niedziela, 26 sierpnia 2018

Część XIII



TERAZ

Gdy otwieram oczy, czuję ból. Na początku wszystko jest wielobarwną plamą i na chwilę ogarnia mnie totalna panika — Gdzie ja jestem? Co się stało? — ale wtedy świat odzyskuje kształty. Leżę na łóżku polowym w kamiennym pomieszczeniu bez okien. W pierwszej chwili przychodzi mi do głowy, że może jestem z powrotem w azylu, w infirmerii.
Ale nie. Ten pokój jest mniejszy i bardziej zapuszczony.


To da się bardziej zapuścić pomieszczenie?


Nie ma tu zlewów, w kącie stoi tylko jedno wiadro, a materac, na którym leżę, jest poplamiony, cienki i pozbawiony prześcieradła.


Rzeczywiście, poniżej poziomu.


Powracają wspomnienia: manifestacja w Nowym Jorku, wejście do metra, zabici ochroniarze. Przypominam sobie chrapliwy głos szepczący mi do ucha: „Nie tak szybko". Staram się podnieść na łóżku i natychmiast muszę zamknąć oczy, zalana falą bólu w głębi czaszki, świdrującego niczym nóż.
— Napij się wody, zrobi ci się lepiej.
Tym razem, mimo bólu, udaje mi się usiąść i odwrócić. Na wąskim łóżku polowym ustawionym za moimi plecami siedzi Julian Fineman i opierając głowę o ścianę, obserwuje mnie spod ciężkich powiek. Podaje mi metalowy kubek.
— Przynieśli to wcześniej — mówi. Od jego brwi do szczęki biegnie długa, cienka rana, pokryta skorupą zaschniętej krwi, a po lewej stronie czoła, tuż pod linią włosów, widnieje siniak. W jasnym świetle wiszącej wysoko pod sufitem żarówki jego włosy mają kolor zboża.


Drugi truloff też ma botaniczne włosy, to iście poetycki foreshadowing płomiennego zapewne romansu. 


Mój wzrok natychmiast wędruje w stronę drzwi, ale chłopak kręci głową.
— Zamknięte od drugiej strony. A więc jesteśmy więźniami.
— Kim oni są? — pytam, chociaż i tak wiem. Hieny. To one musiały nas tu zamknąć. Przypomina mi się, co zobaczyłam w tunelu: powieszony ochroniarz, i drugi, z nożem w plecach... Tylko Hieny byłyby do tego zdolne.


Serio?  Przecież twoim zdaniem wyleczeni to banda pozbawionych emocji zombiaków, jakieś brutalne egzemplarze na pewno by się znalazły. Pamiętasz może obławę na imprezie z pierwszej części, czy już ci wyleciało z głowy?


Julian kręci głową. Widzę też, że ma siniaki wokół szyi. Musieli go dusić. Jest bez kurtki, a koszulę ma rozerwaną. Wokół nosa również widać krew, która pobrudziła mu ubranie. Mimo to chłopak wydaje się niesamowicie opanowany. Ręka, w której trzyma kubek, ani drgnie. Tylko jego oczy są elektryzujące, niespokojne — ten żywy, nieprawdopodobny błękit, czujny i uważny. Wyciągam rękę po kubek, ale w ostatniej chwili chłopak cofa go o centymetr.
— Pamiętam cię — mówi. - Ze spotkania. — Widzę błysk w jego oczach. — Zgubiłaś rękawiczkę.
— Tak. — Znowu wyciągam rękę.


Cóż za niesamowity zbieg okoliczności, prawda, Juleczku?


Woda ma posmak mchu, ale na moje gardło działa zbawiennie. Po pierwszym łyku stwierdzam, że chyba nigdy w życiu nie byłam tak spragniona. Trudno mi oderwać usta od kubka. Wypijam niemal całą jego zawartość jednym haustem, dopiero wtedy uświadamiając sobie z poczuciem winy, że Julianowi też coś się należy. Podaję mu kubek, choć niewiele w nim już zostało.
— Możesz wypić do dna — oznajmia, a ja nie protestuję. Gdy piję, znowu czuję na sobie jego wzrok, a kiedy spoglądam w jego stronę, widzę, że wpatruje się w potrójną bliznę na mojej szyi. Najwyraźniej go to uspokaja.


No raczej. Znalezienie się w takiej małej klitce z niewyleczoną to przecież delirka murowana.  Gdyby tylko wiedział…


Co dziwne, wciąż mam przy sobie plecak. Nie mam pojęcia, dlaczego pozwolili mi go zatrzymać.


Cóż, Hieny w swej jakże krótkiej odsłonie zdążyły już nam dobitnie udowodnić, że są niekompetentnymi imbecylami. Może po prostu nie przyszło im to do głowy.


To mi daje nadzieję. Może i są bezwzględni, ale najwyraźniej niezbyt wprawieni w porywaniu ludzi.


Ehehehehehehehehehehe.


Wyjmuję z plecaka batonik, stwierdzam jednak, że lepiej zostawić go na później. Nie jestem jeszcze bardzo głodna, a nie mam pojęcia, jak długo będą mnie tu trzymać. Nauczyłam się tego w Głuszy: lepiej poczekać, jeśli jeszcze jest się w stanie. Przyjdzie chwila, kiedy człowiek nie będzie mógł się kontrolować. Reszta rzeczy, które z sobą zabrałam — Księga SZZ,  głupi parasol Tacka, butelka po wodzie, którą wypiłam całą w autobusie jadącym na Manhattan, leżący na samym dnie tusz do rzęs, należący pewnie do Raven. Są bezużyteczne.


McGyver zrobiłby z tego czołg. Przecież jesteś najbardziej zajebista na świecie, na pewno coś wymyślisz.


Teraz już rozumiem, dlaczego nie skonfiskowali mi plecaka. Mimo to wyjmuję wszystko, kładę ostrożnie na łóżku, po czym wywracam plecak do góry nogami i potrząsam nim mocno, jak gdyby nagle miał z niego wylecieć nóż, wytrych albo jakiś inny sposób na cudowne ocalenie. Nic. Ale przecież musi istnieć sposób, żeby się stąd wydostać. Wstaję i ruszam w stronę drzwi, zginając lewą rękę. Ból w łokciu przeszedł w tępe pulsowanie. A zatem nie jest pęknięty - to również dobry znak.


Przestań się krygować, na pewno dałabyś radę wygrać w siłowaniu na rękę z Rockiem Johnsonem, nawet gdybyś miała łapę strzaskaną w trzech miejscach.


Podchodzę do drzwi. Są zamknięte, tak jak powiedział Julian, i wykonane z ciężkiej stali. Nie da się ich wyłamać. Na dole mają wbudowane małe drzwiczki wielkości klapki dla kota. Przykucam i oglądam je. Zawiasy przytwierdzono w ten sposób, że drzwiczki można otworzyć tylko od drugiej strony.
- To właśnie tędy podają wodę - mówi Julian. - I jedzenie.
- Jedzenie? - pytam zaskoczona. - Dali ci jedzenie?
-Trochę chleba. Do tego parę orzechów. Zjadłem wszystko. Nie wiedziałem, jak długo będziesz nieprzytomna. — Odwraca wzrok.


Spoko, egoizm to przy przewinach Aleksa właściwie pikuś.


- Nie przejmuj się. - Podnoszę się i zaczynam badać ściany w poszukiwaniu pęknięć lub szczelin, które mogłyby kryć tajemne drzwi, albo słabszego fragmentu muru, który dałoby się sforsować. - Ja zrobiłabym tak samo.


A nie lepiej byłoby się dzielić i współpracować, może to zwiększyłoby szansę na wydostanie się na wolność?

Lenka rozkmninia, że muszą być pod ziemią z powodu jakiegoś specjalnego rodzaju grzyba na ścianach. Dochodzi też do wniosku, że skoro Hieny jeszcze ich nie zabiły, to czeka ich coś znacznie gorszego. Dziewczyna zaczyna wypytywać Juleczka, czy coś pamięta z ataku, lecz ten wydaje się mieć pustkę w głowie. Jest też wyraźnie spięty. Lena przypisuje to wpojonemu mu strachowi przed interakcjami z płcią przeciwną.


— No mów — poganiam go. Obchodzę teraz całą celę, przesuwając dłońmi po betonowych ścianach. Sama nie wiem, czego tak właściwie szukam. Znaleźliśmy się w potrzasku i tyle.
Ale wygląda na to, że Julianowi łatwiej mówić, kiedy na niego nie patrzę.
— Bill i Tony, ochroniarze mojego taty, zaciągnęli mnie w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Taki był wcześniej umówiony plan, w razie gdyby coś poszło nie tak. Mieliśmy zejść do podziemi i tam zaczekać na ojca. — Przy słowie „ojciec" Julian odkasłuje. — Pod ziemią było ciemno. Tony poszedł szukać latarek, które schował tam wcześniej. Wtedy usłyszeliśmy... wtedy usłyszeliśmy krzyk i chrupnięcie. Jakby zgniatanie orzecha.


Wyjście ewakuacyjne jakimiś szemranymi i ewidentnie źle sprawdzonymi podziemiami? Naprawdę to był genialny plan tatuśka w razie kataklizmu? Coś mi się wydaje, że panu Finemanowi nieszczególnie zależy na życiu syna. Nie żeby to było dziwne, wszak już od samego początku domyślamy się, jak bardzo jest evil.


Julian głośno przełyka ślinę. Przez chwilę robi mi się go żal. Zobaczył zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. Ale zaraz przypominam sobie, że tacy jak on i jego ojciec to główny powód tego, że Hieny w ogóle istnieją — powód, który je zmusił do zaistnienia. AWD i organizacje do niej podobne zapragnęły usunąć ze świata wszystkie emocje. Położyły rękę na gejzerze, by nie dopuścić do erupcji. Tyle że ciśnienie i tak narastało, wybuchu nie dało się uniknąć.


AWD chce usunąć emocje, ale to żadna nowość. Wszak emocje są usuwane już od lat, AWD chce tylko by robiono to wcześniej. Dlaczego właśnie ta zmiana miała powołać do życia Hieny? Skoro ich naczelnym zadaniem jest obrabianie innych dla zysku i robienie ogólnej rozwałki, to co to ma do rzeczy? Chyba że ma na myśli system Małego Brata jako taki, ale przecież wyraźnie mówi tutaj o organizacjach, a nie o rządzie, który wprowadził remedium. 


— Wtedy Bill ruszył przodem, żeby sprawdzić, czy z Tonym wszystko w porządku. Kazał mi się nie ruszać, więc czekałem w tamtym miejscu. A wtedy... poczułem, jak czyjeś ręce zaciskają się od tyłu na moim gardle. Nie mogłem oddychać. Wszystko rozmyło mi się przed oczami. Widziałem, że ktoś się zbliża, ale nie byłem w stanie rozróżnić żadnych rysów twarzy. Potem oberwałem. — Wskazuje na nos i koszulę. — Straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, byłem już tutaj. Z tobą.


Bill i Tony to prawdziwi profesjonaliści, nie ma co. Tatko do obstawy syna wziął najlepszych. How convenient.


Właśnie skończyłam obchód celi. Pulsuje we mnie nerwowa energia i nie mogę się zmusić do tego, by usiąść. Dalej chodzę tam i z powrotem, wbijając wzrok w ziemię.
— I nic więcej nie pamiętasz? Żadnych innych dźwięków ani zapachów?
-Nie.
— Nikt nic nie mówił? Nikt nic do ciebie nie powiedział?
— Nie — odpowiada, ale po dłuższym wahaniu.
Nie jestem pewna, czy mówi prawdę. Ale nie drążę tematu. Nagle ogarnia mnie potworne zmęczenie. Ból w głowie powraca, wywołując eksplozje kolorowych plamek pod powiekami. Siadam ciężko na podłodze i przyciągam kolana do piersi.
-I co teraz? - pyta Julian.
Wyczuwam nutkę desperacji w jego głosie. Uświadamiam sobie, że wcale nie jest w fazie wyparcia. Nie jest też spokojny. Jest przerażony, ale próbuje z tym walczyć. Opieram głowę z powrotem o ścianę i zamykam oczy.
— Teraz czekamy.


Czekanie upływa naszym gołąbeczkom na patrzeniu na siebie na zmianę, kiedy druga osoba jest odwrócona. Juleczek gapi się na Lenę, jakby w życiu nie widział młodej dziewczyny. Cóż, może i rzeczywiście z tak bliska nigdy nie mógł, żeby delirki nie złapać.


- Kiedy miałaś zabieg? - pyta mnie w pewnym momencie.
- W listopadzie - odpowiadam automatycznie. Mój umysł wałkuje ciągle na nowo te same pytania. Dlaczego nas tu sprowadzili? Dlaczego trzymają nas przy życiu? Jeśli chodzi o Juliana, to rozumiem. Jest czegoś wart. Widocznie zrobili to dla okupu. Ale ja nic nie jestem warta. I ta świadomość bynajmniej mnie nie uspokaja.


Oh, you just wait…


— Czy to bolało? — pyta.
Podnoszę na niego wzrok. Ponownie uderza mnie jasność jego oczu: teraz mają kolor czystej rzeki ze smugami fioletowych i granatowych cieni.


Wiedziałam, że Oliver podmieni magiczny włos jednego truloffa na ślepia we wszystkich kolorach tęczy drugiego. Widocznie chciała nas zaskoczyć czymś nowym i rewolucyjnym. Nie udało się.
Lenka odpowiada, że wcale mocno nie bolało. Julek przyznaje, że nienawidzi szpitali i mimo iż spędził w nich wiele czasu, nie może się do nich przyzwyczaić. Na tym kończy się rozmowa. Lena i Julek znów siedzą w ciszy. Nagle zza drzwi dochodzą do nich jakieś dźwięki.


— Co się dzieje? — pyta Julian, ale przykładam palec do ust, żeby go uciszyć.
Słyszę kroki za drzwiami, coraz bliżej. A potem zgrzyt otwieranych u dołu drzwiczek. Momentalnie padam na ziemię, by dojrzeć chociaż buty jednego z naszych porywaczy. Ląduję twardo na prawym ramieniu dokładnie w momencie, gdy słyszę stuknięcie tacy o drzwiczki, które z powrotem się zamykają.
— Cholera. — Siadam, masując ramię. Na tacy leżą dwa grube kawałki chleba i kilka pasków suszonej wołowiny.
Dali nam też metalową butelkę pełną wody. Nie jest źle, zważywszy na niektóre rzeczy, jakie jadałam w Głuszy.


Całkiem porządne te Hieny, jak na zwyrole bez moralności.


— Zobaczyłaś coś? — pyta Julian. Kręcę głową.
— Pewnie nie za dużo by to nam pomogło. — Po chwili wahania ześlizguje się z łóżka i siada obok mnie na ziemi.
— Każda informacja jest cenna — odpowiadam ostro. To kolejna rzecz, której nauczyłam się od Raven. Ale co on o tym może wiedzieć. Ludzie tacy jak on nie chcą nic wiedzieć, myśleć ani wybierać. Właśnie tak funkcjonuje system.


Cóż, Raven i myślenie w jednym akapicie to lekkie przegięcie, uwierz mi.


Oboje sięgamy po wodę i nasze ręce się stykają. Julian cofa dłoń jak oparzony.


Niech zgadnę, delirka jest chorobą genetyczną, przenoszoną drogą kropelkową, krąży we krwi i można się jej też nabawić przez kontakt ze skórą? Ale wypas.


— Śmiało — mówię.
— Nie, ty pierwsza — odpowiada.
Sięgam po wodę i zaczynam pić, nie przestając obserwować Juliana, który rozrywa chleb na mniejsze kawałki. Widać, że próbuje jak najdłużej delektować się jedzeniem. Musi być bardzo głodny.
— Jeśli chodzi o chleb, możesz wziąć moją porcję. — Sama nie wiem, dlaczego mu to proponuję. To niezbyt mądra decyzja. Będę potrzebować siły, żeby się stąd wydostać.


To skoro wiesz to wszystko, to po co w ogóle otwierasz gębę? Już ci ten cały Julian Wielu Kolorów tak zawrócił w głowie, że wszystkie jakże światłe lekcje Raven poszły w pizdu?


Julian wbija we mnie wzrok. Co dziwne, pomimo włosów koloru zboża i karmelu oraz niebieskich oczu jego rzęsy są czarne i gęste.


Najwidoczniej tak właśnie się stało. Co tam instynkt samozachowawczy i nauka survivalu, gdy chłopię tak cudnej urody, nic innego się nie liczy.


— Jesteś pewna?
— Weź go — powtarzam, powstrzymując się przed dodaniem: zanim się rozmyślę.
Je chciwie, obiema rękami. Gdy podaję mu butelkę z wodą, Julian dopiero po chwili wahania podnosi ją do ust.
— Nie możesz tego złapać ode mnie, wiesz przecież — mówię mu.
— Co? — Wzdryga się, jak gdybym niespodziewanie przerwała długą ciszę.
— Choroby. Amor deliria nervosa.  Nie możesz jej złapać ode mnie. Jestem bezpieczna. — Alex powiedział mi kiedyś dokładnie to samo. Odsuwam wspomnienia w odległe zakamarki pamięci.


Cóż, kłamania w żywe oczy uczyła się od najlepszych.


— Zresztą nie złapiesz jej, jedząc czy pijąc z tego samego naczynia. To przesąd.


Na pewno? Nie niszcz mojej hipotezy o totalnym wypasie.


— Możesz ją złapać przez całowanie — mówi Julian po chwili. Przy ostatnim słowie wyczuwam lekkie zawahanie. Nie używa się go zbyt często, a już na pewno nie publicznie.
— To co innego.
— Zresztą wcale się tym nie przejmuję — dodaje Julian z naciskiem i bierze długi łyk wody na potwierdzenie swoich słów.
— To o co wobec tego się martwisz? — Biorę swoją porcję wołowiny, opieram się o ścianę i zaczynam ją żuć.
Dalej unika mojego wzroku.
— Po prostu nigdy nie spędzałem tak wiele czasu z...
— Z dziewczynami?
Kręci głową.
— Z nikim — odpowiada. — Z nikim w moim wieku.
Przez chwilę nasze spojrzenia spotykają się i przenika mnie elektryczny impuls. Ze zdumieniem zauważam, że jego oczy zmieniły kolor — teraz krystaliczne wody pogłębiły się i stały się oceanem wirujących barw: zieleni, złota i fioletu.


Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Ale chociaż paleta barw jest inna, żebyśmy się nie znudzili.


Julian uznał pewnie, że powiedział zbyt dużo. Wstaje, podchodzi do drzwi i wraca. To pierwszy objaw poruszenia, jaki u niego widzę. Przez cały dzień był niezwykle spokojny.
— Jak myślisz, czemu nas tutaj trzymają? — pyta.
— Pewnie dla okupu. — To jedyne wyjaśnienie, które ma sens.
Julian przesuwa palcem po ranie na wardze, rozważając moje słowa.
— Mój ojciec zapłaci — mówi po chwili. — Jestem cenny dla naszego ruchu.


No i super, ale po co im w takim razie Lenka? Wszak to kompletne potwory, więc czemu nie ubili naszej heroiny, skoro to jakaś nieznana nikomu zwykła lasia?


Nie komentuję. W świecie bez miłości tym właśnie są dla siebie ludzie: wymiernymi korzyściami, zobowiązaniami, liczbami i danymi. Mamy ciężar, mamy rozmiary, mamy wymiar ilościowy, tyle że sam człowiek nie znaczy nic.
— Ale nie będzie chciał pertraktować z Odmieńcami — dodaje.
— Przecież nie wiesz, kto jest za to odpowiedzialny — mówię szybko, lecz natychmiast tego żałuję. Nawet tutaj Lena Morgan Jones musi się zachowywać zgodnie z założeniem. Julian spogląda na mnie spode łba.
— Przecież widziałaś ich na demonstracji, prawda? — Kiedy nie odpowiadam, dodaje: — Nie wiem. Może nawet dobrze się stało. Może teraz ludzie zrozumieją, do czego zmierza AWD. Może zrozumieją, dlaczego remedium jest konieczne.


Lenie nie podoba się, że Julek rzuca formułkami AWD, ale musi grać rolę przykładnej wyleczonej, więc trzyma język za zębami.


— Mam nadzieję — oświadczam z przekonaniem i wracam na swoje łóżko, zwijając się w kłębek twarzą do ściany, by wiedział, że skończyłam rozmowę. Ze złości powtarzam bezgłośnie słowa. Stare, zakazane słowa, których nauczyła mnie Raven, pochodzące z jednej ze starych religii:
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę...


Czyżby Raven prowadziła również jakąś działalność misjonarską na rzecz starych religii? Jakoś sobie tego nie wyobrażam.


W pewnym momencie odpływam w sen. Gdy otwieram oczy i nic nie widzę, tłumię krzyk. Światło wyłączono, cela pogrążona jest w ciemności. Jest mi gorąco i niedobrze, więc zsuwam wełniany koc, delektując się kojącym chłodem na skórze.
— Nie możesz spać?
Wzdrygam się, zaskoczona. Po głosie poznaję, że chłopak nie leży na swoim łóżku. Widzę zaledwie zarys jego sylwetki. Jest tylko wielkim czarnym kształtem na ciemnym tle.
— Spałam — odpowiadam. — A ty?
— Ja nie. — Jego głos brzmi teraz delikatnie, łagodnie, jak gdyby ciemność w jakiś sposób go zmiękczyła. — To głupie, ale...
— Ale co? — Obrazy ze snu wciąż przelatują mi przez głowę, krążąc po peryferiach świadomości. Śniłam o Głuszy. Była tam Raven, był też Hunter.
— Miałem złe sny. Koszmary. — Julian wypowiada te słowa pospiesznie, najwyraźniej zawstydzony. — Zawsze mi się śnią.
Przez ułamek sekundy czuję lekkie szarpnięcie w piersi, jak gdyby jakiś zacisk się w niej poluzował. Odsuwam od siebie to uczucie. Ja i Julian jesteśmy po przeciwnych stronach barykady. Nie może być między nami żadnej sympatii.


Kochana, średnio co dwie minuty rozpływasz się nad kolorem oczu Juleczka, sympatia to twój najmniejszy problem.

Can youuuuuuuuu feel the looooooove tonight…


— Podobno po zabiegu będzie lepiej — mówi niemal przepraszającym tonem i zastanawiam się, czy w myślach dopowiada rzecz oczywistą: „jeśli go przeżyję".
Nie odpowiadam, a Julian kaszle i odchrząkuje.
— A ty? — pyta. — Miałaś kiedyś koszmary? To znaczy przed zabiegiem.
Myślę o setkach tysięcy wyleczonych, którym noce upływają bez snów w ich małżeńskich łożach, o ich głowach spowitych mgłą, słodkim i mdłym dymem.
— Nie — odpowiadam, odwracając się, po czym naciągam koc z powrotem na nogi i udaję, że śpię.



To wszystko na dzisiaj. W następnym odcinku wracamy do Głuszy i przyspieszonej migracji naszych zaradnych Odmieńców.

Do zobaczenia!

Beige

18 komentarzy:

  1. Cóż, ktoś będzie musiał się wkrótce wysikać, i bardzo chciałabym przeczytać opis sikania w obecności jeszcze-nie-truloffa, ale wątpię, żeby autorce w ogóle przeszło to przez myśl.
    Co do zmiany danych osobowych z Magdalena na Lena to nie było to aż tak głupie, ponieważ gdy Lenę będzie wołał ktoś w tłumie to podświadomie się obróci, a mając zupełnie inne imię wzbudziłoby to podejrzenia. W przypadku Eichmanna to się sprawdziło.
    Nie mogę się doczekać następnej analizy, chociaż wolę narrację z TERAZ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Cóż, ktoś będzie musiał się wkrótce wysikać, i bardzo chciałabym przeczytać opis sikania w obecności jeszcze-nie-truloffa, ale wątpię, żeby autorce w ogóle przeszło to przez myśl." - ha, pudło; opisy czynności fizjologicznych jak najbardziej nas czekają.

      Usuń
  2. Zbożowo-karmelowe włosy Juliana brzmią smakowicie. Skosztowałabym.Jeszcze z kwestii kulinarnych -zue Hieny dają im suszoną wołowinę? Drogie, pożywne mięso? Jeśli nie zamierzają ich potem wykorzystywać do walk na ringu albo przenoszenia ciężarów to nie rozumię.
    Jak na razie Julian, mimo swoich niebieskofioletowozielonozłotogranatowych oczu wydaje się całkiem normalnym ludziem. A raczej wydawał mi się do momentu znaczącego wzdychania nad ojcem i wyznania o koszmarach. Teraz przypomina mi bardziej... kojarzycie taką w miarę popularną kreskówkę o nazwie Miraculum? Widziałam kilka odcinków i główny męski bohater ma ze zbożowłosym Julkiem naprawdę wiele wspólnego, co nie świadczy o nim (Julku) za dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "zue Hieny dają im suszoną wołowinę? Drogie, pożywne mięso? Jeśli nie zamierzają ich potem wykorzystywać do walk na ringu albo przenoszenia ciężarów to nie rozumię." - złe Hieny generalnie nie grzeszą rozumem, więc trzeba im wybaczyć tę hojność.

      Juleczek jest...dosyć ciekawą postacią, ale póki co to wszystko, co mogę powiedzieć na jego temat ;)

      Usuń
  3. Rozwala mnie koncepcja, że chrześcijaństwo zostało zapomniane po 64 latach. Przecież do tej pory religie, które były przed chrześcijaństwem są pamiętane, a tępiono je raczej zaciekle.

    Julek też jest jakimś bożkiem natury. Tylko nie jestem pewna czego dokładnie. Z Alexem sprawa była prosta - jesienne liście na głowie nie pozastawiały wątpliwości. Ale zbożowe włosy i zmieniające kolor oczy...

    rose29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego bożkiem jest Julek? Może urodzaju? Zboże i karmel we włosach i oczka jak te pogodne niebo i woda i chabry i liście i słońce i co tam jeszcze ma w tęczówkach. Dlatego tyle je, żeby później zwrócić ziemi w postaci plonów.

      Usuń
    2. Nah, nie doceniacie symbolicznych przesłań, jakimi darzy nas autorka. Liściostwór był bożkiem lasu przez te liście na głowie i symbolizował Odmieńców, dzikie życie w zjednoczeniu z przyrodą i odrzucenie norm cywilizowanego świata. Julek rzeczywiście jest bożkiem urodzaju i plonów, a więc symbolizuje cywilizację, ludzki ład i przychodzi do Leny z najgłębszych wymogów społeczeństwa. Ma to znamionować nieparalelne rozdarcie protagonistki między pierwotną dzikością natury a oferującym komfort spokojem cywilizacji.

      N

      Usuń
    3. Swoją drogą, wyznam Wam, że zawsze wyobrażam sobie Juleczka jako bruneta - nie mam pojęcia, dlaczego - i przeżywam lekki dysonans za każdym razem, gdy czytam o jego złotych lokach. Nie wiem, może utrwalił mi się jakiś stereotyp YA, zgodnie z którym tru loffy powinny być tak rożne, jak to tylko możliwe (a jesiennym liściom wszak niedaleko do złocistego lata...)?

      Usuń
    4. N, twoja interpretacja jest absolutnie cudowna!

      rose29

      Usuń
  4. Ta rozmowa to nawet sensowna.Taa,zboże i karmel..Może jeszcze brokat,co?!Racja z wołowiną- to jest drogie mięso.Chyba,ze w tym świecie nie? Więźniom to się parówki z Lidla daje.Nie,no co Wy,heroiny nie sikają.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Racja z wołowiną- to jest drogie mięso.Chyba,ze w tym świecie nie?" - ciężko powiedzieć, najwyraźniej Hieny mają po prostu spory budżet.

      "Nie,no co Wy,heroiny nie sikają." - jeszcze się zdziwicie ;)

      Usuń
  5. Czy mi paranoja znowu scenariusze pisze, czy Raven ma z hienami więcej wspólnego niż się Lence wydaje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No...I jedna, i druga strona nie grzeszy inteligencją ;)

      Maryboo

      Usuń
  6. Julek jak na razie mniej wnerwia niż PŚ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, konkurencja jest mocna...

      Maryboo

      Usuń
    2. Och, dajmy mu czas. Jestem pewna, że nas nie zawiedzie.

      Usuń
  7. Te kolory oczu są dla mnie niezrozumiałe. Ja wiem, że ktoś może mieć szare które czasem wydają się niebieskie a czasem zielone, no ale bez przesady. Mamy tu metamorfomaga? Nie to uniwersum, Juleczku. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, PŚ wszystkimi odcieniami złota mieniły się włosy, to temu mienią się oczy...

      Maryboo

      Usuń