„Ex remedium salus.Przez remedium ocalenie.
Słowa widniejące na amerykańskiej walucie”
Mimo że przez resztę ich wizyty niewiele się odzywałam – a może właśnie dlatego – wywarłam na tyle dobre wrażenie na Brianie i pani Scharff, że Carol jest ze mnie zadowolona.
Cóż, to zaiste dobra wiadomość;
biorąc pod uwagę stosunek Leny do alergii przyszłego męża
istniała spora szansa, że Brian nie przetrwa tej wizyty w jednym
kawałku.
Jako że herbatka zapoznawcza się
udała, Carol w nagrodę pozwala Lenie udać się po kolacji na
spacer. Dziewczyna pędzi więc co tchu do „swojej” willi w
dzielnicy buntowników, ale niestety – ani śladu PŚ.
Muszę być w jakimś amoku, ponieważ sprawdzam nawet za drzewami i krzakami, jakby Alex miał nagle zza nich wyskoczyć jak podczas naszej wspólnej z Haną zabawy w chowanego kilka tygodni temu.
Wprost przeciwnie, szukanie obiektu w
jego naturalnym środowisku to jak najbardziej rozsądna taktyka.
Jeszcze niedawno mieliśmy przed sobą cały sierpień – długi, złoty i kojący jak niekończące się chwile rozkosznego snu.
A w dalszej perspektywie – równie
złotą jesień i towarzyszący jej zabieg, co jakimś cudem nie
uruchomiło syreny alarmowej w głowie żadnego z was.
Wracam z ogrodu przez dom. Widok naszych rzeczy porozrzucanych w salonie – koców, kilku czasopism i książek, opakowania krakersów i puszek z napojami, starych gier planszowych, w tym niedokończonej partii scrabble, porzuconej, gdy Alex zaczął wymyślać takie wyrazy, jak „quozz” i „yregg”
Primo: Gdyby nie wycieczka do Głuszy,
uznałabym, że facet nie tyle starał się być dowcipny, co po
prostu jest analfabetą.
Secundo: Tak, tak, Oliver – mów mi
jeszcze, jak to Lena i Plastikowa Simorośl mogą bez obawy składować
w slumsach nie tylko przedmioty codziennego użytku, ale w dodatku
żarcie. Przyjdzie taki czas, kiedy z prawdziwą przyjemnością
przytoczę w analizach tego rodzaju cytaty.
napełnia mnie bezbrzeżnym smutkiem i przypomina mi o tym jednym domu, który przetrwał blitz, i o poszarpanej bombami drodze, o miejscu, gdzie ludzie beztrosko zajmowali się swymi codziennymi sprawami aż do momentu katastrofy, a potem każdy mówił: „jak oni mogli nie dostrzec, że to się zbliżało?”.Głupia, głupia, głupia! Jak mogłam tak lekkomyślnie traktować czas i wierzyć, że jeszcze tyle go nam zostało...
Jak już wspominałam – również nie
ogarniam tego fenomenu, zwłaszcza patrząc na całą sytuację z
perspektywy PŚ.
Alex kiedyś wspomniał, że mieszka przy Forsyth Street – to długi rząd szarych, betonowych budynków należących do uniwersytetu – więc kieruję się w tamtą stronę.
...Tak, Leno, idź
odwiedzić pracującego dla rządu, wyleczonego obywatela płci
męskiej w jego mieszkaniu. Jestem pewna, że nie spotkają cię
z tego tytułu żadne nieprzyjemności.
Wszystkie bloki wyglądają tak samo. W każdym są pewnie dziesiątki, setki mieszkań. Mam ochotę pukać do każdych drzwi, dopóki go nie znajdę, ale to byłoby samobójstwo.
Po tym jak kilkoro studentów rzuca mi podejrzliwe spojrzenia – jestem pewna, że wyglądam koszmarnie z czerwoną twarzą i obłędem w oczach – zaszywam się w bocznej uliczce. Żeby się uspokoić, zaczynam recytować modlitwę pierwiastkową. Pierwszy jest wodór, w skrócie: H...
Hej, drodzy
czytelnicy! Pamiętacie, jak pisałyśmy w poprzednich analizach, że
w Oliverversum babcie odmawiają litanię do atomu?
Wcale nie
żartowałyśmy.
Oliver...Czy
możesz, proszę, wyjaśnić nam wreszcie, jak funkcjonuje religia w
twoim uniwersum? Wizja wyznaniowo-naukowej hybrydy była karkołomna
sam w sobie, ale obecnie zaczyna się robić naprawdę dziwacznie.
Czy „modlitwa
pierwiastkowa” funkcjonuje w społeczeństwie na tej samej zasadzie
co, powiedzmy, litanie do świętych (wiemy, że koncept świętych
istnieje w jakiejś formie w tym świecie, vide Szkoła
Świętej Anny) – to znaczy, obywatele modlą się z równym
zapałem do świętej Rity i potasu? Co oznacza w tym kontekście
słowo „recytacja” - Lena traktuje to jako formę modlitewnego
transu, czy raczej technikę uspokajania oddechu, jaką równie
dobrze mogłoby być deklamowanie inwokacji „Pana Tadeusza”?
Słowo daję,
wolałam już Illeę z jej Uniwersalną, Nienazwaną Religią.
Lena, nieboga, gubi
drogę w labiryncie uliczek, postanawia zatem wrócić na Monument
Square, gdzie znajduje się nieszczęsny pomnik Gubernatora. To
nasuwa dziewczynie pewną myśl:
Wygrzebuję z plecaka kawałek papieru oraz długopis i piszę: „Pozwól mi wyjaśnić. W domu o północy. 17.08.”.A potem, upewniwszy się, że z okien wychodzących na plac nikt mnie nie obserwuje, wskakuję na cokół i wsuwam wiadomość do małego wgłębienia w ręce Gubernatora.
No, ale trzeba
oddać dziewczynie sprawiedliwość: ona przynajmniej nie
użyła danych personalnych.
Szansa, że Alex wpadnie na to, by tu sprawdzić, jest jedna na milion. Ale jednak jest.
Och, żabko, wygląda na to, że jednak nie znasz swojego leśnego
ludka tak dobrze, jak lubisz nam to wmawiać. „Jedna na milion”?
Ja osobiście jestem zdziwiona, że typ nadal nie zainstalował kamer
monitoringu zarówno wokół pomnika, jak i twego domu.
Przeskok!
Nadchodzi dzień (a raczej noc) tajnej schadzki; Lena wymyka się z
domu (po raz kolejny przy cichej aprobacie świadka w osobie Grace),
po czym udaje się do willi:
Dom przy Brooks Street 37 jest pogrążony w ciemności i zupełnej ciszy. Nie ma go – myślę. Nie przyszedł.
Znaczy...mam rozumieć, że gdy nasze gołąbeczki spotykają się na
zakazanych randkach, okoliczni sąsiedzi raczeni są tonami disco
polo, a wnętrze chałupy jarzy się światłem tysiąca świec?
![]() |
Wizualizacja przeciętnej randki Leny i Plastikowej Simorośli |
Doprawdy, wróżę waszej konspiracji świetlaną przyszłość.
Lena waha się, czy powinna zacząć wykrzykiwać imię PŚ, skoro
ukochanego nie ma nigdzie w zasięgu wzroku. Nie chodzi jednak o
jakiś irracjonalny lęk przed wywołaniem ciekawości u
sąsiadów-wyrzutków, skądże znowu; biedaczka martwi się po
prostu, że jeżeli Plastikowa Simorośl nie odpowie na jej
dramatyczny apel, będzie to ostateczne potwierdzenie, że nie
przyszedł na miejsce zbiórki, ergo: ma ją w nosie.
W salonie staję jak wryta. Wszystkie nasze rzeczy – koce, gry, książki – zniknęły. Wypaczona drewniana podłoga, oświetlona promieniem latarki, jest goła. Zimne meble stoją w milczeniu, odarte ze wszystkich naszych osobistych akcentów, starych bluz od dresu i do połowy zużytych kremów przeciwsłonecznych.
WRESZCIE! Wreszcie okoliczna biedota poszła po rozum do głowy
i zabrała tym dwóm lemingom zapasy, z których i tak nie potrafią
rozsądnie korzystać (do połowy zużyty krem, powiadacie...Oliver,
nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale każda tego rodzaju
wstawka tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że a) Plastikowa
Simorośl pierwszy raz zobaczyła Głuszę na oczy na wycieczce
krajoznawczej z Leną bądź b) na tym etapie ewidentnie nie miałaś
jeszcze konkretnej wizji fabuły kolejnych tomów serii. Ewentualnie
i jedno, i drugie).
A jednak Alex tu był, aby posprzątać nasze rzeczy.
No szlag by to...
Ten przekaz jest dla mnie bardziej czytelny niż tysiące wiadomości. Skończył ze mną.
Ech, niekoniecznie. Być może ktoś jednak przyłapał go na
wprowadzaniu wroga na teren obozu, w związku z czym zaniósł
znajomym buntownikom wszystkie te fanty jako drobną łapówkę w
zamian za przyjęcie go z powrotem na kemping (fakt, że PŚ w ogóle
pozwala sobie na tarzanie się w na wpół zużytych dobrach,
pochodząc z Głuszy, będzie stanowić dla mnie źródło
niekończącej się analizatorskiej uciechy w „Pandemonium”).
Odszedł. Z mojej krtani wydobywa się zduszony dźwięk, przerywając panującą w domu ciszę. Zaczynam głośno szlochać, latarka wypada mi z rąk i światło gaśnie. Oczyma wyobraźni widzę, jak cały dom wypełnia się moimi łzami, jak w nich tonę, jak ich rzeka unosi moje ciało gdzieś w odległe miejsce.
Coś mi się wydaje, że Lena znalazłaby wspólny język z Jiro z jednej z analiz NAKWy.
Aż tu nagle!
Wtem czuję na karku dotyk czyjejś ciepłej ręki przedzierającej się przez gęstwinę włosów.
Proszę, proszę, niech to będzie pan Mirek z Ochotniczych Oddziałów
Porządkowych...
– Lena.Odwracam się. Alex pochyla się nade mną.
...A niech to.
A teraz...Och.
Ojej.
Ojejej.
Nie widzę dokładnie jego twarzy, lecz w słabym świetle wydaje mi się surowa – surowa i nieruchoma, jak wykuta z kamienia.(…)Chciałabym mieć w ręce latarkę, by ujrzeć jego twarz wyraźniej. A jednocześnie boję się tego, boję się chłodu, jaki mogę w niej odnaleźć.– Zostawiłam ci wiadomość u Gubernatora. Prosiłam, żebyśmy się tu spotkali.– Nie dostałem jej – odpowiada. Ton jego głosu wydaje się chłodny. – Przyszedłem tylko, żeby...
Część z Was w komentarzach pod ostatnią analizą wyraziła obawę,
że Plastikowa Simorośl zrobi Lenie awanturę w związku z rzeczą,
na którą ta nie miała najmniejszego wpływu. Dobra wiadomość?
Awantury nie będzie. Zła wiadomość? Zamiast krzyków
dostajemy...to.
I wiecie co? Z dwojga złego wolałabym już chyba, żeby PŚ zaczął
w przypływie emocji krzyczeć na dziewczynę.
Widzicie, drodzy czytelnicy, sprawa ma się tak, że zarówno w
prawdziwym życiu, jak i w literaturze mierżą mnie typy w rodzaju
naszego złotowłosego Adonisa; osobnicy, którzy miast uczciwie
wyrzucić, co im leży na wątrobie, kiszą się we własnym sosie
dezaprobaty i całym swoim jestestwem starają się dać drugiej
osobie do zrozumienia, jak bardzo potępiają ją i jej decyzje.
Pomijając już ów drobny fakt, że Lena doprawdy nie romansowała z
Brianem za plecami liściastego i jej wina w tej całej sytuacji jest
żadna – Plastikowa Simorośl najwyraźniej stara się trzymać ją na
dystans w celu wzbudzenia w niej poczucia winy. Ostatecznie, gdyby po
prostu wyłożył argumenty na poparcie swoich racji (czego z
oczywistych przyczyn nie może zrobić, jako że na dobrą sprawę
nie ma żadnych – co niby mógłby jej zarzucić? „Jak śmiałaś
dać się zaręczyć wbrew swojej woli?”), Lena mogłaby zacząć
zaciekle się bronić, a nawet – o zgrozo – udowodnić, że
Plastikowa Simorośl nie ma racji, traktując ją ozięble. PŚ
przyjmuje zatem cwańszą taktykę zranionej niewinności, mającą
skłonić bohaterkę do korzenia się u jego stóp.
I wiecie co? To działa.
– Posłuchaj – ciągnę w przerwie między atakami czkawki. – Posłuchaj, jeśli chodzi o dzisiaj... to nie był mój pomysł. Carol kazała mi się z nim spotkać, a ja nie miałam jak cię powiadomić. A potem staliśmy tam i myślałam o tobie, o Głuszy, o tym, jak wszystko się zmieniło, że nasz czas się kończy i przez chwilę, przez jedną, jedyną chwilę, zapragnęłam wrócić do tego, co było wcześniej. – Wiem, że to, co mówię, nie ma najmniejszego sensu. Wyjaśnienie, które ćwiczyłam tyle razy w głowie jest do niczego, słowa plączą mi się bezładnie. Wymówki wydają się bez znaczenia: właśnie teraz uświadamiam sobie, że tylko jedna rzecz ma teraz znaczenie. Alex i ja nie mamy czasu. – Ale przysięgam, że wcale tak nie myślałam. Nigdy bym nie mogła... Gdybym cię nie spotkała, nigdy bym... Przed tobą nie wiedziałam, co tak naprawdę to wszystko znaczy, nie tak prawdziwie...
No i sami powiedzcie – czy taktyka Plastikowej Simorośli nie była
słuszna? Najpierw doprowadza dziewczynę na skraj histerii,
potajemnie ogołacając „ich” domek, po czym subtelnie nakłania
ją do tego, żeby zaczęła przepraszać za to, że spotkała
się z narzeczonym wbrew swojej woli i chęciom. Brawa dla tego pana!
„Ależ Maryboo” - powie ktoś z Was. „Jesteś zbyt surowa. No,
zachował się chłopak cokolwiek nieładnie, ale w końcu jego
serduszko musi krwawić po tym, jak ujrzał ukochaną z innym. Może
po prostu musi to przetrawić w swoim tempie”.
No to patrzcie na to:
Alex przyciąga mnie do siebie i przytula. Chowam twarz w jego piersi. Wydaje się pasować tam idealnie, tak dokładnie, jak gdyby nasze ciała zostały dla siebie stworzone.– Ciii – szepcze mi do ucha. (…) Nie jestem na ciebie zły, Lena. (…) Zawsze wiedzieliśmy, że to kiedyś nastąpi. Wiedzieliśmy, że nie mamy wiele czasu.
Tak. Simorośl nie jest zła na Lenę. Ba; całkiem rozsądnie
przyznaje, że tego rodzaju finał był nieunikniony.
Konkluzja? Cały ten chłód, zabawa w chowanego i doprowadzanie
dziewczyny do łez były na zimno skalkulowane. Naprawdę, to jedyny
wniosek, do jakiego dochodzę po lekturze tego wątku; PŚ chciał
zobaczyć, jak ukochana korzy się przed nim za coś, co de facto nie
jest w ogóle jej przewiną, ale tak czy inaczej zraniło ego leśnego
duszka.
Wielkie brawa, Oliver. Doprawdy, w tworzeniu tru loffów zaczynasz
dościgać największych mistrzów (czy raczej mistrzynie) literatury
YA.
Aha – jeżeli uważacie, że nadinterpretuję powyższą scenę...no
cóż, kochani, pamiętajcie: ja ZNAM Plastikową Simorośl. Wiem,
jakimi krętymi ścieżkami podąża rozumowanie tego typa. I mam
wszelkie podstawy, by sądzić, że moje odczytanie tej sceny jest w stu
procentach zgodne z kanonicznym (choć zapewne w dużej mierze
niezamierzonym) charakterem tej postaci.
– Ale... ale... – Nie muszę tego mówić. Oboje wiemy, że mimo to udawaliśmy. Zachowywaliśmy się tak, jak gdyby nic nigdy nie miało się zmienić.
Powiedziałabym raczej, że tak, jakbyście oboje nagle dostali
amnezji.
Alex obejmuje moją twarz rękami i kciukami ociera mi łzy.– Nie płacz, dobrze? No, nie płacz już.
- Już wystarczająco się ukorzyłaś, wybaczam ci, że zapomniałem
o twoim zbliżającym się ślubie.
– Chcę ci coś pokazać – mówi lekko łamiącym się głosem.Prowadzi mnie do schodów skąpanych w świetle księżyca, które wpada do środka przez dziury w dachu. (...) Nie byłam na górze od dnia, gdy Alex po raz pierwszy przyprowadził mnie tu z Haną, kiedy to poznawałyśmy każdy pokój. Gdy byłam tu dziś po południu, nawet nie pomyślałam o tym, by sprawdzić piętro.
Czyli...te lemingi zaklepały sobie piętrową willę, a mimo to
siedziały cały czas na parterze, gdzie najłatwiej zauważyć
należące do nich bibeloty? ...Słowo daję, ta dwójka powoli
zaczyna przeganiać w swym geniuszu Amisię i Aspena.
PŚ prowadzi dziewczynę do znajdującej się na piętrze sypialni;
Lena nie bardzo ma ochotę tam wejść, pamiętając, że podczas
pierwszej wycieczki natknęła się w pokoju na nietoperze. Chłopak
jednak nie daje za wygraną i:
– No i jak? – W głosie Aleksa pobrzmiewa nuta niepokoju. – Co o tym myślisz?Nie umiem odpowiedzieć od razu, po prostu brak mi słów. Alex przesunął stare łóżko w kąt i idealnie wyczyścił podłogę. Okna – te, które pozostały – są otwarte na oścież, więc powietrze przesycone jest zapachem gardenii i jaśminu. Nasz koc i książki ułożył pośrodku pokoju, rozwinął też śpiwór, otaczając to miejsce dziesiątkami świeczek powstawianych do prowizorycznych świeczników, takich jak stare filiżanki albo puszki po coca-coli, podobnie jak w jego domu w Głuszy.
Ha! Trafiłam z tymi świeczkami!
Ale najlepszy w tym wszystkim jest sufit – a raczej jego brak. Alex zdarł z dachu przegniłe drewno i teraz nad naszymi głowami rozciąga się ogromna połać nieba.
PŚ...zerwał dach.
Z willi stojącej w zakazanej dzielnicy.
Gdzie ukrywają się nielegalnie przed światem.
A PŚ postanowił zabawić się w „Dom nie do poznania”. Ciekawe,
czy pożyczał jakieś narzędzia od mieszkających nieopodal
żebraków.
Nasze gołąbeczki mogą teraz wpatrywać się w gwiazdy (PŚ
przegonił nawet nietoperze!). Lena jest wstrząśnięta i zmieszana:
I z całą mocą uświadamiam sobie, że zrobił to dla mnie. Nawet po tym, co zdarzyło się dzisiaj, przyszedł tutaj i zrobił to dla mnie. Zalewa mnie fala wdzięczności, a zaraz potem przychodzi inne uczucie, przynosząc z sobą ból. Nie zasługuję na to. Nie zasługuję na niego.
Leno...proszę cię, nie idź tą drogą. Zasadniczo zgadzam się z
tobą – żadna niewiasta nie zasługuje na koszmar w postaci
Plastikowej Simorośli – ale obawiam się, że mamy jednak na myśli
co innego.
Odwracam się w jego stronę i nie jestem w stanie mówić. Alex ma twarz oświetloną płomieniem świecy i sam zdaje się płonąć ogniem. Nie widziałam w życiu niczego piękniejszego niż on.
No cóż, nie mnie oceniać czyjeś fetysze.
– Alex... – zaczynam, ale nie mogę skończyć. Nagle on mnie przeraża, przeraża mnie jego absolutna i nieskończona doskonałość.
– Zbyt niebezpiecznie jest wrócić do Głuszy. – Głos ma ochrypły, jak gdyby od przeciągłego krzyku, a jego szczęka wyraźnie drga. – Więc sprowadziłem Głuszę tutaj. Pomyślałem, że ci się spodoba.
A nie mogłeś tego zrobić za pierwszym razem, ponieważ...? Dasz mi
wreszcie jakiś konkretny powód, dla którego w ogóle postanowiłeś
wtedy narazić wasze (i nie tylko wasze) życie?
Niestety, PŚ psuje atmosferę romantyzmu, przypominając
dziewczynie, że kończy im się czas:
Ta myśl mnie dobija: fakt, że Alex jest bliski płaczu, mnie dobija, a to, że zrobił to dla mnie, że wierzy, iż jestem tego warta, zabija mnie.
Ale...warta czego? Zdjęcia spróchniałego dachu? Leno, myszko, nie
możesz tak nisko się cenić!
On jest moim światem i mój świat jest nim i bez niego nie ma świata.
~Eikko Przydupas.
– Nie zrobię tego. Nie przejdę tego. Nie mogę. Chcę być z tobą. Muszę być z tobą.Alex obejmuje moją twarz i spogląda mi w oczy. Jego twarz błyszczy teraz nadzieją.– Nie musisz przez to przechodzić. – Słowa wylewają się z niego niepohamowanym strumieniem. Najwyraźniej myślał o tym długo, tylko zachowywał to dla siebie. – Lena, nic nie musisz robić. Możemy razem uciec. Do Głuszy. Po prostu pójść tam i już nie wrócić.
…
…
…
...Wiecie co? Chciałam zrobić listę wszystkiego, co jest nie tak z
powyższym planem, ale uświadomiłam sobie, że a) miałaby ona
jakieś sto punktów, b) pełny komizm sytuacji i tak nie będzie
całkowicie widoczny, póki nie dotrzemy do drugiego tomu serii. W
związku z czym póki co zapytam tylko: Plastikowa Simoroślo, dobrze
się czujesz?
Tylko że... Lena, wtedy już nigdy nie moglibyśmy wrócić. Wiesz o tym, prawda? Zabiliby nas oboje albo zamknęli w więzieniu na zawsze... Ale, Lena, to jest możliwe.
*przypomina sobie jeden z wątków „Pandemonium” *
He. HE. HE.
A swoją drogą, nawet, jeśli uznamy, że Lena faktycznie będzie
persona non grata w strefie Małego Brata (na pełne wyjaśnienie
problematyczności owego konceptu, musicie, niestety, jeszcze
poczekać)...Co z tobą, kochasiu? Wszak nikt nie musi wiedzieć, że
dziewczyna uciekła z twojego powodu i z twoją pomocą; co niby
będzie stało na przeszkodzie, byś dalej przeskakiwał przez siatkę
po kiść bananów i podpaski, jak to najwyraźniej bezproblemowo
czynisz w regularnych odstępach czasu?
Zabiliby nas oboje. Oczywiście, Alex ma rację. Życie jako ciągła ucieczka. Chyba właśnie powiedziałam, że tego chcę.
Nie, powiedziałaś, że nie chcesz się z nim rozstawać. Istnieje
subtelna różnica między „Och, ukochany, jakże wytrwam bez
twoich złotych kłaków?” a „Chcę spędzić resztę życia w
chłodzie i smrodzie jako wyrzutek, ukrywając się przed opresyjną
władzą”.
– Zaczekaj – mówię. – Zaczekaj chwilę.Alex mnie puszcza. Nadzieja na jego twarzy gaśnie nagle i przez chwilę stoimy nieruchomo, spoglądając na siebie w milczeniu.– Nie mówiłaś poważnie – odzywa się wreszcie. – Wcale nie o to ci chodziło.
Owszem.
...Niech zgadnę; zdołasz jakoś przekręcić tę oczywistą prawdę
w taki sposób, by wpędzić ją w poczucie winy, czyż nie tak?
– Nie, naprawdę o to mi chodziło, tylko...– Tylko jesteś przerażona – kończy za mnie.Podchodzi do okna i wpatruje się w ciemność. Teraz znowu napawa mnie lękiem, jego sylwetka robi wrażenie twardej i niedostępnej jak kamienny mur.– Nie jestem przerażona. Tylko... – Nie wiem, co chcę powiedzieć. Nie wiem, czego tak w ogóle chcę. Pragnę Aleksa i jednocześnie pragnę dawnego życia, chcę spokoju i szczęścia i jednocześnie wiem, że nie potrafię żyć bez niego.– W porządku – mówi matowym głosem. – Nie musisz niczego wyjaśniać.
Oczywiście, że zdołał.
Twoja dziewczyna nie reaguje entuzjastycznie na projekt życia w
ubóstwie jako poszukiwany przez totalitarny rząd zbieg? Daj jej
znać mową ciała i pozorną uprzejmością, jak głęboko zraniła
twoje uczucia! Wiwat PŚ i jego subtelny psychologiczny szantaż!
– Chodzi o moją mamę! – wybucham wreszcie.Alex odwraca się, zaskoczony. Jestem tak samo zdziwiona jak on.
Jeśli was to pocieszy, jestem równie skonfundowana jak wy.
– Nie chcę skończyć jak ona, rozumiesz? Widziałam, co to z nią zrobiło, widziałam, jaka się stała... To ją zabiło, Alex. Zostawiła mnie, zostawiła moją siostrę, zostawiła wszystko. Wszystko dla tego czegoś, co w niej tkwiło. Nie będę taka jak ona. – Nigdy tak naprawdę o tym nie mówiłam i zdumiewa mnie, jakie to trudne.
Wiecie co? To jest... kolejny ciekawy fabularny koncept, nad
którym, razem z wątkiem Briana, pochylę się pod koniec analiz. To
naprawdę fascynujące, ile interesujących idei mogłaby zawrzeć w
tej powieści Oliver, gdyby tylko widoku nie przesłaniała jej
złocista grzywa tru loffa.
PŚ chce wiedzieć, czy Lena ma na myśli delirię, ta tłumaczy
jednak, że nie chodzi jej wyłącznie o targające jej matką fale
namiętności; w ich domu zawsze było pełno śmiechu, zabawy w
ganianego, łaskotek i tańców, mama śpiewała i przygotowywała
córkom naleśniki z jagodami.
Nie wszystko było cudowne, nie przez cały czas. Czasami wstawałam w środku nocy, by pójść do łazienki, i słyszałam, jak płacze. Zawsze płakała w poduszkę, by stłumić ten dźwięk, ale ja i tak wiedziałam. Byłam wtedy przerażona. Nigdy przedtem nie widziałam płaczącego dorosłego, wiesz? I sposób, w jaki to robiła, to zawodzenie... jak jakieś zwierzę. I były dni, kiedy w ogóle nie wychodziła z łóżka. Nazywała je czarnymi dniami.
* wzdycha ciężko *
Nie jestem pewna, czy was to ucieszy, ale Oliver, podobnie jak Cass,
przygotowała dla nas coś specjalnego w związku z Idealną Matką
Serii i, podobnie jak u Cass, mam wrażenie, że jej zamierzenia
cokolwiek rozjechały się z faktycznym efektem pracy, o czym
przekonamy się naocznie, aczkolwiek dopiero za długi czas.
Modliłam się wtedy, żeby Bóg uleczył ją z tych czarnych dni.
Ponawiam pytanie, autorko: jak właściwie działają modlitwy w
twoim uniwersum?
Lena tłumaczy PŚ, że jej błagania nie przyniosły skutku; mama
przegrała z ADN, a ona boi się iść jej śladem i porzucić
wszystko dla delirii.
Wszyscy myślą, że się zabiła, ponieważ nie mogła znieść kolejnego zabiegu. Wciąż starali się ją uleczyć, o tym też ci mówiłam. To miał być jej czwarty raz. Po drugim zabiegu odmówili jej... uznali, że znieczulenie kolidowało z remedium. Wbili się do jej mózgu, Alex, na żywo.
Brzmi faktycznie niezbyt miło, aczkolwiek zastanawia mnie sama idea
znieczulenia, skoro jedna z postaci serii stwierdziła, że ból przy
aplikacji remedium jest gorszy niż ten towarzyszący porodowi.
Ale wiem, że to nie był prawdziwy powód. Mama była dzielna. Nie bała się bólu. Właśnie na tym tak naprawdę polegał jej problem. Nie bała się. Nie chciała być wyleczona. Nie chciała przestać kochać taty. Pamiętam, jak powiedziała mi to raz, tuż przed śmiercią. „Próbują mi go odebrać” – rzekła. Uśmiechała się wtedy tak smutno. „Próbują mi go odebrać, ale nie uda im się”.
Pani Haloway, a...czy rozważała pani może...no nie wiem...to tylko
taki pomysł...
NIEOBNOSZENIE
SIĘ ZE SWOJĄ MIŁOŚCIĄ PRZED ODDZIAŁAMI PANI JADZI?
Kochani, mam wrażenie, że Oliver próbuje tu wymusić na mnie
podziw i współczucie dla mamy Leny. Cóż, nie podziwiam jej ani
jej nie współczuję. A wiecie dlaczego? Bo wkopała się w zasadzie
na własne życzenie.
Poprzedni opis „czarnych dni” sugerował, że pani Haloway mogła
cierpieć na depresję po stracie męża, co byłoby pewnym
wytłumaczeniem jej nierozważnego zachowania – problem w tym że,
spoiler alert, Oliver nigdy nie idzie w tym kierunku. Mama Leny
najwyraźniej była po prostu tak niefrasobliwa, że nie bardzo
obchodziło ją, kto może usłyszeć jej zawodzenie – lub też,
jak wiemy z poprzednich rozdziałów, czy pani Jadzia będzie w
stanie podejrzeć ją przez okno. Szczerze mówiąc, cały ten wątek
trąci mi dziwnym zafiksowaniem się na idei „Prawdziwa Miłość
jest tak prawdziwa, że nie da się jej ukryć”. Cóż...nie.
Prawdziwa miłość prawdziwą miłością, ale jeżeli żyjesz w
opresyjnym państwie i masz dwoje dzieci, którym musisz zapewnić
byt, to musisz troszkę stonować epatowanie swoim poświęceniem w
imię tru loff i nauczyć się zasuwać rolety.
Ponownie, kochani: podchodziłabym inaczej do całej tej sprawy,
gdyby tekst przedstawiał kobietę jako załamaną na skutek śmierci
męża i kompletnie nie radzącą sobie z rzeczywistością – ale
jak się przekonamy w przyszłości, Oliver w tym wątku nie tyle
stara się pokazać panią Haloway jako rozsypaną psychicznie i w
związku z tym nie potrafiącą ukrywać żałoby, a dzielną,
głęboko zakochaną kobietę, co to da sobie wbić igłę w mózg na
żywca, a ukochanego się nie zaprze. A to, w połączeniu z tym,
czego jeszcze dowiemy się w przyszłości o tej postaci...nastraja
mnie do niej średnio optymistycznie.
Nosiła na szyi jedną z jego zapinek, na łańcuszku. Przez większość czasu chowała ją pod ubraniami, ale tamtego wieczoru wyłożyła ją na zewnątrz i wpatrywała się w nią. Pamiętam ją dokładnie. Była to taka dziwna, podłużna zapinka przypominająca sztylet, z dwoma jasnymi klejnotami na rękojeści, które wyglądały jak oczy. Mój tata przypinał ją do mankietu. Po jego śmierci mama nosiła ją ciągle, nie ściągała nawet do kąpieli...Nagle Alex cofa rękę i robi dwa kroki w tył. Odwracam się i widzę jego bladą twarz wpatrzoną we mnie tak, jakby się i widzę jego bladą twarz wpatrzoną we mnie tak, jakby właśnie ujrzał ducha.(...)– Jak duża była? To znaczy ta zapinka. – Jego głos jest dziwnie piskliwy.
Zapewne niewielka, biorąc pod uwagę, że mama Leny bez trudu
chowała ją pod ubraniem, co – kolejny spoiler alert – czyni
cały ten wątek dosyć naciąganym.
Lena odpowiada, że wielkości kciuka; była to nagroda dla jej
dziadka za jakoweś zasługi dla kraju (swoją drogą, ciekawe,
którego; jeśli mówimy o USA przed delirią, to na miejscu tatusia
i mamusi Leny raczej nie obnosiłabym się z podobnymi
pamiątkami...).
Alex przez chwilę milczy. Odwraca się, w świetle księżyca jego profil jest tak surowy, jak gdyby został wykuty z kamienia. Cieszę się, że na mnie nie patrzy. Zaczynał mnie przerażać.
Jak to dobrze, że regularnie odczuwasz strach w towarzystwie typa, z
którym wstępnie planujesz spędzić resztę życia na wygnaniu!
– Co porabiasz jutro? – odzywa się wreszcie. Mówi powoli, jak gdyby każde słowo przychodziło mu z wysiłkiem. To pytanie wydaje mi się teraz tak nie na miejscu, że wpadam w złość.– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?– Lena, proszę. – I znowu ten głuchy ton.– Po prostu odpowiedz. Pracujesz jutro?– Nie, dopiero w niedzielę.
- A ty? Masz jeszcze w ogóle jakąś pracę, czy też szef wylał
cię po trzecim z rzędu niestawieniu się na popołudniową zmianę?
– Musimy się spotkać. Muszę... muszę ci coś pokazać.
- Cóż, wygląda na to, że jednak nie masz.
Alex znowu odwraca się w moją stronę. Jego oczy są czarne i dzikie, a twarz tak obca, że cofam się o krok.– Będziesz się musiał postarać. – Próbuję się roześmiać, ale z mojej krtani wydobywa się tylko dziwne bulgotanie. Boję się, mam ochotę mu powiedzieć, że mnie przeraża.
I znów: idealny kandydat do wspólnej ucieczki w nieznane!
– Może chociaż jakaś podpowiedź?Alex bierze głęboki oddech i przez chwilę wydaje mi się, że nie odpowie. Jednak myliłam się.– Lena – mówi wreszcie. – Sądzę, że twoja mama żyje.
I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: zwiedzamy
Krypty. Nie, ja naprawdę nie żartuję.
Zostańcie z nami!
Maryboo