niedziela, 25 lutego 2018

Rozdział XX


Ex remedium salus.
Przez remedium ocalenie.

Słowa widniejące na amerykańskiej walucie


Mimo że przez resztę ich wizyty niewiele się odzywałam – a może właśnie dlatego – wywarłam na tyle dobre wrażenie na Brianie i pani Scharff, że Carol jest ze mnie zadowolona.

Cóż, to zaiste dobra wiadomość; biorąc pod uwagę stosunek Leny do alergii przyszłego męża istniała spora szansa, że Brian nie przetrwa tej wizyty w jednym kawałku.

Jako że herbatka zapoznawcza się udała, Carol w nagrodę pozwala Lenie udać się po kolacji na spacer. Dziewczyna pędzi więc co tchu do „swojej” willi w dzielnicy buntowników, ale niestety – ani śladu PŚ.

Muszę być w jakimś amoku, ponieważ sprawdzam nawet za drzewami i krzakami, jakby Alex miał nagle zza nich wyskoczyć jak podczas naszej wspólnej z Haną zabawy w chowanego kilka tygodni temu.

Wprost przeciwnie, szukanie obiektu w jego naturalnym środowisku to jak najbardziej rozsądna taktyka.

Jeszcze niedawno mieliśmy przed sobą cały sierpień – długi, złoty i kojący jak niekończące się chwile rozkosznego snu.

A w dalszej perspektywie – równie złotą jesień i towarzyszący jej zabieg, co jakimś cudem nie uruchomiło syreny alarmowej w głowie żadnego z was.

Wracam z ogrodu przez dom. Widok naszych rzeczy porozrzucanych w salonie – koców, kilku czasopism i książek, opakowania krakersów i puszek z napojami, starych gier planszowych, w tym niedokończonej partii scrabble, porzuconej, gdy Alex zaczął wymyślać takie wyrazy, jak „quozz” i „yregg”

Primo: Gdyby nie wycieczka do Głuszy, uznałabym, że facet nie tyle starał się być dowcipny, co po prostu jest analfabetą.

Secundo: Tak, tak, Oliver – mów mi jeszcze, jak to Lena i Plastikowa Simorośl mogą bez obawy składować w slumsach nie tylko przedmioty codziennego użytku, ale w dodatku żarcie. Przyjdzie taki czas, kiedy z prawdziwą przyjemnością przytoczę w analizach tego rodzaju cytaty.

napełnia mnie bezbrzeżnym smutkiem i przypomina mi o tym jednym domu, który przetrwał blitz, i o poszarpanej bombami drodze, o miejscu, gdzie ludzie beztrosko zajmowali się swymi codziennymi sprawami aż do momentu katastrofy, a potem każdy mówił: „jak oni mogli nie dostrzec, że to się zbliżało?”.
Głupia, głupia, głupia! Jak mogłam tak lekkomyślnie traktować czas i wierzyć, że jeszcze tyle go nam zostało...

Jak już wspominałam – również nie ogarniam tego fenomenu, zwłaszcza patrząc na całą sytuację z perspektywy PŚ.

Alex kiedyś wspomniał, że mieszka przy Forsyth Street – to długi rząd szarych, betonowych budynków należących do uniwersytetu – więc kieruję się w tamtą stronę.

...Tak, Leno, idź odwiedzić pracującego dla rządu, wyleczonego obywatela płci męskiej w jego mieszkaniu. Jestem pewna, że nie spotkają cię z tego tytułu żadne nieprzyjemności.

Wszystkie bloki wyglądają tak samo. W każdym są pewnie dziesiątki, setki mieszkań. Mam ochotę pukać do każdych drzwi, dopóki go nie znajdę, ale to byłoby samobójstwo.



Po tym jak kilkoro studentów rzuca mi podejrzliwe spojrzenia – jestem pewna, że wyglądam koszmarnie z czerwoną twarzą i obłędem w oczach – zaszywam się w bocznej uliczce. Żeby się uspokoić, zaczynam recytować modlitwę pierwiastkową. Pierwszy jest wodór, w skrócie: H...

Hej, drodzy czytelnicy! Pamiętacie, jak pisałyśmy w poprzednich analizach, że w Oliverversum babcie odmawiają litanię do atomu?

Wcale nie żartowałyśmy.

Oliver...Czy możesz, proszę, wyjaśnić nam wreszcie, jak funkcjonuje religia w twoim uniwersum? Wizja wyznaniowo-naukowej hybrydy była karkołomna sam w sobie, ale obecnie zaczyna się robić naprawdę dziwacznie.

Czy „modlitwa pierwiastkowa” funkcjonuje w społeczeństwie na tej samej zasadzie co, powiedzmy, litanie do świętych (wiemy, że koncept świętych istnieje w jakiejś formie w tym świecie, vide Szkoła Świętej Anny) – to znaczy, obywatele modlą się z równym zapałem do świętej Rity i potasu? Co oznacza w tym kontekście słowo „recytacja” - Lena traktuje to jako formę modlitewnego transu, czy raczej technikę uspokajania oddechu, jaką równie dobrze mogłoby być deklamowanie inwokacji „Pana Tadeusza”?

Słowo daję, wolałam już Illeę z jej Uniwersalną, Nienazwaną Religią.


Lena, nieboga, gubi drogę w labiryncie uliczek, postanawia zatem wrócić na Monument Square, gdzie znajduje się nieszczęsny pomnik Gubernatora. To nasuwa dziewczynie pewną myśl:

Wygrzebuję z plecaka kawałek papieru oraz długopis i piszę: „Pozwól mi wyjaśnić. W domu o północy. 17.08.”.
A potem, upewniwszy się, że z okien wychodzących na plac nikt mnie nie obserwuje, wskakuję na cokół i wsuwam wiadomość do małego wgłębienia w ręce Gubernatora.

No, ale trzeba oddać dziewczynie sprawiedliwość: ona przynajmniej nie użyła danych personalnych.

Szansa, że Alex wpadnie na to, by tu sprawdzić, jest jedna na milion. Ale jednak jest.

Och, żabko, wygląda na to, że jednak nie znasz swojego leśnego ludka tak dobrze, jak lubisz nam to wmawiać. „Jedna na milion”? Ja osobiście jestem zdziwiona, że typ nadal nie zainstalował kamer monitoringu zarówno wokół pomnika, jak i twego domu.


Przeskok!


Nadchodzi dzień (a raczej noc) tajnej schadzki; Lena wymyka się z domu (po raz kolejny przy cichej aprobacie świadka w osobie Grace), po czym udaje się do willi:

Dom przy Brooks Street 37 jest pogrążony w ciemności i zupełnej ciszy. Nie ma go – myślę. Nie przyszedł.

Znaczy...mam rozumieć, że gdy nasze gołąbeczki spotykają się na zakazanych randkach, okoliczni sąsiedzi raczeni są tonami disco polo, a wnętrze chałupy jarzy się światłem tysiąca świec?

Wizualizacja przeciętnej randki Leny i Plastikowej Simorośli

Doprawdy, wróżę waszej konspiracji świetlaną przyszłość.

Lena waha się, czy powinna zacząć wykrzykiwać imię PŚ, skoro ukochanego nie ma nigdzie w zasięgu wzroku. Nie chodzi jednak o jakiś irracjonalny lęk przed wywołaniem ciekawości u sąsiadów-wyrzutków, skądże znowu; biedaczka martwi się po prostu, że jeżeli Plastikowa Simorośl nie odpowie na jej dramatyczny apel, będzie to ostateczne potwierdzenie, że nie przyszedł na miejsce zbiórki, ergo: ma ją w nosie.

W salonie staję jak wryta. Wszystkie nasze rzeczy – koce, gry, książki – zniknęły. Wypaczona drewniana podłoga, oświetlona promieniem latarki, jest goła. Zimne meble stoją w milczeniu, odarte ze wszystkich naszych osobistych akcentów, starych bluz od dresu i do połowy zużytych kremów przeciwsłonecznych.

WRESZCIE! Wreszcie okoliczna biedota poszła po rozum do głowy i zabrała tym dwóm lemingom zapasy, z których i tak nie potrafią rozsądnie korzystać (do połowy zużyty krem, powiadacie...Oliver, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale każda tego rodzaju wstawka tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że a) Plastikowa Simorośl pierwszy raz zobaczyła Głuszę na oczy na wycieczce krajoznawczej z Leną bądź b) na tym etapie ewidentnie nie miałaś jeszcze konkretnej wizji fabuły kolejnych tomów serii. Ewentualnie i jedno, i drugie).

A jednak Alex tu był, aby posprzątać nasze rzeczy.

No szlag by to...

Ten przekaz jest dla mnie bardziej czytelny niż tysiące wiadomości. Skończył ze mną.

Ech, niekoniecznie. Być może ktoś jednak przyłapał go na wprowadzaniu wroga na teren obozu, w związku z czym zaniósł znajomym buntownikom wszystkie te fanty jako drobną łapówkę w zamian za przyjęcie go z powrotem na kemping (fakt, że PŚ w ogóle pozwala sobie na tarzanie się w na wpół zużytych dobrach, pochodząc z Głuszy, będzie stanowić dla mnie źródło niekończącej się analizatorskiej uciechy w „Pandemonium”).

Odszedł. Z mojej krtani wydobywa się zduszony dźwięk, przerywając panującą w domu ciszę. Zaczynam głośno szlochać, latarka wypada mi z rąk i światło gaśnie. Oczyma wyobraźni widzę, jak cały dom wypełnia się moimi łzami, jak w nich tonę, jak ich rzeka unosi moje ciało gdzieś w odległe miejsce.

Coś mi się wydaje, że Lena znalazłaby wspólny język z Jiro z jednej z analiz NAKWy.

Aż tu nagle!

Wtem czuję na karku dotyk czyjejś ciepłej ręki przedzierającej się przez gęstwinę włosów.

Proszę, proszę, niech to będzie pan Mirek z Ochotniczych Oddziałów Porządkowych...

Lena.
Odwracam się. Alex pochyla się nade mną.

...A niech to.


A teraz...Och.

Ojej.

Ojejej.

Nie widzę dokładnie jego twarzy, lecz w słabym świetle wydaje mi się surowa – surowa i nieruchoma, jak wykuta z kamienia.
(…)
Chciałabym mieć w ręce latarkę, by ujrzeć jego twarz wyraźniej. A jednocześnie boję się tego, boję się chłodu, jaki mogę w niej odnaleźć.
Zostawiłam ci wiadomość u Gubernatora. Prosiłam, żebyśmy się tu spotkali.
Nie dostałem jej – odpowiada. Ton jego głosu wydaje się chłodny. – Przyszedłem tylko, żeby...

Część z Was w komentarzach pod ostatnią analizą wyraziła obawę, że Plastikowa Simorośl zrobi Lenie awanturę w związku z rzeczą, na którą ta nie miała najmniejszego wpływu. Dobra wiadomość? Awantury nie będzie. Zła wiadomość? Zamiast krzyków dostajemy...to.

I wiecie co? Z dwojga złego wolałabym już chyba, żeby PŚ zaczął w przypływie emocji krzyczeć na dziewczynę.

Widzicie, drodzy czytelnicy, sprawa ma się tak, że zarówno w prawdziwym życiu, jak i w literaturze mierżą mnie typy w rodzaju naszego złotowłosego Adonisa; osobnicy, którzy miast uczciwie wyrzucić, co im leży na wątrobie, kiszą się we własnym sosie dezaprobaty i całym swoim jestestwem starają się dać drugiej osobie do zrozumienia, jak bardzo potępiają ją i jej decyzje. Pomijając już ów drobny fakt, że Lena doprawdy nie romansowała z Brianem za plecami liściastego i jej wina w tej całej sytuacji jest żadna – Plastikowa Simorośl najwyraźniej stara się trzymać ją na dystans w celu wzbudzenia w niej poczucia winy. Ostatecznie, gdyby po prostu wyłożył argumenty na poparcie swoich racji (czego z oczywistych przyczyn nie może zrobić, jako że na dobrą sprawę nie ma żadnych – co niby mógłby jej zarzucić? „Jak śmiałaś dać się zaręczyć wbrew swojej woli?”), Lena mogłaby zacząć zaciekle się bronić, a nawet – o zgrozo – udowodnić, że Plastikowa Simorośl nie ma racji, traktując ją ozięble. PŚ przyjmuje zatem cwańszą taktykę zranionej niewinności, mającą skłonić bohaterkę do korzenia się u jego stóp.

I wiecie co? To działa.

Posłuchaj – ciągnę w przerwie między atakami czkawki. – Posłuchaj, jeśli chodzi o dzisiaj... to nie był mój pomysł. Carol kazała mi się z nim spotkać, a ja nie miałam jak cię powiadomić. A potem staliśmy tam i myślałam o tobie, o Głuszy, o tym, jak wszystko się zmieniło, że nasz czas się kończy i przez chwilę, przez jedną, jedyną chwilę, zapragnęłam wrócić do tego, co było wcześniej. – Wiem, że to, co mówię, nie ma najmniejszego sensu. Wyjaśnienie, które ćwiczyłam tyle razy w głowie jest do niczego, słowa plączą mi się bezładnie. Wymówki wydają się bez znaczenia: właśnie teraz uświadamiam sobie, że tylko jedna rzecz ma teraz znaczenie. Alex i ja nie mamy czasu. – Ale przysięgam, że wcale tak nie myślałam. Nigdy bym nie mogła... Gdybym cię nie spotkała, nigdy bym... Przed tobą nie wiedziałam, co tak naprawdę to wszystko znaczy, nie tak prawdziwie...

No i sami powiedzcie – czy taktyka Plastikowej Simorośli nie była słuszna? Najpierw doprowadza dziewczynę na skraj histerii, potajemnie ogołacając „ich” domek, po czym subtelnie nakłania ją do tego, żeby zaczęła przepraszać za to, że spotkała się z narzeczonym wbrew swojej woli i chęciom. Brawa dla tego pana!

„Ależ Maryboo” - powie ktoś z Was. „Jesteś zbyt surowa. No, zachował się chłopak cokolwiek nieładnie, ale w końcu jego serduszko musi krwawić po tym, jak ujrzał ukochaną z innym. Może po prostu musi to przetrawić w swoim tempie”.

No to patrzcie na to:

Alex przyciąga mnie do siebie i przytula. Chowam twarz w jego piersi. Wydaje się pasować tam idealnie, tak dokładnie, jak gdyby nasze ciała zostały dla siebie stworzone.
Ciii – szepcze mi do ucha. (…) Nie jestem na ciebie zły, Lena. (…) Zawsze wiedzieliśmy, że to kiedyś nastąpi. Wiedzieliśmy, że nie mamy wiele czasu.

Tak. Simorośl nie jest zła na Lenę. Ba; całkiem rozsądnie przyznaje, że tego rodzaju finał był nieunikniony.

Konkluzja? Cały ten chłód, zabawa w chowanego i doprowadzanie dziewczyny do łez były na zimno skalkulowane. Naprawdę, to jedyny wniosek, do jakiego dochodzę po lekturze tego wątku; PŚ chciał zobaczyć, jak ukochana korzy się przed nim za coś, co de facto nie jest w ogóle jej przewiną, ale tak czy inaczej zraniło ego leśnego duszka.

Wielkie brawa, Oliver. Doprawdy, w tworzeniu tru loffów zaczynasz dościgać największych mistrzów (czy raczej mistrzynie) literatury YA.

Aha – jeżeli uważacie, że nadinterpretuję powyższą scenę...no cóż, kochani, pamiętajcie: ja ZNAM Plastikową Simorośl. Wiem, jakimi krętymi ścieżkami podąża rozumowanie tego typa. I mam wszelkie podstawy, by sądzić, że moje odczytanie tej sceny jest w stu procentach zgodne z kanonicznym (choć zapewne w dużej mierze niezamierzonym) charakterem tej postaci.

Ale... ale... – Nie muszę tego mówić. Oboje wiemy, że mimo to udawaliśmy. Zachowywaliśmy się tak, jak gdyby nic nigdy nie miało się zmienić.

Powiedziałabym raczej, że tak, jakbyście oboje nagle dostali amnezji.

Alex obejmuje moją twarz rękami i kciukami ociera mi łzy.
Nie płacz, dobrze? No, nie płacz już.

- Już wystarczająco się ukorzyłaś, wybaczam ci, że zapomniałem o twoim zbliżającym się ślubie.

Chcę ci coś pokazać – mówi lekko łamiącym się głosem.
Prowadzi mnie do schodów skąpanych w świetle księżyca, które wpada do środka przez dziury w dachu. (...) Nie byłam na górze od dnia, gdy Alex po raz pierwszy przyprowadził mnie tu z Haną, kiedy to poznawałyśmy każdy pokój. Gdy byłam tu dziś po południu, nawet nie pomyślałam o tym, by sprawdzić piętro.

Czyli...te lemingi zaklepały sobie piętrową willę, a mimo to siedziały cały czas na parterze, gdzie najłatwiej zauważyć należące do nich bibeloty? ...Słowo daję, ta dwójka powoli zaczyna przeganiać w swym geniuszu Amisię i Aspena.

PŚ prowadzi dziewczynę do znajdującej się na piętrze sypialni; Lena nie bardzo ma ochotę tam wejść, pamiętając, że podczas pierwszej wycieczki natknęła się w pokoju na nietoperze. Chłopak jednak nie daje za wygraną i:

No i jak? – W głosie Aleksa pobrzmiewa nuta niepokoju. – Co o tym myślisz?
Nie umiem odpowiedzieć od razu, po prostu brak mi słów. Alex przesunął stare łóżko w kąt i idealnie wyczyścił podłogę. Okna – te, które pozostały – są otwarte na oścież, więc powietrze przesycone jest zapachem gardenii i jaśminu. Nasz koc i książki ułożył pośrodku pokoju, rozwinął też śpiwór, otaczając to miejsce dziesiątkami świeczek powstawianych do prowizorycznych świeczników, takich jak stare filiżanki albo puszki po coca-coli, podobnie jak w jego domu w Głuszy.

Ha! Trafiłam z tymi świeczkami!

Ale najlepszy w tym wszystkim jest sufit – a raczej jego brak. Alex zdarł z dachu przegniłe drewno i teraz nad naszymi głowami rozciąga się ogromna połać nieba.

PŚ...zerwał dach.

Z willi stojącej w zakazanej dzielnicy.

Gdzie ukrywają się nielegalnie przed światem.

A PŚ postanowił zabawić się w „Dom nie do poznania”. Ciekawe, czy pożyczał jakieś narzędzia od mieszkających nieopodal żebraków.

Nasze gołąbeczki mogą teraz wpatrywać się w gwiazdy (PŚ przegonił nawet nietoperze!). Lena jest wstrząśnięta i zmieszana:

I z całą mocą uświadamiam sobie, że zrobił to dla mnie. Nawet po tym, co zdarzyło się dzisiaj, przyszedł tutaj i zrobił to dla mnie. Zalewa mnie fala wdzięczności, a zaraz potem przychodzi inne uczucie, przynosząc z sobą ból. Nie zasługuję na to. Nie zasługuję na niego.

Leno...proszę cię, nie idź tą drogą. Zasadniczo zgadzam się z tobą – żadna niewiasta nie zasługuje na koszmar w postaci Plastikowej Simorośli – ale obawiam się, że mamy jednak na myśli co innego.

Odwracam się w jego stronę i nie jestem w stanie mówić. Alex ma twarz oświetloną płomieniem świecy i sam zdaje się płonąć ogniem. Nie widziałam w życiu niczego piękniejszego niż on.

No cóż, nie mnie oceniać czyjeś fetysze.

Alex... – zaczynam, ale nie mogę skończyć. Nagle on mnie przeraża, przeraża mnie jego absolutna i nieskończona doskonałość.



Zbyt niebezpiecznie jest wrócić do Głuszy. – Głos ma ochrypły, jak gdyby od przeciągłego krzyku, a jego szczęka wyraźnie drga. – Więc sprowadziłem Głuszę tutaj. Pomyślałem, że ci się spodoba.

A nie mogłeś tego zrobić za pierwszym razem, ponieważ...? Dasz mi wreszcie jakiś konkretny powód, dla którego w ogóle postanowiłeś wtedy narazić wasze (i nie tylko wasze) życie?

Niestety, PŚ psuje atmosferę romantyzmu, przypominając dziewczynie, że kończy im się czas:

Ta myśl mnie dobija: fakt, że Alex jest bliski płaczu, mnie dobija, a to, że zrobił to dla mnie, że wierzy, iż jestem tego warta, zabija mnie.

Ale...warta czego? Zdjęcia spróchniałego dachu? Leno, myszko, nie możesz tak nisko się cenić!

On jest moim światem i mój świat jest nim i bez niego nie ma świata.

~Eikko Przydupas.

Nie zrobię tego. Nie przejdę tego. Nie mogę. Chcę być z tobą. Muszę być z tobą.
Alex obejmuje moją twarz i spogląda mi w oczy. Jego twarz błyszczy teraz nadzieją.
Nie musisz przez to przechodzić. – Słowa wylewają się z niego niepohamowanym strumieniem. Najwyraźniej myślał o tym długo, tylko zachowywał to dla siebie. – Lena, nic nie musisz robić. Możemy razem uciec. Do Głuszy. Po prostu pójść tam i już nie wrócić.






...Wiecie co? Chciałam zrobić listę wszystkiego, co jest nie tak z powyższym planem, ale uświadomiłam sobie, że a) miałaby ona jakieś sto punktów, b) pełny komizm sytuacji i tak nie będzie całkowicie widoczny, póki nie dotrzemy do drugiego tomu serii. W związku z czym póki co zapytam tylko: Plastikowa Simoroślo, dobrze się czujesz?

Tylko że... Lena, wtedy już nigdy nie moglibyśmy wrócić. Wiesz o tym, prawda? Zabiliby nas oboje albo zamknęli w więzieniu na zawsze... Ale, Lena, to jest możliwe.

*przypomina sobie jeden z wątków „Pandemonium” *

He. HE. HE.

A swoją drogą, nawet, jeśli uznamy, że Lena faktycznie będzie persona non grata w strefie Małego Brata (na pełne wyjaśnienie problematyczności owego konceptu, musicie, niestety, jeszcze poczekać)...Co z tobą, kochasiu? Wszak nikt nie musi wiedzieć, że dziewczyna uciekła z twojego powodu i z twoją pomocą; co niby będzie stało na przeszkodzie, byś dalej przeskakiwał przez siatkę po kiść bananów i podpaski, jak to najwyraźniej bezproblemowo czynisz w regularnych odstępach czasu?

Zabiliby nas oboje. Oczywiście, Alex ma rację. Życie jako ciągła ucieczka. Chyba właśnie powiedziałam, że tego chcę.

Nie, powiedziałaś, że nie chcesz się z nim rozstawać. Istnieje subtelna różnica między „Och, ukochany, jakże wytrwam bez twoich złotych kłaków?” a „Chcę spędzić resztę życia w chłodzie i smrodzie jako wyrzutek, ukrywając się przed opresyjną władzą”.

Zaczekaj – mówię. – Zaczekaj chwilę.
Alex mnie puszcza. Nadzieja na jego twarzy gaśnie nagle i przez chwilę stoimy nieruchomo, spoglądając na siebie w milczeniu.
Nie mówiłaś poważnie – odzywa się wreszcie. – Wcale nie o to ci chodziło.

Owszem.

...Niech zgadnę; zdołasz jakoś przekręcić tę oczywistą prawdę w taki sposób, by wpędzić ją w poczucie winy, czyż nie tak?

Nie, naprawdę o to mi chodziło, tylko...
Tylko jesteś przerażona – kończy za mnie.
Podchodzi do okna i wpatruje się w ciemność. Teraz znowu napawa mnie lękiem, jego sylwetka robi wrażenie twardej i niedostępnej jak kamienny mur.
Nie jestem przerażona. Tylko... – Nie wiem, co chcę powiedzieć. Nie wiem, czego tak w ogóle chcę. Pragnę Aleksa i jednocześnie pragnę dawnego życia, chcę spokoju i szczęścia i jednocześnie wiem, że nie potrafię żyć bez niego.
W porządku – mówi matowym głosem. – Nie musisz niczego wyjaśniać.

Oczywiście, że zdołał.

Twoja dziewczyna nie reaguje entuzjastycznie na projekt życia w ubóstwie jako poszukiwany przez totalitarny rząd zbieg? Daj jej znać mową ciała i pozorną uprzejmością, jak głęboko zraniła twoje uczucia! Wiwat PŚ i jego subtelny psychologiczny szantaż!

Chodzi o moją mamę! – wybucham wreszcie.
Alex odwraca się, zaskoczony. Jestem tak samo zdziwiona jak on.

Jeśli was to pocieszy, jestem równie skonfundowana jak wy.

Nie chcę skończyć jak ona, rozumiesz? Widziałam, co to z nią zrobiło, widziałam, jaka się stała... To ją zabiło, Alex. Zostawiła mnie, zostawiła moją siostrę, zostawiła wszystko. Wszystko dla tego czegoś, co w niej tkwiło. Nie będę taka jak ona. – Nigdy tak naprawdę o tym nie mówiłam i zdumiewa mnie, jakie to trudne.

Wiecie co? To jest... kolejny ciekawy fabularny koncept, nad którym, razem z wątkiem Briana, pochylę się pod koniec analiz. To naprawdę fascynujące, ile interesujących idei mogłaby zawrzeć w tej powieści Oliver, gdyby tylko widoku nie przesłaniała jej złocista grzywa tru loffa.

PŚ chce wiedzieć, czy Lena ma na myśli delirię, ta tłumaczy jednak, że nie chodzi jej wyłącznie o targające jej matką fale namiętności; w ich domu zawsze było pełno śmiechu, zabawy w ganianego, łaskotek i tańców, mama śpiewała i przygotowywała córkom naleśniki z jagodami.

Nie wszystko było cudowne, nie przez cały czas. Czasami wstawałam w środku nocy, by pójść do łazienki, i słyszałam, jak płacze. Zawsze płakała w poduszkę, by stłumić ten dźwięk, ale ja i tak wiedziałam. Byłam wtedy przerażona. Nigdy przedtem nie widziałam płaczącego dorosłego, wiesz? I sposób, w jaki to robiła, to zawodzenie... jak jakieś zwierzę. I były dni, kiedy w ogóle nie wychodziła z łóżka. Nazywała je czarnymi dniami.

* wzdycha ciężko *

Nie jestem pewna, czy was to ucieszy, ale Oliver, podobnie jak Cass, przygotowała dla nas coś specjalnego w związku z Idealną Matką Serii i, podobnie jak u Cass, mam wrażenie, że jej zamierzenia cokolwiek rozjechały się z faktycznym efektem pracy, o czym przekonamy się naocznie, aczkolwiek dopiero za długi czas.

Modliłam się wtedy, żeby Bóg uleczył ją z tych czarnych dni.

Ponawiam pytanie, autorko: jak właściwie działają modlitwy w twoim uniwersum?

Lena tłumaczy PŚ, że jej błagania nie przyniosły skutku; mama przegrała z ADN, a ona boi się iść jej śladem i porzucić wszystko dla delirii.

Wszyscy myślą, że się zabiła, ponieważ nie mogła znieść kolejnego zabiegu. Wciąż starali się ją uleczyć, o tym też ci mówiłam. To miał być jej czwarty raz. Po drugim zabiegu odmówili jej... uznali, że znieczulenie kolidowało z remedium. Wbili się do jej mózgu, Alex, na żywo.

Brzmi faktycznie niezbyt miło, aczkolwiek zastanawia mnie sama idea znieczulenia, skoro jedna z postaci serii stwierdziła, że ból przy aplikacji remedium jest gorszy niż ten towarzyszący porodowi.

Ale wiem, że to nie był prawdziwy powód. Mama była dzielna. Nie bała się bólu. Właśnie na tym tak naprawdę polegał jej problem. Nie bała się. Nie chciała być wyleczona. Nie chciała przestać kochać taty. Pamiętam, jak powiedziała mi to raz, tuż przed śmiercią. „Próbują mi go odebrać” – rzekła. Uśmiechała się wtedy tak smutno. „Próbują mi go odebrać, ale nie uda im się”.

Pani Haloway, a...czy rozważała pani może...no nie wiem...to tylko taki pomysł...

NIEOBNOSZENIE SIĘ ZE SWOJĄ MIŁOŚCIĄ PRZED ODDZIAŁAMI PANI JADZI?

Kochani, mam wrażenie, że Oliver próbuje tu wymusić na mnie podziw i współczucie dla mamy Leny. Cóż, nie podziwiam jej ani jej nie współczuję. A wiecie dlaczego? Bo wkopała się w zasadzie na własne życzenie.

Poprzedni opis „czarnych dni” sugerował, że pani Haloway mogła cierpieć na depresję po stracie męża, co byłoby pewnym wytłumaczeniem jej nierozważnego zachowania – problem w tym że, spoiler alert, Oliver nigdy nie idzie w tym kierunku. Mama Leny najwyraźniej była po prostu tak niefrasobliwa, że nie bardzo obchodziło ją, kto może usłyszeć jej zawodzenie – lub też, jak wiemy z poprzednich rozdziałów, czy pani Jadzia będzie w stanie podejrzeć ją przez okno. Szczerze mówiąc, cały ten wątek trąci mi dziwnym zafiksowaniem się na idei „Prawdziwa Miłość jest tak prawdziwa, że nie da się jej ukryć”. Cóż...nie. Prawdziwa miłość prawdziwą miłością, ale jeżeli żyjesz w opresyjnym państwie i masz dwoje dzieci, którym musisz zapewnić byt, to musisz troszkę stonować epatowanie swoim poświęceniem w imię tru loff i nauczyć się zasuwać rolety.

Ponownie, kochani: podchodziłabym inaczej do całej tej sprawy, gdyby tekst przedstawiał kobietę jako załamaną na skutek śmierci męża i kompletnie nie radzącą sobie z rzeczywistością – ale jak się przekonamy w przyszłości, Oliver w tym wątku nie tyle stara się pokazać panią Haloway jako rozsypaną psychicznie i w związku z tym nie potrafiącą ukrywać żałoby, a dzielną, głęboko zakochaną kobietę, co to da sobie wbić igłę w mózg na żywca, a ukochanego się nie zaprze. A to, w połączeniu z tym, czego jeszcze dowiemy się w przyszłości o tej postaci...nastraja mnie do niej średnio optymistycznie.

Nosiła na szyi jedną z jego zapinek, na łańcuszku. Przez większość czasu chowała ją pod ubraniami, ale tamtego wieczoru wyłożyła ją na zewnątrz i wpatrywała się w nią. Pamiętam ją dokładnie. Była to taka dziwna, podłużna zapinka przypominająca sztylet, z dwoma jasnymi klejnotami na rękojeści, które wyglądały jak oczy. Mój tata przypinał ją do mankietu. Po jego śmierci mama nosiła ją ciągle, nie ściągała nawet do kąpieli...
Nagle Alex cofa rękę i robi dwa kroki w tył. Odwracam się i widzę jego bladą twarz wpatrzoną we mnie tak, jakby się i widzę jego bladą twarz wpatrzoną we mnie tak, jakby właśnie ujrzał ducha.(...)
Jak duża była? To znaczy ta zapinka. – Jego głos jest dziwnie piskliwy.

Zapewne niewielka, biorąc pod uwagę, że mama Leny bez trudu chowała ją pod ubraniem, co – kolejny spoiler alert – czyni cały ten wątek dosyć naciąganym.

Lena odpowiada, że wielkości kciuka; była to nagroda dla jej dziadka za jakoweś zasługi dla kraju (swoją drogą, ciekawe, którego; jeśli mówimy o USA przed delirią, to na miejscu tatusia i mamusi Leny raczej nie obnosiłabym się z podobnymi pamiątkami...).

Alex przez chwilę milczy. Odwraca się, w świetle księżyca jego profil jest tak surowy, jak gdyby został wykuty z kamienia. Cieszę się, że na mnie nie patrzy. Zaczynał mnie przerażać.

Jak to dobrze, że regularnie odczuwasz strach w towarzystwie typa, z którym wstępnie planujesz spędzić resztę życia na wygnaniu!

Co porabiasz jutro? – odzywa się wreszcie. Mówi powoli, jak gdyby każde słowo przychodziło mu z wysiłkiem. To pytanie wydaje mi się teraz tak nie na miejscu, że wpadam w złość.
Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Lena, proszę. – I znowu ten głuchy ton.– Po prostu odpowiedz. Pracujesz jutro?
Nie, dopiero w niedzielę.

- A ty? Masz jeszcze w ogóle jakąś pracę, czy też szef wylał cię po trzecim z rzędu niestawieniu się na popołudniową zmianę?

Musimy się spotkać. Muszę... muszę ci coś pokazać.

- Cóż, wygląda na to, że jednak nie masz.

Alex znowu odwraca się w moją stronę. Jego oczy są czarne i dzikie, a twarz tak obca, że cofam się o krok.
Będziesz się musiał postarać. – Próbuję się roześmiać, ale z mojej krtani wydobywa się tylko dziwne bulgotanie. Boję się, mam ochotę mu powiedzieć, że mnie przeraża.

I znów: idealny kandydat do wspólnej ucieczki w nieznane!



Może chociaż jakaś podpowiedź?
Alex bierze głęboki oddech i przez chwilę wydaje mi się, że nie odpowie. Jednak myliłam się.
Lena – mówi wreszcie. – Sądzę, że twoja mama żyje.





I to już wszystko na dziś. A w następnym odcinku: zwiedzamy Krypty. Nie, ja naprawdę nie żartuję.

Zostańcie z nami!

Maryboo

33 komentarze:

  1. Doktor! <3
    Czekałam na moment aż padnie propozycja, żeby uciekli razem do Głuszy. Jakkolwiek kretyńskie to by było z punktu widzenia postaci przecież każdy wiedział, że to i tak się stanie. A Simorośl jest perfidnym manipulantem, trzeba w końcu dorównać kanonom w postać Edka i całej reszty.

    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie dwa rozdziały są takie miodne!
    I jak ja nie mogę doczekać się Pandemonium. Regularnie o nim wspominacie, a mnie aż serduszko świerzbi, żeby dowiedzieć się, co za idiotyzmy się tam dzieją. To będzie takie piękne.

    A co do analizy: Plastikowa Simorośl jest przerażająca. To jak manipuluje, straszy i naraża na niebezpieczeństwo naszą protagonistkę sprawia, że powinien być szwarccharakterem serii, a nie głównym trulofem. Lena powinna zrozumieć jaki naprawdę jest jej wybranek i jak najszybciej go zostawić - on jednak nie dałby tak łatwo za wygraną i w tej sposób książka przeobraziłaby się w thriller psychologiczny. Ale nie oszukujmy się, trylogia skończy się najpewniej ich ślubem.

    Jak autorki YA to robią? Dlaczego nie stworzą po prostu miłego, uczynnego chłopca? Jak na przykład Peeta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ale nie oszukujmy się, trylogia skończy się najpewniej ich ślubem." - nie lubię spoilerować własnych analiz, powiem więc tylko tyle, że trylogia kończy się w sposób tak kuriozalny, iż istnieje spora szansa, że nikt z Was nie zgadnie właściwego zakończenia aż do ostatniego rozdziału "Requiem".

      "Jak autorki YA to robią? Dlaczego nie stworzą po prostu miłego, uczynnego chłopca?" - miły, uczynny chłopiec zazwyczaj nie skrywa Mrocznej Tajemnicy i nie jest buntownikiem (bez powodu), jest więc mało intrygujący. Miłych, uczynnych chłopców jest na pęczki, niech ich sobie biorą statystki; Mary Sue musi mieć tego jedynego w swoim rodzaju księcia ciemności, który pokazuje swoje wrażliwe serduszko tylko w jej obecności, udowadniając, jaka jest niezwykła (a jeżeli już nie ciemności, no to chociaż autentycznego księcia, vide Amisia).

      Usuń
    2. "Ale nie oszukujmy się, trylogia skończy się najpewniej ich ślubem." - Czy ja wieeeem? To YA, a jeszcze nie dostaliśmy trójkąta miłosnego. Bez drugiego adoratora Mary Sue jest za mało tru, więc kto wie, kto wie...

      Usuń
    3. Nie wytrzymałam i znalazłam streszczenia całej trylogii, żeby obczaić zakończenie.
      ...
      XD XD XD

      Usuń
    4. ''Nie wytrzymałam i znalazłam streszczenia całej trylogii, żeby obczaić zakończenie.'' <--- Podeślesz to co znalazłaś albo sama zaspoilerujesz? XD Jestem ciekawa

      Usuń
    5. Po prostu sprawdźcie Wikię Delirium. Kopalnia xD-ów.

      Usuń
  3. Jak tylko skończę analizę "Rywalek" zabieram się za "Delirium" ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. ...i ja chciałam bronić tego padalca. [przepraszam wszystkie padalce, nie zasłużyły na to porównanie]. Nie, jego nie ma jak bronić, tu wszystko było nastawione na wywołanie w Lenie poczucia winy, że najpierw trzyma innego za rękę, a potem zwątpiła w Aleksa - bo już pomyślała, że tak łatwo ją odrzucił, a on tymczasem z romantycznej miejscówki zrobił miejscówkę jeszcze bardziej romantyczną! Swoją drogą chciałabym zobaczyć, co im z tego zostanie po pierwszym deszczu (tak, wiem, że nie zobaczę). No ale świece są, gwiazdy też, czyli jest dom ^^
    Może Alex wcale nie mieszkał w Głuszy, może jednak jest tajnym agentem wyłapującym zbuntowane nastolatki? Bo nie mam pojęcia, jak przeżył w Głuszy ze zmysłem praktycznym na tym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Bo nie mam pojęcia, jak przeżył w Głuszy ze zmysłem praktycznym na tym poziomie." - przeżył, bo na tym etapie Oliver nie wymyśliła jeszcze, jak będzie wyglądało życie w Głuszy i póki co wyobrażała je sobie jako takie przedłużone kolonie. Innego wytłumaczenia nie znajduję.

      Usuń
  5. Wiwat PŚ i jego subtelny psychologiczny szantaż!
    Niestety,w życiu też to czasem działa.
    – Lena – mówi wreszcie. – Sądzę, że twoja mama żyje.
    No,tu mnie zaskoczyli! Po zapince poznał!
    lex ma twarz oświetloną płomieniem świecy i sam zdaje się płonąć ogniem.
    Romantycznie,och,jak bardzo..
    Jestem ciekawa, co dalej.A to dramatic look jest fajne.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Niestety,w życiu też to czasem działa." - ano działa, co stawia całą tę scenę w mocno nieprzyjemnym świetle.

      Usuń
    2. "sam zdaje się płonąć ogniem."

      wyobraziłam sobie te jego liście na łbie jak mu stają w ogniu...

      Usuń
  6. "On jest moim światem i mój świat jest nim i bez niego nie ma świata." - "Takiż to świat! Niedobry świat! Czemu innego nie ma świata!" tak mi się skojarzyło...
    Oczywiście, zapinka musi odpowiednio mrocznie i nastrojowo wyglądać. Ciekawe, czy takie odznaczenie faktycznie istnieje, czy pani autorka wymyśliła, żeby jej wyglądem ładnie pasowało.
    PŚ to śmieć. Tyle powiem.
    Matka Leny mnie odrzuca. Krwa, od dłuższego czasu zaczytuję się reportażami o krajach totalitarnych i nie wiem, jak pozbawionym wyobraźni trzeba być, żeby stworzyć taką amebę jako bohaterkę? Gdzie ci rodzice, którzy boją się że ich własne dzieci mogą być potencjalnymi donosicielami? Nieeee, szczyt konspiry to chować zapinkę pod bluzkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Krwa, od dłuższego czasu zaczytuję się reportażami o krajach totalitarnych i nie wiem, jak pozbawionym wyobraźni trzeba być, żeby stworzyć taką amebę jako bohaterkę?" - matka Leny to generalnie frapująca postać, mniej więcej na tej samej zasadzie, co Amberly; Oliver zamysł cokolwiek rozjechał się z wykonaniem.

      Maryboo

      Usuń
  7. PŚ jest prawie tak obleśny jak paru najgorszych mężów/partnerów w historii literatury , minus gwałty i bicie.
    Matka Leny żyje. Kto by się nie spodziewał.

    Ela TBG

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, tak, ucieknijcie sobie beztrosko za rączkę z totalitarnego państwa, skacząc przez pola kwiatków, machając jednorożcom i podziwiając tęczę
    https://media.giphy.com/media/hwMGB1N4wZ8iI/giphy.gif
    A rodzina Leny niech sobie cierpi z powodu kolejnej gałązki drzewa genealogicznego, która postanowiła wyłamać się z systemu. W końcu, kogo by obchodziło, że młodsze kuzynki będę przez to jeszcze bardziej narażone na krzywe spojrzenia pani Jadzi, pff, takie tam, pierdoły. Rodzina? Jaka rodzina? Ważne, że tru loff jest obok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biały Lisie - a nad tą kwestią to zamierzam pochylić się oddzielnie pod koniec tej książki...Coś czuję, że to będzie jeden z moich najdłuższych elaboratów od czasów "Intruza".

      Maryboo

      Usuń
    2. Nie mogę się doczekać!

      Usuń
    3. Też o tym pomyślałam. Lena ani trochę nie myśli o swojej rodzinie, co z drugiej strony niezbyt mnie dziwi - niczym u Kiery Cass, krewni są tutaj tylko po to, aby pełnić rolę statystów. Czy ktoś pamięta jeszcze o mężu Carol? Bywa on w ogóle w domu?
      To, jak nieistotni są dla fabuły niech świadczy również fakt, że przez pierwszych kilka rozdziałów nie potrafiłam spamiętać, że Lena ma siostrę. Jedynym domownikiem, z którym protagonistka notabene rozmawia, jest Carol, ale i ona jest sprowadzona do jakieś karykatury.

      Usuń
  9. Jak czytałam kiedyś tę serię, to właśnie do tego rozdziału Alex wydawał mi się nieco creepy i irytujący, ale "nie aż taki zły", bo chyba już wtedy podświadomie porównywałam go innych tru loffów z YA. Ale tutaj bo prostu czytając o jego zachowaniu byłam tak przepełniona obrzydzeniem, że... Jego motywy są tutaj po prostu transparentne, jest oczywistym, że chciał wywołać w Lenie poczucie winy, żeby najlepiej błagała jaśnie pana o wybaczenie. Nawet jakbym chciała, nie potrafiłabym go wybronić, bo z przykładem identycznego zachowania spotykamy się bardzo często w prawdziwym życiu i wtedy również szlag mnie trafia, gdy widzę tę arogancję i manipulację. Ugh, co za śliski typ.
    I nikt obdarzony jakimkolwiek szacunkiem do samego siebie czy chociażby instynktem samozachowawczym nie powinien pozwalać sie tak traktować. Ale Lena chyba ma juz całkiem wyprany mózg, wiec wyjątkowo nie będę jej bronić. Jak bohaterka ma byc inteligentna, kiedy autorka intelektem nie błyszczy (chociaż może i tak, nie znam pani Oliver osobiście, oceniam jedynie po jej umiejetnościach pisania dystopii, tworzenia uniwersum, kreowania bohaterów i innych rzeczach, które nam świetnie w tej analizie przybliżacie).
    Podsumowując, ten rozdział wyzwolił we mnie jakiegoś wewnętrznego morderce, ale analiza jak zwykle przednia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *miało być, że Lenki nie będę winić, nie "bronić"

      Usuń
  10. Tak sobie myślę... PŚ niekoniecznie jest podłym manipulatorem. Może być też egocentrykiem, który uważa za zbrodnię zwrócenie uwagi na kogo innego niż wspaniałego jego i faktycznie jest tym głęboko oburzony i tsierpi wewnęcznie... co być może świadczy o nim jeszcze gorzej.
    Rozbieranie dachu w pojedynkę jest taaakie proste... ciekawe, jak potem posprzątał resztki i GDZIE je wyrzucił, bo tak w prawdziwym życiu to się chyba do tego bierze conajmniej firmę sprzątającą. Herbicydy należą się naszemu żyjącemu drzewku jeszcze bardziej niż myślałam. Czy bohaterki zawsze mając do wyboru wrażliwego i współczującego chłopaka lub egocentrycznego manipulatora muszą wybrać to drugie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czy bohaterki zawsze mając do wyboru wrażliwego i współczującego chłopaka lub egocentrycznego manipulatora muszą wybrać to drugie?" - ale jakiego znów wrażliwego, wszak Brian to przegryw świszczący przez nos. I na pewno nie wygląda tak ładnie, oświetlony światłem świec.

      Maryboo

      Usuń
    2. "PŚ niekoniecznie jest podłym manipulatorem." Zasadniczo to on w ogóle mógł być całkiem udaną postacią nawet w takiej formie, jak teraz (albo chociaż zbliżonej). Nie "dobrym partnerem" ale "dobra postacią". Jeśli dobrze zrozumiałam, ten chłopak wychował się bez rodziny, podrzucany ciągle komu innemu, w warunkach raczej mało ciekawych. Jakoś nie zaskakuje mnie, że nie ogarnia jak działają związki międzyludzkie - po prostu nie miał gdzie się tego nauczyć. Przyjęłabym pomysł bohatera kompletnie zagubionego, z zaburzeniami na tle emocjonalnym, któremu jednocześnie wydaje się, że jest super dojrzały i wie wszystko, bo przecież do tej pory działało, nie? Ale coś mam wrażenie, że jego kreacja nie idzie w tę stronę...

      Usuń
    3. Biały Lisie - tak na dobrą sprawę każda postać mogłaby być udana, gdyby poprowadzić ją świadomie, mając na uwadze również jej wady (te zamierzone i niezamierzone). Tylko jak to tak, truloff nie miałby być pienkny i mondry i idealny?
      Moim zdaniem wiele autorek YA zbyt mocno skupia się na wspaniałości ich pacynek, przez co umykają im rzeczy, które sprawiają, że z bliska jednak takie nie są. A wystarczyłaby odrobina krytyki z ich strony...

      Usuń
  11. Jeśli motyw z Lenką bojącą się, że podzieli los swojej matki, już nigdy się nie pojawi albo jeśli Oliver go zepsuje to będę zły. Ta książka to kopalnia zmarnowanych pomysłów...! Simorośl byłby perfekcyjnym antagonistą typu "jestem chory psychicznie i mam na twoim punkcie obsesję", jak właściwie połowa truloffów z YA. To autentycznie przerażające, że w książkach dla młodzieży takie coś przedstawia się jako prawdziwą miłość. PŚ kojarzy mi się z postacią z pewnej gry, która zabiła dziewczynę swojego obiektu obsesji, następnie porwała go i zastraszeniem zmusiła do małżeństwa. Albo bohaterkę jednego anime, która prześladowała głównego bohatera, zmanipulowała go i wykorzystała sytuację aby go od siebie uzależnić. I wiele innych podobnych motywów i postaci. Tyle że tam autorzy w pełni zdawali sobie sprawę z toksycznosci, a patologia była zamierzona. Brr, niech ktoś to zatłucze łopatą. Chociaż mówiąc szczerze, stęskniłem się za Waszym rozbieraniem patologii na części. Pytanie o zwianie do Głuszy musiało prędzej czy później paść, chociaż mówiąc szczerze zdziwiło mnie, że akurat teraz. Spodziewałem się, że albo o wiele wcześniej, albo podczas wycieczki do buntowników przeciw totalitarnemu, ekhem, reżimowi, albo po zabiegu, gdy okazałoby się, że Lenka podobnie jak mama jest odporna na remedium. Tu ci się udało mnie zaskoczyć, ałtorko! Chociaż zgaduję, że odporność Marysi Zuzanny na lobotomię wyjdzie prędzej czy później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jeśli motyw z Lenką bojącą się, że podzieli los swojej matki, już nigdy się nie pojawi albo jeśli Oliver go zepsuje to będę zły." - cóż, wszystko zależy od tego, co uznamy za zepsucie, bo wątek mamusi Leny dopiero teraz zacznie się de facto rozkręcać...w bardzo specyficzny sposób.

      Maryboo

      Usuń
  12. Co było dopowiedzenia o PŚ zostało już powiedziane. Odczuwam jednak głęboką potrzebę powtórzenia po innych, że PŚ to przerażający psychol.

    rose29

    OdpowiedzUsuń
  13. Plastikowa Simorośl - podręcznikowy przykład tru loffa niewartego uwagi i poświęcenia, ale z jakiegoś powodu ubóstwianego przez aŁtorki i ich tffory.

    OdpowiedzUsuń
  14. Drobnostka, ktorej nie zauwazylyscie: poprawnie po lacinie musi byc "ex remedio". Ale coz, aŁtorka nie umie w lacine, czego dowiodla przy tworzeniu jakiejs "amor deliria nervosa" :p

    Caedmon

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytając po raz drugi zauważyłam, że PS to jest opisywany jako przerażający kamień itp i strasznie mi się to kojarzy z SparkleMasterem xD

    OdpowiedzUsuń