Na
początek ogłoszenie: ponieważ Beige zachorzała, do końca
miesiąca analizować będę ja. Jako że dzisiejsza analiza była
przygotowywana ad hoc, z góry przepraszam za ewentualne
niedopatrzenia.
„Mary, Mary, weź parasol,Niech nie zmylą cię żywioły.Choć deszcz z nieba dziś nie spadnie,Będą lecieć wciąż popioły.Mary, Mary, wiosłuj szybko,Takie dziwne przyszły dni,Morze burzy się bez sztormuI ma przy tym kolor krwi.
Panna Mary (popularna wyliczanka do klaskania pochodząca z czasów blitzu), [w:] Wyliczanki i nie tylko. Historia gier i zabaw”
Wiecie co? Chyba wolałabym, żeby każdy rozdział
rozpoczynał się jakąś rymowanką; wychodzą one autorce lepiej,
niż pseudonaukowe i pseudoreligijne wstawki.
Po udanym skoku przez płot nasze gołąbeczki biegną
przez ciemny, ciemny las. Lena jest kompletnie przerażona, do tego
stopnia, że wpada w panikę, gdy Plastikowa Simorośl na chwilę
puszcza jej dłoń.
– W porządku – mówi już prawie normalnym tonem, więc domyślam się, że jesteśmy bezpieczni. – Nigdzie się nie wybieram. Muszę tylko znaleźć latarkę, okej?
No proszę, jaki ten nasz misio zaradny! Aż dziw, że
nie przygotował też zawczasu soczków w kartonikach.
Kochani, pozwólcie, że z góry wyjaśnię pewną
kwestię: momentami moja zjadliwość w tej analizie może się
wydawać nieuzasadniona. Uwierzcie mi zatem na słowo, że mnóstwo
wątków z dzisiejszego rozdziału będzie wyglądało kompletnie
idiotycznie w zestawieniu z kanonem, który Oliver ustanowi w
kolejnych tomach, do tego stopnia, że czytając „Pandemonium” i
„Requiem” niejednokrotnie zastanawiałam się, czy autorka pisząc
„Delirium” w ogóle miała jakąkolwiek wizję tego, jak będą
wyglądać następne książki serii.
– Okej. – Staram się przywrócić normalny oddech, zawstydzona. Pewnie Alex żałuje, że mnie z sobą zabrał. Nie zachowuję się jak wcielenie odwagi.Jak gdyby czytał w moich myślach, Alex całuje mnie raz jeszcze, delikatnie, tuż obok ust. Domyślam się, że jego oczy również nie przystosowały się do ciemności.– Świetnie ci idzie – mówi.
Zasadniczo dokonania Leny ograniczają się jak na razie
do sprintu za swym lubym i bycia na skraju histerii, nie bardzo zatem
wiem, za co ją tak chwalisz.
A potem słyszę, jak szeleści gałęziami, przeklinając niezrozumiale pod nosem. Chwilę później wydaje z siebie krótki okrzyk radości i szeroki promień latarki wystrzela w górę, oświetlając gęsto ściśnięte drzewa i całą roślinność wokół nas.– No, znalazłem – oznajmia, uśmiechając się szeroko, i prezentuje mi latarkę. – Zostawiamy ją tutaj dla tych, co przekraczają granicę – wyjaśnia.
…
…
„ Zostawiamy ją tutaj dla tych, co przekraczają
granicę”
„ Zostawiamy ją
tutaj dla tych, co przekraczają granicę”
„PRZEKRACZAJĄ
GRANICĘ”
…
…
...Okej, teraz mam już pewność: Oliver, pisząc ten
fragment, nie miała pojęcia, jak będą wyglądały następne
odsłony serii. I w sumie nie musiała, tylko dlaczego, na litość,
tworząc sequele nie wróciła do „Delirium” by sprawdzić, co
tam nabazgrała?
Widzicie, drodzy czytelnicy, to małe, niewinne zdanko
póki co wygląda zupełnie normalnie. Sensownie. Logicznie. Nie ma
się do czego przyczepić, prawda?
Cóż, zapamiętajcie je. Zapamiętajcie je dobrze,
albowiem – nie żartuję – owa banalna w swej naturze wypowiedź
Plastikowej Simorośli rzuci kompletnie nowe światło na...cóż, w
zasadzie na cały fabularny szkielet kolejnych dzieł jako takich.
Czuję się dużo lepiej teraz, kiedy widać, dokąd idziemy. Gałęzie nad nami tworzą baldachim, który przypomina mi sklepienie katedry Świętego Pawła, gdzie chodziłam do szkółki niedzielnej i słuchałam o atomach, prawdopodobieństwie i o Bożym porządku.
Nadal zabawne, autorko.
Nasze gołąbki idą, idą i idą, a ponieważ nie
kroczą żadną konkretną ścieżką, bohaterkę dopada obawa, czy
PŚ oby się nie zgubił i nie błądzi bez celu między krzaczkami.
Już mam go zapytać, skąd wie, czy dobrze idziemy, kiedy zauważam, że co jakiś czas przystaje i omiata latarką pnie drzew, których upiorne, strzeliste kształty otaczają nas ze wszystkich stron. Na niektórych z nich widnieją ślady niebieskiej farby.– Ta farba... – zaczynam pytającym głosem. Alex spogląda na mnie przez ramię.– To nasze drogowskazy – odpowiada, a potem dodaje: – Wierz mi, lepiej się tu nie zgubić.
W sumie racja, aczkolwiek wskazywanie wszystkim
zainteresowanym drogi do swojego gniazdka nie wydaje się być
najlepszym z pomysłów, biorąc pod uwagę...
...a, racja, „Pandemonium” jeszcze nie istnieje. Mój
błąd, idźmy dalej.
W pewnej chwili nasi bohaterowie wychodzą z buszu
wprost na pola malowane zbożem rozmaitem (choć bez zboża) i
popękane pozostałości asfaltowej drogi.
Pośrodku pola szumiącej trawy stoi wielka niebieska ciężarówka w nienaruszonym stanie, jak gdyby ktoś przyjechał tutaj na piknik.
Łohoho, patrz pani, nienaruszona ciężarówka!
Zapewne cała zawartość, łącznie z fotelami, nadal grzecznie leży
w środku? Nie ma co, Plastikowa Simorośl jak nic wywalczył sobie
niezłą miejscówkę, skoro do tego stopnia gardzi dobrami
materialnymi.
Naprawdę, kochani; nie macie pojęcia (a przynajmniej
Ci z was, którzy nie znają kolejnych tomów) jak zabawny jest ten
rozdział, gdy człowiek wie, co czeka go w analizatorskiej
przyszłości.
Okazuje się, że droga została zniszczona w czasie
blitzu; Lena wspomina, iż miał on miejsce, kiedy jej mama była
jeszcze dzieckiem i że pani Haloway opowiadała jej kiedyś, że
dzieciństwo kojarzy jej się z hukiem bomb, zapachem spalenizny i
popiołem niesionym przez wiatr.
Następny akapit jest wcale udany; Lena konfrontuje
swoje wspomnienia z lekcji historii (w czasie których przedstawiano
dumnych pilotów równających z ziemią źródło zarazy jako
bohaterów) z tym, czego nie może dłużej ignorować, znajdując
się w dawnym centrum owej masakry; faktem, iż w czasie nalotu
zginęły tysiące ludzi - ludzi w niczym nie różniących się od
niej.
Przepełnia mnie żal za wszystkim, co zostało utracone, i gniew wobec tych, którzy to zniszczyli. Wobec ludzi z mojego świata – czy może raczej z mojego starego świata. Nie wiem już, kim jestem ani gdzie przynależę. Choć to nie do końca prawda.Alex. Wiem, że należę do niego.
Leno, ja wiem, że znajdujesz się w dosyć
skomplikowanym momencie życia, nadal niepewna, gdzie tak naprawdę
przynależysz, ale jeśli musisz już uzależniać swoją pozycję w
świecie od jakiegoś męża, co ty na to, żeby wybrać kogoś
bardziej godnego zaufania od Plastikowej Simorośli?
Nieco bliżej szczytu wzgórza natykamy się na zadbany biały dom pośrodku pola. Jakimś cudem wyszedł z blitzu bez szwanku i gdyby nie oderwana okiennica, która zwisa teraz pod dziwnym kątem, stukając delikatnie na wietrze, mógłby to być dom, jakich w Portland wiele.– Czy ktoś tu teraz mieszka? – pytam Aleksa.– Czasami ktoś się tu schroni, kiedy pada albo jest zimno. Ale tylko włóczędzy, Odmieńcy, którzy wybrali życie poza osadami. – Znów chwila wahania przed słowem „Odmieńcy”, grymas, jak gdyby zostawiało ono nieprzyjemny smak w ustach. – My raczej trzymamy się od tego miejsca z daleka.
- Ja wiem, że jest nadal w jednym kawałku, ma cały
dach i w ogóle, ale rozumiesz, to tylko taka noclegownia w nagłych
wypadkach, trzeba zachować pewne standardy.
Słowo daję, nawet Cass w „Selekcji” nie była do
tego stopnia niekonsekwentna, a przecież niebodze w pewnym momencie
zapomniało się, jakie stanowisko oficjalnie piastowała Amberly
przed zostaniem królową. Zaczynam się powoli zastanawiać, czy
nikt nie zabrał Oliver wszystkich kopii „Delirium”, kiedy
zaczęła tworzyć kolejne odsłony – bo tylko tak mogę
wytłumaczyć tę przepaść pomiędzy poszczególnymi książkami
serii.
Mówi się, że bombowce mogą wrócić, by dokończyć dzieła.
- A że strzeżonego Pan Bóg strzeże, ja postanowiłem
zacumować całe pół kilometra dalej.
Choć może to raczej kwestia przesądów. Ludzie uważają, że ten dom przynosi pecha. – Rzuca mi wymuszony uśmiech. – Jest jednak dokładnie wysprzątany. Są tu łóżka, koce, ubrania – wszystko. Ja też przyniosłem tu swoje naczynia.
…
…
...Ja... Nie. Wiecie co? Nie. Nawet nie mam siły tego
komentować; póki co i tak brak nam właściwego kontekstu. Po
prostu zapamiętajcie ten fragment.
Z naciskiem na ostatnie zdanie.
Wciąż mnie dziwi to, że tutaj, pośrodku tego pustkowia, żyją ludzie, którzy potrzebują naczyń, koców i tych wszystkich zwyczajnych rzeczy.
...A co, myślałaś, że Odmieńcy żywią się energią
słoneczną?
Alex schodzi z drogi i ciągnie mnie znowu w stronę lasu.(...) Tym razem idziemy w miarę wydeptaną ścieżką. Tu również drzewa oznaczone są co jakiś czas niebieską farbą, ale wygląda na to, że znaki nie są już Aleksowi potrzebne.
Ale ponieważ PŚ i jego pobratymcy lubią życie na
krawędzi, pomalowali wszystkie sosny w okolicy. Gość w dom, Bóg w
dom!
W pewnym momencie liściasty gasi latarkę i prosi Lenę,
by zamknęła oczka. Przez kilka minut prowadzi dziewczynę, aż w
końcu:
– Jesteśmy na miejscu – oznajmia z ekscytacją w głosie. – Możesz otworzyć oczy. (…)Teraz już nie jestem pewna, jak dokładnie wyobrażałam sobie Głuszę, ale cokolwiek to było, było na pewno inne niż to. Las przecina długa, szeroka polana, porośnięta gdzieniegdzie kępami młodych drzew, które wyciągają smukłe gałązki ku niebu rozpiętemu nad naszymi głowami niczym rozległy i błyszczący baldachim, z jasnym, ogromnym, okrągłym księżycem pośrodku. Dzikie róże oplatają pognieciony znak, tak wyblakły, że niemal nieczytelny. Udaje mi się jedynie odczytać słowa: CREST VILLAGE MOBILE PARK.
Ta - daaam! Dotarliśmy do obozowiska PŚ. I cóż to za
barwne miejsce!
Polanę zapełniają dziesiątki przyczep oraz innych bardziej pomysłowych schronień: brezent rozciągnięty między drzewami, w którym koce i zasłonki pod prysznic służą za drzwi wejściowe; rdzewiejące ciężarówki z namiotami rozbitymi na tyłach przyczep; stare furgonetki z oknami zasłoniętymi materiałem dla zachowania prywatności.
Tak. Odmieńcy nocują, gdzie się da – wliczając w
to nieco bardziej zaawansowane forty z koca, jakie spora część z
nas budowała w dzieciństwie.
Podczas gdy jakieś pół godziny stąd leży sobie
opuszczony, W PEŁNI WYPOSAŻONY DOM.
Drodzy czytelnicy, przyzwyczajcie się do tego rodzaju
absurdów; gwarantuję, że będzie już tylko gorzej.
Polanę pokrywają też wgłębienia, gdzie w ciągu dnia palą się ogniska – teraz, dobrze po północy, wciąż się tlą, uwalniając smużki dymu i woń zwęglonego drewna.– Widzisz? – Alex uśmiecha się szeroko i zatacza koło rękami. – Blitz nie zniszczył wszystkiego. – (...) – Dotyka czubkiem buta ziemi, którą przysypano dogasające ognisko. – Wygląda na to, że spóźniliśmy się na imprezę.
Albowiem życie w Głuszy to takie przedłużone
kolonie: mama nie każe nam myć uszu, są ogniska, śpiewy do
białego rana i zielone noce. No, chyba że autorce w przyszłości
nieco zmieni się optyka (albo po prostu Plastikowa Simorośl okaże
się być paskudnym kłamczuszkiem), to wtedy jednak nie.
Gdy mijamy poszczególne „domy”, Alex opowiada mi nieco o ich mieszkańcach, ciągle mówiąc szeptem, żeby nikogo nie obudzić.
A, czyli ta osada nie jest opuszczona? Odmieńcy
wciąż tam siedzą? I nikt, absolutnie nikt nie pełni warty ani nie
śpi na tyle czujnie, by zwrócić uwagę, że ktoś się plącze po
okolicy – a owym ktosiem jest dziewczątko z zewnątrz, które
zamierza powrócić z Głuszy, znając położenie obozowiska
wyrzutków?
Doprawdy, gwiazdy wyjątkowo sprzyjają naszej heroinie!
Alex zatrzymuje się przed ciemnoszarą ciężarówką. Nie ma w niej okien, zastąpiono je kolorowymi kawałkami naciągniętego materiału.– A to, hm, należy do mnie – oświadcza zakłopotany.
Cóż, jak dla mnie nie ma się czego wstydzić, warunki
mieszkaniowe zdecydowanie przebijają te, którymi może pochwalić
się pan od koca.
...Co zasadniczo rodzi pytanie, jakim cudem PŚ może
sobie zostawiać swoją miejscówkę bez nadzoru na całe tygodnie i
nikt, absolutnie nikt, nie rozlokowuje się tam pod jego nieobecność,
zwłaszcza podczas gwałtownych opadów deszczu. Doprawdy, obozowisko
Plastikowej Simorośli musi składać się z samych osobników o
kryształowym charakterze.
Lena zwalcza napad nerwowego chichotu; PŚ, zapewne
odczytując to jako podśmiechujki z jego lokum, proponuje, by weszli
do środka.
Kiwam głową, pewna, że jeśli spróbuję się odezwać, znowu pisnę. Byłam z nim sam na sam niezliczoną ilość razy, ale ten wydaje się inny. Tutaj nie ma oczu, które nas śledzą, nie ma głosów, które mogą na nas krzyknąć, nie ma rąk gotowych nas rozdzielić – jedynie kilometry przestrzeni.
I kilkunastu obozowiczów, których powinno bardzo
zaciekawić, dlaczego ten idiota naraża ich wszystkich,
przyprowadzając do obozowiska dziewczynę, która już za chwilę
zostanie wyleczona, a co za tym idzie – pozbawiona poczucia
lojalności wobec liściastego i jego pobratymców.
W środku jest bardzo ciemno. Dostrzegam jedynie kilka niewyraźnych kształtów, a kiedy Alex zamyka drzwi, znikają nawet one, wessane w ciemność.– Nie ma tu prądu – wyjaśnia.Rusza przed siebie, obijając się o różne przedmioty i klnąc pod nosem.– Masz świece? – pytam.W przyczepie unosi się dziwny, ale bardzo miły zapach, jakby jesiennych liści spadłych z drzew. Wyczuwam też inne: ostry cytrynowy zapach płynu do czyszczenia oraz bardzo słabą woń benzyny.
Może będziemy mieli szczęście i PŚ upuści świeczkę
prosto w kałużę?
– Mam coś lepszego. – Słyszę szmer i z góry spada na mnie mgiełka wody. Wydaję z siebie cichy okrzyk i Alex mówi szybko:– Przepraszam, przepraszam. Jakiś czas mnie tu nie było. Uważaj. – Znowu szelest.A potem, powoli, sufit nad moją głową zaczyna się składać i oto nagle moim oczom ukazuje się niebo w swoim majestacie. Księżyc wisi niemal bezpośrednio nam nami, oświetlając wnętrze przyczepy i powlekając wszystko srebrnym blaskiem. Teraz widzę, że sufit to tak naprawdę ogromny kawałek brezentu, większa wersja tego, jakim osłania się grilla.
To faktycznie bardzo romantyczne, ale lepiej, abyś
jednak miał gdzieś zachomikowane jakieś dodatkowe źródła
światła; czytanie przy świetle księżyca to nie najlepszy z
pomysłów, a nie przystoi, by naczelny tru loff musiał nosić
okulary.
PŚ wyjaśnia, że wichura zerwała kiedyś połowę
dachu, w związku z czym postanowił pójść na całość i
kompletnie się go pozbyć, przerabiając brykę na pseudo-kabriolet.
– Teraz mogę przynieść świece. – Alex mija mnie w drodze do kuchni i zaczyna grzebać w szafkach.Rozpoznaję już większe przedmioty, chociaż detale wciąż kryją się w ciemności. W jednym kącie stoi mały żeliwny piecyk, w przeciwległym – podwójne łóżko. Żołądek kurczy mi się na jego widok, w jednej chwili zalewają mnie tysiące wspomnień: oto Carol siedzi na moim łóżku i opowiada swoim wyważonym głosem o obowiązkach męża i żony;
No, przynajmniej wiemy, że młodzież przed ślubem nie
jest wrzucana od razu na głęboką wodę.
Jenny z ręką na biodrze mówi, że gdy przyjdzie co do czego, nie będę wiedziała, co robić;
Cóż, zasadniczo Jenny jest dzieckiem i nie musi
jeszcze nic wiedzieć o prawidłach stosunków seksualnych
(zwłaszcza, że plotki na ten temat są zakazane, a Carol nie ma
powodu, by na tak wczesnym etapie uświadamiać wnuczkę), ale umówmy
się; w środowisku, w którym seks został sprowadzony do
prokreacji, Lena nie musi się wykazywać specjalną inwencją w
sypialni.
Hana zastanawia się na głos w szatni, jak to jest uprawiać seks, a ja uciszam ją sykiem i oglądam się przez ramię, by upewnić się, że nikt nas nie słyszał;
Cóż, Hano, nie chcę Cię martwić, ale w Oliverversum
sprowadza się to zapewne do maksymy: „Zamknij oczy i myśl o
Anglii”.
PŚ zapala świece; okazuje się, że wnętrze
ciężarówki wygląda mniej więcej tak:
co, jako mól książkowy, muszę mu policzyć na plus.
W czym jednak zaczytuje się człowiek lasu?
Spoglądam na nazwiska na grzbietach, przynajmniej te, które udaje mi się odczytać: Emily Dickinson, Walt Whitman, William Wordsworth. Alex odwraca się w moją stronę.– To poezja – odpowiada.– Co to takiego poezja? – Nigdy przedtem nie słyszałam tego słowa, ale podoba mi się jego brzmienie – eleganckie i miłe, przywodzące na myśl piękną kobietę w długiej sukni.
Okej, rozumiem generalny zamysł: rząd zakazał poezji,
bowiem porusza wrażliwsze struny w naszym sercu. Ale skoro
zostawiono dramaty w rodzaju „Romea i Julii” i wykorzystano je do
niesienia propagandowych treści, czy nie byłoby rozsądniejszym od
początku edukować młodzież, czym były wiersze i dlaczego musiały
odejść wraz z zepsutym, skażonym delirią światem? Zakazany owoc
smakuje najlepiej; nie znając poezji i nie będąc świadomą jej
uroków, Lena ma teraz okazję się w niej rozsmakować, gdyby jednak
od początku karmiono ją tekstami w rodzaju: „Ci zboczeńcy nie
tylko odczuwali miłość, ale w dodatku przelewali swoje chore
fantazje na papier, aby inni zarażeni mogli nurzać się w tych
szkodliwych wizjach” mogłaby obecnie mieć przynajmniej nieco
skrupułów przed zaglądaniem do „toksycznych” dzieł.
Alex zapala ostatnią świecę. Teraz całą przyczepę wypełnia ciepłe, migotliwe światło. Podchodzi do mnie i przykuca, szukając czegoś między książkami. Wreszcie wyciąga jedną z nich i podaje mi. Słynna poezja miłosna. Ogarnia mnie dziwny niepokój, gdy widzę słowo „miłosny” tak bezwstydnie wydrukowane na okładce.
A nie mówiłam?
Alex przygląda mi się uważnie, więc by ukryć zakłopotanie, otwieram książkę i przeglądam listę autorów na pierwszej stronie.– Szekspir? – To nazwisko znam ze szkoły. – Ten, który napisał Romea i Julię? Tę opowieść z morałem?Alex prycha.– To nie jest opowieść z morałem. To cudowna historia miłosna.
Nic podobnego, siadaj, niedostateczny.
Przypomina mi się moja pierwsza ewaluacja – kiedy po raz pierwszy ujrzałam Aleksa. Mam wrażenie, że to było wieki temu. Pamiętam, jak mój umysł wyrzucił z siebie słowo „piękna”. I pamiętam, że myślałam wtedy o poświęceniu.
Słowo daję, pasujecie do siebie.
PŚ
proponuje, że przeczyta coś swej ukochanej, po czym raczy ją (ach,
ta symbolika! Ciekawe, ile czasu musiała kombinować Oliver, aby ów
rozdział wypadł akurat w tym miejscu) XVIII sonetem, a następnie
przechodzi do Elizabeth Barrett-Browning:
– Jak cię kocham? Poczekaj – wszystko ci wyłożę....I znów zakazane słowo: „kocham”. Kiedy słyszę je w ustach Aleksa, serce mi staje, a potem zaczyna szaleńczo bić.– Kocham do dna, po brzegi, do samego szczytu...Jestem świadoma, że tylko recytuje czyjeś słowa, lecz i tak wiem, że płyną prosto z serca. W jego oczach tańczy światło. W każdej źrenicy widzę jasne punkty odbijających się płomieni świec. Podchodzi do mnie i delikatnie całuje w czoło.– Kocham cię tak przyziemnie, jak tylko zejść może głód...Mam wrażenie, że podłoga się kołysze, że zaraz upadnę.– Alex... – zaczynam, ale słowa więzną mi w gardle. A on całuje mój policzek, potem drugi – rozkoszny, delikatny pocałunek, ledwie muskający skórę.
PŚ okazuje się być niezgorszym flirciarzem, bowiem po
owym występie, który zamienił wnętrzności Leny w galaretę
niewinnie pyta, czy spodobał jej się poemat.
– Nie. To znaczy tak. To znaczy podoba mi się, ale... – Tak naprawdę nie wiem, co chcę powiedzieć. Nie jestem w stanie jasno myśleć ani mówić. W moim wnętrzu kotłuje się tylko jedno słowo, niczym sztorm, niczym huragan, i muszę mocno zaciskać usta, by nie przedarło się przez krtań i nie wydostało na zaciskać usta, by nie przedarło się przez krtań i nie wydostało na zewnątrz. Kocham, kocham, kocham. Słowo, którego nigdy w życiu nie wyrzekłam, do nikogo, słowo, którego nawet nie ośmieliłam się pomyśleć.– Nie musisz niczego tłumaczyć. – Alex cofa się jeszcze o krok. I znów mam wrażenie, że rozmawiamy o czymś innym. Wiem, że w jakiś sposób go rozczarowałam. To, co właśnie zaszło między nami, a coś na pewno zaszło, nawet jeśli nie jestem pewna co, jak ani dlaczego, wprawiło go w smutek. Widzę to w jego oczach, nawet jeśli wciąż się uśmiecha, i pragnę go przeprosić, zarzucić mu ręce na szyję i powiedzieć, by mnie pocałował.
A teraz o co znów chodzi tej primadonnie? Widać
przecież na pierwszy rzut oka, że zwalił Lenę z nóg swoją
deklamacją; spodziewał się, że ów mini wieczorek poetycki
zaowocuje natychmiastowym zrzuceniem majtek przez wyżej wymienioną,
czy jak?
Następnie PŚ prosi Lenę, by położyła się obok
niego na łóżku; dziewczyna czuje opory przed tak śmiałym
krokiem, ale Plastikowa Simorośl daje jej do zrozumienia, że nie w
głowie mu żadne bezeceństwa, chce po prostu pogapić się wraz z
lubą w gwiazdy.
– O czym teraz myślisz? – pyta Alex.– Kocham ten widok – wymyka mi się i nagle ciężar spada mi z piersi. – Kocham – powtarzam, smakując to słowo. Łatwe do wypowiedzenia, jeśli już raz się to zrobi. Krótkie. Pełne znaczeń. Jak delikatne westchnienie. To nie do wiary, że nigdy wcześniej go nie wyrzekłam.
Cóż, mnie akurat to nie dziwi; zastanawiam się
raczej, co w ogóle skłoniło cię przed chwilą do podobnego ruchu.
Używanie słowa „kocham” do opisania naszych uczuć względem
różnych nie-ludzkich obiektów to cecha charakterystyczna naszej,
rzeczywistej mowy; w Oliverversum tego rodzaju konstrukcja językowa
nie powinna w ogóle mieć racji bytu. Lenie nie powinno nawet
przyjść na myśl, że owego zakazanego słowa można użyć w
kontekście ciał niebieskich; naturalną odpowiedzią powinno być w
takim wypadku: „Jaki piękny widok” lub „Te gwiazdy są
zachwycające”.
– Brak kanalizacji trochę daje w kość. Ale widok, musisz przyznać, jest obłędny.
Cóż, najwyraźniej jestem prozaiczna niczym kalosz,
ale obawiam się, że żadne widoki nie zrekompensowałyby mi kąpieli
w lodowatym jeziorze 365 dni w roku.
– Chciałabym tu z tobą zostać – wyrywa mi się, ale poprawiam się szybko: – To znaczy nie tak naprawdę. Nie na zawsze, ale... pewnie wiesz, co mam na myśli.
Cóż, skarbie, nie chcę cię martwić, ale jak się
wkrótce przekonamy, nie specjalnego znaczenia, czego ty byś
chciała.
Alex wsuwa mi ramię pod kark, podciągam się do góry i kładę głowę tuż nad jego obojczykiem, w miejsce, które wydaje się stworzone idealnie dla niej.– Cieszę się, że to zobaczyłaś – mówi.
- Istnieje wprawdzie spora szansa, że po powrocie
będzie już czekać na ciebie komitet powitalny, który zaprowadzi
cię prosto do Krypt, ale hej! To chyba nie jest zbyt wysoka cena za
wysłuchanie klasyki literatury?
Lena, zmęczona wrażeniami całego dnia, zaczyna
odpływać do krainy Morfeusza; ma jednak jeszcze jedną prośbę:
– Alex?– Tak?– Powiesz mi jeszcze raz ten wiersz? – Mój głos wcale nie brzmi jak mój. Słowa wydają się dochodzić z oddali.– Który? – szepcze Alex.– Ten, który znasz na pamięć. – Odpływam.– Wiele wierszy znam na pamięć.
- Bo wiesz, ja niby działam w opozycji, ale w zasadzie
to sam już nie wiem, co mam robić z całym tym wolnym czasem.
– No to którykolwiek.Alex bierze głęboki oddech i zaczyna:
„You
ladies of merry England
Who have been to kiss the Duchess's hand,
Pray, did you not lately observe in the show
A noble Italian called Signior Dildo?”
Who have been to kiss the Duchess's hand,
Pray, did you not lately observe in the show
A noble Italian called Signior Dildo?”
(Niestety, nic z tego; tak naprawdę
zaczyna deklamować E.E. Cummingsa).
Lena, ukołysana dźwiękami poezji, w
końcu zasypia; PŚ budzi ją po jakieś godzinie, bowiem dochodzi
trzecia i czas się zbierać:
– Musimy przekroczyć granicę, zanim obudzi się Śpiąca Królewna.– Śpiąca Królewna?
Alex śmieje się cicho.– Po poezji – mówi, pochylając się, by mnie pocałować – przerzucamy się na baśnie.
- Następnie przejdziemy do traktatów
teologicznych; mam nadzieję, że strażnik nie przerzuci się na
butelkowaną wodę, zanim nie dojdziemy do haiku.
Wracamy tą samą trasą. Najpierw idziemy przez las, potem zniszczoną drogą obok zbombardowanych domów i znowu przez las. Przez cały czas czuję, jak gdybym nie do końca się obudziła. Nie jestem nawet przerażona ani zdenerwowana, kiedy wspinamy się na ogrodzenie. Za drugim razem przedostanie się przez drut kolczasty jest o wiele prostsze. Mam wrażenie, że cienie są materialne i osłaniają nas niczym peleryna.
Cóż, pogratulować
stalowych nerwów; gdybyś obdzieliła nimi pozostałych bohaterów
tego uniwersum, treść dalszych tomów mogłaby wyglądać zupełnie
inaczej.
Strażnik nadal
lula, w związku z czym nasze gołąbeczki przekradają się w stronę
zatoki,a następnie kierują się do swej tajnej miejscówki w
dzielnicy biedaków.
Spędziłam w Głuszy zaledwie kilka godzin i już za nią tęsknię – za wiatrem między drzewami szumiącym jak ocean, niesamowitym zapachem kwitnących roślin, chrobotem niewidzialnych stworzeń – za tym rozbuchanym życiem, rozpierającym się we wszystkich kierunkach, bez końca. A do tego brak murów...
A swoją drogą...
Jakimi konkretnie torami biegł proces myślowy PŚ, że postanowił
odmalować Głuszę w takich, a nie innych barwach – jako
tajemniczą, romantyczną ostatnią ostoję wolności? Jeżeli nie
kłamie i faktycznie spędził tam więcej niż tydzień życia, to
powinien dobrze wiedzieć, że ów sielski obrazek nie bardzo łączy
się ze stanem faktycznym – i że karmienie Leny podobnymi wizjami
jest najzwyklejszą w świecie głupotą, i to głupotą, która może
się na nim bardzo boleśnie zemścić.
Plastikowa Simorośl
całuje lubą na do widzenia, po czym zmyka do roboty; Lena
postanawia przespać się w opuszczonym domu, po czym wczesnym
rankiem wrócić do wujostwa ze swojego „piżama party”.
Miłość – jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po. I w trakcie – moment na krawędzi.
I to już wszystko
na dziś. A w następnym odcinku: spotykamy narzeczonego Leny.
Zostańcie z nami!
Maryboo
Przypomni mi ktoś może, czy było konkretnie wyjaśnione co to są te Krypty, co robią tam ludzie i w sumie dlaczego nie można siłą poddać ich zabiegowi odamoryzacji, zamiast skazywać ich na te Krypty?
OdpowiedzUsuńJeśli w analizie było wyjaśnione to proszę o wybaczenie, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć gdzie jest to wyjaśnienie, a nie mam ochoty czytać tego od początku :(
Co do dzisiejszej analizy - wygląda na to, że jeśli chodzi o pilnowanie porządku i stróżowanie Mały Brat i Odmieńcy są siebie warci.
Zdrowiej, Beige! <3
Krypty to taki Azkaban Oliverversum. A poważniej - połączenie więzienia i psychiatryka (jeśli uważacie, że kiepsko to brzmi - macie rację). Za Delirium Wiki: 'Inmates consist of thieves, vandals, resisters, procedures gone wrong, and sympathizers. If not executed immediately, they are left to rot in the Crypts.' A dlaczego sympatyków (najcięższe z przestępstw) się nie rozstrzeliwuje z automatu? Albowiem będą w pewnym momencie potrzebni dla fabuły ;)
UsuńPołączenie więzienia i psychiatryka brzmi trochę jak psychuszki z czasów ZSRR, ale przypuszczam, że Oliver nie sięgała do takich źródeł żeby zobaczyć, jak to w rzeczywistości wyglądało.
Usuńmoja zjadliwość w tej analizie może się wydawać nieuzasadniona.
OdpowiedzUsuńWybaczam Ci !
Zostawiamy ją tutaj dla tych, co przekraczają granicę – tak w lesie? I deszcz jej nie szkodzi?
Ja też przyniosłem tu swoje naczynia.
Oj przyniósł se chłopak kubek z wiewiórką,żeby kakao pić!
https://www.youtube.com/watch?v=FivQ7ZSYEUo
Po prostu zapamiętajcie ten fragment.
Trochę trudno pamiętać te wszystkie głupoty!
że żadne widoki nie zrekompensowałyby mi kąpieli w lodowatym jeziorze 365 dni
Kąpiel jak kąpiel,ale sławojki chociaż mają?
że pani Haloway opowiadała jej kiedyś, że dzieciństwo kojarzy jej się z hukiem bomb, zapachem spalenizny i popiołem niesionym przez wiatr.
Mojego teścia nie przebije:miał iść do szkoły 1 września,a tu bomby spadły...
że karmienie Leny podobnymi wizjami jest najzwyklejszą w świecie głupotą, i to głupotą, która może się na nim bardzo boleśnie zemścić.
A co miałby robić:MYŚLEĆ? No,doprawdy,te wymagania! Randka miała być,to była,poezja była,romantycznie było.Miał mówić,że się grzybami zatruli albo zapalenia płuc dostali a lekarza nie było? Przecież partyzanci, jak wiadomo,siedzą przy ognisku i mruczą piosenki.Wszyscy to wiedzą.
Chomik
A, życzę Beige zdrowia!Bardzo bardzo.
"Kąpiel jak kąpiel,ale sławojki chociaż mają? " - różnie bywa, ale PŚ to PŚ, nie zdziwiłabym się, gdyby miał i prywatną łaźnię.
Usuń"Trochę trudno pamiętać te wszystkie głupoty!" - zdaję sobie z tego sprawę, niestety. Ale akurat TA głupota będzie odbijać się potężną czkawką przez pozostałe dwa tomy ;)
Nie mogę się doczekać, aż wreszcie dotrzecie z analizami do tego wątku Głuszy, bo niekonsekwencja w kreowaniu świata przedstawionego jest zawsze moja ulubiona.
OdpowiedzUsuńNo i ciekawa jestem narzeczonego. Czyżby kopał małe kotki i miał pryszcze, czy tylko będzie ziemniakiem? (Tbh nie sądziłam, że on się w ogóle pojawi, raczej że pochłonie go czarna dziura fabularna, a potem Lena i PŚ zdążą zwiać do Głuszy permanentnie).
N
"No i ciekawa jestem narzeczonego. Czyżby kopał małe kotki i miał pryszcze, czy tylko będzie ziemniakiem?" - kotków nie kopie. Co do bycia ziemniakiem...autorka zdecydowanie chce nam sprzedać pewną określoną wizję Briana, problem w tym, że - jak to zazwyczaj bywa w tej serii - ja nie bardzo zgadzam się z jej interpretacją stworzonej przez nią postaci ;)
Usuń"...A co, myślałaś, że Odmieńcy żywią się energią słoneczną."
OdpowiedzUsuńNieboga zna tylko Plastikową Simorośl, ma pewne prawo pomyśleć że wszyscy inni Odmieńcy też przeprowadzają fotosyntezę
Akurat to, że nocują na dziko dałoby się wytłumaczyć tym, że ten dom to pierwsze miejsce, gdzie Panie Jadzie powinny ich szukać. Jeśli nie od razu rozwalić w drzazgi. Tho, to nie tłumaczy absurdów w stylu znoszenia tam dóbr. Już wytłumaczenie w stylu "tam mieszkać wielkie bóstwo Ugabuga, my znosić mu ofiary i być niegodni tam mieszkać" miałoby wincyj sensu.
A tak swoją drogą, ostatnio czytałam ciekawy artykuł, w którym zostało wspomniane że w gruncie rzeczy miłość należy do podstawowych potrzeb człowieka, patrząc na to, jak działa na mózg. Zatem nasi "wyleczeni" nie powinni być tacy zadowoleni...
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22994472,chemia-i-matematyka-milosci-czyli-co-naukowcy-moga-wiedziec.html
"Akurat to, że nocują na dziko dałoby się wytłumaczyć tym, że ten dom to pierwsze miejsce, gdzie Panie Jadzie powinny ich szukać. Jeśli nie od razu rozwalić w drzazgi. " - ba, kiedy panie Jadzie w ogóle nie zapuszczają się na te tereny; tam przecież grasuje Wobo. Odmieńcy mogliby spokojnie zbudować sobie osiedle tuż przy granicy, bo rząd (przynajmniej obecnie) gra niezwykle fair i ani myśli zakłócać ich spokoju jakimiś niespodziewanymi wizytami.
UsuńMaryboo
Wobec tego czemu młodzi nie wieją do dziczy jak Niemcy do RFN przed 1961, a ostatni gasi światło? To w końcu całkiem proste, jak widać na załączonym obrazku...
UsuńOliver spróbuje nam w następnym tomie wytłumaczyć, dlaczego. To, że owo wyjaśnienie nijak będzie się miało do kanonu ustanowionego w "Delirium" to już inna bajka.
UsuńMaryboo
Z resztą... "Nie, nie zamieszkamy w tym zdatnym do zamieszkania domu, bo nas znajdą... ale za to popaćkamy na niebiesko wszystkie sosny w drodze do naszej tajnej bazy!" Poważnie, niebieska farba w dziewiczym lesie jako TAJNY znak!? I to generalnie dla ludzi, którzy powinni znać drogę, bo tam mieszkają!
UsuńNasuwa mi się tylko jedno pytanie: Dlaczego?! Dlaczego to wszystko tak wygląda?! Wiem, że odpowiedź brzmi: bo tak. Jednak to wciąż boli.
OdpowiedzUsuńkiedy dokładnie były te bombardowania? 64 to mało dla utopii, ale dość, żeby z drzewa (żyją w lesie) i z gruzów (bombardowali chyba jakieś zabudowania, tak?) skonstruować coś lepszego od namiotu z koca. Jakieś krowy/świnie/cokolwiek by pokradli (skoro mogli porwać transport krów-nie leków) i zacząć hodować. Zorganizować się w coś w stylu wsi - małych społeczności. Cokolwiek...
Chociaż może to koczowanie na dziko ma jakiś sens. Ostatecznie to tuż przy granicy. Może mają tam taki pas ziemi niczyjej, na której jest niebezpiecznie, więc tylko szpiedzy tam koczują w takim a'la obozie i po dostaniu raportów uciekają dalej, tam gdzie są już normalne osady? (wiem, że pewnie tak nie jest)
Co do domu, to też pomyślałam, że miał mydlić oczy paniom Jadziom. Ale fakt one tam nie chadzają. Zastanawia mnie natomiast kiedy wyleją z pracy strażnika od valium.
Czemu PŚ nie mógł jej recytować wcześniej tej poezji? Znał ją na pamięć...
Tekst analizowany był dziś straszny, ale analiza cudowna!
rose29
" Jakieś krowy/świnie/cokolwiek by pokradli (skoro mogli porwać transport krów-nie leków) i zacząć hodować." - Oliver już zapomniała o krowach. Oliver regularnie zapomina o wszystkim, co nie pasuje jej do akurat tworzonej wizji świata; jest pod tym względem jeszcze gorsza, niż Cass.
Usuń"Chociaż może to koczowanie na dziko ma jakiś sens. Ostatecznie to tuż przy granicy. Może mają tam taki pas ziemi niczyjej, na której jest niebezpiecznie, więc tylko szpiedzy tam koczują w takim a'la obozie i po dostaniu raportów uciekają dalej, tam gdzie są już normalne osady?" - cóż, w pewnym momencie zobaczymy "normalne" osady. To będzie bardzo, bardzo śmieszny moment, choć autorka pewnie chciała, by było zupełnie inaczej.
"Czemu PŚ nie mógł jej recytować wcześniej tej poezji? Znał ją na pamięć... " - widocznie bez gwiazd nie potrafi.
Maryboo
Jak oni sobie radzą w zimie? Szczególnie ci zamieszkujący namioty z kocy. Tam nic nie chroni ich przed zimnem!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału ... Spodziewałam się czegoś więcej, głupia ja. Nawet nikogo tam nie spotkała :(
"Jak oni sobie radzą w zimie? Szczególnie ci zamieszkujący namioty z kocy. Tam nic nie chroni ich przed zimnem!" - nie radzą sobie, choć autorka uważa inaczej.
UsuńMaryboo
W przyczepie unosi się dziwny, ale bardzo miły zapach, jakby jesiennych liści spadłych z drzew.
OdpowiedzUsuńFu! Zapach mokrych kłaków Simorośli! Mógłby chociaż je sprzątać, zanim zawilgną!
A swoją drogą, Oliver ma naprawdę potężny fetysz na tym punkcie; w następnym rozdziale, w którym kolor kłaków PŚ doprawdy nie powinien być priorytetem, Lena i tak czuje się w obowiązku podkreślić ich jesienną barwę. Nie wiem, autorka boi się, że zaczniemy go sobie wyobrażać jako bruneta, jeśli nie przypomni nam o kolorze jego włosia przynajmniej raz na rozdział, czy co?
UsuńMaryboo
Ja go widzę jako rudego, choć chyba gdzieś było coś ze jest blondynem. To przez te jesienne liście.
UsuńJa go widzę jako bruneta. Liście jesienią są brązowe, nie? (Szczególnie jak trochę poleżą na ziemi i nadgniją, no ale taki urok jesiennych liści).
UsuńN
Oficjalna Wiki głosi, że kolor włosów PŚ to kasztanowe.
UsuńMaryboo
No dobra, ale od drugiej strony głuszy coś chyba jest? Inne państwo? Nasza, khe khe, utopia chyba nie zajmuje całego kontynentu?
OdpowiedzUsuńWłaśnie, a co z resztą świata? Tak se o pozwolił, żeby im państwo totalitarne wyrosło pod nosem? Toż to się nijak kupy nie trzyma.
O świecie "za" wiadomo tyle, że (najprawdopodobniej) istnieje i nie kontaktuje się z USA; oficjalna propaganda głosi, że wszystko poza lądem Małego Brata popadło w ruinę na skutek delirii. Oliverversum zajmuje teren dzisiejszych Stanów.
UsuńMaryboo
30 year old VP Accounting Modestia Rowbrey, hailing from Happy Valley-Goose Bay enjoys watching movies like The Golden Cage and Mountaineering. Took a trip to Muskauer Park / Park Muzakowski and drives a Sebring. indeks
OdpowiedzUsuńkancelaria syndykow rzeszow
OdpowiedzUsuńprawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.
OdpowiedzUsuń