niedziela, 17 grudnia 2017

Rozdział XII


Dzisiejszy odcinek będzie bardzo krótki, bo i rozdział liczy sobie tylko kilka stron. Właściwie nic się nie dzieje i nie ma zbyt wiele do analizowania. Cały rozdział to tylko rozmowa Leny z Haną. Jest ona co prawda raczej nudna, ale przynajmniej da nam wskazówki, w jakim kierunku rozwinie się relacja między dziewczynami. Zacznijmy jednak od wstępu do rozdziału.

Na wiele lat przed opracowaniem remedium choroba rozprzestrzeniła się tak bardzo, że rzadko zdarzało się, by człowiek osiągnął wiek dorosły bez zarażenia się amor deliria nervosa w ciężkiej postaci (zob. Statystyki, rozdział Epoka Przedgraniczna) [...].
Wielu historyków twierdzi, że społeczeństwo przedremedyjne było samo w sobie odbiciem choroby, charakteryzowało się bowiem podziałami, chaosem i niestabilnością [...]. Niemal połowa małżeństw kończyła się rozpadem [...]. Narkotyki rozpowszechniły się gwałtownie, tak jak i przypadki śmierci w wyniku nadużywania alkoholu.


Ja już nie mam siły facepalmować, litości. Ludzie mają różne powody, żeby pić i ćpać, miłość może być jednym z nich, ale, do cholery ciężkiej, nie jedynym!!!

Ludzie tak bardzo pragnęli spokoju i ochrony przed chorobą, że zaczęli zakrojone na szeroką skalę eksperymenty z prowizorycznymi ludowymi lekarstwami, które już same w sobie były śmiertelne, albo też spożywali mikstury stworzone ze zwykłych lekarstw na przeziębienie, które pojedynczo nie stanowiły zagrożenia, jednak zmieszane tworzyły skrajnie uzależniające i często śmiercionośne kompozycje (zob. Lekarstwa ludowe na przestrzeni wieków) [...].


Chyba zacznę w recepturze miksować jakieś Gripexy i inne Theraflu, i sprzedawać jako lekarstwo na MIŁOŹDŹ. Widzę potencjał na rynku farmaceutycznym. Błagam, niech Oliver odczepi się od leków, bo Scorbolamid wyłączający uczucia to jest jakiś kosmos.

BTW, nie kupuję, że pewnego dnia Amerykanie masowo stwierdzili, że miłość jest źródłem całego zła i fokle do dupy, więc wpadli na pomysł wciągania kresek Fervexu, żeby się jej pozbyć.

Odkrycie zabiegu będącego remedium na delirię jest na ogół przypisywane Cormacowi T. Holmesowi, neurobiologowi, który był członkiem pierwotnego Konsorcjum Nowej Nauki i jednym z pierwszych wyznawców Nowej Religii, która naucza o Świętej Trójcy Boga, Nauki i Porządku.


Czyli to jest według ałtorki rozwiązanie problemu, jak połączyć Boga z nauką? Jestem przytłoczona lenistwem Oliver.

Holmes został kanonizowany kilka lat po śmierci, a jego ciało zabalsamowano i wystawiono w Mauzoleum Wszystkich Świętych w Waszyngtonie (zob. zdjęcia na s. 210–212).
E.D. Thompson, Przed granicami,
[w:] Krótka historia Stanów Zjednoczonych Ameryki, s. 121


Święty Holmsie, trzymaj mnie, bo padnę.

Pewnego gorącego wieczoru pod koniec lipca, gdy wracam do domu ze Stop-N-Save, słyszę, jak ktoś mnie woła. Obracam się i widzę Hanę biegnącą w moją stronę.
– A więc to tak? – mówi, zbliżając się do mnie, zdyszana.
– Masz zamiar po prostu minąć mnie bez słowa?
Wyraźna pretensja w jej głosie jest dla mnie zaskoczeniem.
– Nie widziałam cię – odpowiadam zgodnie z prawdą.
Jestem wykończona. Dzisiaj w sklepie była inwentaryzacja, trzeba było ściągać z półek, a potem układać na nowo całe stosy pieluch, puszek z żywnością, papieru toaletowego, i wszystko przeliczać. Ręce mnie bolą, a gdy tylko zamykam oczy, mam pod powiekami kody kreskowe. Nie zwracam uwagi nawet na to, że paraduję po ulicy w poplamionym farbą podkoszulku Stop-N-Save, który jest na mnie o jakieś dziesięć rozmiarów za duży. Hana odwraca wzrok i przygryza wargę. Nie rozmawiałam z nią od tamtej imprezy i teraz rozpaczliwie szukam jakiegoś niezobowiązującego i zwykłego tematu. Nagle trudno mi uwierzyć, że to moja najlepsza przyjaciółka, z którą spędzałam całe dnie i mogłam rozmawiać bez końca, a gdy wracałam od niej, brzuch mnie bolał od śmiechu. Teraz mam wrażenie, że dzieli nas szklany mur, niewidzialny, ale nie do pokonania.


Ano, życie.

Wreszcie odzywam się:
– Dostałam listę kandydatów – w tym samym momencie, kiedy Hana wyrzuca z siebie:
– Dlaczego nie oddzwoniłaś?
Obie milkniemy, zaskoczone, a potem znowu odzywamy się jednocześnie:
– Dzwoniłaś do mnie? – pytam. A ona:
– Odpowiedziałaś już?
– Ty pierwsza – mówię.
Widzę, że Hana naprawdę jest zakłopotana. Spogląda na niebo, potem na małe dziecko stojące po drugiej stronie ulicy w workowatym kostiumie kąpielowym, a potem na dwóch mężczyzn ładujących jakieś wiadra na ciężarówkę – na wszystko, tylko nie na mnie.
– Zostawiłam ci chyba ze trzy wiadomości.
– Nigdy żadnej nie dostałam – odpowiadam szybko, czując mocno bijące serce. W ostatnich tygodniach czułam wściekłość, że Hana nawet nie próbowała skontaktować się ze mną po imprezie; wściekłość i ból. Ale powtarzałam sobie, że tak będzie lepiej. Powtarzałam sobie, że Hana się zmieniła i że pewnie nie ma mi już nic do powiedzenia. Hana patrzy na mnie, jak gdyby próbowała ocenić, czy mówię prawdę.
– Carol nie mówiła ci, że dzwoniłam?
– Nie, przysięgam. – Ulga jest tak ogromna, że mówię to ze śmiechem. W tej samej chwili dociera do mnie, jak bardzo za nią tęskniłam. Nawet jeśli jest na mnie zła, jest jedyną osobą, która troszczyła się o mnie z własnej woli, a nie z powodu więzów krwi, poczucia obowiązku czy odpowiedzialności, których wagę podkreśla Księga SZZ. Wszyscy inni w moim życiu: Carol i kuzynostwo, reszta dziewczyn ze szkoły, a nawet Rachel, spędzali ze mną czas, bo musieli. – Nie miałam o tym pojęcia.


Lenka nie zastanawia się na razie, dlaczego Carol nie poinformowała jej o telefonach psiapsiółki. Hana wydaje się trochę bardziej podejrzliwa, ale nie ciągnie tematu.

Hana nie śmieje się. Marszczy tylko brwi.
– Nie przejmuj się. To nic takiego.
– Hana, posłuchaj...
Nie pozwala mi dokończyć.
– Powiedziałam, że to nic takiego. – Krzyżuje ręce na piersi i wzrusza ramionami. Nie wiem, czy mi wierzy czy nie, lecz nie mam wątpliwości, że jednak wszystko się zmieniło. To wcale nie będzie wielkie, szczęśliwe pojednanie. – A więc zostałaś sparowana?
Jej ton jest teraz uprzejmy, nieco formalny, więc przybieram podobny.
– Z Brianem Scharffem. Przyjęłam. A ty?
Hana kiwa głową. Kącik jej ust drga niemal niezauważalnie.
– Z Fredem Hargrove’em.


Ohohohohohohoho. Fredzio przyniesie nam wiele LOLi w trzecim tomie.

– Hargrove? Jak burmistrz?
– To jego syn. – Kiwa głową Hana, znowu odwracając wzrok.





Lenka szczerze gratuluje przyjaciółce, ale Hana nie jest w najmniejszym stopniu zachwycona świetlaną przyszłością, jaka czeka ją z bogatym synem burmistrza.

I oto stało się: chociaż stoimy na tej samej płycie zalanego słońcem chodnika, mogłybyśmy równie dobrze być oddalone o tysiące kilometrów. Kto zaczął w innym miejscu, ten i skończy w innym – mówi stare powiedzenie, które Carol lubi powtarzać. Nigdy nie rozumiałam, jak bardzo jest prawdziwe, aż do teraz. To pewnie dlatego Carol nie przekazała mi, że Hana dzwoniła. Trzy wiadomości to trochę za dużo, by zapomnieć, a Carol jest raczej skrupulatna, jeśli chodzi o takie rzeczy. Może chciała przyspieszyć nieuniknione, doprowadzić nas szybciej do końca, do miejsca kiedy Hana i ja przestaniemy się przyjaźnić. Carol wie, że po zabiegu – gdy tylko przeszłość i nasza wspólna historia rozluźnią swoje więzy, gdy tylko nasze wspomnienia stracą swoją moc – nie będziemy już miały z sobą nic wspólnego. Pewnie próbowała w ten sposób mnie chronić, tak jak tylko potrafiła najlepiej.

Cóż, skoro to i tak nic nie zmieni, a po lobotomii będzie im wsio rawno, to czemu nie pozwolić im jeszcze te ostatnie chwile lata spędzić razem? Co Lena ma robić, pracować i gapić się w ścianę aż do zabiegu? No ale skoro z Carol zabieg wyssał radość życia, to czemu ktoś inny miałby się dobrze bawić?

Hana postanawia odprowadzić Lenę do domu. Z początku dziewczyny nie odzywają się do siebie, wreszcie Lena przerywa niezręczną ciszę i zaczynają rozmowę. Hana ostatnio często chodzi się opalać, ale nigdy nie spotkała na plaży Lenki.  Dziewczyna nie puszcza pary z gęby na temat zajścia z pewnym liściastym młodzianem i przyznaje, że na plażę nie chodzi.

– Dużo ostatnio pracuję – odpowiadam. Nie dodaję, że tak naprawdę po to, by unikać East Endu.
– Ciągle biegasz?
– Nie, za gorąco.
– Ze mną to samo. Pewnie dam sobie spokój do jesieni. – Idziemy jeszcze kilka kroków w milczeniu, a wtedy Hana mruży oczy, przekrzywiając głowę. – I co jeszcze?
Jej pytanie zupełnie zbija mnie z tropu.
– Co masz na myśli, mówiąc: „co jeszcze”?
– Właśnie to, co powiedziałam. Czyli: co jeszcze? No daj spokój, Lena. To w końcu ostatnie lato, pamiętasz? Ostatnie lato wolności i braku obowiązków, bla, bla, bla, czyli tego wszystkiego, co dobre. No więc co porabiasz? Gdzie bywasz?

Jakieś dziwne, przyprawiające o gęsią skórkę typki kręcą się może wokół ciebie?

– Nic... Nic takiego nie robię. – I właśnie o to mi chodzi: trzymać się z dala od kłopotów, robić jak najmniej się da, ale gdy wypowiadam te słowa, robi mi się jakoś smutno. To lato zdaje się gwałtownie kurczyć, zanim miałam szansę się nim nacieszyć. Już prawie sierpień. Przed nami jeszcze tylko pięć tygodni takiej pogody, a potem wiatr zacznie hulać nocami, a liście pozłocą się na krawędziach.

A zza liści będzie łypał PŚ, czując się jak ryba w wodzie.

– A ty? – pytam. – Miło spędzasz lato?
– Jak zwykle. – Hana wzrusza ramionami. – Tak jak mówiłam, dużo chodzę na plażę. Czasem też opiekuję się dziećmi Farrelów.
– Poważnie? – Marszczę nos. Hana nigdy nie przepadała za dziećmi. Zawsze twierdziła, że są okropne i kleją się jak cukierki trzymane za długo w kieszeni.
Hana krzywi się.
– Tak, niestety. Moi rodzice stwierdzili, że potrzeba mi „praktyki z zarządzania domem”, czy temu podobne bzdury. Czy wiesz, że praktycznie odcięli mi dopływ gotówki? Jak gdyby zastanawianie się, jak wydać sześćdziesiąt dolarów tygodniowo, miało mnie nauczyć płacenia rachunków, odpowiedzialności czy czegokolwiek.
– Ale po co? Przecież nigdy nie będziesz musiała na niczym oszczędzać. – Nie chcę wyjść na rozgoryczoną, ale cóż, wizja naszej różnej przyszłości znowu wbija się między nas klinem.

Zazdrość to brzydka rzecz, ale w tej sytuacji bardzo prawdopodobna. Jak już wspomniałam, historia rozpadu przyjaźni Haleny poprowadzona jest nawet wiarygodnie. Gdyby Oliver tak dobrze szło z innymi wątkami w serii…

Po tych słowach zapada cisza. Hana odwraca wzrok, mrużąc oczy przed słońcem. Może to kwestia przygnębienia, że tak szybko mija to lato, lecz nagle z zakamarków pamięci zaczynają wypływać wyrwane z kontekstu wspomnienia: Hana otwiera drzwi od łazienki tamtego pierwszego dnia w drugiej klasie, trzyma ręce założone na piersi i wyrzuca z siebie: „to z powodu twojej mamy?”; siedzenie do późnej nocy podczas tych nielicznych razy, gdy pozwolono nam u siebie nocować, kiedy chichotałyśmy jak wariatki i wyobrażałyśmy sobie, że sparują nas z kimś znanym, na przykład z prezydentem Stanów Zjednoczonych czy którąś z gwiazd naszych ulubionych filmów; bieganie ramię w ramię, stopy uderzające o chodnik w jednym rytmie, podobnym do bicia serca; pływanie na fali i kupowanie potrójnych gałek lodów w drodze do domu, a potem odwieczne sprzeczki, które są lepsze: waniliowe czy czekoladowe. Najlepsze przyjaciółki od ponad dziesięciu lat, a potem wszystko przetnie ostrze skalpela, promień lasera i błysk chirurgicznego noża.

Pytanie, czy gdyby nie perspektywa zabiegu, przyjaźń Haleny przetrwałaby do dorosłości. Wcześniej różnice klas społecznych dziewczętom nie przeszkadzały, gdyby nie lobotomia i powiększenie przepaści finansowej po sparowaniu Hany z dzianą szychą, może ich relacje by się tak szybko nie rozleciały. A tak to w sumie co im zależy, żeby ratować przyjaźń. skoro i tak niedługo przestaną się do siebie przyznawać.

Cała nasza historia i jej znaczenie powoli obojętnieje, odpływa jak odcięty ze sznurka balon. Za dwa lata – co ja mówię, za dwa miesiące – Hana i ja będziemy się mijać na ulicy i pozdrawiać zaledwie skinieniem głowy: obcy ludzie, obce światy, dwie gwiazdy obracające się w milczeniu, oddzielone tysiącami mil ciemnej przestrzeni.

Ale po zabiegu będzie ci to zwisać, więc po co ta drama? Toż to dla dobra systemu.

Segregacja oparta jest na całkowicie złej zasadzie. Powinno się nas chronić przed ludźmi, którzy nas kiedyś zostawią, przed tymi wszystkimi, którzy znikną lub o nas zapomną.

Lena chyba nie ogarnia, na czym polega życie.

Dziewczyny rozmawiają o planach, jakie robiły na to ostatnie lato przed lobotomią. Chciały m.in. popływać w basenie Spencer Prep w samej bieliźnie, wślizgnąć się do kina i za darmo obejrzeć kilka filmów czy zjeść cały ogromny deser lodowy. Nic już z tego raczej nie wyjdzie, ale Lena nie poddaje się i chce jeszcze na te kilka tygodni odzyskać przyjaciółkę i spędzić z nią trochę czasu.

– Posłuchaj, Hana. – Mam wrażenie, że przeciskam słowa obok ogromnej guli w gardle. Jestem prawie tak samo zdenerwowana jak przed ewaluacją. – Dziś wieczorem puszczają w parku Detektywa bez perspektyw. Dwa filmy pod rząd, z Michaelem Wynnem. Jeśli chcesz, możemy iść. – Detektyw bez perspektyw jest serią, którą obie uwielbiałyśmy oglądać w dzieciństwie, o przygodach słynnego detektywa, w rzeczywistości niezbyt bystrego, oraz jego psa-asystenta, który rozwiązywał zagadki kryminalne za swojego pana. W roli głównej pojawiało się wielu aktorów, ale naszym ulubionym był Michael Wynn. Gdy byłyśmy małe, modliłyśmy się, by nas z nim sparowano.

Biorąc pod uwagę, że raczej paruje się osoby w tym samym wieku, to małe miały na to szanse, chyba żeby sparowano którąś z nich jako np. drugą żonę dla wdowca.

– Dziś wieczorem? – Uśmiech Hany blednie, a ja czuję gwałtowny skurcz w żołądku. Boże, jaka jestem głupia. Pocieszam się tylko, że to już bez znaczenia.
– Jeśli nie możesz, to w porządku. Nie ma problemu. Tak tylko sobie pomyślałam – dodaję szybko, odwracając wzrok, żeby nie zobaczyła rozczarowania w moich oczach.
– Nie, to znaczy, chciałabym, ale... – Hana bierze głęboki oddech. Mam dość tej dziwnej, sztucznej atmosfery, która panuje między nami. – Tak właściwie wybieram się na imprezę – i poprawia się szybko – to znaczy umówiłam się gdzieś z Angeliką Marston.
Nagle czuję w środku pustkę, jak gdyby mnie wydrążono. To niesamowite, że słowa potrafią zrobić coś takiego, po prostu poszarpać ci wnętrzności. „Kije i kamienie mogą obić moje ciało, ale słowa nigdy mnie nie zranią”. Co za bzdura.

Ja rozumiem, że Lena traci właśnie bardzo ważną dla siebie osobę, czuje się zdradzona i rozgoryczona, a w dodatku jest zazdrosna. Ale to jej górnolotne jęczenie mnie irytowało od samego początku i do końca irytować będzie.

– Od kiedy zadajesz się z Angeliką Marston?
Znowu nie chciałam zabrzmieć zgorzkniale, ale trochę za późno uświadamiam sobie, że zachowuję się jak marudna młodsza siostra żaląca się, że została wykluczona z gry. Przygryzam wargę i odwracam się, wściekła na siebie.

Okazuje się, że Lena i Hana nie lubiły Angeliki, bo choć w ogóle jej nie znały, uważały, że zadziera nosa, ponieważ jej ojciec jest ważnym naukowcem w supertajnym laboratorium. Hana widać trochę wydoroślała, bo postanowiła poznać dziewczynę bliżej, a ta okazała się być całkiem miła, więc Hana zmieniła o niej zdanie. Lena traktuje to jak straszną zdradę i wpada w totalną dramę, podsycaną jeszcze poczuciem niższości.

Przez chwilę mam przed oczami obraz Hany i Angeliki, trzymających się pod ramię, tłumiących śmiech i przemykających ulicami po godzinie policyjnej: Angelica jest piękna, zabawna i pozbawiona lęku tak jak Hana. (…) Po raz pierwszy dociera do mnie, jak okropnie musi wyglądać moja ulica w oczach Hany: wszystkie domy ściśnięte jeden tuż przy drugim, w połowie brakuje szyb, ganki uginające się pośrodku jak stare, wysłużone materace. To całkowicie inny obraz niż czyste, spokojne ulice West Endu, ciche, lśniące samochody, bramy i zielone żywopłoty.
– Możesz tam dziś wpaść – mówi Hana cicho.
Zalewa mnie fala nienawiści. Nienawiści do własnego życia, do jego ograniczeń i ciasnoty. Nienawiści do Angeliki Marston, z jej tajemniczym uśmiechem i bogatymi rodzicami. Nienawiści do Hany, przede wszystkim za to, że jest tak głupia, beztroska i uparta, oraz za to, że wyrzuciła mnie z serca, zanim byłam na to gotowa. I pod tymi wszystkimi warstwami jest coś jeszcze, białe rozgrzane ostrze żalu i goryczy błyskające gdzieś głęboko w środku mnie. Nie potrafię tego nazwać ani nawet skupić się na tym wyraźnie, ale wiem, że właśnie to jest najważniejsze źródło mojej wściekłości.

Oliver, nie mogłaś się skupić na pisaniu o problemach zwykłych nastolatków bez całej tej dystopijnej otoczki? Ja pewnie bym tego nie czytała, ale młodzież może by to łyknęła, bo nieźle ci idzie w te klocki. Tylko zostaw opisywanie dyktatur i antyutopii, bo tutaj akurat ssiesz ostro.

– Dzięki za zaproszenie – odpowiadam, nie trudząc się nawet, by ukryć sarkazm w głosie. – Zapowiada się na niezłą zabawę. Chłopcy też tam będą?
Hana albo nie dostrzega mojego tonu – w co raczej wątpię – albo postanawia go ignorować.
– Głównie o to w tym wszystkim chodzi – odpowiada z kamienną twarzą. – No i o muzykę.
– Muzykę? – powtarzam, nie potrafiąc ukryć ciekawości.
– Jak ostatnim razem?
Twarz Hany rozjaśnia się.
– Tak. To znaczy nie do końca. Będzie grał inny zespół. Ci ludzie są podobno fantastyczni, nawet lepsi niż ci co ostatnio. – Milknie na chwilę, po czym powtarza cicho: – Mogłabyś z nami iść.
Pomimo wszystko przez chwilę rozważam jej propozycję. Przez kilka dni po imprezie w Roaring Brook Farms strzępy tamtej muzyki chodziły za mną wszędzie: słyszałam je lecące z wiatrem, słyszałam, jak wyśpiewywał je ocean, słyszałam je w jęku ścian domu. Czasem budziłam się w środku nocy, cała mokra od potu, z bijącym sercem, słysząc w uszach tamte nuty. Ale za każdym razem, kiedy próbowałam świadomie przypomnieć sobie całą melodię lub zanucić kilka dźwięków, nie byłam w stanie.
Hana spogląda na mnie z nadzieją, czekając na odpowiedź. Przez chwilę naprawdę zalewa mnie fala ciepła. Chciałabym ją uszczęśliwić, tak jak zawsze to robiłam, chciałabym zobaczyć, jak wydaje okrzyk radości, jak wyrzuca rękę w górę i posyła mi jeden ze swoich słynnych uśmiechów. Zaraz potem przypominam sobie, że teraz ma przecież Angelikę Marston i coś chwyta mnie za gardło, a świadomość, że zaraz sprawię jej zawód, dostarcza mi chorej satysfakcji.

 Cóż, takie myśli nie świadczą o Lenie zbyt dobrze, ale są w jej sytuacji dość wiarygodne.

– Myślę, że sobie daruję – odpowiadam. – W każdym razie dzięki za zaproszenie.
Hana wzrusza ramionami, chcąc pokazać, że jest jej wszystko jedno.
– Jeśli zmienisz zdanie... – Sili się na uśmiech, ale nie potrafi go utrzymać dłużej niż sekundę. – Tanglewild Lane. Deering Highlands. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Deering Highlands. No jasne. Na tych wzgórzach w głębi lądu znajduje się opuszczone osiedle. Dziesięć lat temu rząd odkrył sympatyków – i, o ile można wierzyć plotkom, nawet kilku Odmieńców – zamieszkujących wspólnie jedną z tamtejszych willi. To była wielka afera. Nalot był efektem rocznej infiltracji i w jego wyniku czterdzieści dwie osoby zostały stracone, a kolejnych sto wtrącono do Krypt. Od tamtej pory Deering Highlands jest miastem widmem – przeznaczone do rozbiórki, omijane szerokim łukiem, zapomniane przez Boga i ludzi.

Eee, rok im zajęło rozkminienie, że tam są jacyś sympatycy i opracowanie planu, jak ich powyłapywać, ale Blitz trwał tylko miesiąc? Jasne. 

– Okej. Ty też wiesz, gdzie mnie znaleźć. – Wskazuję niedbałym gestem na ulicę.
– Jasne. – Hana wbija wzrok w ziemię i przeskakuje z jednej nogi na drugą. Nie mamy sobie już nic do powiedzenia, ale nie potrafię po prostu odwrócić się na pięcie i odejść.
Ogarnia mnie okropne przeczucie, że to może ostatni raz, kiedy widzimy się z Haną przed zabiegiem. Strach łapie mnie za gardło. Chciałabym teraz cofnąć tę rozmowę, cofnąć wszystkie złośliwości, wyznać, że za nią tęsknię i chcę, byśmy nadal były najlepszymi przyjaciółkami. Gdy otwieram usta, by to powiedzieć, Hana żegna mnie szybkim ruchem i mówi:
– No to dobra. Do zobaczenia gdzieś w okolicy. – I zamyka mi usta.
– Okej, do zobaczenia.

Widać, że obydwie dziewczyny są mocno zranione całą sytuacją, ale nie mogą się już dogadać jak dawniej. Sprawy widocznie zaszły za daleko i różnice są nie do przeskoczenia.


Hana odchodzi. Pragnę chociaż odprowadzić ją wzrokiem. Pragnę zapamiętać jej chód, odcisnąć w mózgu obraz takiej Hany jak teraz. Gdy obserwuję ją w ostrym słońcu, jak idzie niepewnym krokiem, jej sylwetka zlewa się w mojej głowie z inną, z cieniem przemykającym w ciemności w stronę klifu i już nie wiem, na kogo teraz spoglądam. Krawędzie świata rozmazują się i czuję gwałtowny ścisk w gardle, więc odwracam się i ruszam szybko w stronę domu.
– Lena! – słyszę jej krzyk, gdy już prawie jestem w bramie.
Odwracam się z bijącym sercem, z nadzieją, że może ona to powie. Tęskniłam za tobą. Wróćmy do tego, co było. Nawet z odległości kilkunastu metrów widzę, że Hana walczy z sobą. Jednak po chwili tylko macha ręką i woła:
– Nie, już nic.
Tym razem, gdy się odwraca, jej krok nie jest już niepewny. Idzie szybko przed siebie, a potem znika za rogiem. Czego się spodziewałam? Bo właśnie w tym rzecz: teraz już nie ma odwrotu.

I tak kończy się rozdział. Czy to definitywny koniec Haleny i nie zobaczymy już Hanki w tej odsłonie serii? Na odpowiedź będziecie musieli trochę poczekać, bo robimy sobie świąteczną przerwę. Dlatego już teraz życzymy Wam zdrowych, wesołych i spokojnych Świąt oraz wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Trzymajcie się ciepło, a my wracamy 7 stycznia, do zobaczenia!

Buziaki

Beige


22 komentarze:

  1. Wesołych Świąt, dziewczyny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, jak nie ma PŚ na horyzoncie to dobrze się to czyta. Eh, gdyby nie było w tym dziełku romansu z rzyci...
    Amerykanie dochodzący do wniosku, że miłość odpowiada za całe zło we wszechświecie mnie osłabili. Miłość = ZUO jest w naszej kulturze czymś tak z czapy, że nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak nagle błyskawicznie się taki punkt widzenia przyjmuje. Rozwody będące na to dowodem? SERIO? Czemu nie wykopali wszystkich emocji uznawanych za negatywne? Czemu nagle podwaliną narkomanii jest miłość? Gdzie tu sens, ała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Miłość = ZUO jest w naszej kulturze czymś tak z czapy, że nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak nagle błyskawicznie się taki punkt widzenia przyjmuje. Rozwody będące na to dowodem? SERIO?" - swoją drogą, w jednej z nowelek Oliver spróbuje nam wytłumaczyć, jak to się stało, że pierwsza fala obywateli pobiegła prędziutko na zabieg. Chyba jednak wolałabym, żeby nie próbowała.

      Usuń
  3. Dlatego nie lubię takich książek -zawsze mają jakiś punkt,niezgodny z logiką.
    Smutny trochę ten rozdział,ale nie taki znowu głupi.
    Odpoczywajcie! Wesołych!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. Odebrałam ten wstęp jako tylko i wyłącznie propagandę. Taki bełkot dla mas, nie mający związków z tym jak to wyglądało w rzeczywistości. Chociaż, naturalnie propaganda powinna brzmieć wiarygodnie, zwłaszcza 64 lata po wprowadzeniu nowego systemu. A ta jest wręcz kuriozalna, ale co poradzić. Gripex leczy także objawy MIŁOŹDZI nie tylko grypy i przeziębienia.

    Przyznam, że brakowało w tym rozdziale liścianina. Kiedy PŚ się pojawia zawsze coś się dzieje - a tak co? Żadnej patologii, żadnej akcji, żadnego wkurzania się :P

    W sumie Hanę lubię. Może i jest trochę nieodpowiedzialna i głupiutka, ale wypada sympatyczniej od Leny. Czy Lena nie jest już trochę za stara na dramę w stylu "Tylko ja mogę się z tobą przyjaźnić?" Z tego się chyba wyrasta gdzieś w gimnazjum. Lena jest w tym fragmencie bardzo niedojrzała, ale w sumie to nie jest wada, bo cały rozdzialik wypada wiarygodnie. Serio Olivier powinna pisać książki młodzieżowe pozbawione dystopii i wątków paramedycznych. Może nawet na Disney Chanel powstałby serial w oparciu o taką miłą serię o nastolatkach dla przedziału wiekowego 13-15.

    Dlaczego one nie mogą się przyjaźnić po zabiegu? Rozumiem, że nie ma już chemii między nimi i przyjaźń się wypaliła itd. Ale nie mogę ogarnąć, czemu zakładają, że po zabiegu nie będą się widywały. W poprzednim odcinku (czy też może wcześniej) była (Rachel, tak?), która wciąż utrzymywała cieple relacje ze swoim kochaniem po lobotomii mózgu. Wiem, że to nie ma sensu...

    Wszystkiego najlepszego z okazji świąt!

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przyznam, że brakowało w tym rozdziale liścianina. Kiedy PŚ się pojawia zawsze coś się dzieje - a tak co?" - be careful what you wish for ;)

      "Dlaczego one nie mogą się przyjaźnić po zabiegu?" - sama chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie. Niestety, obawiam się, że brzmi ona: "żeby było więcej dramy".

      Nawzajem :)

      Usuń
  5. To chyba najlepszy rozdział książki. To znaczy nie przyniósł mi żadnej satysfakcji, ale w końcu udało mi się wczuć w uczucia Leny (no, częściowo).
    Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja mam pytanko - jeśli w tej nowej Ameryce kręci się filmy z dorosłymi aktorami, to jakim cudem ktokolwiek to ogląda?
    Dla nastolatków tego świata oglądanie ludzi po zabiegu usiłujących grać musi być strasznie nudne. Przecież wyleczeni nie okazują entuzjazmu ani innych uczuć.
    Dla wyleczonych oglądanie filmów nie ma sensu, więc wątpię, by to robili.
    Więc jak to działa? Po co w ogóle robi się kino inne niż propagandowe, skoro pewnie ukazuje ono raczej wady niż zalety zabiegu (drętwi, pozbawieni emocji aktorzy)?
    Czy w tym świecie dozwolone są jakiekolwiek filmy sprzed zmiany?

    Tyle pytań, zero odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że w kryminałach odbiorca po zabiegu może czerpać satysfakcję ze śledzenia jak rozwija się zagadka i z tego, że udało mu się wytypować, który podejrzany jest przestępcą.

      rose29

      Usuń
    2. "Czy w tym świecie dozwolone są jakiekolwiek filmy sprzed zmiany?" - wątpliwe, wszak wszystko "sprzed" to zło. A że owe nowo powstałe filmy muszą być raczej nudne, no cóż...

      Usuń
  7. Czy tylko ja nuciłam "Inspektor Gadged" gdy to czytałam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą, patrząc na opis tego filmu, o którym wspomina Lena...Kto wie, czy Mały Brat w rzeczywistości nie traktuje dawnych kreskówek jako źródła inspiracji przy tworzeniu rozrywki dla mas ;)

      Usuń
  8. kruci, to bylo nawet dobre. strasznie lubie obyczajowki, gdyby nie idiotopia i kiepski trulof, to mogloby z tego cos byc, nawet zlapalam sie po raz pierwszy na tym, ze uznalam wasze komentarze za zbyt kasliwe. bede tesknic za Hana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, Hana nie opuszcza jeszcze tego uniwersum.

      Usuń
  9. Tak, ten odcinek był całkiem dobry -jakbym czytała opis rozpadu ze dwóch moich "przyjaźni". To, że twoja najlepsza przyjaciółka nagle przestaje się tobą interesować na rzecz dziewczyny, którą wcześniej pogardzała jest bardzo bolesne... Oliver powinna pisać obyczajówki, a nie to liściaste cóś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oliver w ogóle dużo lepiej radzi sobie z kwestiami obyczajowymi, niż z dystopią. Nie mam pojęcia, dlaczego tylu autorów YA idzie w tym kierunku, skoro większość z nich nie ma nawet sensownej wizji świata przedstawionego.

      Usuń
    2. Może wydawca każe? Albo agent? Przychodzi do niego taki autor i pokazuje, że ma tekst o rozpadzie przyjaźni, a wydawca patrzy, kiwa głową i mówi, że wyda, ale trzeba dodać dystopię, bo dystopia się sprzedaje.

      Usuń
  10. Apropos Olivierowej transformacji nauki w religię, podsylam wam link do wspanialego suchara. Tak to.sobie wyobrażam!
    https://m.facebook.com/AHGSFDS/photos/a.900280840024944.1073741828.899868010066227/1191576187562073/?type=3&source=48

    OdpowiedzUsuń