niedziela, 29 października 2017

Rozdział V

Włóż szybko piżamę, bo zamęczysz mamę.Jeśli będziesz psotny, to skończysz samotny.
Noś złotą ozdobę, bo złapiesz Chorobę.
Uważaj na ruchy, bo uwolnisz duchy.

Dziecięca wyliczanka, której często towarzyszy klaskanie i skoki przez skakankę


Nie wiem, po co nam ta wyliczanka, ale spoko, żadne próby wprowadzenia klimatu takimi chwytami się ałtorce nie udadzą, bo jej dystopia ma zbyt wiele dziur. Nice try though.


Lenie w nocy po katastrofalnej ewaluacji śni się jej koszmar, który nawiedza ją dosyć często. Dziewczyna spada z klifu do morza, na powierzchni którego unosi się zniekształcone przez wodę ciało jej matki. Lena budzi się z płaczem. Obok niej leży Grace i bezgłośnie coś powtarza. Dziewczynka zawsze przychodzi do łóżka Leny, gdy ta ma koszmary. Lenę i Grace łączy trauma po stracie ich matek. Grace wie o koszmarach Leny, zaś Lena jako jedyna zdaje sobie sprawę z tego, że Grace nie jest opóźniona w rozwoju i potrafi mówić, ale jest zablokowana z powodu śmierci matki.

Pewnej nocy po tym, jak przyszła do mojego łóżka, obudziłam się wcześnie rano, gdy nocne cienie dopiero odpływały ze ścian. Leżała obok mnie, płakała cichutko w poduszkę, ssąc prześcieradło, tak że ledwie ją słyszałam, i powtarzała w kółko jeden wyraz: mama, mama, mama. Tak jakby chciała przeżuć to słowo, jakby dławiła się nim przez sen. Objęłam ją i przytuliłam do siebie, aż wreszcie po czasie, który zdawał się wiecznością, Grace, zmęczona, znowu zapadła w sen. Napięcie powoli opadło z jej ciała, ale twarz długo jeszcze była rozpalona i napuchnięta od płaczu. Oto dlaczego Grace nie mówi. Cała reszta słów jest tłamszona przez to jedno zawieszone w powietrzu słowo, które wciąż rozbrzmiewa echem w ciemnych zakamarkach jej pamięci.
Mama. Wiem. Pamiętam.

Wiele młodych ludzi przed zabiegiem zachowuje się całkiem normalnie, co nie jest zbyt prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że wychowały ich pozbawione miłości i ciepła automaty. Dlatego wątek Grace, mocno pokrzywdzonej przez system, jako jeden z nielicznych trzyma się jako tako kupy, ale jest niestety wyjątkiem od reguły.

Siadam na łóżku i spoglądając na światło pełzające coraz pewniej po ścianach, wsłuchuję się w piski mew za oknem, a potem sięgam po szklankę z wodą stojącą obok łóżka. Dzisiaj jest drugi czerwca. Jeszcze dziewięćdziesiąt cztery dni. Chciałabym ze względu na Grace, by remedium było dostępne wcześniej. Pocieszam się myślą, że pewnego dnia i ona przejdzie zabieg. Pewnego dnia i ona będzie bezpieczna, a jej przeszłość i cierpienie zostaną unicestwione, zmielone w bezkształtną, łatwostrawną masę, jak papka dla niemowląt. Pewnego dnia obie będziemy bezpieczne.

Jestem w stanie łyknąć, dlaczego Lena tak bardzo chce przejść lobotomię. Propaganda Małego Brata to jedno, ale ona ponadto ma dość angstów, koszmarów i bolesnych wspomnień, a remedium wszystko elegancko przytłumi.

Na śniadanie wlokę się zmęczona, czując piasek pod powiekami. W wiadomościach podano już oficjalną wersję wydarzeń w laboratorium. Carol zawsze ścisza telewizor, kiedy robi śniadanie, przez co mruczenie prezentera niemal na powrót mnie usypia. „Wczoraj ciężarówka z bydłem wiezionym do rzeźni została pomylona z dostawą leków, czego wynikiem był komiczny i bezprecedensowy chaos, który widzą państwo na ekranach” – i pokazują nam piszczące pielęgniarki, jak odganiają muczące krowy podkładkami.

Wiem, że władza robi ludzi w konia codziennie, ale naprawdę ktoś stwierdził, że to jest świetne wytłumaczenie, a lud to kupił? Kurczę, muszę uważać, żeby mi do apteki nie przywieźli przypadkiem krowy. W końcu tak łatwo pomylić kuwetę z lekami z krasulą, prawda?

Wyjaśnienie jest absurdalne, ale dopóki nie wspomina się o Odmieńcach, wszyscy są szczęśliwi.

Niby się nie wspomina, ale nasza bohaterka doskonale wie, kto to są ci cali Odmieńcy i nie jest zupełnie zdziwiona, że takowego spotkała. Zresztą przekonamy się, iż nie ona jedna bierze pod uwagę istnienie tych mitycznych postaci. Oj, coś Mały Brat średnio się stara, żeby ludzie uważali opowieść o Odmieńcach za bujdę.

Nie powinniśmy nawet wiedzieć o ich istnieniu.

Ano właśnie.

Zresztą oni w ogóle nie powinni istnieć. Oficjalna wersja głosi, że ludzie, którzy żyli w Głuszy, zostali unicestwieni ponad pięćdziesiąt lat temu podczas bombardowania terenów międzygranicznych, zwanego blitzem. Pięćdziesiąt lat temu rząd Stanów Zjednoczonych zamknął granice kraju i od tamtej pory strzeże ich wojsko. Nikt nie może wjechać. Nikt nie może wyjechać. Prawo nakazuje, by każda grupa społeczna była przypisana do danego terytorium, a podróże między poszczególnymi obszarami państwa wymagają oficjalnej pisemnej zgody władz miejskich z półrocznym wyprzedzeniem. To dla naszego bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo, integralność, wspólnota – oto dewiza naszego kraju.

I prędzej czy później chów wsobny. Super.


W większości dziedzin władze odniosły sukces. Od kiedy granice są zamknięte, nasz kraj nie zaznał wojny, a przestępczość niemal zupełnie wyeliminowano, nie licząc sporadycznych przypadków wandalizmu czy drobnych kradzieży. Nie ma już w Stanach nienawiści, przynajmniej wśród wyleczonych.

Ale dlaczego? Brak miłości nie równa się od razu wymarciu nienawiści, chciwości czy zazdrości. Gdyby to nienawiść usunięto przez magiczne remedium, to ok., może bym to łyknęła, ale przy braku miłości, przy zachowaniu całego pozostałego spektrum ludzkiej natury, przestępczość powinna się rozwijać aż miło.


Zdarzają się jedynie odosobnione przypadki zobojętnienia – ale przecież każdy zabieg medyczny wiąże się z pewnym ryzykiem.

Ja bym raczej stawiała na to, że zobojętnienie to częsty skutek uboczny, skoro usunięto miłość jako taką. Pytanie więc, co np. ze współczuciem, bezinteresownością i całą resztą pozytywnych uczuć? Czy coś z nich pozostaje, czy mamy do czynienia tylko z poczuciem obowiązku i oddaniem partii?

Jednak jak dotąd władzom nie udało się usunąć z kraju Odmieńców, i to jedyna klęska rządu, czy w ogóle całego systemu. A więc nie mówimy o nich. Udajemy, że Głusza – i ludzie, którzy w niej żyją – nie istnieją. Rzadko w ogóle używa się tego słowa, chyba że przepada jakiś domniemany sympatyk, albo dwoje młodych, zarażonych ludzi znika jednocześnie, zanim zaaplikowano im remedium.


Czyli wiecie, ale nie wiecie, że nie istnieją, ale istnieją. Droga władzo, ogarnij się, bo masz burdel w kraju.

Całe to zamieszanie w laboratorium ma jeden pozytywny skutek: wszystkie wczorajsze ewaluacje zostały unieważnione.

Krowy poprzez kontrolowanie umysłów egzaminatorów kompletnie wymazały wspomnienia komisji z ewaluacji oraz zeżarły wszystkie kamery i mikrofony, które przecież być w sali powinny choćby dlatego, żeby po ewaluacji jeszcze raz przyjrzeć się reakcjom młodzieży, aby nic nie umknęło. Taaa, super zorganizowane te całe ewaluacje.

Każdemu przydzielą nowy termin, co oznacza, że dostanę drugą szansę. Tym razem na pewno tego nie spartaczę. Na samą myśl o swoim wczorajszym zachowaniu rumienię się ze wstydu.

Dziecko, ty powinnaś walić głową w ścianę przez całą noc, może wybiłabyś sobie ze łba głupotę.

Gdy siedzę teraz przy kuchennym stole, gdzie wszystko wokół jest takie czyste, schludne i znajome – wyszczerbione niebieskie kubki z kawą, mikrofalówka, która pika nieregularnie (to jedno z niewielu urządzeń elektrycznych, poza lampami, którego Carol pozwala nam używać) – wczorajszy dzień wydaje się długim, dziwnym snem. Tak właściwie zakrawa na cud, że grupa fanatyków z Głuszy postanowiła wpuścić stado krów do laboratorium dokładnie w momencie, kiedy oblewałam najważniejszy egzamin życia.

Jesteś główną bohaterką kiepskiego czytadła YA, to nie cud, takie są zasady gry.


Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Gdy myślę o okularniku szczerzącym zęby i słyszę swój głos mówiący: „szary”, aż się wzdrygam. Głupota. Czysta głupota. Wtem uświadamiam sobie, że Jenny coś do mnie mówi.
– Co? – Kieruję na nią wzrok i jej twarz nabiera ostrości. Obserwuję jej ręce krojące tost na cztery równe części.
– Spytałam, co ci jest. – W tył i w przód, w tył i w przód. Nóż dzwoni o brzeg talerza. – Wyglądasz, jakbyś się miała porzygać.
– Jenny – strofuje ją stojąca przy zlewie Carol. – Daruj sobie. Przecież widzisz, że wujek je śniadanie.
– Nic mi nie jest. – Odrywam kawałek tostu, smaruję go masłem i staram się zmusić do jedzenia. Ostatnią rzeczą, na którą mam teraz ochotę, jest rodzinne przesłuchanie. – Jestem tylko zmęczona.
Carol odwraca się i spogląda na mnie. Jej twarz zawsze przypominała mi twarz lalki. Nawet gdy coś mówi, nawet gdy jest zła, zadowolona lub zakłopotana, wyraz jej twarzy pozostaje dziwnie nieruchomy.

Zobojętnienie jest rzadkie, hę?


– Nie mogłaś spać?
– Spałam – odpowiadam. – Miałam tylko zły sen i tyle.
Na drugim końcu stołu wujek William podnosi głowę znad gazety.
– O rany, wiecie, co właśnie mi się przypomniało? Ja też ostatniej nocy miałem sen.
Carol unosi brwi, nawet Jenny wygląda na zaciekawioną.

Okazuje się, że wyleczeni rzadko miewają sny na skutek działania remedium, stąd zdziwienie rodziny. Sen wujka Williama nie jest jednak jakiś proroczy czy niepokojący. Śniło mu się zwykłe uszczelnianie okna. Dowiadujemy się, że ciotce Carol zdarzają się sny o górze naczyń do mycia, a siostrze Leny, Rachel, nie śni się nic. Wniosek stąd taki, że remedium morduje ludziom wyobraźnię, skoro jeżeli śni im się cokolwiek, to tylko codzienne obowiązki i nic więcej. Lena ma nadzieję, że ona po zabiegu nie będzie już miała żadnych snów, co nie jest dziwne, biorąc pod uwagę jej koszmary.


To pierwszy rok od szóstej klasy, kiedy Hana i ja nie mamy razem ani jednej lekcji, więc widujemy się dopiero po szkole, w szatni, gdy przygotowujemy się do wspólnych biegów. Sezon na biegi przełajowe skończył się już kilka tygodni temu, jednak Hana i ja staramy się biegać razem jak najczęściej, podtrzymując tę tradycję nawet podczas wakacji.

Jak się okazuje, Lena ma powód, dla którego zaczęła biegać i nie jest to tylko chęć ałtorki dodania głównej bohaterce choć jednego hobby.

Zaczęłam biegać, gdy miałam sześć lat, tuż po śmierci mamy. Pierwszym dniem, kiedy przebiegłam całe półtora kilometra, był dzień jej pogrzebu. Kazano mi zostać na górze razem z kuzynostwem, podczas gdy Carol przygotowywała dom na uroczystość pogrzebową i nakrywała do stołu. Marcia i Rachel miały mnie ubrać, ale w trakcie wkładania mi sukienki zaczęły się o coś kłócić i przestały zwracać na mnie uwagę. Zeszłam więc po schodach w niedopiętej na plecach sukience, by poprosić ciocię o pomoc. W kuchni siedziała również pani Eisner, jej ówczesna sąsiadka. Gdy wchodziłam, mówiła akurat:
– Oczywiście, że to okropne. Ale i tak nie było już dla niej ratunku. Zresztą nawet lepiej, że tak się stało. Także dla Leny. Bo co za pożytek z takiej matki?
Wiem, że nie miałam tego usłyszeć. Na mój widok pani Eisner jęknęła przestraszona i zamknęła szybko usta, jakby nagle zatkano je korkiem, a Carol zamarła. W tamtej chwili cały świat i cała przyszłość zbiegły się w tym jednym punkcie i zrozumiałam, że to miejsce – kuchnia, nieskazitelne kremowe linoleum, oślepiające światło i jasnozielona masa żelków na blacie – to wszystko, co mi zostało po śmierci mamy. Nagle poczułam, że dłużej tu nie wytrzymam. Nie mogłam znieść widoku kuchni ciotki Carol, która – co właśnie do mnie dotarło – miała być od teraz moją kuchnią. Nie mogłam znieść widoku żelków. Mama ich nienawidziła. Całe ciało zaczęło mnie świerzbić od środka, jak gdyby tysiące komarów krążyło w mojej krwi, gryząc mnie od wewnątrz, i to było nie do wytrzymania, nie mogłam ustać w miejscu, coś mnie zmuszało do ruchu, krzyku, podskakiwania. Wtedy pobiegłam przed siebie.

Będę narzekać na jęczenie i angstowanie Leny, ile wlezie, ale tutaj się nie czepiam, bo ten watek akurat jest prawdopodobny.

Gdy wchodzę do szatni, Hana trzyma nogę na ławce i zawiązuje but. Muszę wam coś wyznać: uwielbiam biegać z Haną po części dlatego, że jest to jedna, jedyna rzecz, w której jestem od niej lepsza, choć oczywiście nie przyznałabym się do tego głośno za żadne skarby świata. Jeszcze nawet nie położyłam plecaka na podłodze, kiedy Hana nachyla się w moją stronę i chwyta mnie za rękę.
– Ale heca, co? – Próbuje zwalczyć uśmiech, ale jej oczy mienią się kolorami: niebieskim, złotym i zielonym, i błyszczą, jak zawsze kiedy Hana jest czymś podekscytowana. – To musieli być Odmieńcy. W każdym razie wszyscy tak mówią.

Ale jak to? Przecież Mały Brat tak strasznie się stara!?


W szatni oprócz nas nie ma nikogo – sezon sportowy zakończył się już we wszystkich dyscyplinach – lecz na sam dźwięk tego słowa rozglądam się instynktownie.
– Ciszej!
Hana odchyla się, odrzucając włosy na jedno ramię.
– Wyluzuj. Sprawdziłam nawet kabiny toaletowe. Teren jest czysty.

Mówiłam, że to są same dzieci Stirlitza. Ratuje ich tylko niekompetencja aparatu władzy.

– Wszyscy, czyli kto? W wiadomościach podali, że była to zwykła pomyłka w dostawie. – Czuję potrzebę powtórzenia oficjalnej wersji wydarzeń, choć wiem równie dobrze jak Hana, że to bujda.
Hana siedzi okrakiem na ławce i śledzi mnie wzrokiem, jak zwykle nie zważając na to, że nienawidzę, gdy inni patrzą, jak się przebieram.
– No co ty. Skoro tak powiedzieli w telewizji, to musi być bzdura. Poza tym jak można pomylić krowę z pudełkiem lekarstw? Raczej nie są do siebie podobne.

No coś ty? A jak się złapie za wymiona, to nie leci żadna morfinka? Ale mnie zrobili w trąbę na tych studiach…

Wzruszam ramionami. Wiem, że Hana ma rację. Wciąż nie odrywa ode mnie wzroku, więc odwracam się nieco bokiem. Nigdy nie czułam się dobrze ze swoim ciałem, tak jak Hana czy inne dziewczyny ze szkoły, nigdy nie udało mi się zwalczyć dziwnego uczucia, że w kilku miejscach zostałam źle złożona w całość.

Bullshit wykryty w stężeniu krytycznym.

Jak gdyby naszkicował mnie jakiś rysownik amator: jeśli patrzysz z daleka, wszystko wydaje się w porządku, ale jeśli przyjrzysz się z bliska, widać jak na dłoni wszystkie skazy i niedociągnięcia.

Odczyty bullshitowe poza skalą, a to dopiero 5 rozdział.

Hana wyciąga nogę i zaczyna rozgrzewkę, nie porzucając jednak tematu. Nie znam nikogo, kto byłby tak zafascynowany Głuszą jak Hana.
– Ale pomyśl, to po prostu niesamowite. Jak to wszystko zaplanowano i w ogóle. Potrzeba było co najmniej czworga lub pięciorga ludzi, jeśli nie więcej, żeby skoordynować całą akcję.

Mogło ich być i 100, a Mały Brat i tak by się nie skapnął.

Przed oczami staje mi nagle chłopak na platformie obserwacyjnej, jego lśniące włosy w kolorze jesiennych liści i sposób, w jaki odchylał głowę do tyłu, gdy śmiał się na całego. Nikomu o nim nie wspomniałam, nawet Hanie, i teraz wiem, że to był błąd.

Kto normalny tak myśli o kimkolwiek, nawet o obiekcie swoich uczuć, nie mówiąc już o jakimś kompletnie obcym facecie? Mój chłopak ma oczy koloru sierpniowego nieba i włosy jak mleczna czekolada… No błagam.

Hana ciągnie dalej:
– Ktoś musiał mieć kody bezpieczeństwa. Może jakiś sympatyk...
Drzwi do szatni otwierają się z hukiem, aż obie podskakujemy i przez moment wpatrujemy się w siebie szeroko otwartymi oczami. Słychać stukot kroków po linoleum. Po chwili wahania Hana przeskakuje na bezpieczny temat: kolor tóg na rozdaniu dyplomów; w tym roku będą pomarańczowe. Właśnie w tym momencie pani Johanson, dyrektor do spraw sportowych w naszej szkole, wyłania się zza szafek, obracając gwizdek wokół palca.
– Przynajmniej nie są brązowe, jak w Fielston Prep – odpowiadam, chociaż ledwo słucham Hany. Serce wali mi jak młot. Ciągle myślę o tym chłopaku, a do tego zastanawiam się, czy pani Johanson usłyszała słowo „sympatyk”. Ona jednak tylko odpowiada na nasz ukłon i mija nas bez słowa, więc stwierdzam, że to raczej mało prawdopodobne.

A mogło być tak pięknie… Mielibyśmy całą trylogię z głowy.

Stałam się w tym wszystkim całkiem niezła – mówić jedno, podczas gdy myśli się coś innego, zachowywać się, jakbym słuchała, kiedy nie słucham, udawać, że jestem spokojna i szczęśliwa, kiedy tak naprawdę jestem na skraju rozpaczy. To jedna z umiejętności, jakie doskonali się z wiekiem. Trzeba się nauczyć, że ludzie zawsze słuchają. Gdy pierwszy raz korzystałam z telefonu komórkowego ciotki i wujka, zaskoczyły mnie szumy i trzaski, które co jakiś czas przerywały mi rozmowę z Haną. Carol wyjaśniła mi, że to rządowe urządzenia podsłuchowe, które na chybił trafił kontrolują rozmowy przez komórki, nagrywając je i monitorując w poszukiwaniu takich słów jak miłość, Odmieńcy czy sympatyk. Nie podsłuchuje się konkretnych osób. Wszystko odbywa się losowo. I to wydaje mi się jeszcze gorsze. Prawie zawsze czuję się tak, jakby gigantyczne, obracające się oko mogło mnie w każdej chwili omieść spojrzeniem, wydobywając z mojego umysłu wszystkie brzydkie myśli, jak gdybym była zwierzęciem unieruchomionym za pomocą snopa światła z latarni morskiej.

Nie żebyś ty, ani pozostali główni bohaterowie, zachowywali się, jakby rzeczywiście ucho i oko Małego Brata było wszędzie. Już niedługo zresztą przekonamy się, jak bardzo będzie przez nich lekceważone niebezpieczeństwo.

Czasami mam wrażenie, że istnieją dwie Leny i jedna kryje się za drugą: ta pierwsza jest widoczna na zewnątrz, kiwa głową, kiedy tego się od niej oczekuje, i mówi to, co powinna mówić, a ta druga, dużo głębiej ukryta, zamartwia się, śni i mówi, że lubi kolor szary.

Przepraszam, gdzie ukryta? Na ewaluacji wylazła całkiem bez oporów.

Przez większość czasu poruszają się w jednym rytmie i to rozdwojenie jest prawie niezauważalne, ale czasem wydaje mi się, że mieszkają we mnie dwie zupełnie różne osoby i w każdej chwili mogę rozpaść się na pół.

Momentami żałuję braku punktacji, choć tak jest nam wygodniej. Ale kategoria „górnolotne jęczenie Leny” pojawiałaby się nader często.


Kiedyś wyznałam to Rachel, ale ona tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że po zabiegu ze wszystkim będzie lepiej. „Po zabiegu – rzekła – wszystko w życiu będzie proste i łatwe jak bułka z masłem”.


Nie do końca rozumiem, jak brak odczuwania miłości ma się do strachu przed systemem i ulubionego koloru, ale remedium w tym uniwersum jest traktowane w zasadzie jak cudowne lekarstwo na wszystko, nawet jeżeli nie ma to najmniejszego sensu.

Gdy dziewczyny są gotowe do biegu, Hana postanawia zabawić się w berka. Lena musi gonić przyjaciółkę. Zgadnijcie, gdzie kieruje się Hana. Macie jedną szansę.

Nie pytam Hany, dokąd biegniemy, lecz się nie dziwię, kiedy kieruje się w stronę starego portu i zarośniętej ścieżki, która biegnie wzdłuż Commercial Street i wiedzie do laboratorium.

Nikt się nie dziwi.

Staramy się trzymać mniejszych, mniej ruchliwych ulic, ale nie jest to łatwe. Jest trzecia trzydzieści, w szkołach właśnie skończyły się lekcje i ulice pełne są dzieci wracających do domu. Mija nas kilka autobusów i pojedyncze samochody, które z trudem przeciskają się przez tłum. Uważa się, że przynoszą szczęście, dlatego ludzie wyciągają ręce, by dotknąć maski i lśniących szyb, które przez to niedługo pozostaną czyste.

Samochody jako krasnoludki ogrodowe, a teraz jako amulety przynoszące szczęście. Spoko. Gorzej, jak ktoś trafi na Czarną Wołgę.

Po drodze dziewczyny rozmawiają na różne tematy.


Rozmawiamy też o Willow Marks, która nie pojawiła się w szkole od zeszłej środy. Mówi się, że w ubiegłym tygodniu została nakryta przez porządkowych w Deering Oaks Park po godzinie policyjnej – i na dodatek z chłopakiem. Podobne plotki na temat Willow krążyły od lat. To po prostu typ osoby, która wiecznie jest na ustach wszystkich. Jest blondynką, ale maluje flamastrami na włosach kolorowe pasemka.

Blondynka to wróg, rzecz jasna.

Pamiętam też, jak kiedyś na wycieczce do muzeum w pierwszej klasie mijałyśmy grupę chłopców ze Spencer Prep i Willow powiedziała – tak głośno, że mogła to usłyszeć któraś z opiekunek – „chciałabym pocałować któregoś z nich prosto w usta”.

Stirlitze na prawo, Stirlitze na lewo…

Podobno została złapana w towarzystwie chłopaka już w drugiej klasie, ale skończyło się tylko na ostrzeżeniu, ponieważ nie wykazywała żadnych objawów delirii.

A samo przebywanie z owym młodym człowiekiem nie wystarczyło? Wszak segregacja płciowa niewyleczonych to podstawa, więc złamanie tak ważnej zasady powinno wiązać się z konsekwencjami.

Od czasu do czasu ludzie popełniają błędy. To kwestia biologii, efekt takiego samego zakłócenia równowagi hormonalnej i chemicznej w organizmie, która może prowadzić do nienaturalizmu, kiedy niewyleczonych pociągają osoby tej samej płci. Także tych skłonności można się pozbyć dzięki zabiegowi.

Czy dostanę kiedyś dystopię YA, gdzie ludzie będą mieli w pompie orientację seksualną? Bo nudno się robi, naprawdę. No ale wiemy dzięki temu przynajmniej, że magiczna maszynka robiąca ping ustawia wszystkim opcję hetero. Jakie cudowne ułatwienie dla ałtorki.

W każdym razie, jeśli chodzi o Willow, sprawa jest poważna, bo w chwili gdy skręcamy w Center Street, Hana oznajmia sensację: państwo Marks zgodzili się na przyspieszenie zabiegu córki o całe pół roku. Nie będzie jej przez to na rozdaniu dyplomów.
– Pół roku? – powtarzam z niedowierzaniem. Biegniemy w ostrym tempie od dwudziestu minut, więc sama już nie wiem, czy łomotanie serca w piersi to skutek wysiłku czy sensacyjnej wiadomości. Brakuje mi tchu bardziej niż zwykle przy tak szybkim biegu, jak gdyby coś siedziało mi na piersi. – Czy to nie jest niebezpieczne? Hana ruszą głową w prawo, wskazując drogę na skróty.
– Nie pierwszy raz robi się coś takiego.
– Tak, ale skutki bywały opłakane. A efekty uboczne? Zaburzenia psychiczne? Ślepota?

To ostatnie to od masturbacji, kochanie. Chociaż w sumie nie wiem, czy mają tam taki wynalazek.

Jest kilka powodów, dla których naukowcy odradzają przeprowadzanie zabiegu przed osiemnastym rokiem życia, ale najważniejszy jest ten, że remedium nie działa tak dobrze na bardzo młodych ludzi, a w najgorszych wypadkach prowadzi do poważnych powikłań.

Niektórzy badacze twierdzą, ze mózg ludzki dojrzewa nawet do 25 roku życia. No ale przecież te pół roku przed ukończeniem osiemnastki robi taaaką straszną różnicę w mózgu z powodów pochodzących z dupy, że przyspieszenie zabiegu jest strasznie niebezpieczne. Osiemnastka jest więc w Oliversum magiczniejsza niż nam się wydawało. To tak jak w Tłajlajcie, gdzie magiczny ślub ochronił niezwampirzoną Belkę przed zasekszeniem przez Edłorda na śmierć. Tutaj osiemnastka chroni przed sfajczeniem mózgu.

Naukowcy spekulują, iż powodem jest to, że wcześniej połączenia nerwowe w mózgu są nie do końca ukształtowane i wciąż zbyt plastyczne. Ogólnie im się jest starszym, tym lepiej, jednak większość ludzi poddaje się zabiegowi w okolicach osiemnastych urodzin.

Czyli innymi słowy: Why? Fuck you, that’s why.

– Pewnie stwierdzili, że warto zaryzykować – odpowiada Hana. – Lepsze to niż alternatywa, rozumiesz? Amor deliria nervosa. Najbardziej zdradliwa choroba na świecie. – To slogan, który widnieje od zawsze na wszystkich ulotkach dotyczących delirii. Hana powtarza go beznamiętnym głosem, ale mnie żołądek podchodzi do gardła.

A mnie się chce śmiać. Sorry, Oliver, ten koncept jest i będzie dla mnie niesamowicie durny.

Całe szaleństwo wczorajszego dnia sprawiło, że zapomniałam o jej słowach przed wejściem do laboratorium. Teraz przypominam je sobie, przypominam sobie też jej dziwne zachowanie oraz zamglone, nieodgadnione spojrzenie.

Na wszystkie problemy najlepsze jest wyparcie, więc zamiast spytać psiapsiółkę, o co kaman, Lena postanawia ścigać się jeszcze szybciej.

Cały ból odpływa, skurcz ustępuje, ciężar spada z piersi i znów jestem w stanie swobodnie oddychać. Zalewa mnie absolutna euforia, która musuje we mnie jak szampan: delektuję się twardym gruntem pod nogami, prostotą ruchu, siłą w nogach, przemieszczaniem się w czasie i przestrzeni, totalną wolnością i niezależnością. Spoglądam na Hanę. Widzę po jej minie, że czuje to samo. Pokonała własną słabość. Wyczuwa moje spojrzenie, odwraca się, kołysząc jasnym kucykiem, i podnosi kciuk do góry.

Lena stwierdza, że ona i Hana zbliżyły się najbardziej właśnie dzięki bieganiu. Dziewczynie trochę smutno, bo po zabiegu ich drogi najpewniej się rozejdą. Hana będzie trzymała się z innymi bogaczami z West Endu i zapomni o niej.

Ja natomiast zamieszkam w jakiejś norze na Cumberland Avenue i nie będę za nią tęsknić ani nawet pamiętać, jak to było biegać ramię w ramię. Ostrzeżono mnie, że po zabiegu mogę już nawet nie lubić biegania. Kolejny skutek uboczny remedium: ludzie często zmieniają przyzwyczajenia, tracą zainteresowanie dawnymi hobby i rzeczami, które sprawiały im przyjemność. Wyleczeni, niezdolni do silnych namiętności, są w ten sposób ocaleni zarówno przed przeszłym, jak i przyszłym cierpieniem (Księga SZZ, rozdział Po zabiegu, s. 132).


Nudne to życie wyleczonych, nawet hobby nie mają.

Dziewczęta przebiegają obok męskiej szkoły, gdzie chłopcy grają w kosza. Lena ponownie cieszy się w myślach z tego, że obowiązuje segregacja, bo nie ogarnia tego jakże przerażająco skomplikowanego świata męskiego.


Gdy mijamy szkołę, wyczuwam, że zatrzymują się na ułamek sekundy, podnoszą oczy i spoglądają w naszym kierunku. Jestem zbyt onieśmielona, by na nich popatrzeć. Całe moje ciało płonie, jak gdyby ktoś wsadził mnie do pieca, ale zaraz potem czuję, że oni tylko przebiegają po mnie wzrokiem i zatrzymują go na Hanie, której blond włosy mienią się w słońcu jak złota moneta.

Tak, tak jesteś zwyczajna, bla bla bla, nie kupuję tego.

Lena wygrywa wyścig do laboratorium. Mądrym pomysłem byłoby więc zawrócić i grzecznie udać się do domu, ponieważ szlajanie się po tajnych budynkach rządowych to kiepski pomysł, nawet gdy nie żyje się w dystopii.

W ogrodzeniu jest przerwa, za którą zaczyna się wąska droga dojazdowa, zablokowana niską metalową bramą. Hana przeskakuje ją i zachęca mnie ruchem ręki, żebym zrobiła to samo. Do tej pory nie zwróciłam uwagi na to, gdzie trafiłyśmy, dopiero teraz rozglądam się wokół: boczna droga wiedzie przez parking, a następnie przez gąszcz kontenerów na śmieci i metalowych magazynów, za nimi zaś widać znajomy szereg białych kwadratowych budynków przypominających gigantyczne zęby. To musi być jedno z bocznych wejść do laboratorium. Widzę teraz, że ogrodzenie jest zwieńczone drutem kolczastym i co kilka metrów znaki jest zwieńczone drutem kolczastym i co kilka metrów znaki ostrzegają: WŁASNOŚĆ PRYWATNA. PRZEJŚCIA NIE MA. NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY.
– Raczej nie powinnyśmy... – zaczynam, ale Hana nie pozwala mi dokończyć.

Raczej?

– Daj spokój – mówi. – Nie możesz sobie czasem pozwolić na odrobinę szaleństwa?



Już wiem, dlaczego Lena i Hana się ze sobą trzymają pomimo pochodzenia z różnych środowisk. Obie mają ujemny instynkt samozachowawczy.

Szybko spoglądam na parking za bramą i drogę za nami: ani żywej duszy. Mała budka strażnicza tuż obok bramy również jest pusta. Nachylam się i zerkam do środka. Na papierze śniadaniowym leży napoczęta kanapka, a na małym stoliku obok stosu książek stoi stare radio, z którego płynie muzyka, zakłócana raz po raz szumami i trzaskami.

Czyli strażnik może w każdej chwili wrócić, bo pewnie poszedł na siku albo zrobić sobie kawy. Świetny moment na zwiedzanie.

Nie widzę też żadnych kamer, chociaż gdzieś tu muszą być. Wszystkie budynki rządowe są pod obserwacją. Waham się jeszcze sekundę, a potem przeskakuję przez bramę i doganiam Hanę. Jej oczy błyszczą z podniecenia i dałabym sobie głowę uciąć, że to wszystko sobie zaplanowała.

Lemingi, panie, lemingi.

– Pewnie właśnie tędy dostali się tu Odmieńcy – wyrzuca z siebie jednym tchem, jak gdybyśmy ani na chwilę nie przestały rozmawiać o wczorajszych wydarzeniach w laboratorium. – Jak myślisz?
– Chyba nie było to trudne – silę się na naturalny ton, ale wszystko wokół: pusta droga dojazdowa, błyszczący w słońcu ogromny parking, niebieskie kontenery na śmieci, przecinające niebo linie wysokiego napięcia oraz lśniąca biel pochyłych laboratoryjnych dachów, budzi mój niepokój. Całe otoczenie wydaje się ciche i spokojne, niemal nieruchome, tak jak w snach albo tuż przed potężną burzą. Chociaż nie mówię tego głośno, wiele dałabym za to, by wrócić do starego portu, do znajomego labiryntu ulic i sklepów. Mimo że wokół nie ma ani żywej duszy, cały czas mam wrażenie, że jestem obserwowana.

Z wszelkich przesłanek wynika, że tak właśnie jest. Jak ty żeś się, lasia, uchowała w tym systemie?

To gorsze uczucie niż w szkole, na ulicy czy nawet w domu, kiedy trzeba uważać na wszystko, co się robi lub mówi, gdzie każdy się w końcu przyzwyczaja do tego przenikliwego uczucia wewnętrznej blokady.

Szkoła to pikuś, to są supertajne budynki rządowe!

– No raczej. – Hana kopie w ubitą drogę. Chmura pyłu podnosi się, a potem powoli opada. – W sumie dosyć marna ochrona dla centrum medycznego.
– Nawet dla minizoo byłaby marna – dodaję.
– Wypraszam sobie – dochodzi nas głos zza pleców i obie z Haną zamieramy.

No kto by się spodziewał, że niedaleko może kręcić się jakiś, no nie wiem, strażnik czy cuś…

A teraz następne pytanie. Kimże jest ów tajemniczy strażnik? Jak zwykle macie jedną szansę. Czyżbym słyszała szelest jesiennych liści?

Odwracam się. I świat na moment zastyga. Przed nami stoi chłopak z założonymi na piersiach rękami i przekrzywioną na bok głową. Ma ciemną cerę i złotobrązowe włosy, jak jesienne liście tuż przed opadnięciem.

Czy naprawdę nie ma innego określenia na te jego kudły?

To on. To jego widziałam wczoraj na platformie obserwacyjnej. Odmieniec. Tyle że najwyraźniej nie jest Odmieńcem. Ma na sobie niebieski mundur strażnika z krótkimi rękawami i dżinsy, a do kołnierzyka przypięty laminowany rządowy identyfikator.
– Odchodzę na dwie sekundy, żeby nalać sobie wody – wskazuje na pełną butelkę, którą trzyma w ręku – wracam i co spotykam? Dwie włamywaczki.

Byłam blisko z tą kawą.

Z zaskoczenia nie jestem w stanie się poruszyć ani wypowiedzieć słowa. Hana pewnie myśli, że jestem przerażona, bo wtrąca szybko:
– Nie chciałyśmy się włamać. Nic takiego nie zrobiłyśmy. Chciałyśmy tylko pobiegać i... hm, zgubiłyśmy się.
Chłopak krzyżuje ręce na piersi i kołysze się na piętach.
– Nie widziałyście znaków na bramie, hę? „Przejścia nie ma”? „Wstęp wzbroniony”?

- To przez masturbację, na oczy mi się rzuca – wytłumaczyła szybko Hana.

Hana odwraca wzrok. Ona też jest zdenerwowana. Czuję to. Normalnie jest tysiąc razy bardziej pewna siebie niż ja, ale żadna z nas nie jest przyzwyczajona do rozmów z chłopakiem, a już tym bardziej z chłopakiem-strażnikiem. A do tego musiało do niej dotrzeć, że istnieje mnóstwo powodów, dla których mógłby nas teraz aresztować.

Pewnie nawet mógłby was zastrzelić, ale spox, to był super pomysł, po co zastanawiać się nad ewentualnymi konsekwencjami własnych czynów?

– Pewnie ich nie zauważyłyśmy – mamrocze.
– Aha. – Chłopak unosi brwi. Widać, że nam nie wierzy, ale przynajmniej nie wygląda na to, żeby był zły. – Rzeczywiście, nie rzucają się w oczy. To tylko jakieś kilkadziesiąt znaków. W sumie łatwo je było przeoczyć.

Na szczęście naszych lemingów koleś okazuje się być najbardziej wyluzowanym strażnikiem po tej stronie wielkiej wody. Zamiast zawiadomić odpowiednie służby i przekazać głupie panienki, robi sobie z nich jaja.

Przypomina mi się, jak wczoraj wewnętrzny głos podpowiadał mi, że to chłopak z Głuszy, jak bardzo byłam tego pewna. Musiałam się jednak pomylić. Gdy odwraca głowę, widzę niewątpliwy znak, że jest wyleczony: to ślad po zabiegu, blizna złożona z trzech punktów tuż za lewym uchem. To miejsce, gdzie lekarze wbijają specjalną potrójną igłę używaną do znieczulania pacjentów przed zabiegiem. Często ludzie z dumą odsłaniają swoje blizny. Rzadko widzi się wyleczonych z długimi włosami, a kobiety, które nie ścięły ich całkiem, zwykle zaczesują je do tyłu. Cały mój strach nagle ulatuje.

Coś mi się wydaje, że gdyby był wyleczony, a co za tym idzie, miał emocjonalną głębię robota kuchennego, nie byłby taki wyrozumiały, tylko robił swoje i rozprawił się z włamywaczkami.

Rozmowy z wyleczonymi nie są nielegalne. Tutaj zasady segregacji nie obowiązują. Zastanawiam się, czy mnie rozpoznał. Jeśli tak, to niczego nie okazuje. Wreszcie nie wytrzymuję:
– Hej, widziałam cię... – w ostatniej sekundzie coś mnie powstrzymuje przed dokończeniem zdania. Widziałam cię wczoraj. Mrugnąłeś do mnie.
– Znacie się? – Hana, oszołomiona, rzuca mi piorunujące spojrzenie. Dobrze wie, że nigdy nie zamieniam ani słowa z chłopakiem, chyba że jest to „przepraszam” wybąkane na ulicy, albo „nie chciałam”, kiedy na któregoś wpadnę i nadepnę mu na nogę.

Robi się tłoczno w panteonie uroczych niezdar literatury YA.

Z nieleczonymi chłopcami spoza rodziny wolno nam mieć najwyżej minimalny kontakt. Nawet gdy są po zabiegu, trudno znaleźć usprawiedliwienie dla takich kontaktów, chyba że jest to lekarz, nauczyciel lub ktoś, czyja pomoc jest nam potrzebna. Chłopak odwraca się w moją stronę. Jego twarz jest całkowicie spokojna i niewzruszona, ale mogłabym przysiąc, że widzę w jego oczach jakiś błysk. Rozbawienia? Zadowolenia?
– Nie – odpowiada bez zająknienia. – Nigdy cię nie widziałem. Z pewnością bym zapamiętał. – I znów ten błysk w oczach. Czy on się ze mnie nabija?

Toż to flirt jest, panocku, gdzie on wyleczony, do romansu wystąp! Bo albo to, albo na sam widok naszej hirołiny efekt zabiegu mu się cofnął z nagłej MIŁOŹDZI, ale wolałabym wersję pierwszą, bo inaczej się potnę nożem do masła.

– Jestem Hana. A to jest Lena. – Hana trąca mnie łokciem. Wiem, że kiedy tak stoję z ustami szeroko otwartymi jak ryba, muszę wyglądać idiotycznie, ale z oburzenia nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa. On kłamie. Jestem pewna, że to jego widziałam wczoraj, dałabym sobie głowę uciąć!
– Alex. Miło was poznać. – Ściskając dłoń Hany, Alex nie odrywa ode mnie wzroku. A potem wyciąga rękę do mnie. – Lena – powtarza w zadumie. – Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tym imieniem.
Uściski dłoni krępują mnie – czuję się wtedy jak małe dziecko przebierające się w ciuchy dorosłych. Poza tym nigdy tak naprawdę nie dotykałam nieznajomego, ale po chwili wahania ściskam jego rękę. Wtedy nagle przebiega mnie prąd, więc szybko cofam dłoń.
– To skrót od Magdaleny – wyjaśniam.

Subtelne jak radziecki czołg, naprawdę.

– Magdalena. – Alex odchyla głowę, obserwując mnie spod wpół przymrużonych powiek. – Ładnie.

No baa, wszystko w niej jest ładne i speshul, i och ach, kto to jest Hana, jaka Hana, Lena to Afrodyta, nikt się jej nie równa!!! Kurtyna!

To niesamowite, jak wymawia moje imię. W jego ustach brzmi ono melodyjnie, a nie kanciasto i chropowato jak u moich nauczycieli.

Dobra, może jestem wyjątkowo odporna na poetyckie określenia, ale nie ogarniam, jak można wymawiać cokolwiek kanciasto.

Jego oczy mają ciepły bursztynowy kolor i gdy tak na niego patrzę, przypomina mi się nagle mama polewająca syropem stos naleśników.

Wow, jakie romantyczne.

Odwracam głowę, zawstydzona, jak gdyby Alex był w jakiś sposób odpowiedzialny za przywołanie tego wspomnienia, jak gdyby sięgnął po nie ręką i wyszarpnął z mego wnętrza. Własne skrępowanie budzi mój gniew, więc powtarzam uparcie:
– Naprawdę cię znam. Widziałam cię wczoraj w laboratorium. Siedziałeś na platformie i obserwowałeś... wszystko. – I znów odwaga mnie zawodzi, w ostatniej sekundzie powstrzymuję się od powiedzenia: „obserwowałeś mnie”.
Czuję na sobie spojrzenie Hany – musi być wściekła, że jej o tym nie powiedziałam. Twarz Aleksa ani drgnie. Nawet nie mrugnie, a do tego ani na chwilę nie przestaje się uśmiechać.
– Musiał to być ktoś do mnie podobny. Strażnikom nie wolno wchodzić do laboratoriów podczas ewaluacji. A już tym bardziej zatrudnionym na pół etatu.

I to jest wyjaśnienie tajemniczej tajemnicy, jak ten Odmieniec/Nieodmieniec dostał się na platformę obserwacyjną. Rozczarowujące, prawda?

Jeszcze przez chwilę mierzymy się wzrokiem. Teraz mam już pewność, że kłamie, a ten bezczelny, szeroki uśmiech budzi we mnie ochotę, by dać mu w twarz. Zaciskam pięści i biorę głęboki oddech, próbując się uspokoić. Nie jestem agresywną osobą. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Wreszcie wtrąca się Hana, przerywając napięcie.
– A więc to wszystko? Strażnik na pół etatu i kilka znaków zakazu?
Alex jeszcze przez pół sekundy nie spuszcza ze mnie wzroku. Potem odwraca się do Hany, jak gdyby dopiero teraz zauważył jej istnienie.
– To znaczy?
– Po prostu mogłoby się wydawać, że laboratorium powinno być lepiej chronione. Nie wygląda na to, że trudno się tu włamać.

Po pierwsze Mały Brat ma większego zeza niż myślałam na początku, bidulek. Po drugie Hana właśnie awansowała (przynajmniej chwilowo) na główną rozwielitkę serii, przyznając się beztrosko, że chciała się włamać do laboratorium.

Alex unosi brwi.
– A miałaś taki zamiar?
Hana zamiera, a mnie staje serce. Obie wiemy, że posunęła się za daleko. Jeśli Alex zgłosi nas jako potencjalne sympatyczki lub wichrzycielki, czekają nas miesiące śledztwa i ciągłego nadzoru – i możemy się pożegnać z szansą na porządny wynik ewaluacji.

Coś podobnego, no kto by się domyślił? Boru, niech ten rozdział się już skończy, za dużo głupoty jak na jeden raz.

Staje mi przed oczami moje przyszłe życie, w którym będę musiała wiecznie oglądać Andrew Marcusa dłubiącego w nosie, i robi mi się niedobrze. Alex musiał wyczuć nasz strach, ponieważ podnosi ręce do góry.
– Spokojnie. Tylko żartowałem. Raczej nie wyglądacie na terrorystki.

Co nie oznacza, że nimi nie są, a twoim zasranym obowiązkiem jest całe to idiotyczne zdarzenie zgłosić, gdzie trzeba. Na pewno macie na to jakieś procedury.

Nagle dociera do mnie, jak idiotycznie musimy wyglądać w spodniach do biegania, przepoconych koszulkach i neonowych trampkach.

To jest wasz najmniejszy problem. Wszak terrorystki mogą być przebrane dla niepoznaki. Podejrzliwy strażnik miałby wasze trampki w rzyci.

A przynajmniej ja. Hana, rzecz jasna, wygląda jak żywcem wyjęta z reklamy ubrań sportowych.

Laska, daj se siana, przecież widzimy, że Alex pożera cię wzrokiem, a na Hankę ledwo spojrzy.

Czuję, jak znowu oblewam się rumieńcem, a zaraz po tym ogarnia mnie irytacja. Jak dobrze, że wprowadzono segregację płci. Nie wyobrażam sobie, jaki to byłby koszmar: ciągle czuć tę złość, zawstydzenie, zmieszanie i rozdrażnienie.

Cóż, złość i rozdrażnienie można czuć z innych powodów niż to, że ktoś jest bardziej od nas atrakcyjny dla płci przeciwnej, więc remedium nie powinno całkowicie wyeradykować tych nieprzyjemnych uczuć.

– To jest tylko teren magazynów. – Alex wskazuje na metalowe kontenery. – Prawdziwa ochrona zaczyna się bliżej samego laboratorium. Pełnoetatowi strażnicy, kamery, ogrodzenie pod napięciem i takie tam.
Hana nie patrzy na mnie, ale gdy się odzywa, słyszę w jej głosie ekscytację:
– Teren magazynów? A więc to tędy przychodzą przesyłki do laboratorium?

Och, masz na myśli te wszystkie totalnie-nie-krowy na różne choroby?

Zaczynam się w myślach modlić: Nie palnij niczego głupiego. Nie palnij niczego głupiego. Nie wspominaj o Odmieńcach.
– Owszem.
Hana kołysze się na piętach. Próbuję przywołać ją spojrzeniem, ale unika mojego wzroku.
– A więc tędy wjeżdżają ciężarówki? Ze sprzętem medycznym, na przykład?

I cały czas to w ogóle nie są krowy.

– Tak jest. – I znowu dostrzegam błysk w oczach Aleksa, chociaż reszta jego twarzy pozostaje całkowicie spokojna. W ogóle mu nie wierzę. Znów zaczynam się zastanawiać, dlaczego kłamał na temat wczorajszego spotkania w laboratorium. Może tylko dlatego, że to niedozwolone, jak sam przyznał. A może dlatego, że śmiał się, zamiast nam pomóc.
A może rzeczywiście mnie nie poznaje. Nasze oczy spotkały się tylko na kilka sekund i z pewnością dla niego byłam tylko niewyraźną, zwyczajną twarzą, którą trudno zapamiętać.

Skoro ty zobaczyłaś, jak puszcza do ciebie bursztynowe oko, to on na pewno dostrzegł twoje cycki przez przezroczystą folię spożywczą, nie martw się.

Niespecjalnie ładną. Chociaż też niebrzydką. Po prostu przeciętną jak tysiące innych twarzy widywanych na ulicy.

Zaraz coś mnie strzeli.

Jemu natomiast, muszę przyznać, daleko do przeciętności.

No baaa.

Wciąż nie dociera do mnie niezwykłość całej sytuacji: że oto rozmawiam z nieznajomym chłopakiem, choćby i wyleczonym. Mimo zawrotów głowy zmysły mam tak wyostrzone, że zwracam uwagę na każdy najdrobniejszy szczegół jego postaci. Dostrzegam kosmyk włosów okalający bliznę za uchem jak ramka. Mój wzrok przykuwają też duże brązowe dłonie, biel zębów oraz doskonała symetria jego twarzy. Pasek przytrzymuje wypłowiałe dżinsy osadzone nisko na biodrach, a sznurówki trampek mają przedziwny atramentowy kolor, jak gdyby pomalował je długopisem. Zastanawiam się, ile ma lat. Wygląda na mój wiek, ale musi być nieco starszy – dałabym mu jakieś dziewiętnaście lat.

Porzućcie nadzieję, Ci, co myślicie, że truloff nr 1 nie będzie kartonowy. Nie po takim opisie.

– Fajnie by było rozejrzeć się po okolicy – wali Hana prosto z mostu.

- Nie no, żaden problem, może małe tournee? – pyta Alex.

Serio, Alex przyznaje, że wokoło znajduja się tylko odpady przemysłowe, ale za to jest niezły widok na zatokę i proponuje, że pokaże je dziewczynom.

Alex i Hana idą przodem i rozmawiają. Okazuje się, że Alex ma rzeczywiście 19 lat i coś tam studiuje, ale Lenie nie udaje się dosłyszeć, co takiego. Wreszcie nasz tercet dociera na wzgórze.

Rozkoszuję się wiatrem szalejącym na szczycie wzgórza, który owiewa mi ręce i nogi, przynosząc orzeźwienie i radość, oraz widokiem zatoki i mrugającym wysoko okiem słońca, i prawie zapominam, że Alex jest z nami. Zwolnił podczas wspinaczki, a potem stanął kilka kroków za nami i od kiedy weszliśmy na szczyt, nie wypowiedział ani słowa. Dlatego podskakuję jak oparzona, kiedy nachyla się nade mną i wypowiada do mojego ucha jedno słowo:
– Szary.
– Co? – Odwracam się z walącym sercem.

Dun Dun Dun!!!

– Co powiedziałeś? – powtarzam cicho zachrypniętym głosem.
Alex nachyla się jeszcze bliżej. Czuję się tak, jakby żar z jego oczu przeskoczył na mnie i płomienie obejmują całe moje ciało. Nigdy w życiu nie byłam tak blisko żadnego chłopaka. Wydaje mi się jednocześnie, że zaraz zemdleję i rzucę się do ucieczki. Nie mogę się jednak ruszyć.
– Powiedziałem, że ocean jest najpiękniejszy wtedy, gdy jest szary. Albo nie do końca szary. Taki blady, trudny do określenia kolor. Przypomina mi oczekiwanie na coś dobrego.
A więc pamięta. Był tam. Mam wrażenie, że ziemia pod moimi stopami rozstępuje się jak w tym śnie o mamie. Nie widzę teraz nic oprócz jego oczu, kalejdoskopu świateł i cieni.
– Okłamałeś mnie – udaje mi się wychrypieć. – Dlaczego mnie okłamałeś?
Nie odpowiada. Odsuwa się nieco i mówi:
– Oczywiście jeszcze piękniejszy jest o zachodzie słońca. Około ósmej trzydzieści niebo wygląda, jakby płonęło, zwłaszcza w Back Cove. Naprawdę powinnaś to zobaczyć. – Milknie na chwilę i chociaż jego głos jest spokojny i zwyczajny, mam wrażenie, że próbuje mi powiedzieć coś ważnego. – Pewnie dziś wieczorem widok będzie zdumiewający.

I w ten oto sposób nasza jakże zwykła i niepozorna bohaterka zostaje zaproszona na randkę przez bożka jesieni. Nieatrakcyjność my ass.

Mój mózg pracuje na zwiększonych obrotach, próbując przetworzyć to, co powiedział, i sposób, w jaki podkreślał pewne słowa. Aż wreszcie to do mnie dociera: podał mi czas i miejsce. Proponuje, żebyśmy się spotkali.
– Czy ty mnie właśnie prosisz... – zaczynam, ale w tym samym momencie przybiega Hana i łapie mnie za rękę.
– O Boże – mówi ze śmiechem. – Już jest po piątej! Nie do wiary, co? Musimy iść. – Odciąga mnie, zanim mam szansę odpowiedzieć czy zaprotestować, a gdy po chwili oglądam się przez ramię, by sprawdzić, czy Alex obserwuje mnie lub próbuje dać jakikolwiek znak, chłopak zniknął już z pola widzenia.

I tym jakże subtelnym cockblockiem kończy się rozdział. Za tydzień dowiemy się, czy randka naszych gołąbeczków się udała.

Trzymajcie się

Beige


90 komentarzy:

  1. Boru, te dzieci Stirlitza powinny już dawno wisieć/być naćpanymi znieczulaczami warzywami/rozstrzelane/jakkolwiek się tam załatwia buntowników. W porównaniu z tym konspira Amisi, która polegała na przyprowadzeniu rebeliantki pod nos króla - ekhem, ekhem - tyrana i tam załatwienia jej broni od zagranicznej księżniczki jest w stu procentach przemyślana i dyskretna.
    Cóż, pewnie mam kiepski gust, ale akurat motyw tej wyliczanki mi się podoba – taka intoksykacja nie tylko na zasadzie "dzisiaj na lekcji mówimy o wojnie która wybuchła bo miłość jest zła, a w ogóle patrzcie, on się zabił bo miłość to zuuuuo!", ale też coś w stylu wpajania dzieciom propagandy poprzez zabawę.
    Mały Brat to jakiś żart. Wujek Stalin właśnie odeśmiał sobie dupę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat wierszyki to chyba najlepszy przykład "niewinnej, a naturalnej" propagandy w tej książce - szkoda, że reszta stoi na, ekhm, nieco niższym poziomie...

      Usuń
  2. Ta wzmianka o mikrofalówce brzmiała tak, jakby nawet kawy Lenka nie mogła sobie sama zrobić. Ale obstawiam, że Carol wie, jaką idiotkę ma pod dachem, i stara się odwlec jak najdalej zagrożenie życia.
    A ten wątek z przebiegnięciem 1,5 kilometra w dniu pogrzebu jest całkiem ładnie i zgrabnie napisany, a reakcja Leny - całkiem prawdopodobna i zrozumiała. Jak się chce, to można dobrze pisać, szkoda tylko, że tak rzadko tego w YA doświadczamy.
    Ten budynek rządowy, gdzie w samotnej stróżówce siedzi jeden jedyny strażnik, a wyrwy w płocie nikt nie naprawia bo bida panie w kieleckim, mnie rozczulił.
    No i tę całą propagandę o kant rzyci rozbić - jak na moje w interesie rządu jest, by obywatele zajęć mieli jak najwięcej, coby czasu na planowanie zamachu stanu nie starczyło. Rok 1984, obowiązkowa gimnastyka poranna się kłania.
    Lenka omdlewa zupełnie jak Bellisima przy Edzisławie, ale no, Lenka przynajmniej ma jakieś koleżanki i jakieś zajęcia poza podziwianiem facjaty ukochanego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo pomyślałam w związku z wątkiem pogrzebu. Jest całkiem zgrabnie napisany, widać w nim żałobę i smutek Leny, ale jednocześnie nie osiąga poziomu angstu!

      Usuń
    2. Opisy uczuć (co, moim zdaniem, w pewnym momencie widać dobrze w "Pandemonium") faktycznie wychodzą Oliver całkiem zgrabnie - do momentu, w którym autorka nie przypomni sobie, że jeszcze nie wykorzystała dziennego przydziału na romantyczne metafory. Tę serię naprawdę czytałoby się przyjemniej, gdyby Lena co chwilę nie raczyła czytelników cytatami z pamiętniczka Przydupasa.

      Usuń
    3. Najlepszym "opisem" uczuć jest ich pokazanie, zamiast kilometrowych rozwodzeń się. Czytelnik naprawdę sam wpadnie na to, że bohaterce smutno/wesoło/whatever. A ałtoressy chyba traktują czytelników jak debili, którym trzeba dokładnie, dużymi literami prawić kazania na temat angstu.

      Usuń
    4. "Najlepszym "opisem" uczuć jest ich pokazanie, zamiast kilometrowych rozwodzeń się." - pewnie. Ale ponieważ siedzimy w głowie Leny, czasem narratorka serwuje nam opisy tego, co w danej chwili przeżywa - i moim zdaniem owe opisy wychodzą Oliver znacznie lepiej, gdy odkłada na bok swoje ulubione harlequiny.

      Usuń
    5. Nie zgodzę się, można doskonale pisać o uczuciach językiem metafor i innych ozdobników i zagłębianie się w czyjąś psychikę w ten sposób, może być też niezwykle ciekawe i pogłębiać więź czytelnika z bohaterem.

      Problem w tym, że u Oliver jest tego tyle, bo według niej to ładnie wygląda, co też widać i dlatego - przynajmniej dla mnie - wali sztucznością i wieje nudą. Przede wszystkim dlatego, że tak naprawdę te wynurzenia rzadko kiedy coś wnoszą, a mają właśnie ten jeden cel - wyglądać.

      Usuń
  3. Teraz pytanie. Czy Głusza jest jakimś konkretnym miejscem, czy może oznacza "gdzieś tam, nie wiadomo gdzie"? Bo jeśli to pierwsze... to rząd jest niekompetentny (ha! nowina). Mógłby po prostu wejść wojskiem, zbombardować, cokolwiek, aby się Odmieńców pozbyć i mieć ich z głowy (nie musieliby się martwić tymi "happeningami"). Czy Autorka wspominała cokolwiek, gdzie mieści się owa Głusza?

    Poza tym cała ta segregacja jest kijowa - jeśli rząd chciał takową wprowadzić, powinny powstać szkoły z internatem i zamkniętymi akademikami. Przecież dziewczęta i chłopcy normalnie mogą spotykać się na ulicy! Całe to zdenerwowanie Leny brzmi komicznie, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę miała kontakt z płcią przeciwną (dobra, nie rozmawiała z nimi często, ale wymiana zdań ze sklepikarzami, WUJKIEM, ludźmi na ulicy też się liczy!). Ja wiem, że można czuć się niezręcznie lub nieswobodnie przy płci przeciwnej (też tak czasem mam), ale to osiąga jakieś apogeum, szczególnie, że Lena zachowuje się, jakby rzeczywiście nie miała z nimi kontaktu (co jak wiemy, nie jest prawdą).
    I pytanie: czy kontaktowanie się z chłopcami, gdy w grę nie wchodzi miłość, ale na przykład zwykła przyjaźń, lub takie samo hobby, jest zakazane i karane? Czy konsekwencje miałoby, gdybym po prostu pogadała z chłopakiem na ulicy?

    i tak BTW... nasz Alex beznadziejnie się maskuje. Poza tym Lena nie pomyślała, że może jest jak jej matka i remedium po prostu na niego nie zadziałało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "I pytanie: czy kontaktowanie się z chłopcami, gdy w grę nie wchodzi miłość, ale na przykład zwykła przyjaźń, lub takie samo hobby, jest zakazane i karane? Czy konsekwencje miałoby, gdybym po prostu pogadała z chłopakiem na ulicy?"

      wydaje mi się, że jest zakazane. Bo zgodnie ze starym powiedzonkiem nie ma przyjaźni między kobietą i mężczyzną, są tylko seksy :P

      rose29

      Usuń
    2. Och, Głusza to dłuższa historia. Ale tak - rząd doskonale wie, jakie tereny pod nią podpadają.

      "Przecież dziewczęta i chłopcy normalnie mogą spotykać się na ulicy! Całe to zdenerwowanie Leny brzmi komicznie, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę miała kontakt z płcią przeciwną (dobra, nie rozmawiała z nimi często, ale wymiana zdań ze sklepikarzami, WUJKIEM, ludźmi na ulicy też się liczy!)." - wujek i sklepikarz to osoby wyleczone - z nimi Lena ma prawo rozmawiać. Natomiast kontakt z chłopakami sprzed zabiegu jest zakazany i faktycznie nie widzimy w serii scen, podczas których Lena rozmawiałaby ze swoimi rówieśnikami płci męskiej.

      "I pytanie: czy kontaktowanie się z chłopcami, gdy w grę nie wchodzi miłość, ale na przykład zwykła przyjaźń, lub takie samo hobby, jest zakazane i karane? Czy konsekwencje miałoby, gdybym po prostu pogadała z chłopakiem na ulicy? " - zakazany jest każdy kontakt z niewyleczoną osobą płci przeciwnej, w myśl zasady, że lepiej nie kusić losu.

      Usuń
    3. Drobna errata: przypomniało mi się, że gdzieś w serii mamy wzmiankę, że Lena faktycznie rozmawia z jednym z nieleczonych chłopaków (musicie mi wybaczyć, to statysta bez znaczenia do tego stopnia, że wyleciało mi to z głowy). Z czego wynika, że Oliver wywaliła się nawet na tym elemencie własnego kanonu...

      Usuń
    4. W sumie ten wątek jest dość skomplikowany i łatwo się na nim wyłożyć (łatwiejsze byłoby przedstawienie tego zamkniętego akademiku). Bo chociażby co z rodzeństwem? Wtedy łatwiejszy jest kontakt z płcią przeciwną, bo zarówno brat jak i siostra na pewno mają jakiś przyjaciół i chcieliby ich czasem przyprowadzać do domu (posiedzieć razem lub zrobić, no nie wiem, zadanie domowe). I co, siostra lub brat mają iść wtedy do piwnicy, bo nie mogą kontaktować się z przyjaciółmi rodzeństwa, będącymi innej płci? Czy ludzie mogą w ogóle spotykać się w prywatnych miejscach (ci niewyleczeni)? Jest to w jakikolwiek wyjaśnione? Co z ludźmi z sąsiedztwa, którzy również mogą mieć dzieci?

      Grrr! Tyle pytań!

      Usuń
    5. Generalna zasada brzmi: niewyleczeni odmiennej płci = zero kontaktu. A że w praktyce ciężko byłoby to wyegzekwować w stu procentach, no cóż...

      Usuń
  4. Wyliczanka sama w sobie może i nawet sens by jakiś miała, gdyby w jakikolwiek sposób odnosiła się do treści rozdziału. W tekście wszystko powinno mieć konkretnie określoną funkcję i cel inaczej powstaje grafomania - co widać na załączonym obrazku.

    Nie mogę - samochody przynoszące szczęście! Niet, niet i jeszcze raz niet nie po 60 latach od wprowadzenia nowego systemu, nie kiedy wciąż żyje pokolenie sprzed odkrycia choroby. Chrześcijaństwo mamy od dawna, a wciąż ludzie zawiązują na wózkach czerwone kokardki i stukają w niemalowane drewno. W Stanach na pewno jest podobnie! Religie przed chrześcijańskie nie wyparowały! Tak samo powinno być w tym przypadku. Kultura i religia głęboko zakorzeniona w kulturze nie znika po 60 latach od chwili gdy kilka osób w rządzie powie, że ma zniknąć! Samochody nie mogły awansować od statusu urządzeń czysto użytkowych, ewentualnie drogich zabawek do talizmanu szczecią! Nie wspominając o całej tej religii. To tak nie działa.

    Chciałabym wiedzieć jak działa serum, bo w każdym rozdziale ta kwestia wygląda inaczej. W każdym razie wydaje mi się, że ludzie po niej powinni przypominać pozbawionych empatii psychopatów.

    Jedyne co ma tu sens (no powiedzmy) to wątek Grace. Chyba jej reakcja na śmierć matki jest prawdopodobna psychologicznie (może ktoś się zna i wypowie?). A drugą rzeczą sensu nie pozbawioną jest reakcja małej Leny na śmierć matki.

    Magdalena? Serio? Cóż za symbolizm, uchowaj Boru.

    Nad głupotą bohaterów nie ma sensu się rozwodzić. Wszyscy wiemy, że są głupi.

    rose29

    PS: Bożek jesieni mnie rozwalił :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię te wyliczanki o tyle, że pomagają przynajmniej budować jako-taki nastrój dystopii (w przeciwieństwie do właściwego dzieła...). A że autorka niektórymi z owych wstępów sama rzuca sobie kłody pod nogi... no cóż.

      Spokojnie, samochody są nadal przedmiotami użytkowymi. Problemy około-religijne są w tej serii jak najbardziej obecne, ale auta do roli bożków na szczęście nie awansowały ;) Ja w ogóle nie bardzo wiem, po co Oliver napisała coś takiego, bo owszem - przekonamy się w przyszłości, że mieć auto to nie w kij dmuchał, ale ludzie nie mają na ich punkcie aż takiego świra.

      "Chciałabym wiedzieć jak działa serum, bo w każdym rozdziale ta kwestia wygląda inaczej." - My też.

      Och, nad genezą imienia Leny będziemy się pochylać już wkrótce.

      Usuń
    2. Co do kwestii Grace - prawdopodobne psychologicznie jest jak najbardziej, jednak to, że trauma przejawia się akurat w taki sposób, zależy między innymi od osobowości i toku myślenia dziewczynki, a także od jej relacji z matką. Tak mi się przynajmniej wydaje, specjalistą nie jestem, psychologia to po prostu pasja...

      Usuń
    3. "W tekście wszystko powinno mieć konkretnie określoną funkcję i cel inaczej powstaje grafomania - co widać na załączonym obrazku."

      Za każdym razem, kiedy widzę takie stwierdzenie, nie potrafię zrozumieć, co dana osoba rozumie za funkcję i cel każdego zdania. Czy to oznacza, że Mickiewicz się wydurnił, opisując tak długo burzę w Panu Tadeuszu? Nie szalejmy z tym grafomaństwem, bo autor sobie obmyślił wyliczankę jako dodatek do rozdziału ; _ ;
      Tak bardzo nie czaję.

      Usuń
    4. "W tekście wszystko powinno mieć konkretnie określoną funkcję i cel inaczej powstaje grafomania - co widać na załączonym obrazku"

      Może faktycznie powinnam to rozwinąć.

      Najlepiej zadać sobie pytanie "Czy jeśli wywalę z tekstu dany fragment, to czy tekst wciąż będzie miał sens/będzie można interpretować go w ten sam sposób?". Jeśli odpowiedź na to pytanie brzmi: "Brak tego fragmentu nie wpływa na rozumienie tekstu" wtedy fragment jest zbędny - bo nic nie wnosi. Nie pełni w tekście żadnej funkcji. Jeżeli tekst nie traci na braku jakiegoś elementu, to znaczy, że najpewniej ten element nie jest potrzebny. Takim fragmentem czy elementem tekstu może być wszystko. Konkretne słowo, opis przyrody, cytat, czy umiejscowienie akapitów.

      Nie chciało mi się szukać Pana Tadeusza. Poza tym rola przyrody w tekstach romantycznych to osobny duży temat - darujmy go sobie. Opis burzy w Panu Tadeuszu jest potrzebny i odczytuje się go symbolicznie.

      Mickiewicz napisał też wiersz "Burza" i pomyślałam, że ten tekst może posłużyć za przykład. Mamy w "Burzy" piękne, celowe dźwiękonaśladownictwo, tworzące doskonały klimat sztormu. Czytając Burzę słyszy się szum wzburzonego morza i czuje strach marynarzy.

      Np: "Słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei." tutaj mamy słowo "krwawo", które jest nacechowane emocjonalnie i negatywnie. Krwawy zachód słońca jest z założenia mroczny i kojarzy się ze śmiercią. Celem użycia tego słowa jest stworzenie klimatu grozy. Gdyby pojawiło się inne słowo określające kolor czerwony, ale nie było tak nacechowane cele nie zostałyby osiągnięte. Np: "Słońce czerwone zachodzi, z nim reszta nadziei", albo "Słońce pąsowe zachodzi, z nim reszta nadziei" żadne z tych zdań nie ma takiej siły przekazu jak to z "krwawym słońcem". Bo przymiotnik "krwawy" wywołuje u czytelnika inne skojarzenia niż "pąsowy" czy "czerwony", mimo, że wszystkie trzy nazywają ten sam kolor. W tym wierszu zdanie ze słowem "pąsowy" rzucałoby się w oczy jako coś, co odstaje od reszty i psuje nastrój.

      cdn

      Usuń
    5. cd.

      Kolejnym wspaniałym przykładem może być moja ulubiona scena z Greya - scena macanek w windzie. Autorka buduje napięcie, para napalonych na siebie bohaterów obmacuje się, pojawia się słownictwo kojarzące się ze sferą erotyczną i nagle bohaterka wyskakuje z "O święty Barnabo". Zwrot do świętego Barnaby jest właśnie tym co nie ma w tym fragmencie absolutnie żadnej funkcji chyba, że autorka chciała wywołać u czytelnika rechot zamiast podniecenia. Jeżeli celem autorki jest wywołanie u czytelnika pewnych reakcji i emocji to wplecenie w fabułę zwrotu z innego porządku psuje ten efekt. Zamiast dostać wypieków czytelniczka tej sceny erotycznej zapluje sobie książkę, parskając śmiechem. W zasadzie ten nieszczęsny Barnaba jest zbędny. Gdyby się nie pojawił omawiana scena miałaby inny nastrój.

      W Mistrzu i Małgorzacie cenzurowano nawet całe rozdziały właśnie po to by zmienić sens książki. Wywalano te fragmenty, które wpływały na to co książka miała przekazać czytelnikom.

      Natomiast celem pseudo-cytatów zamieszczanych przed tekstem może być budowanie nastroju, wprowadzenie odniesień do innych książek/filmów itd. Może zapowiadać schemat fabularny rozdziału, odnosić się do niego. Może uzupełniać informacje o świecie przedstawionym.
      Wyliczanka przed tym tekstem może i jest takim uzupełnieniem, ale nie ma znaczenia dla kompozycji rozdziału. Nie wpływa na jego interpretację. Równie dobrze przed tym rozdziałem można umieścić przepis na kompot i uzyskalibyśmy ten sam efekt. Gdyby jednak tutaj dać np. "cytat" z poprzedniego rozdziału (ten o diable i miłości) mielibyśmy zapowiedź nadchodzących wydarzeń. Diabła-ukochanego i chorobę-zakochanie bohaterki.

      Podsumowując dla tekstu ma znaczenie wszystko co sprawia, że jest odbierany w pewien określony sposób. Jeżeli obecność lub brak pewnych elementów nie wpływa na znaczenie tekstu, wtedy te elementy nie pełnią w tekście żadnych funkcji.

      Mam nadzieję, że rozjaśniłam nieco to o co mi chodziło :)

      pozdrawiam

      rose29

      Usuń
    6. Zgadzam się z tobą, że autor powinien starać się przekazać coś każdym zdaniem, nie uważam za to, że powinno się go nazywać grafomanem z powodu tego, że wyliczanka nie ma związku z resztą rozdziału, co jest raczej gimmickiem i niczym więcej, kiedy jest tak dużo o wiele bardziej znaczących powodów :)

      ... No i wciąż nie uważam, że jest różnica między "zdaniami nie mającymi określonej funkcji" a "zdaniami z dupy", ale pewnie już posługuję się swoim osobistym słownikiem :D Dla mnie, jak dla umysłu ścisłego, słowo funkcja kojarzy się raczej z przekazaną informacją, tobie najwyraźniej również z budowaniem klimatu i przekazywaniem emocji i na tym chyba polega nasze nieporozumienie - chcemy tego samego, ale używamy innych słów :P

      Usuń
    7. Uwaga o grafomanie odnosiła się do całej tej książki nie tylko do tego jednego przypadku. Bo w Delirium leży wszystko :). Gdyby ta nieszczęsna wyliczanka, nie pasująca do rozdziału była jedynym problemem tej książki, to mielibyśmy całkiem niezłą powieść.
      W sumie są książki gorsze od Delirium.

      Jestem humanistą :) słowo funkcja rozumiem w sposób literaturoznawczy.
      "chcemy tego samego, ale używamy innych słów" - tak, chyba o to chodzi. Myślę, że zwrot "zdania z dupy" doskonale oddaje sens tego o co mi chodziło :)

      rose29

      Usuń
  5. Ta konspiracja mnie boli. Jak pewnie dało się zauważyć, bardzo interesuję się historią, zaś wszelakie totalitaryzmy to mój konik, podobnie jest z organizacjami spiskowymi i konspiracyjnymi. Dlatego... cierpię. AŁtorki, warum!

    Mam wrażenie, że aŁtorka chciała oprzeć system na stoicyzmie, ale bardzo, bardzo nie zrozumiała tego kierunki filozoficznego. Przynajmniej takie jest moje wrażenie po tym fragmencie o braku namiętności jako sposobowi na uniknięcie cierpień. Cóż, przynajmniej to z hobby jest o tyle sensowne, że i takie bieganie czy szydełkowanie można lubić. Tylko... skoro jednym ze skutków cudownego lekarstwa jest anhedonia, to właśnie ci "wyleczeni" powinni masowo popełniać samobójstwa - w końcu życie powinno nie mieć dla nich sensu. Chyba, że tym sensem jest służba Partii i Mniejszemu Bratu, to jest, pardon moi, państwu i ludowi.

    Szaleństwa, hm?
    - Wasza książęca mość, raczej nie powinniśmy... - wyszczękał zębami zziębnięty i wyraźnie przestraszony oficer. KsiążęSergiusz Trubecki rzucił mu krótkie spojrzenie, pod wpływem którego oficer skulił się jeszcze bardziej, prawie zupełnie niknąc pod swoim długim futrem.
    - Dajcie spokój, Iwanie Piotrowiczu. Nie możecie sobie czasem pozwolić na odrobinę szaleństwa? - spytał spokojnie, po czym wrócił do skandowania "Niech żyje Konstanty!". Tymczasem na drugim końcu Placu Senackiego carskie wojska ustawiały armaty.

    Hej, jedzenie jest BARDZO romantyczne, porównywanie kogoś do naleśników jest o wiele lepsze, niż wszelkie marmurowe Adonisy! Jeśli chodzi o dziwne porównania, ja kiedyś porównywałam cerę i włosy mojego dawnego crusha do miodu, ewentualnie określałam jego urodę jako "litewską", chyba nie jestem dość romantyczna, chlip, chlip.

    Marzy mi się plot twist że Alex tak naprawdę jest podstawionym przez wywiad agentem, mającym sprawdzić, czy te dwie działają w ramach jakiejś organizacji, jeśli tak, przeniknąć do niej, zdobyć nazwiska i umożliwić odpowiednim służbom aresztowanie, a jeśli nie, posłanie ich do ichniego odpowiednika kwan-li-so.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tylko... skoro jednym ze skutków cudownego lekarstwa jest anhedonia, to właśnie ci "wyleczeni" powinni masowo popełniać samobójstwa - w końcu życie powinno nie mieć dla nich sensu. Chyba, że tym sensem jest służba Partii i Mniejszemu Bratu, to jest, pardon moi, państwu i ludowi." - Żeby jeszcze. Nie, zdaniem autorki brak miłości = brak wszelakich zainteresowań, namiętności, sympatii, hobby i preferencji. Brak wszystkiego powyższego = spokojna, satysfakcjonująca egzystencja. A że nie bardzo wiadomo, dlaczego ktokolwiek miałby ochotę funkcjonować w takim świecie, no cóż...

      "Marzy mi się plot twist że Alex tak naprawdę jest podstawionym przez wywiad agentem" - mnie natomiast marzy się, aby w następnym rozdziale przejechała go ciężarówka, ale niestety, autorka nie podziela moich snów.

      Usuń
    2. Niech zgadnę - jego blizny to atrapy jak u Jared&Co.?

      Usuń
    3. Nie będziemy spoilerować ;)

      Usuń
  6. Naprawdę KAŻDY truloff musi być śniady i bezczelny?
    KAŻDY!?
    Czekam na jakiegoś nieśmiałego poczciwca pokroju Simona...
    ... o, cześć, Peeta. Ty przynajmniej lubisz piec ciasta i malować i nie jesteś tfardym badbojem. Dlatego wolę ciebie od Gale'a... nikt więcej? No dobra.(Maxon jest poza kategorią jako człowiek o osobowości surówki)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale, ale! Proszę nie obrażać surówki. Ona jest stanowczo bardziej charyzmatyczna i inteligentna niż Maksio...

      Usuń
    2. "Naprawdę KAŻDY truloff musi być śniady i bezczelny?" - nie każdy, McSparkle był trupioblady ;)

      Usuń
    3. Za to o niebieskookiego trudniej, ha! Zawsze musi być coś od złota do brązu...

      Usuń
    4. Wiktoriański Jace, aka Will Herondale, ma niebieskie oczy. Głowy nie dam, ale któryś z piknych chłopców z "Upadłych" też miał niebieskie oczy chyba... Albo zielone...

      Usuń
  7. Boru,jakie to głupie... Alex taki suPtelny. Dla mnie to on nawet bez akcji z poprzedniego rozdziału wygląda na niewyleczonego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, co z Was takie niedowiarki, a może Alex jest podstępny i chce wciągnąć nieogarniętą nastkę w pułapkę? ;)

      Usuń
    2. ^to by wymagało wymyślenia wiarygodnej intrygi. Jak wiemy od czasów Stefci, takie coś w YA nie istnieje :c

      Usuń
    3. to by wymagało uczynienia z OczywistegoTruloffa Jednak-Nie-Truloffa, a to by była przecież zbrodnia :/

      Usuń
    4. Yay, wincyj ludzi podziela moje nadzieje! To byłoby zbyt piękne.
      To świadczyłoby też o jakichkolwiek kompetencjach aparatu represji, zatem taki scenariusz jest niemożliwy.

      Usuń
  8. Ło boru, jakie to było nudne. Załapałam już w poprzednim rozdziale, że nasz Adonis jest pikny jak z obrazka i ma liście na głowie, autorka nie musiała tego pisać jeszcze 50 razy.

    Jakim cudem to chłopię dostało robotę jako strażnik? Wróć: jakim cudem to chłopię już dawno nie zadyndało na stryczku, skoro ukrywanie bycia odmieńcem wychodzi mu mniejwięcej równie dobrze jak Cullenowi ukrywanie faktu bycia wampirem?

    "Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło." - ja też nie, Lenuś. Lena z początku książki i obecna to dwie różne Leny. I nie, jej quasi rozdwojenie jaźni mnie nie przekonuje.

    Ta pożal się Borze dystopia zaczyna osiągać level Rywalek. Jakby w filmie komuś zabrakło budżetu na hiperwypasiony widok miasta z lotu ptaka, więc narysował kilka budynków flamastrem na kartonie i miał nadzieję, że nikt nie zauważy. Co jest smutne, bo pomysł był niezły. Może nie do końca super świeży i oryginalny (ale co w tym momencie jest?), ale niezły.

    Z ciekawości poczytałam recenzje i wszyscy się zachwycają, jaki cudny świat przedstawiony, jaka cudna bohaterka i oczywiście cudny truloff ._. Nie bardzo wiem, jak to podsumować. Ładna rzyć truloffa naprawdę tak bardzo odwraca uwagę od... no nie wiem, WSZYSTKIEGO?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jakim cudem to chłopię dostało robotę jako strażnik? " - cóż, biorąc po uwagę, że już niedługo wszyscy będziemy sobie zadawać pytanie: "Jakim cudem to chłopię w ogóle chodzi jeszcze po tym świecie?", praca w laboratorium to przy tym małe miki.

      " Lena z początku książki i obecna to dwie różne Leny. I nie, jej quasi rozdwojenie jaźni mnie nie przekonuje." - Lena na przestrzeni tej książki często wykazuje owo rozdwojenie - na nieszczęście dla kreacji tej postaci, która początkowo zapowiadała się na całkiem ciekawą (bo myślącą tylko i li zgodnie z wolą Wielkiego Brata) bohaterkę.

      "Ładna rzyć truloffa naprawdę tak bardzo odwraca uwagę od... no nie wiem, WSZYSTKIEGO?" - biorąc pod uwagę iż, nawet nie spoiler alert, tru loff jest dla mnie jednym z większych minusów tej serii...Ciężko to nawet przyjąć za wytłumaczenie.

      Usuń
    2. No przecież się poprawiłam :D Bo już teraz widzę, że pod mundurem pewnie nosi koszulkę z napisem "Precz z Wielkim Bratem!" i uważa to za szczyt konspiry :D

      Usuń
  9. Osobiście zaczęłam sobie wizualizować Mniejszego Brata jako takiego kurdupelkowatego, durnego jak but i wiecznie wściekającego się na swoich równie niekompetentnych podwładnych zUego z kreskówki. I nagle wszystko zyskuje więcej sensu...

    "Uważa się, że przynoszą szczęście, dlatego ludzie wyciągają ręce, by dotknąć maski i lśniących szyb, które przez to niedługo pozostaną czyste."
    Uhm, tubylcy chcieć pomacać żelazny smok Białego Massa ;p

    "A teraz następne pytanie. Kimże jest ów tajemniczy strażnik?"
    Czy jeśli zgadłam, że dziewoje spotkają liściowłosego, zanim jeszcze dobiegły do laboratorium, to coś wygrywam? ;p

    Zaraz, kto to jest ten cały Andrew Marcus od dłubania w nosie? O.o On był gdzieś wcześniej wspominany?

    "totalnie-nie-krowy na różne choroby" - jak to uroczo brzmi <3

    Zakładam, że pewnie już za tydzień dowiemy się, czemu Tróloff numer 1 jest nieporównanie gorszy od tego drugiego. Jakoś nie jestem pewna, czy mam ochotę to wiedzieć...

    BTW, jeśli ktoś już o to pytał to przepraszam, ale ile rozdziałów liczy sobie to dzieUo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czy jeśli zgadłam, że dziewoje spotkają liściowłosego, zanim jeszcze dobiegły do laboratorium, to coś wygrywam? ;p" - nie, mamy zbyt inteligentnych czytelników na tak prostackie zagadki ;)

      "Zaraz, kto to jest ten cały Andrew Marcus od dłubania w nosie? O.o" - stuplanowy statysta bez znaczenia, istniejący w narracji tylko po to, by służyć za tymczasowego chłopca do bicia (dopóki na arenie nie pojawi się właściwy model). Możecie spokojnie zapomnieć o jego istnieniu, nie ma on żadnego wpływu na historię.

      "Zakładam, że pewnie już za tydzień dowiemy się, czemu Tróloff numer 1 jest nieporównanie gorszy od tego drugiego." - och, nie, nie. To akurat będzie dosyć żmudny proces, rozłożony na wszystkie tomy serii.

      " ile rozdziałów liczy sobie to dzieUo?" - 27.

      Usuń
    2. Zaraz! Gdzie tam był Andrew Marcus? Jaki Andrew Marcus!?

      Usuń
  10. Ughhh, w któryś analizach przewijało się sformułowanie "chrześcijaństwo w każdym universum", na tej samej zasadzie można nabijać "homofobia w każdym universum". Nudne to, paskudne i leniwe ze strony autorów... Dlatego się przerzuciłem się albo na książki wyraźnie adresowane pod czytelników LGBT albo na gry komputerowe :/
    I jak, na litość imię Magdalena może brzmieć chropowato??? Maghhdarrenhggraa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, akurat homofobia u Oliver nie jest prezentowana w pozytywnym świetle, a jako część propagandy Wielkiego Brata i dystopii.

      A co do imienia...Cóż, nie wypowiadają go głosem należącym do tru loffa, co to jest jak płynny, złocisty miód?

      Usuń
    2. Czuję się jakbym pochodziła z Saturna i nie wiem, co czytacie, czego ja nie czytam, ale z jawną homofobią spotkałam się tylko w średnich kryminałach jako cechę któregoś z tamtejszej gali psycholi tygodnia. Chyba że chodzi o to, że w większości książek tematy LGBT nie są poruszane wcale, ale to chyba nie powód, żeby się na nie wściekać i przestać je czytać?

      Usuń
    3. Popo, to też zależy. Czasem jest to po prostu irytujące, ale to akurat odczucie bardzo subiektywne, wiadomo. Ale czasem podpada to pod błąd logiczny, jak choćby w "Dobranych", gdzie mamy społeczeństwo oparte na dobieraniu ludzi w pary. I wtedy pominięcie kompletnie tematu LGBT jest trochę... zgrzytem.

      Usuń
    4. Idk, dla mnie kompletny brak bohaterów LGBT+ jest objawem homofobii. To trochę jak z bohaterkami typu damsel in distress - owszem, można się upierać, że takie kobiety istnieją, ale jeśli w książce istnieją tylko one, to coś jest nie tak. Poza tym ja widzę też inne objawy homofobii - np. jeśli pojawia się jakaś reprezentacja, to zazwyczaj te osoby są przedstawiane skrajnie stereotypowo i bardzo często giną na końcu (jest nawet taki trop "Bury your gays"). Nie jest to stricte homofobiczne, ale niewątpliwie przestawia pewien światopogląd, szczególnie jeśli powtarza się tak często. Być może brzmię teraz jak tumblrowy sjw, ale z jednej strony te biale hetersowe romanse mnie straszliwie nudzą, a z drugiej widzę, że one wyznaczają trend całej masie ludzi, więc tak, widzę tu pewien problem. To takie ciche przyzwolenie i o może o wiele bardziej kształtować umysły niż chodzenie i spamowanie wszędzie, że geje spłoną w piekle.
      (Nie wiem, czy to miała na myśli OP pisząc o homofobii, ale w sumie mam podobny problem, więc ten. Tylko zamiast gier czytam ficzki).

      N

      Usuń
  11. Beige,jak ja ci współczuję, że musiałaś pisać coś o tym rozdziale :D Śmiałam się jak zjarana przez większość analizy przez twoje komentarze. Te mniej lub bardziej subtelne podjazdy, ten sarkazm <3 To chyba najlepsze mechanizmy obronne przeciwko ksiopkom.

    "Mój chłopak ma oczy koloru sierpniowego nieba i włosy jak mleczna czekolada…"
    Ależ Beige, nie wiedziałam, że masz takiego ładnego chłopca
    Swoją drogą, Alexa widzę tak:
    http://www.everyjoe.com/wp-content/uploads/2008/01/clipboard01.jpg
    Tyle że ze śniadą skórą. Maryboo, tworzyłaś w Simach familię Singerów - jeśli zdecydujesz się i na rodzinę z Delirki, wiesz, co masz robić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, rodzina Leny jest dla mnie zbyt nieciekawa, by poświęcać jej czas w grze. No, chyba że stworzy się "rodzinę" złożoną z naczelnych bohaterów serii, to co innego ;) (BTW, mam Simsy 4, tam człowiekokwiat chyba nie wyjdzie :( )

      Usuń
    2. Z powodu braku człowiekokwiata?

      Usuń
    3. Taka piękna okazja się zmarnowała przez okropne decyzje EA.
      Jak zwykle.

      Usuń
    4. Ja z kolei mam skojarzenia muzyczne:
      Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie, nikt go nie poratuje, nikt mu nie powie...

      Usuń
    5. W którymś dodatku na pewno dodadzą simorośle. Google już pokazuje, że mają swoje challenge. https://i.ytimg.com/vi/UlfwwbcMUGo/maxresdefault.jpg

      Plus: od czego są mody?

      Usuń
  12. Wyliczanka może być,motywy biegania też.
    Dziewczynie trochę smutno, bo po zabiegu ich drogi najpewniej się rozejdą -dobry szczegół.
    To zaproszenie na oglądanie oceanu też ujdzie.Ten rozdział ogólnie mało szkodliwy ..

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "To zaproszenie na oglądanie oceanu też ujdzie." - niestety, nie bardzo. Ogólnie rzecz biorąc, jak się wkrótce przekonamy, większość życiowych decyzji Alexa podpada od "nie bardzo" po "wysoce zaawansowana lobotomia".

      Usuń
    2. Szczególnie, że Alex jest w sumie... w pracy. Nie powinien się oddalać :/

      Usuń
  13. "Czy dostanę kiedyś dystopię YA, gdzie ludzie będą mieli w pompie orientację seksualną?" - "The 100". Nie jest to co prawda dystopia, ale jest YA i jest Ziemia po wielkiej wojnie nuklearne i mamy dwie pary homoseksualne. Jest para gejow (Felix i Eric), ktorzy gdzies sie tam przewijaja w tle i para lesbijek (Octavia i Anna). Ta druga para jest dosc urocza, a Octavia gra dosc spora role. Glowna bohaterka, Clarke, nie jest niezdara - co wiecej, jest bardzo pozyteczna, bo ma jakies tam podstawowe wyksztalcenie medyczne. Aha: no i nie ma trojkata milosnego, co nie zmienia faktu, ze glowny truloff jest dosc... Ble :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O muj bosz, książkowa Octavia jest lesbijką? Nawet nie wiedziałam. XD

      Usuń
    2. Tak, dopiero w czwartym tomie to wychodzi na jaw, bo sobie dziewczyne znalazla. Wiem, ze w serialu jest inaczej, ale dopiero jestem na pierwszym sezonie :)

      Usuń
    3. To wszystko wyjaśnia, jestem wciąż na pierwszym tomie. W serialu się wcześniej pojawia postać mocno związana z lgbt, która kopie tyłki, ale ofc ginie.
      (Choć w sumie Raven wygląda cierpiąco, jak musi się seksić z facetami, a z kobiecymi postaciami ma lepszą chemię XD)

      Usuń
    4. Znajoma mi zaspoilerowala, ze Clarke bedzie z jakas babka, tak? A Raven jest ladna i ogolnie baaardzo pozyteczna (a to bombe skonstruuje, a to cos naprawi), ale ona tak na Finna ciagle paczy i paczy... Ja ksiazki przeczytalam dosc szybko, ale po angielsku, nie wiem, jak tam tlumaczenie polskie. I ogolnie wlasnie w "The 100" sa osoby homoseksualne, ktore nie sa tylko i wylacznie gejem/lesbijka, wiec to im licze na plus :) No i nie ma trojkata milosnego, a glowna bohaterka jest sprawna i pozyteczna. Co do reszty swiata przedstawionego to inna sprawa, ale akurat te trzy sa odmienne niz w nrmalnych powiesciach ya :)

      Usuń
    5. Tak, Clarke będzie z Lexą, która jest imo trochę przehype'owana, ale była postacią z ogromnym potencjałem i miała sporo do roboty, też odrębnie od bycia lesbijką, generalnie akurat w serialu też postaci orientacja nie określa i to jest fajne. A miłość Raven do Finna jest istnym imperatywem/przyzwyczajeniem, przysięgam, uczucie którejkolwiek konkretnej babki do Finna tym jest, facet ma dwa tryby: ":c" i ">:c" i na tym się kończy jego gra aktorska i w ogóle kreacja. Ugh. Nie no, to zdecydowanie na spory plus je wyróżnia w tym gatunku xD

      Usuń
  14. Wow. Ten tru loff jest... jest... jest... dokładnie taki sam, jak wszyscy inni. Przystojny, zbuntowany, z poczuciem humoru, niczym ten młody bóg kroczy przez życie, prowadząc u swego boku najpiękniejszą w jego oczach główną bohaterkę.
    NUUUUUUDY.
    Serio, nic mnie tak nie wnerwia w powieściach i filmach o tego typu klimatyce jak romanse. Moim zdaniem są niepotrzebne, a jeszcze gorzej, kiedy taka dystopia właśnie jest jedynie tłem dla wielkiej i prawdziwej miłości :')
    Pytanie - ile będzie tych tru loffów i z którym skończy Lena?
    Mary Stan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Pytanie - ile będzie tych tru loffów i z którym skończy Lena?" - no nie, musicie mieć jakąkolwiek niespodziankę w tej serii ;)

      Usuń
    2. Ale to jest oczywiste pytanie! To się liczy z definicji trójkąta!

      Usuń
    3. trzeba opracować wzór :)

      Usuń
  15. Chciałam napisać jakiś sensowny komentarz, ale poza totalnie-nie-krowami, które leczą choroby i Tru Loffem bez charakteru, ale za to z jesienną florą na głowie nic mi nie zapadło w pamięć. Może poza tym, że Hana, jak każda ładna, pewna siebie bohaterka musi być głupia i wpadać na idiotyczne pomysły. A, no i heteronormatywną szczepionkę. Srsly, ja rozumiem pewien sens homofobii w niektórych dystopiach, ale wszystkich co do joty? Niezależnie od powodów jej powstania, mentalności i w ogóle? Dżizas, co za lenistwo, niemalże na miarę pakietu "chrześcijaństwo i system metryczny w każdym uniwersum".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat w "Delirium" homofobia ma sens o tyle, że jakiekolwiek intymne kontakty są tu sprowadzane do prokreacji, zatem jakakolwiek bliskość nie produkująca obywateli = zło. Natomiast jakim cudem ta sama maszyna robiąca PING lecz cię z uczuć i zmienia orientację, to już isza inszość...

      Usuń
    2. No bo w dystopii musi być nietolerancja przecież!

      Usuń
    3. Maryboo, ja wiem, że homofobia w tym uniwersum ma sens, chodziło mi o to, że w KAŻDEJ dystopii w ya, na jaką wpadłam, istnieje domyślnie jedynie hetero. Czy naprawdę nigdy do władzy nie mógłby dojść tyran lgbt, który miał dosyć heteronormatywnego społeczeństwa i zabronił związków dwojga płci, wymawiając się przeludnieniem czy coś? Już nudne się to robi.

      Usuń
    4. No właśnie to by wszyscy uznali za straszną homofobiczną nietolerancyjną zuom i be książkę bo każdy wie że w dystopii musi być JEDEN władca który w sumie to jest hitlerem z dodatkami i propagandą wzorowaną na komunie (niekoniecznie dobrze opisany) i musi być nietolerancyjny i mieć zacofane poglądy.
      Mnie też to wkurza.

      Usuń
    5. Ach, zapomniałabym: musi być stary lub w średnim wieku a imidżu dodaje mu pomiatanie podwładnymi i fanatyczne krzyczenie "Bzdura!" "Głupcy!" albo coś w tym stylu albo deptanie kaczuszek... aresztowanie ludzi za kradnięcie jedzenia dla głodnych dzieci

      Usuń
  16. Czy temat homoseksualizmu jeszcze się pojawi, czy ałtorka za jednym zamachem pozbywa się tego wątku całkowicie? W końcu wiadomo, tylko miłość hetero jest wystarczająco silna, by zmienić świat 😪

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawi się, ale oddzielny mini-wątek istnieje jedynie w jednym z opowiadań; w serii własciwej mamy wyłącznie wzmianki albo bardzo, bardzo delikatne aluzje.

      Usuń
  17. W sumie nie mam nic przeciwko poetyckim opisom. Ba, uwielbiam niektórych autorów prawie wyłącznie za piękne, poetyckie opisy. Ale dla mnie cały urok owych jest w tym, żeby wykazać się jakąś oryginalnością i zaskoczyć czytelnika pasującą ale nieoczywistą metaforą, natomiast większość słabych autorów/autorek najwyraźniej uważa, że jeśli walnie się kilka botanicznych i innych podniosłych porównań, to praca sama się zrobiła i to jest tak bardzo słabe. Muszę przyznać, że w pewnym momencie zaczęłam omijać cytaty i czytać tylko komentarz, bo mój wewnętrzny redaktor się buntował.

    Tbh pomyślałam, że Lena może być skrótem od Magdaleny, ale potem uznałam, że to zbyt głupie. Tzn no niby na upartego można to zrobić, ale to Ameryka, czemu nikt nie nazywa bohaterki Maggie? Tzn wiem, Maggie jest plebejskie i prozaiczne, a Lena podniosłe i poetyckie i gdyby nie kontekst, chyba nie kłułoby mnie w oczy aż tak bardzo. :/

    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skrót pewnie brzmiał lepiej autorce ;) A o samej genezie własciwego imienia usłyszymy - niestety - już wkrótce.

      Usuń
  18. Jakoś na razie nie wczulam się w te analizę... zaczelam czytać oryginal, ale mnie znudziło. Ta Lena jest taka bezplciowa w swojej głupocie i opkowej nastoletniosci ;) ale skoro analizujecie, to czytam, bo znaczy to, ze cos do analizy tam musi byc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lena jest, przynajmniej dla mnie, jedną z bardziej bezbarwnych protagonistek YA, zwłaszcza w pierwszej części. Za to głupoty piętrzą się z każdym kolejnym tomem (jeśli nie rozdziałem) aby osiągnąć apogeum w części trzeciej.

      Usuń
  19. Ta konspiracja wręcz przywodzi na myśl wspomnienia... Tj. Wspomnienia z sesji rpg, gdzie z drużyną uznaliśmy, że dezerterujemy z imperialnego wywiadu w celach patriotycznych (czyt. Żeby nie zawalić kolejnej misji). No i stoimy sobie na środku ulicy, okradzeni przed chwilą przez rebeliantów i dyskutujemy o tym jak po cichu ukraść statek kosmiczny. Podchodzi koleżanka z wywiadu.
    My: Cześć. Usiłujemy ukraść statek kosmiczny żeby zwiać z planety. Zwiewasz z nami?

    A do tego zapomniałam że mam granaty ogłuszające. A wookie drużynowy nas zaatakował i z cichego włamania się do statku zrobiło się wielkie BUM!.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal lepsze umiejętności planowania niż u postaci tego uniwersum.

      Usuń
  20. ojezujezu, jak na razie ta książka to fala facepalmów poprzeplatana tą żałosną myślą, że sam koncept nie był tak tragiczny i dałoby się złożyć z niego coś dobrego. Gdybym chociaż zabierała się za napisanie książki w zuym ustroju, zapoznałabym się z dziełami takimi jak "1984", poczytała na temat komunizmu, totalitaryzmu, może parę dzieł propagandowych, o wysyłkach na Sybir i tak dalej. Choćby żeby ogarnąć, jak wielka to jest skala w mani przerąbane w takim ustroju ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncept tej serii jest o tyle problematyczny, że autorka sama momentami zdaje się nie wiedzieć, co właściwie chciała osiągnąć w swojej dystopii - usunięcie miłości romantycznej, miłości jako takiej, zobojętnienie społeczeństwa czy pozbycie się wyłącznie "pozytywnych" emocji. Kanon potrafi tu wykonać woltę w obrębie dosłownie jednego rozdziału, nie mówiąc już o całym tomie czy trylogii.

      Usuń
  21. Tak czy siak, przyśpiewka "Załóż pizame, bo zameczysz mamę" jest bardzo życiowa i weszla w moim domu do stałego użycia #pozytkizYA

    OdpowiedzUsuń
  22. ... Ja z kolei czekam na YA gdzie boCHaterka jest ciemnoskóra. Dlaczego? Choć powodów mam sporo, najbardziej aktualnym jest następujący dialog z moją przyjaciółką (przerabiałyśmy pewien całkiem udany opis pierwszego spotkania boCHatera mającego na głowie poważniejsze sprawy niż miłość oraz boCHaterki na wersję opkową).

    - " A jej uroda lśniła jaśniej od blasku tysiąca słońc"
    - Raczej czarnych dziur, ona jest śniada i ma czarne włosy.
    - Ale czarne dziury nie lśnią, tylko pożerają wszystko dookoła! Gdzie tu miłoźdź?
    - Bo ona była tak piękna, że wyssalo to z niego wszelkie inne myśli, razem z połową punktów IQ!
    - Ja bym nawet powiedziała że większość IQ wyssało i zostały śladowe resztki.


    Porównanie urody Marysi/truloffa do czarnej dziury - coś, czego potrzebuję xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czy śniady i czarny to to samo? Pytam poważnie bo na kolorach się nie znam.

      Chociaż tak mi podsunęłaś jeszcze jedno zdanie.
      - W tych ciemnych i głębokich jak studnie oczach można było się utopić. A na pewno utopiła się tam już połowa mojego zdrowego rozsądku. Chociaż po namyśle, to może to było w wódce...

      Usuń
    2. Ale jak to bohaterka może być CZARNA?! To takie nie-relatable :/ A tak na serio, właśnie sobie uświadomiłam, że nie kojarzę książki YA (chyba poza tą, której ekranizacja wyszła w tym roku z Rue z Igrzysk, o ile tam bohaterka była czarna, nie czytałam), w której główna bohaterka byłaby czarna... Tru loff też, no, z wyjątkiem "Kronik rodu Kane". Choć w "Olimpijskich Herosach" były chyba na pierwszym planie bohaterki nie-białe.

      Usuń
    3. Cóż, nie do końca... W sumie to mea culpa, określenie "śniady" pasuje bardziej do np. Romów, choć spotykałam się z nim także w znaczeniu "czarny".

      Zdanie cudowne <3

      W epoce solariow czemu nie? Ja też niespecjalnie kojarzę. Może to i lepiej, prawdopodobnie taka bohaterka byłaby przedstawiona skrajnie stereotypowo :/

      Co do "Herosów, potwierdzam, Piper i Hazel. ;) Z tym, że Piper była bodajże półindianką.

      Usuń
    4. Ogólnie Riordan stara się być inkluzywny, co według mnie jest super. W Magnusie Chase'ie na przykład jest Sam, która jest muzułmanką, jest Alex, jest Hearthstone, pewnie jeszcze kogoś pominąłem... A tak to był też Nico chociażby.

      Razzy

      Usuń
  23. Cóż, a ja sie nie zgadzam z tym, że opis wyglądu glownej bohaterki z perspektywy jej samej, jest nieprawdopodobny. Obecnie ogrom ludzi ma zaburzenia nastroju,czy niską samoocenę i nie widzi siebie w prawdziwym świetle.Także okreslenia w stylu, że wygląda jakby ktos ją źle poskladal w całość są subiektywne i niestety bardzo często generowane przez nastolatki, które mogą być ładne, tylko tak siebie z rozróżnych przyczyn oceniają.Uważam,że również wiarygodny jest opis chłopaka, który przedstawia Lena, zauroczyła się więc idealizuje sobie pewnie przeciętnego z wyglądu gościa. Co do formy, to rzeczywiście - za duzo tu dziwacznych poetyckich porównań.
    Eva
    PS. Przepraszam za ewentualne literowki w moich komentarzach, z mojego telefonu pisze sie tragicznie.
    Eva

    OdpowiedzUsuń