatycznych panów wśród moich OC i bardzo miło się o nich pisze, zwłaszcza romansidła. Zachowania PŚ chyba nawet nie będę komentować, może poza tym, że on zaliczył najszybszy spadek z "hmm, on nie jest taki zły..." do "co za psychol".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "PŚ jest Simem, nie oczekujmy od niego za wiele" - nie obrażajmy Simów, te w czwórce mogą mieć bardzo zróżnicowany charakter.

      "Wiem, że to jest doprecyzowane, ale ja i tak wiecznie widzę PŚ z włosami czerwonymi jak u Wiśniewskiego, no. " - no gdzież! Złote loki ma!!!

      "A to ogrodzenie przypomina mi Niezgodną, z Serdecznymi radośnie mieszkającymi za płotem." - wierz mi, wolałabym Serdecznych (nawet z ich chlebkiem), od tego, co faktycznie tam siedzi.

      Usuń
    2. złote loki? A nie brązowe? Byłam przekonana, że brązowe...

      Usuń
    3. A ja, że rude :<

      Usuń
  17. Ta udawana blizna to w sumie jak motyw z Intruza, tam też sobie robili blizny a'la po wszczepieniu duszyczki. :x

    Itssik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie, zawsze mnie zastanawiało co by było gdyby ameba z intruza zagnieździła się w mózgownicy Edłorda. W sensie, która strona byłaby bardziej poszkodowana?

      Usuń
    2. Ja tam myślę, że obie strony byłyby zadowolone - tyle nowych, morderczych impulsów dodanych do standardowyc ustawień!

      Usuń
  18. Hmm, mam taką teorię, że Głuszy to jakiś pasek kilometrowy drzewek a za nim Kanada, gdzie normalnie sobie żyją ludzie i się podśmiechują z Małego Brata

    Rem

    OdpowiedzUsuń